Darmowe
planery, e-booki...

Podziel się:

Darmowe
planery, e-booki...

Minimalizm a posiadanie dzieci

Minimalizm a posiadanie dzieci – możliwa rzeczywistość czy czysta utopia? Swoją historię o drodze do minimalizmu opowiada dziś Paulina – mama dwóch córek z trzecim maluszkiem w drodze. Mama minimalistka!

 

Wiem, że temat minimalizmu w kontekście posiadania dzieci żywo Was interesuje, a z uwagi na brak dzieci własnych ;) trudno mi się do niego odnieść. Przygotowując ten temat do książki bazowałam na licznych doświadczeniach swoich przyjaciół i znajomych, ale wciąż pozostał niedosyt. 

 

Gdy napisała do mnie Paulina, opowiadając swoją historię, natychmiast poprosiłam ją o zgodę na publikację, żeby więcej osób mogło poznać zupełnie inny punkt widzenia, niż ten pokazywany na co dzień w mediach i wśród najbliższych. Bo można być mamą minimalistką! Poprosiłam ją również o odrobinę minimalizmu w praktyce – o sporządzenie dwóch list: rzeczy niezbędnych przy małym dziecku i odwrotnie tych, które w Jej przypadku okazały się zupełnie niepotrzebne.

 

Minimalizm a posiadanie dzieci. Historia Pauliny – Matki Minimalistki

 

Mając do dyspozycji przestrzeń, którą nie musiałam się z nikim dzielić, tak naprawdę o nią nie dbałam. Kiedy mieszkaliśmy tylko we dwoje, nasze małe mieszkanie mieściło spokojnie nas i nasze życiowe dobytki – ten wspólny i te dwa, które każde z nas wniosło do naszego życia – książki, dokumenty, notatki ze studiów, pamiątki i ubrania. Oprócz salonu i małej sypialni mieliśmy jeszcze mikro pokoik, w którym ułożyliśmy to wszystko zgrabnie na półeczkach i systematycznie dokładaliśmy nowości. Pokoik „zarastał” różnościami, a kiedy ktoś do nas przychodził to po prostu zamykaliśmy drzwi – nasz „majątek” niepostrzeżenie znikał i nie wywoływał chwilowo niesmaku i ciągle zagłuszanych wyrzutów sumienia, że kiedyś tam trzeba w końcu posprzątać.

 

Kiedy postanowiliśmy, że naszą przestrzeń będziemy dzielić z maleństwem, zaczęliśmy gromadzić kolejne rzeczy, bo to oczekiwanie na córkę było czymś niezwykłym. Czytaliśmy artykuły w Internecie, blogi, fora parentingowe wyszukując rzeczy, bez których się nie obędziemy jak tylko Lila przyjdzie na świat. Co tam my się nie obędziemy, uważaliśmy, bo tak zostaliśmy zaprogramowani przez komercyjny biznes dziecięcy, że bez sterylizatora do butelek, przewijaka, poduszek, nosidła, kocyków, podgrzewaczy, zabawek edukacyjnych i tysięcy innych niezbędnych gadżetów dziecka nie da się wychować… Mało tego, nie mieliśmy nikogo w naszym otoczeniu, kto powiedziałby nam co tak naprawdę jest potrzebne dziecku, a nawet gdyby nam mówiono to chyba i tak byśmy nie posłuchali. Chcieliśmy przychylić nieba Lili.

 


Lista rzeczy niezbędnych i przydatnych przy małym dziecku wg Pauliny


Rzeczy niezbędne:

  1. Nebulizator do inhalacji podczas choroby, infekcji.
  2. Nawilżacz powietrza.
  3. Szczelny termos na wodę zapewnia oszczędność energii elektrycznej, czajnik zużywa jej najwięcej, kiedy się nagrzewa. W termosie woda jest ciepła przez większą część dnia, jeśli potrzebna do zrobienia mleka czy napoju.
  4. Kilka pieluszek muślinowych lub tańszych tetrowych – służą jako kocyk, otulacz, ściereczka.

 

Rzeczy, które się przydają, ułatwiają mamie codzienne funkcjonowanie, ale nie są niezbędne:

  1. Krzesełko do karmienia, takie samodzielne do postawienia przy dorosłym stole.
  2. Bujak/leżaczek.
  3. Mata edukacyjna.
  4. Łóżeczko, jeśli dziecko nie śpi z rodzicami.

