Kompletny poradnik jak stworzyć capsule wardrobe (zwłaszcza, jeśli dopiero zaczynasz), który pomógł już tysiącom osób.
Co to jest capsule wardobe?
Capsule wardrobe to tzw. szafa kapsułowa, w której znajduje się odpowiednia liczba ubrań, które doskonale ze sobą grają, tworząc spójną całość. Capsule wardrobe może stanowić całość szafy, zawierając w sobie wszystkie ubrania (i to jest mój cel), ale można też wykorzystać koncepcję szafy kapsułkowej, żeby doraźnie sprawdzić i wykorzystać potencjał swojej szafy.
- Tutaj możesz podejrzeć moją pierwszą capsule wardrobe, która obejmowała 15 ubrań na 30 dni. To był listopad 2014 roku!
- Tutaj pokazuję aktualną capsule wardrobe, która składa się z 65 ubrań (łącznie z butami) na cały rok!
Szafa Minimalistki®
Jedyne wiosenne porządki ubraniowe, jakich potrzebujesz!
GWARANCJA satysfakcji lub zwrot pieniędzy.
Jak stworzyć capsule wardrobe?
Zapewniam Cię, że tworzenie capsule wardrobe to o wiele przyjemniejsza i łatwiejsza sprawa, niż opisywanie tego procesu. :) Postaram się jednak, z perspektywy własnych doświadczeń, maksymalnie ułatwić Ci zadanie.
Krok 1 | Wybierz liczbę ubrań
Na wielu blogach (w większości zagranicznych, ale nie tylko) znajdziesz mnóstwo tekstów jak stworzyć capsule wardrobe, z masą inspiracji w kontekście liczby ubrań, które należy wybrać. Moja pierwsza rada – zignoruj całkowicie narzucone z góry liczby!
Jesteśmy tak różni, prowadzimy różne style życia, nasza szafa jest w różnym stopniu zabałaganiona i narzucanie jednej konkretnej liczby każdemu jest moim zdaniem bez sensu.
- W budowaniu (zwłaszcza pierwszej) capsule wardrobe najważniejsze jest świadome ograniczenie liczby noszonych ubrań. Zanim wybierzesz konkretne ubrania do swojej szafy kapsułkowej, poświęć trochę czasu na obserwację. Zapewniam Cię, że nie będzie to czas stracony!
- Obserwuj swoje codzienne wybory ubraniowe. Notuj, które ubrania nosisz i jak często. Zapisuj lub fotografuj poszczególne zestawy. Pobaw się w swoją stylistkę choćby przez tydzień.
- WAŻNE! To nie jest czas na wyciąganie wniosków i ocenianie swoich wyborów ubraniowych. Nie patrz na siebie krytycznie. Nie zastanawiaj się, co chciałabyś zmienić, a już na pewno uciekaj szybko od myśli, co chciałabyś kupić! ;) Popatrz na swoje ubrania z chłodnym dystansem i po prostu rób notatki (bardzo polecam, pamięć bywa mocno zawodna).
- Gdy już skończysz obserwacje, zrób listę ubrań, które nosiłaś/łeś najczęściej. To najprawdopodobniej Twoja przyszła baza. Oczywiście, patrz też na okoliczności. Jeśli do testów wybierzesz tydzień, gdy masz wyjazd służbowy, a na co dzień najczęściej pracujesz w domu, to obserwacja będzie mało uniwersalna. Ile zanotowałaś ubrań w sumie? 10 sztuk, 20, a może 50? Nieważne ile, to nie wyścig.
- Ostatni krok – teraz OGRANICZ liczbę, np. dzieląc ją na dwa. I to jest Twoja wyjściowa liczba ubrań w capsule wardrobe.
Wybierając liczbę, od razu postanów, czy uwzględniasz w niej buty, akcesoria, ubrania po domu, ubrania sportowe, czy ubrania wierzchnie. Sama nie uwzględniałam ubrań wierzchnich, tych po domu i sportowych oraz akcesoriów. Buty natomiast wliczałam. Jednak, jeśli jesteś maniakalną kolekcjonerką butów ;), może wyłącz je z zestawienia, bo może być Ci trudno się ograniczyć w tym względzie. Chyba, że takie właśnie stawiasz sobie wyzwanie!
Krok 2 | Wybierz czas trwania
Mamy już liczbę, teraz pora wybrać czas, na jaki tworzysz swoją capsule wardrobe. Jeśli to Twoje pierwsze podejście do capsule wardrobe, mocno polecam zacząć od krótszego czasu, maksymalnie jednego miesiąca. Dlaczego? Z dwóch powodów:
- Po pierwsze, pogoda w Polsce jest bardzo niestabilna i nasza garderoba relatywnie często będzie się zmieniać. Zwłaszcza w porach przejściowych, jak wiosna czy jesień jednego dnia możemy potrzebować wełnianego swetra, a drugiego tenisówek. Dlatego najlepiej na początek wybrać sobie krótki okres: 10 lub 20 dni, może miesiąc. Nie rzucaj się od razu na sezonową capsule wardrobe. Przyjdzie na to czas, gdy nabierzesz trochę wprawy (chyba, że już ją masz).
- Po drugie, najlepiej, gdyby czas obserwacji był taki sam, jak czas trwania capsule wardrobe. Wtedy będziesz miała jasne porównanie i łatwiej będzie Ci wyciągnąć wnioski. Jeśli chcesz stworzyć capsule wardrobe na miesiąc, a poobserwujesz się tylko przez niecały tydzień, może być Ci trudno wybrać właściwą liczbę ubrań tak, aby szafa kapsułkowa była dla Ciebie wyzwaniem, ale nie stała się kulą u nogi.
Oczywiście, wybrana liczba ubrań i czas trwania muszą być ze sobą skorelowane. Zauważ, że na im więcej dni jest planujesz capsule wardrobe, tym mniej proporcjonalnie w niej ubrań. Przykładowo, sama zaczynałam od 7 ubrań w 7 dni, potem było 15 ubrań w 30 dni, a w końcu ok. 25 ubrań na cały sezon (ok. 90 dni). Pamiętaj o tym, wybierając liczby i czas dla siebie.
Krok 3 | Wybierz konkretne ubrania
- Do capsule wardrobe wybierz ubrania, które nosisz, a nie te, które CHCIAŁABYŚ nosić. W szafie obowiązuje zasada Pareto – przez 80% czasu nosimy 20% naszych ubraniowych zasobów. Każdy ma ubrania, które odruchowo wybiera i takie, które mu się podobają, ale z jakiś względów nigdy, albo rzadko lądują na grzbiecie. Nie wybieraj do capsule wardrobe tych drugich! Skończy się to tym, że w trakcie trwania eksperymentu nie będziesz miała co na siebie włożyć. Nie bez powodu nie nosisz zbyt często tych właśnie ubrań! Jeśli chcesz je przetestować, włącz do szafy kapsułkowej np. 1-2 sztuki – może znajdziesz dla nich miejsce w codziennych zestawieniach, a jeśli nie, nie będzie to tak duży kłopot, żeby cała capsule wardrobe się nie udała.
- Sprawdź koniecznie swój kalendarz. Zobacz, czy nie masz w tym czasie zaplanowanych jakiś szczególnych okazji, które będą wymagały odpowiedniego ubrania: podróż służbowa, ważne szkolenie, super-randka itp. Twoja szafa po prostu musi być dopasowana do tych okazji. Przeanalizuj też swój AKTUALNY tryb życia (pomocne będą wcześniejsze obserwacje), żeby dopasować do niego wybrane ubrania, a nie odwrotnie.
- Wybierz ubrania, które nadają się do noszenia. Szafa kapsułkowa, żeby spełniła swoją rolę, musi zawierać ubrania zdatne do użytku. Zatem wypadają wszystkie ubrania za małe, za duże, z plamką, z malutkim rozdarciem, odłożone do zaniesienia do pralni, niewygodne itp. Albo naprawisz je przed startem capsule wardrobe, albo z nich zrezygnuj.
Krok 4 | Kolorystyka i funkcjonalność capsule wardrobe
- Czy każda szafa kapsułkowa musi być szaro-bura (czytaj: biało, szaro, granatowa)? Skądże! Wybór kolorów to kwestia gustu!
- Jednak, capsule wardrobe ma być funkcjonalna, a żeby tak się stało ubrania po prostu MUSZĄ do siebie pasować. Niekoniecznie wszystkie do wszystkich, ale unikaj ubrań, które są wymagającymi solistami, zarówno w kontekście ich kolorystyki, jak i kroju. Przy takich ubraniach zwyczajnie trudno będzie Ci się ubierać, gdy jedne spodnie pasują tylko do jednej bluzki, a ta bluzka nie pasuje do żadnej spódnicy itp.
- W zależności od liczby ubrań wybierz 1-3 bazowe, spokojniejsze kolory i dodaj kilka rzeczy w mocniejszym kolorze – to standardowa porada, która zawsze się sprawdzi, ale nie jest to konieczność. Jeśli lubisz na co dzień nosić dużo mocnych kolorów lub wzorów, wtedy Twoje bazowe kolory wcale nie muszą być spokojne!
Krok 5 | Konkretne rzeczy konieczne w capsule wardrobe
Najpierw wybierz swoje bazowe ubrania. Sprawdź, które rzeczy nosiłaś najczęściej w czasie obserwacji. Jestem pewna, że niektóre same rzucą Ci się w oczy. Ulubione jeansy, niezastąpiona koszula, najwygodniejsza sukienka – to Twoja baza.
Myśl zestawami. Popatrz na ulubione rzeczy i z każdą z nich spróbuj stworzyć kilka gotowych zestawów. Potem popatrz na dodane rzeczy i sprawdź, czy czasami nie będą pasować do innych ulubionych. Przykładowo: wybrałaś ulubione jeansy i spódnicę, spróbuj znaleźć koszulę/koszulkę/bluzkę/sweter, która będzie dobrze wyglądać z każdą z tych rzeczy. Miksuj i twórz zestawy najpierw w głowie lub rozkładając rzeczy na łóżku. Zapisuj wymyślone zestawy, żeby je później móc wypróbować.
Każda capsule wardrobe musi się składać z konkretnych rzeczy:
- gór (bluzki, koszulki, koszule),
- dołów (spodnie, sukienki, szorty),
- ubrań jednoczęściowych (sukienki/kombinezony),
- czegoś na wierzch (swetry, bluzy, marynarki),
- butów (jeśli uwzględniasz).
Proporcje poszczególnych rzeczy ustalasz sama, w zależności od swoich upodobań (np. spodnie versus spódnice). W mojej pierwszej capsule wardrobe (15 sztuk ubrań w sumie) były:
- 2 pary spodni,
- 1 spódnica,
- 1 sukienka,
- 4 góry (2 koszulki, 1 koszula i 1 sweter gładki),
- 3 ubrania na wierzch (kamizelka, marynarka i kardigan),
- 4 pary butów.
Krok 6 | Odseparuj w szafie wybrane ubrania od pozostałych
Na koniec, gdy już wybierzesz liczbę, czas i konkretne ubrania, odseparuj je od pozostałych rzeczy w szafie. Nie musisz niczego wyrzucać, usuwać itp. Po prostu zrób sobie miejsce tak, żebyś codziennie rano widziała głównie przygotowane do capsule wardrobe rzeczy. Po pierwsze, będzie Ci po zwyczajnie wygodniej. Po drugie, pozostałe rzeczy nie będą aż tak strasznie kusić.
Aha, i przypilnuj, żeby przed startem wszystkie ubrania były czyściutkie, pachnące, wyprasowane i gotowe w szafie do ciężkiej pracy. :) Na szafie możesz też sobie przyczepić ściągawkę z wymyślonymi wcześniej zestawami, żeby było łatwiej o poranku ubrać się do pracy.
