Jest poranek, ubieram się do pracy, staję przed szafą pełną ubrań i? Tak, dokładnie tak, nie mam się w co ubrać. Znowu. Albo taka historia: ubrałam się, znowu w to samo. Niby dobrze wyglądam, ale znowu tak samo. Niby dobrze się w tym czuję, ale znowu tak samo. Tak samo jak ostatnio. Albo taka historia: idę na kolację lub ważne spotkanie, mam 10 minut, żeby doprowadzić się do stanu używalności po całym dniu w pracy. Szafa pełna, że bokami wypada, ale… tu Ci niespodzianka, nie mam się w co ubrać.
***
Na początku zakładałam, że tematy modowe raczej nie pojawią się na moim blogu z 3 prostych powodów:
- Nie znam się na modzie zupełnie wiec byłoby nudno.
- Mój styl nazwałabym klasycznym z domieszką sportowego wiec wiecie… nudy.
- Nie umiem i nie lubię nosić wyrazistych kolorów i wzorów wiec… zgadliście, byłoby nudno na zmianę z: nudno i przewidywalnie.
Ten post i to wyzwanie będzie też wyjściem z mojej osobistej strefy komfortu, ale zastrzegam sobie prawo do przerwania eksperymentu jeśli zupełnie mi nic z niego nie wyjdzie.
***
Wracając do paradoksu szafy, absolutnie nie jestem wyjątkiem, a dodatkowo do zwyczajowego dylematu ubraniowego dołożyłabym to, że moja szafa, w porównaniu do moich koleżanek, jest powiedziałabym… raczej uboga :).
Znalazłam jednak chyba sposób, jak sobie z tym poradzić. Ostatnio dokopałam się do dwóch dotychczas nieznanych mi blogów i na obu znalazłam intrygujący pomysł i wyzwanie: capsule wardrobe. Pomysł w skrócie polega na tym, żeby przez cały miesiąc nosić wybrane 12 sztuk ubrań z naszej szafy. Nic więcej. Na początku miesiąca wybierasz 12 ubrań (nie licząc bielizny, dodatków i butów) i przez cały miesiąc tworzysz zestawienia ubrań i stylizacje bazując tylko i wyłącznie na tych ubraniach. Wyobrażacie sobie? Bo ja trochę sobie nie wyobrażam:).
Korzyści za to na tyle dużo, że przeważają nad wątpliwościami i obawami. Takie wyzwanie pozwala na:
- większą kreatywność i fantazje w zabawie ciuchami, ale też
- uczy twórczego wykorzystywania tych zasobów ubraniowych, które mamy.
Koncepcja jest intrygująca na tyle, że postanowiłam wygrzebać się ze swojej ubraniowej strefy komfortu i podjąć wyzwanie, jedynie w lekko dopasowanej wersji. To, co chciałabym Wam pokazać i do czego Was namówić to Ubraniowe wyzwanie 7 ubrań w 7 dni.
Zasady Ubraniowego Wyzwania 7 ubrań w 7 dni
- na początku tygodnia z szafy wybieram 7 sztuk ubrań
- buty też się liczą!
- tylko i wyłącznie z tych 7 sztuk ubrań przez kolejne 7 dni będę komponować swoje stylizacje
- dodatkowo dobieram bieliznę (przydaje się:) i dodatki
Jeśli chcielibyście dołączyć do wyzwania (w końcu razem raźniej, prawda?) to wrzucajcie na swoje profile zdjęcia otagowane #7x7FashionChallenge.
To co? Do szafy marsz? :)
Skąd ja to znam „nie mam się w co ubrać” i nieważne, że wczoraj byłam na zakupach kupiłam śliczną bluzeczkę skoro nie mam jej do czego założyć? ;) Ten problem przynależy do kobiet. Chyba mi się nie zdarzyło przygotowywać stylizacji na następny dzień, zazwyczaj jest to spontan jak już wskazówka zegara niebezpiecznie zbliża się do godziny wyjścia ;) I choć mam całkiem sporo ciuchów to i tak mam wrażenie, że chodzę w tym samym, wygoda ponad wszystko :)
Jednak my „baby” jesteśmy do siebie podobne :) Jakbym czytała siebie. Wyzwanie wcale nie takie trudne, bo mam wrażenie ja ciągle chodzę w tym samy zestawie, zmieniam tylko dżinsy i t-shirt. Mój styl też jest nudny :) Będę śledzić Twoje poczynania z ogromną ciekawością.
Powiem Ci, że planowanie garderoby na cały tydzień to dość surrealistyczne uczucie :). Specjalnie wzięłam na warsztat taki tydzień, w trakcie którego nie będę mogła biegać w jeansach i t-shirtach (co oczywiście robię na co dzień!), bo mam kilka bardziej oficjalnych spotkań.
To i ja dołączę do towarzystwa, z tym, że momentami naprawdę nie mam się w co ubrać ;-) Brakuje mi T-shirtów i spodni dżinsowych. Te, które ostatnio kupiłam, okazały się kompletną klapą i z rurek w parę tygodni przeistoczyły się w dwa worki :-) A jak wiadomo, te dwa elementy tworzą najczęściej bazę, na której możemy zbudować coś naprawdę fajnego. No ale nic, w końcu jest ciepło, można poratować się spódnicami, które od pół roku zalegają nienoszone w szafie!
Karolina
O, to jest dokładnie to, co zupełnie nieświadomie zrobiłam ostatnio u siebie na blogu. I to wcale nie było trudne – może dołączę do Ciebie :)
Wiesz, jak skończyłam pisać draft tego posta, to akurat trafiłam na Twój ostatni wpis. I pomyślałam sobie, jupi, jak Tobie się tak fajnie udało to może i dla mnie jest szansa :). Chociaż moja garderoba jest skrajnie minimalistyczna, zarówno w objętości jak i w formie. I zazdroszczę Ci tak lekkiej umiejętności łączenia kolorów i wzorów więc tym bardziej będzie fajnie móc popodglądać Twoje zestawy :).
Dla mnie to zbyt trudne zadanie :D Mimo, że też cały czas praktycznie chodzę w tym samym to nawet jak jadę na weekend do domu to trudno mi się ograniczyć w pakowaniu ciuchów. Nie lubię nie mieć wyboru :D
Fajny pomysł. Aż wstyd się przyznac, ale czasami u mnie jest to nawet mniej. Ale dlatego, że nie pracuję, a ubrac się muszę w pospiechu, żeby w międzyczasie dzieci domu nie rozniosły. Więc zaprawę w tym mam. A tak na poważnie, to czasami szafa pęka w szwach, a my i tak chodzimy ciągle w tych samych rzeczach z przyzwyczajenia, wygody czy na skutek nietrafionych decyzji zakupowych (gdy druga połowa szafy poszła w odstawkę). Na pewno taki pomysł wyzwania jest inspirujący i jak to mowią potrzeba matką wynalazku, pomoże wynalezc zestawienia, o ktorych wczesniej nie pomyslelismy. Pozdrawiam Beata
Podobno tak jest, że ubieramy się w 20% tego, co mamy w szafie, a reszta leży. Zasada Pareto i tu ma zastosowanie :). I z tym właśnie chcę walczyć. Ponieważ moja szafa jest mała objętościowo, a chcę ją docelowo jeszcze zmniejszyć, to potrzebuję nauczyć się ubierać efektywniej przy mniejszych zasobach. Na razie jest nieźle. Jutro pokażę zestawienie z całego tygodnia więc ocenicie sami :)
Hej, przyłączę sie do tego wyzwania juz od konca sierpnia.
Podoba mi sie rownież kilka pomysłów, które od Ciebie pożyczę (sesje zakupowe na przykład :))
Dziękuje za inspiracje :)
Bardzo proszę. Super, że dołączasz! Będzie można gdzieś zobaczyć Twoje wyzwanie? :)
Oczywiscie, zapraszam :)
Do klasycznej zabawy 7 w 7 dolacze sie juz po wakacjach, ale do minimalistycznej szafy zabralam sie juz kilka miesiecy temu.
Czytam sobie Twojego bloga i niektore posty sa jakby o mnie :)
Witam :) Wczoraj odkryłam Twojego bloga, jestem dopiero na początku, a już mi się bardzo podoba :) Bardzo fajny pomysł z tym wyzwaniem. Mam tylko małą wątpliwość… A co z osobami, które uprawiają sport? Jestem bardzo aktywna fizycznie i do gimnastyki, na rower czy do biegania mam inne ubrania niż na codzień. Poza tym po jednorazowym użyciu takie ciuchy natychmiast nadają się do prania. Jak to pogodzić? Wliczać do zestawu 7×7, czy traktować jako coś osobnego..?
Cześć, ja to traktuję jako coś osobnego. 3 razy w tygodniu chodzę na siłownię i nie mogłabym tych rzeczy wliczać do zestawienia. A jeśli chcę iść na basen, to dorzucić też kostium? Moim zdaniem to bez sensu. O tych kwestiach pisałam też szerzej tutaj: https://simplicite.pl/szafa-minimaliztki-kuchni-pytania-odpowiedzi/
Dzięki, zabieram się za czytanie :D
Podobno dwa najczęściej używane przez kobiety zdania (jedno po drugim) to: „Ta szafa jest za mała” i „Nie mam co na siebie włożyć”. Super projekt. Pozdrawiam.
wydaje sie, ze 7 ubran to malo ale np. w lecie 7 to juz bardzo duzo! w zimie jak dochodza swetry robi sie ciezej ;) ale tez moze byc ciekawie – teraz zaczynam rozumiec dlaczego tak wiele 'minimalistek’ ubiera sie w szare, czarne i biale ubrania – do nich najlatwiej jest po prostu dorzucic jakis maly element, dodatek i nie widac, ze znow jest sie w tym samym :D
Hej, przypadkowo trafiłam na Twój blog, który mnie od razu wciągnął :) Fajnie i lekko czyta się Twoje wpisy, a wygląd bloga kojarzy mi się ze świeżością i wanilią. Dziś podejmuję wyzwanie 7 ubrań w 7 dni, ciekawe jak mi pójdzie ;) Tobie Kasiu życzę powodzenia w prowadzeniu bloga na pewno będę tu częstym gościem :D
Hej, dziękuję i mocno trzymam kciuki!!
Od kliku dni przeglądam bloga i jakoś trudno mi się zabrać za wyzwanie 7 ubrań w 7 dni. To nie tak, że brakuje mi motywacji… raczej ubrań do testowania :) Od października ubyło mi całkiem sporo kilogramów zatem 80% swojej szafy musiałam pożegnać bez zbędnych ceregieli. Coś tam już zdążyłam zakupić ale nie oswoiłam się jeszcze z „nowym ja”. I tak wszystko jak zawsze na opak dlatego podchodzę do 7/7 jak pies do jeża ;P