Zapraszam na kolejną odsłonę cyklu, w którym recenzuję ubrania z mojej własnej szafy. Subiektywnie i rzeczowo.
Przypomnienie – najważniejsze zastrzeżenia
Ubrania do drugiego tekstu w ramach cyklu wybraliście Wy. Padło na marynarkę, którą uszyłam na miarę w Tajlandii i pelerynę polskiej projektantki Gosi Strojek. Jednak, zanim przejdę do konkretów, kilka słów wyjaśnienia i parę zastrzeżeń:
- recenzja każdorazowo dotyczy jednego, konkretnego produktu, nie jest ogólną opinią na temat marki,
- bazuję zawsze na osobistych doświadczeniach w użytkowaniu danej rzeczy,
- informacje na temat samej marki zbieram ze źródeł ogólnodostępnych.
Kryteria oceny
Przedstawiam również najważniejsze, czyli kryteria oceny. W ramach każdego z kryteriów przyznaję 1 – 5 punktów. W sumie, najwyższa nota, jaką może dostać ubranie to 25 punktów. Dodatkowo przyznaję do 5 punktów za fair trade. Szczególnie chcę premiować marki lokalne, które pochodzą z Polski i szyją w Polsce, co ma odzwierciedlenie poniżej.
- kraj produkcji/pochodzenia marki
- tkanina (rodzaj i jakość)
- cena
- wykończenie
- trwałość
- fair trade (kryterium dodatkowe)
Punktacja / finalna ocena
1-6 punktów
7-13 punktów
14-17 punktów
18-22 punktów
23-25 punktów
Marynarka szyta na miarę w Tajlandii – opinia i recenzja
Już podczas pierwszej wizyty w Tajlandii zwróciłam uwagę na mnóstwo zakładów oferujących szycie na miarę. Na każdym rogu, przy każdym hotelu. Zawsze włoskie tkaniny i najwyższa jakość. ;) Patrzyłam nieufnie. Przed drugim wyjazdem zrobiłam rozeznanie i znalazłam mnóstwo pozytywnych opinii! Okazało się, że krawieckie rzemiosło w Tajlandii i w Wietnamie jest wysoko cenione.
Spróbowałam i absolutnie nie żałuję! Ta marynarka to jedna z moich ulubionych rzeczy. Leży idealnie, a jakości (zarówno tkaniny, jak i wykończenia) nie mogę nic zarzucić. Nawet aż tak strasznie nie obłazi sierścią Neli. :)
Kraj pochodzenia i produkcji: jakby na to nie patrzeć, nie jest to rzecz polskiego pochodzenia, a takim chciałam dać w tym miejscu prym. Nie przyznaję więc żadnych punktów.
Tkanina: marynarka uszyta jest z wełny z domieszką kaszmiru, na jedwabnej podszewce. Co prawda, tkaniny reklamowane są jako „włoskie”, ale myślę, że to taki „tajski-włoski” – nie przypuszczam, żeby były importowane z Włoch, zapewne to lokalna, azjatycka produkcja. Przyznaję 4 punkty.
Cena: za uszycie marynarki zapłaciłam ok. 330 zł. Nie jest to mało, ale w porównaniu do podobnej usługi w Polsce, dużo mniej. A już zwłaszcza w odniesieniu do jakości, cena jest wyjątkowo przystępna. Również daję 5 punktów.
Wykończenie: Obawiałam się odbioru marynarki. Wiecie, w katalogu wszystko wygląda ładnie, a na żywo różnie bywa z tą azjatycką solidnością, ale efekt bardzo mnie zaskoczył. Marynarka jest świetnie wykończona, począwszy od szczegółów kroju (lekko męskiego w stylu), skończywszy na szczegółach wykończenia (wszycie podszewki, wykończenie szwów itp.). Nic, do czego mogłabym się przyczepić. Dodatkowo, cieszę się, że dałam się namówić na brak rozcięcia z tyłu (które początkowo chciałam), a bez wygląda dużo lepiej. 5 zasłużonych punktów.
Trwałość: Nie mam NIC do zarzucenia. Pomimo intensywnej eksploatacji marynarka wygląda świetnie, nie mechaci się, nie kulkuje, nie wyciąga. Podszewka podobnie. Właściwie nie mam żadnych zarzutów i nie mam też wyboru, muszę dać 5-kę.
Fair trade: normalnie każdemu ubraniu szytemu ręcznie, u krawca dałabym kilka punktów tylko z uwagi na fakt uniknięcia masowej produkcji. W tym przypadku jednak, nie mam żadnych informacji ani na temat faktycznego pochodzenia tkaniny, ani warunków, w jakich rzecz została uszyta. Daję 3 punkty za szycie na zamówienie u lokalnego krawca.
Podsumowując, ta marynarka to jedna z moich ulubionych rzeczy. Bardzo lubię jej lekko męski styl, pasuje w zasadzie do większości ubrań, nadając im bardziej eleganckiego charakteru. No i jest z wełny, chyba nigdy już nie wrócę do bawełnianych marynarek. Jednak wełna to wełna :).
Peleryna Gosia Strojek
Gosia Strojek to utalentowana i utytułowana polska projektantka, o czym nie miałam pojęcia, kupując jej pelerynę. Spodobała mi się z uwagi na swój prosty, oszczędny krój, kolor i 100% wełny.
Obecnie noszę ją praktycznie codziennie – podobnie jak na zdjęciu obok – jako okrycie wierzchnie w połączeniu ze skórzaną kurtką. Oczywiście z szalikiem i czapką :). Gdybym miała wybierać jeszcze raz, pewnie kupiłabym rozmiar mniejszą, chyba czułabym się w niej jeszcze lepiej.
Kraj pochodzenia i produkcji: polska projektantka, wedle informacji również szyjąca w Polsce, liczba punktów 5.
Tkanina: dość gruba wełna bardzo dobrej jakości. Pomimo upływu czasu nic się nie mechaci (nawet w miejscu, gdzie ociera się o nią torebka), nie kulkuje, nie wyciąga, a noszę ją praktycznie codziennie, jako zamiennik dla płaszcza. Jedyne moje zastrzeżenie to poliestrowa podszewka, która wygląda fatalnie – jak takie żółto-brudne coś. Ten detal zdecydowanie do poprawienia. Wahałam się pomiędzy 3 a 4 punktami. Daję 4.
Cena: regularna cena peleryny w sklepie projektantki to 550 zł, ale w różnych miejscach można znaleźć ten sam produkt w cenie rabatowej: 330 zł, albo nawet 275 zł. Sama też kupiłam ją w dużo niższej cenie, niż regularna. 3 punkty za cenę (gdyby podszewka była lepszej jakości punktacja byłaby wyższa).
Wykończenie: bardzo solidne i ładne, również przy otworach na ręce i zapięciu. Bez wątpliwości 5 punktów.
Trwałość: w zasadzie mogłabym powtórzyć to samo, co pisałam przy opisie tkaniny. Pomimo intensywnego, codziennego używania ubranie jest w bardzo dobrym stanie (poza podszewką). Co prawda, noszę ją dopiero 2 rok, ale wygląda na to, że jeszcze długo mi posłuży. 4 punkty.
Fair trade: nie udało mi się znaleźć żadnych ogólnodostępnych informacji chociażby na temat źródeł pochodzenia używanych tkanin, ani szczegółów dotyczących miejsca i warunków produkcji. Nie przyznaję więc żadnych punktów.
Tę pelerynę kupiłam, bo miała być zamiennikiem dla marynarki. I faktycznie długo tak było… do momentu, gdy zorientowałam się, że gruba wełna świetnie nadaje się jako zamiennik dla płaszcza, przynajmniej do czasu, gdy kupię ten idealny :). W chłodne dni noszę ją też w biurze zamiast szala czy grubego swetra – wygląda bardziej elegancko. Generalnie, bardzo udany zakup.
Po Waszych uwagach punktacja została poprawiona i teraz już chyba wszystko się zgadza. Z ogromną ciekawością poczytam w komentarzach o Waszych doświadczeniach z szyciem na miarę. Zamówiłam coś u krawcowej i z niepokojem wyczekuję pierwszej przymiarki.
Marynarka podoba mi się bardzo, peleryna to zupełnie nie moja bajka. Swoją drogą, zupełnie nie rozumiem jak można było użyć poliestrowej podszewki do tkaniny w 100% wełnianej. No chyba, że ta 100% wełna jest trochę naciągana, bo o ile jeszcze byłabym w stanie przymknąć oko na cenę 550zł o tyle 300zł wydaje mi się mocno podejrzana.
Cena mnie aż tak mocno nie martwi, biorąc pod uwagę, że projektantka chyba wyprzedaje modele ze starej kolekcji, ale podszewka naprawdę fatalnie wygląda. :(
Można by pomyśleć o wymianie o ile wierzch nie jest jakoś bardzo zniszczony. Tu na zdjęciach nie wygląda niestety dobrze, co zresztą już ktoś zauważył.
Nie, wymiana nie ma sensu. Nawet po odświeżeniu o ogoleniu wełny nie wytrzyma noszona jako płaszcz pewnie strasznie długo.
Ja w zasadzie szylam sukienkę ślubną na zamówienie w Dagnez. Rozmiar sukienki i krój był dostępny w regularnej sprzedaży jednak ja zmieniłam kombinację kolorystyczną podszewki i koronki. Wyszło super. Ostatnio skracalam ją u krawcowej. Pytała się mnie gdzie ją zamawialam, bo jest porządnie uszyta. W skróconej sukience już wystapilam jako gość na innym weselu. Nie jest to kolor biały tylko bardziej beżowy to mogłam sobie na to pozwolić. Dzieki temu mam porządną sukienkę na lata:)
Trochę z innej beczki: Kiedy brałam ślub kupiłam zwykłą, ecru sukienkę koktajlową (do kolana) z Showroomu. Miałam w planie ją wykorzystać jeszcze później w innych sytuacjach. Pół roku po ślubie byliśmy zaproszeni na ślub znajomych. Trochę ryzykowałam, ale doszłam do wniosku, że ecru to nie biały, wiec mogę w takiej iść. Na ślubie okazało się, że w śród gości były co najmniej 3 dziewczyny w BIAŁYCH sukienkach, a panna młoda była w złotej :)
Nie jestem na bieżąco z weselami (jestem w tym wieku, że kto się miał już wydać, to się wydał ;)), ale to się chyba zmienia, prawda? Te sztywne zasady, że Panna Młoda to zawsze w śnieżnej bieli, a gościom nie wolno na biało pod groźbą ekskomuniki. ;)))
Już drwiny z ekskomuniki…. bez komentarza
Ale to jest MTM nie bespoke? Klejonka czy half canvas?
MTM, no pewnie, że MTM, tylko szyta ręcznie, nie maszynowo – jak to w Tajlandii, łatwiej o człowieka, niż maszynę. Na bespoke nie miałam tyle czasu na wakacjach :), ale jest to możliwe.
A środek? Klejonka?
O, nie zauważyłam Twojego pytania w natłoku komentarzy. Half canvas.
Przykro mi to mówić, ale materiał peleryny wygląda bardzo nieciekawie na zbliżeniach (jak bardzo zmechacony, albo co najmniej zmęczony), a marynarka marszczy się na szwach.
No pewnie, że jest zmęczony! Zmechacony nie, ale trudno oczekiwać, żeby po tak intensywnej eksploatacji, jak w ostatnim czasie, nie było śladu. Nie, marynarka się nie marszczy na szwach, aż ją oglądałam przed momentem. Musiałam bardzo niefortunnie ułożyć ją do zdjęć.
Ja z szyciem u krawcowej mam bardzo różne doświadczenia, które możnaby wlasciwie podsumować „dobrego krawca to ze świecą szukać” a jak sie już znajdzie nie wypuszczać z rąk!
W planach mam wznowienie poszukiwań w Łęcznej i Lublinie.
Ano właśnie. :) Zobaczymy, na razie testuję. :)
Noszę głównie sukienki-szyte na miarę.w Lublinie jest krawcowa znana w okolicy, nie zamierzam jej wypuść z rąk.koszt uszycia sukienki 80 zł.
A zdradzisz namiary na tą krawcowa? Z chęcią bym za takie pieniądze skusiła się na sukienkę.
Wpisz w google pani Mariola krawcowa Lublin i pojawia się namiary.:)
Dziękuję :)
Ewa daj namiary proszę :)
No proszę, nie spodziewałam się, że szycie na miarę w Tajlandii może dać taki fajny efekt. A ile czasu zajęło krawcowi uszycie marynarki?
I poproszę o recenzję marynarki More by Less, bo zastanawiam się nad zakupem :-)
Jeśli dobrze pamiętam to od czasu przymiarki do odbioru minęło chyba 8 dni… Recenzja marynarki Morebyless też będzie, obiecuję. :)
Na miarę szyje właściwie wyłącznie sukienki, w tym suknię ślubną. Jest piękna, ale wciąż, pomimo wszystko, nie dałabym za jeden ciuch ponad 300 zł.
Kasiu, to ile zwykle płacisz za uszycie sukienki razem z tkaniną?
Obecnie około 200-250 złotych. Nie są to oczywiście naturalne materiały, ale w sukienkach nie chodzę codzienne, są raczej na specjalne okazje. Za suknię ślubną, szytą na miarę, według wybranych przeze mnie kolorów, wraz z bolerkiem, zapłaciłam 400 zł.
Uważam, że 200-250 zł za sukienkę z sztucznego materiału to nie jest jakaś wybitnie dobra cena.
Nigdzie nie pisałam, ze to wybitnie dobra cena.
Dzięki za info!
Ale to w mniejszej miejscowości pewnie, w Wawie takie ceny nie są realne ;)
Właściwie to wyłącznie on-line, suknię ślubną kupowałam na allegro. Sporadycznie kupuję ubrania stacjonarnie, brakuje mi chęci i czasu.
Ja też już właściwie nie kupuje stacjonarnie. :) Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. :)
Świetne nawet na zdjęciach :))))
Dzięki!
podoba mi się cykl recenzji twoich ubrań, z niecierpliwością czekam na recenzje beżowej bluzki COS!
Ok, dopisuję do listy. :)
Gratuluję reportażu w radiowej Trójce :)
Dziękuję pięknie!
Widziałam na instagramie zdjęcie z filiżanką i Tobą w tle, gdzie masz koszulę z kokardą. Mozna prosić o jakieś info, gdzie ją kupiłaś? Szukałam takiej z kokardą, a nigdzie do tej pory nie znalazłam. Piszę tu, bo nie mam konta na instagramie, by komentować.
E., jutro wszystkie informacje, zdjęcia i linki powinny pojawić się na blogu!
Już jest: https://simplicite.pl/zapowiedz-szafy-minimalistki-zime-20162017/ :)
Też mam marynarkę szytą w Tajlandii także z wełny z domieszką kaszmiru oraz na jedwabnej podszewce i choć mam ją krótko, także mogę polecić tajskich krawców :)
Taka marynarka mi się marzy… I w takiej cenie. Za moje okropnie poliestrowe dawałam mniej więcej po 150 złotych. Mam dwie i noszę je do znudzenia, bo nie mogę się zdecydować na inwestycje w wełnianą. Po pierwsze martwi mnie wydanie jednorazowo dużej kwoty (nie widziałam żadnej w pełni naturalnej poniżej 600), a po drugie… Nie wiem jak się sprawdzi w moich obecnych warunkach. Jedyną rzeczą jaką lubię w moich plastikowych marynarach jest to, że wrzucam je do pralki, strzepuję, schną i noszę dalej. Ale jak tylko zmienią się moje warunki bytowe – zainwestuję B-)
To prawda, to jest coś za coś, ale wełniane marynarki też się tak nie brudzą, jak poliestrowe. :)
W końcu wiem jak sensownie ocieplić moją skórzaną kurtkę na zimne poranki, jak teraz. Pomysł z peleryną jest idealny. Co do podszewki poliestrowej …. zdarzało mi się to już w dobrych jakościowo ubraniach. Wierzch 100% wełna a od spodu poliester. Nie wiem jak to „mentalnie” pogodzić :) ale jak widać producenci nie mają z tym problemu.
Witam Pani Katarzyno,
Pani blog bardzo mnie zainspirował do kompletnego „przewietrzenia” nie tylko mojej szafy ale i praktycznie reszty domu- za co dziękuję :).
Zgadzam się także w 100% z Pani ideą, że zminimalizowane wyposażenie garderoby ułatwia bardzo życie .
Nawiązując do postu powyżej, chciałabym się Pani spytać, u jakiego dokładnie krawcowego (np. adres i nazwa) w Bangkoku zakupiła Pani marynarkę? Niestety na tą chwilę posiadam elegancie ubrania tylko z materiałów sztucznych, co bardzo zniechęca mnie do używania ich na codzień :).
Pozdrawiam,
Alicja
Pani Alicjo, próbowałam znaleźć, ale niestety, nie pamiętam szczegółów. :(
Bardzo mi się zrobiło przykro czytając: Marynarka szyta na miarę w Tajlandii –
opinia i recenzja.
Czy może być „moralny”, „etyczny”,
„ekologiczny”, czy tam Fair trade zakup marynarki szytej na miarę z
wełny z domieszką kaszmiru, na jedwabnej podszewce za ok. 330 zł ? Może byłby
bardziej Fair trade za 50 zł?
Mimo, że nie masz nic do zarzucenia i jest to twoja ulubiona marynarka
jest „gorsza” bo jest „tajska”.
Tym wpisem zreprodukowałaś najgorsze praktyki kolonializmu białego
człowieka:(
Nie sądzę że jesteś naiwna, i nie wiesz na jakiej brutalnej eksploatacji
(w tym pracy niewolniczej i niszczenia ekologii) opiera się rynek tekstylny w
Azji. Gdybyś miała odrobine wyczucia, oczekiwałbym, że zapłacisz za ciężką (i
jak podkreśliłaś sama „jakościową”) pracę tajskich krawców tyle ile zapłaciłabyś
polskiemu.
Mam
nadzieje, że nie usuniesz mojego wpisu.
Cześć, będę wdzięczna, jeśli odniesiesz się do konkretnych zdań w moim tekście, bo w mojej opinii napisałam coś dokładnie odwrotnego. Jednak, nie zgadzam się z założeniem, że za pracę tajskich krawców powinnam zapłacić tyle, co za pracę polskich. Gdybym przeprowadziła się do Tajlandii i pracowała tam jako prawnik, nie oczekiwałabym, że dostanę zarobki równe tym, co w Polsce. Bo życie w Tajlandii jest po prostu tańsze i wpływa na lokalną wycenę np. usług.