Lubię oglądać ładne rzeczy :). Lubię też odwiedzać miejsca, gdzie mogę na żywo dotknąć i zobaczyć drobiazgi, których zakup planowałam od dawna, a które nie są dostępne w centrach handlowych. Targi Rzeczy Ładnych są pełne wyjątkowo ładnych rzeczy. Na szczęście, od dawna potrafię opanować zakupowe żądze. Nabyłam natomiast nową filiżankę do mojej kolekcji, której zakup planowałam od dawna. W tym poście zobaczycie ją pod numerem 12.
W zeszły weekend, Dom Braci Jabłkowskich na Brackiej w Warszawie przeżył istne oblężenie. Udało nam się wejść jeszcze zanim przed drzwiami zrobiły się kolejki, ale ta sytuacja dała mi do myślenia. Tego typu imprez targowych, pokazujących młodych twórców mody, designu w Warszawie pojawiło się ostatnio dość dużo, np. Wawa Design Festiwal. Ktoś też skomentował te wydarzenia dość dosadnie, określając je mianem imprez dla hipsterów, którzy dają się naciągać, płacąc setki złotych za, modne skądinąd, stoliki z palet. Na targach modowych raczej nie bywam, choć dzięki znajomym w branży mody i wrodzonej ciekawości jestem chyba bardziej na bieżąco niż większość społeczeństwa (choć bardzo górnolotnie to zabrzmiało).
W zeszłym roku miałam przyjemność uczestniczyć w spotkaniu w warszawskim showroomie SML Concept. Właścicielką SML jest Francuzka z pochodzenia, od dawna mieszkająca w Polsce, Cathy-Anne Gerulewicz. Cathy dość oględnie i bezkompromisowo wyraziła się o polskich wnętrzach – są bezbarwne, schematyczne, bez polotu i smaku. Zaznaczając, że znam kilka lub nawet kilkanaście wyjątków, ze smutkiem muszę się z nią jednak zgodzić. Polskie wnętrza są schematyczne. Beżowo-brązowe, z obowiązkowym kompletem wypoczynkowym lub dziwnymi kolorami na ścianach – trawiastą zielenią, pomarańczem czy żółcią pszennych kłosów. Ewentualnie, z dużym obrazem z zebrą, tulipanami czy też wszechobecną fototapetą wątpliwej jakości.
Nawet dorabiająca się klasa średnia, do której chyba należę, nie inwestuje we wnętrza. Kupujemy raczej elektroniczne gadżety, samochody, jeździmy po świecie. Nie słyszałam, żeby ktoś w gronie moich znajomych powiedział kiedyś: wiesz, kupiłem ostatnio przepiękny obraz/mebel/grafikę/rzeźbę/ceramikę itp. Wyjątkiem są moje koleżanki, które prowadzą sklepy z wyposażeniem wnętrz, ale to oczywiście zupełnie inna sytuacja.
Dlaczego tak jest? Mogę tylko gdybać… Może nie mamy dostępu do dobrej jakościowo sztuki użytkowej, która jednocześnie nie zrujnuje naszego portfela? Może dlatego limitowane serie Ikea cieszą się taką popularnością? A może jesteśmy względnie „młodym” estetycznie społeczeństwem i jeszcze przyjdzie czas na takie fanaberie jak piękne, autorskie meble czy dzieła sztuki? Nie mamy też nawyku przekazywania mebli w spadku. Z tego, co opowiadała Cathy, we Francji bardzo często inwestuje się w piękną, wartościową sztukę użytkową i przekazuje dzieciom i wnukom po śmierci. W Polsce mało jest przedwojennych wnętrzarskich skarbów, a wnętrza z czasów PRL do najpiękniejszych i wartościowych nie należą. Choć, oczywiście, zdarzają się wyjątki.
Powiecie, że to kwestia ceny…, że autorskie meble czy wnętrzarskie dodatki są po prostu drogie. Za drogie.
Cóż, wszystko to, co jest wyrabiane w krótkich seriach czy też robione ręcznie jest drogie, a za jakość się płaci. Choć to również jest kwestia względna. Na jednym ze zdjęć poniżej zobaczycie niesamowicie piękną, drewnianą, stojącą lampę wysokości ok. 170 cm (tak, na oko). Kosztuje 1100 zł. Dużo? Nowy iPhone 5s kosztuje minimum 2949 zł. Ceny ceramiki z kolekcji NewAtelier projektu Marka Cecuły dla Ćmielów Design Studio (również obecnej na Targach Rzeczy Ładnych) zaczynają się od 19 zł. To naprawdę niewiele drożej niż w Ikea, a możemy mieć w domu ceramikę, która została włączona do kolekcji Muzeum Narodowego w Warszawie.
Bardzo ciekawa jestem Waszego zdania. Inwestujecie w swoje wnętrza? Czy kiedykolwiek, rozważając zakup drogiego mebla, przyszło Wam do głowy, że może być on inwestycją w ścisłym tego słowa znaczeniu?
Obiecałam zdjęcia z Targów. Oto one, a na nich przedmioty i twórcy, którzy przyciągnęli moją uwagę.