Do DZIEŁA! I napiszcie mi koniecznie o swoich (przeszłych, obecnych i przyszłych) doświadczeniach z capsule wardrobe. Powodzenia!
Bardzo przydatne wskazówki;). Przyznam szczerze,ze wlasną capsule wardrobe, najpierw stworzyłam dzieki książce ,,Modoterapia” poźniej dzieki Pani ciekawym wpisom ( trafiłam tu przypadkiem ). Moja szafa uległa znacznej poprawie i totalnej metamorfozie. Stworzylam dla siebie na nowo wlasny styl (#sportowa elegancja) zgodny z moimi potrzebami. Sporo rzeczy out, a zostaly naprawde te, które lubię i noszę. A lubuję się w sukienkach, koszulach. ALE, co moim zdaniem warte dodania, kiedy zeszlam z wagi, do moich ulubionych ubrań doszły fajne spodnie moro;)). Teraz, z racji nadchodząccej zmiany sezonu, kompletuje inne zestawy ubrań. I serio, nie musze kupować, bo mam, tylko były zakopane gdzieś w szafie.;)) Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny wpis ;))
Właściwie to już od dłuższego czasu testuję swoją umiejętność ograniczenia liczby ubrań. Co ciekawe, ten eksperyment zaczął się przypadkiem – dostałam stojący wieszak. Nareszcie miałam miejsce, by przygotować ubrania na cały tydzień, a jego ograniczona „pojemność” wymuszała dobranie rzeczy tak, by do siebie pasowały. Skończyło się poranne „nurkowanie” w czeluściach szafy i zastanawianie się co na siebie włożyć. Wystarczyło dobrze przygotować tygodniowy zestaw (uwzględniając specjalne okazje i zmiany pogodowe, czyli to o czym pisałaś), by ubieranie się, stało się przyjemnością, a nie udręką. Te działania pokazały mi też, że w rzeczywistości potrzebuję niewielkiej liczby rzeczy, a 10 t-shirtów na lato to aż nadto. Nie wiem czy zdecyduję się na wyzwanie „capsule wardrobe” – opcja, którą dla siebie znalazłam bardzo mi odpowiada i zapewnia psychiczny komfort, ale polecam taki eksperyment każdemu. To naprawdę niesamowite uświadomić sobie jak bardzo daliśmy się porwać maszynie konsumpcjonizmu. Pozdrawiam ciepło :)
Oo. Kiedyś praktykowałam przygotowywanie ubrań dzień przed pracą (obecnie nie pracuję) i poranki były milsze, mniej stresu. O tygodniowym wyprzedzeniu nigdy nie pomyślałam. Co do tekstu to właśnie uświadomiłam sobie, że komody i szafy pełne, a ja i tak ciągle wybieram ulubione ubrania, bieliznę, piżamy (plus bluzki do spania, ponieważ nie przepadam za górami z kompletów bielizny nocnej), a gdy są w koszu rano ciężko mi jest się ubrać. Chyba czas na kolejny przemiał garderoby
Zasada Pareto działa. :) Chyba wszyscy tak mają. :) Jeśli masz ochotę podejrzeć moje tygodniowe zestawy to odsyłam do tekstów Szafa Minimalistki. 7 ubrań w 7 dni – doskonałe na początek.
Koniecznie muszę się tym zająć na wiosnę :)
W ciągu ostatniego roku często jeździłam w delegację, wiec wybór ubrań był ograniczony do tych w walizce. To był mój eksperyment, przetestowany w prawie każdej porze roku. Liczba moich ubrań drastycznie spadła i jakoś nie brak mi ich.
Ja własnie za miesiąc wybieram się do Włoch i stoję przed spakowaniem się na 7 dni (4 dni zwiedzania i 3 leżenie na plaży). Na razie nie wykupiłam dodatkowego bagażu i kusi mnie żeby spakować się w walizkę kabinową. Wczoraj na próbę włożyłam przykładowy zestaw i widzę że jest to możliwe. Złapałam się na tym że branie dużej ilości rzeczy daję złudne poczucie bezpieczeństwa. Chociaż do większej walizki zapakowałabym grzałkę i trochę jedzenia. Ceny we Włoszech mnie przerażają. Może jakiś wpis odnośnie pakowania się na konkretny wyjazd, ale trochę bliżej niż Tajlandia. Dodam że w ubiegłym roku byłam w Hiszpanii i mogłam zabrać więcej rzeczy. I nie powiem było mi z tym bardzo dobrze. Ubrań wystarczyło i była przyjemność ze strojenia się. Kasiu czy oszczędzasz na wyjazdach wakacyjnych czy szalejesz i nie patrzysz na wydatki?
Ja wybieram się w ten weekend do Neapolu (4 dni). Jadę Wizz, a tam mogę zabrać tylko mały plecak (naprawdę mały) – postanowiłam nie kupować opcji dodatkowego bagażu i robię listę – czego potrzebuję. Z kosmetyków biorę tylko szminkę, korektor pod oczy, kredkę do brwi, małą maskarę, krem bb (te dwie ostatnie zamierzam dokończyć tam i nie wozić opakowania), do tego kilka próbek kremów. Ubrania: na sobie- spodnie, do nich szyblety, koszulkę i koszulę z długim rękawem i kurtkę (na cebulkę), do bagażu ponadto spódnicę i baletki (ma być od 16 do 21 stopni w zależności od serwisu pogodowego), i 2/3 dodatkowe góry, oczywiście skarpetki, bielizna i rajstopy. Biorę też plastikowy, składany płaszcz przeciwdeszczowy – zajmuje tyle miejsca, co słoiczek kremu. I jeszcze małą torebkę (do noszenia dokumentów i pieniędzy) telefon,portfel, rozmówki włoskie, listę miejsc do zwiedzania i mapę :)
Dwa lata temu pojechałam na 14 dni na wakacje do Włoch (to mój stały kierunek wyjazdów) – leżenie i zwiedzanie – miałam zajętą połowę kabinówki, a i tak jednej bluzki nie ubrałam.
Wizz zaszalał z bagażami od jakiegoś czasu. W taki „mini-mały” bagaż wielkości mojej torebki spakowałam się do Paryża na parę dni. :)
Czyli jesteś żywym dowodem, że się da. Co do przewoźnika, to uważam, że to jest wredny szantaż. Z drugiej strony chyba dzięki temu bilet podstawowy Wizz jest trochę tańszy niż Ryanaira? A może mi się wydaje…
Da się, ale przyznaję, że nie było to banalnie łatwe. :) Nawet nie wiem, czy Wizz jest tańszy, dla mnie wygodniejszy, bo na lotnisko Chopina mam 10 min., a nie godzinę do Modlina..
Matyldo, tu opisywałam swoje doświadczenia z pakowania walizki na 10 dni w Toskanii: https://simplicite.pl/minimalistka-podrozy-10-sztuczek-zminimalizowanie-bagazu-lista-moich-podroznych-niezbednikow/. Czy szaleję na wakacjach? Raczej nie :), ale też nie liczę każdego grosza. Jestem już w tym wieku, że lubię pewną wygodę – czystą łazienkę, ładne wnętrza i swobodę poruszania się. I dobre jedzenie, oczywiście. :)
Nigdy nie przekonywała mnie idea capsule wardrobe, może dlatego, że ogólnie mam niewiele rzeczy (mam za sobą roczny detoks zakupowy, zero ubrań, butów, dodatków). Do czasu, gdy zaszłam w ciążę. Chcąc nie chcąc, miałam do dyspozycji niewiele: moja garderoba na zeszły sezon jesień-zima obejmowała 2 pary spodni, 3 koszulki na krótki rękaw, 3 na długi, spódnicę, 2 sukienki, cztery swetry (dwa rozpinane), dwie pary dresów (pracuję z domu) kurtkę i jedną parę butów. Nie mieściłam się w absolutnie nic innego. Jaka to była wygoda! Byłam w stanie ubrać się na każdą okazję i ubrań miałam aż za dużo (jedna koszulka wciąż ma metkę). Wszystko pasowało do siebie i codzienne ubieranie się nigdy nie było łatwiejsze. Zamierzam kontynuować z „normalnymi” ubraniami :)
Super pomocny artykuł.Dziękujeeeeeeeee!
Proszę!
Jak każdy post tak i ten u Ciebie Kasiu jest bardzo wartościowy :). W ubiegłym tygodniu z racji wolnego czasu w końcu powiedziałam sobie stop! „Ogarniasz szafę!”. Odłożyłam sporo ubrań, głównie takich co mają ok 10 lat, a stan nadal bdb, albo niestety wyrosłam z nich :), jaka była moja radość jak odłożyłam dwie spore torby, ale i dostrzegłam, że mam 4 białe koszulki z długim rękawem typu basic, a chodzę dosłownie w jednej! To że ogarnęłam swoją szafę to mój taki mały sukces, ale ja potem pojechałam do sklepu, bo mam bon do wykorzystania i … nic mi się nie podobało, więc wróciłam z pustymi rękoma, a raczej tylko z tym czym wyszłam z domu :). Pozdrawiam
Po raz pierwszy uświadomiłam sobie ile mam rzeczy wyprowadzając się po trzech latach z akademika. Podczas przeprowadzki do akademika odwieźli mnie rodzice, a moje rzeczy swobodnie mieściły się w bagażniku, nie licząc może suszarki do prania, która jechała ze mną na tylnym siedzeniu ;) Po trzech latach postanowiłam nie szukać pracy na wakacje i wrócić do rodzinnego miasta – i podczas pakowania się szczerze zdziwiłam. Pokój w akademiku nie jest zbyt duży, więc byłam w szoku ile rzeczy udało mi się tu zmieścić, wiadomo pierwsze własne pieniądze i bliskość centrów handlowych spowodowały niezbyt kontrolowany rozrost szafy, kosmetyczki, biblioteczki. Także pakowanie zajęło mi o wiele więcej czasu niż zakładałam, noszenie tego do samochodu okazało się niemałym wysiłkiem i ostatecznie ledwo udało się zmieścić to wszystko na cały tył samochodu ze złożonymi siedzeniami… Jeszcze śmieszniej zrobiło się na miejscu w domu, kiedy po przyniesieniu wszystkich rzeczy okazało się, że nie widać podłogi, a z racji, że mieszkam w bloku nie miałam kompletnie gdzie się z tym rozpakować. Przez te dwa wakacyjne miesiące starałam się nie bywać w domu – nie mogłam wytrzymać w tym przepełnionym miejscu, nie miałam chęci zabrać się za porządki i nieuchronne wyrzucanie. Impulsem została dla mnie audycja w RadiuZet – z Twoim Kasiu udziałem :) nie pamiętam kiedy dokładnie to było, ale spodobało mi się to co usłyszałam i zaczęłam uważnie śledzić tego bloga. Może nie nastąpiła w moim życiu rewolucja, ale szybko zyskałam coś bezcennego, czyli świadomość. Staram się sukcesywnie upraszczać swoje życie, nie tylko szafę, biorąc pod uwagę swoje potrzeby i możliwości. Zaczęłam bardziej zwracać uwagę na liczbę produkowanych przez mnie śmieci i poważniej planować zakupy, bardzo pomogło mi zapisywanie wszystkich wydatków (łącznie z groszowymi sprawami jak bułka czy kilka kartek wydrukowanych w ksero) i dokładna ich analiza. Niesamowite ile można wybić sobie z głowy tym prostym pytaniem „Czy to jest mi niezbędne?”. Nadal zdarza mi się na coś zwyczajnie skusić, ale częściej jestem mądrzejsza od marketingowych mechanizmów. Dziś pierwszy raz postanowiłam się tym podzielić, bo po przeczytaniu tego posta ułożyłam swoją pierwszą Capsule Wardrobe! Siedem ubrań czeka już wybrane na kolejne siedem dni, a razem z nimi ja, wreszcie gotowa na wyzwanie minimialistki :) Proszę trzymać za mnie kciuki!
