Jak zadbać o siebie? Jest wiele rzeczy, które chciałabym powiedzieć w tym temacie samej sobie sprzed 5, 10, 15 lat, ale i tej sobie sprzed roku. Nie oddałabym za nic swojego życia, bo to ono (jego blaski, ale nade wszystko cienie) sprawiło, że dziś jestem, jaka jestem i prawdziwie dobrze mi ze sobą, chociaż czasami miło byłoby uczyć się na cudzych błędach. ;) Dlatego chcę dziś podzielić się z Tobą moimi metodami na mądre zadbanie o siebie. Od razu uprzedzam, te sposoby mogą się odrobinę różnić od tego, co zwykłaś czytać w tekstach pod tym tytułem.
1. Zadbaj o Poznaj swoje potrzeby
W wielu książkach, tekstach, poradnikach niejednokrotnie napotkałaś zapewne stwierdzenie, że w pierwszej kolejności należy zadbać o siebie, o swoje potrzeby. Nałożyć maskę tlenową sobie, zanim nałożysz dziecku. Szczególnie kierowane są one do kobiet, które społecznie zwykły stawiać potrzeby innych na pierwszym miejscu. Ja również te teksty czytałam, kiwałam głową (bo to rzeczywiście ważne), a potem przechodziłam nad nimi do porządku dziennego. Działo się tak zwyczajnie dlatego, że nie rozumiałam, jakie mam potrzeby.
Nie rozumiałam, ponieważ nie ma tutaj uniwersalnych wytycznych. Próba generalizowania najczęściej prowadzi do banałów w stylu „zrób sobie kąpiel”, „poczytaj książkę” itp. Nie jesteś w stanie postawić swoich potrzeb na pierwszym miejscu, jeśli nie wiesz, co to za potrzeby. Jak się tego dowiedzieć? Byłam ostatnio na świetnym wykładzie prof. Kelly’ego Wilsona – jednego z twórców podejścia psychoterapeutycznego ACT (terapia akceptacji i zaangażowania). Proponuje on, aby w żartobliwy sposób potraktować siebie jak… zwierzątko, którym masz się zaopiekować. Gdybyś dostała od kogoś zwierzątko pod opiekę, co zrobiłabyś w pierwsze kolejności? Zapewne dowiedziała się, co to za zwierzątko i jak należy się nim zająć, prawda? Przecież to ważne czy to jest pies, kot czy fretka, ile ma lat, ile i co potrzebuje jeść, ile potrzebuje snu, a ile zabawy, jak lubi się bawić itp. :)
Pomocniczo możesz (najlepiej często) zadawać sobie właściwe, chociaż trudne pytania i uważnie słuchać (i zapisywać) odpowiedzi. Przykładowe pytania:
- Jak się masz?
- Jak się czuje moje ciało?
- Czego chcę w tej chwili?
- Czego mam nie robić?
- Czy czuję się komfortowo?
- Kiedy czuję się komfortowo?
- Co wtedy czuje moje ciało?
- W jakich sytuacjach czuję niepokój?
- Co (kto) sprawia, że czuję niepokój?
- Czego w moim życiu jest za mało?
- O czym marzę?
- Co mnie drażni i dlaczego?
- i moje najważniejsze…

Odpowiadając na pytania szukaj konkretów. Nie poprzestawaj na „czuję się źle, bo jestem zmęczona”, drąż. Skorzystaj z metody 5 pytań, jeśli chcesz. Zaciekaw się sobą i swoimi zachowaniami, reakcjami. Spróbuj badać je tak, jak małe dziecko bada swoje otoczenie po raz pierwszy. Z łagodnością. Baw się tym. Sprawdzaj. Tu nie ma dobrych i złych odpowiedzi, są tylko te prawdziwe. Twoje i tylko twoje potrzeby.
2. Zmień język, którego używasz w rozmowie… ze sobą
Ten punkt jest niezwykle ważny. Zauważ język, jakim się posługujesz. Nie w pracy, nie w kontaktach z bliskimi czy też zupełnie obcymi ludźmi. Język, którego używasz wobec najważniejszej osoby – Ciebie. W naszych głowach toczy się nieustanny dialog wewnętrzny. Mamy miliony myśli – część z nich zauważamy, ogromnej części nie, ale to nie oznacza, że ich tam nie ma. Wyostrz się na te słowa, na te myśli. W jaki sposób się do siebie zwracasz? Per kochanie, skarbie, koteczku, maleńka? Częściej chwalisz się czy ganisz? A jeśli ganisz to co wtedy do siebie mówisz? Jakich słów używasz? Jakim tonem? Przeklinasz? Gdy pierwszy raz zwróciłam uwagę na to, jak się zwracam sama do siebie – byłam przerażona. „Daj spokój, znowu się czepiasz”, „Weź się ogarnij”, „Mogłaś się bardziej postarać”, „Nic nie umiesz” – to najłagodniejsze ze słów.
Nie chcę się tak do siebie zwracać. Bo i po co? Co to daje? Cały świat wokół jest surowy, dlaczego więc nie mogę dać sobie sama odrobiny czułości i łagodności (nie mylić z pobłażliwością!). A kto mi zabroni? ;) Dlatego teraz zdarza mi się przemawiać do siebie nawet jak do zagubionego dziecka. Łagodnie pytać, nagradzać, wyciągać wnioski, a nie chłostać, biczować i karać. Mała zmiana robi wielką różnicę.
– ćwiczenie –
Ułóż i zapisz swoją mantrę. Brzmi górnolotnie, ale to tylko 2-3 zdania, które będziesz mogła powiedzieć samej sobie w trudnym momencie. Warto, gdyby zawierała 3 elementy: życzliwości wobec siebie, uważności na swoje odczucia i poczucie wspólnoty z innymi. Przykładowo: “Jestem teraz w bardzo bolesnej sytuacji, ale mogę być sama dla siebie wsparciem. Prawdopodobnie większość osób w mojej sytuacji miałoby podobne odczucia. Tak, boję się i bywam słaba, ale jednocześnie jestem dzielna i godna miłości”.
3. Poświęć sobie czas
To trudny punkt, wiem. Trudny z wielu powodów. Po pierwsze, w szalonym biegu naszych czasów, w natłoku obowiązków, planów i pracy trudno wygospodarować czas zupełnie dla siebie. Jest takie powiedzenie wśród nauczycieli medytacji, że jeśli nie możesz wygospodarować 10 minut na medytację oznacza to, że powinieneś poświęcić na nią godzinę. Cytuję bardzo luźno. :) Zgadzam się z tym. Im bardziej wydaje mi się, że nie znajdę czasu dla siebie, tym rozpaczliwiej mój organizm go potrzebuje.
Drugą, poważniejszą przeszkodą bywa wewnętrzne przekonanie, że mi się czas dla siebie nie należy, albo co lepsze – że na mój czas dla siebie muszę „zasłużyć”. Przeskoczyć to przekonanie bywa najtrudniej. Tutaj ogromnie pomocne może być podejście oparte na tzw. samowspółczuciu. Wszystkim chętnym na zgłębienie tematu polecam mocno tę książkę, a w dużym uproszczeniu chcę zaproponować jedno ćwiczenie.
– ćwiczenie –
Wyobraź sobie, że przychodzi do Ciebie najlepszy przyjaciel, przyjaciółka lub inna osoba szczególnie bliska Twojemu sercu i mówi Ci, że bardzo potrzebuje o siebie zadbać, ale nie ma czasu, albo czuje, że nie zasługuje na takie traktowanie. Co byś jej powiedziała? Co doradziła? Wiesz już? To teraz zrób to. Potraktuj siebie jak swojego najlepszego przyjaciela. Zatroszcz się o siebie tak, jakbyś troszczyła się o kogoś, kogo kochasz. Z mądrością. Z czułością. Tak po prostu. Choćby było to tylko 10 minut dziennie na prawdziwie uważne wypicie filiżanki herbaty.
4. Wypróbuj uważność
Właśnie. Uważność to temat mi ogromnie bliski od dawna i uważam, że bez praktyki uważności nie mogłabym robić w życiu tego, co robię i nie byłabym osobą, którą jestem. Uważność pomogła mi zachować dobrostan nawet w najbardziej trudnym i stresującym momencie, jaki mi się w życiu przydarzył. Ćwiczyć uważność można na milion sposobów. Jest praktyka formalna i nieformalna. Są medytacje siedzące i te w ruchu. Niektórych praktyk można się nauczyć na kursie uważności, ale większość można ćwiczyć samodzielnie w różny sposób. W ostatnim Wyzwaniu Minimalistki na liście zadań znajdziecie mnóstwo dobrych podpowiedzi. Niezdecydowanym i wątpiącym bardzo polecam poczytać, jak medytacja fizycznie zmienia mózg. Pięknie pisał o tym przed laty śp. profesor Vetulani.
Wakacyjne medytowanie!
Jeśli chcesz spróbować medytacji, której efekty są potwierdzone w licznych badaniach klinicznych, ale nie wiesz od czego zacząć lub o co w tym chodzi, pięknie zapraszam Cię na kurs redukcji stresu, o którym Uczestnicy mówią, że jest jak „jedną z lepszych inwestycji w siebie” lub do grupy medytacyjnej, gdzie będziemy pielęgnować świadomy odpoczynek i uczyć się technik relaksacji
- 8 spotkań, raz w tygodniu
- Start 3 lipca 2023
- Codzienna medytacja
- Naukowo udowodnione efekty!
- 8 spotkań, raz w tygodniu
- Start 3 lipca 2023
- Naucz się świadomie odpoczywać
- Medytacje i techniki relaksacji
5. Dbaj o wystarczającą ilość snu
Truizm, wiem. Jednak zdecydowałam się umieścić tutaj ten punkt, ponieważ sen jest okrutnie ważny. Niedobór snu prowadzi do poważnych zaburzeń, od obniżonej odporności i kłopotów z pamięcią, aż do nowotworów i depresji. Za kłopoty ze snem w dużej mierze odpowiada tzw. niebieskie światło emitowane przez komputery czy telefony. W swoim telefonie, którego używam też jako budzika, mam ustawiony filtr światła niebieskiego… na stałe. Zupełnie mi to nie przeszkadza w normalnym korzystaniu, a moje oczy (i reszta organizmu też) są mi wdzięczne.
Pomocny przy odprężeniu, a co za tym idzie zasypianiu jest też tzw. trening autogenny Schultza.
Jak dbasz o siebie?
Czy nie zgubiłaś dowodu osobistego? Jeden z sąsiadów znalazł dokument na Twoje nazwisko :)
Nie, mam dowód przy sobie. :)
Uff, całe szczęście :)
Dzięki za informację!
Dobrze, że ktoś porusza ten temat tak dogłębnie i wyczerpująco. Nie ma nic gorszego niż spłycanie go do zagadnień jedynie jedynie natury cielesnej i estetycznej, m.in pod hasłem KUP SE KIECKĘ.
Tak, ostatnio spotkałam się z wszytą metką, na której był napis mówiący, że silne kobiety nie płaczą, tylko idą na zakupy. Dawno się tak nie zdenerwowałam.
Najstraszniejsze jest to, że szeroko rozumiane opiniotwórcze media faszerowały nas takimi opiniami całe lata. Zadbaj o siebie tzn o swoją cielesną powłokę, kup sobie coś, bądź trochę egoistką…
Jakby czynienie dobra komuś innemu niż sobie było passe i głupotą. Wchodzenie z innymi w zdrowe relacje też jest zadbaniem o siebie. Tak samo jak „celebrowanie” chwili.
Ja osobiście zakupów nie cierpię, zwłaszcza w marketach, które stosują różne tricki ze światłem i muzyką, żeby spowolnić myślenie klienta. Po wizycie w takim sklepie urządzam z reguły monodram pt, „istny armagiedon” dla mojej rodziny.
Masakra! Pamiętasz może jaka to marka?
Tak, pamiętam. Marka nazywa się „Laurella”, trafiłam na nią na instagramie i wydawała się być o tyle w porządku, że polska marka, całkiem przystępne ceny i miałam nadzieję na jakość, która przetrwa więcej niż trzy prania :) i generalnie wszystko dobrze, tylko wychodzi na to, że filozofia marki jest nie dla mnie.
Zwłaszcza, że ich kolejny pomysł „na metkę” to coś w stylu, aby powiedzieć partnerowi, że była na wyprzedaży, co też od razu wzbudziło mój bunt (bo jeśli muszę kłamać najbliższą mi osobę, że coś kosztowało mniej, to w moim odczuciu mam już problem, no i… jak można tak kłamać? :D) ale to już moje subiektywne odczucia :)
Doskonale Cię rozumiem, u mnie od razu też budzi to duży bunt. To takie bardzo płytkie bazowanie na stereotypach stricte w celach sprzedażowych.
Pierwszy punkt bardzo mnie zainteresował i dał mi sporo do myślenia. Dziękuję! Wydawało mi się, że znam swoje potrzeby np. muszę pobyć trochę sama w domu od czasu do czasu oraz lubię wszelkie kreatywne zajęcia (rękodzieło) ale chyba muszę się głębiej nad tym zastanowić i znaleźć jeszcze inne potrzeby, które powinnam zaspokoić (zdecydowanie nie lubię kąpieli ani zakupów).
Natomiast teksty w stylu, mów do siebie jak do przyjaciela mnie nie przekonują. Bo faktycznie, dla siebie jesteśmy surowsze ale wynika to z tego, że to my ponosimy konsekwencje swoich rad. Pewnie, że łatwo nam przychodzi dawać rady innym, 'odpocznij’, 'zwolnij’, 'zrób dla siebie coś miłego’ itd. tylko, że to nasz przyjaciel zawali deadline bo spał za długo, wyda kasę na zakupy, to jemu uzbiera się góra prania/zmywania jeśli 'odpuści’ na kilka dni itd. Dlatego samemu jest trudniej dawać sobie takie rady.
A może ktoś ma gdzieś w tyle głos wiecznie popędzającej własnej mamy. Ten głos raczej nie pozwala „odpuścić”. W naszej kulturze przetrwała jeszcze tradycja tresowania córek. „rusz się, nie odpoczywaj, pozmywaj…”
Oczywiście, że tak może być. Często mamy w głowie nie swój głos, ale właśnie popędzającej mamy, wymagającego szefa itp. Tylko tak długo słuchamy tych komunikatów, że ich zmiana jest bardzo trudna.
Ja akurat mam w głowie tylko swoje głosy, w zupełności wystarczy ;)
Gosiu, absolutnie rozumiem, że taka zmiana sposobu podejścia do siebie może na początku nie przekonywać. Wiem, że trudno czasami wyważyć, ale troska o siebie w tym względzie wcale nie równa się pobłażliwość.
Hmmm a może masz rację? Chociaż ja na przykład często mówię sobie jaka jestem zajebista, nie mam z tym problemu :). Ale surowa i wymagająca wobec siebie też jestem. Nie wiem czy uda mi się to jakoś przeskoczyć. Ale faktycznie od kilku lat uczę się sztuki odpuszczania bo jako pracująca na cały etat mama dwójki maluchów już wiem, że wszystkiego się ogarnąć po prostu nie da.
p.s. bardzo fajny tekst, mój mąż jest wielkim fanem Pukka Sleep :)
Ja też często mówię sobie jaka jestem zajebista, piątka! :) I od dawna pracuję nad tym, żeby nie być wobec siebie surowa, tylko dyscyplinować się łagodnie, ale konsekwentnie. Dla mnie to jest właśnie ta różnica.
A ja jak zwykle kij w mrowisko :) herbatka ziołowa super certyfikowana. organic i w torebkach? To mnie nie przekonuje, jak Almette z mleka w proszku w agroturystyce, z krowami na pastwisku :D
Torebki są kompostowalne w 100%. Czasami wystarczy zapytać lub poczytać.
Almette nic nie przebije ;-))))))))
Mnie coraz mniej przekonują wpisy – czytasz tytuł, zjeżdżasz w dół sprawdzając, kto sponsoruje dzisiejszy post i wszystko staje się jasne ;)
A ja w tym nie widzę nic złego. Wpis jest merytoryczny, herbata owszem, występuje, ale to nie jest myśl wiodąca. Bardzo elegancka współpraca. Nie rozumiem skąd oczekiwanie, że ktoś podzieli się z Wami swoimi przemyśleniami z dodatkiem wiedzy za nic, za darmo, za Wasze komentarze? Wg mnie wystarczającym bonusem jest to, że ja za to nie płacę. Cieszę się, że ktoś (tu Kasia) dostał wynagrodzenie za swój wysiłek (w postaci kasy ze współpracy).
Lepszy byłby wpis o niczym, po łebkach, bez sensu, ale bez współpracy, bo taki, nie wiem, „szlachetny” czy coś? Dziwne podejście.
Barasia, dziękuję bardzo. Ogromnie mi miło, że ktoś dostrzega taki punkt widzenia.
Również nie widzę w tym nic złego, że ktoś nie pisze za darmo i chce wynagrodzenia za swoją pracę… ale litości, pisanie o prostym życiu zobowiązuje. Jak ktoś jedzie do gospodarstwa agroturystycznego, niech promuje produkty naturalne, a nie serek ze składem – mleko w proszku i aromat zawierający mleko oraz regulator kwasowości. Można kupować herbaty ziołowe liściaste, np na wagę, zapakowane w jedną papierową torebkę – w domu owinąć w torebkę foliową lub przesypać do pojemniczka. Reklamowana herbatka sprzedawana jest pięknym grubym ozdobnym kartonie, a każda torebeczka ze sznureczkiem jest w osobnej saszetce – przepych i komercja w najczystszej postaci. Po wypiciu 20 herbat zostaje garść śmieci, co z ekologią i prostotą ma mało wspólnego.
Gratuluję wpisu. Bardzo podobają mi się ćwiczenia, które zaproponowałaś. Pierwsze chyba sobie spieszę i pogadam z tą Agą. Ja uwielbiam wstawać na wschód słońca – co przy obecnej porze roku nie jest szczególnym osiągnięciem ;) i oglądać jak zmieniają się kolory nieba za oknem. W akompaniamencie chrapania psa – to jest magiczna chwila. Nic mi wtedy nie potrzeba.
Mam wrażenie, że sporo jest już podobnych artykułów, a czasy „kup sobie coś i poczuj się lepiej” minęły. Nastała era „mów do siebie łagodniej”. Jak najbardziej popieram, natomiast zwykle brakuje mi podpunktu pt. jesli powyższe metody nie działają warto skorzystać z profesjonalnej pomocy psychologicznej/psychoterapeutycznej. Niestety, problemy z dbaniem o siebie często leżą głębiej, wobec czego nieumiejętność „traktowania siebie jak przyjaciela” także może prowadzić do poczuć winy i jeszcze większego samokrytycyzmu. Wg mnie sięganie po profesjonalna pomoc i tego rodzaju wsparcie również jest oznaka siły i zadbania o siebie gdy pozostałe sposoby zawodzą :)
Miko, oczywiście, bardzo słuszna uwaga! Sama korzystałam z pomocy psychoterapeuty i uważam, że to jeden z najlepszych sposobów zadbania o siebie.
Dziękuję za ten wpis. Dbajmy o siebie, bo nikt za nas tego nie zrobi.
Dokładnie. Powiedziałabym więcej – wręcz nie powinnyśmy oczekiwać, że ktoś to za nas zrobi.
Myślę, że to właśnie odpowiednia ilość snu jest kluczowa :) Co nie oznacza oczywiście, że inne rzeczy są mniej ważne
Wszystko z taką łatwością się czyta, ciężej z realizacją. Chociaż ćwiczenia wyglądają na pomocne :)
Zadawanie pytań w wielu dziecinach swojego życia to klucz do sukcesu. Musimy nauczyć się odpowiednio o siebie dbać…
U mnie przede wszystkim zdrowie fizyczne i psychiczne zapewnia mi aktywność fizyczna – bieganie i ćwiczenia do tego joga oraz zdrowa dieta.
Dbam o swoje zdrowie psychiczne i fizyczne, pomaga mi w tym joga, medytacja, bieganie, siłownia i zdrowe odżywianie, a najbardziej lubię wędrować po lasach i górach, wtedy i męczę się pozytywnie i mam czas na kontemplację, podobnie mam gdy pracuję w ogrodzie.
Właśnie ja muszę się wiecej ruszać, od świat mam postanowienie codziennych spacerów, chyba że akurat w inny sposób zapewnie sobie sporo ruchu, do tego zdecydowanie poprawa diety, z papierosami już się uporałam rok temu, jak się cieplej zrobi to ruszam z bieganiem