Darmowe
planery, e-booki...

Podziel się:

Darmowe
planery, e-booki...

Czy wciąż jestem minimalistką?

Jenny Mustard to szwedzka blogerka, którą obserwowałam przez chwilę wiele lat temu. Pisała trochę o minimalizmie, ale głównie w mocno ubraniowym i estetycznym kontekście. Potem straciłam zainteresowanie i Jenny z internetowego widoku. Wpadła mi w oko jakiś czas temu na YouTube, gdy ten zaproponował mi obejrzenie jej filmu pod tytułem: „Am I still a minimalist?”. Obejrzałam go z ciekawości i zainspirował mnie do tego właśnie tekstu.

 

Jenny opowiada w filmie o swoim eksperymencie związanym z pozbyciem się większości dobytku, który spowodowany był… utratą kasy i źródeł dochodu. Jest to ogromnie inspirujące, ponieważ większość minimalistycznych historii, jakie znamy (uwzględniając moją), opiera się raczej na wyborze, nie konieczności. Decyzję, że chcę żyć bardziej minimalistycznie, bardziej lekko, podjęłam wiele lat temu i od tamtej pory też towarzyszycie mi Wy, Czytelniczki i Czytelnicy bloga. Przez te lata sporo się zmieniło. Zaliczyłam kilka adresów zamieszkania, moje życie osobiste przewróciło się zupełnie, a zawodowe niejako jest w trakcie pewnej zmiany.

 

Czy wciąż jestem minimalistką?

 

Przede wszystkim już dawno uświadomiłam sobie, że pewnie gdyby nie blog, nie określałabym się tym mianem. Serio! Nie miałabym pewnie takiej potrzeby po prostu. Robiłabym sobie w domowym zaciszu to, na co mam ochotę. Wiecie, pozbywałabym się tych rzeczy, nie mówiąc o tym nikomu poza najbliższymi, i nie byłoby tyle krzyku. ;) Na blogu było mi dużo łatwiej nadać nazwę, podać definicję, niż tłumaczyć naokoło. Nazywanie siebie minimalistką wiele upraszcza. A co jak co, upraszczać to ja uwielbiam!

 

No dobra, a konkrety? Konkrety są takie, że pozbyłam się nadmiaru tego, czego pozbyć się chciałam, i przedmioty zwyczajnie… przestały mnie zajmować. Jasne, nadal mam jakieś rzeczy, czasami więcej, czasami mniej, gdy moje życie i aktywności tego wymagają, ale nie zastanawiam się już nad tym ponad miarę. Gdy zbierze mi się mała sterta dokumentów – robię z nią porządek. Kiedy kupiłam Przystań z domkiem, gdzie poprzedni właściciele zostawili wszystkie rzeczy – robię z tym sukcesywnie porządek. Znam narzędzia. Znam schematy. Znam rozwiązania. Nie trzymam się kurczowo przedmiotów, które mam, ale i nie jest dla mnie kłopotem kupienie czegoś, gdy tego potrzebuję. Zajmowanie się rzeczami nie pochłania więcej mojego czasu i energii niż to rzeczywiście potrzebne. Aż chciałoby się powiedzieć – dobiegłam do mety.

 

Stałam się prawdziwą minimalistką, bo rzeczy przestały mnie zajmować.

 

Nie jestem tym co posiadam.
Nie jestem rzeczami, które mam.
Nie definiują mnie.
Nie opowiadają mojej historii.
To, kim jestem, jest dużo głębsze, niż ubranie, które dziś mam na sobie.

 

Wiem, że jesteśmy wychowani w społeczeństwie, które twierdzi dokładnie co innego. Społeczeństwo, w którym ocenia się przez pryzmat rzeczy. Jesteśmy w tym zanurzeni tak głęboko, że przestajemy się zastanawiać, czy to w ogóle ma jakikolwiek sens. Bo czy ma?

 

Rzeczy mogą być drogie, mogą być tanie.
Mogą być modne i niemodne.
Mogą być ładne lub brzydkie.
Mogą być przydatne, albo zbędne.

