Staycation czyli wakacje w domu, bez wyjeżdżania. Nie udało mi się stworzyć zgrabnego tłumaczenia, jeśli masz jakiś pomysł, daj znać śmiało. W każdym razie staycation to taki czas, gdy możemy zostać w domu, zwiedzać najbliższą okolicę, zostać turystą we własnym mieście czy ogródku.
Od dawna miałam ochotę zorganizować sobie takie staycation i nadarzyła się okazja. Ostatni tydzień spędziłam w moim byłym domu w lesie, opiekując się psami i uznałam, że to doskonała okazja do zorganizowania sobie staycation.
Właśnie, organizacja.
Staycation - mądrze je zaplanuj
Gdy wybierasz się na urlop, zwykle go planujesz w jakiś sposób, prawda? Domowe staycaytion też warto zaplanować, ale mądrze. Mądrze to znaczy w oparciu o swoje rzeczywiste potrzeby, nie zachcianki czy oczekiwania innych.
Moją największą potrzebą w tym czasie było spędzenie trochę czasu w samotności. Potrzebowałam przepracować kilka rzeczy, pomyśleć o swoich wartościach i wypływających z nich działaniach. Wiedziałam też, że nie będzie to czas w całości bez pracy, dlatego w moim przypadku było to swoiste połączenie staycation z workation. :)
Planowanie też jest potrzebne, w przeciwnym razie jest duże ryzyko, że wpadniesz w swoje schematy i przyzwyczajenia. Przykładowo, zamiast odpoczywać, będziesz załatwiać milion spraw, albo zamiast robić dobre i zdrowe dla siebie rzeczy, spędzisz czas na kanapie z telefonem w ręku.
Ponieważ ostatni miesiąc był dla mnie mocno chaotyczny, spędziłam go praktycznie w podróży i sporo się działo, to zaplanowałam sobie mocno rutynowe staycation w duchu dbania o siebie.
Mój plan self-care staycation
- Codzienna medytacja – chyba nikogo nie zdziwi, że to mój punkt numer jeden. Medytacja, jak żadne inne narzędzie, pozwala mi „wrócić do siebie”, uświadomić sobie głęboko ukryte potrzeby i radości, ugruntować się na nowo. Przez ostatni tydzień, robiąc codzienne medytacje, korzystałam ze swoich własnych nagrań. Szczególnie wartościowa była dla mnie 15-minutowa medytacja skanowanie ciała z pakietu Medytacja dla początkujących i Medytacja koherencji serca z pakietu Medytacji na sen i relaks.
- Intencjonalne bycie offline – w moim przypadku nie było całkowite, bo pracowałam i byłam w kontakcie z bliskimi. Nie korzystam z mediów społecznościowych, co wiele ułatwia, ale i tak wydzieliłam sobie czas, gdy odkładałam telefon zupełnie na półkę. Nie było to łatwe, nigdy nie jest, ale nic innego nie działa tak dobrze na moją głowę.
- Codzienne pisanie dziennika uważności – dziennik pisuję jedynie okazjonalnie, gdy czuję, że tego potrzebuję, żeby się lepiej zrozumieć i ugruntować. Mój dziennik to zupełnie nic wybitnego. :) Kilka, kilkanaście zdań refleksji, które zapisuję po medytacji. Medytacja plus pisanie to moja najkrótsza droga do samozrozumienia.
- Codzienny spacer w lesie – fascynuje mnie to, w jaki sposób przyroda wpływa na nasz dobrostan, szczególnie las. To więź, którą czujemy, ale i nauka coraz więcej wie na ten temat. Shirin yoku, lasoterapia, ornitoterapia to nie wydmuszki, to coraz mocniej ugruntowane w nauce metody poprawy naszego zdrowia, też psychicznego. Dlatego w moim planie znalazły się codzienne spacery w lesie, bez rozpraszaczy, żadnych nagrań. Przynajmniej 20 minut – tylko ja, moje zmysły i las. W Letniej Grupie Medytacyjnej robiliśmy też Leśną medytację – coś co praktykuję codzienne w takcie mojego staycation.
- Codzienne treningi – w lutym, na wyprawie w Birmie skręciłam kostkę. Drobna, ale upierdliwa kontuzja. Przez nią przestałam regularnie ćwiczyć. Przez nią i moje wrodzone lenistwo. ;) Po hedonistycznych wakacjach w Albanii (duuużo seafood pasta!), postanowiłam wrócić do regularnych treningów. Nic ekstremalnego, po prostu rozruszanie ciała. Strasznie mi się nie chciało, ale wiedziałam, że to coś dla mnie dobrego i zdrowego. Self care to nie zawsze przyjemna kąpiel w bąbelkach, czasami wymaga wysiłku, ale warto.
- Praca przez maksymalnie 4h dziennie – pewnie, że mam tyle pracy, że mogłabym robić na więcej, niż jeden etat. Intencjonalnie postanowiłam jednak ograniczyć pracę, nawet kosztem niezrealizowanych projektów, bo odpoczynek w tym miesiącu to jeden z moich priorytetów.
- Regularne, wartościowe posiłki – to, że nie muszę gotować, to dla mnie jedna z największych zalet wakacji.:) Tym razem jednak postanowiłam intencjonalnie zająć się moimi posiłkami, szukając w tym radości i poczucia sprawczości. Zaplanowałam starannie, co będę jeść, czego mój organizm potrzebuje i przygotowałam dla siebie dobre, domowe jedzenie.
Staycation na własnych warunkach
Wiele poradników mówiących o staycation wspomina o jednodniowych wycieczkach, byciu turystą we własnym mieście, organizowaniu sobie czasu i atrakcji w najbliższej okolicy. Nie ma w tym nic złego, ale teraz to nie jest sposób odpoczywania, który mi teraz posłuży. Cieszę się z braku atrakcji, okazji towarzyskich (poza jedną, na którą czekam) i innych bodźców.
Czerpię radość z mojej codziennej rutyny, sporo czytam (nic związanego z pracą), oglądam jak siatkarze idą po złoty medal i spędzam czas z psami. Odpoczywam.
Naprawdę wartościowo odpoczywam, z poczuciem, że robię dla siebie coś prawdziwie dobrego, troszczę się o siebie z czułością.
Zostawiam ten tekst Tobie. To moje staycation i zapewne nie przełożysz tego jeden do jednego, ale może znajdziesz tu inspirację i dasz sobie to, czego najbardziej teraz potrzebujesz. Choćby przez jeden dzień.
Staycation – coś, co znasz, a może dopiero masz ochotę wypróbować? Daj znać koniecznie!