Ten temat przewijał się już na blogu kilkukrotnie. Wciąż jednak dostaję od Was, w różnych miejscach, pytania, dlaczego podjęłam decyzję o wycofaniu się z mediów społecznościowych. W końcu jestem blogerką, bycie online to część mojej pracy, w tym bycie tam, gdzie są moi Czytelnicy. Poza tym Instagram to supermiejsce do zdobywania wiedzy, a Facebook służy przecież kontaktowaniu się ze znajomymi. To wszystko prawda, nie zaprzeczam, ale dla mnie to tylko część prawdy, i to ta ładniejsza część.
Zamów mój tematyczny newsletter (KLIK)
Przeczytaj e-booka Cyfrowy minimalizm w praktyce
1. Bo zabiera mi dużo czasu i energii
Długo zastanawiałam się, co jest dla mnie tym powodem numer jeden. I choć banalnie to brzmi, to jednak przede wszystkim czuję, że media społecznościowe zabierają mi po prostu za dużo czasu i energii, nie dając wiele w zamian. To znaczy nie jest tak, że nie dają mi nic, ale bilans jest zdecydowanie niekorzystny. To bardzo pragmatyczne podejście. Za dużo uwagi, czasu i energii daję (głównie Instagramowi), a za mało dostaję w zamian, albo dostaję coś, co źle na mnie wpływa (o tym za chwilę).
Od razu podkreślę, że moje refleksje to nie są jednorazowe odczucia, ale wynik przyglądania się własnym zachowaniom i wyborom przez długi czas. Bardzo świadomie zaczęłam testować to jakieś dwa lata temu. Wielokrotnie robiłam eksperyment, w którym sprawdzałam, ile czasu poświęcam na sociale. Próbowałam ustawiać sobie ograniczenia czasowe, testowałam różne metody korzystania, np. tylko na komputerze, z banem na telefon. Wnioski? Bardzo różne, o których też za chwilę, ale ten najważniejszy to po prostu niekorzystny wynik równania: co dają mi sociale versus co ja daję im.
Słyszę z wielu stron, że Instagram to supermiejsce do zdobywania wiedzy. W zależności od tego, jaką treść śledzisz, będzie to dla Ciebie prawda albo nie, lub prawda tylko częściowo. Też długo używałam tego argumentu na korzyść Instagramu. Do czasu, aż rzetelnie przyjrzałam się swoim pobudkom w kwestii wchodzenia na Instagram. Czy rzeczywiście wchodzę na Insta z myślą „chcę się czegoś nauczyć” czy raczej odruchowo, bo akurat się nudzę czy instynktownie szukam ucieczki? Niestety, w moim przypadku najczęściej i zdecydowanie to NIE chęć zdobywania wiedzy jest impulsem do wejścia na Insta. A w Twoim?
2. Bo źle wpływają na moje samopoczucie
Punkt drugi, równie ważny. Intensywna obecność w mediach społecznościowych źle na mnie działa, i to w wielu różnych sferach. Przede wszystkim w kwestii porównywania się. Pamiętam, że gdy byłam początkującą blogerką, dużo mocniej porównywałam się z innymi. Byłam wówczas dużo młodsza, ale i dużo mniej doświadczona biznesowo oraz „influencingowo”. Sporo uczyłam się o tym, jak być obecną w sieci, i podpatrywałam, jak robią to bardziej doświadczeni ode mnie. Wydawało mi się wtedy, że jest to jakaś porcja wiedzy, którą trzeba zdobyć. Oczywiście, po części tak jest, ale gdy później poznałam te osoby czy zaprzyjaźniłam się z nimi, okazało się, że każdy działa głównie na czuja, kierując się intuicją lub po prostu płynąc z prądem. To wszystko sprawiło, że w tej chwili jestem dużo bardziej odporna na porównywanie się z innymi, ale nie jestem odporna na… porównywanie się ze sobą z przeszłości.
Nie wiem, czy jest to wynik przez lata wpajanej maksymy „bądź najlepszą wersją siebie” czy po prostu ambicji, ale stawianie samej sobie poprzeczki poprzednich osiągnięć bywa równie – jak nie bardziej – toksyczne. Weźmy na przykład Instagram. Wiecie, ile blogerek spala się, walcząc o lajki? Martwi się o to, czy pod postem jest ich dwieście, trzysta czy tysiąc trzysta. O to, że dzisiejszy post zebrał mniej, a wczorajszy więcej. O to, jak się potem wytłumaczyć przed agencją czy klientem, jeśli jest to post sponsorowany. O to, dlaczego dziś mnie lubią mniej, niż lubili wczoraj. O to, że kiedyś moje posty zbierały tysiące lajków, a dziś tylko setki. Jeśli do tego dodacie ego, które bywa solidnie łechtane lub nie, to w efekcie macie koktajl mołotowa pełen emocji, frustracji, lęków i zachwytów. Koktajl, który odpowiednio podlewany i doprawiany w pewnym momencie wybucha.
Niewielu ma odwagę się do tego przyznać, ale tak właśnie działają media społecznościowe na twórcę. Dlatego potem mamy tyle osób, które się wypalają, znikają nagle i na długo lub rezygnują z tworzenia w ogóle. Nie chcę, żeby była to moja droga, dlatego od dawna przyglądam się sobie, swoim reakcjom i staram się być w tym ultraszczera, choć nie zawsze podoba mi się to, co widzę czy czuję.
3. Bo czuję, że zabierają mi wolność, również wolność tworzenia
Czy nam się podoba, czy nie, każdy z nas ma w życiu tyle samo czasu. Nasze dni mają tyle samo sekund, minut i godzin. Jeśli poświęcę czas na coś, nie będę go miała na coś innego. Gdy jednej rzeczy powiem tak, drugiej muszę powiedzieć nie. Inaczej się nie da, nieważne, jak bardzo próbujemy zaklinać rzeczywistość. Gdy czuję się zagubiona w życiu, zdarza mi się robić reset i świadomie wracam do moich wartości. Spisuję je na kartce (mogą się przecież zmieniać!) i sprawdzam czy:
- sprawy, którym się poświęcam;
- projekty, które realizuję;
- czas, który spędzam;
- narzędzia, z których korzystam,
wspierają mnie w pielęgnowaniu tych wartości.
Efekt tych rozważań nie zawsze jest dla mnie przyjemny. Najczęściej okazuje się bowiem, że robię rzeczy czy korzystam z narzędzi, które wcale mnie nie wspierają! I tak – od dawna – mam właśnie z mediami społecznościowymi. One wciąż coś mi dają, ale nie pomagają mi pielęgnować rzeczy naprawdę ważnych. A to coś, co mi dają, to jest… ULGA. Gdy jestem zmęczona, zniechęcona, gdy się czegoś boję, zaczynam zachowywać się instynktownie. Walczę lub uciekam. A dokąd uciekam? Tam, gdzie jest łatwo, przyjemnie, gdzie mam iluzję robienia czegoś, uczenia się czegoś. Instagram, rzadziej Facebook, daje mi ulgę. Nie odpoczynek, żeby było jasne! Skrolowanie mediów społecznościowych nie daje odpoczynku, ale szybką, bezbolesną, bezwysiłkową ulgę. I to jest bardzo, ale to bardzo wygodne. Tylko czy ja chcę robić w życiu rzeczy ważne czy wygodne? Czasami wygodne, oczywiście, jestem tylko człowiekiem, ale w dużej mierze ważne. To mój wybór. Jaki jest Twój?
Co więcej, gdy przez lata przyglądam się swojej blogowej drodze, widzę klarownie, że treści, które były dla Was najbardziej wartościowe, to te, które przyszły do mnie intuicyjnie lub publikowałam je jako efekt osobistych poszukiwań. Tak było z Szafą Minimalistki, z cyklem o materiałach [który potem Internet przemielił na milion sposobów ;)], koncepcją pójścia na zakupy do własnej szafy, czy dziesiątkami innych. Takie treści mogę tworzyć wyłącznie wtedy, gdy jestem zajęta życiem, a nie siedzeniem na Insta! To przecież takie proste.
Usłyszałam kiedyś takie stwierdzenie, że jesteś od czegoś prawdziwie wolna tylko wówczas, gdy możesz bezboleśnie zupełnie z tego zrezygnować. Bardzo to do mnie przemawia. Bo czy jestem w stanie bezboleśnie i zupełnie zrezygnować z mediów społecznościowych? Jeśli nie, nie jestem wolna. A wolność to jedna z moich podstawowych wartości. Bo czy chcę wieść życie zgodne z wyznawanymi przez siebie wartościami czy wygodne życie? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam.
***
Wiem, że nie wyczerpałam tematu. Jest we mnie jeszcze mnóstwo refleksji, o których będę chciała pisać. O tym, jak teraz organizuję sobie cyfrowe życie, jak teraz wygląda u mnie korzystanie z Instagramu czy Facebooka. Jakie mam plany i co w zamian? Na razie kontynuuję swój plan wycofania treści blogowych z Instagramu i Facebooka, które konsekwentnie przenoszę do newslettera. Możesz go zamówić TUTAJ (klik). Bardzo polecam, bo to w newsletter (i blog) wkładam najwięcej energii i serca, i też poświęcam najwięcej czasu na jego tworzenie. Sprawdź mnie, zawsze możesz zrezygnować. :)
Daj mi, proszę, znać, czy te tematy są dla Ciebie ciekawe i oczywiście jakie Ty masz refleksje w kwestii korzystania z Instagramu czy Facebooka. A może wcale nie korzystasz? Pogadajmy, proszę. :)
Bardzo wartościowy tekst. Media społecznosciowe mogą stać się groźnym uzależnieniem jeśli traktuje się je zbyt serio. Ja czytam tylko newsletter i blog Simplicite bo to zawsze interesujące i inspirujące, inteligentne teksty. Poleganie na jednym źródle informacji (social media) nie jest sensowne. Trzeba ogladać, czytać, rozmawiać i formować samdzielną interpretację /decyzję. Ja nie znoszę uzależnień więc także mierzę swoja wolność łatwością rezygnacji z rzeczy, które ne dają mi satysfakcji lub przyjemności czy pożytku.
Ewo, napisałaś coś bardzo dla mnie ważnego – że poleganie na jednym źródle informacji nie jest sensowne, zwłaszcza jeśli tym źródłem są media społecznościowe. Dzięki wielkie!
Temat trafiony w punkt. Od jakiegoś czasu zastanawiam się czy nie wycofać się z fecebooka i instagrama. Pożera mój czas. Owszem, znajduję tam treści przydatne, ale przeważnie po prostu scrolluje strony i zamiast spędzać na tym chwilę – spędzam pół dnia… Porównuje się do tego co widzę. Jestem świeżo po lekturze „Obsesja Piękna”. Książka dała do myślenia i mam nadzieję że odważę się odciąć od tego, co mi szkodzi.
Dziękuję i trzymam kciuki! Pamiętam, że mnie Obsesja piękna też otworzyła oczy na kilka spraw…
Ja również przestałam korzystać z Instagrama od lutego. Głównie ze względu na zdrowie psychiczne, które było niszczone, kiedy obserwowałam idealny świat i życie. Bez tego jest trochę lżej. Wiem, że jeśli będę kiedyś potrzebować jakichś treści, to zawsze będę mogła tam wrócić. Facebooka używam tylko do kontaktu z innymi, poza tym bardzo nie lubię tej platformy.
Podpisuję się obiema rękami. Taki tekst na Simplicite, a ja właśnie dzisiaj ograniczyłam obserowane profile na IG do 5. Postanowiłam obserwować tylko te edukacyjne- językowe. Z wszelkich lifestylowych zrezygnowałam,ponieważ analizując czas spędzony na IG, doszłam do wniosku że zamiast 80 min spędzonych na IG mogłam poćwiczyć jogę, pójść na spacer czy poczytać ksiązkę lub nawet podrzemać i byłoby to bardziej relaksujące. Tymczasem po scrollowaniu IG miałam wrażenie że znowu nie mam czasu na pouczenie się hiszpanskeig czy angielskiego i chyba nie powinnam wychodzic na ulice, bo nie jestem już w wieku Julii Wieniawy. Przecież to żałosne. Na FB już nie zaglądam od miesiąca. Wszystko to kreacja, ułuda prawdziwego życia, poza. Lubię kontakt z inspirującymi ludźmi, ale szukam poza social mediami.
Z Twoją uwagą o drzemaniu utożsamiam się tak bardzo!
Tekst dla mnie bardzo na czasie. Mierzę się również ostatnio z tematem korzystania z mediów społecznościowych. Wnioski są podobne do Twoich, scrollowanie Instagrama często wywołuje u mnie frustrację i budzi nieprzyjemne uczucia. Owszem często inspiruje, pozwala odkryć ciekawe rzeczy ale bilans jest na niekorzyść. Widzę że spędzam tam zbyt dużo czasu, szczególnie gdy jestem zmęczona i chcę się zrelaksować. Ale czas spędzony w ten sposób wcale mnie nie regeneruje. Niby zdaję sobie z tego sprawę ale dopiero w ostatnim tygodniu postanowiłam coś z tym zrobić. Przestałam obserwować wszystkie osoby, które wywołują we mnie negatywne uczucia, oraz te które są źródłem wyłącznie rozrywki. Ciekawe że jak zrealizowałam to zamierzenie to poczułam się wolna :) Zobaczę czy to coś zmieni na dłuższą metę, choć nie chciałabym w ogóle wykasować swojego konta.
Bardzo ciekawy tekst. Dziękuję za poruszenie tego tematu.
Ach jak ja bym chciała taki krok potrafić już zrobić. Ale nie umiem skoczyć na głęboką wodę, muszę zanurzyć się powoli. Powoli zatem ograniczam czas. Gdyż już od dłuższego czasu sama odczuwam, że instagram źle na mnie wpływa (FB nie posiadam). Więcej mi smutku, przygnębienia, więcej złych informacji, zbędnych informacji. I to nie chodzi o porównywanie się do kogoś, bo tu mam dystans i wiem,że życie na insta nie jest tym prawdziwym, ale jestem z automatu bombardowana negatywnym treściami, a oko jest szybsze od mózgu i to co przeczytam czy zobaczę już nie wykasuję z pamięci. Mam wrażenie,że nie mam całkowitej kontroli nad tym co ogładam i wybieram, że tylko częściowo mamy nad tym władzę, bo algorytm i tak wrzuci mi swoje propozycje….I tak jak piszesz, ilość wyciągniętych z instagramu dla siebie dobrych treści ma się ostatecznie nijak do tego co sami od siebie dajemy lub co gorsza w jaki nastrój i frustracje nas wprowadzają. Ale jest u mnie też druga strona medalu, mieszkam na obczyźnie i Instagram to taki mój kontakt z polakami i dlatego tak trudno mi całkowicie opuścić to medium…Jestem rozdarta i nie znalazłam jeszcze dobrego rozwiązania tej sytuacji…
Hej Ivy, luzik, ja też nie skaczę na główkę! Wiem, że to wyglądałoby trochę lepiej może, ale ja ograniczam powolutku od dawna i dałam sobie czas do końca roku na zupełne wycofanie się.
Świetny tekst! Ja walczę z pokusą rezygnacji z Insta już od roku. Tak, jak piszesz czuję, że Insta mało mi daje a dużo zabiera. Choć (przynajmniej świadomie) nie jestem kimś kto szczególnie porównuje się z innymi to od kiedy mam Insta ciagle czuję, że czegoś mi brak (a to środków na na ciekawe wypady weekendowe, nowej kanapy czy butów które jeszcze jakiś czas temu zupełnie mi się nie podobały).
Wiele mi Twój tekst uświadomił, to faktycznie bardziej ulga niż odpoczynek, choć tak sobie to tłumaczyłam.
Dziękuję i pozdrawiam
Kasia
Cieszę się ogromnie, że tekst okazał się inspirujący. :) Myślę, że to poczucie braku, o którym piszesz, jest mocno analizowane na fotelach u terapeutów, a nieźle opisane w książkach o zwiększaniu sprzedaży… ;/
Ja już się przymierzam do rezygnacji z sociali od… 2 lat. Tzn od tylu dojrzewam do tej myśli. Od 2019 robię sobie miesięczne przerwy od fb i ig w postaci dezaktywacji kont. Od pół roku, jeśli konta są aktywne w przeglądarce mam plugin „news feed eradicator”, który blokuje news feed, więc przeglądam go tylko jak np jadę pociągiem, co zdarza się raz-dwa razy w tygodniu.
Do lutego czekają mnie jeszcze 2 ważne wydarzenia w życiu, którymi nieco próżnie chciałabym się pochwalić i już wtedy mówię koncernowi fejsa „ariwederczi”. Zżera mi za dużo czasu, zasobów psychicznych, nie wspominając o tonach wrażliwych danych, którymi wszakże sama tak ochoczo się dzielę…
News feed eradicator jest świetny, potwierdzam!
Bardzo, bardzo ciekawy temat. Mam nadzieję, że będzie go więcej bo sama mam ogromny problem
Niestety spędzam zbyt dużo czasu przeglądając media społecznościowe. Z reguły jest to bezmyślne scrollowanie. Sądzę, że to już trochę uzależnienie, scrollując czuję ulgę, o której piszesz. Trzeba samozaparcia, aby się z tego wyzwolić. Jeśli macie jakieś tricki jak od tego odejść, jeśli np. Facebook jest związany z moją pracą, to chętnie przyjmę wszelkie rady. Czuję, że to ten moment, kiedy powinnam powiedzieć „stop”.
Julio, jakiś czas temu napisałam m.in. na ten temat ebooka o cyfrowym minimalizmie – może będzie dla Ciebie przydatny: https://sklep.simplicite.pl/product/cyfrowy-minimalizm-w-praktyce-zeszyt-cwiczen/
Na pewno trochę pomaga wspomniany wyżej feed eredicator. Przynajmniej świadomie trzeba wejść na jakiś profil lub grupę.
Nie mam instagrama ani facebooka, ale dosc regularnie sprawdzam oferte sklepu internetowego w celu sprawdzenia nowosci. Kasiu, wiesz moze co z tym zrobic? To nie jest tak, ze jestem zakupoholiczka, ale mam dosc rygorystyczne wymagania dotyczace skladu produktow i ciezko mi znalezc produkty, o ktore potrzebuje rozszerzyc moja garderobe. Nie chce isc na kompromisy w tej kwestii.
Tak, wiem. :) Po pierwsze, to ok, że chcesz kupić pasujące Ci ubrania. Po drugie, pytanie czy masz dobrze określone te konkretne rzeczy czy tylko zaglądasz zobaczyć co nowego. Może przyda Ci się planer zakupowy? https://szafaminimalistki.pl/planer/ Po trzecie, jak już będziesz wiedziała dokładnie, co chcesz kupić, zrób listę sklepów i określ czas na poszukiwania, np. pół godziny w piątek o 16. I trzymaj się tego! Powodzenia!
Ciągle mam takie same przemyślenia i ciągle próbuję stworzyć strategię korzystania, ale nie potrafię całkiem zrezygnować. Miło, że taki tekst się pojawia – oznacza, że takie filozofowanie towarzyszy nie tylko mi. Od razu raźniej.
