Darmowe
planery, e-booki...

Podziel się:

Darmowe
planery, e-booki...

Minimalizm a zero waste

minimalizm a zero waste

Minimalizm a zero waste. Temat i tekst, do którego długo dojrzewałam. Tekst, który może się wielu osobom bardzo nie spodobać. Dlatego chcę być lojalna od samego początku. Jeśli jesteś eko-wojownikiem, a Twoją areną są fora internetowe i grupy na Facebooku – nie czytaj tego tekstu. Oszczędźmy sobie wzajemnie czasu i nerwów.

 

Nasza świadomość konsumencka rośnie. Ruchy z założenia antykonsumpcyjne, takie jak minimalizm czy zero waste rośną w siłę i to jest wspaniała tendencja. Piszę o tym na samym początku, żeby później nie było w tym względzie żadnych wątpliwości.

 

Jestem minimalistką, a raczej opisuję siebie za pomocą określenia 'minimalistka’, ponieważ to ułatwia innym zrozumienie, o czym piszę i jak żyję. Mam jednak swoje, stałe od lat, rozumienie tego, czym jest dla mnie minimalizm, a to już nie jest tak oczywiste. Mój minimalizm, powtarzam to od dawien dawna, to narzędzie, które umożliwia mi życie na własnych warunkach, bez obciążenia balastem. Minimalizm upraszcza mi życie na wielu jego płaszczyznach. Oznacza to, że żyję prosto, stale weryfikuję swoje potrzeby i zachcianki, ale nie jestem ascetką czy mniszką. Świadomie, radośnie i bez wyrzutów sumienia korzystam ze zdobyczy cywilizacji, jeśli upraszczają mi życie. Staram się również pamiętać o potrzebach czy zachciankach bliskich, którzy wcale nie muszą podzielać mojego światopoglądu.

 

Jednak bezmyślne i niekontrolowane upraszczanie sobie życia zaprowadziło też ludzkość na skraj katastrofy ekologicznej – to niepodważalna rzeczywistość, z którą musimy się zmierzyć. Dlatego cieszę się, że nasza świadomość rośnie, a my, już w sposób kontrolowany, działamy na rzecz odwrócenia dotychczasowej sytuacji. Tu pojawia się, odziany w wielorazowe worki, ruch zero waste. Pamiętamy o wielorazowych torbach – nie bierzemy foliowych woreczków i siatek. Sprzątamy lasy i starannie segregujemy odpady. Zamiast jednorazowych kubków na kawę i wodę – nosimy termosy. Pijemy wodę z kranu. Jednocześnie szukamy nowych sposobów na ograniczanie odpadów, zwracamy bacznie uwagę na to, co kupujemy, jesteśmy coraz bardziej świadomi. I tak dalej, i tak dalej. JA TEŻ TO ROBIĘ. Od dawien dawna, gdy jeszcze nie było to modne.

 

Tylko, że jestem już zmęczona. Zmęczona wciąż rosnącą presją i, nie boje się tego napisać wprost, zero wastowym terrorem. Widzę to klarownie w prowadzonej przeze mnie grupie na Facebooku, widzę w komentarzach pod postami moimi i moich internetowych przyjaciółek. Używasz papierowego kalendarza, planera, zeszytu – a elektroniczny prowadzić nie łaska? Używasz plastikowych słomek wielorazowo – nikogo to nie interesuje, na pal za słomki na zdjęciu! Używasz szamponu/antyperspirantu produkowanego przez duży koncern, bo Ci służy i dobrze działa – jak śmiesz wpierać krwiożerczą korporację? Mogłabym mnożyć te przykłady, ale chyba rozumiecie już dobrze, co mam na myśli. W swojej grupie widziałam kiedyś post, w którym dziewczyna poprosiła o rekomendację szamponu do włosów – została zrugana, bo przecież prawdziwa minimalistka myje włosy mąką żytnią. Bo prawdziwa minimalistka musi być zero waste, eko i bio. Otóż wiecie co, nie musi. Może i często jest, ale wcale nie musi. 

