Pod ostatnim tekstem Z zaufaniem w Nowy Rok Anita, jedna z Czytelniczek, zostawiła kilka pytań:
Co to znaczy być blisko siebie?
Jak zbudować najważniejszą relację na świecie – z samym sobą?
Jak nauczyć się bycia przy sobie?
Jak stawać za sobą?
Jak się ze sobą zaprzyjaźnić?
Podobnych dostałam przez ostatni rok wiele. Jak to wszystko zrobić? Oto 4 ultra ważne rzeczy, których naprawdę warto się nauczyć w tym roku, jeśli jeszcze tego nie zrobiłaś.
Szanuj siebie
Mam poczucie, że w tej całej dyskusji na temat miłości do siebie, lubienia siebie, akceptowania siebie zapomniałyśmy o jednej, staromodnej może nieco, wartości, jaką jest SZACUNEK DO SIEBIE SAMEJ. Szanować siebie, poważać siebie to dla mnie coś niezwykle istotnego.
Szanuję siebie więc jestem dla siebie ważna.
Szanuję siebie więc nie stawiam siebie i swoich potrzeb niżej od innych (wyżej też nie, żeby było jasne).
Szanuję siebie bez stawiania sobie wymagań i warunków. Nie muszę zasługiwać na swój własny szacunek – być jakaś, mieć coś.
Dużo łatwiej mi szanować innych i ich decyzje, gdy szanuję siebie i swoje wybory. Co więcej, innym dużo łatwiej szanować mnie, gdy widzą, że mam w sobie szacunek wobec samej siebie.
Taki szacunek można budować na milion sposobów – większość z nich nie jest szczególnie romantyczna, ani spektakularna. Budowanie szacunku do siebie to setki codziennych, czasami dużych, a czasami maleńkich decyzji.. Często są to niełatwe decyzje. Czasami potrzebuję odmówić komuś, aby uszanować siebie. Czasami potrzebuję odmówić sama sobie, gdy wiem, że tego wymaga utrzymanie wobec siebie samej szacunku.
Szanujesz siebie?
Dowiedz się, czego potrzebujesz
Wbrew pozorom, to nie jest takie proste. Jak odróżnić prawdziwe potrzeby od zachcianek? I nie mam tu na myśli chęci kupienia nowych butów, tylko ważniejsze życiowe decyzje i potrzeby. Jak nie dać się pochłonąć silnym emocjom, które mogą zatapiać, utrudniając rozeznanie?
Czego potrzebuje moje ciało, a czego psychika i umysł?
Czego pragnie moje serce?
Co daje mi w życiu poczucie sensu (nie mylić ze szczęściem!)?
Jak JA chcę żyć?
Jak NIE chcę żyć?
Ja odpowiedzi szukam w medytacji. To moja droga, która nie musi być Twoją. Codzienna medytacja pozwala mi poznać odpowiedzi na wszystkie te pytania. To nie jest żadna magia. Gdy wiem, jak to robić, medytacja jest dla mnie luksusowym czasem spotkania z samą sobą. Czasem, gdy nie mam żadnych innych rozproszeń, zakłóceń, ucieczek. Nikt nic wtedy ode mnie nie chce, niczego nie muszę osiągnąć – jestem tylko ja, moje ciało, myśli i emocje. Medytacja jest jak lustro – pokazuje mi prawdę o mnie samej. Ta prawda nie zawsze jest dla mnie wygodna, ale nie mogę już zasłaniać się niewiedzą. Medytacja sprawia, że wiem, czego prawdziwie potrzebuję.
Wiesz, czego naprawdę potrzebujesz?
Ufaj sobie i nie kwestionuj swoich decyzji
Ufam sobie. Moment, w którym mogłam z całym przekonaniem wypowiedzieć na głos to zdanie był też dla mnie chwilą najczystszego poczucia bezpieczeństwa, które płynie z wewnątrz mnie. Poczucie zaufania do siebie, do swoich wyborów i decyzji to coś większego, niż tylko poczucie sprawczości – to, które mówi mi, że poradzę sobie w każdej sytuacji.
Zaufanie do siebie to wszystko naraz – wiara w siebie, poczucie własnej wartości, akceptacja siebie takiej, jaka jestem. To zaufanie jest obecne mimo chwil zwątpienia, trudniejszych momentów czy kryzysów. i pozwala mi zauważyć, że nic nie uczy mnie tak skutecznie, jak dobry kryzys!
Ważnym przejawem zaufania do siebie jest też dla mnie to, że nigdy nie kwestionuję swoich decyzji. Od razu zaznaczam, to nie oznacza, że dokonywałam w życiu samych idealnych wyborów! Co to, to nie! Myliłam się i błądziłam, jak każdy. Nauczyłam się jednak takiej postawy, w której wyciągam wnioski, nie kwestionując samej, podjętej już, decyzji. Wychodzę z założenia, że gdybym mogła zrobić inaczej, zrobiłabym inaczej. Skoro nie zrobiłam, znaczy że w tamtym momencie nie mogłam. Takie podejście pozwala mi też dużo łatwiej szanować i uznawać wybory dokonywane przez inne osoby nawet, jeśli się z nimi nie zgadzam, albo są dla mnie trudne czy raniące.
Ufasz sobie?
Bądź dla siebie dobra
Jestem dla siebie dobra. Dobra czyli życzliwa, czuła, współczująca, cierpliwa i akceptująca. Nie muszę kochać siebie – to zdanie zostało przemielone na tyle sposobów, że mnie wręcz odrzuca. Nie muszę kochać siebie, ale mogę być dla siebie najlepszą przyjaciółką. Taką, która wspiera, nie ocenia, czasami kopnie i zmotywuje, a czasami przytuli i ucałuje – też dosłownie! :)
Czasami bycie dla siebie dobrą oznacza, że świadomie coś sobie odpuszczam – wymagania, oczekiwania, że będę jakaś, że coś jakoś zrobię, a czegoś nie zrobię. Czasami bycie dla siebie dobrą oznacza, że świadomie zmuszę się do wysiłku i starania, do jakiegoś działania, którego wiem, że potrzebuję (patrz punkt „Dowiedz się, czego potrzebujesz”). Czasami bycie dla siebie dobrą oznacza też, że wybaczę sobie błędy, nawet te, które popełniam wielokrotnie.
Bycie dla siebie dobrym, współczującym może kojarzyć się z biernością, z pobłażaniem – nic bardziej mylnego. To bardzo aktywna i czasami wymagająca postawa. Co więcej, jak mogłabym oczekiwać od innych, żeby byli dla mnie dobrzy, skoro sama nie potrafię im pokazać, co to dla mnie znaczy? I jak sama mogę być dobra dla świata, skoro nie jestem dobra dla siebie?
Jesteś dla siebie dobra?
NAUCZ SIĘ TEGO ZE MNĄ
To wszystko łatwo i ładnie brzmi – wiem. Tylko jak się tego nauczyć w praktyce? Jest do tego mnóstwo narzędzi, książek, kursów, warsztatów.
Ja chcę Ci zaproponować absolutnie najlepsze narzędzie, jakie znam. Narzędzie, które mnie samą przeprowadziło przez największe życiowe burze i kryzysy. Narzędzie, dzięki któremu nauczyłam się tego wszystkiego – ufania sobie, bycia dla siebie dobrą, bycia blisko siebie, szanowania siebie samej. Jest to medytacja mindfulness.
Wakacyjne medytowanie!
Jeśli chcesz spróbować medytacji, której efekty są potwierdzone w licznych badaniach klinicznych, ale nie wiesz od czego zacząć lub o co w tym chodzi, pięknie zapraszam Cię na kurs redukcji stresu, o którym Uczestnicy mówią, że jest jak „jedną z lepszych inwestycji w siebie” lub do grupy medytacyjnej, gdzie będziemy pielęgnować świadomy odpoczynek i uczyć się technik relaksacji
- 8 spotkań, raz w tygodniu
- Start 3 lipca 2023
- Codzienna medytacja
- Naukowo udowodnione efekty!
- 8 spotkań, raz w tygodniu
- Start 3 lipca 2023
- Naucz się świadomie odpoczywać
- Medytacje i techniki relaksacji
Dziękuję. To ważny temat. Ciągle niedoceniony. Szacunek
Bardzo dziękuję za ten post ❤️
Z przyjemnością, Moniko! :)))
Nie mogę zgodzić się z tym zdaniem „Wychodzę z założenia, że gdybym mogła zrobić inaczej, zrobiłabym inaczej. Skoro nie zrobiłam, znaczy że w tamtym momencie nie mogłam.”, choć bez wątpienia jest bardzo wygodne. Ale nieprawdziwe, bo oznacza, że każde przeszłe wybory były dobre. A tak nie jest. I dla mnie oznaczałoby to brak refleksji i uczenia się na błędach. Zła decyzja to taka, która spowodowała niedobre konsekwencje. I bywają takie sytuacje, że są dwie opcje, jakąś wybieram, mogłam wybrać inną. Mogłam zrobić inaczej. Teraz, z wiedzą nabytą później wiem, że zrobiłabym inaczej. I wiem, że moglam zrobić inaczej.
Joanno, może to kwestia semantyki, ale dla to zdanie (jak zresztą wyjaśniłam w tekście) nie oznacza, że wszystkie decyzje były dobre, ale że w tamtym czasie tak wybrałam, a nie inaczej. I czasu już nie cofnę więc jedyne, co mogę, to postanowić, że kolejnym razem zrobię inaczej.
W temacie podejmowania decyzji, chciałabym podzielić się swoją refleksją. Uważam, że zawsze podejmuję najlepsze możliwe w danym momencie decyzje. Zakładam, że natura wyposażyła mnie w instynkt samozachowawczy, który ma mnie chronić, zgodnie z którym dążę do swojego dobra. To, że nie zawsze jasno wiem, co jest dla mnie dobre, że działają pewne podświadome mechanizmy obronne, że nigdy nie znam wszystkich szczegółów danej sytuacji, że źle coś oceniam, jestem pochopna i wiele innych czynników sprawia, że decyzje okazują się później błędne. Ale szczerze wierze, że gdy je podejmuję zawsze robię to z najlepszą intencją i w tym sensie są najlepsze jakie mogą być w danym momencie. To pozwala mi szanować swoje decyzje i błędy. A czy ufam sobie? Dla mnie zaufanie to wiara, że jednak większość tych decyzji okaże się słuszna. A to moim zdaniem wynika z doświadczenia i wyciągania wniosków z popełnionych błędów. Myślę, że zaufanie do siebie przychodzi z czasem i wynika z pracy i reflekcją nad sobą.
Moim zdaniem to nie oznacza, że każde przeszłe wybory były dobre, oznacza tylko, że my podjęliśmy decyzję, która w tamtym momencie była naszym zdaniem najlepsza – i trudno się za to samobiczować, po co i za co? Za to że chcieliśmy jak najlepiej? A refleksja polega na tym, że teraz już wiemy, że to niekoniecznie była najlepsza decyzja. I tyle.
Szanuję siebie, wiem czego prawdziwie potrzebuję, ufam sobie, jestem dla siebie dobra. Wszystko przyszło z czasem i dojrzałością. Miałam rózne etapy w życiu. Niespokojny dom rodzinny ( alkohol ojca), potem trudne studia i bieda, potem wiele lat opieki nad małymi dziećmi. W życiu wszystko jest ważne również ten czas kiedy potrzeby innych sa wazniejsze od naszych. Wiele się o sobie dowiadujemy i doceniamy życie i swoje potrzeby. To nic złego postawić potrzeby innych wyżej od swoich na pewien czas- wiem, to teraz nie jest modne. Trzeba uważać, żeby siebie nie postawić w centrum świata i stworzyć z siebie Boga. To nic złego,żeby krytykowąć swoje decyzje- czasu nie cofniemy ale możemy wyciągnąć wnioski.
Mądrze napisane!
Hej Beato, cudownie, że masz i widzisz w sobie tę dojrzałość. Chcę tylko powiedzieć, że nigdzie nie napisałam, że świadomy wybór o postawieniu cudzych potrzeb na pierwszym miejscu jest czymś złym, a mam poczucie (może niesłuszne), że mi to przypisujesz. Podobnie uznanie swoich potrzeb, szanowanie siebie i bycie dla siebie dobrą nie stawia nas „w pozycji boga”. Co do niekwestionowania decyzji, widzę, że ten fragment jest chyba kontrowersyjny, wyraźnie piszę o wyciąganiu wniosków, jedynie uważam, że do tego nie trzeba tych decyzji kwestionować, ani się za nie biczować. Pozdrawiam!