 

I urodziła się Ona. I cały nasz świat wypełniło nam bycie z Nią, a kiedy kurier jeden za drugim zaczęli przynosić paczki z zamówionym dziecięcym ekwipunkiem nagle nasza mała już przestrzeń drastycznie się zmniejszyła. Chcąc przygotować dziecięcy pokój musieliśmy pozbyć się niemalże wszystkiego, co nagromadziliśmy w nim do tej pory. Pojawiły się schody, bo nie było gdzie tego przenieść, zmieścić, upchnąć. Spędzałam całe wieczory na przeglądaniu wszystkich rzeczy, kompletnie do tego nie przygotowana. Chcąc jak najszybciej się z tym wszystkim uporać mnóstwo rzeczy wyrzuciłam, a przecież mogłam sprzedać i odzyskać choć część pieniędzy. Nie znałam wtedy pojęcia minimalizm, ja po prostu chciałam się uwolnić od rzeczy, chciałam odzyskać przestrzeń, żeby mieć jej więcej na bycie z dzieckiem. Odgruzowanie tego małego pokoju nie miało tak naprawdę nic wspólnego z nieodwracalnym uwolnieniem się od nadmiaru, bo miejsce naszych gratów wypełniły „niezbędniki” dla dziecka. I tak koło się zamknęło. Lila była pierwszym dzieckiem w rodzinie, więc wszyscy wokół co rusz przychodzili w odwiedziny przynosząc ze sobą prezenty. A to ubranko, a to zabawkę. To wszystko sprawiało mi (no bo przecież nie kilkutygodniowemu dziecku) ogromną radość i znów zaczynałam gromadzić. Gromadziłam też wszelkie pamiątki, które dotyczyły mojej Córki – tysiące zdjęć, filmów, wydruków, obrazków, pierwsze buciki, pierwszy smoczek…. Ale chyba każda mama swojego pierwszego dziecka tak robi. :) Obrastaliśmy w rzeczy. Znowu. Tylko teraz nie mogliśmy zamknąć drzwi i po prostu tego nie widzieć.

 

Trwałam w tym stanie blisko 4 kolejne lata. Do momentu, kiedy na świat przyszła Maja. Miesiąc przed jej urodzinami poczułam, że to ten czas kiedy muszę zadbać o naszą przestrzeń. Przywiozłam więc od Rodziców wielkie worki z ubrankami, zabawkami, gadżetami, rozłożyłam w salonie na podłodze i cały dzień spędziłam nad segregacją na to co będzie potrzebne i na to co jest całkowicie zbędne. Przeżyłam jednocześnie szok i ogromną ulgę widząc mój podział. Z pełnej trzydrzwiowej szafy i pokoiku, które mieliśmy do dyspozycji na rzeczy dla Lili, Maja otrzymała trzy szuflady w komodzie i miejsce w naszym łóżku. To był ten właśnie przełom w moim życiu, ta gruba kreska, mój krok w kierunku minimalizmu. Okazało się wtedy, co było dość bolesne, że bez 70% „niezbędników” świetnie się funkcjonuje, bo to zupełne pierdoły i zajmują tylko miejsce, a nie mają żadnej wartości użytkowej. Przynajmniej dla nas.

 


Lista rzeczy zupełnie zbędnych przy małym dziecku wg Pauliny


  1. Sterylizator do butelek.
  2. Drogi termometr do mierzenia temperatury na czole czy w uchu. Z mojego doświadczenia wynika że takie termometry są bardzo awaryjne i przekłamują temperaturę. Mamy w domu dwa zwykłe elektroniczne, z których korzystamy też my dorośli.
  3. Kosz Mojżesza jest przydatny do czasu kiedy dziecko leży nieruchomo i nie jest „długie”. Przy Lili korzystaliśmy ok. 2 miesiące, a Maja spała i leżała zwyczajnie na sofie lub kocu rozłożonym na podłodze.
  4. Syntetyczne i reklamowane kosmetyki dla dzieci. W zupełności wystarczy olejek arganowy lub jojoba, czysta lanolina kosmetyczna, jeśli dziecko nie jest uczulone i mydło węglowe. Jeśli pojawią się problemy ze skórą to doraźnie maść alantan plus działa świetnie.
  5. Elektroniczna niania – dla nas zupełnie nieprzydatne urządzenie.
  6. Herbatki w proszku, do rozpuszczania – sam cukier i dodatki smakowe. Dziecko z powodzeniem pije czystą wodę lub z dodatkiem domowego soku owocowego.
  7. Kombinezon/śpiworek do wózka – do niektórych wózków są wyłącznie dedykowane i kosztują bardzo dużo, a dziecko szybko z nich wyrasta.

 

W małym mieszkaniu, w którym jest dwójka małych dzieci, jedynym i absolutnym „must have” jest pusta przestrzeń i nasza obecność. Uświadomienie tego przyniosło mi spokój, a wiedza o tym, jak podchodzić do tego mądrze i własna intuicja to narzędzia, dzięki którym wiem jak ten spokój utrzymać. Teraz, kiedy czekamy na nasze trzecie dziecko każda zbędna rzecz jest eliminowana, nie mogę sobie pozwolić na zagracenie domu, bo wolę poświęcać czas dzieciom zamiast na sprzątanie. Choć wiem, że sporo jeszcze pracy by się znalazło, bo tego „zen”, o którym marzę jeszcze nie osiągnęłam, ale pracuję nad tym, teraz wolniej, ale cały czas.

 

Niedawno zrobiliśmy mały remont. Zamieniliśmy się pokojami z dziewczynami. Przenieśliśmy się tylko z łóżkiem i komodą do wspomnianego już mikro pokoiku, a Lila i Maja (choć ta ostatnia ciągle rezyduje w naszym łóżku i dobrze nam z tym) zyskały wspólny pokój. Znów pozbyliśmy się mnóstwa rzeczy, bo szafę z której korzystaliśmy dostały dziewczyny a my mamy…. po jednej szufladzie w komodzie i kilka wieszaków w szafie w przedpokoju. Mój Tata, który pomagał nam w remoncie cały czas powtarza, że nie może się nadziwić jakim sposobem my się mieścimy w 4 i pół „ludzia” w tym mieszkaniu. Ja się tylko uśmiecham i mówię, że u nas jest tak, że im więcej mamy dzieci, tym mniej mamy rzeczy. :)

 

Za kilka miesięcy urodzi się nasze trzecie dziecko, nic więcej do funkcjonowania nie jest nam potrzebne oprócz listy nr 1 oraz dużej ilości uwagi, ciepła i cierpliwości. Jeszcze na koniec mała podpowiedź dla wszystkich, którzy nie mają pomysłu na obdarowanie czymś świeżo upieczonych rodziców i maluszka, jeśli jest u was taki zwyczaj. Kupcie po prostu paczkę pieluszek jednorazowych i kwiaty dla mamy, starszemu dziecku zawsze przyda się książka, kolorowanka czy kredki. Rodzice i tak kupują te rzeczy, więc kupno czegoś tak praktycznego i potrzebnego jak pieluszki sprawi im z pewnością radość , a nie pozostanie dylemat, co zrobić z masą gipsową do odcisku stópki, kolejną karuzelą nad łóżeczko, body w nietrafionym rozmiarze czy fikuśną sukieneczką, której maleńka dziewuszka i tak nie założy. :)

 

Podsumowując, prowadząc bloga wielokrotnie spotkałam się z zarzutem, że mając dzieci nie da się być minimalistką, bo przy dzieciach jest potrzebne tyle rzeczy, bo dzieci zagracają przestrzeń, bo non stop bałaganią, bo brudzą, więc nie jest możliwe mieć mieszkania w którym są białe ściany, meble, jasne poduszki, kwiaty. Jestem przykładem na to, że można. Dzisiaj też jestem mądrzejsza o prawie trójkę dzieci i wiedzę, co im tak naprawdę jest potrzebne do szczęścia. Nie łudzę się jednak, że każda „pierwsza” mama mnie posłucha, ale jeśli będzie to choć jedna to będzie wspaniale.

 

***

Kocham takie historie! One pokazują, że minimalizm a posiadanie dzieci to nie jest utopia, pojęcia te wcale nie muszą się wykluczać, a straszenie „zobaczysz, z dzieckiem skończy się ten Twój minimalizm” jest kompletnie nieuzasadnione. Historia Pauliny daje mi jeszcze jeden argument. Jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek napisze mi jeszcze raz, że uporanie się z nadmiarem jest NIEMOŻLIWE przy dzieciach, podlinkuję mu tę historię i wytknę palcem jako zwyczajną wymówkę.

 

Jeszcze nigdy nie byłam tak ciekawa Waszego zdania! Odezwijcie się, proszę, matki-minimalistki i matki-nie-minimalistki (ojcowie również) i napiszcie o swoich doświadczeniach!

 

Sprawdź Także

0 0 votes
Article Rating
Powiadomienia
Powiadom o
guest
158 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments