Dawno nie było Szafy Minimalistki! – pisałyście do mnie, a ja musiałam się przyznać sama przed sobą, że wpisu nie było, bo… zwyczajnie nie było czego fotografować. Ostatnie dwa miesiące były czasem intensywnej pracy przy domu i przeprowadzce. Moim uniformem były ciemne jeansy (bo nie widać plam i kurzu), 2 bluzy i zmieniane robocze koszulki. I bardzo długo było mi z tymi ubraniami bardzo dobrze. :) Po przeprowadzce, przez 2 tygodnie nie mieliśmy w domu żadnego lustra (do teraz mamy tylko małe lusterko), co bardzo pomaga w poczuciu się samej z sobą dużo lepiej. Poważnie! Gdy po 2 tygodniach zobaczyliśmy swoje odbicia w lustrze w windzie, to było to bardzo dziwne uczucie. :) Ubieranie się nie zaprzątało mi zupełnie głowy, ale do czasu…
Po 2 tygodniach takiego wiejskiego ciuchowego rozmemłania poczułam, że źle się czuję w swoich ubraniach. Niesamowite, ale byłam o krok od zawołania „nie mam się w co ubrać!” ;), co jest oczywistą nieprawdą, bo choć w szafie wisi 30 wieszaków, to bez problemu jestem w stanie ubrać się na prawie każdą okazję. Tylko trzeba trochę pokombinować i przypomnieć sobie swoje ubrania. Dlatego postanowiłam zrobić dla siebie samej małe ćwiczenie – przygotować i sfotografować kilka wiosennych uniformów, do których będę mogła sięgnąć w razie chwili ubraniowej niemocy.
Co przybyło, co ubyło w Szafie Minimalistki?
Przybyły 3 nowe rzeczy – dwie sukienki i jedna bluza, ale zakupów jako takich nie robiłam wcale. Jeszcze zimą pomyślałam sobie, że mam ochotę na sukienki. W swojej szafie miałam tylko trzy, w tym jedną trochę bardziej „wyjściową” plus jedną plażową. Jednak zanim wybrałam się na zakupy (do tej pory nie zdołałam się zmobilizować) to pomagałam w robieniu porządków w szafie Basi Szmydt i Justyny 10 minut spokoju. Z każdych ubraniowych porządków u dziewczyn wyszłam z czymś dla siebie. Dlatego właśnie nie robię osobistych konsultacji. ;)
Od Basi dostałam niepotrzebną Jej sukienkę w paski i szarą bluzę, a od Justyny szarą sukienkę za kolano. Żeby nie było, obie próbowały mi dać dużo więcej swoich ubrań, ale byłam twarda. ;)) Dlatego właśnie z reguły niechętnie podchodzę do tzw. ubraniowych swapów – bardzo łatwo się „zatracić” i wrócić z fajnymi, ale zupełnie niepotrzebnymi ubraniami. Te jednak, wybrane świadomie, świetnie wpasowały się w moją szafę. Wszystkie możecie zobaczyć na zdjęciach poniżej.
Ubyły, a w zasadzie ubędą mi z szafy dwie pary butów. Białe tenisówki, które widzicie na zdjęciach dokańczają właśnie swojego żywota i nadają się już raczej do prac ogrodowych. Jednak, zanim nie kupię nowych (a idzie mi jak po grudzie z tymi zakupami) to jeszcze je ponoszę. Druga para butów, której chcę się pozbyć to kupione w zeszłym roku Tomsy. Cóż, po prostu mi nie leżą i już. Zupełnie nie mam ochoty ich wyjmować z szafki i nosić, nie będę się więc zmuszać i wystawię je niedługo na sprzedaż.
Moje wiosenne uniformy
Oto i wspomniane zdjęcia kilku wiosennych uniformów. Starałam się przygotować sobie zestawienia na potrzebne mi okazje – jest większość na co dzień i coś do biura, ale nie bardzo zobowiązująco. Gdy będzie potrzeba, spokojnie je sobie „podrasuję” do wersji bardziej eleganckiej. A na samym końcu mój codzienny „wiejski look”. :)
koszulka z bawełny organicznej – Muji
marynarka wełniana – szyta na miarę
spodnie wełniane – Elementy
buty – Zurbano
Ciekawa jestem czy Wam też zdarzają się okresy takiego ubraniowego rozmemłania?
Aha, i jeszcze jedno! Piszę właśnie tekst o odpowiedzialnej modzie. Czym (jeśli w ogóle czymś) jest dla Ciebie odpowiedzialna moda?