Weź wreszcie odpowiedzialność za swój dobytek
Masz w domu kilkanaście książek o minimalizmie? Obejrzałaś/łeś całą serię Marie Kondo na Netflixie? Może nawet kupiłaś/łeś jakiś kurs online o porządkowaniu? I co, nie działa? Odpowiedź na pytanie dlaczego to wszystko nie działa jest bardzo prosta. Zamiast zmieniać siebie i swoje nawyki – tylko czytasz o zmianie. I wiesz co? Twojemu mózgowi to wystarcza! Naprawdę. Tylko, że to nie prowadzi do uporania się z nadmiarem.
Weź wreszcie odpowiedzialność za swój dobytek. Tak po prostu. Uświadom sobie, choć może boleśnie, że te wszystkie rzeczy wokół Ciebie nie wzięły się znikąd. Nie przywędrowały same na nibynóżkach i nie wśliznęły Ci się nocą do szafy, szuflady czy piwnicy. To Twoje rzeczy i Ty ponosisz za nie odpowiedzialność. Oczywiście, wymówek znajdziesz wiele. Dwie z nich słyszę regularnie:
- To nie ja, to moje dzieci/mąż/rodzice tyle trzymają!
- To przez mamę/tatę/teściową/teścia/dziadków! To oni ciągle nam wciskają i kupują jakieś rzeczy!
Jasne, nie jest łatwo wpłynąć na kogoś, kto w naturze ma gromadzenie i siłowe rozwiązania nie są tutaj wskazane. To nic, zostaw ich rzeczy i zajmij się swoimi. Tak po prostu. Może, gdy zobaczą Twój zapał i efekty to sami zapragną takich dla siebie. A może nie. Niech to Ciebie nie zniechęca do zajęcia się tym, za co Ty ponosisz odpowiedzialność.
Przeczytaj też: 3 skuteczne sposoby na chomika w domu
Co się tyczy wymówki nr 2 to… To, co napiszę nie będzie ani miłe, ani popularne, ale to Ty ponosisz odpowiedzialność za to, że niechciane rzeczy trafiają do Twojej przestrzeni. To Ty nie poczyniłaś/łeś wysiłku, żeby się temu komuś postawić. Ostatecznie, to Ty możesz niechciane rzeczy z domu wynieść i raz na zawsze pozbyć się z wyrzutów sumienia w tym względzie. Widzisz? Zależy to tylko od Ciebie.
Poznaj opinię kogoś, ale się na niej nie wieszaj
W trakcie porządkowania i ograniczania stanu posiadania z reguły okaże się, że każdy z nas ma jakąś piętę achillesową. Dla jednych są to książki, dla innych ubrania, a jeszcze dla innych zabawki i pamiątki po dzieciach. To bardzo naturalne. Naturalne jest też, że w takich sytuacjach prosimy o pomoc osoby, którym ufamy i na których opinii polegamy.
Kłopot polega na tym, że te osoby również nie są wolne od swoich uprzedzeń, gustów i guścików. Ponownie, to również naturalne. :) Istnieje więc ryzyko, że gdy zapytasz przyjaciółkę, które ubrania zostawić, będzie Ci ona doradzać wedle własnego gustu i upodobań estetycznych. Zanim się obejrzysz, w szafie zostaną ubrania stylowe, ale w jej stylu, nie Twoim. Chcesz tego?
Przeczytaj też: Minimalizm w praktyce. O aspiracjach
Dlatego właśnie, choć nie ma nic złego w szukaniu pomocy w podejmowaniu decyzji, dbaj o to, żeby tę ostateczną podjąć samodzielnie. Wedle własnych upodobań, gustu i potrzeb. W tych całych zmaganiach z nagromadzonymi rzeczami to Twoje potrzeby są najważniejsze i nie pozwól wmówić sobie czegoś innego.
Staranne, przemyślane porządki wymagają wysiłku
Moje dywagacje prowadzą nieuchronnie do punktu trzeciego, jednego z najważniejszych. Staranne, przemyślane porządki wymagają wysiłku. Tak po prostu. Dużych porządków nie da się zrobić w jeden wieczór, ani dwa. Śmiem twierdzić, że tydzień też może się okazać niewystarczający. Naturalnie, wszystko zależy od stopnia zabałaganienia i poziomu Twojego zmotywowania, ale tak czy owak to nie jest łatwy i szybki proces. Patrząc na doświadczenia moje, mojej rodziny, przyjaciół i czytelników widzę klarownie, że im szybsze porządki, tym większy po nich żal! Tak właśnie, żal!
Sprawdź też: Domowy minimalizm w praktyce – zeszyt ćwiczeń!
Zbyt szybkie decyzje mogą łatwo doprowadzić do pozbycia się rzeczy, których pozbywać się nie powinniśmy. Zbyt szybkie i nieprzemyślane porządki mają też najczęściej inny skutek. Po takich porządkach przedmiotów zaczyna przyrastać w tempie nie do opanowania. Poważnie, to jak efekt jo-jo w odchudzaniu. Mózg szuka nagrody. Skoro tak szybko pozbyłam się nadmiaru to teraz nagroda! A nagrodą najczęściej są właśnie kolejne przedmioty. Lśniące, atrakcyjne i ociekające swoją nowością. Lepki łup zmęczonego szybkim pozbywaniem się mózgu.
Może się też okazać, że duże porządki wcale nie są Twoim celem. Może wcale nie masz w domu nadmiaru? Może dałaś/łeś się zmanipulować treściami w prasie czy internecie? Może zobaczyłaś/łeś kolejne zdjęcie wymuskanej capsule wardrobe, obowiązkowo mieszczącej się na jednym stojącym wieszaku z Ikea? Omamiła Ci wizja pustego, wysprzątanego mieszkania, wręcz bez śladów mieszkających tam osób. Naturalnie, trochę ubarwiam i koloryzuję, ale w słusznym celu. Moje dywagacje prowadzą prosto do punktu czwartego.
Twoje minimum nie jest takie same jak minimum Twojego sąsiada
Nie będziesz porównywał dobytku swego z dobytkiem sąsiada! :) Często czytam z ogromną ciekawością dyskusje, które toczą się na założonej przeze mnie grupie na Facebooku Minimalizm w praktyce. Naturalnym jest, że wiele osób chce i potrzebuje podzielić się na forum swoimi osiągnięciami w porządkowaniu rzeczy. Pokazać drogę i ostateczny efekt. Jednak, zauważyłam, że bardzo trudno jest wielu uczestnikom dyskusji podejść do takich treści z otwartością. Niemalże zawsze znajdą się osoby, które napiszą „tyle rzeczy to nie minimalizm”, albo „ja bym nie mogła być taką ascetką” itp. Wynika to w bezpośredni sposób z faktu, że zamiast inspirować się (jeśli tego potrzebujemy, oczywiście) – oceniamy. A oceniamy zawsze na podstawie porównania, najczęściej porównania z własnym podejściem lub dobytkiem.
Trudno jest czerpać inspirację bez porównywania się. Wcale nie jestem od tego wolna, choć akurat nie w aspekcie minimalizmu czy porządków generalnie. Szukanie uznania i potwierdzenia słuszności własnych wyborów jest powszechne, ale równie często wiedzie na manowce. Nikt, powtarzam nikt nie wie lepiej od Ciebie, gdzie jest i ile wynosi Twoje minimum, jeśli do takiego minimum dążysz. Ba, zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że Ty sama jeszcze tego nie wiesz! Bo Twoje minimum, zapewne jak i moje, będzie się zmieniać wraz z biegiem czasu. Będzie zależne od Twojej sytuacji rodzinnej, zawodowej czy też osobistej. Ty się zmieniasz, pracujesz nad sobą (lub nie) i tak samo zmienia się Twoje zapotrzebowanie na przedmioty wokół. Nic nie jest postanowione i dane raz na zawsze. Dlatego Twoje minimum posiadania dziś może swobodnie zmienić się jutro. I każdego kolejnego dnia. I nic w tym dziwnego czy złego. Porównując swój stan posiadania z kimś innym, najczęściej porównujesz się do osoby zupełnie różnej, w zupełnie innym miejscu swojego życia. Uwierz mi proszę, to nie jest logiczne. :)
Szukam punktu numer 5. Dodałabyś taki od siebie? Czy zdarza Ci się cierpieć na nadmiar rzeczy, bo nie jesteś wystarczająco asertywna/asertywny?