Prokrastynacja znana jest jako niemal nałogowe odkładanie obowiązków na później. Bywa kojarzona ze słabą wolą lub wręcz z lenistwem. Czy tak jest naprawdę?
Prokrastynacja – czym jest i jak sobie z nią radzić
- Czym jest prokrastynacja?
- Prokrastynacja – tego nie wiesz!
- Prokrastynacja jako ucieczka
- Jak radzić sobie z prokrastynacją?
Czym jest prokrastynacja?
Przypuszczam, że wiesz, czym jest prokrastynacja, i nie muszę tego szczegółowo wyjaśniać. W dużym uproszczeniu prokrastynacja to:
- sytuacja, w której masz coś do zrobienia, ale robisz wszystko inne. :)
- Doskonale wiesz, że odwlekanie tylko pogorszy sytuację, ale i tak to robisz.
Zamiast pracować, wstawisz pranie.
Zamiast napisać ważny mail, obejrzysz trzeci sezon Bridgertonów.
Zamiast poćwiczyć, poskrolujesz Instagram Anny Lewandowskiej.
Doskonale wiem, o czym mówię, ponieważ, tu poproszę fanfary, JESTEM KRÓLOWĄ PROKRASTYNACJI! Nawet teraz piszę tekst o prokrastynacji, gdy powinnam napisać zupełnie coś innego…
Niemniej jest jedna rzecz na temat prokrastynacji, o której nikt Ci wcześniej nie powiedział. Jedyna, która trzyma mnie w ryzach, jako tako. Jedyna, dzięki której jeszcze nie zatopiłam się w odkładaniu na później. I nie, nie są to publiczne zobowiązania, habit trackery i inne takie. To zupełnie coś innego.
Prokrastynacja – tego nie wiesz!
Temat prokrastynacji powrócił podczas jednego z zajęć, które prowadziłam w trakcie ostatniego kursu MBSR. Omawiałam pewien temat (o tym jaki, za chwilę) i padło odniesienie do prokrastynacji. Dyskusja, która wtedy rozgorzała, była niesamowita. Ten temat zdecydowanie jest bliski wielu osobom. Od kiedy pamiętam, o prokrastynacji mówiło się w kontekście zarządzania czasem. Prokrastynujesz – znaczy źle zarządzasz czasem i sobą w czasie. Tymczasem…
Prokrastynacja to problem związany z zarządzaniem emocjami, nie czasem!
Wydaje się to oczywiste, ale zaskakujące, jak wiele osób nie ma tej świadomości. Podam Ci przykład. Kiedyś jednym z moich sposobów na prokrastynację były media społecznościowe, Instagram w szczególności. To było wyjątkowo łatwe, bo racjonalizowałam takie zachowanie. W końcu dla mnie, jako twórcy, było to medium do kontaktu z Czytelnikiem, budowania społeczności, tworzenia marki, bycia na bieżąco, kiedyś zarabiania. Jak widzisz, całkiem logicznych powodów, dla których spędzałam czas na Instagramie, zamiast na porządnej pracy, było sporo. 20 lutego zrezygnowałam z jakiejkolwiek obecności w mediach społecznościowych. Wylogowałam się. Pamiętam doskonale, że przez pierwszy tydzień po usunięciu wszystkich aplikacji, moje palce automatycznie szukały ikonki Instagramu, nieświadomie wstukiwałam na klawiaturze komputera litery „fac”, mimo że miałam zrobić zupełnie coś innego. Przedziwne doświadczenie, jakby moje ciało miało własną wolę, niezależną od umysłu. Zaczęłam się przyglądać tym automatycznym zachowaniom, korzystając z zasobów uważności pielęgnowanych w trakcie medytacji. Szczególnie interesowało mnie, kiedy się odpalają.
Prokrastynacja jako ucieczka
Obserwacje, które poczyniłam, nie były przyjemne, choć nie powiem, że się ich nie spodziewałam. Technologia, w tym przypadku mająca oblicze mediów społecznościowych, była moją przykładową ucieczką od nieprzyjemnych emocji, od tego, co postrzegałam jako trudne. Klikałam, gdy była znudzona, gdy miałam za dużo pracy, gdy miałam za mało pracy, gdy czułam niepokój, lęk czy smutek.
Rezygnacja z mediów społecznościowych pokazała mi dobitnie, że były jednym z moich sposobów radzenia sobie z tym, co trudne. Gdy w naszym życiu pojawiają się emocje, które postrzegamy jako trudne – często jest to lęk (np. przed byciem ocenionym lub odrzuconym, lęk przed porażką), smutek czy złość – mamy kilka możliwości działania. Możemy wyprzeć, że czujemy coś trudnego (np. mówiąc sobie w środku: „No przestań już, daj spokój, przecież wszystko jest OK”). Możemy też chcieć uciec. We wszystko można uciec – w Netflixa, seks, jedzenie, spanie, alkohol, granie, czytanie książek (tak, tak, to też!) i milion innych. Prokrastynacja jest ucieczką od trudnych emocji.
Ucieczka w oglądanie świata online dawała mi kiedyś ulgę, ale ta ulga była jedynie chwilowa i złudna, bo w rzeczywistości wyłącznie potęgowała niepokój. Im bardziej uciekałam, tym bardziej byłam niespokojna. Jeśli prokrastynujesz, możliwe, że znasz to uczucie, gdy wiesz doskonale, że odkładanie Ci nie służy, że jest coraz gorzej, napięcie tylko rośnie i rośnie, ale podjęcie jakiegokolwiek działania jest ultratrudne, jeśli nie niemożliwe. Czy da się coś z tym zrobić?
Jak radzić sobie z prokrastynacją?
Tak, oczywiście, że da się coś zrobić z prokrastynacją. W końcu, nawet królowa prokrastynacji może prowadzić równolegle trzy biznesy, w tym poczytny blog. ;) Są jednak dwa warunki”
- Zaakceptuj fakt, że z prokrastynacją można sobie radzić, ale raczej nie da się sobie POradzić. W sensie pozbyć się raz na zawsze.
- Wypracuj sobie narzędzia zarządzania emocjami, nie czasem, i naucz się z nich korzystać.
Drugi punkt to szerszy temat, bo aby zarządzić emocją, potrzebujesz:
- Uświadomić sobie, że ta emocja jest w ogóle obecna w danej chwili, nazwać ją, np. lęk przed byciem odrzuconą.
- Zaakceptować tę emocję bez wypierania czy uciekania, ale z postawą wypełnioną życzliwością i samowspółczuciem.
- Nauczyć się z nią nie identyfikować, ale przeżyć/wyrazić w bezpieczny sposób.
Moim sposobem na zrobienie tego (przynajmniej dwóch pierwszych kroków), który wiem, że działa, jest medytacja mindfulness. Tylko poprzez regularną medytację – a w trakcie niej poprzez spotkanie z moimi myślami, uczuciami i tym, jak objawiają się w moim ciele – jestem świadoma pojawiających się emocji i uczę się je akceptować. Nawet gdy są dla mnie trudne czy niewygodne. Również w tym konkretnym momencie, gdy zaczynam prokrastynować.
To ważne, ponieważ nie ma uniwersalnej listy emocji, które powodują odkładanie działania. Moje trudne uczucia mogą być zupełnie inne niż Twoje! Poza tym medytacja uczy mnie pielęgnowania zupełnie innego podejścia, nowych jakości, takich jak życzliwość, dobroć wobec siebie, samowspółczucie. Emocje mówią nam o ważnych dla nas rzeczach i KAŻDA emocja jest ważna i potrzebna, nawet jeśli trudna. Dlatego właśnie piszę o zarządzaniu emocjami, nie o kontrolowaniu emocji.
Prokrastynujesz? A jeśli tak, to jak sobie z tym radzisz?
no, temat mi kurcze bliski;-). Dzieje się dokładnie tak, jak opisałaś wyżej. Robię cos innego, aby np. nie umyć okien itp. Ja uciekam – ostatnio to zauważyłam – w książki. Jak sobie radzę…? staram się wejść głębiej i analizować swoje emocje. Bo zgadzam się, to praca z emocjami, nie zarządzania czasem:-) Praca przede mną. Duża:-)
Myślę, że świadomość tej pracy do zrobienia to jeden z większych kroków na tej drodze. Powodzenia nam wszystkim! :)
Ha, temat mi znany, ale nie wiedziałam, że tak fachowo się nazywa. Mi w pamięci utkwiło, jak będąc na studiach nie chciało mi się bardzo usiąść do nauki do egzaminu z przedmiotu, do którego nie miałam serca. W rezultacie miałam wysprzątane i upieczone ciasto. I teraz, na co dzień jest podobnie. W pracy – przeczytane wszystkie wiadomości, byle nie zająć się niemiłym projektem. W domu – przescrollowany ig, by nie gotować/prasować itp. Oj, sporo tego:)
Prokrastynacja towarzyszy mi od czasu do czasu. Czasem jej ulegam, czasem z nią walczę. Nie miałam świadomości, że związana jest z uczuciami. Super tekst, dobrze się czytało :)
Dziękuję, bardzo się cieszę, że dobrze się czytało. :)
Zamiast kończyć projekt, który mam wysłać jeszcze dziś właśnie czytam bloga :) o ironio!
Temat bardzo mi znany…I każdego dnia wieczorem obiecuje sobie, że kolejny dzień będzie pełny zaplanowanych, produktywnych i dobrych dla mnie działań…niestety. Teraz czekam na wieczór żeby zrobić to samo postanowienie na jutro :(
Widziałam kiedyś Ted talk, w którym mówczyni podobnie zdiagnozowała problem. Mówiła, że prokrastynacja jest reakcją na stres – przeglądamy obrazki w internecie bo to odstresowuje (choćby chwilowo) a zabranie się do pracy powoduje, że stres rośnie. Źródło tego stresu to nie miała być praca sama w sobie tylko ogólne życiowe sprawy (martwienie się o pieniądze, przyszłość, dzieci itp.), które kanalizują się akurat w pracy. Bardzo to do mnie przemówiło. Podobnie jak Twój tekst. Ja akurat czuję, że prokrastynuję właśnie ze strachu i stresu.
Aha, pytanie było jak sobie z tym radzimy. Nie poprzez medytację. Medytacja to nie moja bajka a „zagłębianie się w siebie” i „słuchanie siebie” to dla mnie jakiś zupełnie obcy język. Chociaż teraz tak sobie myślę, o ostatnim paragrafie wpisu i myślę, że to ważne żeby nie wypierać ani nie walczyć ze stresem czy strachem.
Mega mnie to zaintrygowało! W jakim sensie „zagłębianie się w siebie” i „słuchanie siebie” to dla mnie jakiś zupełnie obcy język? Oczywiście, jeśli masz ochotę o tym opowiedzieć. :)
Bo we mnie są jelita, płuca, wiązki nerwów, nereczki i inne takie tam podroby ;). Nie uznaję powszechnie przyjętego przekonania, że jak się w siebie zagłębimy to odkryjemy tam coś ważnego o nas samych. Owszem, mam mózg, ale nie siedzi w nim jakaś ukryta przede mną osoba, czekająca aż ją zrozumiem i przytulę. Dlatego nie mam zwyczaju analizować sama siebie – dla mnie to jest męcząca strata czasu.
Wow, jestem pod wrażeniem tej odpowiedzi… Dawno nie przeczytałam czegoś takiego.