To tylko opis aktualnych tendencji.Taka refleksja… Nic Ci Kasiu nie zarzucam. W końcu wcale Cię nie znam. Zdaję sobie sprawę, że w krótkim tekście są uproszczenia. Czekam na książkę.Znak wysyła od 16 stycznia. Na pewno lepiej poznam Twoje poglądy.
Kasiu,nie jest kontrowersyjny.Jasno napisałaś,o co Ci chodzi.Nie wiem,czemu -a częste to w różnych komentarzach nie tylko u Ciebie -komentujący dzielą włos na czworo, faktycznie nadinterpretujac słowa autora lub przypisując mu pewne intencje na wyrost.Zagladam tu regularnie od dawna,wydaje mi się,że trochę Cię znam,więc jest dla mnie oczywiste,że kiedy mówisz o szanowaniu siebie i swoich potrzeb,nie oznacza to niedostrzegania i lekceważenia potrzeb innych.A kiedy mówisz o decyzjach,to nie oznacza to braku refleksji,a jedynie świadomość,że aby pójść dalej ,nie można zostać więźniem przeszłości i katować się analizowaniem słuszności wcześniej wybranych dróg.
Rozumiem Cię bardzo dobrze i też się tego uczę.Pozdrswiam serdecznie.:)
Rzeczywiście, istnieje czas, że potrzeby innych są ważniejsze niż nasze. I uważam, że wiele zła na świecie się dzieje z tego powodu, że ludzie nie przyjmują tego faktu do wiadomości.
Szacunek do siebie to zadowolenie z podejmowania decyzji, małych i dużych, zgodnych z zasadami. Stare powiedzenie brzmi: „Jak nie wiesz jak się zachować to zachowaj się porządnie”. I do tego nie potrzeba szkolenia uważności, choć rozumiem, że tekst jest promocją.
Kasiu, ja bym dodala jeszcze akceptuj siebie. Ponadto zgadzam sie z tym, co piszesz. Jako mama trojga maluchow, wiem, ze jak nie zadbam o siebie, nie zadbam o nich. Dlatego czasami umawiam sie na masaz, robie sobie poranek bez dzieci i ide sama na plaze porobic nic.
Punkt 1,2 i 4 … zwłaszcza punkt 4 przez ostatnie lata tematy wałkowanie niemalże do przysłowiowych nudności. Także w zupełnie uproszczonej formie w prasie kobiecej, jako szkolenie z „asertywności” i masowa produkcja egoistek. „Zadbaj o siebie”, „zainwestuj w siebie… czyli kup sobie kosmetyk”. „To źle, że tak troszczysz się o męża i rodzinę” …. może dlatego mam tak mało koleżanek, bo nie daję im wtykać nosa w nieswoje sprawy..
Natomiast punkt 3 jest wart zastanowienia….Wybronienie swojej decyzji przed krytyką zewnętrzną i własnym wewnętrznym oskarżycielem. I poniesienie konsekwencji decyzji… bez wartościowania ich jako złe. To jest objaw DOJRZAŁOŚCI I ODWAGI. Nie ma człowieka, którego decyzje byłyby zawsze w punkt, ale sztuką jest z pewnych decyzji wybrnąć i przekuć je na coś pożytecznego. Bez tłuczenia własną głową w ścianę, tarzania się w popiele i potakiwania wszystkim dookoła.
Dzięki! Dziś właśnie tego potrzebowałam. Dotychczas chodziłam do pracy chora, raz dosłownie pokladałam się w przerwie, byle pójść, byle nie zawieść innych. Dziś po nieprzespanej nocy z gorączką i potwornym bólem gardła – nie poszłam do pracy. Miałam ogromne wyrzuty sumienia, mimo że jestem na działalności, więc jak nie pracuję, nie zarabiam. Ale dzięki Tobie odzyskałam szacunek do siebie.
Kasiu dziękuję że jesteś. Od lat śledzę twojego bloga…