Nie znoszę zatłoczonych plaż. Tłumów leżak w leżak, spoconej gawiedzi żłopiącej piwsko o 11 rano, dymu z podręcznego grilla i rozwrzeszczanych dzieciaków sypiących mi tony piasku na ręcznik. Dlatego też razem z MM wybieramy odludne miejsca, najchętniej takie, gdzie pies może wybiegać się do woli.
Ostatni weekend poświęciliśmy na poszukiwania naszej osobistej, prywatnej plaży w okolicach Warszawy. Najchętniej zupełnie wyludnionej i trudno dostępnej. Eksplorowaliśmy przepiękne tereny ujścia Narwi do Wisły w okolicach Nowego Dworu Mazowieckiego i brzegi Wisły niedaleko Wilanowa. Efekt? Voila, dwie prywatne plaże odnalezione! Na zdjęciu powyżej nasza prywatna plaża nad brzegiem Narwi.
Poszukiwania prowadziliśmy dwa dni, przy użyciu dwóch różnych środków transportu. Pierwszego dnia nasz, podobno terenowy samochód nareszcie się do czegoś przydał :).
Na plaży nad Narwią Nela dostała ataku szaleństwa. Nie wiem czy tak właśnie działa na miastowego psa zbyt duża dawka tlenu czy też bliskość przyrody wywołała u niej pierwotne instynkty, łącznie z próbą zjedzenia wody. Aby nie być gołosłownym, oto próbka jej możliwości:
Zastanawiałam się czy ujawnić Wam drogę dojazdową i finalnie zdecydowałam, że tego nie zrobię. Trudno. Walor edukacyjny i poznawczy bloga z pewnością na tym straci, ale ja będę miała pewność, że moja prywatna plaża pozostanie prywatna. No dobra, jeśli komuś się bardzo podoba niech da znać w komentarzu (przyjaciołom można zdradzić kilka sekretów :).
Drugiego dnia wybraliśmy się w okolice Wilanowa (i jeszcze dalej) w poszukiwaniu plaży nieco bliżej Warszawy. Nelania została w domu, a my wskoczyliśmy na nowy nabytek MM czyli Hondę CBF 500.
Okazuje się, że tuż przed zachodem słońca, blisko Warszawy (tuż przed miejscowością Kępa Falenicka) można znaleźć pustą plażę. Co prawda nie tak piękną jak nad Narwią, ale rozległą i będącą doskonałym miejscem na spacery i wybieganie psa. Na pewno tu wrócimy, nawet jak będzie już zimniej.