Darmowe
planery, e-booki...

Podziel się:

Darmowe
planery, e-booki...

Simplicite Travel Diaries. Zima stulecia w Bangkoku

 

Ciężko mi w to uwierzyć, gdy czuję jak strużka potu spływa mi delikatnie po karku. Jednak fakty mówią same za siebie. Pierwszy raz od kilkuset lat spadł śnieg w Laosie. Na północy Tajlandii, w górach, temperatura spadła do plus 6 stopni, a w Bangkoku do 16. To najsurowsza zima od wielu, wielu lat – powtarzają Tajowie.

 

Na mojej ulubionej ulicy Soi Ram Buttri nic się nie zmieniło od czasu naszej wizyty w zeszłym roku. Wszystko w tym samym miejscu, wózki z jedzeniem, stragany z ultra-kolorowymi ciuchami za grosze i ten same uliczne jadłodajnie. Idziemy do knajpy, gdzie byliśmy w zeszłym roku stałymi bywalcami. Siadamy po cichu przy stoliku, szukając wzrokiem Max’a – właściciela. Przychodzi do stolika z szerokim uśmiechem i Cześć na ustach. Nie mogę uwierzyć, że nas pamięta! Nigdy nie zapominam swoich – zapewnia Max – mam nowe sztuczki, pokażę Wam wieczorem!  Bo Max znany jest z karcianych sztuczek, którymi umila posiłki swoim gościom. A jest w tym naprawdę dobry! Że czasami kuleje przez to szybkość obsługi… cóż, coś za coś, prawda? 

 

Po co wracać dwa razy w to samo miejsce?

 

Jeszcze ze 2 lata temu sama bym się o to zapytała. Jednak Tajlandia ma w sobie coś takiego, że wracam tu z ogromną przyjemnością. Ulica Soi Ramm Buttri, nieco mniej zatłoczona od swojej słynnej sąsiadki, Khao San Road, ma w sobie coś niezwykłego. Trudno mi to wytłumaczyć słowami, ale to miejsce to swoisty symbol wolności. Alkohol leje się strumieniami, ale nie ma awantur, przepychanek. Najbardziej natrętni są kierowcy tuk-tuków, ale oni na trzeźwo zachowują się identycznie. Pomimo oczywistej reputacji Tajlandii, nigdzie nie ma pornografii, dziwnych pokazów, ani prostytucji. Jest za to cudowna mieszanka ludzi z całego świata, tych najdziwniejszych i takich zupełnie zwykłych. Pijących i abstynentów. Dorosłych i dzieci. Nikt nikogo nie pokazuje palcem. Możesz posiedzieć samotnie. Możesz bawić się w towarzystwie. Normalność. Spokój. Otwartość. Aż ciśnie mi się samoistnie – nie to, co w Polsce czasami.

 

Przeważająca większość Tajów to buddyści. Gdy setki lat temu nastąpiła swoista schizma, buddyści konkretnych odłamów przestali się ze sobą zgadzać nawet w dość fundamentalnych kwestiach. Znamy to z europejskiej historii wojen religijnych, prawda? Tylko, że tu nie było wojny. Nie było przelewu krwi. Mnisi nie zgadzali się ze sobą, a jednak nadal mieszkali ramię w ramię, w jednym klasztorze. Podobno buddyzm zakłada głęboką wiarę w potencjał każdego człowieka.

 

Jesteście z Polski? – pyta sąsiad przy stoliku obok, gdy dosiadamy się na kolację – byłem już w Krakowie i Poznaniu. Super było! Najlepsze są podsmażane pierogi i szoty wódki za 5 zł. Jest z Kalifornii i, jak się okazuje, jest pół-Tajem. Zwykłe – niezwykłe spotkanie. Jego mama mieszka w małej wiosce na północy Tajlandii, a w młodości był buddyjskim mnichem. Na oko mój równolatek. Słucham jego opowieści.

 

Wiesz, pracowałem w barze. Obudziłem się pewnego poranka, skacowany na maksa i w skrzynce pocztowej znalazłem super ofertę z biletem w jedną stronę na October-fest w Monachium. Wylot za kilka dni. Zapytałem mojej dziewczyny, czy ze mną pojedzie. Może na tydzień. Nie chciała. Potem pojechałem do pracy i powiedziałem mojemu szefowi, że chcę wziąć urlop. Może na miesiąc, skoro nie miałem już dziewczyny. Nie chciał. Potem wróciłem do domu i zapytałem mojego współlokatora, czy nie chciałby ze mną pojechać do Monachium. Może na kilka miesięcy, skoro nie miałem już ani dziewczyny, ani pracy. Sprzedałem swoje rzeczy. Schudłem 100 kg. Poważnie. Wiesz, jak jest – puszcza oko. Jak odeszła dziewczyna, poczułem się 100 kg lżejszy. Pojechaliśmy z kumplem. On wrócił po tygodniu. A ja nie.

 

Z Monachium pojechałem na południe. Statkiem trafiłem do Turcji. Potem była Chorwacja, Albania i Czarnogóra. Wiedziałaś, że tam była wojna? Amerykanie to straszni ignoranci. Dopiero tam się wszystkiego dowiedziałem. Autobusem ruszyłem w głąb Europy. Po pierwszych 12 godzinach w busie, powiedziałem sobie – nigdy więcej. Wiedziałaś, że drogi tam są takie okropne? Postanowiłem, że będę jednorazowo jechał maksymalnie przez 6 godził, a potem wysiądę. Nieważne, gdzie wypadnie. Tak przejechałem przez Rumunię, Węgry, trafiłem też do Polski. Potem zaprosił mnie kolega z Dubaju. Bilet był drogi, ale poleciałem. Potem wróciłem odwiedzić Skandynawię i na dzień do Londynu, bo tam drogo. Teraz jestem W Tajlandii, potem ruszam dalej w drogę. Na pewno Francja, Hiszpania i Irlandia… Zobaczymy.

 

Opowiedział mi szczegółowo, gdzie planuje jechać dalej, ale nie byłam w stanie spamiętać. Cudownie, że są tacy ludzie. Niesamowite, że w podróży można się z nimi minąć. 

 

Czuję się tu swobodnie jak w domu. Przytulnie. Pomimo tej najostrzejszej zimy.

 

PS jestem na wakacjach i wiem, że na blogu będę publikować dużo mniej, niż zwykle. Jeśli chcesz towarzyszyć mi w wyprawie, zapraszam na Instagram i Facebook. Tam codziennie wrzucam nowe zdjęcia i relacje. Pozdrawiam serdecznie i przesyłam ogrom słońca!

 

Sprawdź Także

Powiadomienia
Powiadom o
guest
26 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments