Furtki i wymówki. Dziś planowałam inny tekst, ale w obliczu półmetka Wyzwania Minimalistki pomyślałam, że to będzie dobry czas na zmierzenie się z 7 najczęściej stosowanymi wymówkami, stojącymi na drodze do zbudowania dobrych nawyków.
Jeśli chcesz się dowiedzieć, czy jesteś typem: Prymusa, Zobligowanego, Wątpiącego lub Buntownika, kliknij tutaj.
Czasami dochodzę do wniosku, że nasz mózg osiągnął absolutne mistrzostwo w samoistnym kreowaniu wymówek, niezależnie od tego, jakiej czynności się oddajemy. Osobiście, święcie wierzę, że zaobserwowanie i nazwanie pewnych zachowań jest połową sukcesu, stąd też postanowiłam opisać wszystkie większość wymówek, które stosujemy na co dzień, posiłkując się podziałem podpatrzonym u Gretchen Rubin, Autorki książki Lepiej. 21 strategii, aby osiągnąć szczęście (przyznaję, że tytuł jest nieadekwatny do zawartości książki)
1. Bo byłam grzeczna
Absolutnie furtka nr 1. Jestem już dorosła i nie wierzę w świętego Mikołaja, nagradzam się więc sama. Niestety, czasami nagradzam się częściej niż na to faktycznie zasługuję. Zdarza mi się nawet najpierw się nagrodzić, dopiero na konto dobrego zachowania w przyszłości. To bardzo częste w przypadku niekontrolowanych zakupów i skłonności do słodyczy. Nie wierzysz? A to brzmi może znajomo: bo miałam ciężki dzień…, bo oddałam raport na czas…, bo byłam na siłowni…? To jedna z wymówek najtrudniejszych do opanowania.
2. Fałszywy wybór
Fałszywy wybór ma miejsce, gdy kładziesz na szali dwie czynności do wykonania i wybierasz jedną z nich (najczęściej tą łatwiejszą i przyjemniejszą), jakbyś faktycznie musiała dokonywać między nimi wyboru, a co tak naprawdę nie jest konieczne. Gdy zaplanuję danego dnia zrobić finansowe rozliczenia i napisać tekst na bloga, zamiast po prostu zrobić i jedno i drugie, kusi mnie, żeby użyć furtki fałszywego wyboru. Faktury nie mają wtedy żadnych szans.
3. To się nie liczy
Jednym z moich nawyków do zbudowania w ramach Wyzwania Minimalistki jest jeden dzień w tygodniu offline. Bardzo często łapię sama siebie na próbie sprawdzenia maila, Facebooka czy Instagrama w telefonie. Bo przecież skoro nie otwieram komputera, a jedynie telefon na chwilkę, to się nie liczy. Podobna sytuacja może być, gdy: jesteśmy na wakacjach (dieta idzie w odstawkę – przecież na wakacjach się nie liczy), dziecko złapie przeziębienie (doskonała wymówka na wszystko – przecież, gdy dziecko choruje, to nic się nie liczy). Czasami możemy zaplanować wyjątek, ale generalnie przecież wiemy, że wszystko się liczy.
4. Błędne założenia
Cudowna, najbardziej uniwersalna wymówka na świecie, najczęściej używana w wersji: „Skoro mam mniej niż … (godzinę, dzień itp.) , nie opłaca się już zaczynać … (ćwiczyć, sprzątać itp.). Każdy z nas ma swoją wersję tej wymówki, prawda?
5. Bo będzie mu przykro
Bardzo często używamy najbliższych i okoliczności z nimi związanych jako wymówki. Powiedzmy, że postanowiłaś ograniczyć czasowo jedzenie słodyczy (ależ to przyjemny przykład, prawda?), a na urodzinach Mamy bierzesz kawałek tortu, żeby Jej nie urazić. Klasyka gatunku.
6. Żyje się tylko raz
Kupię te buty, w końcu żyje się tylko raz! Zjedz to ciastko, zrób sobie przyjemność, życie jest przecież takie krótkie! W miejsce „kupię buty” czy „zjedz to ciastko” można wstawić praktycznie każdy, dowolny tekst. W takiej chwili warto sobie przypomnieć, że kupując więcej, nie żyjesz bardziej. Jedynie kupujesz więcej.
7. Zacznę od jutra
Kto nigdy, przenigdy nie powiedział sobie zacznę od jutra, zacznę od poniedziałku niech lepiej przestanie kłamać, bo nos mu urośnie. Takich ludzi nie ma na świecie. O ile strategia Scarlett O’Hara ma świetne zastosowanie w innych sytuacjach, w przypadku budowania nawyków, czy też jakiejkolwiek innej próby zmiany zachowania, jest jedynie klasyczną furtką. Skoro wszyscy o tym wiemy, to dlaczego tak często z tej wymówki korzystamy?
Dlaczego nazywam wymówki furtkami? Bo gdy mamy ich świadomość, to zawsze możemy je zwyczajnie zamknąć. Choćby w ostatniej chwili.
Bolesne ale bardzo trafne i prawdziwe. Oj jest nad czym pracować…
Bardzo dziękuję za ten wpis! Ostatnio nie mogę znaleźć siły i chęci do działania. Wyzwanie Minimalistki zaczęłam realizować tylko w tych punktach, które są przyjemne. Wpis bardzo mocny, ale teraz zdecydowanie zaczynam działać :)
Clanestina, wierz mi, że i ja ostatnio nie mogę znaleźć siły i chęci. Czasami niemal zwyczajnie zmuszam się, żeby działać. Ale nie lubię oszukiwać sama siebie ;).
Świetne zestawienie, ukazujące sztuczki naszego umysłu. Świadomość ich jest bardzo ważna, szkoda tylko , że sama z siebie nie wystarczy, potrzeba sporo wewnętrznej motywacji, samozaparcia i silnej woli by wytrwać w nowych postanowieniach. U mnie najtrudniej zmienić nawyk nr. 6, a numer 7 to chyba rzeczywiście absolutny klasyk wśród wszystkich wymówek.
To mój pierwszy komentarz na Twoim blogu,ale zaczytuję się w nim już od dawna. Dzięki za motywację do zmian i za dzielenie się swoją wiedzą.
Pozdrawiam ciepło:)
Monika
Cześć Moniko, dziękuję Ci za ten pierwszy komentarz. Rozgość się :). To prawda, że sama świadomość niczego nie zmieni, ale często jest właśnie tym pierwszym krokiem. Tak naprawdę wszystko zmienia się dopiero w działaniu i w momencie podjęcia tej konkretnej decyzji: przejdę przez furtkę, czy postawię na to, co ważne?
Generalnie masz rację, ale o „żyje się tylko raz” nie można zapominać ;) To inna odsłona życia „tu i teraz”. Nie może to oczywiście być wymówką do braku rozsądku, ale jednak pewne czerpanie bieżącej radości jest ważne ;)
Masz rację, tu właśnie potrzeba tego balansu, granicy. W przeciwnym razie nie uda się wprowadzić dobrych zmian, gdy zawsze wymówką będzie „żyje się tylko raz”, co tak naprawdę bywa tylko furtką do robienia tego, co przyjemne, a nie tego, co potrzebne i ważne.
U mnie najczęściej pojawia się wymówka … tylko godzina do wyjścia, nie ma sensu zaczynać. Po przeczytaniu twojego tekstu, zmobilizowałam się dzisiaj do nauki na egzamin, właśnie godzinę przed wyjściem.
„Bo byłam grzeczna”, dokładnie, królowa wymówek :) W końcu za zmuszenie się do ćwiczeń należy się czekolada, czyż nie?
Nie rozumiem o co chodzi w stwierdzeniu ze jak dziecko zachoruje, to nic sie nie liczy. Skąd wiesz jak to jest jak dziecko zachoruje, skoro nie masz dziecka?
Aniu, pisząc teksty korzystam też z cudzych doświadczeń i podpowiedzi. Zresztą, mam 16 lat młodsze rodzeństwo i wiem, jak to jest gdy dziecko w domu choruje, a co innego jest na głowie (np. nauka do matury). Wtedy pojawia się chęć odłożenia innych spraw z uwagi na dziecko, które pozostaje w centrum zainteresowania. Czasami jednak dziecko śpi i przestaje de facto być wymówką, a nadal je tak traktujemy. Jestem przekonana, że większość Mam doskonale wiem, co mam na myśli.
Polecam Ci książkę „Siła nawyku” Charlesa Duhhiga. Niby w kółko o tym samym, ale bardzo dużo anegdotek, ogólnie dobrze się czyta i dużo zostaje w głowie.
Czytałam ją kiedyś, kiedyś, ale może faktycznie powinnam trochę odświeżyć.
Tak w skrócie w takim razie: pisze on o 3 etapach nawyku: wyzwalaczu – wykonaniu nawyku – poczuciu spełnienia. Chodzi o to, żeby rozpoznać wyzwalacz i zmienić nawyk. Jednym z przykładów było jedzenie ciastka w biurze: mężczyzna jadł codziennie ciastko w biurze, gdy się temu przyjrzał, odkrył, że zawsze robi to o tej samej porze, nie z powodu spadku cukru, a z powodu znudzenia/potrzeby kontaktu towarzyskiego. Zaczął więc o tej porze robić sobie spacer do biurka sąsiada i ucinać krótką pogawędkę, po czym już nie czuł potrzeby zjedzenia ciastka. Ogólnie autor pisze o tym, że jeden nawyk trzeba zastąpić innym, nie da się go tak kompletnie wyeliminować. I o znaczeniu nawyku w drodze do osiągnięciu sukcesu.
Moja ulubiona kombinacja to „jakoś to będzie” :) plus „będę się martwić jutro” :). W sumie na to samo wychodzi ;)
Uśmiechnęłam się czytając punkt 3. Zastanawiałam się ostatnio czemu nie wychodzą mi pewne postanowione zachowania, kombinowałam straszliwie… A tu dzisiaj od Ciebie jak mrugnięcie okiem: Hej, przeczytaj „To się nie liczy”.
Teraz widzę, że mam całe mnóstwo mikro-przestępstw. Coś jakbym wyłączała światło na chwilkę i udawała, że tego co robię wcale nie ma. Potem pstryk – i ciąg dalszy życia. Spróbuję coś zrobić inaczej, świadoma tych wykrętów ;)
Dziękuję i pozdrawiam.
Dokładnie! Genialna analogia z tym światłem. Mam nadzieję, że świadomość pomoże. Pozdrawiam :).
Cudownie wymówki. Zacznę od jutra – typowe :)
Jeden dzień w tygodniu offline!!! Podoba mi sie baaardzo! Dziś przy kolacji zaproponuję rodzinie :)
Furtka nr 4…oj, jakie to prawdziwe! Najczęściej po pracy i joggingu, dochodzę do wniosku, że „o 18:00 to nie ma sensu zaczynać pisać tego posta” i odkładam…. i odkładam w nieskończoność.
Witam serdecznie! Ja się zmobilizowałam i przegląd generalny szafy zrobiła!!!!! Przygotowałam minimalistyczne zestaw na cały tydzie w niedzielę wieczorem . Utrwaliłam na zdjeciach….jaka dumna z siebie jestem. Realizuje plan. No może nie 21 dni do minimalizmu ale staram się…. Ale dziś czytając nowy post o jakże siebie odnalazłam… Zwłaszcza to: , nie opłaca się już zaczynać … no cała ją. Pozdrawiam . Gosia
Gosiu, super! Moje gratulacje!
Jakie to wszystko prawdziwe… Pierwszym krokiem jest uświadomienie sobie tych wszystkich wymówek :]
Straszny jest kac moralny po skonsumowaniu ulotnej chwili przyjemności :-/ czasem zaczynam samej sobie gderać, że lepiej zrobić coś niż nie zrobić nic! Taka trochę filozofia kaizen. Jak nie masz ochoty zmywać naczyń, to zmyj tylko kubek. Nie masz ochoty sprzątać całego domu, ogarnij chociaż stół. Wyrzuty sumienia mniejsze :-) efektem ubocznym zwleczenia siebie z kanapy bywa czasem parę godzin uczciwej, ciężkiej pracy. Bo jak już ruszy człowiek swoje cztery litery, to jakiś przepływ energii lepszy.
„Bo jak już ruszy człowiek swoje cztery litery, to jakiś przepływ energii lepszy” – święte słowa :).
Też tak robię. Gdy wchodzę do zagraconej kuchni to myślę: schowaj chociaż 5 rzeczy do szafek i lodówki… A pod koniec dnia okazuje się, że kuchnia prawie czysta :)
Bo byłam grzeczna.. oj byłam, byłam!
Przed przeczytaniem zastanawiałam się, ile z nich się sprawdzi, po przeczytaniu poszłam się pocieszyć czekoladą :P Siedzisz w mojej głowie ;) !!
o jeżu, każdą stosuję! w zależności od potrzeb :D ale jednak punkt numer 4 to moja największa zmora.
'o nie, mam tylko 2 godziny do wyjścia. nie zdążę nic zrobić, to sobie może obejrze serial”. MASAKRA :D
ale to prawda, to tylko furtki, które zawsze można zamknąć i muszę to w końcu zacząć robić.
…od jutra :D
Absolutnie wszystkie wymówki są czy były u mnie poza 7. Zawsze zaczynałam od zaraz teraz już. I dlatego nigdy nic nie zaczynałam w styczniu :) Zawsze w okolicach listopada czy października. Albo siłownia, to był cud; nagle już od zaraz 27 sierpnia poszłam pierwszy raz i … trwam do dziś :) Pozdrawiam!
Fajny tekst :) Lekki ale dający do myślenia.
Ja stosuję 2,3 i 6 ;)
Takie prawdziwe…i takie smutne.
A na serio: jeśli nie ma się wsparcia, to wyrwanie się z zaklętego kręgu niektórych z powyższych punktów stają się koszmarem. Na przekład: punkt 5- ile trzeba przejść, aby odmówić kawałka tortu, bo się odchudzam. Kontrargument: przecież tak dobrze wyglądasz (tak, bo właśnie nie jem słodyczy i nie uznaję wyjątków), przecież ja jem, a jestem od wiele grubsza od Ciebie (aż chce się powiedzieć – to Twój wybór, żeby tak wyglądać. Dla Ciebie priorytetem jest jedzenie cukru, a moim rozmiar 36).
Jeśli ktoś nie potrafi zrozumieć Twojej odmowy (w sensie nie dociera) zapytaj po prostu, spokojnie : „Ale masz z tym jakiś problem?”
@nia, świetne! Już oczyma wyobraźni widzę, jak wstaję na urodzinach i cioci/babci/teściowej mówię ochrypłym głosem: Koleś, masz z tym jakiś problem?” :)
Wg mnie punkt nr 5 nie jest trafionym przykładem w kontekście diety, często komuś jest NA PRAWDĘ przykro gdy się napracuje na swoje urodziny – a upieczenie tortu jest trudne i czasochłonne – a potem ma samych gości dla których celem życiowym jest rozmiar 36. Smutne to jest, myślę że uczucia ludzie których kochamy są ważniejsze niż nasze superważne priorytety i postnowienia
Dla mnie NAPRAWDĘ smutne jest to, że ważniejsze dla solenizanta jest to, czy ktoś zje tort, a nie fakt, że kochający go ludzie przyszli spędzić z nim czas. Tort ważniejszy, niż najbliżsi? Smutne, faktycznie.
przyznaję- nadal zdarza mi się czasem kupić coś pod wpływem impulsu.
i jestem tego świadoma, że to impuls, jakiś chwilowy zachwyt nad daną rzeczą- ale nie do końca wyłączam rozsądek-dlatego takei zakupy robię w miejscach, gdzie mogę zwrócić przedmiot.
po powrocie do domu- analizuję na spokojnie.
i UWAGA: jeśli zwracam daną rzecz- to tej kwoty nie zatrzymuję na zwykłym rachunku, tylko wrzucam na konto oszczędnościowe.
bo wtedy-mimo wszystko odczuwam, że coś z konta mi ubyło, i jest szansa, że następnym razem opanuję taki impuls.
Oj tak, wymówki. Jakże bliski memu sercu temat. Jestem mistrzynią wymówek, zwłaszcza jeśli chodzi o sprzątanie oraz o dietę. A d… znaczy się tyłek rośnie, a szafa, jak na złość, sama się posprzątać nie chce…
Bardzo dobry poradnik! Ja dorzucę swoją „złotą zasadę”, która sprawdza się zawsze w największym niedoczasie: „Co masz do zrobienia, zrób dziś, jutro będzie o tę jedną rzecz mniej pracy”. Jak widzicie jest bardzo prosta, tak prosta, że normalnie z niej nie korzystam… ale to już z czystego, nieposkromionego lenistwa. Ale kiedy praca mi się zaczyna mnożyć w rękach i nic, absolutnie nic nie można odłożyć na później – nie ma lepszego sposobu. A wymówki… staram się stosować z umiarem. Wiadomo przecież, że zawsze coś wyskoczy, zadzwoni ktoś dawno niewidziany itd. Chyba najważniejsze to mieć świadomość kiedy korzystamy z wymówki bez powodu i czemu to zwyczajnie marnowanie czasu.