 

Dlaczego dajemy im też moc oceny i wyrażania naszej wartości? Zdarzają się ludzie, a ponieważ pokazuję swój dom, swoje rzeczy w internecie, to jest to sporo ludzi, którzy regularnie oceniają mnie przez pryzmat przedmiotów, które akurat mam. Bywam snobką, gdy są uznane za drogie. Paniusią z Wawki, prawniczką na dorobku. Bywa też, że żyję norowato, w izolatce i otaczam się taniochą, gdy rzeczy, które mam, są uznane za zbyt tanie. Często są to te same rzeczy. ;) I ja wiem, że im się wydaje, że to mnie dotknie, a dotknąć może tylko wtedy, gdy sami pozwalamy rzeczom się definiować. Tylko wtedy oceniasz innych przez pryzmat rzeczy, gdy sama bardzo boisz się takiej oceny. I dokładnie taką ocenę formułujesz, gdy chcesz skrzywdzić. Bo Ciebie skrzywdziłoby to najbardziej.

 

Im dłużej piszę o minimalizmie tym bardziej czuję, jak bardzo jest to pozbawione sensu, jak płytkie, jak wyzute z wartości. Bo czy masz szansę naprawdę zobaczyć drugiego człowieka, gdy patrzysz przez filtry? Filtry wyglądu, ubrań, statusu, mieszkania, samochodu…

 

Nie zamierzam też ani na chwilę dać się wciągnąć w bieg „kto ma mniej”. W nasyłanie na siebie policji minimalizmu. W spanie w hamaku, gdy mój czterdziestoletni kręgosłup potrzebuje dobrej jakości materaca. W pozbycie się ostatniego wazonu, gdy mój zachwyt karmi bukiet kwiatów. W szukanie dziesięciu nowych sposobów na wykorzystanie dziurawej skarpetki, żeby tylko jej nie wyrzucić (zwłaszcza że znam jeden doskonały!). W szukanie nowych sposobów na opisanie tego, co już opisałam wystarczająco dobrze, żeby tylko się klikało.

 

Mam poczucie, że na temat minimalizmu w kontekście odgruzowywania pomieszczeń czy pozbywania się rzeczy napisałam już wszystko, co miałam do napisania. Znajdziecie to tu, na blogu, w archiwalnych tekstach, w mojej książce „Chcieć mniej. Minimalizm w praktyce” czy w e-bookach: „Cyfrowy minimalizm w praktyce” i „Domowy minimalizm w praktyce”. Potrzebujesz wiedzy, narzędzi czy wsparcia? Zajrzyj tam koniecznie, tam jest wszystko, co wiem, i wszystko, co zaprowadziło mnie do miejsca, w którym jestem teraz. Minimalizm to narzędzie do dobrego, wartościowego życia, bo pozwala wywalić wszystko, co zbędne, żeby na to, co prawdziwe i potrzebne, było wystarczająco dużo przestrzeni.

 

Mój młodszy brat pomagał mi ostatnio przewozić rzeczy na działkę, a gdy wyjmował coś z bagażnika, upadło mu i zarysowało lakier. Potem niechcący wylał napój na przednie siedzenie. Rany, to nie był dobry weekend dla mojego auta. ;) Na koniec, w odpowiedzi na moją lekceważącą reakcję, powiedział: „Siostra, ty to masz nerwy ze stali”. Miłe, ale prawda jest taka, że to wcale nie wyćwiczone mindfulnessową medytacją nerwy trzymane na wodzy, a prawdziwie zakorzenione przekonanie, że rzeczy to tylko rzeczy.

 

Bo naprawdę rzeczy to tylko rzeczy!

 

Jak napisałam kiedyś: rzeczy nie będą się ze mną przyjaźnić, nie będą mnie kochać. Mogą być piękne, mogą być użyteczne, mogą stać się nośnikiem emocji, jeśli nadamy im taką wartość, ale to wciąż tylko przedmioty. Przedmioty, którym nie chcę dawać władzy nad moim życiem, nad moim wyborami, nad moimi emocjami. Jestem minimalistką, ponieważ przedmioty mną nie rządzą. Ani wtedy, gdy z jakichkolwiek powodów chcę je gromadzić, ani wtedy, gdy w drodze do „bardziej minimalistycznego minimalizmu” chciałabym się ich pozbywać dla zasady lub wskutek wyścigu z innymi czy samą sobą. Nie chcę tego, wybieram bycie świadomą minimalistką.

 

A Ty? Jest Ci bliskie to, o czym piszę, czy wręcz przeciwnie?

 

PS Zdjęcie tytułowe jest z 2014 roku, z początków bloga. :)

Sprawdź Także

4.5 29 votes
Article Rating
Powiadomienia
Powiadom o
guest
49 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments