Wynikające z minimalizmu mentalne zmiany w kontekście kupowania mają swoją ciemną stronę mocy. Jest nią narastająca niechęć do zakupów. To nie tylko moje odczucia. Właściwie, każda osoba, z którą poruszałam ten temat, mówi dokładnie to samo: raz uzyskana świadomość co do własnych potrzeb i mechanizmów zakupowych sprawia, że na myśl o galerii handlowej w sobotnie popołudnie mamy ochotę uciekać i nigdy nie wrócić. Jednak, czasami potrzeba coś kupić, prawda?
Po blisko 1,5 roku eksperymentu z Szafą Minimalistki moja szafa przerzedziła się znacząco. Na tyle mocno, że konieczne jest jej uzupełnienie o elementy, które zwyczajnie się zużyły. Jednym z takich ubrań jest prosta, biała sukienka. Gdy ta, którą nosiłam przez kilka lat wyzionęła ducha, wiedziałam jakie były jej mocne, a jakie słabe strony i stworzyłam sobie wizję sukienki, którą chcę kupić. Tylko, że takiej nie znalazłam.
Zawzięłam się jednak, a przedłużające się poszukiwania natchnęły do kilku refleksji.
Przede wszystkim, uświadomiłam sobie, że dotychczas, praktycznie zawsze, na ubraniowych zakupach szłam na kompromisy. Co do długości. Co do koloru. Co do fasonu. Co do tkaniny. Z reguły, gdy nie mogłam znaleźć ubrania, które kupić chciałam, brałam to, które było „najbliżej” założonego modelu. W ten sposób do mojej szafy trafiło mnóstwo ubrań, które były „prawie” dobre. W związku z tym „prawie” lubiłam je ubierać.
I tak, kolejne sztuki trafiały na wieszak w szafie. Były na tyle dobre, że nie mogłam się z nimi rozstać, ale też na tyle nietrafione, że niezbyt często je na siebie wkładałam. Efekt: szafa pełna, a ja nadal nie mam się w co ubrać. A to wszystko było pokłosiem zgniłego zakupowego kompromisu. Kompromisu, na który szłam, ponieważ nie chciało mi się już szukać, brakowało mi cierpliwości. Chciałam mieć już to ubranie w swojej szafie. Takie ładne i nowe. Szukając idealnej białej sukienki po raz kolejny obiłam się o wizję kompromisu.
Tytułem wyjaśnienia, sukienki szukam od ponad dwóch miesięcy. Przeszukałam niemal wszystkie oferty w sklepach internetowych i najnowszych kolekcjach zarówno sieciówek, jak i mniej znanych polskich firm czy projektantów. Proces, która dział się mojej głowie był całkiem zabawny. Początkowo, mocno trzymałam się założeń do do wyglądu, jakości i ceny szukanej sukienki, potem wizja zaczęła się rozmywać. Zaczęłam brać pod uwagę inne długości, odcienie, tkaniny, szłam coraz bardziej na kompromis z wyobrażeniami w stosunku do tej sukienki. I tak, do wyboru wyselekcjonowałam trzy modele. Byłam już bliska wyboru i kliknięcia „kup”, gdy się zreflektowałam, że znowu robię ten sam błąd! Znowu zgadzam się iść na kompromis. Zapłacić więcej i zyskać mniej. Wyszłam ze sklepu nie kupując nic.
Wczoraj na blogowym profilu na FB poprosiłam Was o pomoc. Pokazałam zdjęcie sukienki, która wygląda idealnie z pytaniem, czy gdzieś taką mogę kupić. Dziewczyny zawstydziły mnie nieco, szybko znajdując namiar na tą dokładnie sukienkę poprzez zdjęcie (że też sama tego nie zrobiłam;). Co się okazało? Ta sukienka miała dobrą tkaninę, dobrą długość, akceptowalną cenę i jeden, drobny feler. Duży dekolt z tyłu. Dekolt, który uniemożliwia założenie jej do normalnego biustonosza, nie mogłabym jej również zakładać na biznesowe spotkania z Klientami. Ale, ale, można kupić specjalny stanik przecież, a na spotkania zakładać marynarkę. Byłam bliska zakupu, gdy znowu uświadomiłam sobie, że to też kolejny kompromis! Bo muszę dokupić stanik, sukienkę będę mogła nosić tylko w parze z nim, a gdy na spotkanie zapomnę marynarki lub będzie ciepły dzień, to znowu jej nie włożę. Bingo. Tak własnie powstaje szafa pełna „prawie” dobrych ubrań. Szafa niefunkcjonalna. Szafa, której nie chcę.
Dlatego wznawiam poszukiwania sukienki. Bez zgniłych kompromisów. Będzie trudno, muszę być cierpliwa, ale wolę poczekać, niż zadowolić się czymś „prawie” dobrym. Tak, wiem, krawcowa to doskonała opcja, próbuję znaleźć krawcową właśnie, ale to temat na zupełnie inny tekst.
A Ty, Droga Czytelniczko, kiedy ostatni raz poszłaś na ubraniowo-zakupowy kompromis? Czy ten kompromis nadal wisi w Twojej szafie?
To mój pierwszy komentarz, więc chciałam sie przywitać :)
I od razu się pomądrzę – radziłabym z modelem i swoimi wyobrażeniami pójść do dobrej krawcowej po prostu :) Krawiectwo w Polsce odżywa, więc może przy okazji warto wspierać to rzemiosło swoimi pieniędzmi ;)
A tkaninę bez problemu można kupić czy na allegro, czy w którejkolwiek z hurtowni internetowych – tak naprawdę obecnie to nawet wybór naturalnych jedwabi jest taki, że bez problemu coś się wybierze :) Tylko poszukać, w razie czego służę namiarami na sensownych sprzedawców :)
A w takiej hurtowni sprzedadzą w mniejszej ilości?
Cześć, dzięki za ten pierwszy komentarz :). Tak jak napisała, wiem, że dobra krawcowa to skarb. Kłopot w tym, że szukam już od dłuższego czasu tej dobrej :).
Te wielkie dekolty z tyłu to jest jakaś zmora. Czasem mam wrażenie, że ubrania projektują osoby zupełnie nieświadome istnienia takiej części garderoby jak stanik.
Kupowanie prawie-idealnych ciuchów odpuściłam już jakiś czas temu, a w efekcie jest dokładnie tak jak mówisz: nie dość, że mocno zniechęca to do zakupów (jakim cudem żadna z kilkunastu przymierzonych jednego dnia par butów nie jest wygodna?) to jeszcze czasem wydłuża poszukiwania wręcz w nieskończoność. Nie tylko w kwestii ubrań, np. idealnych okularów dla siebie szukałam ponad rok! Było warto, bo w ciągu kilku dni zmieniłam „nienawidzę okularów” na „eej, super w nich wyglądam”. I ta radość, kiedy WRESZCIE znajdziesz tę idealną rzecz… bezcenna :)
Odnośnie butów, to wszędzie pełne półki. Przesadnie wysokie szpilki, spiczaste noski, albo zbyt wysokie obcasy, które po założeniu okazują się być dużo za ciężkie niczym żeliwne kule u nogi. Nie ma nic po środku. Jest albo płasko i niezgrabnie wręcz męsko ( nigdy mi się to nie będzie podobało) albo wysoko i niewygodnie. Nie wiem kto to wszystko projektuje ale jeden chłam.
A ja właśnie z zazdrością patrzę na dział męski, ich buty są jakieś takie prostsze, mniej kombinowane, z chęcią przygarnęłabym niektóre gdyby tylko robili mój rozmiar.
No i facetom nie wciskają na siłę obcasów, których nie lubię, nie umiem, i z uwagi na kolano nie mogę. Weszłam niedawno do Ryłka, podchodzi sprzedawczyni to mówię, że szukam ciemnych botków na płaskim obcasie… mieli w sklepie 1, słownie: jedną parę spełniającą te kryteria :)
Dokładnie! Kiedy znajdziesz tą właściwą rzecz, ubieranie się staje się prawdziwą przyjemnością. Takim zakupem była przykładowo moja skórzana kurtka, szukałam jej długo, gdy trafiłam tą właściwą wahałam się jeszcze z uwagi na cenę, ale gdy już kupiłam, to noszę ją już blisko 10 lat!
Mam to samo z jeansami. Chciałabym za nie zapłacić do 300, żeby były klasycznymi rurkami, żeby nie przedarły się po pół roku w kroku i żeby po tym czasie nie rozeszły się też o dwa rozmiary. Możesz coś polecić? Tracę już nadzieję…
Te, które mam są marki Cross i jestem z nich bardzo zadowolona. Noszę je ponad 2 lata i żadnych śladów przetarcia. Jedynie trochę się kolor „wyprał”. Kupiłam je w outlecie w Warszawie.
Może coś trafisz popularnej ciuchbudzie w realu, albo na ebaju?
Levis
Ostatnio w Factory w Levisie (styczeń, końcówka wyprzedaży) kupiłam je za 120zł
Szwedzka marka Cheap Monday :)
Myślę, że bez kompromisu będzie trudno. Czasami poszukiwania ideału trwają na prawdę długo , 2 miesiące to nic. Może warto zrobić skalę możliwego kompromisu np. w jakim punkcie możesz odpuścić troszeczkę, np. zamiast białego zgodzić się na pudrowy jasny róż lub nude czy srebrno szary, bardzo jasny, który będzie spójny z resztą garderoby i służył Twojej urodzie. Może warto przymierzyć jakiś trochę inny fason ? Przyznam, że ideał bez żadnego kompromisu to nie pamiętam kiedy udało mi się znaleźć. Jest też tak, że czyniąc niektóre małe kompromisy jestem zadowolona, rzecz noszę, ale gdy natknę się na ten bezkompromisowy model na pewno kupię . Tak było z granatową marynarką na jeden guzik. Ciągle coś nie tak, poszukiwania trwały długo. I znalazłam coś co jednak nie było dokładnie tym czego szukałam. Krótsza niż chciałam, materiał nie końca taki, ale nabyłam. Noszę, jestem zadowolona, do tej pory ideału nie znalazłam, ale jak tylko taki wpadnie w moje ręce kupię. W takich sytuacjach, poszukiwania konkretnego, przemyślanego ciucha, dużo zależy od tego jak bardzo jest nam potrzebny na już. Trzymam kciuki w znalezieniu idealnej białej bez kompromisów. Pozdrawiam BM
Jeśli ma być bez kompromisu, na lata i dobrej jakości, to może warto rozważyć pomoc krawcowej? I np. zlecenie projektu od zera (plus taki, że będzie idealny krój i do tego sama możesz wybrać materiał), albo przerobienie tejże prawie idealnej kiecki ze zdjęcia? Może skoro już opanowałaś druty, czas na maszynę i samodzielne szycie/przeszywanie? :) Pozdrawiam!
Wolfie, no właśnie pisałam na koniec o krawcowej. Robiłam przymiarkę do szycia, ale to chyba jeszcze nie dla mnie :).
to prawda, że nie zawsze szycie jest łatwe, szczególnie gdy nie wiemy do końca czego chcemy… ale gdy posiadasz prototyp, trochę wyobraźni i dobrą krawcową, to nie mogę się doszukać problemu. Tylko krawcowa musi być na prawdę dobra technicznie i rozumiejąca potrzeby innych. Ciekawa jestem czemu Ci się nie udało szycie…
No właśnie chyba kłopot jest w rozumieniu potrzeb. Trafiłam dotychczas do kilku krawcowych z polecenia i zawsze pojawiał się kłopot. Jedna twierdziła, że z tkaniny bez dużej domieszki poliestru nie będzie szyła, bo sukienka się nie ułoży, inna nie chce szyć z przyniesionych tkanin, tylko z kupionych przez siebie, a od miesiąca nie może znaleźć nic naturalnego w ecru itp.
A sukienka marki Tyszert? Polska firma, dobry skład. Sama ją mam w swojej szafie. Wprawdzie chwilowo firma ma przerwę i strona nie działa, ale z Iloną można się kontaktować mailowo – myślę, że nie będzie problemu żebyś taką u niej zamówiła. Wpisz w google „tyszert mała biała”, żeby zobaczyć jak ona wygląda. Myślę, że to może być to czego szukasz :)
Widziałam, brałam ją pod uwagę, ale ona jest dużo za krótka, niestety.
A może porozmawiać z producentką czy by jej nie wydłużyła dla Ciebie?
Właśnie do Niej napisałam. Zobaczymy, może się uda :).
Pani Ilona przy zamówieniach sama się pyta jaką chcemy żeby sukienka miała długość :)
Siedzisz mi w głowie. Jeszcze 3-4 lata temu na myśl o wypadzie do galerii ciekła mi ślinka i nie mogłam się doczekać, kiedy otworzą się przede mną wrota do tej świątyni zakupów. Odkąd zaczęłam zwracać uwagę na jakość ubrań, a przede wszystkim na moje (niewielkie, jak się okazało) potrzeby ubraniowe, nie lubię takich miejsc. Zakupy mnie nużą, męczą i nienawidzę czegoś godzinami szukać.
Ostatnio musiałam kupić kurtkę na zimę. Właściwie miałam kupić nową już rok temu, ale moja perfekcyjno-pedantyczna natura nie pozwoliła mi iść na kompromis. Nie żałuję, przemęczyłam się jeszcze rok w starej ale dzięki temu od dwóch tygodni mam kurtkę idealną, w takim kolorze, kroju, z suwakami i składem jakich chciałam :-)
Przestań szukać sukienki – sama się znajdzie „przy okazji” ;-)
Bingo! Bardzo celne uwagi. Bardzo często łapię się na tym, że kupuje te 'prawie’ idealne rzeczy. Winą obarczam zmęczenie i zniechęcenie (ileż można szukać!). Szukam wełnianych marynarek bez podszewki z poliestru i wąskich spodni z kantem bez zbyt dużej ilości elastanu i nylonu. Prawie poszłam na kompromis. Ba, „prawie dobre” spodnie już do mnie dotarły ze sklepu internetowego. Dzięki za oświecenie, zwrócę je. Nie chcę 'prawie lubić’ swoich ubrań.
Nie wiem czy mogę tutaj wstawić linka? Kasiu jeżeli to spore naruszenie, to proszę usuń moją wiadomość. Ja próbuję sprzedać ładny wełniany żakiet, @Thoughts Blender jeżeli poszukujesz to zapraszam, może się spodoba :) : http://www.vinted.pl/damska-odziez/marynarki-zakiety-blezery/10829732-zakiet-marynarka-welna-wiskoza-krata-baskinka-rozm-s-36
Bardzo dobry tekst! I niestety bardzo pasujacy do mojej szafy, chociaz od kilku miesiecy zaczynam ją powoli zmieniać na lepsze. Powoli, bo nie chce juz kompromisów:)
A zazwyczaj czego nie moge znaleźć w sklepie lub ma zbyt wysoka (na moje mozliwosci) cene to sama szyję i dziergam. Bardzo przydatne umiejętności :D i bardzo slow faschon:D
Gratuluję determinacji! Mi też zdarza się popełniać „błąd kompromisu”, na szczęście coraz rzadziej. :) A co do sukienki – będę miała oczy szeroko otwarte i w razie czego, dam znać! Pozdrawiam, O.
Czasem inaczej się nie da, szczególnie jak rzecz jest niezbedna na jakąś okazję. Ja sukienki na wesele szukałam z pół roku i w koncu kupiłam taką 'może byc’ na ostatnią chwilę. ubralam ja jeszcze na inne wesele i przyda się na rozmowy kwalifikacyjne czy do pracy wymagającej bardziej eleganckiego stroju ale nie lubię jej zbytnio. nawet nie miałam jakichś szczególnych wymagań, po prostu miałam w niej dobrze wyglądać i nie mogła być czarna
A ja nie mam problemu z chodzeniem do galerii handlowej,nawet lubię, nie kupuję, często tylko oglądam. Nie złoszczę się, gdy nie znajduję tego co sobie wymarzyłam, spokojnie czekam na ten czas i jak już znajdę to ogromna radość;) Ale fakt, że nie wiele już potrzebuję. Oraz pewnie nie mam aż tak wąskiego kryterium jak Ty z tą białą sukienką, owszem określam, jaki ma mieć kolor (ale przeważnie wybieram dwa alternatywne) długość taka czy taka, z rękawkiem czy bez. materiał, czy przedział cenowy. Ostatnio tak szukałam chusty na szyję, wiedziałam jakie lubię kolory i do czego ma mi pasować i że koniecznie chcę z dobrego materiału w rozsądnej cenie do 200 zł i udało mi się w końcu znaleźć :)
Witam,
Dziękuję za inspiracje, często zaglądam na bloga :). W sprawie sukienki – czy oglądałaś sukienki PULPA Marta Maruszczyk?
Pozdrawiam serdecznie z Krakowa. Agnieszka Klimczak
Cześć Agnieszko, tak, jasne. Pulpa ma piękne ubrania, ale w fasonach bardzo oversize. Mam drobną sylwetkę i na mnie wyglądają trochę karykaturalnie :).
Mam to samo, pozbywając się rzeczy (proces ten nieustannie trwa) w kolorach/fasonach/tkaninach których nie lubię, pozostawiłam sobie te lepszej jakości (jak na moje możliwości finansowe) i teraz poczyniam zakupy wyłącznie drogą online. Na myśl o galerii handlowej dostaję zwyczajnie nerwów (za dużo ludzi, wszytskie ciuchy bardzo podobne, ceny natomiast szalenie różne, tkaniny kiepskie, poza tym jest za gorąco, nie mam co zrobić z zimowym płaszczem, a od noszenia go boli mnie ręka i szybko tracę dobry nastrój).
Na tą chwilę odkładam na kaszmirowy sweter. To wydatek już wyższy niż sieciówkowe zdobycze. Ale przeglądam w internecie cierpliwie wszystkie oferty sklepowe i może kiedyś trafię na swój wymarzony jak Ty na swoją sukienkę.
Rzecz podobnie się ma z dodatkami do domu.
Nadal wisi. Jeansy. Nie lubię mieć wielu par, lubię mieć jedne, maks dwie pary które noszę na zmianę. Wyszło tak, że jedne się zużyły, nic dobrego nie było w sklepach, a kiedy zużyły się i drugie kupiłam takie które pasowały rozmiarem, miały dobry skład, dobrą cenę i wyszłam ze sklepu. I zaczął się koszmar. Materiał okazał się nie taki do końca dobry, rozciągnął się troszkę za bardzo, nogawki nie są dość wąskie jak dla mnie no i kolor jakiś taki „nie do końca”. Zbieram się w sobie żeby zainwestować większą kwotę w prawdziwy dobry jeans, dopasowany do sylwetki, a te koszmarki sprzedać albo przerobić na coś i nie wkurzać się za każdym razem.
Ano właśnie. Zawsze coś, prawda? A potem szafa pełna ubrań, których się nie nosi, bo ich noszenie nie sprawia przyjemności.
Witaj Kasiu. Zacznę w ten sposób; mam taką cudowną Znajomą, trenerkę jogi, wspaniałego człowieka – która podczas jednej z naszych rozmów powiedziała mi jedną mądrą rzecz, odnośnie radości życia. Ujęła to w jednym zdaniu; „Oczekiwania zmniejszają radość”. Ten epizodzik skojarzył mi się od razu z Twoim postem na temat kompromisów i wyborów… Ze mną jest tak ; nie oczekuję zbyt mocno, nie planuję zbyt daleko, nie projektuję niczego w głowie zbyt głęboko. Cokolwiek się zdarza – cieszę się tym. Jak nawiązać z tym bardzo mądrym filozoficznym wątkiem do zakupów? :) Ano tak; nie projektuję sobie w głowie sukienki, sweterka o konkretnym kroju… Konkretyzuję tylko ogólniki; „to musi być gruby, porządny jeans” albo” tylko 100 % kaszmir”, „jedwab z delikatną koronką”. Albo wiem, że sweter który ma mnie otulać tej zimy ma być w kolorze kremowym. I koniec. Co dzieje się dalej?e idę na kompromisy. Jeżeli znajduję kremowy sweter, ale akrylowy – nie wezmę go. Czekam cierpliwie na ciepłą, dobrą gatunkową wełnę, fason, w którym poczuję się dobrze….Pochwalę się – zawsze los mi sprzyja. :) Znajduję, czasem bardzo nieoczekiwanie, w miejscach gdzie nie do końca spodziewałabym się aż tak pięknej rzeczy – najczęściej jest to sklep z używaną odzieżą… Z miliona znajdujących się tam rzeczy trafiają mi się takie, które są dokładnie w moim guście, moim rozmiarze. Tak znalazłam kaszmirowy bliżniak, piękną wełnianą spódnicę o kroju A, jak z Diora, jedwabną, ręcznie malowaną apaszkę ze starej manufaktury angielskiej „Beckford silk”. Żadnej z tych rzeczy nie wyobrażałam sobie bardzo konkretnie… Miałam tylko jakieś tam mgliste wyobrażenie na temat albo kroju, albo tkaniny, albo koloru…. Jak taki delikatny szkic w głowie. Nic więcej. Bo nadmierne oczekiwania – zmniejszają radość. :) Tak więc nie oczekiwałam nadmiernie, a to co mi się zdarzyło – dało mi tej radości ogromnie dużo. Jednocześnie pozostałam uczciwa wobec siebie, nie zrobiłam sobie krzywdy poliestrem, fasonem który skraca mi nogi, albo nietwarzowym kolorem…. Zachować zdrowy rozsądek, nie popadać w przesadę i cieszyć się tym co się zdarza, jednocześnie dokonując dobrego wyboru…
Bardzo mi się podoba to, co napisałaś. Odzwierciedla to dokładnie to, co czuję i co robię ja. I jest w tym jeszcze jedna, bardzo ważna dla mnie rzecz. Też sporo tych moich wymyślonych chcianych rzeczy znajduję w secondhandach za mniej niż 50 zł, zwykle bliżej 20 zł. Natomiast jak zaczęłam szukać czegoś dokładnie takiego, jakbym chciała na siebie widzieć, to zauważyłam, że wizualizują mi się rzeczy, które być może nieświadomie widziałam na jakichś modelkach, nie wiem… W każdym razie te fasony znajdowałam w ekskluzywnych sklepach, w necie u jakichś naszych niebotycznie drogich projektantów, którzy sobie liczą za coś takiego od ok. 700 zł wzwyż. Jakbym kupiła sobie ciucha na co dzień za tyle pieniedzy, to zamiast zająć się życiem i radością z niego, to zajmowałabym się tym, żeby tego ciucha nie zniszczyć. A przecież nie o to w tym wszystkim chyba chodzi :)
Dziekuję za miłe słowa Carita. :) Magia second handów jest ogromna…. Ja mam jeszcze inną metodę marzenia; w Szczecinie są dwa, przepiękne butki Max Mara. Zwykle przykładam nos do szyby…Patrzę na tkaninę, na krój, na motywy, barwy… Czasami wchodzę do środka, dotykam, oglądam wykończenia… Mówię sobie w myślach „acha, to tak to wygląda….” zapamiętuję, mam to w głowie. To co mnie oszołomiło, wielbłądi kolor, miękkość wełny, lejąca się pięknie tkanina, sploty….. Mam ten obrazek w sobie. Nie marzę o TEJ KONKRETNEJ RZECZY. Nie marzę o Max Marze. Marzę o TYM kolorze, TEJ tkaniinie, PODOBNYM FASONIE, rękawie 3/4, itp….. Później mój second hand. Na uszach mam słuchawki, piekną melodię w tle…. Wieszaczek po wieszaczku, cierpliwie, spokojnie. ZAWSZE znajduję coś podobnego, coś czasem równie pięknego, coś co zapiera dech a nie kosztuje 3 tysięcy złotych. Jeżeli Max Mara pokazała na wystawie klasyczne czarne golfy, w połączeniu z beżowymi spódniczkami i białymi spodniami- taki golf (kaszmir) znalazłam na dziale męskim, w rozmiarze S… Noszę go według tych sugestii modowych, jakie spodobały mi się na witrynie Max Mara – z beżem i bielą. Łączę z delikatnym złotym łańcuszkiem. Wydałam 10 zł, ilość komplementów – taka, jakby wydała 1200 zł… :))) Podobała mi się nie konkretna rzecz- GOLF – ale całość, jaką tworzy połączenie beżu, czerni i bieli. Nie upierałam się, że coś muszę. Marzyłam o tym połączeniu barw na sobie, pewnym efekcie…Żadnych konkretów, żadnych oczekiwań. Ale jednocześnie – bez kompromisów co do jakości. Radość można czerpać z tego co się zdarza, będąc w zgodzie z samym sobą. :) Tyle peanów na temat second handów. Realizować marzenia w obrębie swoich możliwości i cieszyć się tym co się uda… „Możemy mieć mało, możemy żyć oszczędnie, nikomu nic do tego” jak mawiała Beata Tyszkiewicz na jednym ze swoich spotkań…. Możemy mieć mało, ale pięknie. Taka zresztą jest chyba idea bloga naszej Kasi :))) Moja Babcia jako 19 letnia dziewczyna przeszła straszną biedę…Nie miała nic…Poza jednym fartuszkiem i białymi tenisówkami, które czyściła pastą do zębów… Były lata powojenne. Jej koleżanki, z tych bogatszych domów nosiły się pięknie. Miały futerkowe kołnierze, ciepłe płaszcze, porządne buty… Na „fajfy” chodziły w pięknych sukienkach szytych u warszawskich krawców lub najlepszych bydgoskich modniarek. Moja babcia bacznie obserwowała…. Mówiła sobie po cichutku – ” to mi się podoba”, „to jest ładne”.. Budowała sobie w głowie, kim chce być, jak chce wyglądać…. Zbierała swoje skarby – w wyobraźni. Później z pierwszą kupioną maszyną do szycia, realizowała swoje sny.Pruła stare płaszcze, odrywała guziki z męskich marynarek, mankiety z męskich koszul. Tworzyła. Do jednej prostej wełnianej sukni zmieniała tylko żakieciki, które szyła sama. Jedna noc- jeden żakiecik. Materiał z czegokolwiek bądź z darów. Do tych żakiecików dopinała to broszę, to agrafkę ze sztuczną welurową różą, to wiązała apaszkę… Po latach, z dziewczęcia w białych tenisówkach w lichą kokardką na warkoczu, stała się szykowną panienką na wydaniu. A później szalenie elegancką kobietą, z której ja – dwa pokolenia dalej – biorę swój wzór… Dziś moja Babcia ma 80 lat. Wygląda oszałamiająco. Nigdy nie żądała od Życia niczego. Zawsze- brała co dawało. :))
Właśnie też sobie pomyślałam, że problem leży w zbyt dużych wymaganiach/oczekiwaniach. Jak sobie wyobrażę sukienkę z wszelkimi detalami, to nic dziwnego, że potem nigdzie takiej nie ma.
pięknie piszesz, rzadko to się zdarza w obecnych czasach. Masz w sobie coś niedzisiejszego, w takim bardzo pozytywnym sensie.
A wracając na ziemię; też jestem ze szczecina, czy mogłabyś polecić swoje sh? pozdrawiam serdecznie, iwona
:) Zarumieniam się :) A bo ja jestem taka nie z tego wieku, spóźniłam się z urodzeniem o 100 lat:)) Ale do rzeczy – moich szczecińskich skarbnic jest kilka:
1) Duży SH który ma parter i pięterko na ulicy Wojska Polskiego, vis a vis byłego kina Kosmos. Ogromny wybór, świetny jeżeli chodzi o klasyczne spodnie dla kobiet typu garniturowego i markowe jeansy. Warto poszperać.
2) Drugi SH znajduje się duż obok, jest mniejszy, wchodzi się od ulicy. Też vis a vis byłego Kosmosu. Ale bliżej kina Pionier niż poprzedni second hand. Tam znajdziesz fajne sukienki, spódnice, płaszcze, świetne marynarki. Wszystko z UK.
3) SH na ulicy Jagiellońskiej, jak wyjdziesz z deptaku Bogusława w Jagiellońską – skręć w lewo. Kawałek dalej – jest olbrzymi SH, Jeden z najlepszych. Dużo angielskiej odzieży, trochę włoskiej. Można znaleźć świetne stylowe dodatki, skórzane torebki, paski…Jak dobrze poszukasz trafisz na jedwabne koszule, bluzeczki, sukienki. Zdarzają się rzadko, ale jednak – naprawdę markowe rzeczy. Kiedy marzyły mi się białe jeansy- znalazłam Tommy Hilfigera- z przepięknej jakości tkaniny – ni to jeans, ni to lekka bawełna, przemiła w dotyku.
Mają też kapitalne dodatki do mieszkań- zasłony, ozdobne poszewki na poduszki.
4) Kopalnia kaszmirowych swetrów- niestety znajduje się na Prawobrzeżu. W kompleksie „Helios”,. Mijasz Alior Bank, Pepco, sklepik z chińskim jedzeniem, i wchodzisz do środka. Tam jest SH, dość duży, ale znakomicie zaopatrzony jeżeli chodzi o dobrej jakości wełnę.
Udanych, przemyślanych i pięknych „łupów” :) Ciepło pozdrawiam
Świetny tekst! Masz swoją stronę? Publikujesz gdzieś? Twoje opisy i pomysły powinny zdecydowanie funkjonować w sieci. Byłabym wierną czytelniczką :) Pozdrawiam Cię Maju!
:) Nie mam strony, nie publikuję, nie mam bloga. Występuję tylko w roli wiernej Czytelniczki Kasi i trochę jej tu namieszam w komentarzach i narobię bałaganu :) Ale dziękuję za tyle serdeczności… :) Miód na moje zbolałe całym tygodniem pracy serce :) Tyle mojego, co sobie ku pokrzepieniu poczytam „Simplicite” i „pobędę”w miłym towarzystwie Kasi i Waszym. To jest niewątpliwy talent Kasi, że przyciąga swoimi tematami, tekstami, osobowością – naprawdę fajnych ludzi. .. Sama bardzo lubię czytać komentarze tutaj; jest tyle mądrych kobiet, które mają coś do powiedzenia, czasami pocieszenia, czasem dobrej rady…..:) Jednym słowem – miło jest. Serdeczności…
Jestem ogromnie wdzięczna za taki bałagan :). To ogromna przyjemność widzieć i czytać wypowiedzi tak mądrych kobiet, szczególnie gdy prezentują inny punkt widzenia. W dzisiejszych czasach niewiele jest możliwości na taką dyskusję. Pozdrawiam serdecznie!
Absolutnie się z Tobą zgadzam. Bywa, że nadmierne oczekiwania zmniejszają radość. Dlatego też jedna kwestia wymaga dopowiedzenia. Niektóre Czytelniczki dziwią się, jak można szukać sukienki przez 2 miesiące? Otóż, jeśli oczekiwania budzą frustrację, wtedy są problemem, bo oczekujesz ich natychmiastowego spełnienia. Ja czekam, aż znajdę tą właściwą sukienkę, ale nie są to oczekiwania, które mnie spalają. Czekam na nią, ale nie oznacza to też biernego czekania. Wierzę, że znajdę moją sukienkę, choćbym miała na nią poczekać kolejne 2 miesiące :). Pozdrawiam!
Kilka lat temu zobaczyłam koleżankę w eleganckiej czarnej pelerynce, kupionej w brytyjskim charity shop. Weszła mi do głowy (pelerynka, nie koleżanka) i została, w przegródce marzenia. Przedwczoraj spotkałam w TkMaxx pelerynkę. 80%wełny, podszewka wiskozowa, idealny na mnie fason, francuska luksusowa marka, śmieszna cena. Jeśli coś nie jest niezbędnie konieczne, jak nowe skarpetki, można czekać w nieskończoność ;)
Odpowiedź na problem typu „sukienka”jest u mnie hasło „krawcowa” :)
Witaj :) Moje ubraniowe kompromisy to .. ubrania które dostałam. Tak właśnie. Swego czasu dostawałam bardzo dużo ubrań, dobrych marek, modnych i niby dobrze leżących. Mało więc kupowałam, bo dużo miałam. Poszłam do pracy, zaczęłam zarabiać i uświadomiłam sobie , że te ubrania po kimś nie są moje, bo ja ich nie wybrałam, coś mi w nich nie pasuje, a zajmują 90% mojej szafy. Zaczęłam więc regularnie się ich pozbywać. Ale wtedy przyszedł czas zakupów w secondhandach. Też nie do końca trafionych. Moja walka nadal trwa, jest coraz lepiej, teraz już wiem, że moja szafa musi się składać z elementów, które ja wybrałam bo inaczej nie jest to moja szafa. Kupuję bazę, której nigdy nie miała i dostrzegam jak łatwo można się ubrać mając podstawowe elementy w podstawowych kolorach. Pozdrawiam,
Świetnie, to rozumiem, u mnie też 90% szafy to były zawsze ubrania z drugiej lub trzeciej ręki, niekoniecznie wygodne, w moim rozmiarze, kolorze, fasonie i do tego z reguły bardzo złej jakości :/ A nawet przy braku pieniędzy/czasu/możliwości coś nosić trzeba. Dużo się u mnie zmieniło, zaczęłam zarabiać i zapragnęłam wyglądać ładnie i czuć się dobrze :) Proces pozbywania się niepotrzebnych rzeczy i zdobywania potrzebnych jest długi i powolny, ale trwa. A do tego dochodzi jeszcze poszukiwanie swojego stylu ;)
Niestety ja często idę na ubraniowe kompromisy. A potem jestem na siebie zła. A robię tak przede wszystkim z braku czasu na zakupy. Wpadam i łapię to co mi najbardziej pasuje mimo że nie jest w 100 % idealne. Ale dzięki Tobie i Twojemu blogowi zaczynam z tym walczyć :-).
Myślę, że krawcowa to dobre wyjście z sytuacji. A na szukanie przez dwa miesiące (chyba że sprawia nam to przyjemność – coś w rodzaju polowania) to troszkę długo…
Problem z naszymi sklepami jest taki, że jest masę ubrań tandetnych i na „jedno kopyto”, te natomiast, które są przyzwoitej jakości są baaaardzo drogie.
Świetne natomiast jest to, że kiedy mamy dobrze dobraną garderobę z ulubionymi rzeczami, problem codziennego ubierania znika natychmiast i zawsze mamy na siebie co założyć.
Podoba mi się to, że nie specjalnie przejmujesz się modą i twoje ubrania są na tyle klasyczne i uniwersalne, że będą modne przez kilka sezonów :D
Dwa miesiące poszukiwań to dużo? Mi się „jakieś” rurki udało kupić po 5 latach, a „jakieś” eleganckie buty po 10. A nie jestem z tych bezkompromisowych… Przecież nie mówimy o zajmowaniu się zakupami codziennie – przeciwnie, myślę, że głównym czynnikiem rozciągnięcia moich zakupów w czasie jest to, że rzadko mam na nie czas ;)
Też mi się wydaje, że w takiej sytuacji najlepiej sukienkę uszyć.
W takich momenatch bardzo żałuję, że nie umiem szyć)))
Och znam ten dylemat nazbyt dobrze. Wieczne kompromisy… Szczególnie jak coś było na wyprzedażach :)
Jednak pojawienie się dziecka stało się dla mnie punktem zwrotnym do mojego podejścia do ubrań. Zmniejszyłam znacząco ich ilość i teraz chodzę w tym co zostało :) Mam w planach zakup kilku dodatkowych rzeczy, ale nie zamierzam iść na żadne kompromisy.
Dobra krawcowa to skarb! Ale niestety już kilka razy się nacięłam. Z jakimiś drobnymi poprawkami nie ma problemu, ale żeby uszyć porządnie coś od podstaw to już trzeba „mieć rękę”…
Ja szukam od 3 miesięcy idealnej błękitnej koszuli… Nigdzie już nie ma bawełniany błękitych koszul które by kosztowały w okolicach 100zł… jedyna jaką znalazła kosztowała 250zł… nie na studencką kieszeń :(
Kobieto, idź do krawcowej! Serio, będzie Twoja wizja, Twoje materiały, Twoje wszystko.
Ja czaiłam się na białą sukienkę parę sezonów temu i też nie mogłam znaleźć tej, która siedziała mi w głowie. Z białymi rzeczami w ogóle jest duży problem w sklepach :)
Joule, kłopot w tym, że byłam u krawcowej! U czterech poleconych. No nie idzie się dogadać :). Tak jak pisałam wcześniej, jedna twierdziła, że z tkaniny bez dużej domieszki poliestru nie będzie szyła, bo sukienka się nie ułoży, inna nie chce szyć z przyniesionych tkanin, tylko z kupionych przez siebie, a od miesiąca nie może znaleźć nic naturalnego w ecru itp.
Szkoda że nie znam nikogo szyjącego w Warszawie. Ech. Z tego co widzę, sukienka jest aż do bólu prosta – czyli łatwo uszyć, maksymalnie trudno znaleźć w sklepie.
Szybciej by się Katarzyna sama nauczyła szyć niż znajdzie krawcową czy sukienkę w sklepie :) Też kiedyś doszłam do tego wniosku: materiał na idealną sukienkę w piwnicy (nawet wykrochmalony-radą Joule) razem ze zużytą sukienką na wzór :) Sukienka „do bólu prosta” ale chęci na szycie brak :) Z minimalizmem nie ma to wiele wspólnego…
Kiedy będziesz na tyle zdesperowana, by szukać krawcowych w innym mieście, mogę polecić kogoś w Poznaniu ;)
Szukaj dalej (krawcowej).
Ja się raczej zastanawiam, kiedy na taki kompromis nie poszłam. Krawcowa spełniająca moje wizje się już zestarzała, druga cięzko znaleźć, a ta nie krawcowa, ale z pasją nie daje się namówić. Trochę mam do tego dwie lewe ręce, ale coraz częściej zastanawiam się, aby się nauczyć szyć i przestać chodzić na kompromisy.
Podejście minimalistyczne ma pewną irytującą wadę, która aż prosi się o komentarz w postaci sławnego pytania: Te diamentowe pantofelki takie ciasne? Masz ogromny wybór w sklepach, masz możliwość skorzystania z usług krawca, czy to nie jest już jakaś arogancja, wybredność, próżność i snobizm, żeby nie zgadzać się na mały kompromis odzieżowy? Czy faktycznie jakiś mały szczegół, taka głupota, sprawia, że będziesz poświęcać miesiące na zakup jednej rzeczy? I to faktycznie odbierze Ci przyjemność z jej użytkowania?
Stanowisko, które proponujesz, jest zbyt ekstremalne. Zrobienie małego kompromisu jest wg mnie złotym środkiem między totalnym konsumpcjonizmem, a irytującym snobizmem.
Doskonała metafora. Dokładnie tak to wygląda: jeśli pantofelki będą za ciasne, to nie będę ich nosić, choćby były diamentowe. A w takiej sytuacji, po co je kupować? Jeśli szukanie właściwej rzeczy to snobizm to spokojnie mogę być snobką. Wiesz, to że szukam tej sukienki od 2 miesięcy nie oznacza, że codziennie spędzam godziny w sklepach. Spokojnie czekam, aż trafię na tą właściwą, ale nie oznacza to biernego czekania.
Zinterpretowałaś tę metaforę dosłownie i płasko. Nie w tym rzecz. Poza tym, promujesz podejście perfekcjonistyczne, które krytykujesz w innych okolicznościach.
Nie wydaje mi się, że osoba szczęśliwa to taka, która ma w szafie wyłącznie idealne ciuchy, tak wspaniale odwzorowujące wymyślony ideał, jakby sama je uszyła. Ubrania mają być wystarczająco idealne. Ten upór w szukaniu tej idealnej sukienki nie kojarzy się z dziecięcym uporem, że musi, MUSI, być tak, jak chcę? Utrzymuję zdanie, że kompromisy to sztuka, że skrajne podejście nie jest dobre i że w przypadku ubrań kompromisy nie są szkodliwe. Trzeba poukładać sobie w głowie, że zostawiam miejsce na przypadek, nie wszystko musi się zgadzać.
Zinterpretowałam prosto, ponieważ czasami nie ma sensu komplikować ponad miarę. W przypadku ubrań mylisz perfekcjonizm z wysoką świadomością swoich potrzeb. To nie jest ślepy upór dziecka, które rzuca się na podłogę z płaczem, że chce zabawkę i chce ją natychmiast. Ja sobie spokojnie zaczekam na ten właściwy zakup, ponieważ nie godzę się na bylejakość, byle mieć szybko.
Proces odroczonej gratyfikacji. Ja to tak widzę. Jestem bez dżinsów 10 miesięcy, bo nie wpadłam na żadne które by mnie satysfakcjonowały. Da się żyć bez dżinów, serio :) Kiedyś moda się zmieni, wejdą nowe kolekcję, trafię te idealne. I będę zadowolona. I będę je uwielbiać tak samo jak moje stare. Pozdrawiam.
Tak, nie mogłabym się zgodzić bardziej. Świadome odraczanie gratyfikacji to doskonała broń w walne z konsumpcją. To też sposób, żeby badać swoje granice i swoje prawdziwe potrzeby.
Dziękuję za ten post. Dopinguje mnie do dalszego szukania i niezgody na kompromisy. Dzięki filozofii slow fashion staram się unikać kompromisów i tandety. Szukam właśnie skórzanych rękawiczek na zimę i przymierzałam chyba setki par – a że mam krótkie i dość szerokie palce – mało które mi pasowały. Już byłam bliska kupna pięknych rękawiczek, ale… były matowe i wyglądały na szare. Nie kupiłam ich. Dopiero w Ochniku znalazłam piękne rękawiczki, które pasują jak ulał i spełniają wszystkie wymagania, niestety, są bardzo drogie (280 złotych to naprawdę dużo dla mnie).
Dobra krawcowa (lub zdolności krawieckie) to skarb. Wiem, bo moja mama to bardzo uzdolniona krawcowa i gdyby nie ona, to byłoby mi ciężko znaleźć ubrania świetnej jakości, dobrze pasujące do mojej niełatwej sylwetki i bliższe mojej (studenckiej) kieszeni. To między innymi mama uświadomiła mnie, że nie warto ulegać tanim pokusom.
Moze jakis temat o minimalizmie w kuchni? Jak minimalisci zaopatruja sie na zywnosc, diety? Czy moze wszyscy minimalisci sa szczupli? ;)
Od dawna myślę o tym temacie, ale odrobinę nie wiem, z której strony go, nomen omen, ugryźć :). Coś szczególnego masz na myśli może?
Nie, nic szczegolnego. Loreau napisala cala ksiazke („Sztuka umiaru”), ktora traktuje o jedzeniu, dlatego pomyslalam, ze fajnie byloby poznac zdanie innej uznanej minimalistki (czyli Twoje) na te tematy i inne, anizeli glownie szafiarskie :) , choc te tez sa bardzo ciekawe, bo inaczej nie zagladalabym na tego bloga.
W sumie to jest jeszcze kwestia, czy jesli ktos uznaje, iz jest minimalista, to czy tyczy sie to kazdego aspektu zycia, czy tylko wybiorczo. Imno, minimalizm nie powinien byc na pokaz, jest dla czlowieka, zatem moze on wybierac z niego to, co w danej chwili uzna za stosowne, wiec nic w tym zlego nie ma.
Co do samego tematu, to ciezko mi sobie wyobrazic, ze wszyscy minimalisci jedza zgodnie z dieta rozdzielcza, ale mozliwe ze sporo z nich jest chociaz wegetarianami (Loreau chyba nie, ale Babauta juz tak), bo moze nie tylko chca umniejszac ilosc posiadanych rzeczy, ale tez umniejszac wielkosc cierpienia przysparzana innym istotom wlasna egzystencja (oczywiscie nie da sie tego uniknac w dzisiejszym swiecie). Jesli myslimy o roznorodnosci w jedzeniu, to jest to na pewno zdrowe, choc niekoniecznie na jednym talerzu – w tej kwestii nie widze zastosowania minimalizmu, ale w ilosci juz tak, bo minimalista usuwa to co jest zbedne, zatem minimalisci nie powinni byc grubi, ale w tym co robimy, nie jestesmy idealni, niektorzy dopiero pragna byc minimalistami, aby ich zycie bylo wypelnione tym, co naprawde wazne. Ale co sie tyczy wegetarian, to powinni tez rezygnowac ze skorzanych wyrobow, a w kwestii butow czy torebek to te porzadne sa wlasnie skorzane, wiec jesli chce sie miec cos na lata, to mysle ze te wyroby skorzane sa najbardziej wlasciwe.
Hmm, nie czytałam tej książki Loreau. Trochę biję się w pierś, że ostatnio na blogu tylko wokół ciuchów, ale przez pisanie książki zwyczajnie nie mam energii. Traktuję minimalizm jako narzędzie i myślę, że jak już raz z niego skorzystasz to siłą rzeczy będziesz go wprowadzać w wiele dziedzin życia, przynajmniej tak to u mnie jest. W kuchni, w kontekście minimalizmu, jedna kwestia jest dla mnie ważna – to nie marnowanie jedzenia. I tak naprawdę to jest mój priorytet. Pozostałe kwestie, jak wegetarianizm, weganizm czy różne diety to już bardzo indywidualna, światopoglądowa, ale też zdrowotna sprawa.
Ciekawy artykul, warto, zeby ten punkt widzenia znalazl sie w ksiazce:-)
Ja widze jeszcze jeden aspekt sprawy (w nawiazaniu do opinii, ze to snobizm itp.) – a co jesli pojdziemy na maly kompromis, a za chwile okaze sie, ze za rogiem byla ta wymarzona sukienka/torebka/buty. A kasa wydana. Dostalam duza nauczke w tym roku podczas poszukiwania kurtki skorzanej…Wymarzyla mi sie w stylu starego modelu Isabel Marant, ale nie moglam znalezc rozmiaru albo cena szalona…W koncu kupilam polsrodek, fajny,a za chwile na platformie z odzieza vintage zobaczylam ta wlasnie wymarzona (dokladnie IM z fot z netu). Zlamalam sie i kupilam drugi raz (jest cudowna i absolutnie idealna), ale niesmak ze straconej kasy pozostal (watpie w mozliwosc odsprzedania tej pierwszej).
Inna kwestia jest – co to jest kompromis. Wiele o tym jak nasz mozg nas „oszukuje” podczas podejmowania decyzji pisze w swoich ksiazkach Daniel Kahneman.
Ehm, a ja od 4 lat (CZTERECH!) szukam zimowego płaszcza. Od lat chodzę w puchówce. Jednej i tej samej. Co to będzie, jak ona się zużyje? Strach pomyśleć.
Zgadzam się, co do zniechęcenia zakupowego. Mnie póki co dotyczy tylko w kwestii ciuchowej – tutaj mam prawdziwy problem z zakupem dosłownie wszystkiego. Ostatnio nawet skarpetek wybrać nie mogłam, bo kolory fajne niby, ale takie jakieś… w sumie obejdę się bez. Ale tak serio, to chodzę po sklepach, coś tam znajduję, oglądam, czasami nawet przymierzam i odkładam na półkę. Sobotnie popołudnie mam spędzić na szukaniu spodni, oby moja lepsza połówka ogarnęła temat i pomogła :) Inaczej wyjdę bez.
pozdrawiam, A
Znam ten problem. Moja mama ma dokładnie tak samo jak Ty, ja również zaczęłam być bardziej wymagająca, chociaż jeszcze nie jestem wystarczająco cierpliwa… Dlatego mam może dla Ciebie rozwiązanie – co powiesz na dobrą krawcową?
Niestety…nie tyle wisi, co uzywam, ale bez poczucia, ze to ubrania trafione w 10.
Na bezkompromisowość można sobie pozwolić, jak się ma dużo cierpliwości i jakąś akceptowalną bazę w szafie. Chciałabym do tego dążyć, ale na razie mam szafę spustoszoną po wielkim czyszczeniu i usiłuję skompletować jakieś rozsądne minimum. Jak już będę je miała, zrobię się bardziej wybredna pewnie. Na razie np. prosta bawełniana bluzka jest w porządku, kiedy ma piękny kolor, kształt dekoltu jest mniej istotny, bo to mogę skorygować szalem czy wisiorkiem. Ale docelowo ma być w serek.
Oglądałam dyskusję na FB na temat Twojej białej sukienki i czasami miałam wrażenie, że dziewczyny, które podrzucały swoje typy Twojej idealnej sukienki zupełnie nie przejmowały się Twoimi wymaganiami ;)
Mam swoją białą sukienkę, która co prawda nie jest idealna (ze względu na materiał), ale bardzo ją lubię. Kupiłam ją latem na wyprzedaży w outlecie (ledwie 30 zł!), bo potrzebowałam czegoś na specjalną okazję. Kilka tygodni później znajoma kupiła podobną sukienkę w Arytonie, właściwie różniły się małymi kieszonkami i ceną (ponad 10-krotnie wyższą), bo skład materiału, co mnie bardzo zdziwiło, był bardzo podobny. I wtedy tak naprawdę uświadomiłam sobie to, że droższe wcale nie znaczy lepsze. I teraz jak czegoś szukam (choć ostatnio strasznie niechętnie) to patrzę przede wszystkim na skład – i przy dobrym składzie akceptuję wyższą cenę, ale nie akceptuję wysokiej ceny przy kiepskim składzie materiału. I taka nauka płynie dla mnie nie tylko z tego posta, ale z całości Twojego bloga :)
Zrobiłam ostatnio eksperyment i postanowiłam zajrzeć do naprawdę drogich sklepów (online, oczywiście), żeby sprawdzić, czy przy dużo wyższym budżecie mogłabym od ręki kupić właśnie taką sukienkę, jakiej szukam. I z przykrością stwierdzam, że mogłabym :). Niemniej jednak, przeraziło mnie dokładnie to, o czym piszesz. Nawet bardzo dobre marki szyją ze 100% syntetyków. A cena jak przy najlepszej włoskiej wełnie.
Wpadłam na taką: http://www.decobazaar.com/produkt-let-it-be-3999706.html
Tania nie jest ale za to szyta lokalnie i na wymiar. Może Ci się spodoba :)
Chodzę ostatnio za swetrami zimowymi i walczę właśnie wokół tego kompromisu. Wiadomo, w pełni sztuczny odpada (choć nadal pojawia się pokusa „Ale to kosztuje tylko 30 zł (!!!), kupię i będę miała chociaż na teraz, będę dobrze wyglądać”, a potem przypominam sobie ostatni akrylowy sweter i jego obecny wygląd, i jednak nie kupuję). Jednak walka jest trudna, zwłaszcza kiedy ci brakuje czegoś podstawowego, a ja po modowej rewolucji z Asią nie mam żadnego ciepłego (ani nawet pseudociepłego) swetra. Przy okazji, jak sądzisz, czy skład pół na pół (wełna/bawełna i coś sztucznego) jest jeszcze akceptowalny?
P.s. I gorąco popieram krawcową!
Rozejrzyj się na DaWanda albo zapytaj jakieś atelier tam czy uszyliby ci prostą sukienkę na zamówienie.
Wątek o krawcowej mnie intryguje, bo od wielu, wielu lat nie mogę znaleźć dobrej krawcowej, która byłaby receptą na kilka moich zakupowych kompromisów/wpadek (jak zwał tak zwał). Moja mama mimo, że potrafi szyć i robić na drutach nie rwie się do tego by mi coś uszyć lub naprawić (lub chociaż nauczyć mnie). Dlatego od 7 lat tułam się to tu to tam… czasem chcąc coś poprawić. Ostatnio w mieście w którym mieszkam postawiłam sobie za cel znalezienie krawcowej (robiłam już kilka takich podejść i marnie się to skończyło, ponieważ za cenę przeróbki mogłabym czasem dołożyć sobie trochę pieniędzy i kupić np.: nowe spodnie). Koleżanka z pracy poleciła mi swoją krawcową. Poszłam, opisałam problem, zostawiłam trzy rzeczy. Poszłam dokupić jeszcze kawałek koronki do sukienki na ramiączka, zaniosłam. Na odbiór czekałam 2 tygodnie. Przyszłam w umówionym terminie, a moje rzeczy niestety nie były gotowe. Musiałam wrócić innym razem. Wróciłam, zabrałam, zapłaciłam uważam, ze wygórowaną cenę a paragonu oczywiście nie było :-). W domu przymierzyłam ciuchy a tam niespodzianka… Przy sukience za długie ramiączka, spodnie do pracy za długie o jakieś 5 cm i zginały mi się na butach okropnie… jedynie jeansy skrócone dobrze. Poszłam spać zdenerwowana. Zaniosłam rzeczy jeszcze raz do poprawki. Pani kręciła nosem i była dla mnie bardzo nie miła. No ale cóż… wróciłam za kilka dni i oświadcza mi, że ramiączek wiele nie trzeba było poprawiać, więc mam je za darmo. Ale jeśli chodzi o spodnie to ona się o 5 cm nie mogła pomylić więc to ja musiałam ją zmylić i mam do dopłacenia jeszcze … zł. Ahhh delikatnie wypowiedziałam swoje zdanie, dostałam moje rzeczy i poszłam do domu cała w nerwach. Pierwszy etap poszukiwań krawcowej ukończony z baaardzo negatywnym efektem…
uwierz mi, ze obsługa maszyny jak i takie proste czynnosci jak skracanie/zwęzanie spodni tudziez ramiączek/bluzek/koszul to banalna czynnosc, ktora nawet dzieciak jest w stanie ogarnąc szczegolnie w dobie internetu :) Ja pierwszy i jedyny raz mialam styczność z maszyną-starym Łucznikiem na jednej jedynej lekcji Techniki w szkole podstawowej, a 17 lat pozniej kupiłam maszyne, juz z tych nowoczesniejszych ale nie skomputeryzowaną i co? Instrukcje obslugi min nawlekania nici znalazłam na youtubie a reszta to metoda prób i błędów, fastrygi, zaprasowywania, wyobrazni i jaaazda :) Do poprawek naprawde nie trzeba konczyc zadnych szkół czy kursów :) nie mowie tu o poprawkach bardziej skomplikowanych czesci garderoby typu marynarka,plaszcz czy kurtka.
zainwestuj w maszyne i do dzieła :)
Maszyna to świetna sprawa, to prawda! Trzeba się tylko sporo nauczyć jesli chodzi o szycie poszczególnych typów tkanin. Czasem uszyję coś sama, np. dla dzieci, ale dla siebie wolę się udać do ulubionej krawcowej. I jestem baaardzo zadowolona!
Zdarzało mi się pójść na kompromisy zakupowe. Od jakiegoś czasu, kiedy zdefiniowałam swój styl i kolorystykę, która do mnie pasuje zdarza się to już bardzo rzadko. Poniekąd rozumiem Twoje rozczarowanie związane z nieznalezieniem tej wymarzonej sukienki. Ale czy to już nie jest pogoń za materialną rzeczą? W sumie biała sukienka na zimę to nie jest jakiś must have. Możesz mieć inne zdanie uważając, że jest Ci zwyczajnie potrzebna i będzie praktyczna w Twojej szafie. Ale i tak czas i energia ucieka a nic z tego nie ma. A obiektem jest wciąż rzecz.
Kasiu! Naszła mnie taka myśl, czy kupując rzeczy dobre, jak wełnę i jedwab nie jestem jednak zwolenniczką „katowania” zwierząt. Znajoma powiedziała mi o filmiku ze strzyżenia owiec, w którym robi to maszyna i nie „widzi” cierpienia owiec i innych stworzeń, bo obcina im kończyny itp… Pojawiły się we mnie wielkie wyrzuty, wiem, że nie mam wpływu na taki przemysł, ale jak pogodzić swoje sumienie? Nie wiem czy precyzyjnie ujęłam problem, ale ja naprawdę już nie wiem, jak stać się świadomym minimalistycznym konsumentem… :(
Dokładnie! Ja też się tego nauczyłam, choć przyznam, że u mnie zaczęło się od Kasi Tusk i Fashionmugging – jeśli mam kupić jedną rzecz, która mi się podoba w 90%, to wolę poczekać i znaleźć taką, która mi się podoba w 100%.
A patrzyłaś może na ofertę marki”Aeterie” Karoliny Baszak. Mają tam w ofercie białą sukienkę :-)
Doszłam ostatnio do takich samych wniosków. Poszłam na porządne zakupy, kupiłam tylko to, co naprawdę mi się podobało i mało tego, wszystkie kupione tego dnia rzeczy pasowały do siebie nawzajem i do większości tego, co mam w szafie. Efekt? Od tamtej pory ani razu nie stanęłam przed szafą z myślą, że nie mam się w co ubrać (czyli od jakiś dwóch miesięcy). Jest jeszcze kilka rzeczy, które muszę wymienić/dokupić, ale bazę już mam, więc na resztę cierpliwie czekam.
Nie rozumiem dlaczego wolisz szukać czegoś miesiącami, zamiast raz znaleźć dobrą krawcową, która by Ci szyła to co sobie wymyślisz?
Co do znalezienie idealnych rzeczy to od dwóch lat szukam turkusowe go swetra z jedwabiu i bawełny i nic. A najlepsze że jak już coś znajdę czego szukam od kilku lat to albo nie pasuje już dobrze rzeczy które noszę, albo zwyczajnie przestałam się. W tym dobrze czuć. Tak było z lordsami które znalazłam 20 lat z apozno. Kupiłam i leżą 😂