Tej zimy mam wyjątkowo dość zimy. :) Wiem, strasznie to brzmi i przecież powinnam być taka mindfulness, zamiast wypatrywać wiosny, ale prawdę mówiąc, jestem tylko człowiekiem i czasami mam gorszy czas.
Ostatni taki trudny okres miałam chyba na początku listopada… Do tego mam ogromną potrzebę obcowania z przyrodą i życie w mieście zaczyna mi mocno doskwierać. Zastanawialiśmy się z MM, dlaczego akurat w tym roku tak nas dopadło zimowe narzekanie i uświadomiliśmy sobie, że już bardzo dawno nie byliśmy na porządnym, przynajmniej dwutygodniowym urlopie. Kilka ostatnich zim spędzaliśmy przecież częściowo w Azji. Do tego dopadło mnie okropne zapalenie oskrzeli i rozłożyło na ponad 2 tygodnie stycznia. Taka czasowa wyrwa, gdy się pracuje na swoim, potrafi porządnie nabałaganić i powoli, do tej pory odgrzebuję się z zaległych zobowiązań. Może w przyszły piątek będzie upragniony, zupełny inbox zero!
Nic to, koniec narzekania! Jak się nie ma, co się lubi to się lubi, co się ma. Skoro nie mam widoków na długi wyjazd (częściowo z powodu kłopotów zdrowotnych, a częściowo przez nawał pracy) to postanowiłam, że spróbuję alternatywnych rozrywek – robienia na drutach (jak co roku), oglądania seriali (jak nigdy), gotowania (kto by pomyślał!) i krótkich wypadów regeneracyjnych.
Tworzę
W tym roku postawiłam na włóczkowy recykling, bo robienie na drutach wciągnęło mnie jak nic innego, a nie chcę kupować co i rusz nowej włóczki. O nowym szalu (ze swetra) pisałam tutaj, a sweter to spruty szalik z włóczki Drops Andes, kolor perłowo-szary, przerabiany na drutach nr 12 zwykłym ściegiem dżersejowym. Czapkę na zdjęciu po prawej zrobiłam w zeszłym roku z tej samej włóczki, co sweter po lewej. Teraz testuję nowe wzory na druty. Szukam prostych, ale efektownych, jak np. Chevron. Znacie jakieś ciekawe? Nie przepadam tylko za wzorami ażurowymi czy warkoczami.
Pytanie do posiadaczy psów – testowaliście może maty węchowe? Znalazłam taki wynalazek w sieci, potem tutorial DIY i zrobiłam taką Neli – możecie zobaczyć tutaj (podobno wygląda designersko ;)). Super jest! W sam raz na długie, zimowe wieczory, gdy smog za oknem.
Oglądam
Zawsze byłam serialowym wyrzutkiem. Nie widziałam żadnych popularnych seriali, nie rozumiałam żartów, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Tej zimy postanowiłam dać im szansę i… wciągnęliśmy się! Obejrzeliśmy seriale Sherlock Holmes, Daredevil i Jessica Jones. House of Cards obejrzałam do połowy 3-go sezonu i jakoś nie ciągnie mnie dalej. Wciągnęłam się za to w Grę o Tron i teraz rozumiem wszystkie memy!
[uwaga: anegdota tylko dla widzów serialu] Jakiś czas temu byłam z Nelą w małym parku i spotkałyśmy stado wron na trawniku. Ona lubi rozganiać ptaki, więc mówię na głos: „wyobraź sobie, że jesteś Dzika i idź powalczyć z Wronami”. Nela poleciała na wrony, a chłopak idący za nami dostał ataku śmiechu. :)
Teraz, chwilowo, nie mam ochoty na seriale, ale szukam dobrych filmów i znalazłam trzy, może nie najnowsze, ale godne polecenia:
- Pierwszy to francuskojęzyczna słodko-gorzka komedia „Zupełnie Nowy Testament”. Wyobraźcie sobie, że Bóg jest zgorzkniałym podstarzałym zgredkiem, który w komputerze stworzył ziemię i ludzi, którym najbardziej lubi uprzykrzać życie, zsyłając plagi i prawa Murphy’ego, np. wg których kanapka zawsze spada masłem do dołu. :) Na szczęście, ma też żonę i dzieci…
- Druga propozycja to wielokrotnie nagradzana „Młodość” Paolo Sorrentino. Pięknie poprowadzona historia, cudne kadry i ta muzyka! Must watch.
- Ostatnia pozycja to film dokumentalny „The true cost” o kulisach przemysłu fast fashion. Przerażający, ale tego się akurat może spodziewać każdy, kto choćby odrobinę zagłębił się w tematykę odpowiedzialnej mody. Nie z wszystkimi tezami postawionymi w filmie się zgadzam, ale zdecydowanie wart obejrzenia, choćby po to, żeby sobie wyrobić opinię. Oglądaliście?
Testuję
Pisałam już niedawno na Facebooku, że jak na złość wszystkie moje sprzęty elektroniczne (tzn. telefon i laptop) odmawiają współpracy, a ich naprawa jest albo niemożliwa, albo nieopłacalna (przypadek?). Telefon doprowadzał mnie już do szaleństwa, gdy wyłączał się w trakcie ważnej rozmowy z Klientem, pomimo naładowanej baterii, albo po raz setny wywalał błąd po nagraniu dla Was filmiku na Insta Stories (oczywiście wyłączał aplikację, a filmu nie zapisywał). Aparat fotograficzny nie łapał ostrości i rozmywał zdjęcia strasznie, czego nie widziałam dopóki… nie zaczęłam używać nowego.
Mój stary telefon to iPhone 4s, który był moim pierwszym w życiu smartfonem. Wybrałam go z prozaicznego powodu. Po prostu 4 lata temu był to jedyny telefon, na którym potrafiłam samodzielnie skonfigurować sobie pocztę, a obsługa była banalnie prosta. MM mi tłumaczył, że teraz telefony z Androidem już dawno dogoniły (a może i przegoniły) Apple pod względem intuicyjności obsługi, ale siła przyzwyczajenia robiła swoje. Dlatego ucieszyłam się, gdy zadzwonił do mnie przedstawiciel marki Alcatel i zaproponował przetestowanie jednego z ich modeli. Tak po prostu, żebym mogła zobaczyć, jak to jest korzystać z telefonu z Androidem. Uświadomiłam sobie, że mój pierwszy w życiu telefon był tej marki! Telefon, który poza dzwonieniem miał jeszcze funkcję budzika oraz kalkulatora i to było coś. ;) Dostałam model Alcatel Shine Lite, ale nie na stałe, a na miesiąc, do testów.
Jeszcze nie wiem, czy docelowo zdecyduję się na ten model, ale dzięki Alcatelowi zupełnie przekonałam się do Androida. Z pewnością wezmę go pod uwagę i podczas wyboru nowego telefonu będzie mocnym kandydatem. A już na pewno wydam na niego co najmniej 3 razy mniej, niż kosztuje nowy iPhone. Mój telefon służy mi przede wszystkim jako narzędzie pracy i musi spełniać pewne wymagania, ale nie potrzebuję jakiejś szałowej specyfikacji technicznej. Chcę kupić prosty (w kontekście designu), dobry, solidny, ładnie wyglądający telefon z porządnych materiałów – dokładnie taki, jak testowany Alcatel Shine Lite w obudowie z hartowanego szkła, które się nie rysuje (a nie byłam pierwszą osobą, która testowała ten egzemplarz!). I nie chcę na niego wydać majątku.
Aha, w tym modelu bardzo podoba mi się też czytnik linii papilarnych, umożliwiający odblokowanie bez wpisywania pinu czy przesuwania kresek. Ot, gadżet, wiem, ale nie spodziewałam się, że tak bardzo przyjemnie usprawniający użytkowanie. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to jakość zdjęć. W dobrych warunkach wychodzą świetnie, ale przy niedostatkach światła musiałam się ratować lampą, a wiadomo, że Instagram nie lubi lampy błyskowej. :) Z drugiej strony, naprawdę atrakcyjna cena (ok. 750 zł) rekompensuje doskonale drobne niedogodności.
Slow weekend na Warmii
Dwa tygodnie temu moja najmłodsza bratanica miała chrzest i pomyślałam sobie, że skoro jedziemy na północ, może połączyć to z małym workation (miks odpoczynku z odrobiną pracy) gdzieś w okolicy. Aby choć na chwilę zmienić klimat i wyrwać się z miasta, które nam daje w kość (smog, mega budowa pod blokiem i sąsiad remontujący mieszkanie obok). Bardzo chciałam jechać na wieś, nie do hotelu. Miejscówkę podsunęli mi przyjaciele ze Slowhopa. Znamy się od lat, a Slowhop to ich najmłodsze dziecko, gdzie zamiast rzucić wszystko w cholerę i wyjechać w Bieszczady, pokazują tych, którzy naprawdę odważyli się to zrobić. :)
Ola poleciła mi Dwór Dawidy, odrestaurowany dwór myśliwski w okolicach Pasłęka (czyli mały hop od mojego rodzinnego Malborka). Przepiękny dworek w środku parku, a obok rezerwat przyrody. Las, wąwozy, rzeka i staw dosłownie 3 kroki od domu. A w środku? Coś cudnego! Takiej staranności w urządzeniu wnętrz już dawno nie widziałam. Dopracowane w najmniejszych szczegółach, a remont trwał 5 lat. Do tego dołóżcie wolno stojącą wannę, kominek (w zasadzie belgijski piec) w pokoju, sypialnię pod samym dachem i obłędne jedzenie, a złożycie całość. Zrobiłam trochę zdjęć domu i okolicy, ale naprawdę, one nie oddają klimatu. Raczyłam Was zdjęciami i filmami na Insta Stories przez cały wyjazd (nareszcie mam sprawny telefon!).
Bartek, właściciel nakarmił nas naleśnikami z jagodami, jaglanką z owocami, pieczonymi jabłkami, sokiem z malin, herbatą z dzikiego bzu i przepyszną zupą porową, a do tego pożyczył nam też seksi kaloszki i gumofilce, żebyśmy mogli suchą stopą po-eksplorować trochę okoliczny rezerwat przyrody Lenki. Wyobrażam sobie, jak pięknie musi tam być wiosną i latem…
Wszystkie zdjęcia i filmy z wyjazdu zostały zrobione telefonem Alcatel Shine Lite.
W najbliższym czasie…
W najbliższym czasie ruszam ostro do pracy. Mam mnóstwo super pomysłów (nowe Wyzwanie Minimalistki – szykujcie się powoli!), a samo się nie zrobi, niezależnie od tego, jak bardzo chciałabym poleżeć na kanapie i porobić na drutach przez cały dzień. ;) Wdrażam też powoli nowy harmonogram dnia (jeszcze kilka rzeczy muszę usprawnić) i obserwuję, w jakich godzinach pracy jestem najbardziej efektywna, a kiedy mój organizm potrzebuje odpoczynku.
Chcę też popróbować nowych i strasznych rzeczy, jak wideo. Nie, nie wchodzę na jutuba, to przekracza moje obecne możliwości :), ale mam za sobą już live na Facebooku z małym Q&A. Podobno, cytuję „Na żywo wyglądasz znacznie lepiej niż na zdjęciach!” i „ociepliłaś swój wizerunek tym filmem”. :)) W planach mam kolejne spotkania na żywo, wszelkie pytania do mnie można zostawiać anonimowo pod tym linkiem. Gdy zbierze się kilkadziesiąt, spotkam się z Wami znowu z przyjemnością.
Z przedwiosennym pozdrowieniem! Aha, podrzućcie koniecznie propozycje fajnych treści – blogów, książek, filmów, ulubionych seriali, wzorów na druty, sposobów na zimową chandrę – jak mi brakuje weny, zawsze zaglądam do komentarzy!