Zgodnie z regułą mnisi posiadają na własność jedynie rzeczy niezbędne im do życia. Należy do nich szata zakonna złożona z trzech prostych kawałków materiału, taśma opasująca talię, miska, do której wkładają ofiarowane jedzeniem igła i nici, brzytwa i filtr do oczyszczania wody. Współcześnie akceptowane są również takie rzeczy, jak np. mydło, pasta i szczoteczka do zębów, latarka, zegarek etc. Podobnie jak w czasach Buddy w Indiach, cały dobytek mnicha jest bardzo skromny i ogranicza się wyłącznie do tego, co ma on na sobie.
Gdy, dawno temu, zaczynałam swoją przygodę z minimalizmem, wydawało mi się, że jest to idea niezwykle silnia umocowana we wschodniej filozofii. Dopiero później zrozumiałam, że jest to tylko silny stereotyp, taki sam jak wiele innych i czasami mocno szkodliwy. Powstał on głównie za sprawą książek Dominique Loreau, która faktycznie mocno czerpie z tradycji wschodniej, w szczególności z praktyk japońskich.
Planując w tym roku naszą drugą podróż do Azji, chciałam dowiedzieć się trochę więcej na temat samego buddyzmu – filozofii i religii, której wyznawcą jest większość Tajów. Po kilku lekturach odkryłam z zachwytem, że buddyzm w swoich podstawach to bardziej sposób życia, filozofia niż religia jako taka. Oczywiście, z biegiem czasu, siłą rzeczy uległ sformalizowaniu, a samego Buddę wyniesiono do poziomu niemalże boskiego, choć Bogów z założenia w buddyzmie nie ma zupełnie. Nie zmienia to jednak faktu, że gdy zagłębiam się w dhammie, czyli zapisie nauk Buddy, wyłania się z niej człowiek, czasami ułomny w swym człowieczeństwie, szukający dokładnie tego samego, co my wszyscy – szczęścia.
Szczęście, a właściwie upragniony spokój i stan ducha niemożliwy do opisania słowami, a określany jako nibbana to wg Buddy nic innego, jak uwolnienie od przywiązania. Przeciwieństwem i przeszkodą na drodze do nibbany jest cierpienie i niezadowolenie. A cierpimy i płaczemy, bo rozłączono nas od czegoś, czego kochamy. Bo nie dostaliśmy tego, czego chcemy i pragniemy. Płaczemy z przywiązania, a pod nim jest ból niepogodzenia się z nietrwałością rzeczywistości i naszych iluzji na jej temat. Pragniemy stałości, walczymy o nią całe życie, zabezpieczamy się, uciekamy przed prawdą, którą jest nietrwałość. Niby o niej wiemy, ale tak naprawdę, w środku nie godzimy się na nią, nie chcemy jej widzieć, jeśli zmienność zabiera to, czego chcemy, lub nie dopuszcza nas do tego, czego pragniemy. Niesamowite, jak mocno wiąże się to właśnie z koncepcją minimalizmu, który jest niczym innym, jak narzędziem, które pozwala zobaczyć iluzję posiadania, a przez wyzbycie się nadmiaru umożliwia dotarcie do prawdziwych potrzeb. Do rozbudzenia świadomości.
Podobnie jak w minimalizmie, w buddyzmie zasadą jest prostota, ograniczanie swoich potrzeb do tego, co niezbędne. Skupienie na tu i teraz. Medytacja uważności i wdzięczności. Medytacja miłującej dobroci. Przestrzeń, gdzie rządzi prawo przyczyny i skutku. Gdzie to, czym jesteśmy dzisiaj zależy od naszych przyszłych działań, a to czym będziemy jutro, warunkowane jest naszym działaniem w przyszłości. Tutaj nie ma przypadku. To człowiek ponosi odpowiedzialność za swoje wybory i czyny. Buddyzm to przestrzeń, gdzie ograniczenie potrzeb, wygaszanie pragnień jest pożądaną, choć niezwykle trudną i wymagającą drogą, dlatego tak wysoce cenioną.
Uprzedzając ewentualne pytanie, nie, nie zamierzam przejść na buddyzm, choć przyznaję, że jest to filozofia, która w dużej mierze odpowiada mojemu światopoglądowi. Jednocześnie minimum posiadania, ascetyzm, świadome ograniczanie znane są wielu religiom i filozofiom. Nie dziwi mnie to zupełnie. Ograniczanie potrzeb uwalnia, a minimalizm jest doskonałym narzędziem na drodze do świadomości i dalszego rozwoju duchowego.
Wszystkie teksty pisane kursywą pochodzą z książki Wgląd. Buddyzm, Tajlandia, Ludzie autorstwa psychologa Tomasza Kryszczyńskiego. Jesto to jedna z kilku książek, które właśnie towarzyszą mi w podróży.
Wiem, że temat minimalizm a religia może poruszyć czułe struny, ale ogromnie ciekawa jestem Waszych przemyśleń i refleksji w tym temacie. Czy praktyka minimalizmu wpisuje się może w Waszą praktykę religijną?