Byłam małą pyzą.
Z wczesnego dzieciństwa mam dwa wspomnienia, związane z wyglądem. Jedno dość wczesne, pewnie z czasu, gdy miałam 5-7 lat. Żywe wspomnienie tego, że byłam pulchnym dzieckiem. Nie grubym, tego nigdy nie słyszałam, ale pulchnym – to określenie pamiętam doskonale. I słowo pyza. Mówione z uśmiechem, troską wręcz. Jednak pamiętam zaprzeczenia mojej mamy i poczucie, że coś do końca jest nie tak, jak być powinno. Niesamowite, że ten cień wspomnienia jest wciąż dla mnie łatwy do przywołania. Tak silne ślady pamięciowe powstają w mózgu, gdy towarzyszą im wyraziste emocje.
Drugim moim wspomnieniem związanym z wyglądem jest… brak wspomnień. W moim rodzinnym domu wygląd nie był szczególnie żywym czy omawianym tematem. Dziś pewnie nazwałabym to słowem ciałoneutralność. Ciała, które widziałam w dzieciństwie były różne. Szczupłe, grube, delikatniejszej i potężniejszej budowy. Nigdy jednak nie było to tematem dyskusji tak szerokiej, żeby zapisało się w mojej dziecięcej pamięci. Pamiętam, że ciała były traktowane neutralnie. Ani szczególnie komplementowane, ani wzgardzane. Na plaży, w sklepie, na imprezie Były, jakie były.
Myślę, że jest to jedna z najcenniejszych lekcji, jakie przyszło mi otrzymać. To, że ciało nie musi być przedmiotem dyskusji, wstydu, lęku, pogardy, ale też nie musi stać się narzędziem zdobywania podziwu, budowania pozycji czy nawet manipulacji.
Naturalnie, w pewnym momencie przychodzi burzliwy czas dojrzewania i większej obecności w grupie rówieśniczej. Tam nauczyłam się, że dla niektórych wygląd jest ogromnie ważny, że bywa wykorzystywany w walce o wpływy, o władzę, o powodzenie, o bycie lubianym lub nielubianym, co gdy ma się 15 lat, bywa niezwykle ważnym czynnikiem. To był pierwszy czas, gdy poczułam coś na kształt kompleksów – że mój drugi palec u stopy jest dłuższy, niż pierwszy; ktoś powiedział, że od jazdy konnej (a była to wtedy moja pasja) będę miała krzywe nogi. Nieistotne drobiazgi, które teraz wywołują co najwyżej delikatny uśmiech.
Właśnie, gdy myślę o tym teraz, z perspektywy 43-letniego, w pełni rozwiniętego mózgu, wzbogaconego o dość spory zasób wiedzy, to uważam, że to wszystko były ważne, naturalne doświadczenia, które zbudowały moją, dość zdrową relację, jaką mam z ciałem czy wyglądem. I że miałam w życiu naprawdę sporo szczęścia. Oczywiście, było kilka aspektów, nad którymi popracowałam sobie już jako dorosła osoba, ale grunt był żyzny i podatny.
Przez lata pracy z kobietami, zarówno od strony ubraniowej (Szafa Minimalistki), jak i jako trenerka mindfulness czuję, jak niesamowicie ważny jest to temat.
Ciałoneutralność (wolę, niż ciałopozytywność).
Świadomość ciała.
Zdrowa relacja z ciałem.
Wszystko to nieobarczone wstydem, wstrętem czy lękiem i smutkiem.
W dzisiejszym świecie, który mimo starań, szeroko obecnej edukacji, przecież tak mocno obciążony jest presją wyglądu, wizerunku, subiektywne pojmowanego „piękna” oraz niechęci i odrzucania wszystkiego, co inne i „brzydkie”, zdrowa, neutralna relacja z ciałem jest niemal jak wyraz buntu czy rebelii.
A przecież zdrowa relacja z ciałem to spokój. Akceptacja. Szacunek. Życzliwość. Czułość. Zrozumienie. Odpuszczanie. Wszystkie te jakości, których szukamy, które są tak potrzebne i karmiące.
Na zdrowej relacji z ciałem nie można stracić.
***
Ciekawa jestem ogromnie jak przemawia do Ciebie dzisiejszy tekst. Za tydzień planuję wpis bardziej poradnikowy, bardziej rzeczowy i konkretny, ale bardzo, bardzo chętnie posłucham Twojej historii, jeśli zgodzisz się nią podzielić.
Grupa Medytacyjna to 8 spotkań, raz w tygodniu, gdzie medytujemy i uczymy się pracować ze stresem i niepokojem.
- 70% osób odczuwa mniej stresu,
- 60% osób odczuwa mniej lęku,
- 93% jest bardziej kreatywnych!
Zajęcia na żywo online + nagrania!