Na blogach z reguły królują wpisy takie jak listy celów, wish-listy, listy planowanych podróży itp. Ja również taki kiedyś popełniłam, pisząc o planach zobaczenia 7 cudów świata. Dzisiaj jednak, przekornie chciałabym się z Wami podzielić czymś innym, a mianowicie listą zrealizowanych marzeń.
Od dawien dawna prowadzę sobie taką mini-listę, na którą trafiają wszystkie moje cele, marzenia i zachcianki. W tej chwili na mojej liście marzeń jest 26 pozycji. Przekrój – ogromny. Od takich relatywnie „mniejszych” typu wypić prawdziwe cappuccino we Włoszech do tych „dużych” takich jak zamieszkać w domku przy egzotycznej plaży. Czy są to cele krótko i długoterminowe? Raczej nie, chociaż niewątpliwie staram się do nich dążyć. Na pewno charakterystyczne jest to, że ich absolutnie nie cenzuruję w żaden sposób, co naturalnie pojawia się, gdy taką listę chcielibyście stworzyć. Myślisz sobie „chcę zdobyć Kilimandżaro”, a głos w głowie mówi zaraz: „Bez sensu, nie wpisuj tego na listę, masz za słabą kondycję/za mało kasy/zbyt wiele lat, żeby się udało. A jak się nie uda to będzie głupio”. Zignoruj to. Jeśli taki głos się odezwie, tym bardziej wpisz to na listę. Bez cenzury. Jeśli tylko w mojej głowie pojawia się myśl, że chciałabym coś zrobić/zobaczyć/odwiedzić/doświadczyć/zdobyć to ląduje ona w pliku na komputerze, bez względu na to czy jest możliwa do zrealizowania w chwili obecnej.
Jeszcze nie dojrzałam chyba blogowo i nie mam tyle śmiałości, żeby się Wam uzewnętrznić na tyle, żeby pokazać listę. To dla mnie zbyt osobiste, chociaż dla każdego, kto choć trochę mnie zna, nie będzie zaskoczeniem, że większość marzeń jest związanych z podróżami :). Zanim jednak przejdę do dalszej części wpisu, zamierzam uprzedzić wszystkie ewentualne komentarze w stylu „ale głupi wpis, chciała się tylko pochwalić”. W gruncie rzeczy, to prawda. W pewnym sensie.
Pamiętacie może jeden ze starszych blogowych tekstów, w którym mój przyjaciel, psycholog udowadniał mi, że poczucia szczęścia dla się nauczyć? To prawda, to jest możliwe, a narzędziem jest tzw. ćwiczenie wdzięczności, które ma bardzo wiele wspólnego z tym, co napiszę dzisiaj. Krótko mówiąc, ćwiczenie wdzięczności polega na tym, żeby spisać wszystkie dobre rzeczy, które się Wam przydarzyły, np. w przeciągu ostatniego tygodnia, albo życia ;). Ale to tylko część ćwiczenia, potem należy odpowiedzieć sobie na pytanie, jak sami przyczyniliście się do tego, że było tak fajnie. To ma ogromnie dużo wspólnego z chwaleniem się, takim pozytywnym chwaleniem.
Z 26 pozycji na mojej liście marzeń wykreśliłam już dokładnie 8. Czy były ambitne? Nie wiem, to nieistotne. Czy realizacja ich sprawiła mi radość? Oczywiście, każdego po kolei! Czy zostały mi wspomnienia na całe życie. Bez wątpienia. Do sedna więc, poniżej to, co dotychczas udało mi się zrealizować z listy marzeń. Tzn. wybrane 3 marzenia, przepraszam, reszta jest taka prywatna :)
- Skok ze spadochronem. Rany, od kiedy pamiętam marzyłam o skoku ze spadochronem, już jako mała dziewczynka. W końcu postanowiłam to marzenie zrealizować. Nie, nie robiłam kursu. Skok w tandemie z instruktorem zupełnie mi wystarczył. Było nieziemsko! Niesamowity pęd powietrza przy swobodnym spadaniu i to niewiarygodne wręcz uczucie, gdy już otwierasz spadochron i słyszysz tylko boską ciszę i widoki z wysokości 2000 metrów. Coś prawdziwie cudownego :).
- Pływanie z delfinami. Na liście od wielu, wielu lat. W końcu MM dał mi taki prezent na 30-te urodziny. Fajnie mieć takiego mężczyznę, prawda? :) To nie było takie zwykłe 10 min. taplanie się w wodzie, jakiego można doświadczyć w wielu delfinariach na całym świecie. Delfinarium, do którego pojechałam, mieści się w Turcji i specjalizuje w terapii dzieci niepełnosprawnych, a trenowane tam delfiny rzadko uczestniczą w typowych pokazach dla turystów. Miałam przyjemność spędzić tam cały dzień, terminując jako asystent trenera. Obcowanie z parą przepięknych delfinów, poza nauką podstawowych komend, pływaniem z nimi w basenie, obejmowało również przygotowywanie kilku wiader mrożonych ryb kilka razy dziennie. Ależ to śmierdziało ;). Niezapomniane doświadczenie.
- O kolejnym, zrealizowanym marzeniu już wspomniałam. Dla niektórych może być niepozorne, ale dla mnie było ważne. Wymarzyłam sobie wypić prawdziwe, poranne cappuccino we Włoszech. Udało mi się dwa lata temu, w trakcie podróży do Wenecji. Kawa na placu Św. Marka była absolutnie najdroższą kawą, jaką piłam w życiu. Okazało się, że do każdej kawy dorzucają opłatę w wysokości 10 euro za możliwość posłuchania muzyki na żywo, serwowanej przez Pana z gitarką przechadzającego się pomiędzy stolikami. Nieważne. Warto było! :)
Wierzcie lub nie, ale fajnie jest zrobić sobie takie podsumowanie raz na jakiś czas. Od razu czuję się lepiej, widząc jak wiele udało mi się już zrealizować, a tyle jest jeszcze przede mną. Robicie swoje listy marzeń? Pochwalcie się proszę co już udało się Wam zrealizować! Wiemy już przecież, że chwalenie jest fajne. I pożyteczne dla naszego zdrowia psychicznego. :)
Tydzień temu odkryłam Twojego bloga i jestem zafascynowana Twoimi wpisami. Bardzo spodobał y mi się te z cyklu „Szafa minimalistki”. Na pewno będę tu zaglądać.
Czy planujesz kolejne wpisy z cyklu „szafa minimalistki”?
Tak, będą się pojawiać co niedzielę, aż się mnie albo Wam znudzą :)
Zaraz robię taką listę! Odhaczanie marzeń musi być fantastycznym uczuciem! Od razu człowiek dostaje wiatru w żagle, by spełniać kolejne! Świetny pomysł!
Delfiny to chyba też moje marzenie ;-) Strasznie sympatyczne te zwierzaki są. A cappuccino we Włoszech ? Achh, jak na prawdziwą kawoholiczkę przystało aż się rozmarzyłam, czytając ten fragment. Pomimo ceny. ;-)
bardzo dobry pomysł na wpis, na myślenie. od jakiegoś czasu codziennie staram sie dziękować za każdy dzień, dostrzegając jego pozytywy. dzięki temu zrozumiałam, że poczucie satysfakcji i zadowolenia z tego, co było, jest, daje ogromną siłę. tej siły życzę Ci zawsze ; )
Dokładnie o to chodzi! Uświadomienie sobie, jak dużo się nam już udało daje ogromną siłę. Dziękuję i nawzajem :)
To ja się pochwalę czasem przyszłym. Już niedługo spełnię swoje marzenie, które nosze w sobie od dawna i zaśpiewam w zespole gospel :)
Delfinów zazdroszczę Ci bardzo. Skoku ze spadochronem w sumie też. Mam nadzieję, że w te wakacje uda mi się polatać szybowcem.
W zespole gospel, mega! Kiedyś byłam na gospelowych warsztatach, jeszcze na studiach i było super! Szybowiec, hmm, dorzucam do listy :-)
To jest dobry pomysł z tą listą marzeń. Bo niby wiemy o czym marzymy, ale z czasem zapominamy o naszych marzeniach sprzed lat. I masz rację, warto wpisywać te nierealne, absurdalne (na ten moment).
Nigdy nie spisywałam swoich planów, zaczęłam nieśmiało w ubiegłym roku, i zauważyłam, że zrealizowałam znacznie więcej, niż gdy tego nie robiłam.
Ze spełnionych marzeń i planów: kurs fotografii i remont salonu.
Podkradnę Twoje: zamieszkanie w domku na plaży, w jakimś ciepłym kraju.
A bardzo proszę podkradać w najlepsze ;)
Świetny pomysł! Bo często żyjemy tymi marzeniami, które cały czas jeszcze na liście, a zapomina się ile radości sprawiły te już zrealizowane. I warto o nich też pamiętać i cieszyć się nimi na nowo.
Ja taką listę zrobiłam mniej więcej 15 (!) lat temu. Miałam wtedy pewnie ze 13-14 lat i lista była bardzo długa, zapisana na chyba 3 kartkach A4. Zapisałam tam naprawdę wszystko: od pisania dobrych wierszy i wydania powieści (a jestem typowo ścisłym umysłem ;) ), przez naukę chyba z 10 języków obcych, posiadania miliarda różnych zwierzątek, komputera (z podaniem konkretnego modelu nawet), wspaniałego męża po wynalezienie lekarstwa na raka i podróż w kosmos. Lista wylądowała w szufladzie i co kilka lat „się odnajduje”. Wtedy ją przeglądam i odznaczam rzeczy zrealizowane (z datą jeśli mogę ją jakoś określić). Wtedy też z reguły ją uzupełniam o nowe pozycje. Uwielbiam to :)
15 lat temu i masz ją do dziś! Niesamowite, ja takie swoje pogubiłam lub najpewniej powyrzucałam. A szkoda, ciekawa jestem co tam mogło być :)
Muszę nad taką listą pomyśleć bo wtedy będzie większa motywacja żeby te marzenia spełniać :) Skok ze spadochronem to by było coś dla mnie.
Fajnie, że inni robią listy marzeń. Też tak kiedyś miałam, planowałam, zapisywałam, inspirowałam się. Jednak samym czytaniem i pisaniem niczego się nie osiagnie, jeśli nie zacznie się pracowac nad tym. Zauważyłam, że często te listy marzeń są uzależnione od pieniędzy i to niemałych. Skok ze spadochronem to pewnie ponad tysiąc, Włochy i kawa to też kilka tysięcy… lot paralotnią…. wejście na wulkan itd itd. Moje cele staram się układac tak, aby nie były uzależnione od dużych pieniędzy. Na mojej liście jest np. upieczenie pięciokolorowy tort na urodziny mojej mamy, jeśli będę miec okazje to spędzac wiecej czasu z rodziną, np wybrac się z rodzicami na grzyby, albo wycieczkę rowerową. Nauczenie się rosyjskiego, dostanie pracy w firmie, w której odbywam staż, byc płynnym w pewnym programie komputerowym…. itd . Pozdrawiam.
Beato, zaczęłam Ci odpowiadać i cały post mi z tego powstał:). Zerknij proszę, byłaś dla mnie inspiracją.
https://simplicite.pl/ile-kosztuja-marzenia/
Też kiedyś zrobiłam sobie listę marzeń/ celów życiowych. Część z nich udało mi się już zrealizować, część ciągle czeka. Jednak miło jest wykreślić kilka punktów z takiej listy i przy okazji stwierdzić, że coś się w życiu jednak osiągnęło. Poza tym od 2 lat robię listę rzeczy, które chcę zrobić w danym roku. Kilka z punktów pojawia się na liście po raz trzeci, ponieważ są to rzeczy, które lubię robić i chcę je znowu zrobić w tym roku( zrobiłam je także w ciągu ostatnich 2 lat). Kilka punktów przepisuję, bo z powodu braku czasu lub chęci ich nie wykonałam, i liczę na to, że w tym roku się uda. Może na niektórych takie listy nie działają, ale mi dają on motywację do tego, żeby coś zrobić ze sobą, rozwinąć swoje pasje lub zrobić coś nowego, czego do tej pory nie zrobiłam.
Ten post oraz „Ile kosztują marzenia”, tak mnie zainspirował, że postanowiłam również stworzyć taką listę. Bardzo Ci za to dziękuję. Będzie mi bardzo miło, jeśli zajrzysz na mojego bloga :)
Zainspirowałaś mnie do tego, by samej spisać listę spełnionych marzeń i na pewno to zrobię. ;) Powinno się do niej wracać jak najczęściej. Chociaż niesamowite jest to, że nawet jak myślę o tym co SPEŁNIŁAM – przebić próbują się te nie zrealizowane. Zawsze chcą być na pierwszym miejscu w naszej świadomości.
1. Lekcja nurkowania we dwoje! – w tym roku planowałam cały kurs, ale okazało się, że rośnie mi ciążowy brzuszek. Na pewno jednak będę kontynuowała tę przygodę po porodzie, może kurs będzie hasłem na 2016?
2. Kurs szycia na maszynie – co prawda tylko jednodniowy, ale uszyłam swój własny prosty plecaczek. Kolejna umiejętnośc, którą chciałabym rozwijac!
3. Warsztaty kulinarne – uwielbiamy z mężem gotowanie i wspólne wyjścia na takie wydarzenia to nasz pomysł na randki :)
Jeszcze kilka małych celów i marzeń się spełniło, ale co u mnie typowe wszystko chciałabym jeszcze powtórzyc lub pogłębiac swoją wiedzę w danym temacie :) Skreślam, więc je z listy, ale z drugiej strony dalej na niej są!
Skok ze spadochronem to w tym momencie dla mnie numer 1! Boję się jak choooroba, ale chcę bardzo, bardzo :) Zdarza mi się, że nawet o tym śnię, więc nie ma co zwlekać…
Zazdroszczę nr 2 :)
Pamiętam jak zrobiłam swoją pierwszą listę marzeń. Był na niej m.in. podpunkt: „Lot samolotem” oraz „Spontaniczna podróż”. Minął może miesiąc czy dwa a ja spontanicznie odpowiedziałam na ogłoszenie obcego wtedy chłopaka który szukał kompana na Sycylię. Trzy tygodnie potem siedziałam w samolocie nagrywając komórką swój pierwszy w życiu lot ;) Coś niesamowitego! To były jedne z moich najlepszych wakacji w życiu!