 

No i doszłam do clue dzisiejszego tekstu. Jak się ma minimalizm do zero waste? Wyobraźmy sobie osobę, która zmęczona i przytłoczona nadmiarem otaczających ją przedmiotów, postanawia wkroczyć nieśmiało na drogę do minimalizmu. Zaczyna przeglądać swój dobytek, często gromadzony bezmyślnie przez całe życie. Uświadamia sobie, że ma wokół siebie mnóstwo niepotrzebnych rzeczy. Nie chcę już tego dźwigać! – postanawia głośno. I tu zaczyna się praca. Starannie i świadomie segreguje rzeczy, boryka się z sentymentem, burzą emocji, którą generują rzeczy. W końcu zostawia te potrzebne, odkłada na bok te, których już wokół siebie mieć nie chce. Co mam zrobić z niepotrzebnymi książkami/ubraniami/przydasiami/sprzętem kuchennym (niepotrzebne skreślić)? – to jedno z najczęstszych pytań, na które odpowiadam Czytelnikom. Moja odpowiedz jest prosta, ale wprowadzenie jej w życie już nie. Sprzedaj i oddaj, co sprzedać i oddać możesz, a resztę wyrzuć. WYRZUĆ? Jak to wyrzuć? A zero waste?

 

Pamiętam doskonale swoje „duże porządki” wieeele lat temu. Sprzedałam mnóstwo rzeczy, jeszcze więcej oddałam, ale wiele po prostu wyrzuciłam. Ogromnie się cieszę, że nie było jeszcze wtedy zero wastowych wojowników, bo chyba zostałabym pożarta na śniadanie. Wyrzuciłam dlatego, że miejsce tych rzeczy było po prostu na śmietniku. To były rzeczy zepsute, brzydkie, bezwartościowe. Taką bezwartościową rzeczą może być na przykład stary podręcznik do angielskiego. Biblioteka go nie chce, żadnemu uczniowi się nie przyda, bo obowiązują już inne podręczniki. Możesz go wcisnąć bratankowi pod pretekstem, że przecież angielska gramatyka się nie zmienia, ale nie oszukujmy się – uspokoisz swoje sumienie, budując nadmiar u kogoś innego. No to może zrobić jakiś projekt DIY ze starych książek? No pewnie! – jeśli tylko lubisz używać w ten sposób przerobionych rzeczy lub masz kogoś, kto będzie chciał to wziąć czy kupić. W przeciwnym razie, jaki to ma sens? Sama jestem ogromną fanką przeróbek i wszelakiego „zrób to sam”, ale nie wszystko odpowiada mojemu poczuciu estetyki. Lampa z rolek po papierze toaletowym? Zacne wykorzystanie odpadków, ale co z tego, skoro ta lampa jest straszliwie brzydka i za żadne skarby nie chciałabym jej powiesić nad stołem. Nie daj się – miejsce niektórych rzeczy jest w śmietniku i nie pozwól sobie wmówić inaczej. Nie ma też NIC złego w kupieniu nowej lampy do domu, gdy faktycznie jej potrzebujesz.

 

Staram się prywatnie i publicznie wspierać projekty i działania, które przysłużą się zmianie naszych zakupowych nawyków i wyborów, ale przyznaję, że czasami zwyczajnie tęsknię za czasami, gdy było prościej. Gdy nie musiałam na osiemdziesiąt sposobów analizować wszystkiego i tłumaczyć się z każdej decyzji. A może powinnam przestać się tłumaczyć po prostu? ;) Tłumaczyć z tego, że kupiłam sobie nowe szafki kuchenne do nowego domu (choć zrobione z drewna z recyklingu i przerobionych plastikowych butelek – napiszę o tym za tydzień!) a nie stare z pchlego targu; z tego, że używam kupnych środków do czyszczenia i prania (choć szukam tych biodegradowalnych i w opakowaniach z recyklingu) a nie wyłącznie octu i sody; z tego, że korzystam z kosmetyków, które nie są naturalne i pakowane w szkło (choć znowu w opakowaniach z recyklingu); z tego, że uwielbiam frytki z lodami z Maca (tak, razem), a gdy mam PMS zjadam pudełko pudrowych cukierków, które mają w sobie całą tablicę Mendelejewa i cud, że nie zaczynam po nich świecić.

 

Balans, dystans, równowaga, prostota. Nie dajmy się zwariować, nawet w słusznej sprawie.

Co o tym myślisz?

Sprawdź Także

5 3 votes
Article Rating
Powiadomienia
Powiadom o
guest
105 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments