Siedziałam wczoraj w samochodzie, czekałam na MM, który załatwiał swoje sprawy i trochę z nudów otworzyłam Instagram. Przeglądałam kolejne i kolejne zdjęcia, aż wreszcie poczułam, że mam serdecznie dość tej bieli, kwiatów, kawy i piesków. Czy faktycznie nasze życie w obrazkach jest takie śliczne?
Siedzę teraz w kuchni, piszę ten tekst trochę na kolanie i trochę też biję się z myślami. Zrobiłam zdjęcie swojej kuchni tak, jak wygląda ona w tym momencie. A jest tu niesamowity bałagan. Wczoraj gotowaliśmy, nie chciało nam się już sprzątnąć i tak zostało do rana. I kusi mnie, oj kusi, żeby takie właśnie – boleśnie prawdziwe i nie uładzone zdjęcie wrzucić na Instagram. Żeby złamać schemat. Żeby pokazać, że wcale nie jest tak idealnie. Blogerki też mają bałagan w domu, no może poza Natalią, ona ma tak wysprzątane zawsze, że podejrzewam w tym jakąś magię ;). Blogerki też mają niepomalowane paznokcie i bad hair day. Alina pisze ostatnio: Zapewne niejednemu z nas od czasu do czasu zaświtała taka myśl, że wszyscy inni radzą sobie z organizacją czasu o wiele lepiej. Wszyscy inni – oprócz nas. Mają ciekawsze życie, lepsze osiągnięcia, więcej czasu. Oni mają wszystko! Kreowana nachalnie wizja idealnego życia zakłada realizowanie się na wszelkich możliwych płaszczyznach. Zerkam do Asi, a tutaj: ludzie z Internetu to nie chodzące ideały, też czasem mają rozczochrane włosy i bywają samolubami.
Mówię o swoich rozterkach MM, a on stwierdza, że tak już jest i trochę nie ma sensu z tym walczyć, ponieważ od zawsze lubimy oglądać coś, co jest doskonałe. Piękne. Bez skazy. Jak serial w TVN. I to się raczej nie zmieni. Żeby przyciągnąć i utrzymać zainteresowanie Czytelnika, uczymy się, jak robić coraz to piękniejsze, bardziej wyraziste fotografie. Poprzeczka idzie w górę. Żeby się przebić, trzeba być lepszym, lepszym i jeszcze lepszym. Czy naprawdę tak właśnie jest? Czy pokazywanie rzeczywistości bez żadnego filtra się „nie sprzeda”? Z jednej strony, byłabym hipokrytką, gdybym stwierdziła, że zaistniała sytuacja w pewnym sensie nie jest moim udziałem. W końcu na moim instagramie też jest biel (choć raczej szarość, nie lubię i nie umiem robić idealnie wybielonych fotek), kawa, kwiaty i piesek. Jednocześnie, nie ukrywam, że kwiatki są z Biedronki, piesek ze schroniska, zamiast łóżka materac na podłodze (do niedawna), a na śniadanie jem ser i jajka zamiast owsianki z nasionami chia.
Codziennie dostaję od Was mnóstwo potwierdzenia, że to co robię, jest ważne, że zmienia Wasze życia. Jestem Wam za to ogromnie wręcz wdzięczna i nic mnie tak nie wzrusza i nie cieszy, jak świadomość, że to, co robię ma sens! Jednocześnie, staram się podchodzić do blogowania bardzo odpowiedzialnie. Ważę słowa i treści, a jednak jeszcze nie mam odwagi, żeby wrzucić na Instagram wspomniane zdjęcie kuchni, ale może niedługo…
Nie ukrywam, że ogromnie liczę na Wasz głos, głos Czytelników, ale taki szczery i na wprost – czy blogerki muszą być doskonałe, żebyście chcieli je czytać i oglądać?
Wydaje mi się, że we wszystkim trzeba umieć zachować umiar i równowagę :) aby nie popadać ze skrajności w skrajność. Ja jestem za pokazywaniem prawdziwych zdjęć, tzn. naturalnych, faktycznie odzwierciedlających nas i nasze otoczenie – nie przesadnie stylizowanych i pozowanych, dla mnie nie są one autentyczne. A jednocześnie lubię, gdy zdjęcie jest estetyczne i dobrej jakości. A gdy chcę zrobić fotkę samej sobie to dbam przynajmniej o lekki makijaż i zakładam na siebie coś lepszego niż wyciągnięty dres ;)
Ja się odważyłam złamać schemat – pokazuję publicznie swój brzydki ogród, naszpikowany wszystkim tym, z czego cała branża ogrodnicza się śmieje :) I żeby było jeszcze groźniej – sama pracuję w tej branży, a mój ogród raczej nie mógłby być moją wizytówką.
O dziwo wcale nie spotkałam się z odrzuceniem, więc może warto się odważyć na pokazanie nieposprzątanej kuchni :)
Nie jestem tylko czytelnikiem, bo sama również blog prowadzę. Ile to razy mnie tez tak kusiło – zrobić zdjęcie naszego Życia. Bez ustawiania, poprawiania. Nie potrafię jednak kliknąć Wstaw:)
Ale jako czytelnik właśnie, przyznam, że te piękne i akuratne zdjęcia i ujęcia z czasem zaczynają mdlić i po prostu denerwować:) Bo u mnie wywołują odczucia pod tytułem: tak jest właściwie! tak jest pięknie! tak powinnaś mieć i u siebie! Z jednej strony inspiracja, podpowiedź, choć z drugiej… co za dużo, to za dużo:) Do mnie dużo bardziej przemawia tekst i prawda. Ale… po to są blogi, żeby je czytać i oglądać… lub nie.
Ano właśnie. Z jednej strony samemu ciężko kliknąć 'wstaw’, a z drugiej nadmiar słodyczy mdli :). Tak z ciekawości, zdarzyło Ci się przestać czytać/oglądać blog ze względu na nadmiar słodyczy?
Tak. Choć chodziło bardziej o jego „luksusowość”, niby jest dla wszystkich, ale z metkami z abstrakcyjne wysokiej półki. Drugi – słodki i pastelowy – czuję, że przestanę odwiedzać, bo nie „wynoszę” z niego niczego nowego. Brakuje szarości i pieprzu.
szarość i pieprz… świetne :), kradnę ;)
mnie się darzyło, nie wracam, bo jednostajność stylu urządzania domu blogerki i przywiązanie do pewnych słodkopierdzących marek różnych domowych przydasiów mnie przestała interesować, doszło do tego, że przestałam nawet mieć ochotę na posiadanie takich rzeczy u siebie … bo…mam własny no dość przyznam eklektyczny styl w domu i czuję się z tym wyśmienicie, a co do bałaganów ;) kochana,każdy je ma, jak ma, albo nie ma jak sobie posprząta, każdy kocha porządek, ale jak trzeba to umie doskonale funkcjonować w epickim bajzlu.
A czy chce pokazać, no ja pokazałam u siebie ostatnio na blogu, ale od tamtego czasu nie dopuszczam do takich sytuacji (bałaganu) chociaż bałagan miewam jak jest nawał jakiejś pracy czy brak chętnych do sprzątania…
nie wiem czy to właściwe jest – pokazywać czy nie i czy ktoś ma ochotę to oglądać, skoro ma swój bajzel na podorędziu, bo tu chodzi o zmotywowanie siebie do życia w porządku, a nie utwierdzanie siebie w przekonaniu, że po co sprzątać skoro inni mają bajzel, pokazują i nie udają innych aniżeli są… ;)
Póki co na mojej drodze do zmian i niedopuszczaniu do zbyt dużego bałaganu jest zmniejszanie liczby przedmiotów i pozostawienie tylko tych które cieszą moje oczy i są niezbędne, bo to jest na pewno droga do panowania nad nimi a co za tym idzie droga do zachowania porządku który co tu ukrywać uwielbiam ;)
No i praca nad nawykami które ułatwiają to życie w porządku, na razie idzie nam całkiem dobrze.
