Za ojca współczesnej psychologii mody uznaje się często Williama Jamesa (1842 – 1910), amerykańskiego filozofa i psychologa, profesora na Uniwersytecie Harvarda. Był on jednym z głównych przedstawicieli i popularyzatorów pragmatyzmu oraz funkcjonalizmu w psychologii, ale sporą część swojego naukowego dorobku pośrednio poświęcił ubraniom i ubieraniu się. Twierdził on, że stare powiedzenie, które mówi, że człowiek składa się z trzech części – duszy, ciała i ubrania – to coś więcej niż tylko żart. Wyróżniał w człowieku 3 aspekty Ja: materialne, społeczne i duchowe. Według profesora Jamesa człowiek poprzez Ja materialne w centrum stawia ciało, a zaraz potem w hierarchii ważności… ubrania. Twierdził on (i prowadził badania na poparcie tego twierdzenia), że gdybyśmy mieli stanąć przed wyborem: mieć piękne ciało odziane w łachmany lub ciało brzydkie, pełne skaz, ale nienagannie ubrane – wybralibyśmy bramkę numer 2.¹
Czy profesor James ma (nadal) rację? Czy rzeczywiście aż tak bardzo utożsamiamy się z własnym wyglądem, że ubrania stają się częścią naszej tożsamości jako człowieka? Od lat poruszam tematy związane z ubieraniem się, budowaniem swojej garderoby, kupowaniem i pozbywaniem się ubrań. Przez ten czas zebrałam ogrom doświadczeń – własnych, ale i Waszych, płynących od Czytelniczek i Czytelników bloga. Nieustannie fascynuje mnie, jak ogromny wpływ na to, co kupujemy i na to, co na siebie wkładamy mają nasze przekonania. Przekonania, którymi przesiąkamy od najmłodszych lat. Przekonania, które są nam wpajane przez społeczeństwo, w którym żyjemy. Czy da się tego uniknąć? Oczywiście, że nie. Jednak można się temu świadomie przyjrzeć i w pewnym zakresie – wybrać.
Odpowiedź na pytanie Jak zaakceptować swój wygląd? nie jest prosta i nawet nie zamierzam udawać, że w jednym, krótkim tekście na blogu jestem w stanie się z nią uporać. Jedyne, co mogę zrobić to wskazać na jeden aspekt, który ostatnio szczególnie mnie nurtuje. Jest nim przekonanie, że spełniając pewne warunki jesteśmy w stanie zawsze wyglądać obiektywnie „dobrze”, a na pewno powinniśmy dążyć do wyglądania „najlepiej, jak się da”. Zainspirowały mnie komentarze Basi, jednej z Czytelniczek, które wypowiedziały się pod ostatnim tekstem o capsule wardrobe do biura. Cytuję fragmenty:
„Poza tym te zestawy z białymi spodniami i ciemnoszarą lub czarną górą pogrubiają, a chyba każdego dnia chcemy wyglądać dobrze? (…) Miałam na myśli nie tyle pogrubienie, co zakłócenie proporcji sylwetki. Na marginesie – każdą sylwetkę można ubrać, by wyglądała korzystnie albo jak najkorzystniej się da.”
Oto pytanie: co to znaczy wyglądać najkorzystniej, jak się da??
To znaczy zakrywać krzywe nogi? Podkreślać lub tworzyć iluzję talii? Eksponować dekolt? Odsłaniać zgrabne nogi? Rezygnować z golfów przy krótkiej szyi? Zasłaniać brzydkie kolana? Rezygnować z białych spodni, bo ktoś może powiedzieć, że pogrubiają? Panie Jeżu, kto tworzy te zasady? Kto ma prawo stwierdzić, że jedna sylwetka jest najlepsza i cała reszta powinna dążyć do wskazanego ideału?
Wkurza mnie to! Wkurza mnie to od tak dawna. Te wszystkie wytyczne, typy sylwetek, analizy kolorystyczne, definicje stylów, mit białej koszuli, obowiązkowa mała czarna. Ciągłe szarpanie się, dobieranie ubrań do zasad, sprawdzanie czy na pewno robię wszystko, jak najlepiej, bo przecież ciągle mogę zrobić coś, żeby wyglądać NAJKORZYSTNIEJ, JAK SIĘ DA. Dramat!
Mam sylwetkę klepsydry. Ponoć tę idealną. Mam wymiary zbliżone do ideału, serio – 87/61/92. Wiecie, co słyszę od dawien dawna? Czemu nie podkreślasz talii? Czemu wkładasz takie luźne bluzki? Czemu nie nosisz intensywniejszych kolorów? Białe spodnie Cię pogrubiają. Tak jakoś blado wyglądasz. Powinnaś ubierać się inaczej. Przecież możesz wyglądać lepiej! Rozumiem to, naprawdę. Wierzę, że przynajmniej część tych uwag jest kierowana szczególnie rozumianą troską. Ktoś chciałby, żebym lepiej wykorzystała potencjał, który mam. To sprawi, że będę wyglądać lepiej. Moja sylwetka będzie podkreślona, lepiej widoczna. Kolory wydobędą charakter i podkreślą moje oczy. Zbliżę się do ideału jeszcze bardziej. Będę najlepszą wersją siebie jeśli chodzi o wygląd.
Wiecie, w czym zatem leży problem? JA NIE CHCĘ! Nie chcę dążyć do ideału, bo po co? Lubię luźne bluzki. Lubię biały i szary. Lubię koszulki blisko szyi. Lubię obcisłe spodnie, chociaż przez wiele lat słyszałam, że mam krzywe nogi. Nie zawsze lubię podkreślać talię. Nie przepadam za wzorami i kolorami (z wyjątkami). Lubię się tak ubierać, dlaczego więc nie mogę się tak ubierać? Bo ktoś kiedyś powiedział, że trzeba dążyć do wzoru idealnej sylwetki? Bo wskazał mój typ kolorystyczny, którego muszę się teraz trzymać?
Zanim rozpęta się burza w komentarzach, chcę wyraźnie podkreślić dwie sprawy. Po pierwsze, w pewnych sytuacjach nasz ubiór jest podyktowany zewnętrznymi wymogami – jest to np. dress code w pracy. To absolutnie zrozumiałe. Jest też w pewnym zakresie dyktowany niepisanymi zasadami społecznymi, np. to, jak wyglądamy na pogrzebie, w kościele, na basenie czy na plaży nudystów. W dostosowywaniu się do takich norm nie ma nic złego. Po drugie, jeśli ktoś lubi eksperymentować z wyglądem, lubi szukać nowych wersji swojego wyglądu – również nie ma w tym nic złego! Lubisz – baw się swoim wyglądem, wyrażaj się poprzez ubrania! Mój tekst odnosi się raczej do sytuacji, w których jesteśmy kierowane przymusem wewnętrznym, który nakazuje wyglądanie najlepiej, jak się da wg wytycznych, które ktoś kiedyś ustalił, a my wiernie powtarzamy.
Podsumowując, jeśli masz krótką szyję, ale uwielbiasz nosić golfy – noś je! Jeśli uwielbiasz niebieski kolor, ale ktoś Ci kiedyś powiedział, że źle wyglądasz w niebieskim – noś niebieskie ubrania! Wyglądaj tak, jak Ci się podoba, tak jak lubisz najbardziej. Twoje oczy będą wtedy błyszczały, a chód stanie się dumny i sprężysty. Będziesz wyglądała o niebo lepiej, niż wtedy, gdy próbujesz usilnie wpasować się we wszystkie normy sylwetkowo-kolorystyczne. Boisz się, że komuś się to nie spodoba? Na pewno się nie spodoba, gwarantuję Ci to. Zawsze komuś gdzieś coś się nie spodoba. Może nawet Ci to powie, napisze, obgada za plecami. Tak było, jest i będzie. Tak jest nawet wtedy, gdy mocno starasz się wyglądać najlepiej, jak się da. Nawet wtedy, gdy masz idealną sylwetkę, błyszczące włosy i nienaganny makijaż. ZAWSZE znajdzie się ktoś, komu nie będzie się to podobało. I wiesz co? Ten ktoś ma do tego prawo. Ma prawo mu się nie podobać. Czy ma prawo Ci o tym powiedzieć i w jaki sposób – to już kwestia dyskusyjna. Ty jednak nie musisz robić tak, jak ktoś Ci powie, naprawdę.
Nie musisz wyglądać najkorzystniej, jak się. Wyglądaj tak, jak Ci się podoba. Nawet u prof. Jamesa w trójpodziale dusza – ciało – ubranie, na pierwszym miejscu mamy duszę.
¹The Sartorial Self:William James’s Philosophy of Dress Cecelia A. Watson University of Chicago