Wizja uproszczenia otoczenia i pozbycia się rzeczy bywa przerażająca. Do pewnego momentu nieważne jest jak bardzo te rzeczy właśnie zalazły Ci za skórę. Nieważne, że mieszkanie zaczyna przypominać schron na okoliczność wojny atomowej, wypełniony najróżniejszymi, pozornie niezbędnymi przedmiotami. Nieważne, że codziennie idąc rano do łazienki potykasz się o dziesiątki zalegających wszędzie rzeczy. ALE, którejś pięknej soboty patrzysz na to wszystko i mówisz „mam już dość”. Mam dość życia pod dyktando przedmiotów, które zresztą nie przyszły przecież do mieszkania same, na własnych nóżkach.
Nie pocieszę Cię. I nie dam jednej, uniwersalnej recepty na poradzenie sobie z narastającym chaosem. Ale mogę Cię zainspirować i dać do ręki narzędzia. O jednym z nim, metodzie 3P już wspominałam, ale to kolejny krok. Czasami chaos bywa tak obezwładniający, że po prostu nie wiadomo od czego zacząć. A jak nie wiadomo, to może tak to zostawię, pójdę zrobić kawę…
Jak nie wiesz, od czego zacząć, to zacznij od początku. Mogłabym tu wrzucić kilka inspirujących i irytujących cytatów typu „nie od razu Rzym zbudowano” czy „każda podróż zaczyna się od małego kroku” itp. Ale tego nie zrobię. A jeśli Tobie przeszkadza burdel, chaos i dyktatura rzeczy w Twoim otoczeniu to samemu musisz się z tym zmierzyć. Nikt Cię nie wyręczy, nawet Perfekcyjna Pani Domu nie sprząta za uczestników programu.
Ale podpowiem Ci, gdzie zacząć.
1.
Zastanów się, czy jest takie miejsce w Twoim domu, w Twoim otoczeniu, które najbardziej, ale to najbardziej na świecie Cię irytuje. Tak, że jak tylko o tym myślisz to już czujesz wnerw. Takie, że gdy obok niego przechodzisz lub patrzysz to jest Ci wręcz niedobrze. Masz? Świetnie. Mamy nad czym pracować.
2.
Czy jesteś w stanie zająć się tym miejscem w ok. 2 godziny? Jeśli tak, idź do punktu 3. Jeśli nie, to spróbuj je ograniczyć. Na przykład: jeśli zadaniem jest pokój dziecka, to wybierz jedną szafkę lub półkę z zabawkami, która jest najbardziej zabałaganiona. Jeśli zadaniem jest Twoja szafa, to skup się najpierw tylko na dwóch półkach. Oczywiście, 2 godziny to kwestia umowna. Chodzi o to, żeby można było w miarę rozsądnym czasie zapewnić sobie efekt. Bo tylko ten efekt poniesie Cię dalej.
3.
Zapewnij sobie ok. 2 godziny na zajęcie się zadaniem. Wiem, to się łatwo mówi, a obiad sam się nie wstawi. Spróbuj jednak. Jeśli nie będziesz w stanie wygospodarować 2 godzin naraz to jednak pokombinuj. Nie rozbijaj tego, bo się nie uda.
4.
Przez te 2 godziny sumiennie zajmij się zabałaganionym (czy raczej „zarzeczonym” czy „zaprzedmiotowionym”) miejscem, eliminując zbędne przedmioty np. za pomocą metody 3P.
5.
Już? Świetnie! Jestem z Ciebie dumna, ale to nie koniec drogi, a raczej początek. Teraz NAJWAŻNIEJSZE. Rzeczy, które zostały zakwalifikowane jako te „do wyrzucenia”, „do oddania/sprzedania” należy się jak najszybciej pozbyć z domu. JAK NAJSZYBCIEJ to znaczy:
- wyrzucić od razu,
- najpóźniej w ciągu 2 dni oddać, gdzie masz oddać,
- koniecznie wyznaczyć sobie termin, do końca którego spróbujesz sprzedać niepotrzebne już przedmioty, a po upływie tego terminu wyrzucić je lub oddać.
Wiele osób ignoruje ostatni punkt. Nadludzkim wysiłkiem porządkują, segregują, żegnają się z sentymentalnymi przedmiotami, a potem te torby z rzeczami zalegają w przedpokoju czy pokoju, a czasami, O ZGROZO, lądują w piwnicy lub na strychu. To zamiatanie pod dywan, moi drodzy, a nie porządki. Dlaczego to takie ważne?
Bo to jedno miejsce to będzie Twój bastion sukcesu. To uporządkowane miejsce pokaże Ci, że się da. Naprawdę się da i co więcej, to Ty jesteś sprawcą tego cudu. To mocny psychologiczny bodziec, który da Ci siłę do dalszej walki z dyktaturą rzeczy. Codziennie będziesz mogła/mógł popatrzeć w to uporządkowane miejsce wolne od chaosu, które niech stanie się pięknym zalążkiem dalszych zmian. Tak było u mnie. Zaczęło się od domowej biblioteki, która przy spakowaniu do przeprowadzki zajęła kilkanaście, naprawdę ciężkich pudeł. Musiałabym je znieść do samochodu, przewieźć, a potem znowu wnieść do góry. To było ponad moje siły. Stwierdziłam, że tak się nie da żyć. A potem to już poszło…
Masz racje – ostatni punkt najważniejszy … a z nim mam problem :-)
zgadzam się ze wszystkimi punktami, najważniejsze to zauważyć problem, potem leci już z górki ;) ja zaczęłam od jednej szuflady, a potem to już poszło, ale nie było łatwo! ;)
„- jak można zjeść słonia?”
„- po kawałku”
U mnie takim miejscem, o którym piszesz w punkcie 1 jest szafa, ale to temat na pewno na więcej niż dwie godziny :) Poza tym, nie lubię mojej szafy jako mebla i czuję wnerw już przy samym jej otwieraniu :)
Ale i tak to, co piszesz jest bardzo inspirujące i pewnie wykorzystam tę metodę do mniej wymagających, ale wymagających uproszczenia miejsc :)
Ależ ta szafa to doskonałe miejsce! Tylko właśnie trzeba ją podzielić – zająć się po kolei półkami, albo najpierw same rzeczy na wieszakach.
Ja ma co jakś czas problem z dokumentami, z banku, rachunki, faktury, bilety itd. Chomikuję to,ale jak potem czegoś szukam i nie mogę znaleźć to się wkurzam i robię generalny porządek. Inne rzeczy pgraniczyłam do minimum ze względu na przeprowadzkę. Na książki, ktorych już nie przeczytamy, albo są z naszej młodości znalazłam sposób, poprzez oddanie ich do lokalnej biblioteki.
Polecam założenie segregatora z nazwaniem koszulek (u mnie nazwa markerem). W każdej koszulce jest coś cennego „umowy o pracę”, „auto”, „paragony” itd. moim zdaniem trzymanie dokumentów z banku (nawet sprzed 2-3 lat) czy rachunków nie jest chomikowaniem, a jedynie zabezpieczeniem swojego interesu w przypadku ewentualnej potrzeby reklamacji itd. Lokalne biblioteki rządzą ;) moja sprzedaje książki ode mnie na kiermaszu i ma z tego kasę na inne ;)
Robię podobnie, tylko zamiast segregatora mam teczkę-harmonijkę, do każdej „komory” przykleiłam washi tape i zapisałam na niej nazwę działu. Wcześniej też miałam mega bajzel w papierach a ogarnęłam to w jeden dzień ;)
U mnie to wrażenie, że nie jestem już przytłoczona przedmiotami pojawiło się po około 5 sesjach odgracania. Papierzyska, zbędne ciuchy won. Te średnie kosmetyki (czyli te, co mnie nie zachwyciły, ale wyrzucić szkoda) do zużycia jak najszybciej. Zbędne kubki, talerze i sztućce do kartonu i schowane – mniej naczyń do zmywania, bo używamy tylko tyle, ile potrzebujemy. Za 1 zamachem bym się tego nie pozbyła, bo przywiązanie do rzeczy działa bardzo mocno. Za to systematycznie i po trochu wyniosłam sporo. Jeszcze z 3 sesje i po sprawie :) Aczkolwiek odgracanie rzuca się na mózg – jak widzę graty u innych ludzi, to mam ochotę je pozbierać i wyrzucić :P
Ja też tak mam :). Czasami muszę się powstrzymywać :).
Boje się ruszyć pochowane ubrania. Choć nie oszukujmy się, przydało by się w nich trochę powietrza. Cały czas odstawiam to na potem, mimo tego że chciała bym spróbować kilka rzeczy sprzedać. Może powinnam się jednak już za to zabrać to ze względu na nadchodzące święta lub nowy rok uda mi sie coś więcej sprzedać.
Mnie właśnie czeka przeprowadzka, a to chyba najlepszy moment na pozbycie się 'balastu’. Paru, a nawet parunastu rzeczy na osiedlowej 'wyprzedaży garażowej’. Kolejne niepotrzebne rzeczy oddam do tzw.’charity shop’, albo wyrzucę.To dobry pomysł zaczynać od uporządkowania jednego miejsca w domu.
Też czekam na przeprowadzkę jako na szansę ogarnięcia życia i rozpoczęcia ze świeżym startem :)
Przeprowadzka to dobry moment. Aż żal zagracać nowe miejsce przecież :).
Punkt 5 jest bardzo ważny :) Wiele razy przekonałam się, jak posegregowane rzeczy potrafią w niewyjaśniony sposób rozwlec się po całym domu w ciągu kilku kolejnych dni, kiedy niebyło czasu na ich wyniesienie…
Pozdrawiam, A
Dobry tekst! właśnie porządkujemy ubrania. Te które decyduję się oddać- idą od razu do torby i od razu do bagażnika, żeby je zawieźć do pojemnika na niepotrzebne ubrania. To faktycznie oczyszcza głowę i daje satysfakcję. Dwie godziny- w sam raz….
Jeszcze kilka porcji po dwie godziny mi zostało…
pozdrawiam,
m.
Ojej… i mnie to tez czeka. I musze w koncu zaczac…
Inspirujesz :)
Zostaje na dluzej <3
Pomysł ze sklepem charity shop jest chyba dobrym rozwiązaniem. Sprawdziłam w googlach i okazało się, że jest taki również we Wrocławiu :) To dobra wiadomość w kontekście porządków, które mnie czekają :))
Mam zakaz sprzątania i wszelkich prac w trakcie ciąży, dźwigania, noszenia, reszty też. Porządki więc nie idą, a ja siedząc na kanapie widzę coraz więcej miejsc do odgruzowania. Dziecko, przychodź, matka chce to ogarnąć! ;-)
bo najważniejsze to się nie poddawać i dążyć do celu :)
Lubię minimalizm – jest praktyczny i bardzo stylowy
ja zaczęłam już jakiś czas temu od garderoby. http://pieknajakmiranda.blogspot.cz/2014/11/garderoba-harmonia-i-konsumpcjonizm.html – tu również kilka pomysłów, jak drobne elementy mogą pomóc (bo już nawet chciałam nową szafę kupować). Na podobnej zasadzie – kupiłam ostatnio małe pudełko do szuflady łazienkowej i to zmotywowało mnie do wyrzucenia wszystkich zalegających kosmetyków.
Praktykuje to od ponad 2 lat, cudowne doznanie ale i ciągła, ciężka praca nad sobą i domownikami:-) Szczerze polecam przejście na taki styl życia.
Jeśli chodzi o książki to mam mieszane odczucia. Też będę się przeprowadzać i mam nadzieję większości zapewnić nowy dom.