Darmowe
planery, e-booki...

Podziel się:

Darmowe
planery, e-booki...

Poznajcie Chewbaccę ?

adopcja psa

Pojawił się 3 miesiące temu. Znienacka. Któregoś dnia MM zauważył obcego psa na podwórku przy domu. Wtedy wokół działki stało robocze, prowizoryczne ogrodzenie. Nelę trzymało na terenie, ale mały, chudy piesek prześlizgnął się przez oczko siatki bez większego problemu. Przywitał się z Nelą i uciekł. Na początku myślałam, że to czyjś pies. Wioskowy, takie tutaj często chodzą własnymi ścieżkami.

 

Potem spotkaliśmy go w okolicy ze 2 razy. Nie pozwalał się zbliżyć. Był tak kudłaty, że nie było widać czy ma obrożę. Nie byłam też w stanie rozpoznać czy to pies czy suczka. Próbowałam podejść – uciekał od razu. To był czas majowych burzy. Przez kilka kolejnych dni nie mogłam znieść myśli, że to małe stworzonko kryje się gdzieś przed piorunami w lesie. Szukaliśmy go w deszczu. Chodziliśmy po leśnych ścieżkach. Jeździliśmy rowerem i samochodem po okolicy. W kieszeni i w aucie trzymałam psie chrupki na wszelki wypadek. Znaleźliśmy jego kryjówkę w pustostanie w budowie. Ktoś postawił mu miskę z wodą i jedzeniem.

 

Rzucałam mu jedzenie próbując się do niego zbliżyć. Robiłam mu ścieżkę z chrupków. Głód przeważył nad strachem. Gdy podszedł blisko zobaczyłam, że jest tak skołtuniony i brudny, że prawie nic nie widział. Nie miał obroży, nie miał adresówki. Pozwolił się delikatnie dotknąć. Szczerze mówiąc, nawet mi nie przyszło do głowy, żeby mógł mnie ugryźć. Wreszcie wóz, albo przewóz. Wzięłam obrożę Neli, zmniejszyłam jak się tylko dało i po prostu zapięłam mu na szyi. Nie protestował wcale. Poszedł ze mną grzecznie na smyczy. Był wieczór, nie mogliśmy go od razu zawieźć do weterynarza. Nie chcieliśmy go też zabierać do domu, bo mógł być przecież chory. Zrobiliśmy mu na noc legowisko w przyczepie kempingowej, która stoi obok domu. Nożyczkami przycięłam mu trochę sierści nad oczami, żeby mógł widzieć cokolwiek. Nazwaliśmy go roboczo Chewbacca. Alternatywnie mógł się nazywać tylko Bob Marley, bo sierść miał całą w grubych, brudnych dredach. Ciągle chodziliśmy sprawdzać czy wszystko ok. 

 

 

Następnego dnia zrobiłam mu zdjęcia i zabraliśmy go do weterynarza we wsi obok. Na terenie gminy działa stowarzyszenie na rzecz bezdomnych psów, które wzięło go pod opiekę. Na drugą noc został u weterynarza. Okazało się, że to bardzo młody psiak. Ma rok lub dwa. Zbadali go, odrobaczyli, wyjęli kilkadziesiąt kleszczy, wbiły mu się wszędzie, też przy oczach. Chipa też nie miał, rzecz jasna. W międzyczasie wrzuciłam zdjęcia do mediów społecznościowych, na lokalne grupy itp. Mogło się przecież okazać, że ktoś go szuka. Nic szukał. Zaskakujące, że przy takim zakleszczeniu badania krwi wyszły zupełnie czyste. Nie mogliśmy przestać się śmiać, gdy Chewie wrócił taki częściowo ogolony. Nie było wyjścia, sierść miał w fatalnym stanie. Umówiliśmy się z weterynarzem, że weźmiemy go do siebie na tymczas. 

 

 

Trochę baliśmy się jak zareaguje Nela. Robiliśmy już jedno podejście do drugiego psa. Rozważaliśmy wzięcie Bingo – psa, którego poznaliśmy w trakcie spacerów w Azylu pod Psim Aniołem. Mimo, że wtedy zrobiliśmy wszystko jak należało, psy nie przypadły sobie do gustu, zaatakowały się od razu. Baliśmy się jak będzie z Chewiem. Był 3 razy mniejszy od Neli, mogła go pogryźć bez problemu. Na szczęście, Chewie okazał się tak uroczy, że urabiał sobie Nelę z dnia na dzień. Zdarzyło się między nimi kilka incydentów, ale absolutnie nic poważnego. Przede wszystkim musieliśmy zwracać dużą uwagę na nie faworyzowanie nowego. Nela jest dużo mnie przytulasta, więc nie było łatwo, ale staraliśmy się obdzielać uwagą psy po równo, z przewagą dla Neli. Nie nazwałabym ich przyjaciółmi, mają zupełnie inne usposobienie, ale dogadują się bez problemu i uczą wzajemnie różnych rzeczy, nie zawsze tych godnych nauki. ;)

 

 

Od początku było klarownie widać, że Chewie… nienawidzi samochodów. Jego życiową misją jest obecnie bieganie pod ogrodzeniem i ganianie KAŻDEGO samochodu, który przejeżdża obok. Na szczęście, nie jeździ ich tu zbyt wiele. Zgadnijcie, kto się od niego nauczył szczekania na auta? A kto nauczył Chewiego szczekania na każdego psa i rowerzystę? Ano, tak to właśnie wygląda. :)

 

 

Po szczepieniach zabraliśmy Chewiego do psiego fryzjera, skąd wyszedł… zupełnie inny pies! Fryzjerka powiedziała mi kilka ciekawych rzeczy. Przede wszystkim Chewie to 2/3 sznaucera i 1/3 terieropodobna. Bardzo prawdopodobne, że jako szczeniak wygladał jak york, co by mogło tłumaczyć jego historię. Bardzo możliwe, że ktoś kupił yorka z pseudohodowli, który nagle urósł i cóż, trzeba było coś z nim zrobić. Pomimo, że jego wygląd na to nie wskazywał, to wydaje nam się, że Chewie nie błąkał się samopas dłużej, niż kilka dni. Wcale nie jest taki strasznie lękliwy – boi się podniesionej ręki, ale tylko wtedy, gdy coś w tej ręce trzymam. Nie lubi też głośnych dźwięków i bardzo boi się burzy. Jedną z burzliwych nocy spędziłam z nim na schodach, bo tam czuł się najbezpieczniej. 

 

 

Jest to pies, który mieszkał w domu, bo jest nauczony czystości w domu i bardzo grzeczny. Boi się tylko jeździć samochodem, próbuję go przyzwyczajać. Przez jakiś czas mieliśmy kłopot, bo regularnie uciekał poszwędać się po wsi. Sąsiedzi musieli mieć mnie serdecznie dość, gdy codziennie biegałam w piżamie drąc się niemożebnie „Cheeewieee, Chewieeeeeeeeeee”. ;) Gdy założyliśmy docelowe ogrodzenie podkopał się pod furtką i nadal wychodził o poranku na obchód. W końcu założyliśmy mu adresówkę (jest oczywiście zachipowany) przestaliśmy za nim łazić, bo zawsze po godzince wracał. W końcu przestało mu się chcieć chodzić. Możliwe, że suczkom skończyła się cieczka. ;)

 

Wiem, że nie pisałam o tym ani na blogu, ani w mediach społecznościowych, ale dla nas było właściwie klarowne od samego początku, że jeśli nie znajdzie się właściciel to Chewie zostaje z nami. Umowę adopcyjną podpisałam już ponad miesiąc temu. ?

 

 


Dane Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Polsce wskazują, że w czasie wakacji i w okresie powakacyjnym liczba czworonogów w schroniskach wzrasta o 30% Psiaki najczęściej są porzucane, ponieważ ich opiekunowie nie wiedzą, co z nimi zrobić podczas urlopu.

 

Wiem, że nie każdy ma możliwość przygarnięcia błąkającego się psa (sama pewnie skończę kiedyś jak Violetta Villas ;)), ale wierzcie mi, że najgorsza jest bezczynność i obojętność. Nie łudźcie się, że jeśli Wy się nie zainteresujecie, to pewnie ktoś to zrobi. Może tak, ale najczęściej nie. Mnóstwo wskazówek, co zrobić, gdy zauważysz porzuconego psa, znajdziecie TUTAJ.


 

Oto historia Chewiego. ? Jeśli masz swoją do opowiedzenia, napisz proszę. Jeśli masz pytania o psią adopcję, postaram się odpowiedzieć.

Sprawdź Także

0 0 votes
Article Rating
Powiadomienia
Powiadom o
guest
47 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments