Brakuje mi zachwytu. Szukam go, tropię. Czuję deficyt. W codzienności życia łapię sama siebie na świadomej lub nieświadomej myśli, że bogactwo zachwytu warunkuje mój dobrobyt. Bywają momenty, gdy niedomiar wymaga wypełnienia, boli niemal fizycznie. Jednocześnie, im częściej pozwalam sobie na wewnętrzny, niczym nieskrępowany zachwyt, tym częściej do mnie przychodzi zupełnie niespodziewanie.
W brązowych oczach mojego psa.
W zapachu świeżo ściętej trawy. I paliwa na stacji benzynowej.
W widoku bialutkich włosów mojego dziadka i babci.
W sztuce Kaji Kamoi.
W nocnym niebie na Mazurach, pełnym gwiazd.
W intensywnie różowym niebie przy zachodzie słońca w Warszawie.
W delikatnych liściach młodej brzozy połyskujących w słońcu.
W historii opowiedzianej przez nieznajomego, który właśnie znajomym się staje.
Zachwyt nie ma ceny i nie wymaga pieniędzy. Jest dobrem wysoce demokratycznym – niezależny od wiedzy, czasu i posiadanego wykształcenia. Jest najprostszym i najbardziej szlachetnym odruchem.
Współczesnym światem rządzi kult posiadania. Chcemy posiąść to, co nas zachwyca. Nie umiemy powstrzymać się od pierwotnego i niezwykle silnego pragnienia zagarnięcia na własność przedmiotów lub podmiotów naszego zachwytu. Wyjątkowo bogaci ludzie, kupując nieruchomość szukają i słono płacą za zachwyt na wyłączność. W cenę nieruchomości najczęściej wliczona jest lokalizacja – dogodna i użyteczna lub wręcz przeciwnie – budząca zachwyt poprzez niczym nie zmącony widok: na morze, ocean, góry, lasy czy miasto nocą oglądane z góry.
Po zapłaceniu odpowiedniej ceny za zachwyt stajemy się zaborczy. Skoro zachwyt ma swoją cenę to cena wyznacza monopol. Staje się towarem, na który nakładamy znak własności, budujemy mu osobistą markę, oklejamy metką. Niechętnie dzielimy się przedmiotem (lub podmiotem!) naszego zachwytu lub wręcz przeciwnie, chcemy by był widoczny, zauważalny, wręcz rzucający się w oczy. By budził zazdrość, respekt, szacunek. Dowodził pozycji i posiadanej władzy. Zachwyt staje się niewolnikiem i wojownikiem w nie swojej wojnie.
Zachwyt to jedyna emocja, której pożądam na zakupach. Seneka pisał: „Łatwiejszą jednak, jak już powiedziałem, i lżejszą do zniesienia jest rzeczą – nie nabywać niż tracić”. Wierzę w to szczerze i dlatego pytają mnie – jak zakupy robi minimalistka? Od lat korzystając z narzędzia, którym jest minimalizm, wypracowałam w sobie umiejętność konkretnej selekcji rzeczy, które trafiają w moje posiadanie. Niezwykle prosto i potrafię znaleźć w nich przyjemność. Szukam rzeczy potrzebnych i przydatnych. Lubię, gdy są jednocześnie piękne.
Co budzi Twój zachwyt?