Zaznaczam że nie jestem minimalistką:)
pozdrawiam!
kochana, a to nie jest fajne, że ludzie starają się mieć ładne śniadania i kwiaty w domu? :)
wiesz, dawno temu moją wielką pasją był scrapbooking i dzięki niemu nauczyłam się jednej fajnej rzeczy: jeśli będę zwracała uwagę na małe rzeczy, drobiazgi, dla innych nic nie znaczące, małe radości i przyjemności i będę je sobie jakoś utrwalać – czy to w prywatnym albumie, czy to na blogu lub Instagramie – to moje życie najnormalniej w świecie stanie się ładniejsze. po prostu ładniejsze. nie łatwiejsze, nie mniej skomplikowane – ładniejsze. a to już dużo. uwielbiam mieć porządek w domu, kocham świeże kwiaty i mam fajną pracę. nie twierdzę, że moje życie jest idealne – ale nie jest złe, więc czemu miałabym o tym nie mówić? na wszystkich portalach informacyjnych zalewają nas wiadomości przykre i drażniące, smutne, przygnębiające i czasami pozbawiające wiary w ludzi. cieszę się więc, że są osoby, które dzielą się radością, pięknem i swoimi sukcesami :) wszyscy chcemy w jakimś momencie życia dobrze wypaść przed kimś i to jest normalne: na rozmowie kwalifikacyjnej, na ważnej dla nas randce, na spotkaniu z przyszłą rodziną etc.
natomiast inną sprawą jest, że ludzie zaczynają mieć ogromny problem z rozróżnieniem, co jest prawdziwe a co nie. albo co jest do pokazania, a co nie.. sprawami trudnymi dla mnie nie chcę się dzielić ze wszystkimi – od tego mam osobę, którą kocham. to logiczne, że nie od wrzucam takich chwil na Instagrama :)
Magdalena, ależ to jest bardzo fajne, że ludzie chcą i starają się mieć ładne śniadania i kwiaty w domu! Ja również :). Nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale jako blogerka dostaję dużo informacji zwrotnej od Czytelników, że to, co pokazuję i piszę ma duży wpływ na ich życie. Dlatego też, czasami zadaję sama sobie pytanie, czy jednak dość wybiórcze pokazywanie tych ładnych skrawków rzeczywistości nie sprawia, że ktoś zaczyna mieć mylny ogląd, że u mnie to jest może zawsze tak lukrowo?
wiesz, że mądry człowiek tak nie pomyśli :) zdrowo myśląca dziewczyna, która czyta Twojego bloga wie, że czasem masz zły dzień, brudną kuchnię i masę pracy (i że nie leżysz na kanapie cały dzień). taką przynajmniej mam nadzieję :)
Może masz rację. Z drugiej strony, sama piszesz, że „ludzie zaczynają mieć ogromny problem z rozróżnieniem, co jest prawdziwe a co nie. albo co jest do pokazania, a co nie..” Stąd chyba czasami moje wątpliwości.
To jest bardzo ważne, o czym piszesz i cieszę się, że dzielisz się tą refleksją. Fajnie, że ona pęcznieje i kiedyś może wyda dobre owoce. To hiper ważne w kontekście odpowiedzialności i patetycznie mówiąc tego, jaki świat kreujemy przyszłym pokoleniom. Napisano już tony na ten temat: social media są narzędziami afirmacji. Wszystko tam jest/musi być ładniejsze, przefiltrowane, podrasowane i wyzbyte tego, no… tego rysu zwyczajności, banału, prawdziwości, człowieczeństwa. To jest porno naszego życia. Niby wiemy, że coś tu jest nie tak, ale ten wzorzec się wdrukowuje i sączy, powoli, każdego dnia. Jaki obraz (kulturowy) codzienności fundujemy naszym dzieciom? Czego uczymy ich pokazując to porno? Codzienność może (i jest!) sztuką, można obieranie ziemniaków w Zachęcie uczynić aktem twórczym i artystycznym, ale…Co to wszystko o nas mówi? Jak bardzo nie potrafimy zobaczyć piękna w zmarszczkach, zmiętej pościeli, brudnych garach? Jak musimy siebie jako ludzi nie kochać, jak boimy się siebie samych zobaczyć, takimi jakimi jesteśmy, żeby to wszystko wciąż cenzurować i rasować?
Czy naprawdę real life jest tak nieznośne, że bez filtra nie da się tego oglądać?
Nie możemy być tak doskonałe bo to jak bycie kobietą bez emocji a przecież mamy wzloty i upadki. Piękne jest takie życie jak z obrazka ale nieprawdziwe…
A co to znaczy „się sprzeda” i do jakich czytelników uderzamy? Do takich co lubią wszystko białe, czyste i równo poukładane oraz tego wymagają od innych? Myślę, że takich tu nie ma, a nawet jeśli się zdarzają to nie są większością. ;-) Zresztą, chyba to nie jest grupa docelowa tego bloga… :-) Czy blogi czyta się po to, żeby zobaczyć niedościgniony ideał? Czy po to, żeby zajrzeć w życie innej ciekawej osoby? I jeszcze jedno pytanie – skąd w ogóle zastanawianie się, czy podążać za tym trendem, skoro w założeniu za trendami nie podążasz. :-)
Bycie sobą wychodzi nam najlepiej… Tak myślę…
Olga, dzięki wielkie za komentarz. Wiesz, nie traktuję tego jak trend. Tzn. być może jest to trendem, ale nie o to mi chodzi. Wszystko, co pokazuję jest prawdziwe i jestem w tym sobą. Lubię ładne rzeczy, lubię dokumentować miłe chwile. Nie czuję tu sprzeczności. I zapewne tak jest w większości przypadków. Ale to nie zmienia faktu, że to jedynie wycinek rzeczywistości. Dostałam wczoraj wiadomość o treści „chciałabym być tak idealna i poukładana, jak Ty” i mocno mnie to zastanowiło. Staram się publikować treści odpowiedzialnie, dawać odpowiedzi i podpowiadać rozwiązania, gdy jestem ich pewna, ale coś mnie tknęło dziś, że może w tym umiłowaniu estetyki jest coś niefajnego. Wszak, ta szara i mniej „reprezentacyjna” część życia również istnieje, prawda? Wiesz, ja jestem tu jedna, a Was jest 80 tysięcy. Zwyczajnie ciekawa jestem Waszego zdania :).
Dzięki za odpowiedź. :) Trochę starałam się sprowokować Cię tymi pytaniami, nie ukrywam. ;)
Myślę, że od zawsze staramy się pokazać naszą lepszą część na zewnątrz. Tak już mamy jako ludzie i nie ma w tym nic złego. Teraz tylko internet powoduje, że jest to jeszcze łatwiejsze – ukrócając inne formy kontaktu, pozwalając na brak weryfikacji. W takiej sytuacji faktycznie łatwiej przyjąć, ze ktoś inny jest cudownie poukładany, a my sami kompletnie rozpadnięci na kawałki. Tylko że tym cudownie poukładanym ludziom nie byłby potrzebny minimalizm czy inne narzędzia, bo one własnie po to do tego nam służą – żeby ograniczyć te sprawy, które są nam zupełnie niepotrzebne i trochę sobie życie poukładać. Wtedy nie pisałabyś o minimalizmie, ale o cudowności koloru białego. ;)
Najważniejsze, żeby być w zgodzie ze sobą i publikować to, z czym się zgadzasz wewnętrznie. Nie ma po co generować sobie dodatkowego chaosu robiąc coś wbrew sobie. :) Myślę też, że te osoby, które potrafią odpuścić bycie idealnym i sobie, i innym nie zgorszą się widząc nieposprzątaną kuchnię – bo przecież wiadomo, że kuchnia się brudzi, chyba że się jej nie używa. Póki tak jak piszesz „wszystko, co pokazuję jest prawdziwe i jestem w tym sobą” – to o to właśnie chyba chodzi. A sama treść (póki nie łamie ogólnie przyjętych norm i zasad) jest jakby drugoplanowa.
Szczerze? Bardzo by mi dobrze zrobiło zdjęcie Twojej brudnej kuchni. Niestety jestem perfekcjonistką i kiedy patrzę na te wspaniałe zdjęcia na instagramie często myślę sobie, że jestem jakimś gorszym dorosłym. Bo moje koty roznoszą żwirek po całym domu, w zlewie wiecznie są naczynia, a chłopak zamiast zasypywać mnie tulipanami leży i ogląda seriale. Powinnam mieć idealne mieszkanie, idealne paznokcie, nigdy nie mieć pryszcza na nosie ani bad hair day, same perfekcyjne outfity, trening codziennie i zdrową dietę. No i oczywiście nadal ciągnąć pracę na 2 etaty i studia. I mieć życie towarzyskie. NO BO PRZECIEŻ LUDZIOM SIĘ TO UDAJE, nie? No właśnie nie, ale mój mózg nie chce tego do siebie dopuścić.
Tak się z tym zgadzam, że aż nie wiem co mam napisać :) Może tyle- też chcę zdjęcie brudnej kuchni.
Nie umiem teraz znaleźć dokładnego cytatu, ale bodajże Katarzyna Dowbor powiedziała kiedyś, że jak czyta w wywiadzie że komuś udało się połączyć macierzyństwo i pracę zawodową, to wie że coś musiało jednak ucierpieć. I choć sprowadzenie życia do tych dwóch aspektów może wydawać się zbytnim uproszczeniem (bo zaraz odezwą się głosy dziewczyn, które świetnie wychowują maluchy i doskonale radzą sobie w pracy), to jednak coś w tym stwierdzeniu bardzo przemawia do mnie. Może dlatego, że sama jestem z tych osób, którym NO PRZECIEŻ JAKOŚ SIĘ TO WSZYSTKO UDAJE, ale kurczę – wiem doskonale, czym za to płacę i czasem mam momenty zazdrości tym, którzy wzięli na siebie mniej i mogą sobie pospać, obejrzeć serial, iść na spacer, albo po prostu zrobić coś spontanicznie bez szukania wolnego terminu w kalendarzu :P I myślę, że nawet za tym najbardziej dopracowanym i wyidealizowanym kontem na Instagramie muszą stać podobni ludzie: może to co pokazują faktycznie zawsze się im udaje, ale przecież jest tak wiele rzeczy, których na tych zdjęciach nie widać i których nigdy nie zobaczymy.
Tak więc ja do wyidealizowanych i przeestetyzowanych fotek z Instagrama mam ogromny dystans. Przeszkadza mi w nich natomiast zupełnie co innego, wspomnianego wcześniej przez M.: one są po prostu identyczne :/ Z całym szacunkiem do Ciebie, Kasiu, i do wszystkich innych osób, ale zdjęcia kawy i kwiatów na białych blatach i na tle białych ścian, wszystkiego w białej pościeli, białych biurek, minimalistycznych wnętrz, „table situations” itp. są do siebie tak toczka w toczkę podobne, że bez patrzenia na nick rzadko kiedy można domyślić się kto daną fotografię wrzucił ;) Dlatego ja obserwuję kilka ulubionych (i to raczej ze względu na osobę fotografującą niż na wartość fotografii) profili, bo jak widziało się ich kilka to widziało się już wszystkie ;)
To mnie ogromnie ciekawi. Z jednej strony szukamy (ja również, jako Czytelnik) na blogach autentyczności i indywidualizmu, a z drugiej strony cenimy estetykę i piękno. Ze zdjęciami na insta jest chyba tak, jak z piosenkami – lubimy te, które znamy. Lubimy zdjęcia, jeśli ich estetyka nam odpowiada, więc lubimy te, które są do siebie podobne, prawda?
No właśnie nie umiem na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć. Ja na Insta obserwuję chyba bardziej głową niż oczami, bo niektóre z tych odbitych od jednej sztancy profili obserwuję z prawdziwą przyjemnością, a na widok innych macham ze zrezygnowaniem ręką. Na szczęście są profile, które łączą dla mnie estetykę z oryginalnością, odpowiadającą mi tematyką i charakterem autora ;) Po cyfrowych czystkach zrobionych w ramach Wyzwania Minimalistki regularnie usuwam z obserwacji kanały, które jednak mi nie odpowiadają i dzięki temu bardzo lubię swój Instagram!
Kocham idealny ład, idealny porządek i wszystko na swoim miejscu. Mam wrażenie bałaganu i brudu u siebie w domu dopóki…. nie odwiedzę znajomych- WIELKI DZIĘKI DLA NICH, ŻE ŻYJĄ POWIEDZMY TWÓRCZO! A tak poważnie mieszkam w 3 osoby w 2 pokojach na 47, 5 m. Pracuję z domu, więc nie ma szans aby w domu był idealny ład i porządek tak jakbym chciała.
Wydaje mi się, że to wszystko kwestia podejścia. Gdy ktoś rozumie, że za większością pięknych zdjęć stoją godziny ćwiczeń fotograficznych, za pięknym filmem – sztab specjalistów, za cudowną sesją do magazynu – makijażystki, stylistki i, nie okłamujmy się, PhotoShop, to raczej nie ma problemu z popadaniem w skrajność. Ostatnio było głośno o dziewczynie – Essenie O’Neil – która była gwiazdą instagrama, a pewnego dnia uzmysłowiła sobie, że żyje w świecie sztuczności i popadła w kolejną skrajność,udowadniania, jak wygląda jej prawdziwe życie. Dodała kilka filmików rozczochrana i bez makijażu (choć wciąż piękna, nie ma wątpliwości) w których opowiada, jak oszukiwała swoich fanów. I wszyscy biją jej brawa na stojąco. A ja tego nie kumam. Czy nie mogłabym po prostu nie oszukiwać swoich fanów? Czy nie mogłaby po prostu dodawać swoje prawdziwe zdjęcia? Oznaczać współprace? A teraz prosi w swoich filmikach o wsparcie, bo rzuciła social media i nie ma za co zapłacić czynszu. Poza tym, wszyscy lubimy ładne rzeczy. Lubię oglądać inspirujące zdjęcia na Instagramie. Zakochałam się w Twojej filiżance i drewnianej podstawce. Ale czy oto oznacza, że w moim mniemaniu nigdy nie miałaś brudnego zlewu? Nie! Każdy ma czasem pryszcza na środku nosa, ale przecież nie robimy sobie wtedy zdjęcia do dowodu. Więc czemu mielibyśmy wtedy wrzucać selfie na Instagrama w dodatku #nofilter :D Jeśli ktoś ma z tym problem, że masz za ładne zdjęcia na Insta, to… jego problem. Ja niedawno dostałam komentarz, że nie jestem już wiarygodną blogerką, bo… zaczęłam robić za ładne zdjęcia. Widocznie byłam bardziej wiarygodna, gdy jeszcze nie wiedziałam, co to jest przesłona :D
Balbina, „gdy ktoś rozumie” to jest fraza absolutnie kluczowa! Dla mnie ta dziewczyna, o której piszesz to właśnie ofiara takiego niezrozumienia, jak to faktycznie działa. Ona została nauczona (głównie przez treści, które się w sieci pojawiały), że tak właśnie sztucznie kreuje się świat i na tym zarabia. Okazała się doskonałym przykładem wypaczenia. Ty tego nie kumasz, bo ktoś Cię nauczył, że wirtualny świat to nie jest jedyna rzeczywistość, w której funkcjonujemy, czego ona zwyczajnie nie wiedziała. I dlatego ja dziś zadaję sobie pytania, które właśnie zadaję. Żeby nie brać nieświadomego udziału w uczeniu młodych ludzi nieprawdy, chociaż dla mnie granica jest klarowna.
Znam Twoj blog od dawna, ale dopiero dwa dni temu przeczytałam kilka postów. Tym zdobyłaś mnie całkowicie, już Cię nie opuszczę (:D), bo to, co napisałaś, zmusiło mnie do myślenia. Nie potrafię przejść koło takiego tekstu obojętnie. Co więcej, utożsamiam się z nim, bo jestem jedną z tych osób, które myślą, że gdyby miały inne warunki, mogłyby mieć takie życie jak z Instagrama. Że blogerki to są takie super poukładane, zazwyczaj pięknie umalowane, ufryzowane, takie role model. Nigdy nie zdarza im się mieć w lato plam pod pachami, a w zimę nawet na mrozie wyglądają jakby niska temperatura nie robiła na nich wrażenia i nie mają nawet zaczerwienionego nosa ani kataru.
I dzięki Ci za ten tekst dlatego, że mnie uspokoił. Że blogerki też mają skazy i są normalnymi, czasem leniwymi, ludźmi :)
Kasiu, dziękuję bardzo :). Taki też był mój cel po cichu właśnie, żeby uspokoić. Pozdrawiam serdecznie!
Słowo się rzekło, czekam na brudną kuchnię.
Czy oczekuję od blogerek bycia idealnymi? Hmm, chyba nie. W tym plastikowym świecie coraz bardziej cenię sobie autentyczność. Ale daleko mi do demonizowania białych ścian na instagramie. Oprócz tego, że dążę do prostoty i minimalizmu, jestem też estetką. Lubię patrzeć na piękno. Lubię ładne zdjęcia i rzeczy. Sama staram się robić zdjęcia najładniej, jak potrafię. Dążenie do ideału jest formą pracy nad sobą, samodoskonalenia się, a to jest dobre. Fajnie, że chcemy być coraz lepsi, robić coraz lepsze rzeczy. O ile nie pędzimy do ideału na złamanie karku, dopóki nas to nie niszczy, to czemu nie?
dokładnie, patrząc na ładne zdjęcia też się inspirujemy i podpatrujemy co można by podpatrzec. Mnie to na przykład mobilizuje do tego, żeby posprzątać u siebie ;) lub poczekać i zaoszczędzić na ładniejszą zastawę stołową zamiast kupować pierwszą lepszą. Nie można popadac w skrajnosci
Mam tak samo. Jak się w sobotni poranek napatrzę na te piękne wnętrza, to od razu większej motywacji do sprzątania nabieram :) Usiąść w salonie z kawką w ręku i popatrzeć na tą uporządkowaną przestrzeń, bez śladu kurzu, walających się dupereli itp – BEZCENNE :)
A potem przychodzą dzieci…
Dajesz tą kuchnię! :) Chętnie podzielę się swoją – od roku w remoncie, z niedokończoną podłogą, wiszącą szafką, która stoi na ziemi… A jeśli chodzi o te wszystkie piękne zdjęcia, to ludzie lubią oglądać ładne rzeczy. Widzą u siebie rozbebeszone łóżko i nieodkurzoną podłogę, więc wchodzą na profile z wystrojem wnętrz i patrzą, jak to można mieć ładnie. Ale popatrzeć a mieć, to dwie różne rzeczy. Zawsze marzyłam o białym narożniku (tak pięknie wychodzi na zdjęciach udekorowany poduszkami i pledami). W zeszłym roku taki kupiłam. Nie uwzględniłam tylko tego, że mam psa z wiecznie brudnymi faflami i że w powietrzu jest coś takiego, jak kurz. Po miesiącu narożnik wyleciał. Ale nadal lubię oglądać idealnie urządzone pokoje z jasnymi narożnikami i innymi duperelkami, które mają za zadanie „spersonalizować” wnętrze a na żywo szlag by mnie trafił, gdybym kilka razy w tygodniu musiała to wszystko podnosić przy sprzątaniu. Tak że życie sobie, oglądanie ładnych zdjęć sobie. :)
To jest tak jak z tymi polskimi serialami. Oglądasz je, no i nie ogarniasz, jak dwudziestoparolatki są w stanie samodzielnie utrzymać się w Warszawie czy Krakowie (utrzymać tzn. mieszkać samemu w kosmicznie pięknym mieszkaniu, codziennie jadać na mieście, spotykać się w kawiarniach, szopingować itd itp) pracując np. w kawiarni. Albo zaraz po studiach ogarniać pracę w topowej kancelarii czy biurze projektowym.
Ale oglądasz te seriale…bo ludzie szukają w mediach rozrywki, wytchnienia, relaksu. Chcą UCIEC od rzeczywistości – od brudnej kuchni, prania, które powoli wychodzi z kosza, kłopotów w pracy…Czy pokazywanie prawdziwej rzeczywistości odpowiedziałoby na te potrzeby? Nie bardzo. Zwłaszcza w prime time.
I tak samo jest z mediami społecznościowymi. Kiedy wchodzę na Instagrama, zazwyczaj poszukuję chwili wytchnienia albo inspiracji, czegoś co pozwoli mi naładować kreatywne akumulatory. A nie wyobrażam sobie karmienia umysłu obrazkami kuchennego bałaganu, który sama widzę na co dzień u siebie :)
Być może są osoby, które ogarniają swoje profile realistycznie, z pewnością są też blogi, które koncentrują się na szarej rzeczywistości. Ale ma to już związek z osobowością autora oraz koncepcją treści, jaką sam sobie na początku zarzucił. W każdym innym przypadku takie zdjęcia potraktowałabym jako ogromną zmianę w kierunku kompletnie innego wizerunku. Zresztą sama widzisz, które zdjęcia zdobywają na Insta najwięcej serduszek. Ciekawe, zabawne…i zawsze piękne, dobrej jakości.
Katarzyno, pomyśl też o tym w ten sposób – zdjęcie Instagrama to element wizerunku, który(chcąc nie chcąc) kreujesz poprzez bloga, profil FB i inne serwisy społecznościowe. Pomyśl, czy w aż takim stopniu chciałabyś zapraszać ludzi do swojego prywatnego życia? Dla mnie idealne fotki blogerek to też pewien sposób ochrony swojego normalnego, ludzkiego życia, zarezerwowanego jedynie dla najbliższych.
I tu właśnie jest dla mnie duża sprzeczność. Z jednej strony idziemy na blogi, bo tu jest ktoś prawdziwy, a z drugiej strony nie chcemy, żeby tą prawdę serwował, bo szukamy przecież rozrywki i ucieczki od tego, co mamy na co dzień. Odnośnie wizerunku – ja go „kreuję” niezwykle świadomie, od pierwszego momentu, gdy zaczęłam publikować gdziekolwiek. Ale nie ma we mnie zgody na fałsz. Wizerunek ma być autentyczny, prawdziwy i spójny, tylko wtedy ma sens. Do tego dochodzi odpowiedzialność za publikowane treści, o czym chyba duża część blogerów i blogerek zwyczajnie zapomina.
No tak, trudno wytłumaczyć i ogarnąć to, czego ludzie oczkują dzisiaj od mediów, od blogów…To rzeczywiście sprzeczność, masz rację.
Może to jest tak: blogosfera odgrywa dzisiaj bardzo duże znaczenie prawda? Sama napisałaś, że świadomie kreujesz swój wizerunek, że jesteś odpowiedzialna za swoje treści (i słusznie zauważyłaś, że wielu blogerów o tym zapomina). A autorzy poczytnych blogów (a Twój z pewnością się do takich zalicza) stanowią dla swoich czytelników pewien wzór do naśladowania, tak jak kiedyś wzorem do naśladowania były bohaterki ulubionych seriali.
I to się bierze stąd. I w tym tkwi cała sztuka. Żeby dawać ludziom to, co chcą oglądać a przy tym pozostać w zgodzie ze sobą, szczerym i autentycznym autorem. Bo czytelnik poznaje fałsz, tzw. „ustawkę” w try miga.
Wiem, to się wydaje zagmatwane jak związki Forresterów w Modzie na sukces no ale…jest do zrobienia. Twój blog jest zresztą najlepszym przykładem. Chyba nie przesadzę, jeżeli określę to formą marketingu, Personal Brandingu, budowania swojej marki. O, wiem! Określę to formą świadomego (!) marketingu. Bo warto uwzględnić różnicę pomiędzy takimi blogerami jak Ty (którzy tworzą wartościowy content i tym przyciągają czytelników), czy autorki takich blogów, jak Joulenka, Kameralna czyJoanna Glogaza ze Styledigger, a takimi, którym zależy jedynie na współpracy z markami i szeroko pojętym „fejmie” płynącym z posiadania bloga. U tych drugich działa marketing jak z telezakupów Mango – byle sprzedać. Żal, ze najczęściej sprzedają siebie.
mnie najbardziej przeraża…że kiedy wchodzę na insta to te kwiatki, kubki, wnętrza nawet….to wszystko jest tak do siebie podobne, że gdyby nie patrzeć na nazwy, można by pomyśleć, że to jednej osoby. Zero indywidualizmu w tym niestety.
To mnie ogromnie ciekawi. Z jednej strony szukamy (ja również, jako Czytelnik) na blogach autentyczności i indywidualizmu, a z drugiej strony cenimy estetykę i piękno. Ze zdjęciami na insta jest chyba tak, jak z piosenkami – lubimy te, które znamy. Lubimy zdjęcia, jeśli ich estetyka nam odpowiada, więc lubimy te, które są do siebie podobne, prawda?
To raczej świadczy o tym kogo na instagramie oglądasz i jakich treści szukasz, a nie tego że „wszystko” jest podobne. Bo dla przykładu na moim insta pokazują się białe ściany i kwiaty, ale także motocykle enduro, góry i jeziora. Co kogo interesuje.
Ja mam mieszane uczucia. Z jednej strony przyznam że trochę mnie mierzi oglądanie co jakiś czas kilku zdjęć – powiedzmy tulipanów – z rzędu, ale z drugiej strony każdy dodaje coś wyjątkowego od siebie i ze zdjęcia tulipana może powstać coś ciekawego. Wolę oglądać ładne obrazy niż brudną kuchnię, przyznaję bez bicia. Wolałabym żebyś ją pokazała po sprzątnięciu ;) Wiem że nie jesteś idealna, nie możesz mieć non stop porządku i 24h/ dobę ułożonych włosów. Nikt nie jest w stanie tego zrobić. Ale myślę że media takie jak np. IG zostały stworzone żeby pokazać jakieś uchwycone chwile właśnie w tych momentach kiedy jest idealnie. Mam taki przykład nawet, że przestałam obserwować osobę która złamała konwencję. Bez nazwisk, może ktoś skojarzy, nie o to chodzi. Otóż ta osoba pomyślała, że jest tyle zdjęć przykładowej owsianki z chia ;) czyli niewątpliwie trendu na zdrowe jedzenie, a ona ma tego dość i będzie wrzucać zdjęcia tego co je naprawdę (albo zaczęła jeść takie rzeczy na przekór, nie jestem pewna). A mimo że robi ładne zdjęcia, ja nie mam ochoty patrzeć jak je parówki, rogaliki z paczki albo inne rzeczy których ja już od dawna nie jadam. Wiem że nie robi sobie tym przysługi i po prostu nie chcę oglądać takich obrazków które są wbrew trendowi dla zasady (moim zdaniem, oczywiście to jej wolny wybór i wola – znajduje też swoich odbiorców, więc wszystko w porządku). Pomyślałam że to jednak dobry przykład na to, że takie pójście pod prąd może się komuś nie spodobać. Myślę że bardziej takie nowoczesne media jak snapchat są do pokazania się od tej bardziej ludzkiej strony, zza kulis ;) Jednak obraz sfotografowany bardziej do mnie przemawia kiedy jest po prostu ładny. A widok backstage niech zostanie znany tylko dla autora zdjęcia :)
Dzięki za szczerość, doceniam bardzo nawet, jeśli odrobinę budzi mój sprzeciw :)).
Rozumiem, ma prawo! :) To tylko moje subiektywne odczucia którymi chciałam się podzielić :)
I za to jestem bardzo wdzięczna :).
Czy Ty do mojego czystego mieszkania pijesz? ? link nie działa, więc pewności nie mam ;)
PS polecam system sprzątania 15 dziennie. Codziennie. Niemalże się nie czuje, że faktycznie sprząta.
Oczywiście, że do Twojego, a link już poprawiłam;). A system 15 minutowy + minimalizm w posiadaniu to jedyne, co trzyma nasze mieszkanie w ryzach :).
A to chyba właśnie z potrzeby przełamania tych ideałów wynika popularność Ch…. Pani Domu – więc odpowiadając na Twoje pytanie – nie, blogerki nie muszę być doskonałe, żeby czytelnicy chcieli je czytać i oglądać. Myślę, że mocniejsza więź (o ile w przypadku internetu można mówić o więzi), powstaje, gdy widzą w blogerce szczerość (np. jak u Dr Lifestyle) – bo, nie ukrywajmy, my jednak w większości przypadków wiemy, które zdjęcia są ustawiane, które są pozowane, a które spontaniczne, choćby nie wiem jak blogerka się starała, to często jednak widać!
Na mnie większe wrażenie robi przeczytanie postu o tym, że czasem się coś nie udaje, nie zawsze jest super kolorowo i tęczowo, niż oglądanie serii cukierkowych zdjęć przedstawiających to samo = bajkowe (czyt. nierzeczywiste) życie kogoś, kto pracował nad daną pozą przez godzinę (fajny szum zrobiła o tym jakiś czas temu Youtuberka zdaje się, szczerze mówiąc o tym, ile wysiłku wkładała w każde wrzucane na Instagram zdjęcie).
Jasne, że fajnie się inspirować, motywować – ale dużo łatwiej insirować się kimś, o kim wiem, że ma wzloty i upadki tak jak ja, jak my wszyscy – i dodatkowo nie boi się o tym mówić. Pokazywanie, jak to wszystko u mnie idealnie wygląda to nie rozmowa, do czego wydaje się blogerzy dążą – to monolog.
A ja bym wrzuciła. Kiedyś wrzuciłam zdjęcie mojego zajebistegego śniadania:) czyli skorupek po jajkach z plamką ketchupu na talerzu:) tylko mnie nie obserwuje nawet 100 osób. Może dlatego:)
Też już mam dosyć białych kuchni, kaw, płaskich brzuchów i nasion chia w internecie.
Kasia, świetnie jak Ty i inne blogerki pokazujecie piękne zdjęcia. Uwielbiam je oglądać, bardzo mnie inspirują i często mobilizują, żeby u siebie coś zmienić czy zrobić porządki. Jednak faktycznie, po setnym idealnym zdjęciu zaczynam wpadać w kompleksy, zastanawiać się, dlaczego inni potrafią być tak idealnie poukładani i kreatywni, pięknie komponować zdjęcia i jeszcze być fotogeniczni, a ja nie. I wtedy (raz na jakiś czas) przydałby się ten kubeł zimnej wody w postaci obrazu dalekiego od doskonałości.
Patti, bardzo dziękuję za szczerość. Myślę, że to jest właśnie mi najbliższe – kubeł zimnej wody raz na jakiś czas. To wszystkim chyba zrobiłoby dobrze :).
Blogerki nie są i nie muszą być doskonałe i myślę, że każdy rozsądnie myślący człowiek to wie. Życie pokazywane na blogu to jak dzisiejsze czasopisma, ładne, wygładzone, fajnie się ogląda, ale każdy wie, że z prawdziwym życiem ma to niewiele wspólnego (poza jednym blogiem, którego nazwy nie wymienię dla spokoju świętego twórcy). Pooglądać, pozachwycać się i wyrzucić z pamięci. I zgadzam się z jedną z poniższych opinii – że to wszystko na jedną modłę. I dlatego nie zapada w pamięć.
Aga, szczerze? Mam wątpliwości, czy „każdy rozsądnie myślący człowiek to wie”. Niby wiemy, ale jednak, jeśli ciągle widzimy uładzony ideał, to w końcu ktoś bardziej wrażliwy zacznie myśleć tak, jak niektóre dziewczyny przyznały (za co jestem im ogromnie wdzięczna, bo dotychczas się tego tylko domyślałam), że zamiast inspirować się, zaczynają w siebie wątpić, bo nie dostają do tego poziomu doskonałości.
A czasopisma też mamy różne. Jest Vogue, ale są też Wysokie Obcasy, albo Sens. Nie wszystkie treści tam przeczytane chcę wyrzucić z pamięci.
Też mi się wydaje że nie każdy to wie. Myślę, że jest grupa osób, które są prawie pewne, że życie obserwowanych blogerek składa się z samych cudownych momentów nad kubkiem kawy. I inna grupa (do której zaliczam siebie) – ci, którzy zasadniczo wiedzą, że blog to pewna kreacja, że zdjęcia pokazują tylko fragment życia, a jednak co jakiś czas pojawia się w nich myśl „ona to jednak jest idealna, ona to wszystko tak super ogarnia”.
Można uznać „ich problem, są głupi”, ale dla mnie cenne jest to, że Kasia jednak o nich myśli i próbuje coś z tym zrobić. Zadaje sobie pytania o to, co widzą czytelnicy i jak to odbierają. Szukamy inspiracji, ale też potwierdzenia, że damy radę wprowadzić tę inspirację w życie :)
Dzięki wielkie, Makate. To, co napisałaś jest dla mnie bardzo cenną wskazówką: „Szukamy inspiracji, ale też potwierdzenia, że damy radę wprowadzić tę inspirację w życie”. Czytając komentarze bardzo się cieszę, że mam świadome Czytelniczki, które wiedzą, że idealny świat nie istnieje i żaden styl życia nie jest lepszy od innego. Jednak czułam, że są osoby, które w poszukiwaniu tej inspiracji i ideału potrafią się zatracić i dlatego jestem tak bardzo wdzięczna za te właśnie głosy w komentarzach. Pozwolą mi mądrzej i bardziej świadomie formułować treści i myśli.
Oczywiście, że nie wszystkie teksty, bo i nie o tekstach tu mowa. Ale czy Vogue czy WO czy inne czasopisma powalają na pewno ilością zdjęć… reklam. A co do inspiracji zdjęciami z instagrama, myślę, że sami sobie ludzie szkodzą, przywiązani do telefonów, tabletów, w każdej chwili patrzący na te zdjęcia do tego stopnia, że mam wrażenie, z czasem przestają odróżniać świat wirtualny od rzeczywistego i to, co kreuje świat Internetu uważają za prawdę. Tak jak dzieci wierzą, że to co w bajce jest prawdziwe. Może czasem warto spojrzeć na to brudne pranie, zadeptaną podłogę czy inny bałagan (niekoniecznie na blogu, ale u siebie w domu) i uświadomić sobie, że to jest prawdziwe życie. Oczywiście, że miło pooglądać fajne, ładne zdjęcia, pozachwycać się, zainspirować, ale też nie negujmy i nie uważajmy za gorsze swojego świata, swojego życia i swojego bałaganu. Życie toczy się tu i teraz i nie warto zastanawiać się nad ideałami, których nie ma. Nikt nie jest jest i nie musi być doskonały, bo realne życie też takie nie jest. Lubię zaglądać na Twój blog, oglądać Twoje zdjęcia i czytać Twoje teksty, inaczej by mnie tu nie było, ale doceniam też swój dom, pracę, swoje życie choć inne od Twojego, ale moje. I może nie o tym tu była mowa, ale o to chyba chodzi, żeby nie zapominać, że nie jesteśmy od kogoś lepsi, czy gorsi, jesteśmy po prostu inni i w tym cały urok.
Nie jestem pewna, czy zdjęcie jednej lub nawet dziesięciu brudnych kuchni by coś zmieniło.
Jest takie (chyba) angielskie przysłowie – trawa jest zawsze zieleńsza po drugiej stronie płotu. Idealnie tu pasuje. Nieważne, jak bardzo postarasz się urealnić swój wizerunek – i tak znajdą się osoby uważające, że Twoje życie jest idealne pod każdym względem, a ich nie. Nie jestem blogerką, nie mam nawet Instagrama, lecz kilka razy spotkałam się z opiniami dalszych znajomych, że przecież moje życie jest tak idealne i cudowne. Tak, mówię ich raczej o dobrych rzeczach, lecz czy to oznacza, że te złe nie istnieją? Zamiast doceniać to, co mamy wolimy skupiać się na innych – oni są lepsi, szczęśliwsi, ich mieszkanie jest zawsze wysprzątane, kwiatki idealnie rosną a zwierzaki nie tracą sierści. My chcemy w to wierzyć i nie przyjmujemy argumentów, że tak nie jest.
Teraz trochę lukru. Według mnie ten blog chyba od samego początku trafia w złoty środek. Nie jest cukierkowy, tak słodki, że aż mdli, nie pokazuje idealnego, wręcz nierealnego życia bez jakichkolwiek problemów lecz jednocześnie nie wpada w „jest mi tak źle i strasznie, pocieszcie!”. Pokazuje fragment Twoje życia – ten ładniejszy, jednak bez sztucznego udawania, że tak wygląda całość. Jeśli mnie pamięć nie myli to kilka razy wspominałaś o bałaganie w kuchni, wielokrotnie o mało doskonałym materacu zamiast łóżka. Nie oczekuję, że nagle pojawi się zdjęcie tego bałaganu, gorszego dnia – po co? Rozumiem też, że można po prostu nie mieć ochoty na informowanie świata o takich rzeczach.
Są oczywiście panie, które kreują idealny wizerunek. Zawsze mega zdrowe i wartościowe śniadanie, idealny wygląd, idealny strój (co z tego, że kompletnie niedostosowany do pogody, przecież blogerki nie marzną), idealny związek – mi to nie przeszkadza. Jeśli chcą sprzedawać kreację zamiast rzeczywistości – proszę bardzo, ich wybór. Prowadząc bloga sama nie chciałabym chwalić się gorszymi fragmentami swojego życia. Jeśli ktoś przez to wpada w kompleksy nie mogą doścignąć nieistniejącego ideału to może najpierw powinien sam sobie uświadomić, że to kreacja, iluzja, że tak nie wygląda rzeczywistość zamiast oczekiwać, że ktoś inny mu to udowodni?
W internecie wolę oglądać wysprzątane mieszkania, czyste kuchnie. Od oglądania bałaganu mam własną kuchnię!
Strony społecznościowe (instagram, fb no i oczywiście nasze blogi) mają to do siebie, że oglądający widzi nas w taki sposób, w jaki my chcemy. Pokazujemy tylko to, co nam się podoba.
Jesteśmy ciągle oceniani, a lubimy sprawiać tylko pozytywne wrażenie, stąd te idealne obrazki wszędzie (pisałam o tym u siebie w poście o tym dlaczego nie lubimy siebie na zdjęciach).
Tak już jest i tyle. Chyba trzeba to zaakceptować i też wrzucać ładne obrazki albo robić swoje i jak się nie chce to nie dbać o idealne ujęcia :D
Mam pytanie odnośnie materiałów – z jakiego materiału wybrać eleganckie spodnie na lato? Maksymalnie zależy mina tym, aby były przewiewne, bo strasznie szybko się pocę. Całe życie przechodziłam w jeansach.
Pozdrawiam!
Mrau, wybacz, ale rozbawiło mnie Twoje pytanie akurat pod tym tekstem :)). Ale do rzeczy, zamiast jeansów polecam wiskozę lub lyocell, ewentualnie len jest super wyborem, jeśli nie przeszkadza Ci gniecenie się.
Jak dla mnie to inspiracja do lepszego życia, ale wiem, że nikt nie jest idealny i nie musi taki być :))))
Cieszę się, że dopiero dziś przeczytałam Twój wpis, bo trafiłam na ogrom ciekawych i mądrych komentarzy a przy okazji dziewczyn. Ja do póki nie założyłam sobie insta to byłam pewna, że to portal do wrzucania selfie.. Naprawdę, dopiero po założeniu konta przepadałam ile inspiracji, ciekawych ujęć i historii. Sama postanowiłam nie wrzucać porannej kawy (chociaż kusi) ale widoki o których chciałabym pamietać za rok lub dwa lub dziesięć. Często się przeprowadzamy i bardzo żałuje, że wcześniej nie wpadłam na ten pomysł, żeby zapisywać na insta ciekawe miejsca i chwile. Motywuje mnie to to wyciągania telefonu cześciej, spaceru inną drogą.. Doceniam chwile których bym w życiu nie zauważyła lub nie zapamiętała gdyby nie ta instagramowa motywacja.
żeby uwieczniać miłe chwile i ciekawe miejsca nie trzeba od razu zakładać instagrama. Wystarczy robić zdjęcia i je mieć :-)
Pewnie, że nie trzeba mieć insta, ale skoro motywuje i cieszy to dlaczego nie ?
Bałagan w kuchni oznacza jedno – kuchnia jest wykorzystywana w sposób właściwy, czyli tam właśnie gotujesz, pieczesz, jesz. Ok, czasami nie starczy czasu na sprzątanie. Ale to Twoja kuchnia. Zawsze bawią mnie fotki kuchni tak błyszczących jak dzień po montażu czy też wziętych wprost z katalogów. Życia w nich nie widać… A szkoda.
Nie muszą ;) ja tam bym chętnie zobaczyła czy poczytała czasem o tym, że blogerka którą podziwiam też (tak jak ja) miewa trudne dni. Że nic jej się nie chce, plan dnia się rozpada albo ma w domu bałagan i zamiast go sprzątnąć ogląda seriale. Nie chodzi o to by pisała o tym non stop-to by zresztą nie było prawdziwe, skoro takie dni trafiają się jej tylko czasami. Ale to by było jakimś takim potwierdzeniem czy przypomnieniem że ona też jest człowiekiem, że popełnia błędy albo nie ma siły. To nie musi być zdjęcie bałaganu-ale pamiętam jak pozytywne wrażenie zrobił na mnie post Asi Glogazy o tym że chciałaby jeść mniej słodyczy. Takie przyznanie się do wad mnie nie odrzuca, wręcz przeciwnie-jeszcze bardziej doceniam zalety :)
Zawsze byłam świadoma tego co dzieje się za kulisami i jak to ktoś dobrze ujął w jednym z komentarzy pod Twoim zdjęciem – instagram to kreacja i właśnie dlatego ludzie ciągle z niego korzystają. Najważniejsze jest to by się w tym nie zatracić, nie gnać za ideałami tylko chwytać piękną codzienność ;)
Wiktorio, ja również jestem świadoma, że za kulisami dzieje się wiele, ale nie zawsze jest to kreacja. W moim przypadku nie jest, to moja rzeczywistość, ale siłą rzeczy tylko jej część. Niestety, jest wiele młodych osób, ale nie tylko, które nie mają świadomości tej „kreacji”. Jest też wiele osób świadomych, ale wrażliwych i podatnych na te treści. Stąd moje pytania kierowane do Was, ale i do samej siebie.
Kasia, zwróć proszę uwagę na stylistykę swoich tekstów pod kątem nadużywania przysłówka „ogromnie”. Razi to, bo powtarza się kilkakrotnie zarówno w tekście, jak i potem w Twoich odpowiedzi na komentarze. PS. Zero złośliwości. Ciepło pozdrawiam :)
Kiedy ja ogromnie lubię słowo ogromnie! :) A tak poważnie, mam takie różne maniery, gdy pisałam książkę mój przyjaciel zwrócił mi uwagę, że miałam tendencję do masowego zdrabniania słów :).
Wręcz przeciwnie, wolałabym żeby były mniej doskonałe, bo patrząc na ten piękny świat depresji można dostać. Nie no dobra, z tą depresją to żartuję. W kwestii doskonałości czy też jej braku, piszę jednak serio. Nikt nie jest doskonały i od nikogo tego nie oczekuję, od blogerek również. Wiadomo, pewien poziom zachować trzeba – nie ukrywajmy, że zdjęcie pięknego zestawu ubrań na tle hałdy pomiętych i rzuconych byle jak betów nie wygląda zbyt reprezentacyjnie, ale z kolei brudny kubek w rogu jeszcze nikogo nie zabił. Oczywiście, że fajnie jest promować modną owsiankę z chia (to znaczy dla mnie jako paleo nie fajnie ;), ale wiadomo o co chodzi), tylko że ja nie wierzę, że wszystkie te mega-zdrowo-jedzące-i-dużo-ćwiczące dziewczyny faktycznie takie w 100% są (sorry, za stara jestem na takie bajki, a poza tym sama czasem łamię moje święte zakazy). Podsumowując – poproszę o normalność :)
Pierwszy raz wchodzac na ten blog poczulam sie rozczarowana. Wpis totalnie o niczym, a to zdjecie podwazylo wiarygodnosc piszacej, referat o perfekcjonizmie i zdjecie ktore podpisalabym tak blogerki sa perfekcjonistkami. Otwarta zmywarka wow…to ten uczciwy balagan. Lubie tego bloga ale to bylo niefajne.
Mega, przykro mi, że mój bałagan Cię rozczarował. Tak właśnie tego dnia wyglądała moja kuchnia. Nie zamierzam jej „podrasowywać” ani w jedną, ani w drugą stronę. To jest właśnie autentyczność,o której piszę.
czytałam gdzieś ostatnio, że rozpowszechnienie się zwyczaju robienia selfie spowodowało ogromny wzrost ilości wykonywanych operacji plastycznych. nie pamiętam liczb i nie chcę zmyślać, ale skok był naprawdę niewyobrażalny. także upiększamy wszystko, nie tylko te nieszczęsne kuchnie ale i siebie.
mam mieszane uczucia. Z jednej strony faktycznie patrzymy na wyidealizowany kawałek świata różnych ludzi, ale z drugiej strony mnie to motywuje. No co mam zrobić, że jak mi się nie chce wchodzę na insta, pooglądam obrazki i mam siłę żeby ogarnąć w domu i pomalować paznokcie :)
I szczerze mówiąc dobrze mi z tym. Mam fajną rodzinę, ukochanego synka i porządek w mieszkaniu, dobrą pracę i nawet od czasu do czasu chwilę dla siebie. Jak się to udaje – trochę dyscypliny i dobry Mąż, który jest moim partnerem i dzielimy się obowiązkami. Też mi się czasem nie chce, też nie mam siły. Instagram traktuję jako motywację i niech tak pozostanie. Jak leżałam ledwo żywa po porodzie, kilka tygodni zbierałam się do życia, płakałam i nie wiedziałam co się dzieje poobserwowałam kilka młodych mam – co zobaczyłam? Zadowolone mamy i ich dzieciaki, doszłam do wniosku, że można. Uwierzyłam w to i po kilku tygodniach okazało się, że można :)
Pensjonarka, dziękuję za komentarz. To bardzo interesujący punkt widzenia.
Nie muszą być doskonałe, ale z drugiej strony na co dzień otacza nas szarość i czasami ciężko być pozytywnie nastawionym. Dlaczego więc kreując nasz kącik w sieci nie starać się by był doskonały? Myślę, że jak coś robimy to to też wchodzi w życie właśnie w naszym prawdziwym życiu. Aby zrobić ładne zdjęcie kuchni, to sprzątamy. Czy to jest złe? Nie, bo to znaczy, że ci zależy. Nie mówię, że wstawienie fotki, która pokazuje bałagan jest złe, raz na jakiś czas okej. Nie postrzegajmy naszych starań jak kłamstwo, mądrzy czytelnicy/obserwatorzy wiedzą, że jesteśmy ludźmi, a nie boginiami i też miewamy słabsze dni;)
Mam do tego dystans w sumie, domyslam sie jak wyglada caly backstage tych cukierkowych obrazkow, bo sama czasem probuje zrobic zdjecie na bloga, spychajac poza kadr to, co mi nie pasuje;) jednoczesnie instagram stracilby caly swoj bajkowy urok, gdyby pokazywal zycie bez upiększen… Nikt rozsadny nie strzela sobie w kolano zenujacymi „pamiatkami”. Zdjecia swoje czy dzieci tez cenzurujemy wybierajac najkorzystniejsze ujecia… A balagan…niektorzy pokazuja, niby z doza autoironii, jacy to sa nieidealni. Uwazam to tez za pewna kokieterie -owszem, jest domowy chaos, ale stworzony z pieknych markowych zabawek, pastelowych mebelkow, ze stylowym designem w tle. Nawet balagan dowodzi zyciowego sukcesu i dobrego smaku. Autor zas o tym wie:)
a mnie mdli od tych słodko pierdzących zdjęć. I nie chodzi o to, że są idealne, tylko, że są wszystkie identyczne. jakby wszyscy naraz uwielbiali tulipany (ewentualnie piwonie), nasiona czegoś tam i białe mebelki. Nie ma własnego gustu, indywidualności, różnic, skrajnych upodobań. Wszystko na jedno kopyto. Jak teraz jest modna Skandynawia, to wszyscy na jedno kopyto, nawet się nie zastanowią czy im się to podoba.. Jak widzę na insta setne zdjęcie z elementarzem Kasi Tusk, setne w tej samej konwencji to się zastanawiam czy to jeszcze różni ludzie, czy klony.
zapomniałam….Zdjęcie Twojej kuchni to nie jest zdjęcie brudnej kuchni.
Iwona, to jest zdjęcie bałaganu w kuchni. Mojego bałaganu w mojej kuchni. Tak właśnie tego dnia wyglądała moja kuchnia. Nie zamierzałam jej „podrasowywać” ani w jedną, ani w drugą stronę. To jest właśnie autentyczność,o której piszę.
ale ja absolutnie nie miałam na myśli tego, ze powinnaś coś podrasowywać, nie być „autentyczna” , że to jest czy nie jest Twoja kuchnia i inne takie. Ja po prostu twierdzę (a jestem pedantką, genetycznie od pokoleń) że to co widzę na zdjęciu nie nazwałabym bałaganem.
Iwona, no nie mogę się zgodzić. Skoro mam na blacie brudne naczynia, brudną patelnię, śmieci i puste opakowania po produktach, to ciężko to nazwać porządkiem, a contrario jest to więc bałagan.
Napiszę z punktu widzenia osoby, która czyta głównie blogi na temat szycia. Bardzo imponują mi blogerki, które potrafią jasno opisać, z czym miały w danym projekcie problemy, ile razy musiały pruć czy poprawiać, czasem wręcz przyznać się, że wyszedł spod maszyny niewypał. Każda szyjąca osoba wie, że uczymy się na błędach, ale oglądanie tylko zdjęć idealnie wykończonych ubrań może sprawiać wrażenie, że robi się ich jakoś więcej niż inni. A to nieprawda. Po prostu w Internecie widzimy zazwyczaj tylko te projekty, które się akurat udały. Cieszy mnie, że coraz więcej blogerek decyduje się na tą transparencję wobec czytelniczek. To zwiększa ich autentyczność w moich oczach, pozwala się utożsamić, a potem lepiej znieść własne, szyciowe porażki.
Wydaje mi sie, ze jak we wszystkim trzeba znalezc zloty srodek. Mozna patrzec na te piekne, wypieszczone zdjecia i sie nieco nimi zainspirowac, uwazajac przy tym by nie popasc w kompleksy. Moim zdaniem, kazdy kto ma zdrowe podejscie do zycia, zdaje sobie sprawe, ze nie zawsze jest tak idealnie jak na zalaczonych obrazkach. Podejrzewam, ze jakby tak zawsze perfekcyjnie bylo, to by nasze zycie strasznie nudne bylo i chyba stracilibysmy radosc zycia.
Tak wiec niech nas ciesza te piekne chwile i starajmy sie znalezc wlasny sposob na siebie.
Fajnie, ze ten temat poruszylas. Moze w ten sposob 'odczarujesz’ po czesci ten swiat perfekcyjnych blogerek.
P.S.
A co do ziarenek chia to nie mam nic przeciwko;) podpatrzylam, sprobowalam i polecam.
No wiem, wiem. Biedne te nasionka chia, oberwało się im przez przypadek rykoszetem :).
:)
A wiesz Kasiu, ja ostatnio podchodze inaczej do Instagramu, on jest dla mnie motywacja, by zdrowiej sie odzywiac. Bo zeby moc na niego cos kolorowego wrzucic, najpierw musze to sobie przygotowac, a jak juz przygotuje i obfoce, to przeciez nie wyrzuce, tylko zjem, z korzyscia dla zdrowia. Biore z Insta to, co najlepsze i nie przejmuje sie statystykami. Pozdrawiam serdecznie Beata
Uważam, że te piękne, wymuskane mieszkania, stylizacje, ciala, posilki- mam na myśli wszystkie blogi a nie tylko Twój – mają na celu inspirować ludzi. Potem oczywiście wydaje nam się że co drugie mieszkanie wygląda jak z katalogu ikea, wszystkie na ulicach nosimy ramoneski bo w czasopiśmie xyz mówili że to hit sezonu, wszystkie ćwiczymy z Chodakowska i jemy na śniadanie jaglankę bo dieta bezglutenowa jest na topie. Ale same dokonujemy tych wyborów, jeśli na insta pojawiają się tylko 'skandynawskie wnętrza’ to znaczy że gdzieś wcześniej same ten filtr ustawilysmy :-) jedyna rzecz która gdzieś mi przeszkadza w odbiorze blogów ma miejsce w przypadku tych kulinarnych – bo moje wypieki rzadko kiedy dorównują wyglądem tym że zdjęć z bloga ale najważniejsze jest zdrowe podejście. Nie wszystko musi być idealne, mieszkanie jest do mieszkania a nie do sprzątania (choć sama swoje odkurzam regularnie), jedzenie choć pięknie serwowane ma przede wszystkim smakować, wyrzezbione ciała mogą mnie inspirowac- im się udało, ja też mogę próbować a stylizacje niech pozostaną nienaganne bo pobudzają do kreatywnego tworzenia własnych modowych zestawień :-)
Nie wierzę, by jakakolwiek blogerka była doskonała i nawet się nad tym nie zastanawiam. Też mam w swoim życiu takie rzeczy, które mogłabym pokazać i byłyby doskonałe. Do tego takie nie doskonałe. Ale fajniej się ogląda doskonałe.
Gdy ostatnio robiliśmy zdjęcia do przepisu na bloga, mąż zrobił fotkę procesu twórczego ;) Nazwał to szukaniem wycinka perfekcji w chaosie :)
Wiadomo, nikt nie jest idealny. A blogerzy i osoby publikujące w sieci, według mnie powinny w szczególności przykładać wagę do selekcji udostępnianych treści. Bo tak jak osobiście nie pokażę ani nie opiszę nigdzie swojego obszaru życia prywatnego, czy wręcz intymnego, tak nie widzę potrzeby dzielenia się czymś, co w żaden sposób niczego nie wnosi dla moich czytelników / obserwatorów (pociągnijmy tu ten przykład chociażby z bałaganem :) ). Do zdjęć podchodzę jak do inspiracji albo możliwości podzielenia się nowymi miejscami (fotografie podróżnicze), tego też zazwyczaj sama poszukuję. Oczywiście, że każdy z nas ma gorsze dni, to normalne, że możemy mieć bałagan albo zjeść w biegu, jednak tego uświadcza każdy z nas, więc czy na pewno chcemy sięgać po te same treści, które nierzadko mamy na co dzień tuż obok? Tu warto odnieść się do celu, jaki ktoś ma prowadząc bloga czy inny profil społecznościowy :) Grunt to oddzielić prywatność od tego, czym naprawdę warto / chcemy się podzielić.
Pół dnia dzisiaj myślę o tym właśnie temacie :) Gdzie jest ta granica „filtra” i podrasowanej rzeczywistości. Z jednej strony, jak najbardziej promujmy estetykę i wrażliwość na dobrze zaprojektowane rzeczy, wnętrza, architekturę naszych miast etc. Bo jeszcze w tym temacie jest bardzo dużo do zrobienia. A z drugiej, faktycznie, stawiajmy na jakąś indywidualność i prawdziwość. I pokazujmy coś więcej niż trzysetnego flat lay’a z kwiatem i kawą ;) Albo przynajmniej dołóżmy do niego jakiś element zaskoczenia, może .. :)
Co mnie jeszcze uderzyło w szeroko pojętej blogosferze, którą intensywnie poznaję dopiero od miesiąca (ale może właśnie dzięki temu mam jakieś „obce” i świeże spojrzenie na wiele kwestii), to chyba jednak często brak dystansu. To idealne śniadanie czy ta nowa bluzka w paski opisywane są jak kwestia życia i śmierci :) A już brak bomberki na sezon, to po prostu nie przystoi ;) Wszystko fajnie, bo kto nie lubi tych tematów, ale nie dajmy się zwariować. Bo później niestety, rezultat jest taki, że współcześni millenialsi na pytanie, co jest dla mnich najważniejsze w życiu, w 80% odpowiadają że … bycie bogatym (i to nie wewnętrznie), a dla 50%, aby być sławnym ! Dla mnie jest to lekko przerażające, ale też sprowadzające na ziemię. Jest to ogromne wyzwanie naszych czasów, aby znaleźć balans. Sama go ciągle szukam i chyba trochę mi wychodzi, a trochę nie :) Chociaż chyba już samo myślenie o tym, jest krokiem w dobrym kierunku. Co sądzicie ..?
Przyznam szczerze, że kiedy zerknęłam na Instagram w Wielką Sobotę i zobaczyłam perfekcyjne śniadania, kawy, wysprzątane i udekorowane pokoje i perfekcyjnie wymalowane paznokcie, to rzuciłam telefon w najodleglejszy kąt pokoju. Ja w tym samym momencie miałam jeszcze górę pracy, bo wcześniej się ze wszystkim nie wyrobiłam, i generalnie wyglądałam nieciekawie. Owszem, chcemy oglądać piękne kadry i tak, jak sama napisałaś dążymy do perfekcji, ale chyba czasem przesadzamy. Ta perfekcja staje się nienaturalna. A może jest tak, że perfekcyjnie wysprzątany i udekorowany jest dosłownie metr kwadratowy mieszkania, tylko tyle, by zrobić kolejne idealne zdjęcie? Dlatego z przyjemnością zobaczyłabym zdjęcie Twojej kuchni ;)
Nie, nie muszą. Dawka naturalności jest dobrym rozwiązaniem:)
Witam
Wydaje mi sie, że niestety wszystko jest spowodowane tym do czego nas przyzwyczaiły blogerki do idealnych zdjęć, fryzur, paznokci całego ich życia domu, mieszkania, partnerów. Pokazanie prawdziwego życia nie byłoby tak piękne. Zgadzam się z tym, ze osoby prowadzące bloga starają sie dojść do perfekcji, ale myślę, że również robią to dla własnej satysfakcji. Sama w końcu rozpoczęłam moja przygodę z blogiem i wiem ze daleko mu do ideału.
Uważam również ze mały bałagan w naszym życiu który zostanie pokazany publicznie sprawi, że będziemy prawdziwymi ludźmi którzy też mogą mieć bad hair day, brudne naczynia z reszta nic co ludzkie nie jest nam obce.
Nie, nie musza być doskonałe. Muszą za to być AUTENTYCZNE i SZCZERE. Dla mnie te cechy w blogowaniu są najlepsze. Przy prowadzeniu mojego bloga zawsze się nimi kieruję.
Pozdrawiam
Czuję się wezwana do odpowiedzi :). Bloguję już tyle lat, że nie odróżniam już „rzeczywistości od fikcji”, a tak serio…blogerki faktycznie kupują kwiatki w biedronce, żeby na zdjęciu było ładniej, kolekcjonują ładne skorupki jeśli lubią robić zdjęcia z kawą….z czasem to wchodzi w krew i staje się elementem codzienności. Jak ktoś zauważył- robimy bardziej wyważone zakupy, zwracamy uwagę na estetykę, Polak długo żył brzydko i bylejak, moim zdaniem bardzo dobrze, że to się zmieniło.
Natomiast zawsze bawią mnie artykuły typu : ” czy blogerki mają zawsze czyste domy”, ” czy blogerki mają zawsze czyste dzieci”, ” czy blogerki to…czy tamto…”. Tak mają, ale to nie kwestia bycia blogerem, tylko charakteru, podejścia do pewnych spraw , sama jestem bardzo zorganizowana i porządnicka:). Poza tym Instagram to nie całe życie, nie zapominajmy, że często jest to po prostu praca. Ja pilnuje, żeby treści osobistych było mało, to może powodować wrażenie , że mało u mnie „życia w życiu”. Może gdyby to był mój pamiętnik, rzeczywistość wydawała by się mniej idealna.
Dlatego zalecam spoglądanie z dystansem ;)