Darmowe
planery, e-booki...

Podziel się:

Darmowe
planery, e-booki...

Minimalizm a zero waste

minimalizm a zero waste

Minimalizm a zero waste. Temat i tekst, do którego długo dojrzewałam. Tekst, który może się wielu osobom bardzo nie spodobać. Dlatego chcę być lojalna od samego początku. Jeśli jesteś eko-wojownikiem, a Twoją areną są fora internetowe i grupy na Facebooku – nie czytaj tego tekstu. Oszczędźmy sobie wzajemnie czasu i nerwów.

 

Nasza świadomość konsumencka rośnie. Ruchy z założenia antykonsumpcyjne, takie jak minimalizm czy zero waste rośną w siłę i to jest wspaniała tendencja. Piszę o tym na samym początku, żeby później nie było w tym względzie żadnych wątpliwości.

 

Jestem minimalistką, a raczej opisuję siebie za pomocą określenia 'minimalistka’, ponieważ to ułatwia innym zrozumienie, o czym piszę i jak żyję. Mam jednak swoje, stałe od lat, rozumienie tego, czym jest dla mnie minimalizm, a to już nie jest tak oczywiste. Mój minimalizm, powtarzam to od dawien dawna, to narzędzie, które umożliwia mi życie na własnych warunkach, bez obciążenia balastem. Minimalizm upraszcza mi życie na wielu jego płaszczyznach. Oznacza to, że żyję prosto, stale weryfikuję swoje potrzeby i zachcianki, ale nie jestem ascetką czy mniszką. Świadomie, radośnie i bez wyrzutów sumienia korzystam ze zdobyczy cywilizacji, jeśli upraszczają mi życie. Staram się również pamiętać o potrzebach czy zachciankach bliskich, którzy wcale nie muszą podzielać mojego światopoglądu.

 

Jednak bezmyślne i niekontrolowane upraszczanie sobie życia zaprowadziło też ludzkość na skraj katastrofy ekologicznej – to niepodważalna rzeczywistość, z którą musimy się zmierzyć. Dlatego cieszę się, że nasza świadomość rośnie, a my, już w sposób kontrolowany, działamy na rzecz odwrócenia dotychczasowej sytuacji. Tu pojawia się, odziany w wielorazowe worki, ruch zero waste. Pamiętamy o wielorazowych torbach – nie bierzemy foliowych woreczków i siatek. Sprzątamy lasy i starannie segregujemy odpady. Zamiast jednorazowych kubków na kawę i wodę – nosimy termosy. Pijemy wodę z kranu. Jednocześnie szukamy nowych sposobów na ograniczanie odpadów, zwracamy bacznie uwagę na to, co kupujemy, jesteśmy coraz bardziej świadomi. I tak dalej, i tak dalej. JA TEŻ TO ROBIĘ. Od dawien dawna, gdy jeszcze nie było to modne.

 

Tylko, że jestem już zmęczona. Zmęczona wciąż rosnącą presją i, nie boje się tego napisać wprost, zero wastowym terrorem. Widzę to klarownie w prowadzonej przeze mnie grupie na Facebooku, widzę w komentarzach pod postami moimi i moich internetowych przyjaciółek. Używasz papierowego kalendarza, planera, zeszytu – a elektroniczny prowadzić nie łaska? Używasz plastikowych słomek wielorazowo – nikogo to nie interesuje, na pal za słomki na zdjęciu! Używasz szamponu/antyperspirantu produkowanego przez duży koncern, bo Ci służy i dobrze działa – jak śmiesz wpierać krwiożerczą korporację? Mogłabym mnożyć te przykłady, ale chyba rozumiecie już dobrze, co mam na myśli. W swojej grupie widziałam kiedyś post, w którym dziewczyna poprosiła o rekomendację szamponu do włosów – została zrugana, bo przecież prawdziwa minimalistka myje włosy mąką żytnią. Bo prawdziwa minimalistka musi być zero waste, eko i bio. Otóż wiecie co, nie musi. Może i często jest, ale wcale nie musi. 

 

No i doszłam do clue dzisiejszego tekstu. Jak się ma minimalizm do zero waste? Wyobraźmy sobie osobę, która zmęczona i przytłoczona nadmiarem otaczających ją przedmiotów, postanawia wkroczyć nieśmiało na drogę do minimalizmu. Zaczyna przeglądać swój dobytek, często gromadzony bezmyślnie przez całe życie. Uświadamia sobie, że ma wokół siebie mnóstwo niepotrzebnych rzeczy. Nie chcę już tego dźwigać! – postanawia głośno. I tu zaczyna się praca. Starannie i świadomie segreguje rzeczy, boryka się z sentymentem, burzą emocji, którą generują rzeczy. W końcu zostawia te potrzebne, odkłada na bok te, których już wokół siebie mieć nie chce. Co mam zrobić z niepotrzebnymi książkami/ubraniami/przydasiami/sprzętem kuchennym (niepotrzebne skreślić)? – to jedno z najczęstszych pytań, na które odpowiadam Czytelnikom. Moja odpowiedz jest prosta, ale wprowadzenie jej w życie już nie. Sprzedaj i oddaj, co sprzedać i oddać możesz, a resztę wyrzuć. WYRZUĆ? Jak to wyrzuć? A zero waste?

 

Pamiętam doskonale swoje „duże porządki” wieeele lat temu. Sprzedałam mnóstwo rzeczy, jeszcze więcej oddałam, ale wiele po prostu wyrzuciłam. Ogromnie się cieszę, że nie było jeszcze wtedy zero wastowych wojowników, bo chyba zostałabym pożarta na śniadanie. Wyrzuciłam dlatego, że miejsce tych rzeczy było po prostu na śmietniku. To były rzeczy zepsute, brzydkie, bezwartościowe. Taką bezwartościową rzeczą może być na przykład stary podręcznik do angielskiego. Biblioteka go nie chce, żadnemu uczniowi się nie przyda, bo obowiązują już inne podręczniki. Możesz go wcisnąć bratankowi pod pretekstem, że przecież angielska gramatyka się nie zmienia, ale nie oszukujmy się – uspokoisz swoje sumienie, budując nadmiar u kogoś innego. No to może zrobić jakiś projekt DIY ze starych książek? No pewnie! – jeśli tylko lubisz używać w ten sposób przerobionych rzeczy lub masz kogoś, kto będzie chciał to wziąć czy kupić. W przeciwnym razie, jaki to ma sens? Sama jestem ogromną fanką przeróbek i wszelakiego „zrób to sam”, ale nie wszystko odpowiada mojemu poczuciu estetyki. Lampa z rolek po papierze toaletowym? Zacne wykorzystanie odpadków, ale co z tego, skoro ta lampa jest straszliwie brzydka i za żadne skarby nie chciałabym jej powiesić nad stołem. Nie daj się – miejsce niektórych rzeczy jest w śmietniku i nie pozwól sobie wmówić inaczej. Nie ma też NIC złego w kupieniu nowej lampy do domu, gdy faktycznie jej potrzebujesz.

 

Staram się prywatnie i publicznie wspierać projekty i działania, które przysłużą się zmianie naszych zakupowych nawyków i wyborów, ale przyznaję, że czasami zwyczajnie tęsknię za czasami, gdy było prościej. Gdy nie musiałam na osiemdziesiąt sposobów analizować wszystkiego i tłumaczyć się z każdej decyzji. A może powinnam przestać się tłumaczyć po prostu? ;) Tłumaczyć z tego, że kupiłam sobie nowe szafki kuchenne do nowego domu (choć zrobione z drewna z recyklingu i przerobionych plastikowych butelek – napiszę o tym za tydzień!) a nie stare z pchlego targu; z tego, że używam kupnych środków do czyszczenia i prania (choć szukam tych biodegradowalnych i w opakowaniach z recyklingu) a nie wyłącznie octu i sody; z tego, że korzystam z kosmetyków, które nie są naturalne i pakowane w szkło (choć znowu w opakowaniach z recyklingu); z tego, że uwielbiam frytki z lodami z Maca (tak, razem), a gdy mam PMS zjadam pudełko pudrowych cukierków, które mają w sobie całą tablicę Mendelejewa i cud, że nie zaczynam po nich świecić.

 

Balans, dystans, równowaga, prostota. Nie dajmy się zwariować, nawet w słusznej sprawie.

Co o tym myślisz?

Sprawdź Także

5 3 votes
Article Rating
Powiadomienia
Powiadom o
guest
105 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Martyna

W punkt!

Paulina

Tak, tak i jeszcze raz tak! Zachowajmy umiar, zwyczajnie i po prostu.

Recenzjonistka

Szczerze mówiąc każda ideologia (nawet szczytna) ma służyć człowiekowi. Nigdy odwrotnie. Wśród minimalistów też są „ortodoksi”, którzy sądzą, że nie jestem „tru minimalistką”, bo mam papierowe ksiązki i porcelanę. Życie powinniśmy mieć „szyte na miarę”. Jeśli chcesz odstawić plastik – proszę bardzo. Jeśli chcesz myć włosy mąką żytnią – na zdrowie. Jeśli chcesz ograniczyć swój stan posiadania do 100 przedmiotów – droga wolna. Nie chcę linkować do innego bloga (chyba, że się zgodzisz) ale na Stylroom mam temat relacji ZW do minimalizmu ujęty z nieco innej strony. Generalnie jednak ciekawy tekst.

Liliana

Zgadzam się z tobą. Planeta jest ważna i musimy o nią dbać, ale w granicach własnych możliwości. Nie każdy może pozwolić sobie na umycie domu samym octem. Nie mam również wyjścia gdy moje ulubione orzechy są zapakowane a nie luzem. Nie zrezygnuje z nich dla tego że opakowanie to kawałek foli. Tak samo jak minimalizm ma służyć nam i naszemu lepszemu samopoczucia tak samo zero waste powinno sprawiać nam przyjemność a nie przytłaczać.

Bea

Bardzo podobnie myśle, staram się dbać o środowisko, nie kupuje wody w plastikach, ale w butelkach szklanych mam skrzynkę wody, gdy się skończy jadę do sklepu i wymieniam na nowa, gdy coś już jest zużyte i nienadaje się do niczego tylko do wyrzucenia, wyrzucam. Mam torby na zakupy z płótna, dużo można tu wymieniać co robię a czego nie, ale dbam by nie zaśmiecać środowiska w miarę możliwości i staram się uczyć być minimalistą choć jeszcze wiele mi brakuje. Ja robię to dla siebie a nie dla tego, ze ktoś mi mówi bądź Bio i eko bo tak trzeba, albo podrzuca argument bo to modne.

Paula

Kazdy z nas ma inny styl życia, potrzeby, sytuacje rodzinna , materialna itd. Trafiłaś w punkt, trzeba zachować balans. I nie dać się zwariować. Tak szczerze czytając posty na fb czasem jestem przytłoczona nadmiarem minimalizmu, zero waste, bio, eko itd. Żyjmy rozsądzenie i dajmy innym żyć rozsądnie. Czasem widzimy świat jaki chcielibyśmy oglądać a zapominamy o realiach.
W idealnym świecie poszłabym na pole zerwać truskawki. Ale w świecie w którym żyje, mogę je kupić jedynie w plastikowym pudełku w supermarkecie.

Marta

Zgadzam się. Odnoszę wrażenie, że każdy nowy trend – w tym wypadku myślę o zero waste – momentalnie idzie ad extremum, pojawia się nagle mnóstwo ludzi, którzy gotowi są nas hejtować itp. tylko dlatego, że nie jesteśmy „prawdziwymi” eko-entuzjastami. Straszne to, ludzie coraz bardziej zatracają poczucie umiaru.