Hej, jestem pod wrazeniem Twojej decyzji i gratuluje Ci. Domyslam
sie, ze dla Ciebie byla to trudna decyzja. Tym bardziej szacunek. Ja nigdy nie mialam Instagrama i wcale nie jest mi z tego powodu zle. A Twoje tresci czytam jaki newsletter. FB usunelam z telefonu juz prawie 2 lata temu i mam dzieki temu znacznie wiecej czasu. A kiedy weszlam po pol roku przerwy na komputerze na FB to wialo nuda, bo algorytm juz nie wiedzial jakie mi podeslac tresci – co tez daje do myslenia. Jesli sa jeszcze niezdecydowani, polecam dokument na netfliksie “Dylemat spoleczny”. Mysle, ze kazdy powinien obejrzec ten film.
Kilka lat temu zaczęłam ograniczać social media, ale było mi trudno, bo powoływałam się na te wszystkie ciekawe blogi i twórców których obserwuje. I że niby tam wchodzę tylko dla tych treści, a to że ostatecznie oglądałam zdjęcia dzieci koleżanek z liceum to zupełny przypadek :p i wtedy wydarzyły się dwie rzeczy: po pierwsze mój praktyczny mąż zainstalował mi feedly, gdzie dodał mi strony które śledzę wytrącając argument z ręki. A po drugie: dziwnych okolicznościach FB zablokował mi konto … i to było najlepsze co mogło mnie ze strony FB spotkać!
Zygmunt Miłoszewski, którego bardzo lubie jako pisarza i lewaka (;)) zainspirował mnie, mówiąc że on nie czyta dzienników, tylko tygodniki, bo jak jakieś wydarzenie jest ważne to zostanie w nich opisane, newsy z ostatniej chwili zawsze są niezwykle emocjonujące, ale niekoniecznie znaczące. I tak oto wyzbyłam się FOMO. Jest mi tak lekko bez social media i codziennych wiadomości. Niektórzy żartują, że żyję w szafie, ale dla mnie to przejście do Narni ;)
To ja też żyję w Narni, piątka! Pomyślałam sobie, że korzystając z wypowiedzi Zygmunta Miłoszewskiego, że bloga można traktować jak tygodnik właśnie. Co tydzień coś nowego, ciekawego i w dłuższej formie, niż stories. :)
oj tak!
Czytam Cię od początku. Uważam,że wyprzedzasz trendy w internecie o kilka lat:)Niezależnie gdzie będziesz pisać, pofatyguję się żeby przeczytać, bo mnie pozytywnie inspirujesz.Powodzenia!
Dziękuję Benito za tak miłe słowa! Ogromnie mi miło. :)
Cześć,
Odkąd tylko czytam Twój blog mam newsletter, teraz w pełnym wymiarze.
Temat jest dla mnie ciekawy, intrygujący szczególnie wobec mojej chęci budowania własnej marki (chyba tak to się nazywa). Owszem obserwuję konta, z których coś czerpię. Analizując i przekładając na siebie Twoje teksty narzuciłam sobie limit 100 kont, które obserwuję. Sama mam nie wiele więcej mnie obserwujących. Wiem od wielu osób, które rozpoczynały swoją różną działalność, że klientów/pacjentów zyskują dzięki poczcie pantoflowej.
I tak dalej jestem w fazie decyzji nad kształtem tego co i jak ja będę oferować.
Tekst – temat zostaje ze mną jako pomysł-myśl-zagwostka i za to dziękuję. 😀
Podobnie postrzegam media społecznościowe, od jakiegoś czasu czuję przesyt, za dużo na tam szumu, pośpiechu, natychmiastowych reakcji, udostępnien, przez co wszystko staje się bardziej powierzchowne, przynosi ulgę ale nie zostawia po sobie nic znaczącego, dodaje bodźców. A ja nie chcę takich jakości w życiu, chcę więcej ciszy, spokoju, głębi, połączenia ze sobą. Jedyne co mnie trzyma w tym momencie to poczucie, że lubię się dzielić i używam instagrama żeby połączyć się z ludźmi (z którymi inaczej pewnie nie miałabym kontaktu). A z drugiej strony czuję, że to nie jest miejsce, które wspiera niespieszne kontakty i swobodną twórczość. Pozdrowienia!
Dziękuję za ten tekst. Korzystanie fb czy Ig już dawno ograniczyłam ale chyba jeszcze nie dojrzałam by całkiem z nich zrezygnować.
Dzień dobry wszystkim,
Chciałam się przyłączyć do dyskusji i powiedziec moje doświadczenie.
Nie wiem czy mi uwierzycie, ale ja nie używałam istagrama długo…ba nawet nie wiedziałam o jego istnieniu… Aż do niedawna…
Nie „stara” jeszcze nie jestem ” młoda wiecznie” nigdy nie będę… Po prostu jako że technologia nigdy aż tak nie gościła bardzo w moim życiu to o INSTA nie wiedziałam, ale słyszeć słyszałam.
Zatem dosłownie z czystej ciekawości chciałam zobaczyć ten ” twór” technologii i co to w ogóle jest…
No i stało się… Zaczęłam się jak to się mówi ” wkręcać”. Zaczęłam oglądać profile, skrollowac itp…
I co przylapalam się na tym, że moje myśli szły w kierunku IG tych profili – takich pieknych pokazanych zdjęć życia itp.
Jako że się interesuję jezykami zaczęłam oglądać mnóstwo profili ludzi i co zobaczyłam… Dużą konkurencje lektorow jezykow obcych. Każdy proponuje swoje kursy, zachęca do ich kupna, są piękne zdjecia z podróży itp…
Później „wpadly” mi inne zaproponowane profile przez IG i co zobaczylam posty czy jak to się mówi fachowo i reklamy…ba mnóstwo reklam przykrtych w tak umiejetny sposób…
Znalazłam może kilka profili ciekawych, ale czas jaki zabiera IG to nic nie daje.
Ten IG to dla mnie była czysta ciekawość jak to działa i co tam jest i co dziewczyny mogę wam powiedziec, że to nic tylko uzależniajaca platforma i pochlaniajaca czas.
A naczytalam się dużo później na temat IG.
Ja też myślałam, że może zacznę coś językowego umieszczać, ale kategorycznie stwierdzilam nie…
Wolę tworzyć na papierze i przenosić to później jak już powstanie moja strona do internetu.
Dlatego ja jestem zdania, że można zyc bez IG bo ja żyłam i używanie to moim zdaniem strata czasu i energii.
Bym mogła pisać i pisać jeszcze na ten temat, bo sporo tych moich obserwacji mi się nasunęło. A może kiedyś jak tylko powstanie moja strona to tam się spotkamy?
Zatem pozdrawiam Was wszystkie serdecznie i życzę miłego dnia.
Dziekuje za ten tekst – trafił u mnie w czuły punkt. Nie używam IG biznesowo, jedynie jako konsumentka i stwierdziłam, że scrollowanie zabiera mi zdecydowanie za dużo czasu. Różne próby ograniczania nie bardzo się sprawdziły, ale ten tekst dał mi kolejny impuls: zrobiłam czystkę w obserwowanych kontach, gdzie mogłam zapisałam się na newslettery…i będę siebie obserwować. W moim przypadku IG był również nawykową ucieczką i szybką ulgą :(
Dziękuję za ten tekst. Bardzo do mnie przemówił. I nie chodzi tylko o media społecznościowe. Pytanie czy wieść życie zgodnie z wyznawanymi wartościami czy wygodne życie, ma moim zdaniem o wiele głębszy sens. Często gubimy się w pośpiechu i żyjemy wygodnie zapominając o naszych wartościach…Zamiast instagrama czy fejsbuka warto poświęcić chwilę na refleksję.
Bardzo ważny temat opisany z odwagą i uwagą ! Każdy ma potrzebę ciszy ale nie każdy ma odwagę, aby się z nią zmierzyć fizycznie. Zamieszczony tekst bardzo inspiruje . Czekam na kolejne!
Czuję, że Ciebie potrzebuję :). Mam identyczne odczucia jeśli chodzi o media. Czasem mam ochotę zwyczajnie wyrzucić telefon. Wokół nas jest taki szum i hałas informacyjny, że głowa wybucha. A jednocześnie nie potrafię się tego pozbyć :(
Mnie ostatnio zastanawia zwrot ku newsletterom. Dlaczego nie można tych treści umieszczać na blogu? Chodzi mi o to, że po prostu bardzo doceniam możliwość przeczytania komentarzy, uczestniczenia w dyskusji z innymi czytelnikami i autorem. Czasem można się zderzyć ze ścianą, ale w wielu przypadkach wynika z tych reakcji coś fajnego. Jednostronność newslettera chyba mi po prostu przeszkadza.
A co do mediów społecznościowych – facebook mnie od dawna nudzi, instagram mam od raptem 1,5 roku i traktuję go bardziej jako zapis mojej codzienności w obcym kraju. Rodzina czy znajomi mogą obejrzeć, jak to u mnie wygląda, ale nie bombarduję ich wysyłanymi zdjęciami. Chcą, to obejrzą, nie chcą, to nie obejrzą.
Ja też tęsknię za czasami, gdy czytało się blogi i dyskutowało pod artykułami. Teraz wszystko idzie w kierunku „sieczki” dla mózgu, czego przejawem jest pojawienie się na Instagramie rolek, czyli filmów jaka z TikToka. Kiedyś twórca pisał teksty, teraz ma nagrywać zabawne filmiki i zachowywać się jak małpa w cyrku.
Bardzo ci dziekuje za ten wpis. Odwazny krok! Sama eksperymentuje z social mediami od 2 lat ale zgadzam sie, ze wiecej zabieraja niz daja. Jedyne co mnie jeszcze trzyma przy instagramie czy fb messengerze to to, ze mieszkam za granica dzieki komunikatorom mam dostep do przyjaciol. Nawet nie tyle ich obserwuje co dysktuje przez komunikatory. Ale moze warto to tez zweryfikowac.
Ja od dawna czuje, ze instagram i facebook to jablka parszywki. I ciesze sie, ze moi ulubieni blogerzy dojrzewaja do tego, aby stamtad uciec i poswieci czas na lepsze jakosciowo blogowe tresci. Early adopters mode on. Mam nadzieje, ze sama wkrotce do Was dolacze.
Podoba mi się sentencja dotycząca wolności. Nie mam konta na Instagramie. Facebook mam mocno sprofilowany i pojawiają się tam treści które związane są z moim hobby oraz instytucjami non profit, które wspieram. Niemniej czasami dam się wciągnąć i w inne tematy. I poczucie straty czasu się pojawia. Dobry pomysł to ograniczenie czasowe i to świadome oraz szczere. Zgodzę się jednak z tym, że równanie korzyści wypada na rzecz social mediów. Niestety. Cieszę się, że na blogu piszesz o tak ważnych rzeczach o tym co faktycznie jest ważne, powrót do listy z wartościami. Dawno nie robiłam weryfikacji.
Ja traktuję instagram jak fotobloga… i ubolewam że moi znajomi niekoniecznie ;) Na szczęście z blogami zawsze tak miałem, że ważniejsze było dla mnie żeby samemy się uzewnętrznić niż to czy to potem w ogóle ktoś zobaczy i doceni, więc nie mam żadnych stresów z powodu małej ilości lajków ;) Sam przeglądam instagram prawie wyłącznie w pracy pod koniec pracy, tzn. w tych 10-15 minutach kiedy już jestem gotowy do wyjścia a trzeba poczekać żeby móc się odbić – wtedy ciężko mi skupić się już na czytaniu książki (książki czytam na przerwach), a nic nie robić byłoby nudno, więc jest to idealny czas na instagram.
Na FB szczerze mówiąc trochę podobnie (z tą różnicą, że instagram jest dla znajomych wirtualnych i pilnuję żeby być tam anonimowym na ile to możliwe, a FB jest dla znajomych realnych i rodziny), tzn. na FB wrzucam z kolei zdjęcia z wycieczek itp., można powiedzieć, że trochę się chwalę ;) jednocześnie sam prawie nie przeglądam FB (więc nie widze i nie bardzo mnie obchodzi czym chwalą się inni :D ) – jedynie kilka grup, na których rozmawiaą znajomi (i robię to raz na miesiąc lub dwa, a jak się zagapię to jeszcze rzadziej).
Także myślę, że mojego czasu te media za bardzo na szczęście nie pożerają (choć FB jest dla mnie tak niewygodny, że wolałbym aby te grupy na które zaglądam były w postaci normalnych forów, szkoda że nie są), ale popieram każde jeszcze większe ograniczenie :)
Ja odlajkowalam praktycznie wszystkie strony na fb i opuściłam wszystkie grupy. Czuje ulgę, nowe posty od znajomych przewijam w 5 sekund, a znajomych na fb mam ok 30 (tylko tych, z którymi na lajfie tez utrzymuje kontakt, reszla out!). Insta nie otwieram od jakiegos czasu, ignoruję powiadomienia. Nieprawdopodobne, że mam dziennie ze dwie godziny wiecej czasu, mniej frustracji, do nikogo sie nie porównuje, czuje sie lekko i znam swoje wartości :) Polecam taki reset, to jest nowa jakość życia.
Nie ma mnie już nigdzie w necie, więc chyba nie istnieję 😉 Że zwierzęcia buszującego po różnych portalach, mającego fejsa, twitera, siedzącego tam godzinami, zamieniłem się w „niebyt”. Straciłem piękną iluzję, dusza już nie fruwa, jak dawniej, ale zyskałem poniekąd spokój. Samotność bywa gorzka, ale iluzja bycia w necie, życia życiem innych ludzi na dłuższą metę zatruwała moją duszę. I dla mających wątpliwości, jak od tego uciec, po prostu skasujcie swoje profile. Fakt, że stracicie znajomych, bo wielu się obrazi, ale odzyskacie siebie👍 Ukłony dla niewiasty 🤗
Miałam tak samo, w pewnym momencie samotność spowodowała, że wkręciłam się w „grupę obcych on line” w ich życie i problemy. Poświęcałam na to zbyt dużo czasu, a to była tylko iluzja właśnie. W końcu zrozumiałam, że ci ludzie, spędzają życie w świecie wirtualnym, bo mają ze sobą ogromny problem. Są toksyczni, z depresjami, nałogami, z zaburzeniami narcystycznymi, nie mają nic do zaoferowania drugiemu człowiekowi w realnym życiu. Przestałam w tym szukać drugiego dna. Ciężko było się odciąć, czułam się jak przeciągana, rozciągana na dwie strony lina, ale warto było podjąć wysyłek. Teraz mam więcej spokoju w sobie, więcej czasu.
Od dłuższego czasu, jakoś samoczynnie, zaczęłam rzadziej zaglądać na fb i jest mi z tym dobrze. Po raz drugi przestałam obserwować kolejne osoby. Wykasowałam również datę urodzenia, aby uniknąć nadmiaru życzeń.
Konto na Instagramie założyłam tylko dla możliwości udziału w dyskusji na Twoim koncie, Kasiu. Od niedawna na swoim profilu zamieszczam recenzje czytanych przez siebie książek. Czasem wejdę na dwa, góra trzy profile, wybrane tematycznie. To mi wystarcza.
Bardzo mądry i wartościowy tekst. Dziękuję!
To jest bardzo ważny temat. Tracimy czas, porównujemy nasze życie do tego „kolorowego” często tylko pozowanego „lepszego” życia z postów i zdjęć…niepotrzebnie. Udało mi się wypracować równowagę. Mam konta w mediach społecznościowych. Na IG jest to puste konto, gdzie obserwuję, dosłownie, kilka osób. Odwiedzam IG dość rzadko…..raz na miesiąc, raz na dwa miesiące. I to zazwyczaj w konkretnym celu. I ta wizyta zajmuje mi 10 minut. Na FB konto mam trochę bardziej aktywne (z różnych powodów), ale te „bardziej” to jest jakieś 2 razy na tydzień, po 3 minuty. A bywa, że i przez dwa tygodnie nie odwiedzam FB :) Czy mi czegoś brakuje? Czy czuje sie gorsza, bo nie wiem jakie konto jest teraz modne? Czy żałuję? Jest tylko jedna odpowiedź: NIE. Polecam każdemu!!!
Tak, tendencja do ograniczania aktywności w sieci jest mi zdecydowanie bliska :) Udzielam się na dwóch portalach społecznościowych (oba wyraźnie sprofilowane) i z tego na pewno nie zrezygnuję. Poza tym czytam kilka blogów, też o konkretnej tematyce: dwa minimalistyczne, jeden o finansach, jeden o modzie, jeden o książkach… Na inne czasem zaglądam, jeśli skieruje mnie wyszukiwarka, kiedy akurat szukam jakichś potrzebnych informacji. Mam konto na FB, założone, gdyż podobno miało być konieczne, żeby korzystać z Messengera. Chyba jednak nie było konieczne :) Od czasu do czasu wrzucam tam jakiś post, ale zasadniczo nie jest to mój środek komunikacji z kimkolwiek. W czasach, kiedy zajęcia ze studentami prowadziłam wyłącznie online, całkowicie wystarczała mi uczelniana platforma do zajęć i komunikacja via email. W gruncie rzeczy, mam dość tradycyjne podejście do mediów społecznościowych, w tym sensie, że lubię całość treści w jednym miejscu. To dotyczy zwłaszcza blogów. Nie założyłam sobie konta na instagramie, nawet jeśli autorki blogów, które chętnie czytam, tam mnie odsyłają. Może coś tracę w ten sposób, ale informacja, że mogę sobie pooglądać więcej zdjęć niż w poście na blogu, jakoś nigdy nie była dla mnie wystarczającym bodźcem. Chyba po prostu traktuję blogi jak prasę wydawaną drukiem :) Inne podejście mam do portali społecznościowych, zwłaszcza ogrodniczego – jako początkująca, mało świadoma ogrodniczka bardzo dużo tam się nauczyłam, w licznej grupie użytkowników zawsze znalazł się ktoś, kto potrafił odpowiedzieć sensownie na często naiwne pytania nowicjuszki. Podobno z atmosferą na takich portalach bywa różnie, nie wszystkie są miejscami przyjaznymi dla nowych użytkowników, lecz to sprawa ekipy aminów i moderatorów. Natomiast dla poszukujących konkretnej wiedzy jest to opcja zdecydowanie korzystna, chociaż, oczywiście, portale też pochłaniają czas. Ale co go nie pochłania? Można odciąć się od wszystkich mediów społecznościowych, spędzać czas z nosem w książkach, a potem stwierdzić, że czytanie kolejnych powieści Remigiusza Mroza jakoś specjalnie nas nie rozwinęło ani duchowo, ani intelektualnie, a czasu zabrało tyle, co wcześniej instagram…
Czy mozesz polecic blog ksiazkowy, ktory czytasz? 😊
Lubię „Czytelnię osobistą”. Autor nie zasypuje krótkimi notkami przepisanymi z tylnych okładek, lecz pisze solidnie uzasadnione recenzje. A z blogów o kulturze – od lat czytam zwierza popkulturalnego :)
Super tekst. Czysta Ewangelia!
Instagram dla mnie nie istnieje, ale z FB muszę powalczyć. Odpalam go pod pretekstem „zdobywania informacji”… Notabene informacji, których w ogóle nie potrzebuję.
Hej,
Trafiło do mnie określenie 'scrollowanie w celu uzyskania ulgi’ – też to u siebie zauważyłam. Widzę po komentarzach, że inni również. Musi to więc być jakiś mechanizm.
Fcb mnie zwyczajnie znudził – teraz mam zasadę, że sprawdzam go raz na miesiąc i zajmuje mi to pół godziny, czasem przeciągam do godziny oglądając kotki i inne zwierzaki ;) ale po godzinie jestem już całkiem wysycona Fcb na cały miesiąc ;) Mam takie spostrzeżenie, że niektórzy znajomi umieszczają wiele treści, inni mniej, więc wchodząc raz w miesiącu oglądam i jednych i drugich. Poniżej miesiąca odczuwam nudę, powyżej miesiąca jestem już ciekawa co słychać. Więc w moim przypadku miesiąc jest ok.
IG faktycznie scrollowałam, aby doznać ulgi. Sama trochę się zorientowałam i usunęłam całkowicie aplikację. W każdy weekend na nowo ją instalowałam, scrollowałam i odinstalowywałam w niedzielę. Polecam ten sposób. Wtedy ręka nie biegnie tak odruchowo, że tylko jeden klik i jesteś. Zainstalowanie wymaga trochę czasu, więc czasem po prostu zwyczajnie nie chciało mi się tego robić i zajmowałam się czymś innym :) Jak dla mnie super sposób.
Polecam książkę Cala Newporta 'Cyfrowy minimalizm’. Ciekawie tłumaczy właśnie 'korzyści’ z mediów. Oraz przedstawia plan 30dniowego detoksu. A potem powrót, ale świadomie, z wypisanymi korzyściami i wartościami.
Pozdrawiam :)
Media społecznościowe, w moim przypadku, zależą od tego jak się nudzę. Facebooka nie używam wcale – mam ściągnięty messenger do komunikacji w telefonie, więc na platformę nie wchodzę w ogóle. Natomiast instagram… potrafię na nim „przesiedzieć” godziny, gdy karmię dziecko i ogólnie nie zbyt wiele mogę robić i się nudzę. Natomiast, gdy mam zajęcie, np. na wakacjach czytałam na telefonie wyjątkowo wciągający cykl książek, to przez ponad 3 tyg, bo tyle mi zajęło przeczytanie 13 tomów, nie wchodziłam na instagram i nawet tego nie zauważyłam. Oczywiście, wolałabym w czasie nudy zajmować się czymś innym niż instagram, ale czasem lubię też pooglądać ładne obrazki :) Bardzo się cieszę, że z pisania na bloga nie rezygnujesz, ponieważ zdecydowanie wolę czytać dłuższą formę niż krótki podpis pod zdjęciem.
Całkowicie się zgadzam! Ja też miałam taką refleksję, że media społecznościowe wywołują we mnie złe emocje – zarówno jeśli chodzi o ciągłe porównywanie się, jak i to uczucie takiego… marnotrawienia czasu. Przeglądam feed niemal machinalnie, a potem dociera do mnie, ze skoro mam tę chwilę, mogłabym na przykład poczytać coś lekkiego…
Kasiu! Super, że poruszasz ten temat w tak szczery i bezpośredni sposób :)) Osoby, które jedynie konsumują treści zamieszczone w Internecie, często nawet nie zdają sobie sprawy jak to wygląda od strony Twórców. Tak się składa, że sama jestem Twórcą internetowym, więc poruszony przez Ciebie temat jest mi szczególnie bliski. Również zauważyłam, że media społecznościowe zabierają mi masę czasu i energii, niewiele dając w zamian. Dodatkowo mam wrażenie, że wkładam w tworzenie wartościowych treści wiele serca i wysiłku, a one tak szybko znikają przysypane (równie wartościowymi) treściami innych osób. Trochę smuteczek.
Zdecydowanie wolałabym skupić całą swoją uwagę i energię na rozwoju bloga. Czuję, że to właśnie on, a także pisany przeze mnie newsletter powinny być dla mnie na pierwszym miejscu. Powinny być dla mnie najważniejsze. Wiem, że budowanie swojej marki i pozycji w oparciu o media społecznościowe to jak budowanie domu na nie swoim gruncie.
Mimo to nie mam jeszcze w sobie takiej odwagi jak Ty Kasiu, aby całkowicie zrezygnować z Instagrama. Wydaje mi się, że łatwiej jest podjąć tę decyzję osobom, które są już rozpoznawalne w sieci (jak myślisz?). Jednak na ten moment mocno ograniczam swoją obecność na Insta. Właściwie pojawiam się tam tylko na InstaStories. Jak będzie dalej, czas pokaże :))
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i gratuluję odwagi :))
Nigdy specjalnie nie fascynowały mnie media społecznościowe. Żyję bez Instagrama, a konto na Facebooku mam, ale prawie nie używam. Nie mam poczucia, żeby mnie coś omijało. Zresztą Fb nie lubię ze względu na stosowaną tam paskudną cenzurę. Można więc powiedzieć, że również w powodów ideowych nie jest mi po drodze z tymi portalami.
Najbardziej żal mi nastolatków, którzy dostali do ręki potężne narzędzia w postaci mediów społecznościowych, komunikatorów internetowych itp, jednocześnie zupełnie nie mając kompetencji psychologicznych i emocjonalnych do mierzenia się z wyzwaniami, jakie niesie ze sobą używanie tych narzędzi.
Ja nie mam ani Facebooka ani Instagrama i jest mi z tym dobrze. To jak z papierosami, nigdy nie zaczęłam palić to i rzucać nie muszę.
Co do nastolatków pełna zgoda.
Bardzo odważna decyzja. Pełen szacunek!
Ja tu zostaję:) Instagram jest dla mnie zbędny :)
Dziękuję! Jak zawsze bardzo trafiły do mnie Twoje słowa. Czasem mam wrażenie, że czytam Twoje teksty wtedy, kiedy właśnie potrzebuję takich, a nie innych treści…
Zgadzam się
Moim zdaniem super decyzja, sama od ponad roku nie mam całkowicie Facebooka który zaśmiecał mi świadomość nieistotnymi rzeczami i informacjami oraz od wielu miesięcy brak także instagrama który ma jeszcze gorszy wpływ na psychikę i pochłania tonę czasu którego mamy tak niewiele.
Super wpis ✨
Droga Kasiu.
Dłuuugo mnie tutaj nie było. Nie zgadniesz dlaczego… przez media społecznościowe 😉 Nigdy nie byłam zwierzęciem medialnym, ale trochę się w moim życiu zmieniło. Zmieniło się, ponieważ mam swoją misję, którą realizuję „w internecie”. Powiedziano mi, że SM są konieczne, żebym inni się i tym dowiedzieli. To jest dopiero wyzwanie… Doskonale rozumiem o czym piszesz. Poczułam ogromną ulgę po przeczytaniu Twojego wpisu. Jak miło wrócić. Czuję się u Ciebie jak w domu. Dziękuję za to, co robisz ☺️
Bardzo ważne słowa dla mnie i w bardzo skondensowany sposób opisane wszystkie mechanizmy, które są i moim udziałem (ulga podczas scrollowania, przekonywanie samej siebie, że czytam wartościowe rzeczy). I na koniec to pytanie czy jestem rzeczywiscie wolna jesli nie mogę z tego zrezygnować, czyli to nie wybór a przymus. Czy tak chcę? Nie.
W końcu dotarłam tutaj:) pamiętałam, że zapraszałaś na bloga i że mówiłaś o wyciszeniu instagramowo facebookowym. Jestem trochę w rozkroku, bo z jednej strony korzystam z IG z kont edukacyjnych i publicystycznych a z drugiej strony załamuję się informacjami o stanie naszej planety, codziennym odbieraniu po kawałku wolności obywatelskiej, niehumanitarnym traktowaniu ludzi w potrzebie. I mam w sobie dużo gniewu i złości kiedy czytam informacje i treści tam zawarte. I jest jednocześnie ta druga strona, że są konta które niosą nadzieję i pobudzają do działania (badaj się, oddaj krew, noś kask, wesprzyj sasiadkę na kwarantannie) i myślę że to od nas zależy co wybieramy. Odpuszczam konta lifestylowe. Chcę żyć swiadomie a IG to tylko narzędzie.
Z jednej strony zgadzam się w zasadzie ze wszystkim, z drugiej – taka rezygnacja ma swoje konsekwencje. To jest typowe coś za coś – dużo zyskujesz, ale też dużo tracisz.
Bez social mediów trudniej pozyskiwać nowych odbiorców, a subskrybenci newslettera się wykruszają z każdą wysyłką – im ich więcej, większy procent unsubscribe. Długofalowo przełoży się na to zmniejszenie dochodów, ale jeśli ktoś ma jakieś źródła utrzymania off line to nie stanowi to problemu. Trzeba też pamiętać, że znani twórcy internetowi urośli w siłę właśnie dzięki SM, a nie np. pisaniu bloga – nie wystarczyło coś dobrego napisać, trzeba było jeszcze ludzi przyciągnąć do tego tekstu, a SM było tu (i jest) wielką siłą dzięki mechanizmowi polecania i udostępniania.
Tak więc z pewnym zdumieniem obserwuję, gdy osoba, która zbudowała wielką społeczność i zaczęła zarabiać dzięki temu duże pieniądze i wieść fajne życie (nie mówię Kasiu o Tobie, bo wiem, że nie utrzymujesz się z „onlajna”, masz swoją kancelarię i chyba jeszcze jakieś przychody „w realu”) nagle stwierdza, że SM są „be” i będzie wysyłać newsletter. Bez SM nie byłaby w tym miejscu, gdzie jest i miałaby takiej niezależności, jaką ma.
I żeby nie było, że jestem jakąś wielką fanką SM, bo też mnie męczą (prawdę mówiąc wręcz tęsknię za czasami sprzed internetu), jednak trzeba przyznać, że tkwi w nich wielki potencjał i wiele można dzięki nim osiągnąć.
Właśnie usunęłam swój profil na instagramie.
Dzięki za ten tekst.
Zaczynam nowy rozdział:)
Kurczę! Bardzo potrzebowałam takiego tekstu! Sama zastanawiam się często nad tym, ileż to mojej własnej energii i czasu powinnam przeznaczyć na sociale, bo… tak naprawdę, bardzo często nie mam na to w ogóle ochoty. Tak po prostu. Żal mi czasu z dziećmi i nawet zła na siebie jestem, kiedy produkuję zdjęcia z ich udziałem, myśląc o tym czy trafią na insta czy też nie. Czasem budzi się we mnie wręcz rodzaj oburzenia na siebie samą, że jak to, deklaruję się dążyć do bycia minimalistką, utożsamiam się z egzystencjonalistycznym podejściem do życia i tego chcę uczyć dzieci, a tymczasem dybię z komórką na dziewczyny zamiast zagrać z nimi w planszówkę! Wręcz kłóci się we mnie idea pisania, o tym jak widzę wychowanie dziewczynek i jak o tym piszę u siebie, z tym, że jednocześnie rozmieniam się na drobne, szukając jakiegoś „patentu” na siebie w social mediach.A dlaczego? Bo wszyscy tak robią… Kiedy piszę, robię to dla siebie lub innych, którym byc może moje teksty w czymś pomogą. Tak jak Twoje pomogły mi, a znalazłam je od razu w sieci, gdy potrzebowałam. Znalazłam Cię na blogu! Od razu. Bo wiedziałam czego szukam. Nie potrzebowałam Instagrama ani fb, żeby tu trafić. To treści potrzebowałam! Nie zdjęć i hasztagów. Twojego fb do tej pory nie widziałam. Na Instagramie najczęściej zwracałam uwagę na informacje o wpisach na blogu, o których i tak prędzej czy później dowiedziałabym się przy okazji newsletteru lub zwyczajnie wchodząc do Ciebie co jakiś czas na bloga. Och! Cudownie! Jeśli Ty możesz, to i ja nie muszę! Dzięki! :) Chcę wierzyć, że jeśli z moich tekstów ma coś być i jeśli są dobre, będą potrafiły obronić się same! Jeśli nie, to nawet najlepszy profil na SM tego nie zmieni. Pozdrawiam! Podziwiam Twój determinizm i konsekwencję w tym jak działasz!
Miałam podobne dylematy i najpierw dezaktywowałam FB, a teraz po kilku tygodniach ograniczania IG zdecydowałam się na zupełne usunięcie konta. Oprócz tego o czym Ty piszesz, na IG często trafiałam na dołujące treści np. o chorych dzieciach, które potrafiły mi zrujnować cały dzień i ciągle o tym myślałam. Oglądanie inspiracji też raczej pozytywnie nie wpływało na mnie. Zostawiłam Messenger i Whatsapp do kontaktu ze znajomymi. Zrezygnowałbym z Messengera, ale większość znajomych z niego głównie korzysta.