Ja prokrastynuję z innego powodu, najczęściej rzeczy do zrobienia, a wciąż odkładane są po prostu trudne, uciążliwe, nielubiane itp. Dlatego zabieram się za nie jak pies do jeża. Nie robię innych rzeczy w zamian, bo emocje. Robię inne, żeby nie robić tego, co męczące (klasyka gatunku to mycie okien zamiast nauki do ciężkiego egzaminu)
A ja myślę, że to jest jednak dokładnie ten sam powód :) Rzeczy odkładane są trudne, uciążliwe, nielubiane – wiszą nad głową jak te kamienie, wiadomo że trzeba je kiedyś zrobić… ale może jeszcze nie teraz… a potem jest co raz trudniej… co raz bardziej stresująco… wiszą dalej… albo wiszą bo wizja zajęcia się nimi powoduje stres… albo przypomina po co się to robi – egzamin jest doskonałym przykładem: odkładamy naukę do niego, bo nas stresuje, nie zawsze jest to aż lęk przed zdawaniem tego egzaminu ale choćby tylko stres i napięcie, że dzień tego egzaminu nadejdzie – a każde zasiadanie do nauki przypomina nam o tym…
Zgadzam się, nie rozumiem po prostu przekazu tekstu Kasi, która pisze ze wszyscy myśleli że prokrastynacja to problem z zarządzaniem czasem. Nigdy tak nie było i nie wiem kto i kiedy coś takiego powiedział. Prokrastynacja zawsze była odkladaniem czegoś co powinno się zrobić a nie ma się na to ochoty lub siły i szuka się wymówek.
To na pewno jedna z przyczyn, czasem po prostu ciężko nam zebrać się żeby poćwiczyć bo to męczące albo nie mamy na to siły. I myślę że warto o tym pamiętać, że przyczyny są różne.
Myślę tylko, że to też może być związane z emocjami. Jakimi? Strachem, że nie zrobimy czegoś wystarczająco dobrze. Jak wymagamy od siebie bardzo dużo to jest ryzyko że się na sobie zawiedziemy a tego nie chcemy czuć. W przypadku ćwiczeń może być to myślenie „No, ale jeśli poćwiczę 10min zamiast 30min to jestem beznadziejna”, „Wszystkim ćwiczenie tak łatwo przychodzi a ja się tak szybko męczę”, „I tak nigdy nie schudnę”. Często unikamy aktywności które nam podsuwają takie nieprzyjemne myśli. Kto by chciał ćwiczyć obok osoby która krzyczy do nas takie teksty ;)
Może być to też strach, że nie jesteśmy wystarczająco inteligentni czy nie umiemy się dobrze skupić (np. podczas nauki do egzaminu). Często też w takich momentach porównujemy się do innych i wg nas wypadamy kiepsko. A my nie chcemy się czuć kiepsko więc łatwiej tego nie robić niż słyszeć nasze atakujące myśli.
Wg mnie przyczyny są różne ale unikanie emocji jest po prostu tą o której się najmniej mówi.
Myślę bardzo podobnie, jak Kinga i wendigo. Przyszło mi jeszcze do głowy, że niechęć to całkiem silna emocja. Natomiast uciekanie przed tym, co męczące ma dużo wspólnego u mnie ze świadomością granic. Czy dotykam swoich granic, czy przekraczam je, ale też czy coś może sprawia, że uciekam dużo szybciej, zanim się pokażą.
Dobrze ujęte :) Ja mam czasem problem żeby stwierdzić co jest moją granicą a co wynika z lęku i dobrze mi zrobi jak nad tym popracuję.
Ja się mobilizuję w sytuacjach stresowych, więc odkładam w nieskończoność, by potem się spiąć i zrobić. Dlaczego to sobie robię, zupełnie nie rozumiem.
Dziękuję za tekst. Jak zwykle świetny, dzięki Twojemu blogowi porządkuje sobie w głowie różne rzeczy co BARDZO mi pomaga. Prokrastynuje przeglądając instagram, fb, printerest, popularne portale internetowe, kilka odcinkow serialu pod rząd. Jednak wtedy pojawia się we mnie duze napięcie, rozdrażnienie, niechec do siebie. W konsekwencji zmeczenie. Wiec pojawia się potrzeba odpoczynku, a o to wcale nie jest tez latwo, bo odpoczynek to stan, kiedy napięcie powinno być zmniejszane (napiecie emocjonalne, psychiczne trudno zniwelowac, ucze sie tego, ale to dla mnie trudne). To wymaga wysiłku. Myślę, że istotna jest samodyscyplina (przy życzliwości dla siebie). Uważny wybór tego co chce przeczytać, obejrzeć, posluchac, kiedy i w jakiej ilości. Umiejetnosc mowienia sobie NIE jest uwalniajaca. Czynności typu przeglądanie Fb, popularnych portali są jakbyśmy chcieli żywić sie wyłącznie słodyczami, w nadmiarze masakra, a i w małej ilości szkodliwe i niepotrzebne.
Polecam na YT Tim Urban: Inside the mind of a master procrastinator | TED, można znaleźć z polskimi napisami, wystąpienie jest cudowne! tak moje odkładanie w czasie nauki, czy czegokolwiek pożytecznego kończy się z tą małpą w otchłani mroznego placu zabaw…
Dlatego cały czas sobie powtarzam, że mi nie trzeba motywacji- ino dyscypliny, mam swoje stałe punkty dnia, które bezdyskusyjnie muszę wykonać- jak powtórka słówek z Anki (fiszki).
Jednak przede wszystkim staram się nie dopuszczać do tego wewnętrznego dialogu, który odwiedzie mnie od zadania. Tutaj pomaga Król Julian ze swoim: „a teraz prędko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu”. Może dość infantylne podejście, ale stwierdziłam, że skoro zamiast robić co do mnie należy- robię „nic”, jak jakiś nadąsany 5-latek. To muszę się przekonać jak leniwego dzieciaka ;p
Król Julian – nie znałam, genialne.
Chyba przetestuję czas bez prywatnych sociali. Chociaż to trudne gdy jest się przyzwyczajoną do komunikacji w ten sposób ze znajomymi.
Znajomy temat :D Moim najprostszym sposobem jest po prostu wyjście w miejsce, gdzie nie mam jak prokrastynować. Tym sposobem na studiach wiele czasu spędziłam w bibliotecznych czytelniach, gdzie głupio mi było scrollować Instagrama, więc siłą rzeczy siedziałam w książkach :D Teraz zdecydowanie bardziej wolę pojechać do biura niż siedzieć na home office, dokładnie z tych samych względów – będąc w pracy nie mam jak wstawić prania czy poodkurzać, co zdarza się podczas pracy zdalnej…
A ja mam nieco inaczej! Trudne rzeczy pobudzają mnie do działania, zwłaszcza jak trzeba sobie „wypracować” podejście do nich. Rzeczy nielubiane, te do których nie mam przekonania, chęci, serca, które są „syzyfowe” (typu porządki) uruchamiają we mnie prokrastynację. Taki opór przed marnowaniem czasu na coś co mnie nie cieszy, co muszę „odrobić” jak lekcje w szkole, co nie niesie za sobą nic pozytywnego, nie wzbogaca mnie. Pytanie z czego można, a nawet trzeba zrezygnować? No cóż nasza praca składa się z tego co nas porywa i niestety też z tego co musimy „odrobić”. W życiu podobnie.
Odkładanie na ostatnią chwilę, rzeczy nielubianych, to temat stary jak świat, mało to ma wspólnego z emocjami. To leży w naturze ludzkiej. Jedni radzą sobie z tym lepiej, inni gorzej. Nawet jeśli ktoś jest obowiązkowy, wszystko robi na czas, to przychodzi moment przegrzania – zamiast uczyć się do egzaminu, sprzątasz – przeciążony mózg, kieruje nasze zainteresowanie pracą fizyczną. Posprzątanie wywołuje zadowolenie, endorfiny i wraca nam chęć do działania. To są naturalne mechanizmy, wszystko jest potrzebne i wysyłek intelektualny i bezmyślna rozrywka. Idąc tym tropem, że wszystko nazywasz uzależnieniem, to chyba lepiej pójść w pożyteczny sport i czytanie książek, niż alkohol i sex. To są normalne reakcje przeciążonego umysłu, a nie problemy emocjonalne w stylu „lęk przed odrzuceniem”.
Oczywiście, że to temat stary jak świat i leży w ludzkiej naturze, bo emocje to esencja ludzkiej natury. Natomiast jeden przykład, który podajesz, jest dla mnie z zupełnie innej bajki i dotyczy bardziej nieumiejętności odpoczywania. Prokrastynacja jest wtedy, gdy mamy zasoby na zrobienie zadania, ale i tak je odkładamy.
Dla mnie tak zwana praca organiczna, czyli ogólnie mówiąc fizyczna jest odpoczynkiem, wytchnieniem dla umysłu. Organizm sam nam podpowiada jak odpocząć, wystarczy go słuchać. Skoro organizm domaga się takiej odskoczni widocznie nie mamy zasobów do wykonania danego zadania. Teraz ludzie przeglądają insta, kiedyś patrzyli bezmyślnie jak płyną chmury na niebie, Ja nie widzę nic złego w takiej rozrywce i nie uważam tego za prokrastynację, tylko nabieranie sił. Są owszem ludzie, którzy odkładają wszystko na ostatnia chwilę, ale to bardziej związane jest z charakterem – lepiej działa im się pod presją czasu. Ja tak mam – idzie mi jak po grudzie, a pod koniec terminu dostaję nieprawdopodobnego kopa, więc wybieram co dla mnie najlepsze.
Rozumiem, że tak to u Ciebie działa. Podtrzymuję natomiast to, co napisałam. Czym innym jest słuchanie organizmu, który mówi, że mamy odpocząć, a czym innym odkładania zadania, gdy mamy zasoby.
Odsuwanie (odciaganie) jest naszym zbawieniem.Nie robisz? Bo nie jesteś gotowa na podjęcie tego działania czy wyzwania. Podświadomość nie jest przygotowana, temat nie przetrawiony, jakiś problem drąży. To nie lenistwo, to ukryta blokada przed nieefektywnym działaniem, konieczność nastrojenia naszego instrumentarium. Kiedy przyjdzie właściwy czas zrobisz TO szybko i sprawnie. Pozwól sobie na odsuwanie bez wyrzutów!
Jestem mistrzem prokrastynacji ale jeśli już wiem, że coś muszę zrobić to stosuję dwie metody. 1. Wizualizuję sobie efekt jak fajnie będzie już mieć to coś skończone – wtedy czasami daję sobie świadomie jakąś nagrodę/pochwałę. Ta metoda często nie działa :) 2. Oszukuję siebie: np. jeśli mam do przeanalizowania dużo nudnych dokumentów i zrobienie z nich jakiegoś raportu to udaję, że wcale tego jeszcze nie robię. Raport zrobię przecież później, a teraz tylko spiszę jakieś luźne notatki, „słowa klucze” i takie tam. Wychodzi z tego szkielet raportu, a reszta w zasadzie robi się już sama. Być może to dziecinne oszukiwanie siebie ale na mnie działa.
Bardzo ciekawy temat. Dopiero niedawno odkryłam, że chodzi o emocje. Choć z zarządzaniem czasem raczej też mam problem. Z ciekawości czy medytujesz kiedy zauważasz że pojawiają się emocje czy jest to regularna praktyka, profilaktyka?