TRZYMAM MOCNO!!! :))
Jak uzupełniasz szafę? oglądasz blogi, zbierasz inspiracje? Stosujesz bezwzględnie zasadę jedna rzecz do domu, jedna z domu?
Tak szczerze mówiąc, ja bardzo mało czytam blogów… Modowych właściwie wcale, chyba że kogoś zaprzyjaźnionego na zasadzie „zobaczę, co słychać”. :) Mało też czerpię typowych inspiracji, raczej staram się słuchać siebie – w czym mi wygodnie, w czym czuję się pewnie, które kroje, kolory i długości mi odpowiadają itp. Nie, nie stosuję bezwzględnie zasady „jedna rzecz do domu, jedna z domu”, bo zwyczajnie już nie muszę. Czasami coś przyjdzie i nic nie odejdzie, a czasami odejdzie kilka rzeczy, z różnych powodów.
Moja szafa jest taka że pełno w niej wszystkiego, mam np. 15 swetrów w neutralnych kolorach ale mam tak że cokolwiek z niej nie wyjmę to w 99% będzie do siebie pasowac. I chyba o to chodzi,prawda? :)
Jeśli Tobie taka zawartość szafy pasuje to wszystko jest ok. :)
Jeśli wszystkie te rzeczy są noszone, klasyczne, stonowane i w dobrym składzie to chyba nie jest to wielka zbrodnia. Powiedz, przeszłabyś obok kaszmirowego sweterka za 9zł obojętnie? ;-) właśnie.
Jedynie z rzeczami na sprzedaż mam problem, bo jest ich trochę a przechowywać ich nie ma gdzie. Wiadomo, można oddać ale kto nie lubi sobie sprzedać i zarobić na coś innego wymarzonego.. i tu mój problem.
Hmm, no ja bym akurat przeszła obok sweterka za 9 zł obojętnie, jeśli nie byłby mi potrzebny, naprawdę. :) A rzeczy na sprzedaż po prostu szybciutko wystaw na sprzedaż. Jeśli próbujesz je sprzedać od dawna, ale nie idzie to najprawdopodobniej nikt nie chce ich kupić i nie kupi, więc albo będziesz je trzymać w nieskończoność w nadziei na sprzedaż, albo po prostu je „puścisz”.
Trochę nie rozumiem i jednocześnie nieco się zawiodłam. Jest napisane co innego, a co innego piszesz teraz. Sama napisałaś by nie kierować się liczbami, każdy ma tyle ile uważa za stosowne. Niepotrzebny.. ha, właśnie! I tu się chyba źle zrozumiałyśmy. Jakby był żółty, to nawet nad kaszmirem przeszłabym obojętnie bo do czego miałby mi się przydać – nie znoszę tego koloru! Ale gdy to szary sweterek w dobrym składzie, a nie poliestrowy w żarówiastym różu czy żółci to czemu nie znaleźć dla niego miejsca w szafie? Mam już jasny szary, charcoal.. ale ten średni odcień też na pewno będzie używany. Jest ich 15, ale wszystkie noszone a przez to że nie nosi się 3 w kółko są mniej podatne na zniszczenie. Skoro mam na to miejsce, to czemu nie? Przecież w tym wszystkim chodzi o to, aby nie zastanawiać się godzinami w co się dziś ubrać i żeby rzeczy nawet wybierane przypadkowo do siebie pasowały – a u mnie, nawet z tymi piętnastoma swetrami tak właśnie jest.
Rzeczy na sprzedaż jest tyle że szybciutko się nie da, stopniowo dostawiam ale nie jestem wpływową osobą i mimo że te rzeczy są nowe z metkami to często trudno sprzedać nawet połowę. A inny wystawi, sprzeda wszystko w godzinę i ma tysiące w kieszeni. Nie każdy ma tyle szczęścia. Czasem zdarzy się że coś wisi długo a nagle się sprzeda, nie ma reguły. Jedyny minus jest taki, że w bloku ciężko znaleźć miejsce by to wszystko trzymać.
Tynka, zupełnie nie rozumiem, co masz na myśli. :) Jeśli widzę szary sweterek za 9 zł, choćby najpiękniejszy i kaszmirowy, ale nie jest mi potrzebny szary kaszmirowy sweter, bo mam już 2 inne podobne to nie kupuję. Jeśli Ty uznajesz, że jest Ci potrzebny, to go sobie kupujesz.
A co do sprzedaży to zupełnie nie jest to kwestia bycia wpływowym czy szczęścia, ale dobrych zdjęć, opisów, ceny itp. Nie znam nikogo, kto by sprzedał wszystkie swoje rzeczy szybko i bez zastojów, bo najczęściej mamy zupełnie nie rynkowe podejście i najczęściej wyceniamy posiadane rzeczy zbyt wysoko (niezależnie od tego, czy są markowe czy nie).
No to ja już mam tak samo jak ty Kasiu, jeśli jestem na zakupach i przypadkiem znajduje piękną białą koszulę, to mając w szafie 2, nie kupuje 3.Nawet jeśli jest ona na mega promocji. Tynka kiedyś miałam tak jak ty, wiele ubrań w szafie, większość mimo wszystko w moim stylu i pasujących do siebie. Większość też nosiłam, chociaż wiele z nich tylko od czasu do czasu. I przykładowo, jestem fanką białych gładkich topów, z krótkim i długim rękawem. Był taki moment,że miałam ich naście. Owszem często je zakładałam, ale naturalnie częściej nosiłam 4-5 sztuk z nich (ot bardziej leżały mi fasony). Po jakimś czasie okazało się, że większośc z nich zaczęła wyglądac mało zachęcająco, zrobiły się szare, przyżółknięte. Niby miałam ich dużą ilość ale i tak się zniszczyły (niektóre od leżenia w szafie). Wtedy uświadomiłam sobie,że tak na prawdę gdybym miała zaledwie 4 takie koszulki to ich wytrzymałość (na przestrzeni tego samego okresu czasu) nie byłaby o wiele gorsza. Ja natomiast miałam pełną szafę starych ubrań, bo białe koszulki to tylko jeden z wielu elementów mojej starej szafy, który był nadmiernie gromadzony. I tak jak np kurtka skórzana może po wielu latach wyglądać świetnie, tak białe topy już nie, niezależnie czy je noszę czy też nie. Wtedy właśnie zaczął się u mnie proces wdrażania minimalizmu (a także oszczędności) do mojej szafy a potem także do mojego życia. I wiesz co, czuje się z tym świetnie :)Co prawda, moja szafa nie jest aż tak „skurczona” jak autorki bloga, ale nadal nad nią pracuję
Kasiu, widziałam Twój występ w TV. Wyszło bardzo naturalnie i tak sympatycznie, choć pani prowadzącej to chyba nie mogło zmieścić się w głowie,że można być aż taką minimalistką choćby w sferze ubrań. Mam jedną propozycję, uśmiechaj się częściej ” z zębami” :) Taki uśmiech super Ci pasuje.
Stosując taki system masz wady ograniczonej garderoby – monotonię, bez jej zalet takich jak mniej zajmowanego miejsca, swoboda podróży, spokój ducha (bo każdą posiadaną rzeczą trzeba się zająć, dokonać wyboru), oszczędność czasu. Sumując wydatki prawdopodobnie kosztuje Cię to więcej niż mniejsza garderoba pomimo „okazji”. Jeśli tak lubisz i tak Ci pasuje albo masz taką potrzebę bo np brudzisz ubrania mocno ze wzgl na styl życia to ok – to Twoja garderoba, nie moja czy autorki blogu. Nie trzeba być rozgoryczonym, że ktoś wybiera inaczej albo że coś nie do końca zrozumiałaś.
No nie wiem.. dla mnie jest różnica między beżem, taupe, kremowym i białym.. bluzek w paski też można mieć 5, a każde paski są inne. Nie widzę problemu w tym skoro te rzeczy noszę i używam. Dużo dziwniej czułabym się nosząc 2-3 swetry na zmianę. Przecież nikt nie mówi o posiadaniu 20 identycznych rzeczy lub tych nienoszonych. Nawet jak zdarza się kupić dwa granatowe swetry to myślę że nie jest to wydatek który sie zmarnuje. Może zwyczajnie trudno mi osiągnąć pełen minimalizm z szafą 30 rzeczy, bo nie lubię pustki ale staram się jednak świadomie dobierać garderobę i kompletować ją tylko z potrzebnych rzeczy. Np komuś wystarczą szpilki nude i czarne, ja mam jeszcze czerwone i szare bo czasem fajnie jest dodać jakiegoś akcentu. I to właśnie było we wpisie – że nie każdemu wystarcza wyznaczona ilość rzeczy. No przynajmniej ja to tak zrozumiałam. Myślę że taki świadomy, ale nie w pełni minimalistyczny dobór garderoby też jest okej i ma wiele plusów (np. wolniej niszczę ulubione rzeczy przez co mam je na dłużej). Gorszy problem stanowią rzeczy które wystawiam na sprzedaż (lubię to, bo za sprzedanie kilku rzeczy można kupić jedną fajną jakościowo) bo to one zagracają mi przestrzeń z uwagi na to że nie mam gdzie ich przechowywać.. a nie te w szafie których używam.
Autorka blogu pisze o minimalizmie, zgodnie z tytułem jej książki „Chcieć mniej…”. Ewidentnie chcesz więcej ;) i nie ma w tym nic złego, można mieć bogatą, przemyślaną garderobę i cieszyć się nią jeśli komuś to pasuje i jest w stanie przymknąć oko na wady takiego rozwiązania (więcej rzeczy). W minimalizmie chodzi o coś więcej niż o budowanie funkcjonalnej garderoby, nie jest to też określony styl ubioru, czy określona kolorystyka, ani też oszczędność na zakupach – to nieustanne poszukiwanie czystości, spokoju, przestrzeni, wolności jaką daje rezygnacja i właśnie „chcenie mniej”. To nieustanny proces i raczej brak tu miejsca na ocenianie, sama musisz stwierdzić na ile to dla Ciebie ważne wartości i czy do tego dążysz. Określone rady dotyczące ubrań to tylko element użytkowy, każdy, nie tylko minimalista może przecież skorzystać.
Pamiętam, że taką zasadę komponowania ubrań wpajała mi moja mama – jeśli kupujesz pomyśl do czego Ci to pasuje, ale wtedy jej capsule wardrobe było podyktowane zupełnie inna sytuacją (lata 80,90) nie było sieciówek, ubrania były droższe, albo ich wogle nie było – i chyba przez to też bardziej się trzeba było zastanowić nad zakupami. A potem te tanie ciuchy z sieciówek, przynajmniej moją szafę zapełniły i to właśnie w taki sposób, że nic ze sobą nie można było skompletować. W tej chwili już inaczej patrzę na własną szafę – i mam nadzieje że uda mi się ją zminimalizować – i wrócić do korzeni:). I pomysleć, że kiedyś się śmiałam, że moja mama ma sukienkę kilka lat, tylko ta sukienka była z genialnego wełnianego materiału o klasycznym kroju, pasowała do wielu okazji – a ja wolałam sukienkę która po kilku założeniach już się do niczego nie nadawała!
Wpis idealny dla mnie. Od dłuższego czasu zbieram sie do przeorganizowania szafy – choć ostatnie miesiące najczęsciej biegam w dresie, ale przed powrotem do pracy na pewno wdroże z zycie. Dla mnie fajnie, ze jest instrukcja w postaci ile czego, bo chyba z tym do tej pory mialm największy problem. Dziękuję :) pozdrawiam
Ja dochodzę do wniosku, że zbyt duży wybór jest przekleństwem naszych czasów. Mam więcej ubrań niż w typowym capsule wardrobe. Wiem, że mam w co się ubrać i te ubrania zmiksowane razem pasują do siebie. Mam ich jednak na tyle dużo, że codziennie rano myślę którą rzecz na siebie włożyć. Wybór jest tak duży. I teraz widzę, że za duży bo ja za dużo energii tracę myśląc codziennie rano w co się ubrać.
Dokładnie! Paradoks wyboru to generalnie spory problem naszych czasów.
Bardzo dobry poradnik.
Nie mam potrzeby stworzenia szafy kapsułowej, choć pewne zasady, które zapisałaś stosuję. Np. w danym sezonie obserwuję, co nosze chętnie, a co wisi i się kurzy i tym sposobem z mojej szafy znikną dwie marynarki, których nie nosiłam od jesieni mimo, że kolorystycznie mi pasują. Nie czuję się w nich komfortowo, mam wrażenie że widać po nich upływ czasu :)
Ja mam niestety problem z moją szafą. Mam niewiele ubrań i w większości rzeczy się sobie nie podobam. Przybrałam dość dużo na wadze w krótkim czasie i byłam zmuszona wymienić spodnie, bluzki czy spódnice. Ale wybór dla osób w moim rozmiarze jest ograniczony, ja miałam ograniczony budżet i ostatecznie skończyłam z szafą, która mi nie odpowiada. A gdzieś na dnie mam ubrania, których nie noszę, bo są za małe, ale ich nie oddam, bo powoli schodzę z wagi i może zaraz znów będę mogła je nosić… niemniej frustracja rośnie, bo nie jestem mistrzynią cierpliwości. Czuję, że jestem w momencie, w którym chciałabym kupić wszystko nowe. Powstrzymuje mnie brak pieniędzy i świadomość, że wcale nie musiałabym wyglądać i czuć się lepiej. Mam zatem capsule wardrobe z przymusu, niestety zero przyjemności :)
Zawsze mnie to nurtowało… Pokazujesz swoje zestawienia sezonowe składające się z 25 ubrań na 90 dni. Wiem, że wiele z nich bierze udział w stylizacjach w kilku sezonach. Ale tak z ciekawości. Ile masz w sumie ubrań w szafie na cały rok? :)
Pozdrawiam
Dzięki za świetny poradnik! od dłuższego czasu coś takiego chodziło mi po głowie, ale nie wiedziałam jak się za to zabrać. Teraz mam gotową instrukcję i wiem jak działać! Mam nadzieję, że moja szafa wreszcie odetchnie bo ledwo się domyka, a mimo to ja chodzę w kilku rzeczach na zmianę, więc większość jest mi po prostu niepotrzebna. Mam pytanie do osób, które zredukowały zawartość swoich szaf: co zrobiłyście z ubraniami, które nie były Wam potrzebne? Szkoda mi wyrzucić dobre ciuchy, może oddam je na Pomaganie przez ubranie, bo w ten sposób się „nie zmarnują” tylko przysłużą się potrzebującym? Ktoś z Was oddawał ubrania w tego typu akcjach?
po rocznym detoksie i oczyszczaniu spojrzałam na świeżo na swoją szafę. Wyjęlam mikro karton z rzeczami typowo letnimi. Nie liczę elementów, bo z 80% szafy korzystam całorocznie. Naprawdę tych typowo letnich elementów jest może 5, a typowo zimowych 3 – grube wełniane i kaszmirowe swetry. Ubieranie się jest teraz bajecznie proste i przyjemne, bo mam czas prasować ubrania, mam czas o nie zadbać, wygolić sweter, naprawić zaciagnięcia. W końcu wszystko do wszystkieg pasuje i mam ubrania na każdą okoliczność. Ograncizyłam buty, torebki, szale. Prostota dokonywania wyborów jest teraz wręcz powalająca.
Nigdy nie próbowałam nosić ograniczonej liczby ubrań przez wyznaczony czas, na przykład miesiąc. Jednak od czasu, kiedy po raz pierwszy usłyszałam o capsule wardrobe, wiele się zmieniło w mojej szafie. Wyrzuciłam mnóstwo rzeczy(tzn. wyrzuciłam/sprzedałam/oddałam). Teraz łatwiej mi zdecydować, co założyć i utrzymać porządek, a na uporządkowaną szafę po prostu przyjemniej się patrzy. Zauważyłam(i nie tylko ja!), że zmienił się mój styl – opiera się głównie na uniwersalnych kolorach i prostych krojach, przez to jest bardziej minimalistyczny i hmm… po prostu mój. Muszę przyznać, że w mojej szafie jest jeszcze sporo rzeczy, które nie powinny się tam znajdować, a wyszukiwanie elementów, które będą tam pasować i nie zepsują się po jednym praniu jest dosyć żmudne. No i nie mam pojęcia, ile właściwie mam ubrań. W moim przypadku proces tworzenia idealnej szafy trwał dosyć długo i nadal trwa, ale to część zabawy. Mam ogromną satysfakcję, kiedy kupię coś w czym mogłabym chodzić do końca świata. Podsumowując ten długi tekst: capsule wardrobe to świetna sprawa! Ułatwia wiele spraw, a jej tworzenie sprawia dużo frajdy. Polecam każdemu :)
Dziekuję za świetne rady, i podejście „hands on” zupełnie inne niż do tej pory znałam i stosowałam. Dzięki temu każdy może stworzyć swoją indywidualną garderobę w kapsułce – metodą prób i błędów, obserwacji, „robienia” mając wsparcie i przykład, bez żadnych magicznych formuł do których trzeba się dostosować. Moja prawdziwa praca nad garderobą kapsułkową rozpoczeła się nieświadomie – przez wyjazdy czyli np wiadomość ze musze jechać jutro a zostanę tydzień, lub miesiąć, lub wiecej „zależnie od”. Pare lat takiego życia wymusiło zmiany. Teraz mam narzędzia jak to jeszcze udoskonalić, usystematyzować.
Co do kolorów… Moim zdaniem garderoba kapsułkowa może być wręcz tęczowa jeśli ktoś ma taką wolę. Osoby lubiące kolor nie muszą zamykać się na minimalizm. Sama aktualnie uzupełniam niedobór neutralnych kolorów ale nie dlatego, że kolorowe ubrania nie pasują do siebie ale dlatego, że zestawy są zbyt energetyczne. Paletę swoich barw znam z analizy kolorystyczej czyli profesjonalnego drapowania trwającego wiele godzin. Nie należy mylić ze spojrzeniem stylistki szumnie mianującej się kolorystką i stwierdzeniem „pasuje Pani to i to” a potem wtrącaniem się w styl i fasony. Jeśli ktoś ma ogromne wyczucie i trafną samoobserwację to sam stworzy swoją paletę, np wybierając zawsze kolory tak samo chłodne, jasne i lekko przygaszone, każdy będzie pasowal do każdego – ale nie jest to łatwe.
Jeśli widziałaś film Fargo braci Coen z 1996 roku zakochasz się w serialu Fargo. Kirsten jest genialna…Najlepszy serial roku 2014. Był na HBO, w Polsce mało popularny. Wejdż w google, poczytaj i zobacz .Polecam filmy: „Wielkie piękno”,” Indochiny” i „Zakochać się” / M. Streep i de Niro, lata 70. cudo/. Oczywiście moje ukochane to „Portret rodzinny we wnętrzu”, „Casablanka” i „Piętro wyżej” z Bodo – przedwojenny.
Hej :) wpadłam właśnie przypadkiem na Twojego bloga i pomysł z detoksem
szafy bardzo mi się spodobał, tym bardziej, że mam dokładnie taki typowy
problem – dużo ubrań, które niekoniecznie do siebie pasują. Nasuwa mi
się jednak jedno pytanie, trochę z innej beczki, ale jednak powiązane z
ilością ubrań. Mieszkam sama, więc włączam pralkę raz na jakiś czas, aż
uzbieram odpowiednią ilość ubrań w podobnym kolorze (przykładowo jasnych
lub ciemnych, osobno piorę spodnie). No i tu moje pytanie: jak
rozwiązać problem z praniem? Jeśli mam mało ubrań w szafie, które noszę
praktycznie nieustannie to kiedy je prać? Może się mylę, ale wydaje mi
się, że w tym momencie nigdy nie uzbieram tyle by włączyć pralkę, a
jakoś pranie ręczne mi się nie uśmiecha ;) A może to po prostu takie
złudzenie wynikającego z tego, że jakoś przeraża mnie taka mała liczba
ubrań w szafie :D Pozdrawiam serdecznie.
Nigdy nie miałam tego problemu, chociaż mieszkamy w dwójkę. Spróbuj, w praktyce i tak w stosunku do ubrań stosujemy zasadę Pareto (nosimy 20% wszystkich ubrań) więc może się okazać, że ten problem jest tylko w głowie. Jeśli nie, dołóż sobie kilka ubrań. Tu nie chodzi o zejście do jakiejś magicznej liczby, ale uproszczenie życia. W razie czego pisz. :)
Super tekst, bardzo się cieszę, że na niego trafiłam. Ja mam totalnie za dużo wszystkiego ale też staram się teraz myśleć co kupuję i dokonywać świadomych wyrobów. Jednak nie chcę wyrzucać starych rzeczy, czasem je oddaję, czasem staram się sprzedać – a Ty co z nimi robisz? No i co po tych 90 dniach sezonu?
Marto, większość moich rzeczy teraz jest wielosezonowa więc noszę je stale. Ciepłe wełniane swetry chowam latem do szuflady, podobnie letnie sukienki zimą. Rzeczy, których nie noszę staram się pozbyć, najczęściej sprzedać, ale ponieważ od lat robię zakupy bardzo świadomie to są to raczej pojedyncze sztuki.
ciekawy artykuł :) Od dłuższego czasu działam w ten sposób, moja szafa jest bardzo minimalistyczna i uniwersalna, nie sądziłam, że to ma swoją nazwę. Kolejna lekcja, dzięki:)
A co z praniem? Jeśli mamy 4 góry, to 4 dnia wypadałoby wyprać bluzki z 3 dni. Nie wiem, jakie macie pralki, ja mam 5 kg, a i tak 3 bluzki i 3 opary majtek i 3 pary skarpet i 1 stanik to trochę mało. A jeszcze dochodzi kwestia segregacji kolorów…. a poza tym nie mam suszarki, a w 1 dzień nie zawsze pranie wyschnie. Nie wiem, jak ogarniacie ten temat, dla mnie z tego względu pomysł wydaje się niepraktyczny.
Bardzo podoba mi się ta koncepcja. Niestety mam ten problem, że ubrań zebranych przez lata w szafie jest u mnie mnóstwo, ale w rzeczywistości 80% z nich to tylko tzw. „zapychacze” przestrzeni. Najgorzej jest, gdy pojawia sezon promocyjny, bo wtedy wszystkie zakupy ciuchów kuszą ze zdwojoną siłą — a umówmy się, rabatów nie brakuje. Pojawia mi się też taka myśl, że skoro ograniczamy swoją garderobę, to jest to świetna okazja, aby zainwestować w rzeczy lepsze i na dłużej. Z jednej strony tak, z drugiej to trochę mija się z celem, no bo jak to… kupuję więcej, żeby nosić mniej? :) Pewnie to mój zakupoholizm podświadomie się załącza ;)
Niezależnie, capsule wardrobe trafia na moją listę celów do zrealizowania. Dziękuję za tak dobre opisanie tematu i porady!
Fajne. Tego szukałam :)