Bez choinki? Bez 12 potraw? Bez świątecznych dekoracji? A może bez rodziny? Przed Świętami jestem dosłownie zasypywana pytaniami, w jaki sposób wygląda ten szczególny czas w moim wykonaniu.
Marzy mi się, żeby każdy, absolutnie każdy mógł spędzić Święta Bożego Narodzenia dokładnie tak, jak lubi najbardziej. Ze szczególnym uwzględnieniem duchowości, jeśli jest wierzący, a z dowolnym czerpaniem z tradycji, jeśli wierzący nie jest. I pisząc dowolny, naprawdę mam na myśli DOWOLNY. Myślę, że pozwolenie najbliższym na spędzenie Świąt tak, jak lubią i potrzebują jest jednym z najważniejszych wyrazów dojrzałości. Tak, tak, wiem doskonale, że wizja idealnych Świąt może być czasami drastycznie różna, ale czymże w końcu jest mądry kompromis?
Dlatego dziś, choć opiszę w jaki sposób sama zamierzam spędzić Święta, nie chciałabym, żeby ktokolwiek założył, że według mnie jest to jedyny i najlepszy sposób. Przykładowo, jeśli ktoś lubi maksymalnie udekorować dom, sprawia mu to przyjemność to niech celebruje swoje ważne chwile w ten sposób! Nic mi do tego, naprawdę. Chciałabym jedynie tym tekstem sprawić, żeby osoby, które np. tak jak ja nie ubierają choinki nie czuły się gorsze.
Bo nie ma NIC złego w innym sposobie spędzania świątecznego czasu.
Bo im jestem starsza, tym bardziej mierzi i zwyczajnie męczy mnie konieczność sprostania wszystkim elementom tradycji świątecznej.
Bo choć większość z nich jest w naszej polskiej kulturze wspólna, to jednak każda z rodzin ma też przecież swoje dodatkowe świąteczne przyzwyczajenia i mini tradycje. Możemy je lubić i chcieć kultywować, ale mogą nam również bardzo przeszkadzać. Bycie tam, gdzie wypada być. Kupowanie tego, co wypada kupić. Dawanie tego, co wypada podarować. Mogłabym przecież wymieniać tak bez końca.
Gdy zapytałam Was w poprzednim tekście, czy macie ochotę przeczytać jak wyglądają moje minimalistyczne Święta, Emilia napisała, że chętnie by przeczytała z czego, jako minimalistka, nie wyobrażam sobie Świąt. Fajny pomysł ująć temat od tej właśnie strony.
Rodzina
Zastanawiałam się, czy mogłabym spędzić Święta bez rodziny. Wiem, że to będzie bardzo kontrowersyjne, ale tak, mogłabym. Kocham swoich najbliższych, ale wychodzę z założenia, że mogę z nimi spędzać czas przez cały rok, nie tylko w te 3 dni grudnia. Wiem, że to jest trudne do zrozumienia, ale moja rodzina chyba się już przyzwyczaiła, że jestem trochę dziwna. :)
Przez wiele lat jeździłam na Święta do rodzinnego domu w poczuciu obowiązku. Wydawało mi się, że nie można spędzić tego czasu inaczej. Najczęściej pracowałam jeszcze do południa w Wigilię (w czasach na etacie), potem wsiadałam do samochodu/pociągu i jechałam 400 km po to, żeby spędzić w domu zaganiane 2 dni, a potem znowu 400 km drogi powrotnej. Dwa lata temu zupełnie nie było nas na Święta w Polsce i to były fajne Święta, chociaż Wigilię spędziliśmy na pokładzie samolotu, a po przylocie, w pierwszy dzień Świąt w domu miałam do zjedzenia wyłącznie ciasteczka. :) W zeszłym roku pojechaliśmy do mojego rodzinnego Malborka i znowu miałam poczucie, że spędzamy ten czas w biegu, w samochodzie.
Dlatego w tym roku zostajemy z MM w domu. Nie jedziemy, ponieważ chcę spędzić ten czas spokojnie, bez pośpiechu i zupełnie po swojemu. Zdaję sobie sprawę, że zapewne nie wszystkie osoby w mojej rodzinie akceptują mój wybór, ale uważam, że każdy ma prawo stworzyć własną świąteczną tradycję.
Porządki i inne obowiązki
Przechodząc do bardziej pragmatycznych kwestii… Rany, jak mam to napisać, że w ogóle nie zamierzam sprzątać… Jestem w tej komfortowej sytuacji, że korzystam z pomocy przy sprzątaniu i w zasadzie jedynie poprosiłam Panią, z której pomocy korzystamy, o dodatkowe umycie okien, co zajęło ostatnio 2 godziny. Posiadanie małego mieszkania ma pewne zalety, np. w postaci małej powierzchni do sprzątania.
Nie jestem też fanką obowiązkowego kończenia wszystkich spraw przed Nowym Rokiem, a najlepiej przed Świętami. Większe porządki typu przegląd szafy w przedpokoju czy domową wyprzedaż planuję na spokojnie na styczeń przyszłego roku. Na szczęście też, nie mam w posiadaniu żadnej zagraconej piwnicy lub strychu, który koniecznie trzeba uporządkować, czy też innych dodatkowych obowiązków. Punkt dla minimalizmu. ;)
Dekoracje
Z bardzo prozaicznych powodów, najprawdopodobniej nie zamierzam również ubierać choinki. Po pierwsze, nie uznaję sztucznych drzewek, a nasze mieszkanko jest zbyt małe na dużą prawdziwą. Po drugie, pies obgryzający i osypujący igły nie pomaga. :) Zamiast przyjemności podziwiania drzewka miałabym igły w całym mieszkaniu, a na ciągłe zamiatanie zupełnie nie mam ochoty. Po co komplikować sobie życie? Jednak, jeśli uda mi się znaleźć malutkie drzewko w doniczce, które będę mogła postawić na półce, a potem wkopać w ziemię w ogródku, to rozważę zakup.
Jeśli nie, wtedy wstawię do wazonu kilka gałęzi, powieszę na nich parę sztuk własnoręcznie zrobionych, prostych ozdób (kilka mam z zeszłego roku, a kilka chcę dopiero zrobić – jak się uda będzie nowe DIY) i rozstawię w domu świece. Dużo mandarynek pod ręką to również element obowiązkowy. :) Obiecuję zrobić zdjęcia, jak już wszystko przygotuję.
Aha, jeszcze jedna ważna rzecz! Nie istnieją dla mnie Święta bez muzyki! Bez kolęd i innych świątecznych piosenek. To chyba jedna z ważniejszych dla mnie rzeczy, które tworzą klimat. Do tego prawie bezkosztowa. Słuchałam ich nawet w samolocie z Bangkoku. ;)
Jedzenie
Największa bolączka świąteczna. Nieprzebrane ilości jedzenia, którego nikt nie jest w stanie spożyć. I ciągłe pytania: „a może byś coś zjadła?” i „tyle tego jest, trzeba zjeść, bo się zmarnuje”. Tak ja pamiętam świąteczne dni z czasów dzieciństwa. Absolutnie nie zamierzam przygotowywać 12 potraw zwłaszcza, że będziemy spędzać Święta w trójkę. Jeszcze nie ustalaliśmy świątecznego menu, ale bez przesady, to przecież tylko 2 dni! Z pewnością będzie barszcz z uszkami, bo bardzo lubię i śledzie. Dodatkowo zapewne jeszcze jedna ryba, ale na pewno nie karp, którego oboje nie znosimy i pierogi. Trochę samodzielnie upieczonego mięsa i wystarczy! W końcu 27 grudnia znowu otworzą spożywczaka. ;)
Do tej pory co roku piekłam nasze ulubione maślane ciasteczka, które chowałam do słoika i podjadaliśmy przez cały grudzień. W tym roku mam kłopot, bo MM jest na zupełnej bezglutenowej i bezlaktozowej diecie (poważne podejrzenie celiakii) i szukam zastępstwa dla mąki pszennej. Podobno kukurydziana i ryżowa się sprawdza? Jeśli znacie, podeślijcie proszę sprawdzone przepisy. Dzięki z góry!
Prezenty
No tak, prezenty. Ukochane przez jednych, znienawidzone przez innych. Jedni lubią dawać, inni dostawać. I znowu, nie ma jednej słusznej linii myślenia o prezentach. :) W zeszłym roku przygotowałam wielką listę alternatywnych prezentów świątecznych – nadal aktualna! Sama lubię dawać prezenty, ale lubię też klarowne sytuacje. Czasami wiem, co się sprawdzi, a czasami wolę zwyczajnie zapytać. Nawet zastanawiałam się, czy to nie odziera Świąt z pewnej magii niespodzianek? A potem przypomniałam sobie wszystkie sztuczne uśmiechy i podziękowania, gdy wiesz, że prezent jest nietrafiony. Te, które oglądałam na twarzach innych i te, które próbowałam ukryć na swojej. Frustracja, co z takim nietrafionym przedmiotem zrobić. Poczucie straconych pieniędzy. Poczucie winy i wyrzuty sumienia. I tak dalej i dalej.. Czujecie to, prawda?
I znowu, im jestem starsza, tym bardziej nie rozumiem, po co się tak męczyć? W imię tego, że wypada? Bo sprawisz komuś przykrość? Wyobraziłam sobie taką sytuację, gdy każdy dostaje serum prawdy i otwarcie mówi, co myśli na temat dawania/otrzymywania prezentów. Bez żadnego ściemniania, „bo wypada” i krygowania się. Czy świat nie byłby wtedy prostszy i piękniejszy? Może wtedy okazałoby się, że ktoś naprawdę NIE CHCE dostawać prezentów, albo ich kupowanie co roku jest dla niego ogromną udręką. A przecież to nie prezenty są najważniejsze! Jak to jest, że niby wszyscy o tym wiemy, lajkujemy obrazki z takim tekstem, traktujemy jak truizm i banał, a jednak nie potrafimy tego poczuć lub nie mamy odwagi faktycznie wprowadzić w życie?
Zastanawiałam się długo i moje podejście do prezentów jest chyba dość… obojętne. Jeśli jest okazja, na którą kupuję prezent to znajduję w tym przyjemność, chociaż NIKT i NIC nie zmusi mnie do wizyty w centrum handlowym w grudniu. Nie przepadam za dostawaniem prezentów-niespodzianek. Oczywiście, świadomość, że ktoś się dla mnie starał jest ogromnie miła, ale najczęściej dostaję rzeczy, których naprawdę nie potrzebuję i zawsze mam poczucie, że jest to zbędny wysiłek i koszt po stronie ofiarodawcy. Mogę więc spokojnie obejść się bez prezentów. Jeśli już, chyba najbardziej ucieszyłabym się, gdyby ktoś w moim imieniu np. przelał pieniądze na ważny dla mnie cel charytatywny.
Podsumowując, nie jestem chyba zupełnym świątecznym pariasem. :) Lubię ten czas, ale nie znoszę „czegoś musieć”. Kilka świątecznych akcentów w domu, zapalone świece, zapach upieczonych ciastek i muzyka w tle. Nic więcej mi nie potrzeba w ten świąteczny czas.
Bez czego Ty nie wyobrażasz sobie Świąt?
Zdjęcie tytułowe pochodzi z banku zdjęć JestRudo.
Dzień dobry Kasiu, zgadzam się z Tobą w zasadzie we wszystkim o czym napisałaś w poście ale… jednak… co do spotkań rodzinnych to raczej to jest nie bardzo możliwe w moim przypadku. Czekamy na ten czas myślę wszyscy aby pobyć razem i spotkać się. Na co dzień tego czasu brakuje więc przy świątecznym stole może uda nam się choć trochę nadrobić te zaległości. Wigilia u mnie więc większość potraw przygotowuję samodzielnie, pozostałe przyniosą goście.
Co do prezentów to faktycznie zawsze delikatny problem. Mniej więcej wiem czym sprawić przyjemność i to staram się kupić ale są osoby co do których mam wątpliwości i wtedy robię mały… wywiad. Ja zazwyczaj sygnalizuję jaki drobiazg byłby znakomitym prezentem dla mnie… muza zawsze i książki. Porządki ma na bieżąco (minimalizm!!!) więc tu nie ma problemu. I pozostają dekoracje!! Tu na bogato, choć staram się w granicach rozsądku (zrobię foty, wrzucę na swojego bloga namuranowie.blogspot.com i zapraszam do oglądania), minimalizm w tym momencie idzie w kąt na ten świąteczny czas… Pozdrawiam świątecznie życząc odpoczynku i radości i nowych tematów minimalistycznych, z których z przyjemnością czerpię dla siebie. Monika
Nie wyobrazam sobie swiat bez choinki. Kupuje mala i stawiam na stoliku. Musi pachniec :)
Z tego co czytalam to jest wiecej rodzajow maki bezglutenowej. Np widzialam, ze pieka chleb z maki gryczanej. Polecam blogi kulinarne (bezglutenowe, paleo i weganskie) np. Jadłonomia, Alpacasquare, Olga Smile. W niektorych piekarniach mozna kupic swiezy chleb bezglutenowy. Powodzenia :)
Tylko, że takie chleby nie nadadzą się w żadnym razie dla osoby z celiakią. Nie posiadają certyfikatu przekreślonego kłosa. Badania pokazują, że zawierają bardzo dużą zawartość glutenu, która jest dla osoby z tą chorobą niedopuszczalna w żadnej ilości. Jest to wynikiem pieczenia ich w tym samym miejscu, co zwykłe glutenowe wypieki, sprzedawania w tym samym miejscu, w którym takie są, nakładania przez personel tymi samymi rękoma produktów glutenowych i „bez”…
W Poznaniu jest piekarnia bezglutenowa. Moze w Warszawie tez jest taka?
Dzięki wielkie!
piekarnia bezglutenowa w Warszawie, margita ul. Duracza 6
Ja polecam blog http://cookitlean.pl/ i książkę Kasi „Polski Przewodnik PALEO”. Jest tam dużo fajnych przepisów, również na słodycze. I ogrom wiedzy oczywiście. Również na temat cekalii. Potrawy są proste i oznaczone dla kogo się nadają, lub jak je zmodyfikować żeby się nadawały przy konkretnych schorzeniach. Drugim moim źródłem jest http://barbellkitchen.pl/.
Co do mąk – u mnie najlepiej sprawdza się kokosowa i kasztanowa – zależy od potrawy. Jeśli chodzi o gotowe wyroby bezglutenowe to dalej to jest bardzo przetworzone jedzenie. Bazują na mące kukurydzianej, ryżowej lub z ciecierzycy, a one też nie są najlepsze.
Kasiu,
bardzo mi miło że mój komentarz zainspirował Cię do wpisu :) Dzięki niemu mogę trochę odetchnąć z ulgą, że nie tylko ja tak mam, że pewnych tradycji po prostu nie akceptuję.
Do domu swojego na święta nie jadę, bo zwyczajnie nie mam dobrej relacji z teoretycznie najbliższą częścią rodziny. Od ostatniego roku mam tę możliwość by spędzić ten czas w gronie osób z którymi łączy mnie większa zażyłość i bardzo to cenię (choć po trzech dniach chcę już wracać do codzienności ;). Co do prezentów i choinki – święta bez nich są cudowne! Nie mam problemu ze sprzątaniem i nikt mi nie wciska tego, czego nie potrzebuję. Zdecydowanie wolę miłe słowo – a u niektórych bywa o to trudno – niż dawane z nieuświadomionego poczucia winy prezenty, które mają dowodzić troski. A dekoracje nigdy do mnie nie przemawiały. Może dlatego, że w dzieciństwie choinka zawsze była przedmiotem kłótni…
Najbardziej w okresie świątecznym cieszę się z czasu wolnego i tego że będę mogła zastanowić się jak spędziłam miniony rok i zaplanować co chcę zrobić w kolejnym :)
Dzięki Emilio, za ten komentarz, mam podobną sytuację i odczucia jak Ty.
Jeśli chodzi o prezenty, to uważam je za miłą tradycję, ale zawsze apeluję o zachowanie zdrowego rozsądku :). U nas w rodzinie od kilku lat funkcjonują listy prezentowe, na których umieszczamy zawsze trochę za dużo rzeczy, a później obdarowujący coś sobie z niej wybierają. Nigdy nie wiadomo na co postawili, więc jest i niespodzianka i radość z super trafionych prezentów :)
Super pomysł z listą prezentową. W tym roku już trochę na to za późno, ale sądzę że w przyszłym porozmawiam o tym z rodziną :)
Nie wyobrażam sobie tego czasu bez rodziny i choinki. Życzę miłych Świąt, spędzonych tak jak chcesz! Pozdrawiam :)
Dziękuję i nawzajem!
Bardzo mądry i dojrzały tekst :* Ja nie wyobrażam sobie świąt bez mojego męża i syna, bez Kevina, zapachu gałązek świerkowych (też nie bawimy się w choinki po zeszłorocznym sprzątaniu igieł), koca i łóżka ?
Dziękuję :*
A ja może się wyłamię, z różnych rzeczy na Święta mogłabym zrezygnować, ale nie z dawania prezentów. Mimo że z roku na rok robi się ich coraz więcej (rodzina się powiększyła), to i tak sprawia mi frajdę wymyślanie, co komu podaruję, wyszukiwanie fajnych okazji, a potem pakowanie tego wszystkiego i oglądanie skarbów pod choinką. Czasu w galeriach nie spędzam ani trochę, większość jeśli nie wszystkie prezenty zamawiam już na początku grudnia przez internet, z dostawą do domu, żeby nie musieć nic potem wozić przez pół Polski. I może mi się tak tylko wydaje, ale zazwyczaj są całkiem trafione :)
Sprzątać jakoś szczególnie nie planuję, dekorować też nie lubię, ale prezenty muszą być!
Ja właśnie również uwielbiam robić prezenty :) w mojej ocenie zwykle trafiam. Siostrze zdarzało się zapiszczeć z radości a mamie uronić łzę ;)
Bo chyba najważniejsze to w święta po prostu świętować, zapomnieć o pracy choć na chwilę i odetchnąć. A jak to bedziemy realizować? Co za różnica, ważne żeby nam było dobrze.
Byly święta bez rodziny (bylam sama, mąż był poza domem, rodzice kilka setek kilometrow dalej i bylo mi smutno i samotnie, never ever again)
Bylo kilka bez choinki.
Dla mnie ważne to być z bliskimi, nie spieszyć się. Brakowaloby mi prezentów i tradycyjnych potraw, ale.. najważniejszy jest dla mnie moment łamania sie opłatkiem. Bo tam jest magia. Magia miłości i wybaczania.
Ze swoim M staramy się egzekwować zasadę „pierwszy dzień świąt w gościach u rodziców, drugi we dwoje”.
Na szczęście rodzice mieszkają w tej samej miejscowości i jest to wykonalne :)
Nie wyobrażam sobie świąt bez… „Potopu”, który zawsze od 9.00 oglądamy z tatą :)
U mnie choinka musi być, odkąd sama (no prawie, ostatnio z mężem) o niej decyduję to jest zawsze prawdziwa. Ciężko mi sobie wyobrazić inaczej, ale fakt – nie mam zwierzaków ani małych dzieci :) Natomiast nie mam potrzeby ustawiać dodatkowych dekoracji – może rozwieszę gdzieś w domu ekstra lampki. W zasadzie niezależnie od sezonu u nas takich typowych dekoracji praktycznie nie ma, poza kwiatami, które łatwo zamienić na gałązki.
Nie umiem sobie też wyobrazić świąt bez rodziny. Wiem, że teraz jest popularne spędzać święta zupełnie po swojemu, ale o ile ktoś nie ma zwyczajnie złych kontaktów z rodziną, to w moim odczuciu jest to trochę egoistyczne. Oczywiście, że można się spotkać w każdy inny weekend, ale święta to święta. To trochę tak, jakby powiedzieć, że urodziny babci możemy świętować miesiąc później – wiem jak byłoby jej przykro, gdybyśmy nie mogły się spotkać zarówno z okazji jej urodzin, jak i w święta. Może mój pogląd wynika z tego, że bardzo lubię spędzać czas z moją rodziną i potrzebuję mieć ich blisko – tak zostałam wychowana, trzymamy się razem. W związku z tym staram się pamiętać, że nie jestem sama na tym świecie i nawet jeśli dla mnie nie ma coś znaczenia, to może moja obecność jest ważna dla moich dziadków albo rodziców, których kiedyś zabraknie i wiem, że będę żałować, że nie mieliśmy dla siebie więcej czasu.
I doskonale znam też uczucie wracania „set” kilometrów na 3 dni i dalej uważam, że warto. Ja biorę sobie jeszcze nieco wolnego w okolicy tych świątecznych dni, w tym roku w zasadzie cały ostatni tydzień grudnia będę mogła odpoczywać.
W zupełności obchodzę się bez porządków – będą minimalne, bo akurat wypada nam mycie okien i pranie firanek, ale w zasadzie to tyle (a jak nie w grudniu to i tak w styczniu trzeba będzie się za to zabrać, więc wolę mieć to z głowy wcześniej). Mieszkanie jest sprzątane na bieżąco, a odpowiednie podejście do przechowywania rzeczy pozwala uniknąć paniki pt.: „Omatko, muszę ogarnąć 3 szafy w przedpokoju, posortować książki i umyć szafki w kuchni!”.
I mogłabym się obejść bez prezentów, choć uwielbiam je kupować i pakować, natomiast rodzina za bardzo lubi ten zwyczaj by zrezygnować ;)
U nas jest żywa choinka mimo ze mamy male dzieci. A moze raczej – przede wszystkim dlatego :-) nie wiem skąd u wielu ludzi strach przed żywą choinką przy dzieciach :-)
Odwiedzamy rodzinę w święta, dajemy sobie upominki :-) jedyne co uwazam za zbedne, to zbyt duzo jedzenia :-)
Też tak uważam, najpiękniejsze wspomnienia z dzieciństwa to właśnie ubieranie choinki, i liczenie czy jest 12 potraw (nigdy nie było, ale liczyłyśmy z siostrą nawet mandarynki i cukierki ;) Poza tym uwielbiam ręcznie robione dekoracje i wprowadzam się w ten nastrój już po 6 grudnia.
hmmm w Twoim wydaniu to powinno brzmieć: „3 wolne dni”, a nie święta. To są Święta Bożego Narodzenia i to On-Bóg jest tu najważniejszy. Twoje „święta” rzeczywiście są minimalistyczne-tylko Ty i Twoje ego
Tak, bez Boga nie ma tych Świąt – zgadzam się.
No niestety,ale bardzo sie mylisz w tym stwierdzeniu…
TE święta były, zanim narodził się Jezus, więc…
Agato, Twój komentarz jest niezwykle krzywdzący. Nie tylko dla mnie, ale i dla wszystkich Czytelników, którzy nie są osobami wierzącymi. Nie będę go usuwać, ale postuluję o więcej empatii dla osób, które są inne.
Krzywdzący? Mi się wydaje, że właśnie tworzy się para – religie – MINIMALIZM,bo życie jednak nie znosi pustki i różni. Trzeba się wyciszyć – nie wierzę, więc wyznaję minimalizm i uprawiam jogę – spokój ducha przecież ważny. Spokojnie, każdy wcześniej czy później znajdzie drogę do Boga. On ma dla każdego inną drogę. Przykre żyć ze świadomością i szalenie trudne, że nic po śmierci nie ma. A na człowieka nie czeka raj. Życzę Ci, abyś Ty znalazła swoją drogę do Niego. Zawsze to mogą być ostatnie święta naszych najbliższych zawsze warto je spędzić razem.
Tak, krzywdzący i traktujący z góry osoby, które nie wierzą. Ludzie dokonują w życiu różnych wyborów i ja je ogromnie szanuję. Mogę się z nimi nie zgadzać, ale je szanuję. Być może znalazłam lub znajdę drogę do Boga, ale jeśli nie, nie będzie to również złe.
Kto tak powiedział Twoim zdaniem,że kazdy ma znaleźć prędzej czy pożniej
droge do Boga???
Kasiu, rozumiem, że jesteś dyplomatyczna, ale ja, jako osoba niewierząca pozwolę sobie na odpisanie ;)
Nie każdy znajdzie drogę do Boga, bo nie każdy w niego wierzy. Dla mnie bardziej realny jest Wielki Latający Potwór Spaghetti albo Dormammu. Wiem, że niektórym trudno w to uwierzyć ale tak jest.
Drogie Panie, chciałabym tym komentarzem zamknąć ten wątek. Rozumiem sprzeczne opinie i stanowiska, ale nie chcę, aby blog stał się polem do nieprzyjemnych sytuacji.
Karo, przepraszam, że to w odpowiedzi na Twój post – po prostu jest ostatni. :)
Życie ze świadomością, że nie ma nic po śmierci nie jest ani trudne ani przykre. I naprawdę można być przyzwoitym bez obiecanej pośmiertnej nagrody.
Naprawdę, komentarz godny osoby wierzącej, chrześcijanina, który żyje zgodnie z przykazaniami i tak jak Bóg kocha innych, nawet tych, którzy nie wierzą! Przeczytaj proszę jeszcze raz to co napisałaś, może dostrzeżesz ten jad, którym ociekają Twoje słowa.
Prawda czasem boli.
A ja lubię przedświąteczne porządki (ten zapach świeżości i choinki -zapach dzieciństwa) i z premedytacją odkładam je na przed świętami (zwykle weekend przed). Lubię żywą choinkę, lubię robić prezenty (ale tylko najbliższym, bo znam ich potrzeby), zakupy robię przez Internet by uniknąć przedświątecznego szaleństwa. Teraz kiedy w rodzinie są dzieci, święta są bardziej prawdziwe niż kiedyś… Nienawidzę za to dzielić się opłatkiem, na samą myśl przechodzi mnie dreszcz… Lubię spędzić trochę czasu w domu NIC NIE ROBIĄC, ŻYĆ SWOIM TEMPEM. Myślę, że mimo wszystko spędzamy święta po swojemu choć z bliskimi. Nie wyobrażam sobie samotnych świąt, w ubiegłym roku spędzała je z nami koleżanka, bardzo nie chciałam by była sama.
Ja też nie lubię dzielić się opłatkiem. A to z tego powodu, że od momentu, kiedy skończyłam studia (9 lat temu), co roku słyszę życzenia „żebyś wyszła za mąż” i/lub „żebyśmy w przyszłym roku byli w końcu w większym gronie(=żebym w końcu urodziła dziecko)”. I jeszcze jestem jakoś w stanie zrozumieć takie życzenia od dziadków, ale od rodziców? Bo to nie są życzenia dla mnie, to mnie najbardziej boli. Rozumiem, że moja mama chce zostać babcią, ale to nie jest jej decyzja. Od prawie 10 lat jestem w bardzo udanym związku (ale bez obrączki), nie chcemy mieć dzieci, przynajmniej teraz (i tak, wiem ile mam lat i że nie jestem coraz młodsza itd). Realizuję się zawodowo, ogólnie jestem w fajnym miejscu w życiu i jestem szczęśliwa. Ale żeby w każdą wigilię słuchać życzenia tylko o tych dwóch rzeczach… Przykro mi się po prostu robi. Mogłabym się jakoś się odciąć, ale nie chcę żadnych sprzeczek z rodziną w trakcie wigilii. W każdym razie ode mnie mały apel – zastanówmy się, czy życzenia, które składamy, na pewno są skierowane do tej osoby, czy nie są jakąś naszą projekcją, jak życie tej osoby powinno wyglądać.
Dokładnie! Podpisuję się pod tym w zupełności. Mam tak samo od kilku lat, może nie 9, ale to będzie pewnie trzecia Wigilia, podczas której na milion procent usłyszę tego typu „życzenia”. Cóż, trzeba to przełknąć, choć niesmak pozostaje. Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego!
Nie, wcale nie trzeba. Po drugich takich życzeniach jest się w pełni usprawiedliwiony, żeby powiedzieć: kochana mamo, życzę ci więcej taktu, żebyś już nigdy więcej nie sprawiała swojej córce przykrości takimi życzeniami.
Bądź twarda ! Ja tez jestem w „nieformalnym” związku długo (11 lat) i takie komentarze słyszę na wigilii u teściów. Na szczęście moi rodzice są zdystansowani i wspierają mnie w podejściu „jak mi się zachce to będzie ślub ” ;)
A ja tak się zastanawiam co w tym czasie świętują osoby niewierzące. No bo skoro święta to coś się świętuje. No więc co?
Odpowiem. Czas wolny od pracy, okazję do bardziej uroczystego spotkania z bliskimi. Można to oczywiście robić w każdym innym czasie, natomiast te święta dodatkowo są czymś nie tylko religijnym, ale też społecznym, tradycyjnym i kulturowym i stanowią pretekst do czerpania przyjemności z tradycji rzeczy jak potrawy, choinka, czy obdarowywanie się prezentami. Nie trzeba być wierzącym, by mieć przyjemność z barszczu z uszkami, albo z zapachu jodły.
No właśnie o to chodzi, że to o czym piszecie nie jest najważniejsze. To tylko otoczka, stąd coraz częściej dochodzę do wniosku że minimalizm w wymiarze materialnym rozumiany jako pozbywanie się rzeczy zbędnych, a wymiarze duchowym rzeczy/spraw, które źle wpływają na nasze życie świetnie wpisuje się w wiarę katolicką. Zostają rzeczy, wartości, ubogacające nasze życie, nadające mu wartość, pozwalające żyć prawdziwie. A sens obchodzenia Świąt Bożego Narodzenia nie może być inny jak tylko duchowy patrz religijny. Nie piszę o tym wszystkim, by kogoś zezłościć lub obrazić. Myślę że może jednak kogoś skłoni to do refleksji, szczególnie osoby wierzące, które zapomniały o tym co najważniejsze. Czy może wśród minimalistek nie ma katoliczek? Generalnie zgadzam się z Kasią w kwestiach otoczki świątecznej, jednak moje serce krzyczy Panie Jezu gdzie Ty w tym wszystkim. Pozdrawiam serdecznie.
Aga, dla Ciebie – osoby wierzącej – ta otoczka nie jest najważniejsza. Ale dla tych, którzy nie wierzą to sa ważne, miłe rzeczy, które mają dla nich określoną wartość. Naprawdę, spotkanie w gronie rodzinnym może być wartościowe, nawet jeśli nie ma wymiaru duchowego :-).
A osoby nie wierzące NIE OBCHODZĄ świąt. Po prostu towarzyszą innym czlonkom swojej rodziny, (tym wierzącym) celebrując tradycję :-). Zakładam, że w rodzinach składajacych się z niewierzących nikt nie przygotowuje wigilii ani nie śpiewa kolęd.
A ja znam takie rodziny, które są niewierzące i jedzą kolację wigilijną, nie wiem jak z kolędami, ale nie zdziwię się, jeżeli gdzieś tam lecą w tle świąteczne melodie. Bo to nie jest tylko kwestia religii, tylko również tradycji. Jedynie czego nie robią, to się nie modlą i nie idą do kościoła.
Dziękuję Ci za ten komentarz :-)
Widzisz, dla ludzi niewierzących nie ma pytania „Panie Jezu gdzie Ty w tym wszystkim”, bo w niego nie wierzą :) Ale mogą sobie zadawać zupełnie inne, niezupełnie gorsze.
Zaciekawiłaś mnie bardzo. Nie wierzysz w to że Jezus Chrystus narodził się i żył, czy w to że jest Synem Bożym, zmartwychwstał i jest obecny w naszym życiu nadal?
Aga, Karo, mam ogromną prośbę o zakończenie tego wątku, bądź przeniesienie go w inne, dogodne dla Was miejsce. Wydaje mi się, że ta dyskusja nie prowadzi do niczego powiązanego z tekstem. :) Dziękuję!
Odpowiem Ci. Świętują wolne dni, wolny czas z bliskimi, fajną tradycję (choinka to pogański symbol jakbyś nie wiedziała), śnieg i tak dalej
Moje pytanie nie było złośliwe. A Twoja odpowiedź tak. Ja nie piszę nic o choince (nie jestem też fanką choinek). Czyli mam rozumieć że świętujesz możliwość ubrania choinki, śnieg… Smutne…
Dlaczego przypisujesz mi intencje, których nie mam? Nie było złośliwie, wyjaśniłam Ci (bo zapytałaś) jak można obchodzić święta jeśli sie nie wierzy. A dlaczego uważasz, ze swietowanie możliwości ubrania choinki czy samego śniegu jest smutne? Mi tam smutno nie jest bo święta przezywam jako czas z bliskimi i czas na czytanie książek. Czy to jest smutne bo nie czuje świat w ten sposób co Ty? Przecież cały tekst Kasi jest wlasnie o tym, żeby każdy obchodzil święta po swojemu. A Ty oceniasz. Ze musi być smutne to, ze w ogóle jak to niewierzący obchodzą…Jak chcesz to celebruj narodziny Jezusa. Ja bede celebrować choinkę i uwierz mi, bede bardzo szczęśliwa! Czego i Tobie życzę:)
To może się już nie zastanawiaj i przestań tak interesować innymi, tylko zajmij sobą?
Boże Narodzenie stało się niestety festiwalem „tradycji” i konsumpcjonizmu, który wciąga i ciężko się z niego wyłamać (akurat nie o ten blog mi chodzi, ale o generalną tendencję). Tak, z premedytacja ujęłam ją w cudzysłowie, bo to tradycja chrześcijańska od której tak bardzo się niektórzy odżegnują (darujcie sobie drodzy ateiści odniesienia do pogańskich zwyczajów, wiem i nie potrzebuje przypominania). Ale szczytem absurdu była dla mnie sytuacja, kiedy rozmawiałam z koleżanką, która jest zagorzałą przeciwniczką KK i mocno wojującą ateistką. Mianowicie podczas rozmowy o Świętach powiedziała, że chodzi święcić koszyczek wielkanocny. Na moje pytanie „ale po co??” padła odpowiedź, podczas której prawie spadłam z krzesła: „bo wszyscy chodzą i taką mamy tradycję w Polsce”.
Widzę po komentarzach, że niektórzy ateiści się oburzają reakcją chrześcijan na tekst i niektóre komentarze. Dla nas (jestem katoliczką) to poniekąd profanacja wartości najważniejszych w życiu. Szczerze mówiąc wolę, jak osoba niewierząca spędza wolny czas świąteczny na wakacjach czy w zaciszu domowym (jak autorka bloga) niż wtłacza na siłę tradycję chrześcijańską. Ja to odbieram jako podejście „Kościół za dużo wymaga to jest be, na co dzień niewygodny, ale niektóre imprezy są fajne, to z tego sobie pokorzystam”. I tak niewierzący chrzczą swoje dzieci (po co?!?), posyłają je do 1. Komunii Św. (po co?) i biorą ślub konkordatowy (używając bardzo dojrzałych argumentów „żeby ładnie wyszło na zdjęciach i żeby móc ubrać szałową, białą suknię z trenem a do cywilnego nie wypada”). Nie podoba mi się to i kiedy mam okazję to o tym piszę. Bo może niektórych to zmobilizuje do przemyśleń, kilka osób podjęło takowe refleksje po rozmowie ze mną (a nadzieja umiera ostatnia ;).
Ucinając wojujące komentarze: nikogo nie oczerniam i szanuję wszystkich ludzi. Choć nie jest to zawsze łatwe. Cieszę się, że coraz więcej osób przestaje udawać nagle uduchowionych i niemalże wierzących, cenię sobie szczerość i konsekwencję w postępowaniu.
Bardzo mądry komentarz. W pełni się przychylam.
nie życzysz sobie przypominania, ale zaryzykuję: to zwyczaje pogańskie były pierwsze, KK sobie po prostu przejął i potrawy i datę i choinkę. Więc jeśli już, to ateiści mają większe prawo do tych tradycyjnych zachowań niż katolicy.
Jasne. Zwłaszcza do puszczania pieśni kościelnych i śpiewania: Lulajże Jezuniu, Bóg się rodzi, Jezus malusieńki, Triumfy Króla Niebieskiego… Wymieniać dalej?
Fajnie się podczepić pod kolorowe atrakcje. Święty Mikołaj i rozdawanie prezentów, ach jak ciężko sobie odpuścić. Dlaczego nie obchodzisz świąt słowiańskich (albo jakichkolwiek innych sprzed chrześcijaństwa) a korzystasz z chrześcijańskich, skoro w nie nie wierzysz? Chociaż tak na prawdę należy postawić sprawę jasno: pogańskie zwyczaje były związane z konkretnymi wierzeniami. Z WIARĄ. Nieważne nawet w co (moc słońca, wróżby, żywioły…), ateiści NIE WIERZĄ, więc dlaczego w ogóle obchodzą jakieś dyrdymały? Skoro liczy się tylko nauka, empiryzm to skąd to nagłe wracanie do czegoś, czego waszym zdaniem nie ma? Nie widzę tu konsekwencji w swoim postępowaniu.
Nigdzie nie napisałam co i jak obchodzę, czy śpiewam kolędy i czy przychodzi do mnie Mikołaj. Napisałam tylko, że to katolicy podczepili się pod obrządki pogańskie, a nie na odwrót. Do tradycji pogańskich dodaliście sobie wiarę, że wtedy przyszedł Jezus na świat i śpiewacie kolędy.
24 grudnia to dzień, w którym dzień zaczyna się wydłużać, stąd święto słońca. To raczej nie jest wiara tylko nauka.
Odniosłam się do Twojego ogólnego stwierdzenia o prawie ateistów. Jedno zdanie przez pomyłkę napisałam w formie osobowej zamiast bezosobowej.
Czczenie natury i jej zmienności było związane z wierzeniami. Obserwowano zmiany wokół siebie i tłumaczono je sobie w danej kulturze, społeczności. Egipcjanie obserwowali niebo i prowadzili badania jednocześnie mając kult boga słońca itd.
Chętnie poczytałabym o sposobie spędzania wolnego/Świąt przez ateistów i wyjaśnienie dlaczego tak. Jakie są motywacje dla osób niewierzących do powtarzania pewnych zwyczajów przy jednoczesnym odrzuceniu chrześcijaństwa. Dlaczego ubiera ktoś choinkę? Bo słońce? Dlaczego 12 potraw, skąd sianko pod obrusem, nakrycie dla „wędrowca”. Jeżeli nie jest to ślepe powtarzanie rytuałów z dzieciństwa a głębokie przemyślenia związane z nauką to będzie to dla mnie ubogacająca lektura.
Myślę, że problem jest o wiele za duży jak na dyskusję w komentarzach na cudzym blogu, oraz polega na tym, że tradycje dawne, pogańskie przemieszały się z tymi dodanymi przez chrześcijaństwo. To raz. Dwa, większość z nas, niezależnie od tego czy teraz wierzy czy nie, jednak wyrosła w domach katolickich, większość obrządków kościelnych kojarzy się nam z dzieciństwem plus część rodziny pozostała wierząca. Czasem więc obchodzi się te święta religijnie przez wzgląd na nich.
A na koniec – myślę, że jednak zdecydowana mniejszość społeczeństwa (i tych wierzących i tych niewierzących) podchodzi do tych świąt refleksyjnie i z jakąś głębszą myślą. Dla większości najważniejsza jest choinka, przysłowiowy karp i prezenty.Niestety.
ps. Pierwotnie przyozdabiało się drzewa na zewnątrz, na przywitanie światła (słońca), a tradycyjne potrawy zawierają w sobie składniki, którym przypisywana jest zdrowotna moc/siła, jak miód, orzechy, mak. Sianko to już dodatek chrześcijański.
Mnie ciekawi, dlaczego katolicy ubierają choinkę. Z tego co kojarzę to jednak w stajence betlejemskiej wedle przekazów nie było żadnego ustrojonego iglaka. Albo prezenty. Co ma kupowanie dzieciom nowych zabawek wspólnego z jakąkolwiek religią?
Jest sporo racji w tym co piszesz. Tylko widzisz – wg mnie błędnie identyfikujesz tych, którzy podczepiają się pod kolorowe atrakcje, biorą ślub kościelny ze względu na białą suknię i korzystają z innych fajnych elementów, które oferuje katolicyzm. Najczęściej robią to Ci, którzy mówią, że wierzą ale z duchowością nie mają wiele wspólnego. Czyli Ci nazywani „wierzący – niepraktykujący”.
Bardzo surowo oceniasz tych niewierzących, którzy przygotowują i jedzą kolacje wigilijną nie nadając jej wymiaru duchowego. A co powiesz o rzeszach katolików, którzy prowadzą życie przedmałżeńskie, używają antykoncepcji a w niedzielę zaraz po mszy idą do hipermarketu? Dlaczego niewierzący są tak piętnowani za uprawianie nikomu nie szkodzących, tradycyjnych rytuałów? Czy niewierzący powinni podczas świąt wyłączać radio za każdym razem, gdy leci kolęda, nie spotykać się w tym czasie z rodzina i znajomymi a najlepiej przymusowo wyjechać na wakacje?
A to elementem Twojej wiary jest rozdawanie prezentów? :) Inaczej – czy bez prezentów naruszyłabyś jakieś nakazy religijne? Jeśli nie, to po co się w to bawić?
Rozumiem, co masz na myśli i też nie lubię hipokryzji w postaci omijania kościoła na co dzień, a przypominania sobie o wierze w miłe święta i dni. Z drugiej strony, nie byłabym tak surowa. Znam wiele młodych, wchodzących w dorosłość osób, które nie potrafią odseparować wiary od tradycji ponieważ:
1. tak zostali nauczeni – w ogromnej liczbie polskich domów katolicyzm jest czysto teoretyczny i powierzchniowy bez właściwej warstwy duchowej. Dzieci się chrzci, idą do Komunii, a potem biorą ślub kościelny, bo tak WYPADA, bo każdy tak robi. I to prowadzi do punktu kolejnego…
2. nie umieją świadomie sprzeciwić się oczekiwaniom rodziny. „Jak to ślub cywilny, oszalałaś?” Często po prostu funkcjonuje się w zastanym schemacie i potrzeba wiele siły i stanowczości, żeby się temu sprzeciwić. A czasami trzeba do tego po prostu dojrzeć.
Zapomniałam dopisać, że nie mam pretensji do osób, które uczestniczą w Świętach (spotkaniu przy rodzinnym stole i pielęgnowaniu więzi z rodziną) kiedy same są niewierzące, ale pozostali członkowie są. Buntuję się przed sytuacją, kiedy są to tylko jakieś puste rytuały i tak na prawdę przy stole gromadzą się ludzie, którzy z wiarą w Boga nie mają nic wspólnego. A Święta robią z przyzwyczajenia.
Zdaję sobie sprawę, że postępowanie zgodnie ze swoimi przekonaniami jest trudne, ale myślę, że warto żyć w zgodzie ze samym sobą. Uwierzcie mi, że bycie katolikiem w zlaicyzowanym społeczeństwie wcale proste nie jest :) Potrzeba wiele samozaparcia, żeby przyjąć na klatę te wszystkie kpiny i złośliwości. Przyznanie się w grupie młodych ludzi do chodzenia do kościoła co niedzielę zazwyczaj kończy się minutą ciszy i pytaniem „serio? ale jak to?”. Często dopiero po dłuższej rozmowie okazuje się, że wiele osób nawet się nie zastanawia nad swoją duchowością, przestali chodzić do kościoła bo im się nie chciało i tak jakoś wyszło, że nie chodzą. A warto zadać sobie tych kilka pytań i zastanowić się o co w tym życiu w ogóle chodzi. Żyć świadomie.
1. Nie brałam i nie będę brała ślubu kościelnego, moje dziecko nie będzie ochrzczone
2. Nie chodzę do kościoła chyba że na ślub czy pogrzeb, ale wtedy jestem tam z powodów innych, niż religijne
3. Nie święcę żadnego koszyczka
4. KK jest jedną z wielu organizacji, które niespecjalnie mnie obchodzą.
Natomiast nie rozumiem, dlaczego zamiast rozliczać swoich współwyznawców (np. z tego, dlaczego wśród katolików masowe jest współżycie przed ślubem i rozwody) zajmujesz się rozliczaniem ludzi, którzy do Twojej organizacji nie należą. Tak, stawiam sobie w domu choinkę i mam do tego pełne prawo. Mam też prawo obdarować bliskich prezentami i powiedzieć im kilka serdecznych słów przy opłatku. Opłatek przynoszą moi rodzice, dla nich to ważne, dlaczego miałabym im robić przykrość?
Przesilenie zimowe :) Moi rodzice są wierzący, a ja tylko podtrzymuję tradycję, którą bardzo lubię i spędzam z nimi czas. Poza tym choinka nie ma nic wspólnego z religią – to obyczaj stosunkowo nowy, dopisany do tradycji świątecznych. Symbolika potraw wigilijnych ma korzenie przedchrześcijańskie, a dzielenie się opłatkiem też nie wynika z religii, jest obyczajem zupełnie nieznanym katolikom w niektórych krajach.
Ja nie wyobrażam sobie świąt w zupełnej samotności i mam nadzieję, że nigdy mnie to nie spotka. Ale w zupełności wystarczy mi jedna osoba, którą kocham, bez względu na to, czy będzie to ktoreś dziecko, mama czy ukochany. No i nie wyobrażam ich sobie bez wigilii, tzn atmosfery, wieczerzy, uścisku, serdecznośći, opłatka. Jakiś akcent swiąteczny tez wystarczy. Zupełnie inaczej jest, kiedy są małe dzieci- to dla nich robi się te wszystkie szopki, choinki, prezenty. Potem to zupelnie zbędne.
Ja nie wyobrażam sobie Świąt Bożego Narodzenia bez choinki (standard), barszczu z uszkami które przygotowuje moja babcia i śpiewania kolęd w kościele.
Absolutnie nie jestem zwolenniczką świątecznego szaleństwa i to całkowicie popieram. Ale zastanawiam się, tak jak niektóre inne czytelniczki, co właściwie obchodzą w święta osoby niewierzace? I czy skoro jako takie się deklarują to nie ”powinny” (chociaż to złe slowo, uztwam go z braku lepszego) podarować sobie swietowania w ogole?
Co obchodzą w święta osoby niewierzące? Wg mnie nic nie obchodzą. Po prostu spędzają ten czas jak czas wolny. Wiele elementów związanych ze świętami traktują jako tradycję, miły zwyczaj nie nadając im wymiaru duchowego. Dla wielu osób to wspomnienie dzieciństwa. Dla mnie wigilia to czas spędzany z rodziną, ważny dla tych jej członków, którzy są wierzący. Nie chodzę na msze, ale śpiewam przy stole kolędy, bo są one częścią tradycji i lubię je po prostu śpiewać z rodziną.
Dla mnie święta jako ateistki są obojętne, „obchodzę” je o tyle, że jedziemy do rodziców na Wigilię żeby sprawić im trochę frajdy, natomiast tak samo wolne jak te wszystkie święta kościelne i państwowe – czas odpoczynku, kiedy wszyscy siedzą w kościele ja wychodzę pojeździć na rowerze albo na jogę :) Niewierzący to nie rarogi z 666 na czole, tylko zwykli ludzie wbrew pozorom. Czyli wszystko mi jedno, czy w Boże Narodzenie zjem barszcz z uszkami czy pizzę.
Ktoś wcześniej pisał o wspólnotowości. Dla mnie Wigilia jest ważna jako świętowanie i celebracja rodziny. Tego, że jesteśmy razem, w dużym gronie; tego, że ten „projekt” jest nasz – nie jest się gospodarzem i gościem, każdy jest aktywnym uczestnikiem. Każdy się o coś stara. Wigilia to ten moment, kiedy jest tak uroczyście, odświętnie, pierwsze święto jest na luzie, to takie after-party, odwiedzamy tę część rodziny (w ramach tej samej miejscowości), której nie było na Wigilii, a drugie święto jest dla przyjaciół i znajomych (moi rodzice zawsze wtedy szli na imieniny Ewy). Lubię moją rodzinę i lubię z nimi być. Z reguły wszystkie spotkania są na luzie, więc kilka razy do roku z celebracją i elegancją są ciekawe i fajne. To nie jest tylko celebracja klanowości, bo kiedyś mieliśmy okazję zaprosić kolegę z zagranicy i wszyscy byli na to otwarci. To jest po prostu święto bliskości, tego, co nas łączy.
Podarować, czyli? Powiedzieć: nie, kochani rodzice, mam was gdzieś, nie liczcie na mnie, sami sobie jedzcie te swoje karpie. W imię czego? Myślę, że ludzie wierzący mogliby zająć się rozliczaniem współwyznawców (np. z seksu przed ślubem, dość powszechne, a przecież to grzech) a nie ateistów.
Sytuacja, w której ktoś spędza święta z rodzicami by sprawić im przyjemność i okazać swoją miłość, nawet jeżeli sam jest niewierzący i nie ma potrzeby świętowania Bożego Narodzenia – to jest super. Bardziej chodziło mi o sytuację gdy ktoś na codzień otwarcie ”hejtuje” chrześcijaństwo ale w święta pierwszy leci ubierać choinkę, lepić pierogi i opowiadać wszystkim i magii świąt … pozdrawiam, życzę milej niedzieli :)
Chrześcijaństwo jest mi doskonale obojętne, pomijając drobny fakt, że stoi za zniszczeniem rdzennej kultury Słowian. Ale było, minęło. Nadal jednak upieram się, że chrześcijaństwo to ani choinka ani pierogi, to jest otoczka, która dla chrześcijan powinna być najmniej istotnym elementem świąt. A jeszcze nie słyszałam o ateistach, którzy biegaliby w adwencie na msze, gnali na pasterkę, modlili się czy czytali biblię w wigilię. Więc spokojnie, sensu świąt nikt wam nie zabiera. Chyba, że jednak ten sens tkwi w choince.
W Święta mam znów 8 lat! Uwielbiam przedświąteczne porządki, ozdabianie domu, blask choinki, zapach pomarańczy i goździków, rodzinne śpiewanie kolęd i chóralne „Bóg się rodzi” na pasterce. Szanuję tych, którzy ten czas spędzają inaczej. Mimo, że tak jak niektórzy nie rozumieją mojego powrotu do dzieciństwa, tak ja nie do końca rozumiem zrywanie z tradycją.
Myślę, że to nie do końca jest „zrywanie” z tradycją, a naturalna ewolucja tych tradycji.
U nas w domu choinki nie ma – nie ma małych dzieci, za to mamy zgraję kotów, dla których choinka jest zbyt dużą atrakcją. Umieszczam jednak świeże świerkowe gałęzie z bombkami w wazonach, bo uwielbiam ich zapach. Z dekoracji zawsze są jeszcze jeże z pomarańczy lub mandarynek z goździkami i świece. Prezentów nie kupujemy.
Nie wyobrażam sobie tego czasu bez spotkania z rodziną – od kilku lat wigilia jest u nas, przyjeżdżają nasi rodzice, rodzeństwo i nasze dorosłe już dzieci. Jest miło, ciepło, rodzinnie, wesoło :-) Kolejne dni spędzamy już sami, pierwszego dnia zazwyczaj są jeszcze u nas nasze dzieci, w drugi dzień często spotykamy się ze znajomymi lub po prostu odpoczywamy.
Z roku na rok łapię większy luz – przekonuję się, że źródło wielu napięć jest w mojej głowie, że to moje przekonania (że coś trzeba, że coś powinnam) odbierają tym dniom urok a mnie całą przyjemność. Okna myję wtedy, gdy są brudne a nie na święta :-). Nie muszę jechać pierwszego dnia świąt do teściów na obiad, skoro widziałam się z nimi na wigilii. Mogę ale nie muszę :-).
Ja nie wyobrażam sobie świat bez uczucia ciepła w sercu. A ono budzi sie dzięki rożnym rzeczom i sprawom.
Kiedyś nie lubiłam choinki. Ale od kiedy mam córkę uwielbiam ubierać drzewko, patrzeć jak ona sie cieszy.
Prezenty lubię dawać. Rodzinie zwykle ofiarowuje albumy ze zdjęciami z całego roku (nie widujemy sie zbyt często). Jesli ja mam dostać prezent prosze o dobre wino lub oliwę.
Jeździmy przez całe święta ale lubię to. Moze dlatego ze na co dzien pracuje w domu.
Wesołych i takich jak lubicie dla wszystkich!
Do naszego szwedzkiego domku przyjeżdża rodzina (pierwsze święta poza Polską) i taki mam plan na święta. Bez worka prezentów, z choinką jeszcze nie wiadomo (może ubierzemy jakąś przed domem ;)), a wegańskie potrawy nie będą w zastraszająco wielkiej ilości. Będzie na spokojnie, po naszemu, może mniej tradycyjnie (chociaż pierniczki i glogg jak najbardziej), ale przynajmniej bez sterty niepotrzebnych rzeczy i ciężaru na żołądku ;)
W przyszłym roku mam plan na święta wyjazdowe, dawno na nartach nie byłam ;)
Ja nie wyobrażam sobie Świąt Bożego Narodzenia bez Mszy św. i przyjęcia Pana Jezusa bo to Jego narodziny świętujemy i cieszymy się że Jego ofiara daje nam szanse na ŻYCIE. Święta bez Pana Jezusa byłyby dla mnie najsmutniejsze. Jestem wdzięczna każdego dnia za łaskę wiary i tego wszystkim tym którzy jeszcze do swojego życia Pana Jezusa nie zaprosili życzę.
Ago, dziękuję i życzę pięknych Świąt Bożego Narodzenia.
U mnie jest identycznie :)
To będą, najprawdopodobniej ostatnie moje Święta w rodzinnym domu. Tradycyjnie, na stole muszą się znaleźć wypiekane w domu ciasteczka, przepyszna zupa rybna, karp, barszcz z uszkami. W zeszłym roku po raz pierwszy były pierogi. W tym roku po raz pierwszy nie będzie choinki, bo po prostu nie ma na nią miejsca, za to zrobię kilka świątecznych stroików do udekorowania domu. Uwielbiam piec ciasteczka – czasem robię je od południa, a dekorowanie (przy świątecznych hitach) kończę o 1-2 w nocy :-D Co prawda sama ich nie jem, bo też jestem na diecie BG ale nie wyobrażam sobie Świąt bez ich zapachu.
Od 5 lat nie robimy sobie prezentów – zazwyczaj były kupowane w wigilię rano, w pośpiechu więc i nie trafione. W tym roku prezenty będą, ale losujemy tylko 1 osobę, którą mamy obdarować a każdy ma obowiązek napisać list do św. Mikołaja, więc prawdopodobieństwo wpadki spada ;-)
PS: Pyszne bezglutenowe pierogi wychodzą z mąki Mehl Farine Schaer :-)
O, dzięki za podpowiedź!
Ciekawe podejście do świąt :)
Ja np. uciekam za granicę do rodziny chłopaka na święta, tam są one zupełnie inne. Nie siedzi się cały dzień przy stole, tylko spędza razem czas.
Ja najbardziej lubię dostawać takie rzeczy, których samej sobie nie kupię, bo np. szkoda mi pieniędzy (ale chciałabym to mieć i uważam zakup za sensowny, a nie za fanaberię!), albo takie, o których mówiłam, że chciałabym mieć, że są super.
Lubię bilety (do teatru np.), lubię skarpetki, lubię fajne rzeczy do pieczenia ciast, bo tym się zajmuję i tego nigdy mało :P
Może w tym problem, że prezenty, które dostajesz Cię zbyt wiele razy… „zawiodły” – w sensie tego poczucia winy, o którym mówisz. Właściwie to naprawdę okropne, że zamiast się z czegoś cieszyć, to czujemy zażenowanie… Bo niby powinniśmy być wdzięczni, bo ktoś chciał sprawić nam przyjemność, ale czasem… Czasem może to rzecz w tym, że dostajemy coś, co jest na siłę, byle by było?
Mimo to, uwielbiam dawać prezenty, może dlatego, że chyba są trafione? I obdarowuje naprawdę bliskie osoby, takie, które wiem z czego się ucieszą, a z czego nie. No i staram się prezent spersonalizować jak najbardziej.
Apropo celiakii, chciałam tylko napisać, żebyście pamiętali, że przed badaniami diagnostycznymi w kierunku celiakii nie można przechodzić na dietę bezglutenową (bo nie wyjdzie nic w badaniach, przeciwciała się obniżą, kosmki nie wykażą cech zniszczeń).
A mąki, to najlepiej mieszać, spróbuj z gryczaną, tapiokową. Kukurydziana ma charakterystyczny smak…kukurydzy :D
A ja dodałam komentarz i nie pojawił się :-)
Oh jak to dobrze, że ktoś, czyli Ty postanowił podjąć tę kwestię! Mam trochę tak, że im jestem starsza tym bardziej doceniam nasze świąteczne małe tradycje! Mieszkam za granicą, więc to dla mnie wyjątkowy czas powrotu do domu, do rodziny i przyjaciół, z którymi widzimy się zazwyczaj raz w roku, w grudniu właśnie. Co prawda do tej pory nie potrafię wyobrazić sobie świąt bez rodziny, wiem jednak, że w przyszłości będziemy musieli wybierać między Hiszpanią a Polską. A obchodzenie Bożego Narodzenia zupełnie się różni!!! Póki co, trudni byłoby mi się rozstać z pierogami i barszczem z uszkami.
Zawsze to miło przeczytać, że jest ktoś, kto mysli podobnie i uświadomić sobie, że nie jest się dziwakiem ?
Jeżeli chodzi o dietę bezglutenu można po prostu zastąpić mąkę pszenną mieszanką bezglutenową (dostępną w większości hipermarketów czy sklepów ze zdrową żywnością). Bardzo długo to praktykowałam i właściwie wszystkie przepisy można tak zmieniać, a wypieki wychodzą super (gorzej z pierogami). Gorzej, jak dodatkowo nie można używać jajek, jak to ma miejsce obecnie w moim przypadku. W Warszawie można kupić pieczywo z piekarni bezglutenowej
Dużą pomocą są różne blogi, w którymś z komentarzy podano kilka. Przy diecie bezlaktozy, można szukać na blogach wegańskich. Udanych zmian kuchennych.
Dominiko, napisz proszę koniecznie, gdzie jest ta piekarnia bezglutenowa!
http://www.margita-bezglutenowo.pl/ :)
Piekarnia to Margita. Ja zamawiam i kupuję chleb od nich w osiedlowym sklepiku, z którym współpracują. Jest w Warszawie takich więcej, a lista takich miejsc dostępna jest na ich stronie, o tutaj: http://www.margita-bezglutenowo.pl/gdzie-kupic (z mapy wynika, że można kupić ich produkty nie tylko w Warszawie, ale nie testowałam tej opcji). Sama zaś piekarnia chyba zmieniła lokalizację i teraz mieści się na Duracza. Kiedyś można było kupić ich wypieki bezpośrednio w piekarni, a teraz nie jestem pewna czy dalej działa to w ten sposób. Mam nadzieje, że chociaż trochę pomogłam.
Moglabym sie prawie w calosci podpisac pod tym tekstem! dy nie jedziemy na Swieta do Polski, a zostajemy sami (maz,ja i 2 dzieci) jest dokladnie tak jak chce. Spedzamy duzo czasu razem we 4, natym co nam sie podoba (nawet jesli jest to pozostanie w pizamach przez caly dzien). Nie robie zadnych „swiatecznych” porzadkow generalnych – sprzatam na co dzien i to ma wystarczyc. Jedzenie: sa moje ulubione potrawy wigilijne, ale nie wszystkie w Wigilie. Na wigilie jest troche bardzije uroczysta kolacja (przystawka: barszcz z uszkami; danieglowne: pierogi z kapusta i grzybami + sos pieczarkowy i na deser jakies ciasto), nie siedzimy godzinami przy stole ;) pozostale potrawy „wigilijne” sa w pozostale dni, np. na obiad jest ryba po grecku, albo pieczen, na kolacje salaka jarzynowa itp. Nie ma wiec „generalnego gotowania” przed wigilia, jest normalnie. Prezenty sa dla dzieci, a my sobie nawzajem cos kupujemy, co chcemy – nie lubimy niespodzianek, wiec pod choinka, jest pieknie opakowane to, czego sobie zazyczylismy. Jedyne, w czym sie roznimy, to ze ja uwielbiam dekoracje swiateczne, wiec jest i kolorowa choinka i swiatelka na oknach i pozawieszane wszedzie aniolki. No i jestem wierzaca, wiec jest to dla mnie tez czas skupienia, modlitwy i przede wszystkim radosci! Nie obejdzie sie tez bez Pasterki o polnocy i grzanego wina przed kosciolem po niej, pitego razem z innymi uczestnikami.
a co do gotowania bez glutenu to zajrzyj na bloga Ani Lewandowskiej, jest specjalna zakladka „swieta”
Aniu, piękny komentarz, dziękuję!
Choć generalnie jestem raczej ugodowa i cenię sobie kompromisy, to w przypadku wszelkich kajdanów nakładanych przez tradycje czy rodzinne naciski włącza się we mnie jakiś taki nonkonformizm. Może to trochę kwestia tego, że rok w rok widzę moją mamę i innych członków rodziny umęczonych, urobionych po łokcie i wtedy każda cząstka mojego jestestwa ma ochotę krzyczeć „ja taka nie będę!”.
Mam świadomość, że teraz mogę sobie tak mówić, a przyszłość może to zweryfikować i zagrać mi na nosie ;) Ale na ten moment mogę uczciwie powiedzieć, że są tradycje, które uwielbiam i są takie, których nie trawię. Między nimi jest szara strefa tych, które chciałabym uszanować przez wzgląd na bliskich: wtedy gdy postawienie na swoim byłoby dla nich ciosem w samo serce, a dostosowanie się dla reszty było… akceptowalne. Ale poza tym bez większego żalu jestem solą w oku bardziej konserwatywnych członków rodziny i czuję się z tym znacznie lepiej niż z cierpiętniczym znoszeniem niewygód tylko po to, by pogłaskano mnie po głowie ;)
Bardzo podoba mi się przekaz Twojej wypowiedzi :)
każdy powinien świętować na swój sposób i sam odnaleźć (lub nie, jeśli tak woli) to co w te dni jest dla niego najważniejsze.
Dla mnie bardzo ważny jest cały świąteczny okres, sama nie jestem wierząca, ale świętuję i bardzo mocno przeżywam święta. Choć moje święta są rodzinne i takie normalne, jedzenie choinka, powroty do domu rodzinnego 200 km, to nie to jest elementem , który porusza mnie w świętach najbardziej. A jest to moc czynienia czyichś dni świątecznymi, oderwanymi od szarej codzienności.
Święta mają w sobie tę nadzieję, którą możemy dać innym, okazać pomoc, zainteresowanie, wsparcie finansowe potrzebującym, porozmawiać. Wiem, że można to robić cały rok, ale to w czasie świąt, najwyraźniej widać, jak doskwiera bieda lub samotność, kiedy nie można sobie pozwolić na odrobinę luksusu jaką jet „normalność”.
Nie musimy wierzyć w boga, żeby wierzyć w wartość jaką jest szacunek dla drugiej osoby i ja właśnie to świętuję, tę wzajemną wiarę w dobre intencje, to żebyśmy potrafili być dla siebie ważni, żebyśmy umieli wyciągnąć dłoń do drugiej osoby :)
Beato, bardzo Ci dziękuję za ten piękny komentarz. :)
Chwała za odwagę. Zarówno moi rodzice, jak i narzeczonego są rozwiedzeni także mamy prawdziwe świąteczne tournee po rodzinach, na szczęście 4 wigilie udało się wyperswadować, zeszliśmy do dwóch, ale czuję że to dalej ponad moje siły. Mamy żelazne postanowienie że to ostatni rok szaleństwa
W mojej rodzinie od lat obowiązują listy prezentowe – sporo propozycji, z których każdy może wybrać co danej osobie kupi (w zależności od dostępności, możliwości finansowych itp.). Nie uważam wcale, że to odbiera „magię niespodzianek”, bo to nie jest tak, że wszystkie pozycje z listy są realizowane, czasem są inspiracją do innych prezentów itp. A z resztą, ja wolę dać listę z książkami i dostawać je po kolei na różne okazje, niż niechciane badziewie.
Z przyziemnych rzeczy to tyle. A teraz najważniejsze: Nie wyobrażam sobie Świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy bez pójścia do kościoła. Jako osoba wierząca mam mocno ukierunkowane priorytety i jakbym miała wybór przyszykować perfekcyjne święta w domu a coś zawalić, ale przygotować się duchowo, to nie mam wątpliwości co wybieram. Wolałabym zamówić gotowe jedzenie w jakimś sklepie niż cały grudzień stać przy garach, żeby świat zadowolić (a z resztą kupowanie gotowców jest ok, często to pyszne rzeczy robione z tradycyjnych przepisów). Dla mnie bardziej niż te wszystkie świecidełka liczą się ludzie przy stole, zgromadzeni w jednym miejscu. To taki moment w ciągu roku, żeby docenić tych, którzy jeszcze z nami są, dopiero co się pojawili i wspomnieć tych, których już nie ma.
Pozdrawiam!
„Jako osoba wierząca mam mocno ukierunkowane priorytety i jakbym miała wybór przyszykować perfekcyjne święta w domu a coś zawalić, ale przygotować się duchowo, to nie mam wątpliwości co wybieram.” I to jest piękne!
Na różnych etapach życia mogłabym zgodzić się z Tobą i przyklasnąć: po co się męczyć i jeździć do rodziny? po co sprzątać i dekorować dom? Jedzenie, prezenty – wszystkiego za dużo! Przeżyłam pół wieku (jak to brzmi!) i wiem, że jeśli nie spotkamy się w Święta, to jakoś w innym terminie znacznie trudniej się zejść, a bez takich spotkań (miłych, ale wymagających wysiłku) nasze relacje słabną i koniec końców stają się coraz rzadsze. Na Święta rezerwuję więcej czasu po to, żeby zadbać o innych, dać innym coś od siebie. Nie jest łatwo, także emocjonalnie, ale nie chcę zamienić „czasu święta” na „czas wolny” – bo to zupełnie co innego. Różnica polega na przeżyciu czasu wspólnotowo. W wolnym czasie robisz, to co chcesz. W czasie świątecznym, świętujesz ze swoją wspólnotą, a wspólnota ma własne zwyczaje i obrzędowość. Można je modyfikować. Ja tak właśnie robię i nie daję się wkręcać w przedświąteczne szaleństwo, bo bez wymiaru duchowo-religijnego Święta nie mają sensu w ogóle. Dlaczego sprzątamy i dekorujemy domy? Bo mamy w nich przyjąć Świętego Gościa. Dlaczego ucztujemy? Bo radość wyraża się we wspólnym posiłku. Dlaczego dajemy prezenty? Bo wszyscy dostaliśmy największy Dar i dzielimy się tym z innymi. Im większe wydarzenie w życiu grupy, rodziny, wspólnoty, tym więcej wokół niego zwyczajów. Czy można Święta obchodzić prościej? Można, ale po co? Bez „czasu święta” znika to, co nas łączy. Nie mamy nic w zamian. Może Twoja niechęć do Świąt bierze się właśnie z tego? Zostają 3 wolne dni grudnia.
Grażyno, a skąd założenie, że odczuwam niechęć wobec Świąt??? Wręcz przeciwnie! Po prostu mam taki moment w życiu, gdy potrzebuję stworzyć własne świąteczne tradycje i rytuały. I NIC w tym złego – będę to podkreślać do upadłego! :)
Tak, tak, tak! Ja cały czas spotykam się nawet z niechęcią, a bardziej z trudem skrywaną nienawiścią ;) ze strony wielu członków rodziny. Uważam, że siedzenie we 2 w domu bez dekoracji w pidżamach, zajadanie pysznych rzeczy i oglądanie filmów może być tak samo wartościowe i fajne jak spotkania przy stole, które są takie, jak opisywałaś – u mnie nasi rodzice mieszkają blisko siebie i ZAWSZE są pretensje, zwłaszcza z jednej ze stron.
Kiedy słyszę „czemu DOPIERO przyjechaliście, czemu JUŻ IDZIECIE DO TYCH DRUGICH, albo „co, pewnie jedzenie u nas ci nie smakuje” mam ochotę kogoś zamordować. Mój czas nie jest z gumy, męczy mnie taka „objazdówka” gdzie trzeba odwiedzić 4 ciocie i to nie moje, bo tak wypada i jeszcze każdy wpycha mi jedzenie z alergenami, przez które będę opuchnięta do nowego roku i nie przyjmuje odmowy jako coś naturalnego, tylko się obraża. Ech. Moje rytuały to będzie brak rytuałów, no może poza pysznym jedzeniem które mogę przygotować na spokojnie. Rodzina nigdy tego nie zaakceptuje i może nazywać to egoizmem, nie obchodzi mnie to.
Kasiu, muszę Ci jeszcze napisać coś śmiesznego.
Moja „koleżanka”, która uważa się za królową minimalizmu, ekologii, odpowiedzialności społecznej i wszystkiego co związane z tym tematem pokłóciła się ze mną strasznie, a na koniec wywrzeszczała mi w twarz że, cytuję, „jestem taka sama jak ta oderwana od rzeczywistości żałosna bogaczka z Simplicite, co myśli że kupowanie bluzy za 500zł od wykorzystywanych szwaczek z Polski jest takie fajne, jesteście żenujące!”
Myślę, że jest to pewnego rodzaju komplement dla nas obu, a przynajmniej ja go tak odbieram, skoro ktoś używa Cię jako argumentu w kłótni, a mnie porównuje do takiej fajnej osoby ;)
Nie do końca dobrze się czuję z tym, że ktoś używa mnie jako argumentu w kłótni, ale.. łoj, czytałam już o sobie gorsze rzeczy. ;))))))
Nigdy nie rozumiałam tego przedświątecznego szału sprzątania – wydaje mi się, że przed Świętami jest tyle do zrobienia, że zawalanie sobie całych dni generalnymi porządkami jest zupełnie bez sensu. Zresztą, zimą nigdy nie mam energii na takie szaleństwa, zdecydowanie wolę zorganizować sobie takie „wietrzenie szaf” wiosną albo latem, kiedy nic mnie nie pogania i nie mam wiszącego nad sobą deadline’u. Moja mama już zaczęła i widzę, że ją to męczy i frustruje, ale kiedy pytam ją, po co robi to akurat teraz, słyszę tylko: „bo MUSI być posprzątane”. Dlaczego MUSI? Ktoś nam będzie do tych szaf zaglądał, kontrolował, dawał punkty?
Dla mnie Święta nie są w tym momencie niczym wyjątkowym. Nie jestem wierząca, więc cały aspekt duchowo-religijny zupełnie mnie nie rusza, a Wigilię spędzam tylko z rodzicami i babcią, z którą widuję się często przez cały rok. W tej chwili cała kolacja jest dla mnie sztucznym nadmuchiwaniem zwykłego spotkania. Później – niestety – przez całe Święta zwyczajnie się nudzę. Co rok te same (średnio smaczne) potrawy, a później… nic. Nie chodzimy w gości ani nikogo nie zapraszamy, zazwyczaj kończy się na siedzeniu przed telewizorem albo komputerem. Mam ochotę spotkać się z przyjaciółmi, ale jakoś każdy ma przeczucie, że w Święta wypada być z rodziną, więc kończy się na tym, że piszemy ze sobą na fejsie albo ktoś mi posyła smsy spod stołu u cioci. Nie jestem zadowolona z takich Świąt i mam nadzieję, że kiedy wreszcie będę „na swoim” (co jest teraz bardziej realne niż kiedykolwiek wcześniej), będę mogła zorganizować wszystko po swojemu. Bez napinki, w dobrym towarzystwie i przede wszystkim z poczuciem, że ten czas jest w jakiś sposób wyjątkowy.
Mi osobiście ciężko jest zrozumieć jak można nie jechać do rodziców, rodzeństwa w święta,bo dla mnie to najważniejsze być z bliskimi w te dni. Uwielbiam wigilię, dla mnie to jedyna taka wyjątkowa kolacja z bliskimi. Ale też uważam,że każdy powienien spędzać dni świąt tak jak chce i mieć wybór :-) W tym roku podjęliśmy tylko decyzję,że nie kupujemy sobie prezentów i żadnych nowych dekoracji świątecznych, bo naprawdę wszystko mamy i to zbędne wydatki.
I po raz kolejny okazuje sie, ze jednak jestem minimalistka ;))
Jak ja bym chciała móc spędzić święta w ten sposób…………………..a najlepiej wyjechać tylko z mężem i dziećmi.
Zazdroszcze Ci stanowczości.
Ćięzko jednak boksowac się z tak mocną tradycją i całą rodziną, sądze że u nas sprawiło by to wielką przykrość zbyt wielu bliskim osobom.
Fakt niepotrzebnych, komerycujnych prezentow -zabawek – szczególnie dla dzieci też bardzo mnie denerwuje.
ja bardzo bym chciała, żeby moje dzieci nie staly się niewolnikami konsumpcjonizmu i bardzo bardzo z tym walczę i pilnuję.
Tego czym sie bawią, co oglądają, co jedzą….Do galerii handlowej jeśłi juz muszępojechac – to jestem chora, a w okresie świetecznym , końmi mnie isę tam nie zaciagnie – bardzo niel ubię tłumu i hałasu. Wolę kupić coś w sieci.
Ciężko łamać społeczne złe schematy i programy – ale warto – bardzo fajnie że sa takie blogi jak Twój, to naprawdę jest mega pocieszające, że coraz więcej osób zyje po prostu świadomie.
Fajny post – daje do myslenia :)
pozdrawiam cieplutko;
A.
Podejrzenie celiakii?w takim razie trzeba oznaczyć przeciwciała anty TTG i anty EmA w klasie IgM i IgG (bez przechodzenia na dietę!) I jeśli będą podwyższone,potwierdzić rozpoznanie w gastroskopii.Po potwierdzeniu dieta do końca życia.Przejście na dietę bez badań utrudnia diagnozę :)Pozdrawiam
Tak, wiemy o tym, dziękuję. :)
od zawsze próbuje nie obchodzić świat, niestety zawsze jakiś kompromis jest konieczny w postaci wyjazdu w któryś dzień swiat do rodziny w czy odpowiadania na ciągle pytania jak moje przygotowania do świąt czy uczestniczeniu w firmowej wigilii na której muszę się łamać opłatkiem tyle razy ze wystarczyło by dla 100 wcieleń.natomiast wigilia należy do mnie i bardzo się z tego ciesze. Zamykamy się z kotami w domu, zwykle robię sobie dietę owsiankową lub inna monodietę oczyszczającą( korzystając z tego ze męża udało się posłać do jego domu rodzinnego), słucham ukochanego baroku, lezę w wannie i generalnie zajmuje się spokojnym myśleniem i wsłuchiwaniem się w siebie. Żadnych zakupów, żadnych dekoracji, kolęd, gotowania, prezentów i innych musielców:) wolność absolutna której każdemu życzę. ps. koty nie nie mówią w wigilie niczego czego nie powiedziałyby pozostałe dni
Odkąd w grudniu pojawiają się listy świątecznych prezentów za horrendalne sumy, po głowie chodził mi dokładnie taki tekst. Mogę podpisać się w całości :)
Przypomniała mi się sytuacja, kiedy moja ciocia (78-letnia) z niedowierzaniem zapytała mnie „NAPRAWDĘ nie będziecie mieć choinki”? No co to za święta dla choinki, a jak będziecie mieli dzieci? To jest dla mnie strasznie trudna sprawa, to całe tłumaczenie starszym ludziom w mojej rodzinie, że ja niektórych rzeczy nie potrzebuję. Nie potrzebuję świąt, nie potrzebuję prezentów i nie potrzebuję choinki. W domu moich dziadków zawsze ubieram choinkę, wieszam światełka i robię stroiki (choć niespecjalnie mam do tego rękę), bo wiem, że to dla nich ważne, a sami nie dadzą rady. Podobnie jest ze znoszeniem modlitwy i czytania przed kolacją wigilijną, bo nie jestem wierząca. Jednak, gdy dziadków zabraknie, ten zwyczaj zaniknie razem z nimi. Może ta myśl po prostu jest dla nich przykra, bo czują, że czegoś tam swoich potomków „nie nauczyli”? Sama jestem ciekawa, jak ja będę podchodzić do tematu tradycji, gdy będę już staruszką. :)
Oj, współczuję MM. Sama jestem na takiej diecie (plus bezdrożdżowej) od dwóch lat. Ciężka sprawa, ale Kuchmistrzyni, Jadłonomia i Weganon mają dużo bezglutenowych i bezlaktozowych przepisów, polecam, sama z nich w kółko korzystam. Ciężko jest po prostu zastąpić mąkę pszenną w wypiekach, raczej trzeba zmienić sposób myślenia o pieczeniu. Ja lubię połączenie mąki ryżowej i gryczanej, świetnie się zachowuje mąka z ciecierzycy. Kukurydziana i ziemniaczana jest świetna. Niektórzy lubią też kokosową, ale mnie sprawiała wiele trudności. Jak chcesz, to mogę zrobić zestaw linków do przepisów i wysłać Ci na maila, bo zrobiła mi się dość potężna kolekcja.
A u siebie na blogu mam jak na razie dwa wpisy o jedzeniu, jeden ogólnie o diecie, a drugi to przepis z moimi ulubionymi karobowymi (lub kakaowymi) babeczkami. Też mogę podesłać, jeżeli będziesz zainteresowana.
Świąt od trzech lat (wyjazd za granicę) nie spędzam z rodziną, tylko z moim mężem, na spokojnie, bez stresu, bez pośpiechu. I tak, też słuchamy kolęd, a rok temu zrobiliśmy wigilijną wegańską kolację dla naszych przyjaciół. Choinki nie ma, prezenty są albo nie – zależy co ustalimy i jaki jest stan naszych finansów. Jak nie zarabiałam, to rodzina nie chciała prezentów, jak zaczęłam, to woleli DIY, więc utarło się, że robiłam ciasta/babeczki i było git. Jak dla mnie w całym tym zamieszaniu, sprzątaniu, wściekaniu gdzieś ginie magia świąt.
Jeśli chodzi o przepis na ciastka, to polecam blogi: OlgaSmile i mamaalergikagotuje. Oba świetne na wszelkie „bez..y” w diecie. Syn jest na diecie bez glutenu, jajek, nabiału, cukru i soi, i jeszcze paru innych, i zwłaszcza blog Olgi jest dla mnie skarbnicą pomysłów.
Moze moja rodzina jest dziwna i nie z tego świata, ale u nas od zawsze nie ma tradycji dawania prezentów gwiazdkowych. Dostają je jedynie dzieci na Mikolaja, a są to przeważnie zabawkowe drobiazgi i ewentualnie pieniądze.
Zawsze dziwilam się skąd ta tradycja się pojawiła u innych. Teraz przypuszczam że to przyszło z Ameryki bo wkoncu ŚBN to święta marketingowe chcąc nie chcąc.
„Chrześcijańska tradycja dawania prezentów zaczęła się wraz ze świętym Mikołajem. Wbrew pozorom, był on postacią autentyczną i raczej nie przypominał rubasznego starszego pana jakiego znamy dzisiaj. Święty Mikołaj czyli Mikołaj z Miry urodził się w 270 roku. Pochodził z niezwykle majętnej rodziny. Jego rodzice przez długi czas starali się o potomka, a po narodzinach syna jego rodzina stała się bardzo pobożna. Już od wczesnej młodości Mikołaj był bardzo troskliwy i wrażliwy na los innych. Po zostaniu biskupem, wsławił się swoją działalnością charytatywną. Pomagał biednym i potrzebującym niezależnie od ich statusu społecznego. Do legendy przeszła historia, w której biskup podjął się pomocy ubogiemu arystokracie, który nie mógł wydać córek za mąż, ponieważ nie mógł dać im posagu. Według podań, Biskup podrzucił rodzinie trzy sakiewki ze złotem. Zrobił to przez komin, a podarunki miały wpaść do suszących się przy palenisku trzewików. Nie wiadomo ile jest prawdy w tej historii, ale faktem jest legendarna szczodrość Mikołaja. Święty miał w zwyczaju dawać drobne upominki dzieciom, aby zobaczyć radość na ich twarzach. Biskup zmarł w 343 roku, a jego kanonizacja nastąpiła w IX wieku. Aby uczcić jego pamięć, około trzystu lat temu narodziła się tradycja wręczania sobie prezentów 6 grudnia. Należy pamiętać, że nie jest to rocznica urodzin Mikołaja, ale jego śmierci.”
Też się nad tym zastanawiałam i chyba o to też pyta Prostsze.zycie. O prezenty gwiazdkowe, dawane 24 grudnia, nie w Mikołajki 6-go. Wiadomo, że te wywodzą się od biskupa Mikołaja z Miry.
internety mówią że „Tradycja obdarowywania bliskich prezentami podczas świąt wywodzi się z rzymskich Saturnaliów. Dawniej zwyczaj nazywano Gwiazdką, ponieważ wręczano je, gdy na niebie zauważono pierwszą gwiazdę, utożsamianą z Gwiazdą Betlejemską”
We Francji jest zwyczaj obdarowywania dzieci w święto Trzech Króli, którzy, jak wiadomo, z pustymi rękami się nie pojawili. Może to miało wpływ na zwyczaj prezentów na Boże Narodzenie?
U mnie jest tak samo :)
Zgadzam się chyba we wszystkim… Też nie lubię tej chorej gonitwy i ton jedzenia … a najtrudniejsze do zrozumienia dla mnie jest jak ktoś gotuje przez tydzień w gonitwie a potem w święta zjada szybko przy małym kuchennym stoliku, bez żadnej atmosfery ani niczego – mając warunki żeby to wyglądało inaczej :/
Kasiu, napisałaś tak jak i ja myślę. Im jestem starsza tym mniej potrzebuję tradycji świątecznych w moim życiu. Sprawę ułatwia to, ze mieszkam w Holandii, zatem ten szał typowo polski mnie omija.Kuchnia – coś specjalnego, ponieważ jest ku temu okazja, ale wychodzić z siebie nie będę, bo kto to przeje… Prezenty, miały niby być, ale wyszło na to, że jednak nie będzie, No niestety trochę szkoda, ale mój partner kompletnie nie potrafi wybrać dla niego prezentu, ani dla niego, więc po co na siłę się uszczęliwiać? Porządki – umiarkowane, bo na co ten szał. O kazej porze roku mogę je zrobić. Choinka jest – a co. Po tych corocznych szaleństwach świątecznych przyszedł po prostu przesyt… No ile można. Czasami trzeba odpocząć od nadmiaru a święta są ku temu świetną okazją. Pozfdrawiam
„Wyobraziłam sobie taką sytuację, gdy każdy dostaje serum prawdy i otwarcie mówi, co myśli” – Też sobie wyobraziłam i muszę powiedzieć, że świat wtedy byłby straszny. Mamy na przykład stareńką babcię, której największą potrzebą jest obdarowywanie bliskich. I otóż idziemy do tej babci, która w okularach szyje dla nas krzywym nieco ściegiem pościel z kory zakupionej na ryneczku i mówimy – kochana babciu, ja wiem, że ty masz taką potrzebę, ale jestem minimalistką, mam dwa komplety pościeli, więc, sorry, nie chcę nic od ciebie i moja potrzeba jest ważniejsza od mojej.
Tak, świat byłby straszny. I tak sobie myślę, że jeżeli dla nas święta to coś, co wypada, to może one nie są dla nas świętami? Bo na przykład, czy zapraszamy rodzinę na wesele, bo wypada, czy dlatego, że miło jest się cieszyć i świętować razem?
Co do tradycji różnych, to tylko cieszy mnie, że sporo ludzi jednak je kontynuuje i wcale nie dlatego, że wypada, ale z szacunku dla tego co robiła nasza babcia, mama. I mam nadzieję, że makowiec na święta przetrwa, bo jest już z nami od setek setek lat nie bez powodu, podobnie jak miód w pierniku. Chociaż na ogół wchodzi między zęby.
Pozdrawiam!
Czajka
Czajko, a może ta stareńka babcia właśnie wydała na wspomnianą pościel wszystkie pieniądze, które miała w grudniu przeznaczyć na leki? Jednak, przecież wnusia przyjeżdża i nie może wyjechać z pustymi rękami. A może wystarczy powiedzieć babci, że niesamowicie ucieszyłabyś się, gdyby w ramach prezentu, zamiast pościeli, nauczyła Cię robić te słynne w całym powiecie ruskie pierogi? Nie zawsze trzeba wszystko traktować zero-jedynkowo. Myślę, że tak było od zawsze, że część tradycji przetrwa, a część będzie podlegać ewolucji. Nic w tym złego.
Pozdrawiam!
Jestem w szoku… widząc ten egoizm.
Kasiu droga, to ja wymyśliłam tę babcię, więc wiem, że na leki też jej wystarczyło i że wnuczka pierogi już umie lepić. :)
Po prostu czasem nie warto stawiać na serum prawdy. To w ogóle temat bardzo złożony – kiedy dążenie do prawdy jest szlachetne a kiedy raniące. Czasem warto znaleźć miejsce na pościel i już. Zresztą też pisałaś o mądrych kompromisach.
No tak, ale starajmy się, żeby te tradycje zanikały powoli. :)
Ok, ok. :) Pewnie, że potrzebny jest mądry kompromis, tylko czasami nie ma wyjścia i trzeba po prostu postawić na asertywne zachowanie. Wiesz, dostałam po tym tekście sporo maili, w których jak mantra powtarzał się pewien wzór: tak bardzo chciałabym przestać w świąteczny czas spełniać oczekiwania wszystkich, poza swoimi.
Stawianie mądrych granic jest trudne, ale konieczne i może się zdarzyć, że kogoś, nawet niechcący, zranimy. Twój przykład z babcią jest bardzo plastyczny, ale i posiada ogromny potencjał wpędzania w poczucie winy. A to buduje sytuację, w której każda próba postawienia granicy wbrew schematowi i tradycji zostaje poczytana jako egoizm. Trudne do wyważenia, wiem. Ale i niesamowicie potrzebne.
Ja nie wyobrażam sobie chyba świąt bez rodziny. To dlatego 25. grudnia zbieram siły i jedziemy 14h do Francji, aby spędzić resztę świąt z rodziną męża :) choć nie ukrywam, że wolałabym gdyby wszyscy zjechali do nas :) Za to na pewno wyobrażam sobie Święta bez prezentów. Co roku ta sama katorga z poszukiwaniem, a potem jak się jeszcze okazuje że się zdublowaliśmy z kimś to już w ogóle… Pozdrawiam :)
U mnie to samo. I ten szok w podstawówce, że niemal wszystkie dzieci dostają w grudniu prezenty dwa razy. W mojej rodzinie nigdy nie było tradycji dawania prezentów na Święta. Tylko 6 grudnia. Ale patrząc z perspektywy czasu jestem dumna z rozsądnego podejścia do sprawy moich rodziców ;)
Zgadzam się ze wszystkim, co piszesz w kwestii świąt… Marzę o takich, które mogłabym spędzić w sposób DOWOLNY :-) … jednak konwenanse i obowiązki rodzinne często nie pozwalają na taką dowolność. To niesamowicie meczące – spędzić święta tak, żeby wszyscy byli zadowoleni. Jestem na 1000% przekonana, że gdybym spędziła ten czas w sposób taki, jaki naprawdę mi odpowiada, cała rodzina byłaby mocno obrażona. Czy też tak macie? Pozdrawiam mimo wszystko optymistycznie, bo przedweekendowo :-)
Ja nie wyobrażam sobie Świąt bez życzliwej i ciepłej atmosfery. Nie muszą być spędzone w domu ani bezwzględnie z rodziną (choć preferuję), a już na pewno nie w przepychu, ale muszą być spokojne, refleksyjne i wyciszające. Po miesiącach ganiania potrzebuję zwolnić tempo i spędzić ten czas w wersji slow. Pozdrawiam Kasiu i dzięki za ten wpis.