Jednym z najbardziej rozpowszechnionych przekonań na temat medytacji jest to, że medytacja to stan niemyślenia. Coś, co ma sprawić, że przestaniesz myśleć. Jak jest naprawdę?
Kiedy myślę i nic nie wymyślę, to sobie myślę, po co ja tyle
myślałem, żeby nic nie wymyślić. Przecież mogłem nic nie
myśleć i tyle samo bym wymyślił.
Ks. Jan Twardowski
Weź, przestań myśleć!
Próbowałaś kiedyś nie myśleć? Czy w trakcie bezsennej nocy, gdy w głowie tłoczy ci się milion myśli, marzyłaś, żeby to wyłączyć? Raz na zawsze, albo chociaż na chwilę, żeby wreszcie odpocząć. Wyspać się. Nie bez powodu furorę robią książki o chwytliwych tytułach z niemyśleniem związanych. Nie bez powodu furorę robi też sama medytacja, zwłaszcza ta, która ustami samozwańczych ekspertów obiecuje słodki, lukrowy stan oświecenio-niemyślenia. Stan spokoju, odpoczynku, relaksu totalnego. Mhmmm, rozmarzyłam się i ja.
Tylko że to NIE JEST PRAWDA. To ułuda. Iluzja. Nie da się nie myśleć.
Kusząca ta iluzja, przyznaję. Tylko, że nieprawdziwa Zaryzykowałabym twierdzenie, że z dwóch czynności, których biologicznie na pewno nie jesteśmy w stanie powstrzymać: oddychania i myślenia, i tak oddech wstrzymamy na dłużej niż bieg myśli. Bo nasz umysł już tak ma, że myśli cały czas i nie przestanie. Nie zatrzyma się, ponieważ w ten sposób skonstruowany jest ludzki mózg. I dobrze, bo naprawdę daje nam to wiele korzyści, z których na pewno nie chciałabym zrezygnować.
Jak ma się medytacja do myślenia?
Co ci się teraz myśli? Teraz, w tej dokładnie chwili. Może analizujesz to, co przed chwilą przeczytałaś:
- „To bez sensu, przecież mogę nie myśleć”
- „Ciekawe, na ile potrafię wstrzymać oddech? Kiedyś bawiłam się tak z kolegami”
- „A jak teraz chciałam sprawdzić, to akurat przestałam myśleć. Ha, czyli się da!”
Zauważ, że celowo nie zaczęłam poprzedniego akapitu od pytania: „O czym teraz myślisz?”. Zapytałam: „Co ci się teraz myśli?”. I wbrew pozorom różnica jest zasadnicza. Może wydaje ci się, jak i mnie kiedyś, że masz całkowitą kontrolę nad tym, o czym myślisz. Też tak uważałam. Przecież to ja produkuję swoje myśli. To ja bezsprzecznie jestem ich autorką. To ja mam wpływ na to, kiedy się pojawią, ile będą trwały i kiedy znikną. A jak chcę, to mogę je zmienić, przeformułować lub ostatecznie wyłączyć. Jasne, akurat. Dziś już wiem, że to złudzenie.
→ To nie ja produkuję myśli. Nie mam w głowie żadnej fabryki, w której mogłabym zaplanować i wdrożyć produkcję tylko takich myśli, jakie chcę akurat mieć. Naga (choć niestety też i brzydka) prawda jest taka, że one produkują się same! I to w zatrważającym tempie. Czasami fabryka wypuści jakąś pojedynczą, ale uporczywą myśl, a czasami cały kłąb wzajemnie przenikających się, ruminujących myślowych nitek. Oczywiście, są one odpowiedziami na różnego rodzaju bodźce wewnętrzne i zewnętrzne, nawet strategią radzenia sobie z trudnościami, ale ciąg myślowy bywa czasami tak automatyczny i nieświadomy, że zaczynasz od myślenia o jutrzejszym obiedzie, a kilka sekund później łapiesz się na wspominaniu kłótni z matką sprzed pięciu lat. Czy to coś złego? Nie! Czy medytacja ma to zmienić? NIE!
→ Medytacja nie ma zmienić, ani wyłączyć Twoich myśli! Gdybym miała pozostać z metaforą umysłu jako fabryki automatycznie produkującej myśli, to napisałabym teraz, że twoją rolą – jako świadomej osoby – może być nie kontrola produkcji (bo to się nie uda, nie wpuszczą cię, nie masz autoryzacji i przepustki), ale obsadzenie wszystkich dostępnych stanowisk w sortowni.
Jeśli zaakceptujesz fakt, że nie masz wpływu na to, co ci się myśli, otworzy się przed tobą całe morze możliwości sortowania, układania i pakowania do pudełek myśli, które powstają. Jeśli do tego – jako sortowacz – będziesz miała/miał właściwe pracownicze nastawienie pełne życzliwości, czułości i otwartości na myślowy towar, który pojawia się na taśmie, to już prawie gwarancja, że z fabryki wyjadą produkty najwyższej jakości.
→ Medytacja mindfulness w tej metaforze jest bezpieczną, przyjazną i najwygodniejszą taśmą sortowniczą dla myśli. Przestrzenią na to, żebyś mogła/mógł automatycznie wyprodukowane myślotowary swobodnie rozłożyć, rozplątać kłęby myślowych nitek, zobaczyć, co tak naprawdę ci się myśli. Złapać potrzebny dystans. Dystans jest niezbędny, ponieważ zwykle automatycznie jesteśmy w swoich myślach zanurzeni po czubek głowy, zatopieni, spojeni z nimi tak mocno, że nie da się rozróżnić, gdzie jestem świadomy ja, a gdzie są moje myśli.
Jeśli chcesz, możesz wyobrazić sobie teraz, że jesteś w perfumerii i spryskujesz nadgarstek wybranymi perfumami. Co zrobisz, żeby jak najpełniej poczuć zapach? Pewnie odczekasz chwilę, a potem przysuniesz nos do nadgarstka na odległość kilku, może kilkunastu centymetrów. Jeśli wciśniesz nos w skórę, pewnie zapach będzie zniekształcony. Jeśli odsuniesz rękę na całą jej długość, niewiele poczujesz. Dokładnie tak samo jest ze złapaniem dystansu wobec własnych myśli. Nie potrzebujesz nie myśleć – potrzebujesz złapać dystans wobec własnych myśli, odsunąć się na właściwą odległość, nie za bliską, nie za daleką. Tak, żeby rozłożyć własne myśli na taśmie sortowniczej.
Co dalej? Potem, gdy już rozłożysz swoje myśli, rozplączesz kłęby myślowych nitek, dasz sobie szansę na przyjrzenie się swoim automatyzmom myślowym, nawykom i schematom. Możesz wtedy świadomie próbować wyłapać, kiedy twój umysł oszukuje cię przez formułowanie myśli nieprawdziwych, krzywdzących, osądzających lub jeszcze innych.
→ Nie możesz wyłączyć procesu myślenia, nie możesz zmienić tego, co ci się myśli, ale możesz zmienić swój stosunek do niech i reakcję. To jedna z największych tajemnic i najcenniejszych korzyści płynących z medytacji mindfulness.
I co? I to już? To takie oczywiste? Tak, to niewątpliwie jest takie oczywiste, z pewnością nie jest łatwe, ale zdecydowanie warto. Swoją opinię musisz wyrobić sobie sama. Przykładowo właśnie teraz, gdy usiądziesz w ciszy na kilka minut i przyjrzysz się pracy swojej własnej myślofabryki.
Co o tym myślisz? ;)
W GRUPIE ŁATWIEJ ZACZĄĆ MEDYTOWAĆ! Jeśli chcesz spróbować medytacji, której efekty są potwierdzone w licznych badaniach klinicznych, ale nie wiesz od czego zacząć lub o co w tym chodzi, pięknie zapraszam Cię do grupy medytacyjnej online, o której Uczestnicy mówią, że jest jak cotygodniowe „kąpiele w życzliwości, cos wspaniałego„. 96 zł
Szkielet tego tekstu to fragment książki „Odkrywanie mindfulness. Szczerze o medytacji uważności”, którą napisałam razem z pionierką mindfulness w Polsce, moją nauczycielką, Małgosią Jakubczak. Książka miała premierę 25 stycznia 2023. Więcej możesz przeczytać tutaj.
Na tym blogu nie podejmuję współprac reklamowych. Jedyne produkty i usługi, które promuję, to moje własne.
Katarzyno, czy możesz napisać jakie są najwazniejsze PRZECIWWSKAZANIA do medytacji MBSR?
PS. Przeczytałam Waszą najnowszą książkę. Twoje wypowiedzi zachęcają do spróbowania medytacji mindfulness.Są taktowne, bogate w treść, intrygujące. Niestety część pani Małgorzaty miejscami brzmi jakby nauczycielka była znudzona swoją pracą, zniecierpliwiona głuptaskami uczniami.
Ps 1.Na pewno by się rozwijać w mindfulnesie, należy regularnie takie kursy powtarzać, a wiec robi się już bardzo ekskluzywne jeśli chodzi o koszty.
Pewnie to indywidualne , ale 1x , 2x w roku należy to tysiac złotych wyłożyć na kurs?
Może Cię tu zaskoczę, ale nie ma żadnej potrzeby powtarzania kursu MBSR – raz to wystarczająco, żeby zdobyć narzędzia i dalej medytować samodzielnie – takie jest zresztą założenie kursu.
Najważniejsze przeciwskazania są trzy, ale od razu zaznaczę, że to nie jest zero-jedynkowe, dlatego każdy chętny na kurs MBSR ma tzw. konsultację wstępną, w trakcie której rozmawiamy m.in. o przeciwskazaniach. Te przeciwskazania to aktywna choroba psychiczna (np. trwający epizod depresyjny), aktywne uzależnienia (np. choroba alkoholowa) czy innego rodzaju bardzo silne i „świeże” przeżycie (np. śmierć kogoś bliskiego).
Dziekuje, za wyjaśnienia.
Muszę przyznać, że (może jako inżynier;)) chyba w końcu zrozumiałam o co chodzi z mindfulness/medytacją, a przynajmniej ułożyłam sobie jakiś wstęp do tego pojęcia. Dla mnie bardzo klarowny tekst:)
Cieszę się bardzo!
zgadzam się, mam dokładnie tak samo
Nie zgadzam się z główną tezą. Można nie myśleć. Można być obserwatorem tego, co jest, bez ubierania tego co obserwujemy w słowa, znaczenia, porównania, odniesienia, a nawet nazwy. Ta praktyka wymaga czasu i pracy na wielu poziomach ale jest tego warta, bo rzeczywiście przynosi spokój, błogość, relaks i stan bez myśli. Stanu bez myśli doświadczamy samoistnie podczas najbardziej intensywnych przeżyć, które zatrzymują nas w tu i teraz, takich jak orgazm, wypadek, silny ból, wpatrywanie się w oczy osoby w której jesteśmy zakochani – jest doświadczenie, nie ma myśli. Odczuwamy i jesteśmy, zamiast tworzyć potoki słów i interpretacji w umyśle. Jestem rozczarowana artykułem, widzę że jest jedynie próbą przyciągnięcia na kurs, w niezbyt elegancki sposób, bo pisanie że ci, którzy twierdzą inaczej, to są samozwańczy eksperci, jest po prostu nieetyczne. Nikt z nas nie ma monopolu na prawdę i na mówienie innym, które metody pracy ze sobą są najlepsze. Dla każdego może to być inna droga. I być może ktoś się zadowoli tym sortowaniem myśli, ja wolę mieć zupełny spokój i przeżywać wiele momentów bez żadnych myśli. Gwarantuję, że każdy tak może.
Dobrze napisane, zgadzam sie
Zgadzam się z Tobą, Joanno w części. Po pierwsze, takie jest Twoje doświadczenie i jako takie jest najzupełniej prawdziwe, bo jest Twoje. Po drugie, dokładnie to, o czym piszesz czyli obserwowanie strumienia myśli (między innymi) z dystansu powoduje, że z czasem uczymy się ich nie oceniać, nie nadawać nazw, ale to nie oznacza, że ich nie ma – po prostu łapiemy do nich dystans, który daje finalnie spokój czy ukojenie. Natomiast fizycznie, biologicznie nadal myślimy, umysł jest aktywny, co pokazują setki czy tysiące badań prowadzonych na osobach medytujących. Momenty silnego pobudzenia fizycznego, jak orgazm czy nagły ból mogą „wyłączyć świadomość”, ale to są wyjątki, które potwierdzają regułę.
Nie zgadzam się natomiast z bardzo krzywdzącym zarzutem braku etyczności, bo to zwyczajnie nie jest prawda. To, co napisałam jest poparte badaniami i oczywiście, że każdy ma swoją drogę i nie musi być to ta droga. Nie zmienia to prawdziwości faktów, choć osobiste doświadczenie może być bardzo różne.
Zgadzam sie w całości z Joanną. Przeczytałam ten tekst i pomyślałam tylko, że to bardzo niebezpieczna sytuacja gdy ktoś kto stawia się w pozycji nauczyciela przedstawia tak jednoznacznie nacechowane twierdzenia, nie pozostawiając pola do interpretacji – jako jedno słuszne spojrzenie, dodatkowo jeszcze pogrubiając meritum wypowiedzi. Odebrałam to jako strasznie agresywny i napuszony sposób 'wypowiedzi’. Nie da się przeprowadzić badań nt myślenia, czy aktywności UMYSŁU. Umysł/ego jest niematerialne. Generuje myśli i wzbudza w związku z nimi emocje które za to już owszem, mają wymierne fale mózgowe i to one są mierzalne. Umysł można wyłączyć, można nie myśleć, można przy tym jednak doswiadczać bezgranicznej miłości (np podczas głębokiej medytacji) albo każdej innej emocji (np lęku podczas zagrożenia życia). Wykaże to więc aktywność MÓZGU, bo brak tej aktywności oznacza śmierć. Chyba to masz na myśli pisząc 'biologiczne myślenie’. Tylko, że ta aktywność to nie myślenie. To nieustanne wibracje na poziomie kwantowym, zwykła wymiana energii. Myślokształty są tworami które mają ładunek energetyczny ale są dla nas niemierzalne.
I chyba najgorsze co tutaj przeczytałam – również pogrubione – „nie możesz zmienić tego co Ci się myśli”. Owszem, możesz. Bo to Ty jesteś twórcą tych myśli, generujesz je i tworzysz z tego swoją rzeczywistość, przestrzeń której doświadczasz. To nie Ty zależysz od swojego umysłu i swoich myśli. Jest dokładnie na odwrót. To czemu poswięcamy uwagę zależy tylko od nas. Nasze myśli zależą od nas. I brak tych myśli też zależy tylko od nas.
I żeby była jasność, można zaczynać naukę medytacji w sposób który opisałaś, jako nieustająca próba zauważania myśli i szufladkowania ich. Ale na dłuższą metę (bez progresu) brzmi jak coś niezwykle wyczerpującego i frustrującego. Jak nieustająca walka z umysłem. Dla mnie to sprzeczność dla medytacji. Medytacja to skupienie na tu i teraz. Jeśli nie możesz oczyścić umysłu to znaczy, że nie ma Cię tu i teraz, jesteś gdzieś indziej, pochłonięty czymś innym. I niestety to nie jest medytacja. To jedynie uczenie się uważności. Ale trzeba jeszcze zrozumieć czym jest uważność i do czego prowadzi. Jednym słowem, po co Ci narzędzie skoro nie chcesz nim pracować?
Wydarzyło się tutaj w związku z tym tekstem coś naprawdę krzywdzącego. Na wielu wymiarach.
Mimo wszystko, pozdrawiam ciepło. Przepraszam za bulwers
Aleksandro, rozumiem, że taki jest Twój pogląd na te kwestie. Jest to pogląd, z którym się w dużym stopniu nie zgadzam lub uważam za szkodliwy.
Łatwo w badaniach mózgu wskazać jego aktywność myślową – nie jest to coś dziwnego, ani niezwykłego. Naukowcy są w stanie dość precyzyjnie określić nawet, kiedy zaczyna się jedna myśl, a kiedy kończy (na dole zostawiam link do artykułu o badaniu). Co do niematerialności ego czy wibracji na poziomie kwantowym nie będę się wypowiadać.
I tak, uważam, że wszystkie próby siłowego zmieniania myśli prowadzą najczęściej do pogłębienia problemu, albo do ucieczkowego schematu toksycznej pozytywności, gdzie wypieramy to, co nieprzyjemne. Takie „zabawy” często kończą się u psychiatry z bardzo konkretną diagnozą.
Tak, medytacja jest właśnie skupieniem na tu i teraz. A tu i teraz pojawiać się mogą najróżniejsze rzeczy – zaswędzi stopa, pomyślę o obiedzie do przygotowania, albo uświadomię sobie obecną emocję czy szmer swojego oddechu. Nieocenne zauważanie tej chwili z akceptacją i życzliwością to kwintesencja medytacji, której uczę.
Pozdrawiam równie ciepło. :)
Link: https://neurosciencenews.com/thought-worms-16639/
Owszem aktywność mózgu bardzo łatwo zbadać :) tutaj nie przeczę. Pisałas jednak o badaniu aktywności umysłu. A mózg jest tylko procesorem do przetwarzania wibracji tego co umysł zrodzi. Aktywności umysłu nie da się zmierzyć, aktywność umysłową (czyli przerobione przez mózg impulsy) już tak. Zrównujesz aktywność umysłu (nie umysłową) a więc i tworzenie myśli, z człowiekiem. Ale to coś więcej. Nie jesteś swoimi myślami. Ale z kolei możesz za ich pomocą kreować rzeczywistość. I tutaj już nasze wyobrażenie na temat świadomości się rozjeżdza. Przeczytałam co odpowiedziałaś na komentarz Macieja, to dało mi jaśniejszy obraz Twojego punktu widzenia.
Nie mam pojęcia dlaczego używasz „siłowego” nastawienia w stosunku do kreacji myśli. Oszyszczanie umysłu z jakiejkolwiek myśli to ostatecznie naprawdę nic trudnego, ale skoro cały artykuł poswieciłaś na to by przedstawić, że to niemożliwe, to wyobrażam sobie, że dla Ciebie wydaje się to wysiłkiem nie do udźwignięcia, zagrożonego wylądowaniem w psychiatryku. Piszę tylko, że się mylisz. To możliwe i nietrudne. Tylko tyle i aż tyle. To, że tego nie doswiadczyłaś nie znaczy, że jest to niewykonalne :) jednak nie znasz narzędzi by ten stan osiągnąć i nie możesz innych nauczyć jak się nimi posługiwać.
I tak, masz rację, że podczas medytacji może się wiele zdarzyć, ale rzeczy które zdarzają się podczas medytacji (i myśli które przy tym powstają) nie są samą medytacją :) do ich 'neutralizacji’ służy uważność. Uwazność może być częścią medytacji ale nie zastąpi medytacji. A przynajmniej nie takiej która daje ukojenie i harmonię na poziomie świadomości :) ale jak napisałaś komuś w odpowiedzi… nie każdemu zależy na pogłębianiu swiadomości. Ale w takim razie wypierasz z sensu ideę medytacji :) utrudniasz moim zdaniem innym zrozumienje czegoś co powinno być tak proste i naturalne jak oddychanie, bo medytacja jest tym dla umysłu czym szczoteczka do zębów dla zębów. Oszyszcza :)
Dzięki, że poświęciłaś czas na odpowiedź dla mnie :) piękno które się kryje za szacunkiem z jakim mi odpowiedziałaś jest wszytkim co tutaj znajde. Niczego wiecej nie szukam. Po prostu jesteśmy w innym miejscu świadomości (i nie sugeruję arogancko, że jestem głębiej i bardziej wartościowo) Po prostu gdzie indziej.
Jako nauczyciel jogi ,medytacji Buddysta na pięciu wskazaniach ,’wiemy’ że mindfulness jest spłycona nazwą pochodząca z sanskrytu (tu nie będę przytaczał nazw ) 'pomność’ mindfulness-uwaznosc jest nazwą bardziej reklamową i jest jedną z wielu aspektów drogi medytacji ,która jest traktowana mocno powierzchownie jak i nazwa mindfulness ,którą i tak jest błędnie interpretowana i nauczana. I tak można wyjść poza stan umysłu ,zanurzając się w samej świadomości ,odcinamy się od warstw umysłu ,zmysłów ,myśli ,czucia ,na wiele godzin poza kontrolą samoswiadomego JA.
Niestety nie wiedzą o tym ludzie ,nawet po kursach mindfulness oto dlatego piszą takie artykuły znając tylko jedną warstwę świadomości ,która jest jak cebula ,i jak zerwiemy wszystkie będziemy poza ibdywidualną strefą ja- cebula- i wtedy brak całkowicie myśli bo nie ma JA.
Zastanawiam się, czy medytacja, jaką opisuje Kasia, może być wstępem do drogi przedstawionej przez Ciebie?
Elizo, nie wiem, jakie zdanie na ten temat ma Maciej, ale ja myślę, że może, tylko nie każdy chce i potrzebuje szukać drogi do buddyjskiego oświecenia, na przykład tak rozumianego.
Tak pomyślałam… komentarze pokazują, że różne osoby różnie definiują medytację lub raczej stopniują jej poziomy. Różne mogą być też cele medytacji. Może więc tytuł „Medytacja to nie to, co myślisz” jest troszkę niefortunny? Można odnieść wrażenie, że narzuca bezdyskusyjną definicję, a nie przypuszczam, żeby to było Twoim celem, Kasiu.
Elizo, jest niezwykle dużo rodzajów medytacji czy praktyk medytacyjnych. Praktycznie każda religia ma swój rodzaj, są medytacje chrześcijańskie, katolickie, buddyjskie, hinduistyczne. Poza tym istnieją różne inne odmiany, jak zen, transcedentalna i wiele więcej. Różne są ich cele – ktoś chce oświecenia, ktoś pustego umysłu, ktoś oddzielić się od materialnego ja, kto inny szuka drogi do boga czy spotkania z bogiem.
Ja piszę o i uczę medytacji mindfulness czy medytacji uważności – jest to podkreślone w wielu miejscach w tym tekście, poświęciłam też temu odcinek podcastu i wcześniejsze teksty na blogu. Nie mogę o tym pisać w każdym wpisie, bo byłoby to nudne. :)
Wiem, wiem, że są różne rodzaje/metody/cele. Nie jestem wprawdzie fachowcem ani znawcą, ale na swoje potrzeby staram się znajdować odpowiedzi, więc czytam/słucham tu i tam. Kształtuję swoją ścieżkę. Wszystko mnie ciekawi, „nudne” teksty też ;)
To wspaniale! :))
Macieju, dziękuję Ci za komentarz.
Nie każdy szuka „zanurzenia w samej świadomości”, „rozpuszczenia ja” czy też oświecenia. Dlatego też mindfulness, choć wywodzi się z tradycji buddyjskich, może być praktyką najzupełniej świecką i to jest rodzaj medytacji, którego ja uczę.
Nie oznacza to, że taka mindfulness jest jakoś gorsza czy płytsza, jest po prostu innym rodzajem praktyki medytacyjnej, oderwanej od konotacji religijnych.
Ale tytuł artykułu zawiera tylko słowo Medytacja…podczas gdy jest w nim mowa właściwie tylko o medytacji mindfulness. I oczywiście autoreklama.
Tak, tekst dotyczy wyłącznie medytacji mindfulness i nie widzę też nic złego w zapraszaniu na prowadzone przeze mnie kursy. Są świetne, efekty są potwierdzone naukowo i przez moich kursantów i kursantki. Pozdrawiam!
Nie zgadzam się. Medytuje od 10 lat i nadal nie jest to proste ale czasami udaje się na kilka minut wcisnąć miedzy dwie mysli i w tej wlasnie nicosci, payzie, przerwie osiągnąć stan nie bycia niczym nigdzie po za czasem sobą w nie istocie trydno okresluc mi ten stan ale jak najbardziej jest cudowny i niepowtarzalny i fakt jest taki ze medyracja mozna zmienic życie. Wierzę w to bo mi się udało
Cloe, rozumiem, że takie jest Twoje doświadczenie i że się nim podzieliłaś/podzieliłeś.
Mnie osobiście medytacja zawsze ratuje w największych kryzysach