Lata temu, gdy zaczynałam zgłębiać koncepcję minimalizmu, nie było zbyt wielu osób, które by się tym tematem zajmowały. Był Babauta i Loreau, było kilka polskich blogów w czeluściach internetu, kilka forów internetowych. Teraz, minimalizm wyskakuje niemalże z lodówki. Najwyższy czas napisać wprost – minimalizm stał się w Polsce modny. I bardzo dobrze!
***
Na potrzeby marketingu opracowano metodologię, która pokazuje i omawia cykl życia produktu. Myślę, że z powodzeniem możemy zastosować to samo narzędzie, aby omówić cykl życia trendu, jakim stał się minimalizm.
Faza 1 Wprowadzenie produktu – trendem zajmują się wyłącznie wizjonerzy, idea pojawia się na rynku, niewiele osób wie o jej istnieniu. Rozpoznawalność wzrasta bardzo powoli.
Faza 2 Wzrost sprzedaży – na rynku jest już sporo osób zaznajomionych z trendem, staje się on rozpoznawalny. Pojawia się konkurencja, coraz więcej osób utożsamia się z trendem. Występują paląca potrzeba ulepszania produktu i odróżnienia się od konkurencji.
Faza 3 Dojrzałość rynkowa – moment nasycenia rynku i najwyższej aktywności stałych klientów czyli sympatyków trendu. Szczyt popularności trendu. Pojawia się mnogość odmian, nowe zastosowania lub rozszerzenie propozycji.
Faza 4 Spadek – coraz mniejsze zainteresowanie trendem. Pojawiają się inne propozycje. Trend umiera.
***
Myślę, że minimalizm w Polsce bardzo powoli wchodzi do fazy 3. Z pewnością widzicie swoisty wysyp publikacji na temat minimalizmu. Wydawcy, dziennikarze i blogerzy wyczuli trend, pojawia się coraz więcej książek nawiązujących do tematyki, artykułów prasowych i blogów. Zwłaszcza blogów. Nie jestem szczególnie na bieżąco, a i tak mam wrażenie, że minimalizm przewinął się przez większość polskich blogów modowych, kosmetycznych czy lifestylowych. Nie zawsze są to wartościowe treści – w komentarzach często zwracacie uwagę, że teraz wystarczy posprzątać w przepastnej garderobie czy wystylizować na 10 sposobów białą koszulę, żeby obwołać się minimalistą na potrzebę chwili.
Wszystko to mocno przyczynia się do nieustannego tworzenia na temat minimalizmu szkodliwych stereotypów, o których wielokrotnie rozmawialiśmy, pisałam też o nich w książce. Głównie mieszanie minimalizmu ideowego z estetycznym. Nie przestanie mnie dziwić, jak bardzo stereotypy wrosły w powszechne rozumienie minimalizmu. Odczuwam to na sobie. Może się człowiek gimnastykować od lat, mówić, pisać o świadomości, nosić różowe koszulki i czerwone buty, ale tak znajdą się tacy, którzy mu wciąż wmawiać będą białe ściany i szare koszule. ;) Myślę, że też z tego powodu wiele osób wręcz snobuje się na „nie bycie” minimalistą. Ba, są i tacy, którzy odżegnują się od minimalizmu, stawiając taki skrajny radykalizm na równi z np. jogą i oba traktując niemalże jak narzędzie szatana. ;)
Dwa lata temu, gdy siadałam do pisania książki, długo zastanawiałam się, czy taka pozycja jest na rynku wydawniczym potrzebna. Wydawało mi się, że nie, ale chciałam dać alternatywę dla pozycji zagranicznych. Chciałam napisać książkę, która będzie bardziej osadzona w polskich realiach. Minęły dwa lata. W ostatnim czasie trafiły na polski rynek aż 3 nowe pozycje dotyczące minimalizmu, z których czytałam jedną. Pytacie mnie, czy warto zgłębiać kolejne pozycje na temat minimalizmu? Z mojego punktu widzenia – nie. Bo ile można czytać na temat (podobnych) sposobów pozbywania się rzeczy? Możemy pójść wgłąb – do potrzeb, świadomości i wartości. Możemy się zradykalizować. Możemy szukać nowych zastosowań minimalizmu. Widzicie analogię do fazy 3 dojrzałości rynkowej?
W kuluarach, forach, grupach zrzeszających minimalistów widać wiele żalu. Że minimalizm stał się modny, popkulturowy, płytki, sprowadzany do przysłowiowych białych ścian i utożsamiany z nierzeczywistą ascezą. Że tak mało już „prawdziwych” minimalistów. Że tylko czekają na moment, gdy trend umrze. Na chwilę, gdy minimalizm przestanie być modny.
A ja się cieszę!
Cieszę się, że minimalizm jest modny i mam nadzieję, że będzie modny coraz bardziej! Mam nadzieję, że powstaną jeszcze blogi i książki. Jedne będą bardziej wartościowe, drugie mniej. Jedne lepszej jakości, drugie gorszej. Jedne wniosą świeżość, drugie będą kopiować. Jedne bardziej radykalne, drugie mniej. Oczywiście, siedzi we mnie taki malutki zazdrośnik, który chciałby być non stop doceniany, ale próbuję go uciszać regularnie. :) Ponieważ naprawdę cieszę się z popularności minimalizmu. Ona sprawia, że coraz więcej osób będzie miało szansę zetknąć się z tak wartościowym narzędziem. Choćby wybiórczo i choćby na chwilę. Nieważne. Może znajdą alternatywę dla wszechogarniającej konsumpcyjnej rzeczywistości?
I cieszy mnie to nawet w sytuacji, gdy rykoszetem obrywam za wszystkie minimalistyczne stereotypy i narosłe bzdury tylko dlatego, że moje nazwisko stało się rozpoznawalne w kontekście tej tematyki. Też nieważne. Dopóki to, co robię, będzie pomagać, nie przestanę. A wiem, że pomaga, bo dostaję od Was naprawdę wzruszające wiadomości, za które chcę, korzystając z okazji, ogromnie podziękować. ?
Wiem, że wśród Was jest mnóstwo osób, które długo „zajmują się” tematyką minimalizmu, śledzą publikacje i blogi. Napiszcie proszę, co myślicie o takim popkulturowym minimalizmie. Dobrze, że minimalizm stał się modny czy wręcz przeciwnie?
W dzisiejszych czasach, gdzie z kazdego rogu wyskakuja reklamy namawiajajce do tego zeby szybciej, wiecej, czesciej i taniej, minimalizm jest narzedziem, ktore pomaga opierac sie wszechobecnym pokusom, pozwala zwolnic i skoncentrowac sie na tym, co wazne – wybierac wartosciowe zwiazki, nie zapychac sie byle czym, ograniczyc czas spedzany w necie, itd.
Mam na mysli minimalizm rozumiany duzo szerzej niz posiadanie 100 rzeczy.
Dla tych, dla ktorych jest to tylko chwilowy trend i biala koszula – szybko przeminie i zostanie zastapiony czyms nowym (czarna koszula? :), dla tych, stosuja go jako sposob na zycie – pozostanie.
Dokładnie, jeśli masz tylko to, co ci potrzebne nie tracisz czasu na zarządzanie „bałaganem” – tysiącami znajomych których się nie zna, milionami apek w telefonie itd.
Moda i trendy mają to do siebie, że przychodzą i odchodzą. Myślę, że jak coś jest wartościowe to powinno być rozpowszechniane aby mogło dotrzeć do jak największej liczby osób. Nie po to by stać się masówką taką zapchaj dziurą na sezon. Tylko po to aby każdy kto się z tym zetknie mógł sam wybrać czy wyciągnie z tego coś dla siebie na dłużej czy potraktuje jak przejściową fascynację. Niezależnie od tego jakiego dokona się wyboru należy pamiętać, że to z czym obcujemy staje się częścią Nas i później nic już nie jest takie samo jak wcześniej;)
Chyba w innej rzeczywistosci zyję, w moim otoczeniu minimalizm to przeszlosc… przerabiany kilka lat temu za czasów Loreau. po okresie ascetycznych bieli czerni.. pustych przestrzeni we wnetrzach… wdziera się kolor , roslinność, przepych… styl boho, jungle i hamptons ( tu dużo srebra złota kryształów) w ubiorach to samo… ale przede wszystkim wraca kolor…zywy i wibrujący… zaczyna sie niewinnie od dodatków.. najpierw jeden kwiatek w odmu albo poduszka w jaskrawej czerwieni… a potem już z górki:)
ale przecież właśnie o tym mowa powyżej, zachęcam do ponownej lektury :) przecież autorka bloga nie pisze o minimalizmie estetycznym, a wręcz zwraca uwagę, jak często minimalizm jest sprowadzany (niesłusznie) tylko do białych ścian i szarych dodatków. polecam lekturę: https://simplicite.pl/minimalizm-w-praktyce-minimalizm-ideowy-minimalizm-estetyczny/
Minimalizm wciąż mnie atakuje a ja raz chcę się zaprzyjaźnić a raz odrzucam tę ideę w kąt. Trudny dla mnie temat i jednocześnie nie najbliższy, więc ciężko mi się trochę wypowiedzieć na temat. Pozwolę sobie przytoczyć inny przykład trendu.
Pamiętam jak do sieciówek zaczynały powoli wchodzić ćwieki, skórzane kurtki i tym podobne rockowe akcesoria. Pojawił się bunt i zniesmaczenie klimatowych środowisk, bo doszło do sytuacji, gdzie logo metalowego zespołu nieświadomie nosiła co druga panna. Osobiście bawiły mnie te zarzuty. Teraz jestem cała w skowronkach, że idąc do H&M mogę szarpnąć koszulkę z moim idolem lub całkiem zgrabną ramoneskę.
Więc dla wielbicieli danego nurtu/trendu/idei jej rozpowszechnienie może przynieść przyjemne plusy. :) Gdy moda minie 'prawdziwi minimaliści’ i tak będą nimi dalej, a przynajmniej dane im było nacieszyć się ogromem produktów, wydarzeń zorganizowanych i publikacji, tak jak mi dane było kupić kilka tych moich koszulek. :) Grunt, żeby traktować wszystko z dystansem.
Mnie smuci moda na minimalizm. Prozaiczny przykład- kiedyś dawno, dawno temu, wymyśliłam sobie, że w moim mieszkaniu będę mieć proste, drewniane meble, delikatne kolory na ścianach (ale nie szare i białe ;)). Uważałam, że to mieszkanie będzie inne niż wszystkie (wtedy modny był przepych, ciężkie, ciemne meble), będzie odzwierciedleniem mnie. Teraz okazuje się, że co 3 współczesne, polskie mieszkanie właśnie tak wygląda, jakaś cząstka mnie umarła, dowiadując się o szerzeniu idei minimalizmu, bo niestety dla większości ludzi to tylko chwilowe zachłyśnięcie modnym trendem. Mam więc nadzieję, że szybko ten trend zostanie zastąpiony innym, a minimaliści „pełną gębą”, stosujący to narzędzie w codziennym życiu (w przypadkach innych niż posiadanie określonej ilości rzeczy czy tylko wyrzucania zbędnych ubrań) odetchną z ulgą (a przynajmniej ja i jeszcze pewnie określona grupa osób odetchnie ;)).
Czyli Twoje mieszkanie mniej Ci się podoba tylko dlatego, że inni mają podobne? Pomimo, że jest takie jakie chciałaś mieć?
Nie, będzie mi się podobać cały czas tak samo.
Ja chyba dalej nie rozumiem problemu. A jeśli innym ludziom (nawet co 3 osobie), też takie kolory i wyposażenie mieszkania odpowiadają, to coś Ci tym samym odbierają?
A ja się cieszę, że stał się modny. Gdyby ten trend nie był tak szeroko rozpowszechniony to prawdopodobnie zajęło by mi znacznie więcej czasu zorientowanie się, że minimalizm, zarówno estetyczny jak i ideowy bardzo pasuje do mojego temperamentu i stylu życia, zawodu oraz życia rodzinnego. Odkąd zaczęłam używać tricków znanym minimalistom, moje życie stało się bardziej komfortowe na wielu płaszczyznach. Nie jestem radykałem ograniczającym liczbę przedmiotów do 100 czy żyjącym w białych ścianach, ale lepiej sprawdzają się u mnie ubrania bez wzorów i brak dekoracji :)
A do mnie wreszcie, po dłuższym czasie od zakupu, bo przewinęła się, przez ręce rodziny, dotarła Twoja książka i cieszę się, że będę mogła zacząć ją czytać ;) Jestem po wstępie i jestem na TAK ;) A minimalizm i podejście do niego, uważam za rzecz indywidualną i niech każdy czyni według siebie ;)
Bardzo się cieszę i mam nadzieję, że lektura będzie przyjemna. :)
Mnie to i cieszy i nie. Zgłębiając czym jest minimalizm bowiem, mimo iż sporo z jego założeń mi odpowiada, mam nadal opory by określać się mianem minimalistki. I cały czas odnoszę wrażenie, że jeszcze mogę mniej, jeszcze mocniej się ograniczę. Akurat jestem w stanie to zauważyć i wyhamować takie zapędy ale jeśli ktoś nie będzie w stanie to może być niebezpieczne. Ale…dobrze że piszesz. Mi to pomaga wprowadzić zmiany na zupełnie zaniedbanym i lekceważonym przeze mnie polu i za to jestem Ci wdzięczna. A poza tym może to idealistyczne, ale wierzę, że pisanie o minimalizmie wpłynie na podejście do konsumpcyjnego stylu życia u wielu osób :)
Mam podobnie idealistyczne podejście! Gdyby nie to, już dawno przestałabym pisać. :)
Bardzo chętnie korzystam z „narzędzi” minimalizmu. Minimalistką nie jestem i bardzo się cieszę, że dotarło do mnie, że nie muszę. Pamiętam taki pierwszy moment, kiedy zetknęłam się z tą ideą. Nie wiedzieć dlaczego uważałam, że są jedynie dwie opcje minimalista i nieminimalista, który z minimalizmu korzystać nie powinien… A tymczasem można po prostu korzystać i dochodzić do optymalnych ustawień dla swojego obecnego życia i stanu. Oświeciło mnie po Twoim wpisie, jak to Twoja druga połowa dojrzewała do pewnych kroków, a Ty nie wymuszałaś, po prostu zadziało się samo. Póki co mam szafę, w której są rzeczy które noszę i lubię. I jest ich coraz mniej… I jak tylko okazuje się, że na coś nie mam miejsca, to nie myślę gdzie wstawić nową szafę, ale co usunąć, żeby nowe się zmieściło. I nagle okazuje się, że bez problemu znajdujemy miejsce na wielki namiot, materace i śpiwory. Mam dużą rodzinę i staram się zachowywać porządek i ład w naszym mieszkaniu, a minimalizm jest mi bardzo pomocny. Ciekawy wpis!
Od wielu wielu lat jest polski blog o minimaliźmie, nazywa się prostyblog; przez wiele lat był jedynym, a dla mnie jest jedynym o minimaliźmie. I książki autorki tego bloga, która ukazała się też już dość dawno temu, są mocno osadzone w polskich realiach.
No jasne! Ajka prowadzi chyba najstarszego bloga o tej tematyce w Polsce, a ostatnio bardzo fajnie weszła na youtube! Gdy pisałam swoją książkę, na rynku była jedynie Jej pierwsza książka Minimalizm po polsku. Wydaje mi się, że jak na 40 mln kraj 3 książki dwóch rodzimych autorek to bardzo mało. Minimalnie wręcz. :)
Poza tym jest druga książka była świetnym rozwinięciem tematu – nie skupiała się na sprzątaniu szafy, tylko stanowiła dobry punkt startowy do myślenia o tym, co dalej.
A moim zdaniem te książki są straszne, w ogóle mi nie podeszły, w przeciwieństwie do tych autorstwa Kasi i Joasi Glogazy :) Nikomu bym ich nie poleciła.
Ciągle trafiam na nowe rady jak uprzątnąć bałagan (w szafie i głowie), które przerzucam bez większego zainteresowania. Bo co jeśli ja już to mam? Porządek w domu, myślach i relacjach? A jakoś nie czuję się idealnym człowiekiem. Chcę się rozwijać, również jako minimalistka. Pozycje na ten temat są potrzebne tylko może powinny dotykać problemów tych, którzy już poukładali swój świat i ciągle nie znaleźli tego czegoś, albo nie są do końca zadowoleni z siebie.
Aleksandra, przyznam Ci, że to, co napisałaś mi coś nie gra. Bo z jednej strony piszesz, że masz porządek w głowie, myślach i relacjach, a jednocześnie wciąż nie jesteś z siebie zadowolona i szukasz „tego czegoś”. Brak zadowolenia z siebie, ciągłe poszukanie ideału itp. to właśnie oznaka braku poukładania sobie w głowie pewnych kwestii. Chciałabym napisać coś o minimalizmie dla zaawansowanych, ale szczerze mówiąc, tak naprawdę nie wiem, czym on tak naprawdę jest. Podpowiesz mi?
W sumie racja. Brak poukładania lub może mój własny jaskółczy niepokój.
W praktyce jakoś to wygląda tak, że człowiek stara się, żyje według własnych zasad, w które wierzy i niby wszystko gra, prawda? Ale tym czasem świat wcale nie staje się lepszy. Codzienność, tak staranna i poukładana, składająca się z ważnych dla mnie rzeczy jest pusta, wielkie prawdy banalne.
Właśnie pomyślałam, że to niesprawiedliwe oczekiwać od kogoś takiej odpowiedzi, zwłaszcza, że sama nie do końca potrafię sformować pytanie.
W każdym razie na pewno będę szukać tego czegoś. Zaczynam od książek.
Mam za sobą 'Drogę do szczęścia’, teraz szukam czegoś głębszego o konfucjanizmie.
Gdyby mnie jakimś cudem oświeciło – dam znać ;)
Pierwsze, co mi przychodzi do głowy to ewaluacja tychże zasad – czy to naprawdę są Twoje wartości, te, w które prawdziwie wierzysz? Czujesz, że nadają sens życiu? Piszesz o swojej rzeczywistości, że jest poukładana i staranna – może w tym poukładaniu nie widzisz już sensu, który widziałaś kiedyś? Nasze wartości się zmieniają, bo my się zmieniamy. Nie ma nic w tym złego. Poza tym życie to trochę stałe poszukiwania. Nie wierzę, że jest upragniony punkt zero, w którym wszystko będzie idealne. Raczej sinusoida – raz jest cudownie, a raz trzeba walczyć. Przepraszam, to taka garść chaotycznych myśli, które przyszły mi do głowy. :)
To dobrze, że jest modny. Dobrze dla środowiska i dobrze dla każdego, kto uświadomi sobie, że potrzebuje mniej. Znam sytuacje, gdy ktoś po „odkryciu” minimalizmu zrezygnował z kosztownej rozbudowy domu, którą planował… bo mu się rzeczy nie mieściły.
Poważnie? To ktoś bliski? Chętnie przeprowadziłabym z nim/nią wywiad!
Dokładnie to było tak, że moja siostra, która jest mistrzem w pozbywaniu się i organizacji przestrzeni, wytłumaczyła swojej teściowej, że wystarczy zrobić porządki. I zrobiły wspólnie.
Dlatego właśnie chyba nie chodzi w tym wszystkim o kategoryzowanie zjawiska, czy też raczej zachowań poszczególnych osób, ale o wykorzystanie przez każdego zainteresowanego możliwości w takim zakresie w jakim każdemu pasuje. Ważne aby byli tacy, którzy wskazują kierunki :), a reszta niech ma pozwolone albo temat zgłębiać do woli albo wykorzystać w zakresie dla siebie dogodnym.
Ale faktycznie planowała rozbudowę domu z uwagi na rzeczy?
Z tego, co wiem, to tak. Mogę dopytać siostrę, czy na pewno :)
Minimalizm najlepszy w każdej postaci :)))))
Przychodzi mi na myśl porównanie do fotografii. Kiedyś była elitarna, rzadka. Zwykle na profesjonalny aparat nie mógł sobie pozwolić ktoś, kto zarabia mało lub nie pochodzi z dobrej rodziny. Dziś jest inaczej, fotografem może być każdy i wielu „prawdziwych” fotografów się z tego powodu oburza. Mniej lub bardziej publicznie. Ale nawet mistrz Tomaszewski, który prowadzi warsztaty z młodymi, na jednych z zajęć stwierdził, że „wy tworzycie tylko obrazki”. Ale czy fotografia zyskała czy straciła na tej popularności? Moim zdaniem oczywiście zyskała! Ile pojawiło się nowych nazwisk, ile pomysłów, ile świeżości weszło do branży! I to nieraz naprawdę tylko dlatego, że po porządny aparat może dziś sięgnąć prawie każdy. Jasne, internet zalewa masa obrazów i można się czasem pogubić. Ale gdyby nie popularyzacja pewnego zjawiska, tkwilibyśmy dziś dalej w hermetycznym, zasiedziałym gronie, bez szans na rozwój. Podobnie widzę trend na minimalizm. Można narzekać, że jest tego dużo, ale tak, jak piszesz Kasiu: pojawią się blogi lepszej i gorszej jakości, a wśród nich być może trafi się perełka, ośmielona trendem, by wyjść z jakimś swoim ciekawym pomysłem, spostrzeżeniem?
Nie śledzę uważnie „branży minimalistycznej” (nazwałam to tak z przymrużeniem oka;)), ani nie czytam nowości książkowych na ten temat, niemniej jestem pewna, że gdy pojawi się jakaś świeża krew warta uwagi, to taka informacja dotrze do wielu. I będzie inspiracją dla kolejnych osób.
Po pierwsze z całego serca dziękuję autorce bloga – pani Kasi. Jej teksty otworzyły mi oczy i zmieniło się moje podejście do posiadania rzeczy. Zanim szczęśliwie trafiłam na blog simplicite.pl miałam niezdrowe podejście do zakupów. Do domu kupowałam rzeczy, które były mi niepotrzebne, a średnio co dwa tygodnie zasypywałam szafę ubraniami, z których – teraz już wiem – nie byłam tak naprawdę zadowolona. To samo z kosmetykami. Po prostu kupowałam: aby mieć, bo może się przyda, bo nie mam się w co ubrać (chociaż szafa pęka w szwach). Dzięki wpisom pani Kasi zrozumiałam, co jest mi potrzebne i co naprawdę mi się podoba. Nie czuję już obsesyjnej chęci chodzenia po galerii handlowej tylko po to, aby cokolwiek kupić. Zmiana podejścia do kupowania i posiadania skutkowała również zmianą postrzegania samej siebie. Teraz dobrze się czuję w szarej koszulce i prostych spodniach. Nie porównuje się już z nikim. Nie zwracam uwagi na to, jak wyglądają inni, bo nie muszę mieć już czegoś, co mają oni. Nie ulegam wpływom reklam i narzucanym trendom. Po prostu czuję się dobrze w swojej skórze i w swoim własnym stylu.
Pani Joanno, czerwienię się i dziękuję pięknie!!!
Moim zdaniem bardzo dobrze, że minimalizm stał się modny! Nawet w wypaczonej postaci może sprawić, że świat będzie zmieniał się na lepsze, bo np. więcej osób będzie zwracalo uwagę na skład materialowy ubrań i zdecyduje się odłożyć na jedną porządna bluzkę, zamiast kupować 10 bylejakich. Bardzo liczę na to, że tak samo modny stanie się trend zero waste i dzięki temu nie tylko wzrośnie nasza świadomość, ale również – pojawi się więcej sklepów, w których będzie można kupować produkty na wagę bez opakowań.
A co do tej estetyki minimalistycznej, to przyznam, że kiedy kilka lat temu odkrywalam minimalizm, wręcz mnie odstraszala. Sama lubię dość mocne kolory i nijak mi to do mnie nie pasowało. Ale co ciekawe jakoś mi się wszystko zagrało ładnie z moimi innymi zainteresowaniami, np. francuskim trendem 10-elementowej szafy: mam w niej zarówno biała koszule, jak i koszule w czerwono czarna kratę, biały t-shirt i zielony t-shirt, a każdy z tych elementów pasuje zarówno do moich dwóch par spodni, jak i do legginsow.
Co ciekawe największy problem miałam z.. jedzeniem. O tym się może tak nie mówi, ale miałam wielkie problemy z podawaniem posiłków. Stół uginal się od jedzenia, które później psulo się w lodówce. Zdecydowanie byłam maxymalista jedzeniowym. I nie chodzi tu o to, że jadłam za dużo – nie mam problemów z nadwaga. Ale o to, że uwazalam, że muszę podawać za każdym razem bardzo różne dania: 3 wędliny do wyboru, 3 rodzaje sera, różne warzywa i różne rodzaje pieczywa. Itd, długo by wymieniać… Na szczęście udało mi się ostatecznie zaprowadzić tez minimalizm na talerzu :-)
O tak, jeżeli chodzi o jedzenie to chyba masz taki mały polski problem ;) Jak przychodzą goście, to stół musi się uginać, bo nie daj Boże czegoś zabraknie i gość wyjdzie głodny. Jest to o tyle śmieszne, że najczęściej gościmy bliskie nam osoby (rodzina, przyjaciele) i nikt się za małe braki raczej nie obraża, ale i tak ciężko nam zrezygnować z kolejnej sałatki. Używam tu słowa „my”, bo widzę, że dotyczy to wielu znanych mi osób, ze mną na czele. Chyba pokutuje jeszcze mit perfekcyjnej pani domu, kiedy nikt z domu nie może wyjść głodny. Trudno się tego pozbyć z głowy…
Dokładnie! Nie mam w sobie nic z perfekcyjnej pani domu, ale zdarza mi się często łapać siebie na myśli, że może coś jeszcze mogłabym dostawić, dodać, żeby goście nie poczuli się niezadbani. Walczę z tym. :)))
Ja też się cieszę, że minimalizm staje się coraz bardziej popularny. Sama dążę do niego od wielu lat, ciągle pozbywając się niepotrzebnych rzeczy, które zostały mi z czasów zakupoholicznego szału (zarówno w garderobie i w moich przestrzeniach). Widzę, też że dużo moich znajomych jest przytłoczonych ilością przedmiotów jakie mają i kierują się właśnie w stronę tego coraz bardziej „modnego” minimalizmu. Myślę, że to dobry trend, nawet jeżeli wiele z tych osób po pewnym czasie z niego zrezygnuje. Zawsze coś dobrego z tego dla siebie wyciągną. Może zaczną zwracać uwagę na składy odzieży, nie będą kupować modnych na jeden sezon krojów ubrań itp. To samo jest teraz z coraz bardziej popularnym weganizmem. Ja cieszę się z każdej osoby, która zmniejsza jedzenie mięsa, nawet jeżeli nie zostaje finalnie weganką/weganinem :)
O, właśnie, to to… podobnie jest z wegetarianizmem, stylem życia fit itp. Uważam, że takie „mody” są dużo lepsze, niż nic.
Mnie ta moda na minimalizm trochę bawi. Bo właśnie tak jak wspomniałaś w tekście pojawiają się tacy minimaliści jednodniowi – posprzątają w garderobie, opróżnia półki z dupereli ozdobnych i już są minimalistami. I jak widzę u niektórych popularnych blogerek takie minimalistyczne wpisy na blogu to się śmieję. Ale jest wiele osób, niekoniecznie minimalistów, którzy próbują oczyścić swoją przestrzeń – nie tylko z przedmiotów, ale również zbędnych zajęć, zapełnionego kalendarza, braku czasu i to jest bardzo dobre dla każdego człowieka, w naszym konsumpcyjnym świecie. Ponadto pojęcie minimalista stało się bardzo pojemne – kilka lat temu taka osoba była raczej radykalna w swoich poglądach i działaniach, obecnie najpopularniejszy trend w minimalizmie to moim zdaniem optymalizm (który sama uprawiam), czyli rozsądne, nieskrajne przewartościowanie swojego życia, ustalenie priorytetów i taki minimalizm niech będzie modny.
A co do kolejnych książek o minimalizmie, ostatnio przeczytałam dwie „Im mniej tym więcej” Joshuy Beckera, która bardzo mi się podobała i dowiedziałam się z niej kilku nowych rzeczy, oraz „Pożegnanie z nadmiarem:minimalizm japoński” Fumio Sasakiego, po której lekturze zrobiło mi się smutno, bo minimalizm Sasakiego jest smutny, szary, bezbarwny, i to spowodowało, że nie mam ochoty na kolejne książki o minimalizmie, bo Sasaki napisał książkę, która nie wnosi nic nowego poza smutkiem.
Książki Beckera nie miałam w ręku. Książkę Sasakiego przeczytałam (ebooka) i też mi się po niej zrobiło źle. Jest taka… prowokująca stereotypowe myślenie właśnie. Z jednej strony mamy mini-mieszkanko ogołocone z dumą z wszystkiego, a z drugiej nieukrywany zachwyt marką Apple i gadżetami elektronicznymi, które są wymieniane na bieżąco, gdy tylko nowy model pojawi się na rynku. To tylko pogłębia moją teorię na temat japońskiego minimalizmu. :/
Co do minimalizmu/optymalizmu… chyba tu mi najbliżej, ale nie do końca. Bo jednak chcę i widzę wartość w badaniu swoich granic w posiadaniu mniej…
Becker nie odkrył niczego nowego, ale jest tak sympatyczny i radosny, że aż się chce tego minimalizmu spróbować. I dowiedziałam się od niego o kilku projektach powiązanych z minimalizmem, o których jakoś nie słyszałam wcześniej, mimo ich popularności. Sasakiego też czytałam ebooka, w papierze podobno są zdjęcia mieszkania – i bardzo mnie raziło to zachwycanie się Applem. Tak rozumiem, że jakość ponad ilość, ale tutaj jednak ta jakość wydaje się nie mieć takiego znaczenia, jak fakt, że Sasaki po prostu kocha markowe gadżety Apple i nawet jakby były kiepskiej jakości to i tak by je kupował.
Ja właśnie przeczytałam książkę Sasakiego. Mam po niej podobne odczucia. Zastanawiam się po co ją wogóle kupiłam bo to strata pieniędzy. Polecała ją jedna z amerykańskich vlogerek, zachwycona pozycją. No, ale może w USA, w których kupuje się duuużo taka książka jest rzeczywiście nietuzinkowa,
Jeśli jest to dla kogoś świadomy wybór i ten minimalizm mu służy, to tak. Ale jeśli jest to podążanie za modą i wybranie sposobu życia niepasującego do aktualnych potrzeb, to nie.
Wydaje mi się, że są pewne trendy, mody czy wręcz produkty, które nie umiieraja, a jedynie odchodzą na chwilę.Co powiedzieć o jeansach, o damskich. szpilkach, najbardziej oczywistej fryzurze: długie włosy z przedziałkiem pośrodku-są zawsze na czasie, a co z wegetarianizmem-staje sie coraz bardziej oczywistym naturalnym sposobem odżywiania. Kilkanaście lat temu, kiedy przestałam jeść mięso bylam naprawdę unikatem w moim środowisku. Myślę więc,ze minimalizm będzie zatacza coraz większe kręgi czego Tobie i światu serdecznie życzę
minimailstka M
Jeśli rzeczywiśćie tak jest, to ciekawymi tematami zaprzątają sobie głowy ci „prawdziwi” minimaliści :) Tylko pozazdrościć takich problemów życiowych ;)
Jeśli rzeczywiśćie tak jest, to ciekawymi tematami zaprzątają sobie głowy ci „prawdziwi” minimaliści :) Tylko pozazdrościć takich problemów życiowych ;)
Mnie to zawsze gdzieś w głębi duszy bawi, bo były takie notki u „topowych” blogerek, z których jedna ma kilka tysięcy książek i jej posty na Insta są w 90% o tym, co nowego kupiła, a u drugiej po notce o minimalizmie, marie kondo etc też tylko zakupy i zakupy. Pfff :)
O ile cieszy mnie że wieść o takim stylu życia się niesie, to u mnie znajomi raczej ciągle uważają, że to jakaś nowa sekta;)
Mnie bardziej bawią jednak „ortodoksi”,który poświęcają masę czasu na stworzenie definicji prawdziwego minimalisty i zajmują się na przykład wyliczaniem skarpetek czy książek na półce :) Dla mnie minimalizm to nie jest coś zero – jedynkowego tylko ogromna skala. Mam na przykład kilka tysięcy książek, ale bardzo mało ubrań i kosmetyków, nie mam samochodu. Czy jestem bardziej minimalistyczna od kogoś, kto ma mało książek, ale ma samochód, czy bardziej? A może tak samo?
Samochód nie ma tu nic do rzeczy w sumie:) Ze mnie żaden radykał, książek czytam kilkadziesiąt rocznie i nadal uważam że kilka tysięcy książek to bezsensowna i sroga przesada. Kindle, biblioteki, pożyczanie – to jest minimalizm:) Ale to to tylko moja opinia.
I mówi to osoba która spędziła 5 lat zajmując się literaturą :)
Korzystam z bibliotek, pożyczam, a książek też mam dużo. Nie uważam, że to bezsensowne – w tej dziedzinie nie jestem minimalistką, w innych tak. Moim zdaniem celem minimalizmu jest poprawa jakości życia, a nie wpasowanie się w ramy. Jeśli kogoś księgozbiór przytłacza to źle. Jeśli czuje się ze swoimi książkami dobrze to znaczy, że jest w porządku.
Dobrze, że jest modny, bo niesie ze sobą wiele zmian – po pierwszej lasnowanej przez gazety idei „chcę mieć mniej ciuchów” być może przyjdzie chwila refleksji na przykład nad odpadami. Albo środkami czystości. Albo nad tym, gdzie są produkowane ubrania.
Myślę, że w parze z minimalizmem idzie moda na lokalne zakupy, „kraftowość” i ekologię. W pewnym stopniu te zagadnienia zawierają się w minimalizmie, ale dopiero, gdy wejdzie się trochę głębiej. No i szczerze mam nadzieję, że cała masa ludzi dojdzie myślami do tego „głębiej” :)
szczerze mówiąc, to wszystko brzmi pięknie, bycie ukośnikiem, minimalizm, bycie wolnym… jednak przebija z tego blogu egoizm, nie ma mowy o robieniu czegoś dla innych ( z wyjątkiem psa), latwo pisać o minimalizmie jeśli ma się tylko szafę, a co z kuchnią, zabawkami, sprzętem sportowym, książkami… szkoda, że nie ma poważnych blogów dla starszych mam,
które bycie ukośnikiem mają już za sobą…
Anno, nie wiem czy taki miałaś zamiar, ale sprawiłaś mi swoim komentarzem dużą przykrość. Nie znasz mnie, nie zadałaś sobie nawet trudu, żeby zapoznać się z moim blogiem, a ferujesz niezwykle krzywdzące opinie. Egoizm? Nie dalej, niż miesiąc temu, za moją przyczyną Akademia Przyszłości otrzymała grant w wysokości 6000 zł, z czego 1000 zł pochodził z mojej własnej kieszeni i pomoże ufundować indeksy dla sześciorga potrzebujących dzieci. Czynnie pomagam Stowarzyszeniu Wiosna, za co otrzymałam nawet nagrodę. Pomagam bezdomnym psom i schroniskom, bo chcę. Wspieram sportowe dążenia moich bliskich. O wielu rzeczach nie piszę, bo wtedy hur dur, blogerka ośmiela się mówić o tym, że pomaga! Faktycznie, egoizm jak się patrzy! Wiesz, faktycznie, w moim mieszkaniu nie ma kuchni, nie ma sprzętu sportowego, nie ma książek, ani dzieci. Ot, taka ze mnie radykalna minimalistka. Mam nadzieję, że ironia jest wyczuwalna. Napisałam na temat upraszczania rzeczywistości dziesiątki tekstów, wydałam książkę, pomogłam wielu osobom. Daje mi to ogrom radości. W sieci są tysiące blogów, z pewnością znajdziesz „poważny blog dla starszych mam”, a jeśli nie, załóż taki sama. Trzymam kciuki.