Renata

Duże miasta mają grupy na facebooku, jak np. Uwaga- śmieciarka jedzie, gdzie można wystawiać wszystkie niepotrzebne rzeczy. Jeśli tam sie nie uda, to znak, że faktycznie pozostaje tylko śmietnik.

Daniela

Też jak zrobiłam, żeby oczyścić swoją przestrzeń, także tą w głowie i na barkach, w pierwszym etapie mnóstwo rzeczy wyrzuciłam. Poczułam ogromną ulgę. To było mi bardzo potrzebne i bardzo skuteczne. Od tamtego zdarzenia zaczęłam świadomie segregować swój stan posiadania, co można oddać – oddaję, jak trzeba coś uzupełnić – uzupełniam.
Zero waste jest mi bliskie, pracuję nad nawykami, które pomagają mi dbać o otoczenie.

Asia

Poruszyłaś mega zaprzątający mi ostatnio głowę temat. Stosuje minimalizm i zerowaste, normalnym jest, że jedno z drugim trochę koliduje np. magazynowanie i przetwarzanie surowców zamiast ich wyrzucanie burzy mój minimalizm. Z drugiej strony dzięki zero waste mam mniej kosmetyków/chemii, wyższą jakość czy mniejszy wybór, który na przykładzie szaf udowadnia, że jest bardzo korzystny. Wiadomo, że chcąc to połączyć nigdy nie będziemy 100% zerowaste/minimalistą. Jednak warto się nie zrażać do żadnego i czerpać z obu co najlepsze dla nas i otoczenia.
+ Obie idee mają te samą najważniejszą podstawę, czyli mobilizują do ciągłego rozwoju, idealny minimalista nie ma rzeczy, idealny zerowaste nie ma śmieci, skoro cel tak zbliżony to i drogi można sobie łączyć :)

Szyciownik

Cześć,
Słusznie piszesz. Gdyby ludzie postępowali tak jak piszesz, to na ziemi byłoby o wiele wiele mniej śmieci. Bo każdy krok w stronę ekologii to już sukces. A wiele rzecz da się wykorzystać. Stare meble można wystawić za darmo w internecie – nawet na te brzydkie ktoś się zawsze znajdzie. Stare książki można oddać na makulaturę, jeszcze się na tym zarobi :) ostatnio zrobiliśmy porządek w jakiś metalowych śmieciach, walających się po garażu i jesteśmy bogatsi o 50 zł :)
Pozdrawiam,
Kasia

Ewa

Dokladnie tak %?polece tego posta posta dalej.

Ewa

Czytam Twojego bloga od jakiś 2 lat. Bardzo Cię polubiłam i podziwiam Twoją odwagę, że tak bardzo dzielisz się swoim życiem. Niestety, przy takiej otwartości zawsze ktoś się będzie czepiał, że to, że tamto.
W temacie jednak – zarażam moje dzieci troską o planetę i minimalizowanie śmieci. Ostatnio, kiedy z córką poszłam na zakupy, ona mówi – kupimy ciastka, tylko jeśli będą zapakowane w papier, zero plastikowej folii, czy pudełeczek . Nie kupiłyśmy żadnych – wszędzie folia, ale za dwa dni poległyśmy na delicjach. Soki kupujemy w szkle, ale jak jestem spragniona w upalny dzień, to kupię wodę w plastikowej butelce. Ostatnio dzieci poszły po zakupy i nie było papierowych torebek na pieczywo, więc włożyły chleb do materiałowej torby. Przed kasą wyłożyły chleb na torbę – na co ochoczo pan stojący za nimi zaoferował im foliową torebkę, którą zerwał ze zrywki obok – zerwał dwie, bo się rozerwały, na koniec pani kasjerka dołożyła jeszcze jedną, bo nie dość dobrze chleb był przykryty. Córka była rozżalona, miało być bez folii, a poszły trzy torebki ;-(
Nawet jak chcemy, to bywa ciężko, a przecież uważam, chodzi o troskę, o staranie, o świadomość. Kto jest bez winy dla tej planety, niech pierwszy rzuci kamieniem…
Tak się jakoś rozpisałam, ale chciałam Ci Kasiu powiedzieć, TO CO ROBISZ DOBREGO JEST WAŻNIEJSZE od tego czego nie robisz.
Ewa

moon

Szarpiemy się o te folie i plastik i co my biedne żuczki możemy? Pytanie podstawowe – kiedy wezmą się za producentów żywności, napojów i kosmetyków, którzy prześcigają się w pięknych opakowaniach? Dlaczego 2 gramy jogurtu zapakowane jest w pojemniczek, a obok drugi pojemnik z groszkami? Dlaczego kremy i balsamy pakowane są wielkie plastikowe słoje z podwójnym dnem, żeby wydawało się, że jest kosmetyku więcej plus powiększony karton zawinięty w folię? Podobnie 5 czekoladek zapakowanych tak, że zostaje kupka śmieci plastikowych. Każdy chce się wyróżnić zwiększyć sprzedaż swojego produktu, nie przejmując się górą śmieci, która pozostaje po jego rozpakowaniu, a potem zużyciu, Nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby wszystkie jogurty sprzedawane były w jednakowych szklanych, minimum 05 litrowych opakowaniach, a kremy w słoiczkach szklanych lub z cienkiego , miękkiego plastiku, żeby było go jak najmniej.

Małgosik

Mnie też się ten tekst bardzo podoba. Z przyjemnością czytam komentarze w grupie na fejsie ale u niektórych zero waste to nowa religia. Jak przeczytałam post odnośnie jak wykorzystać włosy, które zostają na szczotce czy grzebieniu to moje włosy dęba mi stanęły :/ We wszystkim wskazany jest umiar.

Agata

Temat mi jak najbardziej bliski. Przedwczoraj nawet przygotowałam na ten sam temat stories na Instagram, ale potem spękałam i nie wrzuciłam… bo chyba właśnie przestraszyłam się tego oceniania, czy jak piszesz eko terroru. Dla mnie problemem są takie lubiane teraz, szczególnie na Insta, tygodniowe zestawienia plastikowych śmieci. Wiesz, pokazujemy ile zużyliśmy plastiku przez tydzień. I zawsze jest go bardzo, bardzo mało. I ja wtedy patrzę na swoje śmieci i czuje się winna. Tylko czy powinnam? Tak jak ty robię bardzo dużo dla środowiska, bardzo się staram. Zawsze mam swoje torby, patrzę na skład produktów, na opakowanie, segreguje śmieci, kompostuje, nie jem mięsa… Ale jestem zajętą kobietą mieszkającą w dużym mieście i serio nie mam czasu ani ochoty mieszać octu z olejkiem żeby umyć okna, szorować patelni trocinami i prać wielorazowych podpasek. Nie podobają mi się stylistyka większości upcycling’owanych rzeczy i nie mam talentu do wszelkich robótek diy. Nie można jednak o tym głośno powiedzieć, bo zaraz ktoś nam wypomni, że jak można wtyd i hańba. Bycie eko i minimal stało się jakimś chorym konkursem na to kto jest bardziej, czy może kto jest w tym lepszy? Bez sensu. Róbmy to dla planety, a nie dla spiny. POdpisuje się zatem pod twoim wpisem 'ręcyma’ i nogami. Brawo za poruszenie tego tematu.

Luiza

Ten post czytam jak swój, bo myślę podobnie. We wszystkim należy zachować umiar, unikać rewolucji, dewocji w danym temacie, skrajności. I nie krytykować i nie potępiać ludzi, którzy wyznają inne zasady lub tą samą, ale w mniejszym, umiarkowanym stopniu.

Aga

Kasiu, byłam ostatnio w bibliotece, kobiety przyjęły wtedy 3 ogromne siaty książek. Pytam się tych pan co wy robicie z tymi książkami. A one mówią ze większość generalnie się nie nadaje do biblioteki (np. Stare książki kulinarne) i oddają na makulaturę. Ale jest„odgórny” nakaz żeby wszystko przyjmować. Dlatego się właśnie z Twoim tekstem zgadzam ;)

Zosia

Pod moją biblioteką jest półka bookcrossingu. Przypuszczam, że co jakiś czas książki na które nie znalazł się żaden amator wędrują na makulaturę (bo niektóre rzeczywiście się na to tylko nadają) ale wcześniej można sobie nich pogmerać do woli.

Aga

Fajne rozwiązanie:)

Ela

Ależ mi brakowało takiego tekstu, słów, podsumowania, szacun!

Magda

Genialny tekst ☺️?zgadzam się z tym w 100 % ?Pozdrawiam

Agnieszka

W 100% się z tym zgadzam. Sama niedawno napisałam tekst o presji, jaką wywierają na nas odbiorcy, a dzisiaj pisałam też (nieopublikowany jeszcze) post o konsumpcjonizmie. Dużo mam ostatnio przemyśleń na tej konsumenckiej płaszczyźnie ;). Widzę w Twoim wpisie bardzo wiele podobnych spostrzeżeń, więc myślę, że doskonale się rozumiemy w tej kwestii. Jestem przeciwna skrajnościom i terroryzmowi, nawet jeśli ma on stać na straży słusznej idei.

Beata

Jak zaczęłam czytać ten tekst u Simplicite to pomyślałam właśnie o tym że dużo wcześniej czytałam to samo- mniej więcej – na Twoim blogu. Takie spojrzenie na rzeczywistość jest mi bliskie. Zdaje się że będzie za chwilę wysyp takich testów. Podobnie jak była tendencja do apeli żeby nie zakłamywać rzeczywistości na IG że niby życie jest takie perfekcyjne.

Mar

Ja z tematem zero waste mam inny problem. Stał się biznesem jak każdy inny. Śmieszy mnie pewna aktywistka-infulencerka, która z jednej strony piętnuje plastikowe słomki, kubki z kawa na wynos, ciuchy z sieciówek itp., a z drugiej strony współprowadzi biznes modowy, który świeci reklamami w socila mediach i z każdej strony wola:kup mnie, jestem eko! Mam wtedy takie poczucie rozdwojenia jaźni. Niby to „odpowiedzialne zakupy”, z drugiej strony to napędzanie konsumpcji, tylko wabikiem jest ekologia, a nie trendy. A może po prostu jakoś źle to odbieram?

Joanna

Dziękuję za ten tekst :-)

wendigo

Właciwie nie bardzo wiem skąd przekonanie, że prawdziwy minimalista musi być zero waste. Jak dla mnie to często nawet wręcz przeciwnie ;) np. dzięki temu, że używam kupnych opakowań kiedy potrzebuję, nie muszę posiadać ich w domu na stałe, a więc mam mniej przedmiotów :P Ale oczywiście moja motywacja jest tu bardziej egoistyczna – czas, który musiałbym poświęcić na zmywanie (lub choćby załadowanie zmywarki) jest dla mnie równie ważny. Nie biorę więc np. do pracy kanapek w pojemnikach – biorę w torbach, w których kupiłem pieczywo, używam kilka razy a jak się zużyje, to wyrzucam. I nie wiem, może ktoś ma patent na domywanie (plastikowych! bo nie zamierzam tachać ze sobą szklanych, z resztą pewnie bym rozbił) butelek wielorazowych, to chętnie posłucham, niestety ja mimo że bardzo się staram, a potem nie dokręcam ich nawet po wysuszeniu, to jednak gdy po nie sięgam, czuję jakby zapach poprzedniego napoju… Tak więc kupuję napoje w plastikowych butelkach jednorazowych. I tak – kupuję wodę butelkowaną, bo potrzebuję właśnie tych 0,5l butelek na wodę do pracy – biorę taką butelkę, używam kilka dni (potem już dolewam oczywiście wody z kranu), a potem wymieniam na kolejną, co pozwala mi nie myć butelek. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że w kraju, w którym mieszkam wszystkie one są zwrotne, więc przynajmniej tyle ;)

Milena

Nareszcie mądry głos! Chociaż osobiście mam wiele słoików szklanych na różne przyprawy, herbaty itp, to zero waste nieco mnie męczy. Będąc na forum zero waste wielokrotnie były poruszane tematy mnie osobiście zakrawające o grozę, czyli sens jednorazowych artykułów medycznych. To był moment, w którym uznałam, że zero waste w wersji maksymalnej nie jest dla mnie. Przejęłam pewne nawyki, które istotnie zmniejszyły ilość śmieci, ale nadal zamierzam być minimalistką, mieć rzeczy, które realnie się u mnie sprawdzają, ale bez nadmiaru i linczu. Niestety grupy zero waste, dla mnie osobiście zrobiły się powoli fanatycznymi sektami – masz inne zdanie, to oblatuje Cię fala hejtu. Nikt nie mówi przecież o produkowaniu ton śmieci, ale o w miarę normalne funkcjonowanie.

Karolina

Amen, amen!

Jednym z powodów dla których wypisałam się ze wszystkich grup i skupisk minimalistów. Moja podróż (kiedy to z wynajmowanej na studiach kawalerki przenosiliśmy się do swojego mieszkania) zaczęła się właśnie od czystki i odgracania. 80% rzeczy które mieliśmy były słabej jakości i zużyte i nie chciałam ich w nowym miejscu. Zaczęliśmy w pustawym mieszkaniu, ale to nigdy nie udałoby się bez kilkunastu worków wywalonych na śmietnik. Nieustanne ocenianie i krytykanctwo doprowadzały mnie do szału. To mój wybór i basta ;)

To tak jak ja komentowałabym wszystkie panie, które widzę tu i na Twoim Insta często które mówią że nie da się być minimalistą, bo dzieci/mąż/rodzina wciska prezenty. Każdy ma swoją podróż, a te intertnetowe skrajności przyprawiają mnie czasem o gęsią skórkę.

Margot

Dziękuję za ten post. Grunt to mądrość. Trzeba być sobą i żyć w zgodzie ze sobą a to, co powiedzą, pomyślą inni… nie jest ważne… każdy daje, robi tyle ile może i nigdy nie powinien się tłumaczyć ze swoich wyborów.

agnitz

Niestety nie pamiętam, czy była to Szafasztywniary, czy Kasia (Ograniczam się), ale świetnie ujęła w słowa ideę bardzo do mnie przemawiającą: nie potrzebujemy jednego stuprocentowego zertowasetowca, ale miliona ludzi, którzy robią co mogą wcale nie idealnie!

Gabriela

Podejście ze wszechmiar słuszne, róbmy wszystko z umiarem, nadgorliwość jest wszak gorsza od faszyzmu. Problem polega na tym, że jest to podejście słuszne z naszego ludzkiego punktu widzenia, naszej wygody, naszego przyzwyczajenia do życia upakowanego zdobyczami cywilizacji. I bardzo krótkowzroczne. „Nie zrezygnuję przecież z kupna moich ulubionych orzechów, mimo, że są one opakowane w plastik”. „Nie mam czasu na pranie w eko-środkach”, „rzeczy z recyklingu są brzydkie”, „nie odstawię samochodu – muszę przecież jakoś dojechać do pracy”. To samousprawiedliwienia, którymi wszyscy się posługujemy, i ja też, choć wydaje mi się, że dbam o środowisko. Zawsze górę biorą nasze potrzeby, jesteśmy eko tylko wtedy, gdy jest to dla nas wygodne/mało uciążliwe. Minimalistami też jesteśmy dla siebie, a nie dla planety. Planeta jest ważna – ale tylko wtedy, kiedy dbanie o nią nie wymaga od nas wysiłku. To ludzkie, wcale się temu nie dziwię. Ale aby zapobiec katastrofie ekologicznej, na krawędzi której stoimy, nasze pozorowane działania są po prostu niewystarczające. Obawiam się, że pewnego pięknego dnia dojdzie do tego, że już nie będziemy mogli sobie żyć tak wygodnie i samooszukiwać się, że jesteśmy eko, bo segregujemy śmieci. Nie będziemy już mieli wyboru, zostaniemy do pewnych rzeczy po prostu zmuszeni, jeśli będziemy chcieli przetrwać. Bo w tej chwili każda nasza działalność, każdy produkt z którego korzystamy generuje obciążenie dla środowiska, z którego nawet nie zdajemy sobie sprawy. I to, co robią nawet najbardziej gorliwi zerowasteowcy to jest kropla w morzu potrzeb – cyt.: „szarpiemy się o tę folię i plastik, a co my biedne żuczki możemy”. Niestety to prawda. Zwłaszcza, że ludzie żyjący eko są w zdecydowanej mniejszości – a większość o ekologii w ogóle nie chce słuchać. Nie uratujemy się przed katastrofą ekologiczną, jeśli nie zmieni się postępowanie całej ludzkości, co – obawiam się jest niewykonalne.

Julita

Hej,
Pamiętam jak czytałam książkę Styl życia Zero Waste Amy Korst a była to chyba pierwsza książka jaką czytałam na ten temat i mnie dziwiło dużo rzeczy o których pisała m.in jak Ci się zbije gliniana doniczka to zrób z niej z niej mozaike na ścianę a opakowanie po pustych lekach przeznacz na trzymanie szpilek, spinaczów i innych drobiazgów. I tak wtedy pomyślałam, że jakby mi wisiała taka mozaika na ścianie to byłabym bardzo nieszczęśliwa (i tu wkrada się Marie Kondo czyli trzymaj w domu tylko to co przynosi Ci radość) a jeśli chodzi o te opakowania leków to chyba mam ich za dużo a za mało takich drobnych rzeczy, których w sumie to w ogóle nie mam, nie mówiąc już o tym, że w aptekach są specjalne pojemniki na opakowania po lekach. W każdym razie wiem o czym piszesz i ja też działam podobnie. Wprowadzam w moim życiu powoli zero waste, staram się nie przynosić śmieci do domu, ale jak mam coś wyrzucić to robię to bez wyrzutów sumienia.

Agnieszka

Zdecydowanie zgadzam się z twoją opinią. Przeraża mnie, że mimo tylu starań i najszczerszych chęci mój dom produkuje duże ilości śmieci, ale jednocześnie… no cóż, nie mogę przystać na to, by poświęcać pół życia na myślenie o zakupach – bo sklep, gdzie ryże i makarony sprzedają na wagę, jest 10 km ode mnie i musiałabym tam pojechać samochodem, ale jednocześnie w tym samym sklepie zakup warzyw wymaga wygenerowanej przez wagę nalepki, a z kolei warzywny eko targ jest na drugim końcu miasta… Kosmetyki – jasne, można znaleźć eko i w eko-pudełkach, ale niekoniecznie stacjonarnie, a wtedy dochodzi transport i opakowanie (np. folia, taśma, koszulka na etykietę wysyłkową itp.). Szukam zdrowego kompromisu między nieszkodzeniem środowisku a prowadzeniem normalnego życia ;)

I chętnie robiłabym więcej, tudzież śmieciła mniej, gdyby rynek mi to ułatwiał, ale tak jak wszyscy piszą w komentarzach, producenci sobie, a zero waste sobie. Ponad to – nie wiem, czy to prawda, może mogłabyś to kiedyś zweryfikować w jakimś poście? – wydaje mi się, że wielu producentów w kwestii cen za produkty w bardziej ekologicznych opakowaniach, żeruje wciąż jeszcze na modzie. Czy less-waste’owy produkt musi być droższy?
I dlaczego np. Niemcy mogą sprzedawać wszelkie napoje w szklanych butelkach zwrotnych, a w Polsce mamy niemal wyłącznie plastikowe, i to bez kaucji? Są na to jakieś regulacje?

Co więcej, mam wrażenie, że media społecznościowe, przy całej dobrej robocie, którą robią na rzecz poszerzania świadomości, promowania minimalizmu i ekologii, wykreowały w naszych głowach równoznaczność tych postaw z określonym typem estetyki. Czy z punktu widzenia minimalizmu i less-waste plastikowa reklamówka, którą mamy już w domu, nada się do pakowania kolejnych zakupów lub noszenia domowego jedzenia do pracy mniej niż modna lniana torba? Nie. Ale mam wrażenie, że gros osób nie pomyśli o sobie jako minimalistach / less waste’owcach itp., dopóki nie zakupi określonych atrybutów. A jak już się obkupisz, to musisz to jakoś racjonalizować – może stąd ten fanatyzm i wytykanie innym nie-dość-eko postaw? ;)
Oczywiście ma to sens o tyle, o ile z ładnej wielorazowej torby będziemy korzystać chętniej, a wymiętą reklamówkę z Biedronki raczej zostawimy w domu lub wyrzucimy i kupimy kolejną na miejscu ;)

A wracając już na poważnie do tego, skąd się biorą fanatycy zero-waste, myślę, że jest to – silnie potęgowana przez tzw. social media lifestyle – potrzeba bycia „jakimś”, charakterystycznym, wyrazistym w czymkolwiek. Jeśli ktoś za coś takiego przyjął zero-waste, to będzie to głosił, w zależności od charakteru – różnymi środkami. Często też niestety „nawracaniem” innych na siłę i wytykaniem im „błędów”.

Ola

Przyłączam sie w poglądach. Z tego też względu przestałam śledzić większość grup dot. minimalizmu oprócz jednej, gdzie nadal członkowie raczej wspieraja niż krytykują. To porównywanie się jest okropne. Ktoś kto chciał sie pochwalić ze zrobił pierwszy krok żeby odgracić swoją przestrzeń dostaje po głowie i podcina mu się skrzydła, że marnuje. Przyłączam się także do poglądów w komentarzach, że inaczej wygląda to u osób raczej sporo pracujących w dużych miastach a inaczej u osób mających więcej czasu i w mniejszych miejscowościach czy miastach. Każdy powinien postępować według swojego sumienia i możliwości.

Monika

Kasiu! Śledzę Twojego bloga i inspiruję się nim już od dawna. Dziękuję, że go prowadzisz mimo krytykanctwa wszystkowiedzacych. Podziwiam bo znając siebie przestałabym po kilku negatywnych komentarzach a jesteś potrzebna :) życie na własnych zasadach i więcej życzliwości – to polecam każdemu.

Sylwia

Święte słowa!

Natasza

Moim zdaniem, minimalizm niekoniecznie jest równoznaczny z zero waste. Zero waste polega na recyklingu rzeczy. W związku z tym trzeba mieć dużo miejsca wokół naszego „legowiska” na różne „przydasie”, które pewnego dnia dostaną tzw nowe życie i będą służyły nam jako zupełnie coś innego, Kiedy? Nie wiadomo.
Przykładem zero waste jest dla mnie wiejskie obejście, tam zawsze gdzieś wisi kawałek drutu, sznurka, leży kawałek drewna… i czeka na swoje kolejne 5 minut. Z tego powodu wiejskie obejście bywa obszerne.

Joanna

O tym właśnie myslę, kiedy czytam o zero waste. Wiejskie gospodarstwa, składziki, itp obrzydliwa zagracona przestrzeń, pełna chaosu i różnych 'przydasi ’. Dla mnie obrzydliwe. Podobnie jak pomysły potraw z obierków itp. Kojarzy mi si,ę to z czasami wojny i tuż po, gdzie wszystko dosłownie mogło się przydać. Chociaż kto wie, moze te umiejętności akurat okaża się potrzebne…. Z zero waste przyjmuję tylko likwidację plastiku i chemii w kosmetykach i żywnosci.

Natasza

Nie musi być obrzydliwie zagracone, nie musi być bałagan.
Moje dzieciństwo w latach 80-tych to właśnie takie obejście – tylko na obrzeżach miasta i bez wielkich zwierzaków. Moja mama była osobą dosyć zorganizowaną i jej „hacjenda” przypominała małe przedsiębiorstwo. Podobno nawet owce były hodowane. Ja pamiętam tylko jajka prosto od kury i zbieranie stonki.
Kompostownik, uprawa i przetwórstwo warzyw i owoców, łącznie z wykorzystaniem energii słonecznej tzn upalnego lata dla ich suszenia.
Akurat moje nastoletnie lata przypadły na stan wojenny i system kartowy, wiec jestem mistrzynią upcyklingu, przeróbek itd.
Mój absolutny majsterszyk to szara, wełniana spódnica przerobiona z płaszcza kupionego w komisie, na jej kieszenie naszyłam kwiaty wycięte z maminej spódnicy. Sezon jesień 1986 był mój.
Minimalistką się urodziłam a zero waste wyniosłam z domu, ale nie muszę kopiować gotowych rozwiązań stosowanych przez moich „uojców”.

Natasza

Jak pęknie szklanka to można ją do końca potłuc, a te kawałki szkła niech „ozdabiają” górną część muru okalającego naszą posesję, przeciwko złodziejom. Okrutne, wredne, ale jakże nasze, mazowieckie. Patent z lat 80-tych.

Justyna

Podpisuję się pod każdym Twoim tekstem i słowem. Czytam Twoje wpisy i uważam, że są idealne pod każdym względem. Nie rozumiem tylko, czemu będąc kobietą, która w młodym wieku dużo osiągnęła, jest mądra i ma ułożone życie pod względem zawodowym, prywatnym i ogólnie życiowym, tak przejmuje się krytyką innych. Pod ostatnim tekstem komentowałaś wyłącznie negatywne wpisy. Tak jakbyś nie mogła się pogodzić z tym, że ktoś ma inne zdanie niż Ty, lub… jest zawistną i złośliwą osobą, która pluje jadem na prawo i lewo. Choćby milion osób Ci napisało, że piszesz dobre teksty, będziesz się przejmowała pięcioma, którzy Cię skrytykują. Nie odpowiadaj na te zaczepki, olej tych ludzi, nie podgrzewaj dyskusji. Odpowiadając na komentarze odnośnie serka w końcu zrobiłaś antyreklamę, bo zaczęłaś się tłumaczyć, że w sumie to jesz go rzadko, wiesz, że jest niezdrowy itd. Normalny człowiek miałby w nosie, czy jesz marchewkę, czy kebab na śniadanie. A reszta Ci po prostu zazdrości – że masz czas wyjechać i spędzić czas na łonie natury, zobaczysz fajne miejsca, poznać ciekawych ludzi i jeszcze Ci ktoś za to zapłaci.

Urszula

Bardzo fajny tekst. Myślę, że za bardzo się zapędziliśmy w nowych ecostandardach. Chciałabym przy wszystkich moich staraniach o produkowanie mniejszej liczby odpadów zwyczajnie dobrze się z tym poczuć, ale przy dzisiejszej nagonce to jest niemożliwe. Wyrzuty sumienia nie odstępują człowieka na krok, a to nie sprzyja wytrwaniu w naszych postanowieniach. :/

Joanna

Zgadzam sie w 100%. Grupa na fb duzo traci bez zero westowy terror :(

Ida

Najzabawniejsze jest to, że prawdopodobnie w przeciwieństwie do wielu krytykujacych Cię osób, spełniasz (jak dotad) jednen z najbardziej zero waste warunkow: nie masz dzieci.

Anne

Ty tak serio?

Ida

Tak.
Nie mam na myśli tego, że ktoś podejmuje taka decyzję, bo chce być zero-waste, a jedynie, ze w długim okresie i szerokiej perspektywie nieposiadanie dzieci przez mieszkańców krajów rozwiniętych jest lepsze dla środowiska niż choćby nieużycie ani jednego plastikowego kubka do końca życia. Ale oczywiscie wymaga to spojrzenia na sprawę przez filtr pragmatyzmu a nie ludzkiej kultury, biologii, religii itp.

Tu przykład podobnych pogladow:
https://www.weforum.org/agenda/2018/10/david-attenborough-warns-planet-cant-cope-with-overpopulation/

Anne

Wiesz, na całe szczęście dla moich dzieci nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby patrzeć na nie przez jakikolwiek inny filtr niż filtr miłości ;-)

Ida

Odpowiedzialam na Twoj komentarz, ale moja odp zawierala link i chyba wpadla do spamu.

saaa

Twój komentarz jest idealnym przykładem tego, jak bardzo można się pogubić w obronie jakiegoś przekonania. I chyba nie o zero waste tu chodzi. Pytanie, czy chcesz przekonać innych, czy siebie?

Natalia

Zgadzam się z przesłaniem tekstu. Chciałabym jednak podjąć inny temat. Boli mnie to że w Polskich realiach każdy musi się ze wszystkiego tłumaczyć. Jestem w stanie zrozumieć/zaakceptować poglądy każdej osoby. I nie mam nic przeciwko tym poglądom/sposobowi postępowania, o ile nie godzi to w moją fizyczność/psychikę. Żałuję że ludzie nie podchodzą do życia w ten sposób. Oczywiście, są inicjatywy ważne i ważniejsze, ale każdy samodzielnie określi w jakim stopniu chce się zaangażować. Nie podoba mi się to że ludzie nie umieją zaakceptować że ktoś inny może żyć wg własnych upodobań, przyzwyczajeń. Tak samo jak nie mogę znieść ludzkiej zawiści i zazdrości.

