Darmowe
planery, e-booki...

Podziel się:

Darmowe
planery, e-booki...

Minimalizm. Od czego zacząć?

minimalizm od czego zacząć

Piszę o minimalizmie tyle lat. Tysiące napisanych słów. Na blogu, w książce, w mediach społecznościowych, a nawet wypowiedzianych w podcaście. Wciąż jednak zaglądają na bloga osoby, które z pojęciem minimalizm zetknęły się dopiero co i chcą wiedzieć, o co chodzi. Osoby, które widzą korzyści, ale nie wiedzą jak się do tego zabrać. Dla Was jest ten tekst. ♥

 

Po co Ci minimalizm?

 

Czujesz, że masz za dużo rzeczy, które ciągle sprzątasz i układasz?

Chcesz ograniczyć wydatki, bo coraz rzadziej wystarcza do pierwszego?

Szafa pełna, a nie masz się w co ubrać?

Po co Ci minimalizm? Wiesz?

 

Niektórzy (i ja do nich należę) postrzegają minimalizm szerzej, niż tylko posprzątanie mieszkania czy szafy, chociaż nie jest to dla mnie w żadnym razie jakakolwiek życiowa filozofia (więcej w punkcie 2). Jednak, dla Ciebie wcale nie musi być tym samym! Możesz tylko szukać motywacji do gruntownego posprzątania mieszkania, pozbycia się zalegających gratów i to też jest ok! A może potem Cię wciągnie, kto wie? :) W każdym razie, nie musisz od razu planować zmiany całego życia!

 

Moja długa przygoda rozpoczęła się od starcia z domową biblioteczką wiele lat temu. W trakcie jednej z przeprowadzek zderzyłam się ze swoimi książkami. Było ich kilkanaście kartonów. Dużych, w pełni załadowanych literaturą, poradnikami, kodeksami, skryptami, dokumentami i segregatorami. Ich ciężar urywał ręce, a ja próbowałam odpędzić od siebie myśl, że muszę je znieść do samochodu, zapakować do bagażnika, wypakować, a potem wnieść do nowego mieszkania. A to był tylko ułamek mojego skromnego, jak mi się wtedy wydawało, dobytku.

 

Upraszczanie życia okazało się dla mnie długim, wieloletnim procesem, który zaczął się właśnie w tamtym momencie – gdy poczułam ciężar tych książek. Nie, nie ten metaforyczny, ale czysto fizyczny. Nagle zrozumiałam, że nie potrzebuję bagażu, że chcę przeżyć moje życie po swojemu, lekko. Wbrew schematom. Chciałabym napisać, że przeżyłam oświecenie, wskutek którego pozbyłam się 70% swojego dobytku, a teraz żyję z jedną miską i łyżką. To jednak nie byłaby prawda. Pozbyłam się mnóstwa rzeczy, ale nie wiem, ile ich było dokładnie. I w gruncie rzeczy, nie jest to zbytnio istotne.

 

To gdzie mam zacząć?

 

Tam, gdzie najbardziej potrzebujesz – opróżnij jedną szufladę, jedną półkę. Oddaj zbędne koce do schroniska, zabawki do domu dziecka. Wyrzuć to, co zniszczone i zepsute. Najczęściej widzimy, gdzie porządki są potrzebne, ale zabranie się do roboty nie jest łatwe, wiem! Doświadczenie pokazuje mi, że najlepsza jest mieszanka początkowej motywacji z wyrobieniem w sobie nawyku. Potrzebujesz przeczytać książkę o minimalizmie, żeby złapać początkowego kopa – czytaj. Potrzebujesz dodatkowego narzędzia – korzystaj. Tylko nie pozwól, żeby czytanie o minimalizmie zastąpiło faktyczne działanie!

 

Dla zagubionych i początkujących przygotowałam gotowe narzędzie – Domowy minimalizm w praktyce. Zeszyt ćwiczeń. To zestaw planerów i ćwiczeń, które pozwolą Ci zlokalizować nadmiar, a potem metodycznie i konsekwentnie się go pozbyć. 83% osób, które kupiły zeszyt stwierdziło, że zeszyt pomógł im lub zainspirował do działań w celu uporządkowania swojej przestrzeni! Żeby nie być gołosłownym, poniżej wklejam kilka opinii, które dostałam w anonimowej ankiecie.

 

“Takie narzędzia są pomocne, gdy próbujesz zmierzyć się z narastającym chaosem wokół i nie wiesz od czego zacząć, ja lepiej funkcjonuję gdy mam “procedurę” i działam krok po kroku, dla mnie ten zeszyć ćwiczeń – bomba, dziękuję :)”

“Zeszyt ćwiczeń pomógł mi zaplanować porządki, zaplanować po kolei czynności i pomieszczenia, które planuję posprzątać. Dziękuję za bardzo użyteczne narzędzie”

„Jestem bardzo zadowolona z zakupu, zeszyt pomaga mi ogarniać przestrzeń pomieszczenie po pomieszczeniu.”

 

Co znajdziesz w pakiecie:

  • zeszyt ćwiczeń z zestawem wskazówek i opisem sposobu działania
  • narzędzie Domowy Spacer Szlakiem Rzeczy
  • Lista Kategorii (szablon do druku)
  • Listę Zadań przypisaną do każdej kategorii rzeczy (wskazówki i 3 wzory)
  • Listę Zadań przypisaną do każdej kategorii rzeczy (szablon do druku)
  • Planer Tygodniowy (wskazówki i szablon do druku)
  • Planer Miesięczny (wskazówki i szablon do druku)
  • Habit Tracker (wskazówki i szablon do druku)

 

ZOBACZ SZCZEGÓŁY TUTAJ

 

Pamiętaj też proszę, że kopalnię wiedzy znajdziesz na blogu, zupełnie za darmo. Przypomnę tylko kilka tekstów, które mogą być przydatne, ale cała zakładka Upraszczanie codzienności warta jest uwagi. Przeczytaj:

50 rzeczy, których możesz się pozbyć od razu

Minimalizm w praktyce. Jak efektywnie pozbywać się przedmiotów?

Minimalizm w praktyce. Metoda 5 małych kroków.

Jak skutecznie pozbyć się książek?

Co zrobić z niepotrzebnymi ubraniami?

 

Potraktuj minimalizm jak narzędzie

 

Ja tak robię. Minimalizm nigdy nie był i nie będzie dla mnie punktem wyjścia, filozofią, spisem zasad postępowania. Może inni tak mają, ja nie. Dla mnie jest on tylko i wyłącznie narzędziem. Pozwala mi nie skupiać się na sprawach nieistotnych, a przekierować uwagę na te dla mnie ważne. Jak to działa w praktyce? Świadomie nie kupuję żadnych zbędnych rzeczy, a zaoszczędzone pieniądze przeznaczam np. na ważne dla mnie podróże. Przykład jeden z wielu.

 

Bo minimalizm nie jest zbiorem gotowych reguł „jak żyć”, ale narzędziem, które pomaga uporządkować życie. Gdy pozbędziemy się wszystkiego, co zbędne: rzeczy, obowiązków, projektów, toksycznej ambicji, cudzych oczekiwań – zaczniemy szukać własnego sposobu na życie. Przestaniemy identyfikować się poprzez rzeczy.

 

Sama staram się cały czas świadomie badać granice swoich potrzeb, swojego „chciejstwa” w odniesieniu do rzeczy. Jednak nie musi to być Twoja droga. Będę super szczęśliwa jeśli moje działania zainspirują Cię do pozbycia się choćby ułamka zbędnych przedmiotów. Mocno wierzę, że jest to uwalniające i daje nową przestrzeń w domu i w życiu. To co, zabierasz się dziś za jedną szufladę? :)

 

MNIEJ nie oznacza WCALE. MNIEJ nie oznacza ZA MAŁO

 

Minimalizm to nie wyścig. Jeśli lubisz wyzwania w stylu: „od dziś codziennie pozbywam się jednej rzeczy” lub „chcę mieć mniej, niż…” i pozwalają Ci się zmotywować – OK. Uważaj tylko, żeby narzędzie nie stało się celem samym w sobie. Minimalizm pozwala mi zbudować dystans do posiadanych rzeczy, nie utożsamiać kupowania z zaspokajaniem emocjonalnych potrzeb. Nie wpuść się w maliny!

 

Nie wierz też rygorystom i krytykom. Mniej nie oznacza wcale! Nadal mam rzeczy, cieszę się nimi, korzystam z nich świadomie, napisałam nawet o nich cały wpis na bloga! Ukochane filiżanki, piękne buty, miękki koc na zimowe wieczory. Jedyna różnica jest taka, że mam ich AKURAT tyle, ile JA potrzebuję. Nie więcej, bo po co. Mniej nie oznacza także za mało. Nie kieruje mną chęć życia w ascezie, choć lubię badać granice swoich potrzeb, czasami świadomie narzucając sobie pewne ograniczenia. Nie chodzę jednak głodna (bo mam za mało garnków, żeby gotować), zmarznięta (bo nie mam ubrań, które mnie grzeją) czy smutna i nieszczęśliwa (bo tak strasznie chciałam kupić tę 15-stą ramkę, buuu!). ;) Minimalizm pozwala wyzwolić się z zastanych schematów, nie pozwólcie jedynie wdrukować sobie nowych.

 

Na koniec mam gorącą prośbę do moich stałych Czytelników. Wiem doskonale, że dla Was ten tekst był pewnie nudny jak flaki z olejem, bo jesteście już daleko w procesie porządkowania i zmian. Napiszcie proszę, jak u Was zaczęła się przygoda z minimalizmem???

 

Sprawdź Także

4 4 votes
Article Rating
Powiadomienia
Powiadom o
guest
89 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Dorota

Już gdzieś to czytałam…może w ksiązce. Trochę wtórne to wszystko – ja lubię czytać o minimaliźmie w kontekście ubrań i dodatków, ostatnie posty – co tu dużo mówić – nudzą mnie…

Ola

W moim wypadku zaczęło sie chyba od budowania capsule warderobe przez co przekonałam sie ze zmniejszając ilość ubrań moge pozwolić sobie na wyższa jakość. Jestem studentka z ograniczonym budżetem, gustuje jednak w produktach z wyższej półki i bardzo zależy mi na starannym wykonaniu i naturalnych materiałach. Nie ulegam łatwo trendom, podobają mi sie raczej rzecxy klasyczne wiec jest mi łatwiej. Do tego często sie przeprowadzam, nierzadko pociągiem… wiec z własnej wygody trzymam mało rzeczy. Nie ulegam impulsywnym zakupom, nie przywożę badziewi z podróży. Stawiam na jakość. W strefach nie materialnych (szczególnie odpuszczaniu i nie dawaniu sie chorej ambicji) mam jeszcze sporo pracy przed sobą, ale podejście do posiadania rzeczy mnie satysfakcjonuje.
Bardzo lubię tu zaglądać chociaz rzadko komentuje.

Aga

U mnie minimalizm zaczął się od poczucia bezsilności wobec stert rzeczy dziecięcych, które musiałam przejrzeć i przygotować na przyjście na świat drugiej córki. Zaczęłam porządkować to wszystko i doszłam do wniosku, ze wcale nam tego nie potrzeba. Pózniej zaatakowałam własną szafę, pokój starszej córki, w którym przez kilka lat tylko przybywało rzeczy. Potem przyszła kolej na porządki w pozostałych częściach domu i sferach życia. Minęły cztery lata od tego czasu i wiem, że wiele mam jeszcze do zrobienia. Najłatwiej mi pracować nad podejściem, świadomością. Bo to już jest. Najtrudniej po prostu sprzątnąć i powyrzucać rzeczy. Zwłaszcza, że ja się ich pozbywam, nie wyrzucam do kosza.

Julia

U mnie zaczęło się od awantury z mężem o nadmiar moich ubrań, które były dosłownie wszędzie. Miałam na przykład 40 bluzek „na po domu”… W rzeczywistości rzeczy, w których wyglądałam dobrze była garstka. Obecnie mam mniej rzeczy niż mąż ? Mogłoby ich być jeszcze mniej, ale jeszcze nie jestem gotowa. Stopniowo minimalizm przenosił się również na inne dziedziny życia, w tym relacje. Dobrze mi z minimalizmem, jakoś łatwiej, prościej.

Pasuje mi minimalizm, mam dzięki niemu poczucie panowania nad rzeczywistością, tak zwanego ogarniania życia.
Ale przyznam, że od jakiegoś czasu ta droga stała się trochę bardziej wyboista. Mam trójkę dzieci, najstarsze ma 6 lat i oni mają swoje zainteresowania, masy rzeczy, prezenty (okazje są co chwilę) ubrania z których co chwilę wyrastają…. Mam wrażenie że ciągle segreguję ih rzeczy- co do sprzedania, co do oddania i komu co do zostawienia dla młodszego…

A do tego, zaczęłam zwracać uwagę na ilość wyrzucanych śmieci. Jest ich za dużo, ograniczam na różne sposoby, rzeczywistość filozofia zero waste sprzyja zbieraniu- chociażby kartonów i folii bąbelkowej z przesyłek, bo przecież zamiast wyrzucać mogę je wykorzystać, itd
I rzeczy przybywa.

Szukam sposobu pogodzenia tego, jedynym rozwiązaniem wydaje mi się maksymalnie ograniczenie przypływu rzeczy, żeby nie było potem problemu z pozbywaniem się ?

Magda

Tak jak u Ciebie, od książek plus mnóstwo durnostojek. Najpierw była potrzebna przestrzeń żeby zmieścić rzeczy moje i męża, a nie już tylko moje, a potem jak byłam w ciąży to nie miałam siły sprzątać i wywalilam połowę rzeczy. A potem to już poszło w kwestie bardziej duchowe, mentalne, pozbycie się toksycznych znajomości, myśli, zmiana pracy. Tetaz skończyłam ostatni punkt posprzątałam strych i mogę sobie spokojnie odetchnąć, bo nic mi już nie zaprząta głowy. A Twój tekst jest świetny i wcale nie nudny, ciągle można się czegoś nauczyć o minimalizmie ?

Monitor

Właśnie zainspirował mnie ten nurt w architekturze co można fajnie wykorzystać przy projektach stron

Kasia

Jejku, jak ja bym chciała wreszcie zacząć z minimalizmem. Śledzę Twojego bloga niemalże od początku, czytam regularnie posty, marzę o tym by odgruzować swoje mieszkanie, ale ciągle brakuje konsekwencji. W ćwiczeniach ostatnia nadzieja ;-)

Patrycja

Nigdy nie lubiłam mieć dużo rzeczy zwłaszcza ustawionych na wierzchu, ale to wynikało raczej z tego jak mnie wychowano. Ale taka prawdziwa historia z minimalizmem zaczęła się trochę z własnej głupoty (nie potrafię nazwać tego inaczej). Kiedy z mężem remontowalismy nasze pierwsze mieszkanie wyrzucilismy wszystko co Stare, zbędne i zniszczone. Zostawiliśmy na prawdę niewiele poza szafą ubrań dwoma garnkami i zestawem naczyń dla dwóch osób. Wyszliśmy z założenia, że uzupełnimy wszystko powoli, ale tym co chcemy od początku do końca. Tak też się stało (przynajmniej tak nam się wydawało, że wszystko jest niezbędne). Pół roku od wspomnianego remontu niemalże przez roztargnienie i własną wspomnianą już wcześniej głupotę nie puścilismy mieszkania z dymem… Musieliśmy wynieść z niego wszystko. Ilość rzeczy jaka zebraliśmy przez te pół roku przytoczyła i zaskoczyła nas. Nie było końca pakowania wszystkiego w czarne wory i znoszenia pakunkow z czwartego piętra. Nasze mamy bez końca robiły pranie podczas gdy my musieliśmy umyć każda rzecz. To była prawdziwa lekcja życia i uświadomienia sobie tego ile mamy. Teraz i ja i mąż bardzo świadomie podchodzimy do posiadania. Przeprowadzka była dużo lżejsza, a nowy dom jest bardzo minimalistyczny. Życie jest prostsze i przyjemniejsze. Mamy mniej obowiązków związanych z prowadzeniem domu. W międzyczasie zaczęłam czytać Twojego bloga i jeszcze bardziej układać sobie wszystko w głowie bo to w niej rodzi się minimalizm jako styl naszego życia. Łatwiej na pewno jest kiedy we dwójkę działa się o i wprowadza się zmiany do życia, ale trzeba sobie uświadomić pewne kwestie – u nas to była terapia szokowa… lekcja na całe życie…

Kasia

U mnie minimalizm to proces ciagle w toku. Zaczelo sie jakies 6 lat temu, gdy po rozstaniu musialam zamieszkac sama na 12m2, zamiast wczesniejszych 75^^. Byl to wiec najpierw po prostu przymus, choc czesc rzeczy moglam skladowac u siostry. Potem zaczelo mi sie podobac to ograniczanie sie, wyluskiwanie tego, co najpotrzebniejsze z calej masy ubran, przedmiotow ..Kupilam sobie ksiazke Sztuka prostoty, a potem Jak byc szczesliwym w malej przestrzeni. Nastepnie przekonalam swojego chlopaka, ze bedzie nam sie zylo wygodniej i latwiej, majac mniej rzeczy w domu. Trudne bylo namowienie go na pozbycie sie starych koszulek i bluz, nienoszonych, ale trzymanych z sentymentu. Potem poszlo latwiej, mamy naprawde malo rzeczy na 2 osoby, mieszkamy w 2 pokojach na 33m2 ( takie sa paryskie realia :D), ostatnio zauwazylam, ze moge jeszcze zredukowac liczbe rzeczy, bo niepokojaco zaczelo ich przybywac, np. ksiazek , ale to sama przyjemnosc. Twoja ksiazke, Kasiu, tez czytalam i bardzo ja lubie. Lubie tez posty o minimalizmie, nawet takie podstawowe jak ten, to pomaga mi pamietac, skad przyszlam i do czego daze;). Pozdrawiam okrzeple i poczatkujace minimalistki :)

Nati

Pewnego dnia poczułam, że mam za dużo rzeczy: kosmetykow lazience, książek na polkach, ubrań w szafie i pełno bibelotow. Przytlaczalo mnie to, ale nie wiedziałam co zrobić. Totalnie przez przypadek trafiłam na Twojego bloga i się zaczęło! Przeczytałam książkę i powoli zaczęłam minimalizować rzeczy, emocje, znajomości. Dobrze mi z tym. Lżej.

Katarzyna

Jeśli chodzi o mnie, to zaczęło się od przypadkowego artykułu na temat szafy kapsułkowej. Chciałam zgłębić temat i trafiłam ma Twojego bloga. Zaczęłam czytać i mnie olśniło – to było coś, czego potrzebowałam. Wcale nie chciałam mieć szafy pękającej w szwach, miliona kosmetyków i całej reszty, ale wydawało mi się, że muszę, bo wszyscy tak mają. I chyba właśnie to uświadomienie sobie, że nie jestem „wszyscy” to był początek. Zaczęłam porządkować, pozbywać się niepotrzebnych rzeczy i poczułam się lepiej. Miałam miejsce na siebie, swoje pasje, swoje poukładane życie. I wcale nie utożsamiam minimalizmu z ascezą, wręcz przeciwnie – kupuję rozsądnie, stać mnie na więcej. Więcej podróży, przyjemności, oszczędności na duże cele.

Ponadto wcale nie uważam, że tekst jest nudny ;) wręcz przeciwnie, zainspirował mnie do dalszych działań, bo wciąż widzę u siebie pole do zmiany.

Anita

Pierwszy kop to był wyjazd studencki na erazmusa – miałam walizke prawie tak duza jak ja sama, pełna „przydasiów” i tysiacem badziewnych akcesoriów. Połowy nawet nie uzyłam, czesci przy wyjezdzie musialam sie pozbyc. Przez kolejne kilka lat starałam sie pozbywac rzeczy, ale na miejsce starych bardzo szybko pojawiały sie nowe. Kilka lat, zmian mieszkania i jedno powazne rozstanie pozniej wyrzuciłam i/lub oddałam 5 (PIEC!) duzych kartonow rzeczy (takich do przeprowadzek, ok 75l kazdy). Niecały rok pozniej pojechałam na 5msc za granice z 16kg walizka, ktorej polowa stanowila moja ultrawygodna poduszka do spania. Świadomie wziełam minimum, zeby zobaczyc czego bedzie mi brakowac. Okazało sie, ze prawie niczego :))) To było 4 lata temu i od tej pory bardzo uporzadkowałam swoja szafe oraz dom, teraz probuje z zyciem, zeby jednak troche mniej sie kopac :)

Z perspektywy czasu widze, ze pomogły mi 3 rzeczy:
– znalezienie wlasnego stylu
– zmiana kierunku wydawania pieniedzy: zamiast tanie rzeczy uzytkowe + tanie ozdoby (bo jakos latwiej jest wydac 2x po mniejszej sumie), wydaje wiecej na piekne przedmioty uzytkowe (np szyta na miare torba na laptopa, oryginalny wazon itp)
– nauka ignorowania dyrdymał słyszanych z kazdej strony: „jak to tak na wigilie w starej sukience?!” (czyt. „zawsze trzeba kupic nowa kreacje na kazda mozliwa okazje”), „czarne czółenka to klasyka, ktora musisz miec w szafie”, „po co to oddajesz, przeciez dobrze w tym wygladasz albo ci sie przyda”

lady

U mnie zaczęło się od artykułu o Zminimalizowanych w Wysokich Obcasach. Nadal lubię czasem do niego wrócić (aż sprawdziłam – to był 2012 rok, jej!). I chociaż opisuje też te skrajne opcje i liczenie przedmiotów, to mnie zafascynował. Jest też tam Ajka, więc wydało mi się to generalnie możliwe do zrobienia i niezwykle pociągające. Od tego czasu z lepszym lub gorszym skutkiem wcielam w życie różne swoje przemyślenia na ten temat. Z pewnością zmienił się mój stosunek do przedmiotów. Kupiłam też w międzyczasie swoje mieszkanie – mogłam się oddać zakupom, na które w domu rodzinnym nie mogłam sobie pozwolić („jeszcze jeden kubek i będziesz z nimi mieszkać w swoim pokoju!”) i czasem trochę popłynęłam, ale i tak bez minimalizmu byłoby znacznie gorzej , wiem to.
Teraz mierzę się ze swoimi wyobrażeniami na temat siebie i swojego życia vs faktyczne życie i pewnie trochę jeszcze rzeczy wyjedzie. Dużo mam w tym temacie do zrobienia, ale jest to ewolucja. Podchodzę ze spokojem, pozwalam sobie na swój rytm.
Oczywiście od czasu tego artykułu przeczytałam masę innych, czytam blogi, książki, oglądam programy o porządkowaniu – bardzo to lubię. Ale też nie traktuję tego jako filozofii życiowej, raczej jako bliski mi sposób myślenia w wielu sferach mojego życia.
Do tego jestem okropną bałaganiarą, a w sumie lubię porządek więc jest to droga, która ma szansę pogodzić te dwie sprzeczności.

Kasia

„Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek, co jest w górze na niebie,
w dole na ziemi, i tego, co jest w wodzie i pod ziemią.
Nie będziesz się im kłaniał i nie będziesz im służył, gdyż Ja Pan, Bóg twój,
jestem Bogiem zazdrosnym, który karze winę ojców na synach
do trzeciego i czwartego pokolenia tych, którzy mnie nienawidzą (Biblia : 2Moj 20:4-5; 5Moj 5:7-9)” Kasiu bardzo razi mnie ten budda:-( i nie pasuje on do Ciebie.

Paulina

Zaczęłam od bloga prostejestpiekne – tam po przeczytaniu posta(tytuł w stylu „zacznij zyc minimalistycznie w kilku krokach), w ktorym trzeba bylo zaczac od wyrzucenia ubran w szafie, automatycznie to zrobilam. Wyrzucilam dwa duze worki ubran i bylam w szoku, ze moge az tyle wyciagnac z szafy, w czym nie chodzilam. Po drugie usunelam brzydkie, rozciagniete ubrania po domu i co wczesniej (bardzo sie tego wstydze) bylo dla mnie dopuszczalne – czyli male dziurki na ubraniachi bieliznie, wtedy wszystko wyrzucilam. Od tamtej pory wiele zmieninlo sie w kwestii posiadania, a przede wszystkim o impulsie do natychmiastowego kupienia, a ja wieksza wage przywiazuje do czystosci i stanu ubran jaki mam.

Joanna

Powiem tak, dziś naprawdę poczułam zalety minimalistycznej szafy. Otóż szykowałam się dziś do filharmonii, otworzyłam szafę bez problemu wyjęłam jedną z 3 eleganckich bluzek, do tego spodnie które wisiały obok i w 5 minut byłam ubrana. Czułam się doskonale, wszystko do siebie pasowało. Kiedyś wywalałam pół szafy wszystko mierzyłam, jedno do drugiego nie pasowało lub mnie się nie podobało. Teraz zero problemu, a w szafie luz.

U mnie co może wydawać się śmieszne cały proces rozpoczął się od książki Lekcje madame Chic i rozmowie z koleżanką która po przeczytaniu książki rozprawiła się ze swoją szafą. Książkę przeczytałam, ale w zasadzie to dopiero był początek moich przemyśleń, potem były inne książki o minimalizmie, w tym właśnie Twoja. W tym samym czasie nadmiar rzeczy zaczął mi zwyczajnie przeszkadzać, a na domiar złego kupowanie traktowałam jak nieszkodliwe hobby na poprawienie humoru. Na jednym z blogów znalazłam wkspwrymentżeby nie kupować nic co nie jest potrzebne typu pasta do zębów itp przez miesiąc. Stwierdziłam że spróbuje i zaoszczędze trochę pieniędzy. wytrzymałam ponad trzy miesiace i stwierdziłam że w zupełności wystarczą mi rzeczy które mam, a było ich i tak za dużo. Potem przyszła kolej na pozbycie się zbędnych rzeczy, z tym miałam duży problem bo po pierwsze miałam wyrzuty sumienia pozbywając się rzeczy bo to tak jakbym wyrzucała pieniądze a po drugie mam wewnętrznego homika na zasadzie a może sie przyda ( tego akurat nauczyłam się od rodziców) Ale chciałam mieć porządek i mniej rzeczy. Najpierw powyrzucała ubrania zniszczone i takie zupełnie beznadziejne, na drugi rzut poszły kuchenne szafki, pozbyłam się mnóstwa niepotrzebnych rzeczy typu słoiczki ( które u mnie w domu chyba zaczęły się rozmnażać na potęgę), różnych opakowań na produkty sporzywcze, potem zabrałam się za pozostałe pomieszczenia. Proces oczyszczania przestrzeni trwa już od kilku lat w moim wolnym tempie, w większość miejsc wracam i zawszeznajdzie się jeszcze coś niepotrzebnego do wyrzucenia. Myśle że w moim przypadku zadziałał mechanizm racjonalności, zmniejszam ilość posiadanych rzeczy bo po pierwsze raczej nie dokupuje niech i a po drugie staram się zużyć te już posiadane, dzięki czemu temu mamy więcej czasu, radości i pieniędzy na przyjemności. Fajne jest to że moja mama stwierdziła że fajnie jest uprzątnąć swoją przestrzeń i tez wiele niepotrzebnych rzeczy się pozbyła.

Julka

Minimalizm w moim zyciu rozgoscil sie niecałe dwa lata temu. Z chwilowej przeprowadzki, wyszła przeprowadzka na dobre, a kartony moich ubrań zostaly w innym mieście. Założyłam sobie, że zapakuje sie tylko w jedna mała walizke,bo więcej i tak nie byłabym vw stanie zabrać. No i zaczęło się. Początkowo byłam spanikowana. Nowa praca, a ja mam raptem 17 sztuk ubrań, co teraz? Jak zyc? Zaczęłam od Twojego sudoku, czasami bylo super, a czasami inaczej, ale nigdy beznadziejnie. Zestaw,ktory najmniej mi pasował zebral tysiace pochwal w pracy. Nigdy do niego nie wróciłam, ale wykorzystalam kilka jego elementów. Sprawa dotyczyła także kosmetyków. Z dwoch wielkich pudel zrobila sie jedna kosmetyczka. Gdy po czasie dostrzegłam jakie bledy popelnialam, dlaczego mialam tonę ciuchow, a ciagle zle czulam sie w swoich ubraniach, to okazalo sie, ze nie kupowalwm tego co mi sie podobalo. Chciałam wygladac,jak.moja kolezanka z pracy, znajoma ze studiow itp. A tak sie nie da. Te 17 sztuk ubrań,które wybrałam, to byly moje najukochansze ubrania. Dlatego dużo latwiej bylo mi zacząć. Później przyszedl czas na lodówkę ( tak, tak tam tez bylo o wiele za duzo) itp. W kazdym miesiacu mam nowy cel zwiazany z oczyszczaniem przestrzeni. Niedawno bylybto dokumenty. W najblizszym czasie powazne zadanie przede mna, a mianowicie KSIĄŻKI. Ale to rozlozylam na dluzszy odcinek czasu, zeby dobrze je przejrzeć.
Pamietam,jak sypalo sie wszystko w moim.zyciu i zamarznięta stalam na przystanku, czekajac na autobue. Wyjelam z torby Twoja książkę i przepadlam. Bylo wiele chwil zwątpienia i wiele ubran zwracanych do sklepu, ale z kazdejvtakie sytuacji wynosilam cos dla siebie,jakas lekcje.
Minimalizm okazal sie byc dla mnie czyms wiecej niz porządkiem w domu, pomogl mi obrać kierunek w życiu. I to jest super ! :)

bartolinka

Lubię porządek. Lubię ład, uporządkowanie, chaos nie zawładnął moją przestrzenią (trochę gorzej z życiem, ale z tym walczę :) ). Mam tyle, ile potrzebuję i tyle, ile chcę mieć, w ramach moich możliwości. No dobra, pewnie fajnie by było mieć ciut więcej, albo ciut lepiej, ale to co mam jest akurat. Nie za mało, nie za dużo, a w sam raz. Kosmetyków, książek, kwiatków, zastawy, durnostojek, itp. Niemniej, raz na jakiś czas uzbiera się górka rzeczy, które „puszczam”: głównie to książki i ubrania dzieci. Lubię ten zwrot: „puść to”. Więc puszczam: rzeczy w obieg, złe emocje, niedobre myśli, puszczam to, nad czym nie mam władzy, kontroli, na co nie mam wpływu. W każdym razie bardzo się staram puszczać :D. Minimalizm wokół mnie nigdy nie był jakąś trudną pracą do wykonania, nie miał swojego spektakularnego, jak Wielki Wybuch, początku. Był ze mną od zawsze.
A dotarło do mnie, że to jest minimalizm, kiedy zaczęłam szukać w sieci osób, które tak jak ja mają bardzo mało ubrań (bardzo chciałabym mieć więcej; u mnie braki albo małe ilości wynikają z problemów z kupieniem czegoś na moją sylwetkę oraz tego, że swoje potrzeby stawiałam przez długim czas w drugim szeregu rodzinnym). Chciałam się dowiedzieć, czy tylko ja, jedna, jedyna na świecie, nie zakładam na każde wyjście nowych majtek, nowych kiecek, nowych butów, by potem – skalane jednorazowym użyciem – wrzucić te rzeczy w otchłań szafy.
I zobaczyłam, że to, co dla mnie jest problemem, dla innych jest filozofią życia. Że są ludzie, którzy świadomie mają mało i jest im z tym dobrze.
Blog Kasi przeczytałam ciurkiem w dwa dni, wypisałam z niego zasady, które gdzieś mi z tyłu głowy kołatały, ale nie potrafiłam ich nazwać. Przemaszerowałam przez cały dom z nadzieją, że mogę coś jeszcze zminimalizować i uprościć – nie dało się :). Za to dało mi to spokój i pozwoliło na świadome budowanie mojej minimalistycznej szafy. Nic z niej nie mogłam wyrzucić, bo naprawdę nie miałaby nic. Ale zaczynam kupować rzeczy patrząc na ich jakość (np. buty skórzane, już wiem, że tylko takie dobrze współpracują z moimi stopami), skład materiałowy, myślę co z czym połączę.
I dziś rano zrobiłam sobie takie podsumowanie, co już mam. Mam 4 pary spodni na obecny czas, 5 bluzek, 4 pary butów, 2 sweterki – i wszystko mogę połączyć ze sobą, co daje mi sporo zestawów i brak stresu, że ja naprawdę nie mam się w co ubrać i że ciągle chodzę ubrana tak samo.
To moja droga do minimalizmu :), taka trochę na opak – od niczego do poczucia, że nie jestem gorsza, bo mam mniej. Mam mniej, ale coraz lepiej :)
b.

Karo

U mnie zaczęło się 5 lat temu kiedy przeglądałam graty podczas przeprowadzki z wynajmowanej kawalerki do naszego małego, ale własnego M3 na warszawskich Bielanach. Teraz doprowadzam rodzinę i znajomych do szału kiedy pytam ich (żartobliwie żeby nie było;)) na przykład, czy na pewno potrzebują kolejnej durnostojki, kompletu garnków phillipiaka czy kolejnego sprzętu na kredyt. Sama zadaję sobie to pytanie codziennie i jest podstawą mojego życia, swoistą filozofią.

Nie jestem radykałem który chce sprzedać wszystko co ma i mieszkać w aucie albo żyć z plecakiem 30 litrów, ale uważam, że osiągnęłam fajny poziom. Oby tak dalej!

Gosia

Ja póki co zmierzam w kierunku minimalizmu. Zaczęło się od tego, że zaczął mnie przytłaczać nadmiar rzeczy dzieci i zabawek. Trafiłam na bloga Kukumag i artykuł „Jak odgracić swój dom, czyli stwórz minimalistyczną przestrzeń’. – ten artykuł pomógł mi zrozumieć pewne rzeczy i uporządkować. Do tego u dzieci sprawdza się Montessori. Kolejna rzecz to zawsze żyłam w przekonaniu, że muszę mieć jakiś zapas, a okazało się, że to nie jest konieczne. Przeanalizowałam, co naprawdę potrzebuję, po 2 ciążach zastanowiłam się nad swoją garderobą – pozbyłam się naprawdę wielu rzeczy! Poza tym planuję jakieś warsztaty stylu/ koloru, żeby moja garderoba była poprawna kolorystycznie. Poza tym pomagają mi grupy na facebooku, Twoja książka, „Slow fashion” Joanny Glogazy.

Ewa

Witam.
Czytam tego bloga od kilku miesięcy. Wcześniej sama, jakby intuicyjnie odgruzowałam swoje zasoby. Raz spakowałam dwa wory ubrań i postawiłam pod stolikiem, by poczekać, czy mnie będzie bolało, jak je wyrzucę. Nic nie bolało i robiłam to później kilka razy… Niestety wyrosłam w niedostatku, niedosycie, jakimś niezaspokojeniu w dobie socjalizmu. Wtedy zwyczajnie było brak… czasem najpilniejszych rzeczy. Później, kiedy już można było kupić wszystko i miałam trochę swoich ciężko zarobionych i zaoszczędzonych pieniędzy nie miałam umiaru w zaspokajaniu tego starego głodu. Jeszcze to, jeszcze tamto. Co ciekawe odgruzowywanie zdarzało się co jakiś czas, ale nienasycenie było dalej…
Trafiłam na opowieść o madame Chic… Dopiero wtedy jakoś spojrzałam na sprawę całościowo… Dostrzegłam, że nie działam globalnie, tylko wyrywkowo.
Dzisiaj wprowadziłam rygor kupowania:
– tylko rzeczy zaplanowane,
– to niesamowicie podoba mi się nagle w sklepie mogę kupić dopiero za kilka dni – zwykle wychodzi, że nie kupuję.
Tu odnoszę zwycięstwa.
Rzeczy zniszczone wyrzuciłam bez bólu, ale tych, które mogą być do chodzenia po domu mam za dużo – liczę że się zniszczą i wyrzucę.
Niestety ciężko mi się rozstać z książkami. Bez trudu oddałam książki z których wyrosły moje dzieci, ale moje są jak świętość.
Mam świadomość, że zaczynam. Za rok planuję przeprowadzkę, wtedy będzie się działo…
Ja jestem ciągle na starcie…
Pozdrawiam
Ewa

Zacisze Lenki

Moja przygoda z minimalizem zaczęła się od czytania blogów o tej tematyce. Dzięki temu m.in. pozbyłam się częścitzw. durnostojek i odgruzowuję biblioteczkę. Staram się nie kupować nowych książek, w większości korzysta z bookcrossing. Od niedawna zaczęłam interesować się rękodziełem i tu pojawił się problem, bo w tej kwestii trudno o minimalizm.

Paula

Ja zostawiłam „dobytek” w Polsce i z 1 walizka wyjechałam w świat. Syn i mąż też mieli po jednej walizce ;). Teraz to co mamy jest dokładnie takie jak potrzebujemy. I w ilości jakiej potrzebujemy. Tzn niezbędne minimum. Oczywiście raz na czas rozpędzam się na zakupach. Głównie spożywczych. Mam gdzieś z tyłu głowy taki głos, powtarzający że spiżarka musi być pełna. ;) to jest moja pięta ahillesowa. Mam swoje wzloty i upadki ale trzymam fason. Im mniej tym lepiej, przynajmniej dla mnie. Pozdrawiam

Ania

Witaj Kasiu,
u mnie wszystko zaczęło się od Twojego bloga. 3 lata temu w lipcu razem z mężem i synami wypoczywaliśmy w Gdańsku. Przeglądając internet natknęłam się na ten blog i przepadłam. Wieczorami razem z M. czytaliśmy i praktycznie na koniec pobytu postanowiliśmy: zmieniamy swoje życie! Koniec gadania: chcielibyśmy to, tamto, ale się nie da, nie uda, to niemożliwe, itp.Mamy 39 lat, to ostatni dzwonek!
Zaraz po powrocie zaczęliśmy minimalizować przestrzeń, rzeczy. Równolegle interesowaliśmy się zdrowym trybem życia, więc z dnia na dzień przeszliśmy na wegetarianizm, oddaliśmy mikrofalówkę, grilla i mnóstwo niepotrzebnych rzeczy z kuchni, zaczęliśmy zabierać jedzenie ze sobą do pracy, uprawiać 10 km marsze- efekt: mąż zrzucił 25kg w rok. Dzieciom poprawiły się wyniki badań, nigdy nie były tak dobre jak teraz, razem ze starszym synem zwalczyłam anemię i u niego astmę. Zaczęliśmy zwracać uwagę na sens i jakość kupowanych rzeczy, zaowocowało to oszczędnościami i zbudowaniem poduszki finansowej. Dzięki temu możemy co dwa lub trzy miesiące zorganizować wyjazd rodzinny, a nie tylko przysłowiowe 2 tygodnie w wakacje. Oprócz tego w sierpniu zeszłego roku mój M. mógł pozwolić sobie na złożenie wypowiedzenia. Wreszcie miał czas podreperować nerwy zszargane pracą w korporacji. Dzieci były zachwycone, że tata w końcu jest w domu. Przejął domowe obowiązki i nauczył się gotować- zdaniem synów lepiej ode mnie :) wszyscy dziwili się, że jak to nie szuka pracy? jak to odpoczywa? świadomie? tyle czasu? Ano właśnie dlatego może, że wszystko było zaplanowane ŚWIADOMIE.
Odrzuciliśmy toksyczne relacje zarówno ze znajomymi, jak i rodziną. Poszłam na terapię i poczułam się gotowa zerwać patologiczną relację z moimi rodzicami. W wieku 40 lat! Mąż znalazł wymarzoną pracę we Wrocławiu i od miesiąca tam pracuje. My z dziećmi przenosimy się tam po zakończeniu roku szkolnego. Ja znalazłam pracę wpadając do niego na majówkę :). Wszystko zaczęło się układać. Wracamy do ukochanego miasta z czasów studiów. Chłopcy zachwyceni zmianami. My wreszcie czujemy, że żyjemy tak jak my chcemy, a nie tak jak od nas oczekuje otoczenie.
Od trzech lat regularnie czytam Kasiu Twój blog, ale nie komentuję. Dzisiaj poczułam się wywołana do tablicy. Mam 42 lata i jestem szczęśliwa w miejscu, w którym jestem i z wizją życia, którą zaczęłam realizować, a nie tylko o niej marzyć. Nie przejmowałam się jak znajomi i rodzina pukali się w czoło jeszcze parę miesięcy temu: co wy robicie, macie mieszkanie, stałą pracę, stabilizację, itp. Na co wam to? Teraz patrzą i komentują: kurczę, to jednak tak można! Nie zamykamy się na przyszłość zmieniło się nasze podejście do życia, chcemy być, czuć, a nie mieć. I tego uczymy nasze dzieci. W dalekich planach mamy następną przeprowadzkę i życie na własnych warunkach, wypracowanie własnej emerytury i spełnianie kolejnych marzeń.
Dziękuję.

Inka

Aniu, jestem pod wrażeniem ile można zmienić w 3 lata! To najbardziej motywująca historia jaką czytałam. Gratuluję i trzymam kciuki za Wasze plany.

Anna

Inspirująca historia, naprawdę, brawo!

Sylwia

Witaj Aniu, piękna historia pięknie opisana. Do tego bardzo inspirująca. Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego dobrego :)))

sławka

Cudowna opowieść! Podziwiam…Pozdrawiam i czytam jeszcze raz :)

Dordor

U mnie zaczęło się od szafy a konkretnie odkąd dwa lata temu wpadła mi w ręce książki Kasi Tusk (sic!) oraz Joanny Glogazy. Stopniowo pozbyłam się nadmiaru ubrań, z których niektóre pamiętały czasy gimnazjum (a jestem już dawno po studiach;-)). Wyzbyłam się także przekonania, że musze posiadać ołówkową spódnicę, czy pastelową bluzkę. Udało mi się zbudować fajną bazę i zdefiniować własny styl. Chociaż nadal pracuję nad szafą to moje działania powoli przeniosły się w inne części sypialni, łazienki i ostatnio nawet kuchni ;-) Gdy urodziła się moja córka udało mi się powstrzymać przed kupnem wielu zbędnych rzeczy dla niej. W tym roku postawiłam sobie za cel uporządkowanie finansów – wybranie form oszczędzania i ustalenia priorytetów. Dzięki tym działaniom czuję się lżej i widzę, że stopniowo minimalizm rozszerza się na inne dziedziny mojego życia. Nooo i codziennie rano wiem, w co mam się ubrać:)

MARTA

Od książki „Chcieć mniej”, którą przypadkowo zobaczyłam w księgarni. Zaczynam już coraz lepiej panować nad ubraniami, widać poprawę, ale jeszcze wieele do zrobienia. Plusy widać zwłaszcza na koncie ;)

Emilia

U mnie minimalizm zaczął się kiedy dowiedziałam się o tym blogu z jednego z tekstów Ani (Niebezpieczne biustonosze i okna dla Jezusa i robale [TYGODNIK]). Dwa dni po przeczytaniu pierwszego tekstu sprzątnęłam pierwszą szafkę, a za nią kolejne. Teraz staram się 'wciskać’ minimalizm wszędzie i zarażam nim moją rodzinę ;))

Lena

A ja muszę przyznać, że wpędziłam się chyba w pułapkę minimalizmu. Zanim kilka lat temu odkryłam w sobie pasję do minimalizowania, byłam zbieraczem, odkładaczem i przekładaczem (z miejsca na miejsce ;) ). Kiedy zaczęłam pozbywać się pierwszych rzeczy, poczułam się tak cudownie wyzwolona, że jak tylko wpadałam w jakiś dołek, na pocieszenie pozbywałam się kolejnych rzeczy (chyba myślałam, że jak pozbędę się zewnętrznych śmieci, to te wewnętrzne znikną razem z nimi). Dzisiaj przeszkadza mi fakt, że wciąż mam za dużo, chociaż wcale tak dużo nie mam. Zapętliłam się w myśleniu, że powinnam mieć maksymalnie tyle, by w razie czego móc zgarnąć wszystko do jednej walizki i uciec :)

W pewnym sensie wpadłam z deszczu pod rynnę. Ale nie mogę powiedzieć, że żałuję :)

M.

A dla mnie minimalizm, mimo że praktykowany od dawna, nadal nie jest prosty. Ten „materialny” – owszem, gorzej z tym „mentalnym”. Wyznaję zasadę, by żyć skromnie, nie wydawać na głupoty, podróżować bez luksusów. Mało pracować, mało wydawać. Cieszyć się wolnym czasem. Niestety większość osób odbiera to jako brak ambicji, lenistwo. Branie nadgodzin, harowanie jest w pewien sposób gloryfikowane. Jednocześnie sytuacja w domu nigdy nie pokazała mi czym jest bieda, brak pieniędzy, więc czy w ogóle mam prawo wypowiadać się na temat ciężkiej pracy? Mam teraz duży problem z tym jak to wszystko sobie poukładać w głowie w logiczną całość.

Dominika

W firmie, w której pracuję, mile widziane jest pracowanie ponad normę. Gdy byłam singlem, pracowałam po 14 godzin dziennie z weekendami włącznie. Obecnie przy dwójce dzieci mam wymówkę – jestem house manager i muszę wypośrodkować pomiędzy życiem zawodowym i rodzinnym. A droga do minimalizmu? No cóż… wciąż się potykam o niepotrzebne rzeczy. To nie jest takie proste, ale walczę o wolną przestrzeń dzięki blogom takim jak ten i książkom o tej tematyce.

Namysłowska 3

Mój minimalizm zaczął się bardzo nietypowo; był wręcz wymuszony :) Siedem lat temu wyjechałam na swoją pierwszą misję zagraniczną. Ja, cywil lubujący się w butach na obcasie, ołówkowych spódnicach i torebkach we wszystkich możliwych kształtach i kolorach, miałam całkowicie zmienić „styl”. Bez torebki – bo wszystko mieściło się w kieszeniach munduru, codziennie w tych samych butach, bez dylematu „co na siebie włożyć” – bo do wyboru było mundur ciemny albo jasny. Zapomniałabym – na 6 miesięcy miało wystarczyć 20 kg bagażu :) I wystarczyło. A ja przeżyłam w ten sposób więcej niż zakładane 6 miesięcy, które diametralnie zmieniło moje życie

Anna

Ja jestem cały czas na początku drogi. 3 lata temu wyjechałam z rodziną za granicę, nie likwidując jednak mieszkania w Polsce. Podzieliłam swój dobytek na 2 (garnki, ręczniki, ścierki, ubrania) i nigdy w żadnym z domów niczego mi nie brakowało. Czyli mogłam spokojnie żyć z połową rzeczy, które kiedyś miałam. Kolejny krok zrobiłam przy następnej przeprowadzce- pozbyłam się kilku ogromnych worów, głównie starych ubrań. Dzięki temu do kolejnego wynajmowanego mieszkania trafiły rzeczy wyselekcjonowane (do tego stopnia, że kiedy raz potrzebowałam się ubrać w rzeczy, które ewentualnie mogłyby ulec pobrudzeniu/zniszczeniu, nie bardzo miałam z czego wybierać, bo zostawiłam sobie same porządne ubrania. Ale taki w końcu był mój cel. Nie żałuję).
Teraz moim celem jest:
1) nie nagromadzić za wiele rzeczy w obecnym mieszkaniu. Przy zakupach ubraniowych staram się trzymać zasady one in, one out
2) przy każdej wizycie w Polsce staram się odgruzować jakiś fragment poprzedniego mieszkania. Za każdym razem wynoszę w okolice śmietnika 1 wór (głównie starych ubrań, butów, obrusików po poprzednich pokoleniach nie pasujących na żaden stół). Pejzaż się przejaśnia, ale zostało jeszcze dużo do zrobienia. Wielkim wyzwaniem będzie dla mnie uporządkowanie wielkiego regału z książkami. Mam zamiar zrobić to w wakacje. Drugim bardzo trudnym punktem są rzeczy dzieci. Te wszystkie miliony pluszaków, z którymi są związane emocjonalnie i za skarby świata nie dadzą nic wyrzucić. Te książeczki sprzed lat…ale to podarowała babcia, a to pradziadek… Nie wiem, jak sobie z tym poradzić, bo nie chcę brutalnie wyrzucać na siłę.
Moją największą motywacją do zmniejszenia ilości rzeczy jest oszczędzanie energii życiowej. Im mniej mam, tym mniej muszę włożyć energii w utrzymywanie tych rzeczy w porządku. Chciałabym o wiele bardziej zredukować swój stan posiadania, ale utrudnia mi to życie na 2 domy i duża rodzina, której życzenia muszę uwzględniać. Ale nie poddaję się.

Anna

„Minimalizm pozwala wyzwolić się z zastanych schematów, nie pozwólcie jedynie wdrukować sobie nowych.” – cytat w punkt!

Ja jestem z Tobą już od około półtora roku, i też wtedy zaczęłam przygodę z minimalizmem. Dzięki temu tematowi zauważyłam, że otacza mnie tak wiele przedmiotów i rozpraszaczy, które nie mają na mnie pozytywnego wpływu. Dodatkowo ilość spraw i rzeczy do zrobienia mnie przytłaczała. Zaczęłam więc minimalizować, krok po kroku. Zarówno rzeczy, jak i codzienne, zbędne kwestie. Sięgnęłam po świadomość i rozsądek. I dostrzegłam, że można żyć dużo spokojniej.

Co do samego tekstu – nie wynudziłam się, choć czytałam o tym już sporo. Po prostu lubię wracać czasem do podwalin jakiegoś zagadnienia i motywować się na nowo. :)

Magdalena

Wychowałam się w domu, w którym zawsze było bardzo dużo rzeczy – ubrań, książek, pamiątek. Mama, mimo najszczerszych wysiłków, nie do końca potrafiła nad nimi zapanować. Ja sama, od kiedy pamiętam, byłam bałaganiarą, ale zamiast z tym walczyć, zrobiłam z tej cechy część swojej osobowości i idealną wymówkę: „artystyczny nieład”, „nudni ludzie mają nieskazitelne domy” itd. Ja, natchniona wielbicielka literatury, amatorka kina, pasjonatka sztuki o artystycznej duszy, miałabym tracić czas na porządek?!?! Zachowywałam „na pamiątkę” paragony, bilety, mapy; zbierałam pudełka i pudełeczka; kupowałam mnóstwo tanich ciuchów, wiele z nich z wizją kreatywnego przerobienia. I nawet kiedy najlepsza przyjaciółka powiedziała mi: „Rety, w życiu nie widziałam, żeby ktoś miał tyle ubrań”, wzięłam to za komplement, a nie delikatną, konstruktywną krytykę.

Przemiana zaczęła się, gdy wprowadziłam się do swojego mieszkania – nagle zapragnęłam, żeby nie zostało zagracone i zabałaganione. Chciałam, żeby przychodzili do niego ludzie, bawili się w nim i czuli w nim dobrze. Niestety, mieliśmy z narzeczonym wrażenie, że nie robimy nic innego, tylko sprzątamy; że rzeczy (szczególnie moje) zaczynają nas wdzierać się w nasze życie i atakować – były po prostu wszędzie. Z czasem coraz częściej odpuszczaliśmy sprzątanie, a coraz rzadziej zapraszaliśmy do siebie rodzinę i przyjaciół. Między nami za to zaczęły narastać kłótnie o wieczny bałagan.
Ok. pół roku temu zaczęłam interesować się tematem minimalizmu. Zaczęłam od stworzenia szafy kapsułowej, potem uporządkowaliśmy wspólnie kuchnię oraz duży pokój – ze szczególnym uwzględnieniem szafki z dokumentami. Po kilku miesiącach czujemy, że to jednak za mało – nadal mamy miejsca, które potrzebują lepszego zagospodarowania przestrzeni (półki, organizery itd), i mnóstwo rzeczy, które chcemy wyrzucić albo oddać. Ilość zaczęła ustępować jakości.

Niecały miesiąc temu wzięliśmy ślub. Chcę zacząć ten nowy etap w życiu od gruntownego uporządkowania i oczyszczenia domu niepotrzebnych i nieestetycznych rzeczy. Dostaliśmy w prezencie przepiękną porcelanę z Ćmielowa i Rosenthala – czy mam skazać je na stanie obok kubków- reklamówek i szklanek (wątpliwej urody) dodawanych do czteropaków piwa? :)

Nie lubię sprzątać i mam wtedy poczucie straty czasu. I właśnie dlatego czuję, że mniejsza ilość rzeczy sprawi, że będziemy sprzątać rzadziej i krócej. Dzisiaj wiem, nad własnym bałaganiarstwem da się pracować. Ja walczę z tym codziennie!

Magdalena

U mnie zaczęło się od ciążowej capsule wardrobe. Zaczęłam szukać sposobu, żeby nie wydawać milionów na ubrania w tym przejściowym okresie. I szybko doszłam do wniosku, że najważniejsze, aby wszystko do wszystkiego pasowało.

Po narodzinach mojego dziecka zostałam przy minimalistycznej szafie, bo wiadomo, że z małym dzieckiem trzeba wszystko szybko, więc tak mi było wygodniej i pomagało mi to czuć się „ogarniętą” (uniknęłam poplamionego dresu).

Kolejnego olśnienia doznałam, gdy dosłownie nie miałam już gdzie trzymać rzeczy dziecka. Wszedzie były jakieś za małe albo za duże rzeczy. Pewnego dnia przemyślałam temat i rozdałam wszystko.

Zaczęłam też w tamtym okresie czytać Twojego bloga i zabrałam się za gruntowne porządki w całym mieszkaniu.

Jednym z przełomowych momentów było, gdy po przeczytaniu Twojej książki postanowiłam wrócić do mojego pokoju w rodzinnym domu i go uprzątnąć. Wywiozłam stamtąd 7 worów makulatury. Było mi po tym dużo lżej.

Dorota

W moim życiu wszystko zaczęło się najpierw od długich przemyśleń.. A później przyszło mi się zmierzyć z kilkoma przeprowadzkami i urządzeniem mieszkania. Zdałam sobie sprawę, że nie potrzebuję wiele, że mogę kupić coś używanego, za niewielkie pieniądze. Że mogę mieć jedną patelnię i trzy garnki (a nie jak moja mama, hmmm… ogromne ilości). Że mogę mieć najtańszy zestaw talerzy z Ikei (uwielbiam pięknie zdobioną porcelanę, ale wg mnie jest niepraktyczna). Potem przyszła pora na szafę. Nie korzystam z capsule wardrobe, ale staram się każdy zakup butów czy ubrań przemyśleć. Zawsze sprawdzam skład, nie kupuje plastikowych „szmat” na jeden sezon, nie chodzę po sklepach dla zabicia czasu. Gdy zmieniła mi się dość drastycznie waga, większość ubrań oddałam koleżance, u której „się nie przelewa”. Teraz jestem na etapie wyszukiwania polskich marek u których w przyszłości, jeśli będę miała jakąś potrzebę, zrobię zakupy.
Poza tym: mam niewiele kosmetyków, kupuje „z drugiej ręki”, dbam o to, co już mam, wyszukuję produkty o bardzo dobrej jakości, które będą służyły dłużej, korzystam z Kindl’a, nie kupuje na zapas i nauczyłam się od Ciebie, Kasiu, czegoś naprawdę pięknego: podziwiania bez kupowania – nie wiedziałam, że to daje tyle radości!

Pozdrawiam Cię Kasiu oraz wszystkich początkujących i zaawansowanych w kwestii minimalizmu :)

Saskia

Minimalizm okazał się bezcennym odkryciem po pojawieniu się w moim życiu małego człowieka, który nagle pochłonął większość codziennej przestrzeni:)

Iwona

Bardzo Ci dziękuję za ten wpis! Szkoda, że trafiłam na Twojego bloga dopiero dzisiaj…

Kasia

Moja przygoda z minimalizmem zaczęła się, kiedy byłam pod koniec 2 ciąży a przed sobą miałam wizję przeprowadzki. Ilość przedmiotów w mieszkaniu zaczęła mnie przytłaczac (choć nigdy nie byłam chomikiem) a przyjście na świat 4 członka rodziny spowodowało ich znaczny przyrost. Wtedy trafiłam na Twojego bloga i jakoś poszło…..Zaczęło się od ubrań zarówno moich jak i po starczy córce, potem były książki, płyty, sprzęty kuchenne. Wiele rzeczy udało mi się sprzedać, część wyrzucić jednak w trakcie przeprowadzki okazało się, iż i tak rzeczy mamy bardzo dużo. Za dużo. Postanowiłam więc ograniczyć przyszłe zakupy do minimum a schodzic/wykorzystac/zużyć to co już mamy. Minely juz prawie dwa lata i JAK na razie idzie nieźle. Aczkolwiek to tylko jeden, materialny efekt minimalizmu. Ten ważniejszy juz się dokonał, udało mi się (a właściwie nam) pozbyć paru toksycznych znajomości z ludźmi, którzy (jak później zrozumialam dzięki twojej książce) wywoływali w nas niezdrowe ambicje i chęci posiadania przedmiotów zbędnych i zupełnie nie pasujących do nas oraz powodowali, że skupialiśmy się na rzeczach mało istotnych. I to uważam za duże osiągnie za co Ci bardzo dziękuję.

Gosia

Jeśli chodzi o minimalizm ubraniowy, to u mnie zaczęło się od bloga 'Ubieraj się klasycznie’, na którego z kolei trafiłam poszukując rzetelnej wiedzy nt. analizy kolorystycznej.
A tak ogólnie zminimalizowaniem stanu posiadania zainteresowałam się, gdy postanowiliśmy wreszcie pójść na swoje. Niestety nie pamiętam, od którego miejsca w sieci się zaczęło. Może to była Ajka, ale głowy nie dam sobie uciąć ;) W każdym razie Ajka była na pewno jedną z pierwszych minimalistek, z jakimi się zetknęłam i z pewnością pomogła mi w bardziej racjonalnym podejściu do zakupu nieruchomości, dzięki czemu spojrzałam na zakup mieszkania nie z perspektywy 'bierzemy takie na jakie nas stać’, ale 'bierzemy takie, jakie naprawdę w tej chwili potrzebujemy’. Bo akurat mieliśmy możliwość kupna większego metrażu, ale zdecydowaliśmy się na mniejsze, które okazało się idealne dla naszych aktualnych potrzeb i które zmobilizowało mnie do uczciwej selekcji stanu posiadania i wciąż motywuje mnie do podejmowania rozsądnych zakupów :)

Agnieszka

Rzadko kiedy udzielam się internetowo, ale dziś poczułam, że chciałabym się podzielić swoją historią. Od dziecka nie lubiłam gromadzić rzeczy. Dla mnie rzecz miała być użyteczna. Jeśli uznawałam, że coś jest dla mnie niepraktyczne, lub tego nie używam to się chciałam się tego pozbyć. Co do ubiorów to nigdy nie lubiłam falbanek, wzorów – wszystko mogłoby być skrojone na jedno kopyto, żadnych ozdobników, żadnej biżuterii. Problem pojawił się jak weszłam w wiek dorastania – zaczęłam odstawać i… trochę wbrew sobie, ale uległam presji – zwłaszcza w kwestiach ubioru. Słyszałam ciągle, że ubieram się nudno, że jestem młoda, że powinnam szaleć itd.. Więc zaczęłam kupować rzeczy które miały pozwolić mi się wpasować w trend. Studia to już w ogóle był czas, kiedy szukałam swojej alternatywnej drogi i próbowałam być kimś kim do końca nie byłam. Szukałam alternatywnej drogi bo wydawało mi się że to moje prawdziwe podejście do życia jest dziwne i że to ze mną jest coś nie tak. Nie muszę dodawać, że nie umiałam znaleźć szczęścia. Otrzeźwienie przyszło tuż przed 30tymi urodzinami. Stwierdziłam, że ja przecież nic nie muszę, że moje szczęście zależy tylko i wyłącznie ode mnie, że w życiu trzeba mieć równowagę, że to tylko ode mnie będzie zależało co się dzieje z moim życiem. No i nagle zaczęło się układać. Od ośmiu lat mam głowę i przestrzeń czystą i spokojną. Wiadomo, że zdarzają się turbulencje, ale moja filozofia wszystko prostuje. Gorzej było z ciuchami – tu presja była silna… Niby ciągłam do mojej bezpiecznyej, gładkiej bazy, ale ciągle był chaos. Aż rok temu odkryłam szafę kapsułową… i znowu przyszło olśnienie – ja tak zawsze chciałam i czułam że to jest to, ale ulegałam presji, że musi być bardziej kolorowo i wzorzyście. Na koniec trafiłam na tego bloga… i nagle okazało się, że ze mną jest wszystko w porządku, że są inni! Wisienką na torcie był fakt że to nie zwykły, przyziemny pragmatyzm i brak szaleństwa tylko wysublimowany minimalizm :) Odkąd tu trafiłam poczułam jakbym znalazła ostatni kawałek układanki. I teraz jestem kompletna. Nie jestem może typową minimalistką, hasło „chcieć mniej” nie przemawia do mnie tak bardzo jak ” chcieć mieć rzeczy użyteczne”, ale myślę że to jest gdzieś po drodze i u mnie się sprawdza. Dziękuję :)

Beata

Kasiu, czytam blog od dawna, udzielam się na grupie, uważam się za minimalistkę… a jednak ostatnio coś we mnie pękło i wyszły na wierzch wszystkie wątpliwości. Czy ja aby na pewno mogę się nazwać minimalistką. Czy aby na pewno żyję tak, jak chcę. No i niestety, pomimo uporządkowanej szafy, braku pierdół w domu, odstawieniu toksycznych relacji itp., uznałam, że na tym etapie życia jeszcze nie. Szybko jednak doszłam do wniosku, że nie ma sensu się samobiczować, bo uproszczanie życia to proces. Jednym przychodzi łatwiej, innym trudniej. Być może mi jednak przychodzi trudniej, zapewne z różnych względów, których stałam się świadoma. Natomiast wydaje mi się, że właśnie ta świadomość jest kluczowa. I to jest pierwszy krok do zmian! Świadomość, że coś jest nie tak, że nie żyję, jak chcę, że mnie coś w życiu uwiera. Ale też świadomość, że każda zmiana musi potrwać i że nie da się z dnia na dzień wywrócić życia do góry nogami. To znaczy – oczywiście da się, ale to akurat nie moja droga. Dziękuję za Twój blog i książkę. Pomimo wprowadzeniu wielu zmian w życiu, nadal można się czasem potknąć. Dobrze wiedzieć, że jest gdzie wrócić po mądre teksty :) Miłego dnia.

Królowa Karo

Ja zaczęłam przygodę od porządkowania ciuchów zainspirowana Twoim blogiem. Później porządkowałam inne dziedziny życia. Wiem, że jestem w połowie drogi do minimalizmu, ale w tym miejscu, w którym jestem już mi chyba jest dobrze, więc nie będę się dalej pozbywać rzeczy na siłę. Myślę, że każdy musi sobie skroić ten optymalny moment na swoje potrzeby.

Matylda

Kasiu bardzo fajnie że to napisałaś. Nie tylko masz stałych czytelników, ale takze nowych. Ogromne dzięki za ten wpis. ozdrawiam
Matylda

Edyta

Czytam twojego bloga/ insagrama od kilku miesięcy. Rzadko komentuję ale klikam „lubię”.
Moja droga do minimalizmu zaczęła się od… straty pracy. Pracowałam w najlepszej pracy w moim życiu – sprzedawałam włóczki w sklepie stacjonarnym. Uwielbiam robić na drutach, a co za tym idzie miałam masę przydasiów, czyli druty, włóczki, gazetki itp. Kiedy zostałam zwolniona, i musiałam przewieźć do domu całe „mienie przesiedleńcze” ze sklepu, wszystko ustawiłam ładnie na wierzchu bo nie miałam gdzie tego schować. Brakło miejsca.
Nagle zobaczyłam, że mam zdecydowanie nadmiar rzeczy, których po prostu nie mam jak i gdzie sprzątnąć.
Mniej więcej w tym samym czasie trafiłam, zupełnym przypadkiem, na twojego bloga i wsiąkłąm. Zobaczyłam swoje mieszkanie i posiadane rzeczy w zupełnie inny sposób. Że to tylko rzeczy, których wcale nie potrzebuję. A przynajmniej nie wszystkich. Zaczęłam szukać informacji na temat minimalizmu, a także zero waste. Moje odgracanie nadal trwa ale mogę powiedzieć, że jestem na dobrej drodze. Między inymi dzięki tobie. Dziękuję.

Lena

Ostatnio siedząc u lekarza, znalazłam w kolorowym piśmie artykuł „Jak nie zostałam minimalistką”. Jakaś pani, nie bardzo wiedząc, czym jest minimalizm, napisała o tym, jak bardzo nie sprawdza się to w praktyce. Problem polegał jednak na tym, że dziennikarka nie doczytała, o co w minimalizmie chodzi – wydawało jej się, że jest to utworzenie zbioru przedmiotów, o ściśle określnej liczbie. I nastąpił długi wywód o tym, jak nie da się żyć z dwoma koszulami i jedną parą spodni. Tymczasem minimalizm to ograniczanie się do rzeczy, które są nam potrzebne i których używamy – każdy z nas jest inny i u każdego będzie to wyglądało inaczej. Dlatego niezwykle istotne są takie posty, które raz jeszcze podsumują, co się kryje pod ideą minimalizmu.

Ann

Cześć. U mnie dążenie do minimalizmu zaczęło się wiele lat temu. Moja teściowa ma problem z nadmiernym kupowaniem ubrań w lumpeksach. Obdarowuje…. nadal choć w mniejszym stopniu… głównie mnie i dzieci. Zaczęło mi to bardzo przeszkadzać. Bez żadnego przygotowania, książek czy podążania za modą po prostu zapragnęłam żyć we własnym domu bez zbędnych rzeczy, bez półek zwalonych ciuchami. Zaczęło się od ubrań, potem wszystko po kolei : apteczka, kosmetyki, durnostójki i kurzołapki których nie cierpię. Zawsze byłam osobą zdyscyplinowaną więc potraktowałam to wyzwanie jak każde inne planując kolejne kroki, tak jak było to w przypadku ćwiczeń, zdrowego odżywiania, naturoterapii, kosmetyków naturalnych, antyszczepienia czy śmieci ? Dziś po dłuższym czasie odwiedziła mnie wspomniana teściowa…odjechała w lekkim szoku ?? Wiem że to jak bardzo zmieniłam się przez ostatnie lata, miesiące wprawiło ją w osłupienie.
Mam jeszcze dużo do zrobienia dlatego w Twojej książce szukałam pomysłów. I wiesz co? Nie znalazłem ich zbyt dużo! To mnie umocniło w przekonaniu że to jak dążę do minimalizmu w chwili obecnej robię dobrze, bardzo dobrze. Niektóre aspekty poruszane w książce są dla mnie codziennością odkąd pamiętam, np brak TV, odcięcie się od świata wiadomości, ograniczanie przebywania w sieci itp.
Dałaś mi natomiast siłę aby w końcu zmierzyć się z teściową. Do tej pory ciągle przyjmowałam część jej darowizny nie chcąc jej urazić, głównie ze względu na jej przeszłość i problemy podłoża psychicznego.
Od dziś zaczynam obserwować Twojego bloga gdzie będę szukać inspiracji i motywacji w trudnych chwilach. A przede mną same wyzwania gdzie ciągle muszę się pilnować : w czerwcu dołączy do nas szczeniaczek i mamy remont kuchni, w lipcu nowy członek rodziny-trzecie dziecko ? Życz mu wytrwałości! Dziękuję za Twoją twórczości, inspirację i motywację do tej pory!??

Sylwia

Kasiu, bardzo dziękuję za wszystkie wpisy o minimaliźmie. Przeczytałam wszystkie od deski do deski, gdyż mój świat, mój dom, to bardzo dużo wszystkiego – tego, co potrzebne, a w przeważającej części tego, co zbyteczne. Zaczęłam porządki – za mną strych – moja pracownia z mnóstwem „przydasi”, poddasze – sypialnia i miejsce przechowywania tysięcy książek i tego z przydasiów, co nie zmieściło się na strychu. Rzeczy czekają w piwnicy na wywiezienie – wczoraj wyjechały książki, jutro zaczynamy z resztą rzeczy, pojutrze pchli targ, w poniedziałek śmietnik. Jeszcze długa droga przede mną i kilka pomieszczeń w domu z mnóstwem rzeczy do wysłania w świat. Potem komputer z mailami sprzed 10 lat i pewnie powrót na strych, bo chyba wciąż jeszcze znajdę tutaj małe co nieco do zutylizowania. No i mam nadzieję, że przyjdzie czas na inne aspekty mojego życia, bo bardzo odczuwam potrzebę ich zminimalizowania :-) Dziękuję za inspiracje :-)

Ewa

Witam serdecznie, przeczytałam ten wpis po tym, jak został zalinkowany na grupie fb. Zaglądam i poczytuję wątki na fb, tu jestem pierwszy raz. I cieszę się, że tu zajrzałam, bo część wątków na grupie sprawia, że przestaję rozumieć cokolwiek:) Minimalizm próbuję wprowadzać od dawna, po swojemu i nie w każdej dziedzinie. Różnie to wychodzi, ale zmierzam w dobrym kierunku. Ten wpis jest świetny – krótki, a zawiera właściwie wszystko, co trzeba. Dla mnie minimalizm to też jest narzędzie, a nie cel sam w sobie. Czytając niektóre wątki mam jednak wrażenie, że dla niektórych osób to jest umartwianie się i odmawianie sobie wszystkiego, a czasem taki jakiś dziwny wyścig pt. ,,kto ma mniej” albo ,,kto więcej wyrzuci”. ,, MNIEJ nie oznacza WCALE. MNIEJ nie oznacza ZA MAŁO” powinno być hasłem – logiem na grupie fb. Pozdrawiam.

Agnes

W moim przypadku cala przygoda z minimalizmem rozpoczęła się gdy 4 lata temu dolecialam na 2-tygodniowy urlop w ciepłe kraje bez bagażu. Całkowicie zero. Nie miałam nic ze sobą oprócz torebki. Bagaż do dnia dzisiejszego się nie odnalazł, ale tam nauczyłam się,że tak mało człowiek potrzebuje. Kupowalam z dnia na dzień tylko to co było zbędne. Pierwszego dnia tylko strój kąpielowy i klapki,bo liczyłam na to,że bagaż się znajdzie. Drugiego dnia spodenki i jakaś bluzkę,trzeciego dnia sukienkę letnia i tak po ok 5 dniach wiadomo było już,że bagaż przepadł a więc dokupilam może jeszcze z 3 rzeczy i tyle mi było trzeba. Wakacje byly super a cała ta przygoda uświadomiła mi,że 23kg bagaż ciuchów jaki spakowałam to był absurd. Teraz latam tylko z bagażem podręcznym i nigdy nie było tak,że coś mi brakowało. Cala ta sytuacja zmieniła potem moje podejście do wszystkiego i spowodowała wiele zmian w moim życiu,myśleniu,otoczeniu,domu ?

Joanna

Moja droga do minimalizmu, albo raczej do umiaru jest… zawiła. Minimalistką byłam całe dzieciństwo – z musu. Minimalistką byłam, gdy po ukończeniu liceum wyruszyłam z jedną walizką w świat zdobyć pieniądze ( miałam napisać, że jechałam zdobyć ciekawe doświadczenia, ale nie będę owijać w bawełnę) . Minimalistą byłam na zbiorach w Niemczech, gdy moją szafą, kosmetyczką i często lodówką była torba podróżna. W Holandii, gdzie przez prawie dwa lata moim „domem” była klitka dzielona z przypadkową osobą. Umiar i dyplomacja- to było wtedy moje drugie imię. Potem zaczęło mi się układać, wróciłam do kraju, założyłam rodzinę. W wynajętym mieszkaniu zaczęłam obrastać. „Wynagradzałam” sobie chude lata, wychowywałam dziecko. Mąż pracował z granicą, pustkę po nim zapełniałam gratami. Wszystko mi było potrzebne, bałam się tracić rzeczy. Jakoś nie czułam się wcale lepiej. W domu ciągły bałagan i moja frustracja. Zaczęłam się zastanawiać, czego nadal mi brakuje. Trafiłam w sieci na „Prosty blog”, potem tutaj. Coś drgnęło. Od jakichś dwóch lat potrafię już wypuszczać z rąk to, co zbędne, ale to nie znaczy, że dziś mam mniej rzeczy niż dwa lata temu. Mam więcej, ale inne. Częściej takie które służą nam do rozwoju, niż takie do niczego. No i mamy większe mieszkanie…
Gdyby nie blogi i książki o minimalizmie, dziś chodziłabym po mieszkaniu tunelami, między kartonami. Odkąd nauczyłam się puszczać wolno rzeczy, przychodziły do mnie nowe, lepsze. Biorę je, cieszę się nimi, żegnam je. Nie mają już dla mnie dużego znaczenia. Teraz bardziej pracuję nad sobą, nad „być”. Mam na to czas, bo nie muszę tyle sprzątać.
Zaglądam tu już bardzo długo, jak i na kilka innych blogów. Nigdy w życiu nie skomentowałam żadnego tekstu. Dziś znowu „coś drgnęło”, dużo wzięłam z tego bloga, z Twojej książki. Czas zacząć dawać. Daję komentarz i życzę Ci dobrego 2019 roku. Robisz dobrą robotę.
Minimalizm z wyboru jest dobry, z biedy – nigdy. Mam teraz dużo rzeczy o jakichś kiedyś marzyłam i są mi całkowicie niepotrzebne. Ale wiem o tym tylko dlatego, że je mam.