Aneta

Oh! A myślałam, że to ja jestem jakaś dziwna w dzisiejszych czasach. Staram się oczywiście żyć eko, ale też mam dość tego terroru. Jestem mamą dwójki małych dzieci i z premedytacją używam całego arsenału środków do prania, żeby pozbyć się plam. Próbowałam prać w orzechach, ale szczerze efekt był marny, a zapierać każdą rzecz to trzeba mieć czas i ochotę. To samo teraz w święta. Farbowałam wczoraj jajka kupionymi barwnikami z wielkim „poczuciem winy”, że nie jest bio, eko. Ale po chwili doszłam do wniosku, że mam to gdzieś. Zajęło mi to chwilę, mam zieloną pisankę i raz w roku mogę sobie na to pozwolić. Nie dajmy się zwariować, żyjmy jak nam wygodnie, wprowadzajmy te eko sposoby, które nam odpowiadają. Życzę tego wszystkim, którzy są eko, półeko, a nawet nieeko :)

Ania

Amen! Podpisuję się wszystkimi czterema kończynami. Fanatyzm nigdy nie jest niczym dobrym, nawet w słusznej sprawie. Niestety zachowanie zdrowego rozsądku w dzisiejszych czasach nie jest rzeczą łatwą, gdy z każdej strony człowiek jest bombardowany nakazami jaki powinien być, jak się powinien zachowywać i jak powinno wyglądać jego życie. Mam wrażenie, że wiele osób łatwo się poddaje tym opiniom i daje je sobie narzuć bez żadnego przemyślenia czy zgłębienia sprawy. A przecież każdy z nas jest inny, ma inny styl życia, inne potrzeby.

Królowa Karo

I za to Cię Kasiu cenię. Że uczysz minimalizmu, ale nie jesteś minimalistyczną terrorystką. Że dzięki Tobie uporządkowałam swoją przestrzeń, ale na tyle, na ile ja potrzebowałam i na własnych zasadach. I pewnie nie jest to minimalizm, bo są rzeczy, których mam w nadmiarze, ale dobrze się z nimi czuję i tak po prostu ma być. Bo każdą taką filozofię wprowadzamy przecież dla siebie i nikomu nic do tego.

Sabina

Pięknie napisane! Zgadzam się w 100%

zasmucona

Zupełnie nie dostrzegam „ekoterroru”. Wręcz przeciwnie – wydaje mi się, że większość inicjatyw pro-ekologicznych jest reklamowana bardzo subtelnie, kampaniami informacyjnymi a nie zmuszaniem. Nie dostrzegam też „ekoterroru” na grupie Simplicite. Myślę, że osoby promujące Zero Waste poruszają niewygodne dla większości czytelników tematy – bo prawda jest taka, że jesteśmy społeczeństwem potwornie konsumpcjonistycznym i przyzwyczajonym do kupowania rzeczy „bo się zepsuły, „bo przestały się podobać”, „bo mi smutno więc pójdę na zakupy dla poprawy humoru”. Nikt nie każe robić kapci ze zużytych gazet, ale większość użytkowników forum Simplicite, z których poglądami miałam okazję się zapoznać, prezentuje postawę „nie bo nie”, „głupi ekolodzy”, „co, JA mam nosić słoik do sklepu mięsnego? przecież się zmęczę!”. To bardzo przygnębiające, że nawet drobne działania na rzecz planety, które wymagają minimalnego wysiłku, z miejsca są skreślane. Dużo osób przychodzi na grupę z już ustalonymi poglądami i nie ma ochoty nawet słuchać argumentów strony przeciwnej. A fakty są takie, że sytuacja jest dramatyczna i wymaga zmiany pewnych nawyków. Nie piszę rzecz jasna o osobach, które wprowadzają, choćby cześciowo, zalecenia naukowców, ale o tych, którzy całkowicie negują założenia ZW i na każdy post na grupie, który dotyczy ekologii, reagują „to nie forum zero waste!”, „skończcie zaśmiecać feed!”.
„Nie dajmy się zwariować, nawet w słusznej sprawie.” –> Ale kiedy problem zanieczyszczenia stanie się rzeczywistością, a nie tylko głosem alarmujących naukowców, to czy osoba odrzucająca całkowicie ekologię i ruchy „less waste” będzie w stanie uderzyć się w piersi, przyznać że to także jej wina i przyjąć np. uchodźców klimatycznych pod swoj dach, czy to już będzie kompletne wariactwo i niech inni się martwią?

Sandra

Krótko i na temat.
To minimalizm jest dla nas a nie my dla niego!

joaa

Gdyby każdy robił tyle ile Ty, nawet jeśli mówisz, że nie jesteś zero waste, to już by wystarczyło, żeby nastąpił prawdziwy cud ekologiczny… Bardzo fajny wpis, podoba mi się takie inne, „bardziej na luzie” podejście do sprawy :)

Aleksandra

Bardzo rozsadny tekst. Nie dajmy sie zwariowac!

Anita Kliś

Oh jak ja sie zgadzam! Ja tez jestem zmeczona uwazaniem na wszystko, ocenami innych, własnym przygnębieniem ze nie robie dosc. W moich kregach (praca) ludzie dbaja o recykling, wode, fair trade, mniejszosci seksualne, mniejszosci rasowe, połów tuńczyka, etyczna bankowosc, lokalne biznesy zamiast korpo, carbon footprint, feminizm, rownosc spoleczna… uff! Mozna tak wymieniac i wymieniac. Dla mnie jest to po prostu przytlaczajace, potrzebujemy wszyscy balansu!

Namysłowska 3

Przyznam szczerze, że czekałam, na ten tekst na Twoim blogu i jestem pod wrażeniem, że tek długo wytrzymałaś :) Obserwuję opisane przez Ciebie zjawisko i czasem się śmieję przez łzy. Tutaj aż ciśnie się sławny mem: „Dystans, ku…, dystans… bo wszyscy pomrzemy” :)

Majka

Świetny tekst. Zaczynamy popadać w paranoję. Ostatnio wymieniałam meble. Stare były drewniane. Gdy chciałam je oddać, podniósł się alarm: jak mogę! Takie meble oddawać? Tak, chciałam je oddać, bo ich nie znosiłam. Wylądowały na śmietniku. Nikt ich nie wziął, bo musiałby sobie po nie przyjechać sam. Ale pełne oburzenie i tumult się uniósł. Bo eko, bo zero waste, bo jak mogę. Cóż, mogę.

Aga

Wyjęłaś mi to z ust!