Czyściłam niedawno swojego prywatnego Facebooka i naszła mnie pewna refleksja. Szczerze mówiąc, noszę ją w sobie już od dłuższego czasu, ale tym razem przemyślenia okazały się na tyle silne, że postanowiłam się nimi z Wami podzielić.
Mam wrażenie, że regularnie, falami, napływają do mnie z zewnątrz takie motywacyjne myśli i hasła w stylu:
Do what you love.
Pracuj z pasją.
Jeśli robisz to, co kochasz, to już nigdy nie będziesz musiał pracować.
I tak dalej, i tak dalej. Zwłaszcza ostatnie zdanie szczególnie często się powtarza. Zapewne nie jestem bardziej uprawniona do formułowania takich opinii, niż każda inna osoba, ale napiszę to z pełną odpowiedzialnością – moim zdaniem to są puste hasła. I niestety, zamiast motywować, coraz częściej wpędzają w kompleksy i rodzą frustrację.
Może zainteresują Cię również teksty:
Minimalizm w praktyce. O ambicji – jestem ambitna. Jak coś sobie wymyślę, to zrobię to najlepiej jak potrafię. Nie najlepiej na świecie, ale najlepiej jak tylko jestem w stanie. A jak nie będę umiała, to się nauczę. Nie brak mi wytrwałości i cierpliwości. Z reguły wychodzę na swoje. I czasami jest mi z tym bardzo ciężko…. (czytaj więcej)
Co dla Ciebie oznacza być tu i teraz – mam wrażenie, że po początkowym zafascynowaniu tematyką szczęścia, ostatnio przez gazety i blogi przetoczyła się fala zachwytu koncepcją uważności. W założeniach jest to cudowna i ze wszech miar godna uwagi idea. Niestety, nie mogłam się pozbyć uczucia, że tematyka ta została bardzo mocno uproszczona i spłaszczona… (czytaj więcej)
Pasja, pasja i pasja. Słychać o niej wszędzie. A pasja to nie jest przecież taki złoty wytrych, który sprawi, że wszystko nagle zacznie się układać, podłoga zaściele się różami, pieniądze same spłyną, a buty nigdy nie będą obcierać na pięcie. Wiele osób zaczyna zamykać się w złotej klatce poszukiwania wymarzonej pracy, wyidealizowanego zajęcia, dzięki któremu już nie trzeba będzie ciężko pracować. Ba, w ogóle nie trzeba będzie pracować. Bo to sama przyjemność będzie przecież, prawda? Myślą i szukają tej cudownej pasji, a im bardziej nie mogą znaleźć, tym częściej popadają w rozgoryczenie i coraz bardziej nienawidzą aktualnego zajęcia.
W ciągu ostatnich ponad 10 lat pracy pracowałam w wielu miejscach, w małej firmie, naprawdę dużej firmie, a od 2 lat pracuję na własny rachunek. I wiem, że nie ma zajęcia idealnego pod każdym względem. W każdej pracy są wyjątkowe chwile, obowiązki, które lubimy i wykonujemy chętnie. Czas, gdy faktycznie z dumą i swoistym samozadowoleniem możemy śmiało powiedzieć: pracuję z pasją. Ale są również cięższe momenty i zajęcia, o których się rzadko wspomina i za którymi szczerze nie przepadamy. Przykładowo, osobiście nienawidzę spraw powiązanych z księgowością, zdarzają się też trudne momenty w pracy z Klientem. Wcale nie czuję wtedy, żebym nie pracowała – wręcz przeciwnie.
Praca, w której widzimy sens. Praca, w której się spełniamy. Praca, która sprawia, że czas upływa niepostrzeżenie. To ogromna wartość, absolutnie nie przeczę. Sama spędziłam mnóstwo czasu na szukaniu właściwego dla siebie zajęcia i wcale nie jestem całkowicie pewna, że go znalazłam, i że za jakiś czas nie zmienię. To zupełnie naturalne – szukamy dla siebie tego, co najlepsze. Ale nie dajmy się zapędzić i pamiętajmy, że czasami lepsze naprawdę jest wrogiem dobrego. W obecnych czasach ludzie żyją w jakimś takim stanie permanentnego nienasycenia. Cały czas wydaje nam się, że za rogiem jest lepiej, trawa jest zieleńsza, a nowa sukienka będzie lepiej leżeć. Cały czas szukamy, wciąż nienasyceni. Bo przecież, jak mawiał Oscar Wilde: „świat należy do niezadowolonych”.
Bezrefleksyjne podążanie tropem motywacyjnego powiedzonka, o którym wspomniałam: Jeśli robisz to, co kochasz, to już nigdy nie będziesz musiał pracować ma również swoją drugą, ciemną stronę. Rób to, co kochasz, a wtedy już zawsze będziesz w pracy. Bo stracisz umiejętność oddzielania jednej sfery od drugiej, praca będzie czasem wolnym, a czas wolny pracą. Czy naprawdę o to właśnie w życiu chodzi?
A ja proszę, zatrzymajmy się na chwilę. Przestańmy w obłędzie szukać coraz lepszego. Doceńmy to, co już mamy. To nie musi być idealne, rodem z czasopisma, telewizji, lifestylowego bloga. Ale to jest nasze. Nie każdy chce założyć własną firmę, nie każdy musi rzucić pracę w korpo, nie każdy potrzebuje podróżować po świecie. Jesteśmy tak różni, mamy inne plany, marzenia, potrzeby.
Nie dajmy się wtłoczyć w jeden schemat, jakkolwiek kusząco by on nie wyglądał.
PS Ben Horowitz, znany przedsiębiorca i inwestor z Doliny Krzemowej twierdzi wręcz, że w wyborze ścieżki zawodowej nie należy kierować się pasją. Radzi natomiast, żeby odnaleźć to, w czym jesteśmy najlepsi i wykorzystać to do rozwoju świata. Ponieważ od tego, co świat nam oferuje, ważniejsze jest to, co my pozostawimy po sobie dla świata. Pozostawiam to Wam i sobie do zastanowienia się i refleksji.
Świetny tekst! Fajnie, że zwracasz uwagę na różne aspekty pracy i pasji. Dużo prawdy w tym co napisałaś, ostatnio rzeczywiście panuje moda na „idealne życie” i tak łatwo jest zapomnieć, że nigdy nie jest perfekcyjnie, a bezrefleksyjne dążenie do tego może tylko wywołać frustracje i rozczarowanie.
Mądra kobieto! To jest to, o czym ja też od dłuższego czasu myślę. W każdym punkcie się z Tobą zgadzam i naprawdę świetnie ubrałaś swoje myśli w słowa :)
„Pasja” stała się już pewnym przymusem. A nie mieć jej i wykonywać zwykłą pracę to w tej chwili wstyd. I masz rację, to rodzi frustrację u tych, którzy poddają się przekazowi płynącemu z mediów. Bo w porównaniu z „ludźmi sukcesu”, którzy zarabiają na życie spełniając swoje marzenia, zawsze wypadamy gorzej. A co jeśli marzeniem jest normalne, dobre życie i uczciwa praca, która po prostu na nie pozwala?
Mam nadzieję, że po Twojej publikacji więcej ludzi będzie umiało otwarcie przyznać, że pasja nie jest w ich życiu najważniejsza :)
dzięki bardzo za ten tekst. naprawdę wartościowy.
To ja dziękuję. To dla mnie duży komplement.
To wszystko, co piszesz to jest tak bardzo prawdziwe i tak dobrze usłyszeć głos rozsądku. Naprawdę podnosi na duchu!
Ojej. A mogłabyś „sprzedawać” nam wizje swojego życia, jako kobiety sukcesu, co poszła na swoje, robi to co lubi, jest niezależna od grafików, realizuje pasję itp, itd. A Ty piszesz tak szczerze :)
Ja mam pracę ot taką jaką mam. Pasją faktycznie nie jest. Pasje to coś niezobowiązującego. Coś co można zmieniać, nudzić się i szukać na nowo.
Praca też mnie czasem pochłania, bo staram się wykonywać ją jak najlepiej potrafią. Staram się przenieść do niej moją odrobinę perfekcjonizmu – poukładać, zminimalizować, być na bieżąco, doprowadzać do końca. I to pochłania – jest satysfakcja. Ale to nie pasja. To praca. W poprzedniej pracy – a była zupełnie inna – pracowałam tak samo. Monotonia też się wkrada. Są gorsze dni, gdy nie ma „power”. Gdy jakieś układziki mnie zirytują. Gdy wolałabym zostać w domu.
Ale doceniam, ze jest. Szukam plusów tego doświadczenia które zdobywam. Nie marudzę gdy mam popołudniowe zmiany. Ot, różne plusy i minusy. A gdy ja mam popołudnie to moge sobie pozwolić na „bycie na mieście” gdy inni pracują, zrobić zakupy w niezatłoczonych centrach, delektować się spokojnym porankiem.
Ale praca daje mi przede wszystkim środki do życia.
a ja się zastanawiam gdzie jest ten złoty środek pomiędzy tym że praca to praca i jej głównym celem jest dać środki na życie, a tym że chcielibyśmy mieć pracę która daje nam satysfakcję i spełnienie. i faktycznie jest tak jak piszesz, że chciałoby się mieć pracę-pasję. tylko kurcze, nie mam pasji która by nadawała się do celów zarobkowych. może to wstyd przyznać ale nie mam na moment obecny żadnej pasji. czy to sprawia że jestem człowiekiem kategorii B? wiesz… Twój tekst spadł mi z nieba, mam parę dni urlopu i zastanawiam się nad swoim życiem, nad tym czego bym chciała i nic, żadnego światełka w tunelu. jak żyć Kasiu? ;)
Dobre pytanie :). Obawiam się jednak, że tutaj nie ma żadnej drogi na skróty i każdy musi sam sobie wypracować ten złoty środek. Myślę, że odkrywanie w sobie pasji to jest właśnie fascynujące, byleby zachować tą ciekawość poszukiwań siebie.
Jak tutaj już kilka osób słusznie zauważyło słowo „pasja” urasta czasem do niesamowitych rozmiarów i jest utożsamiane niewiadomo jakimi przeżyciami.
Tymczasem cytując Katarzynę + słownik:
PASJA = ZAMIŁOWANIE DO ROBIENIA CZEGOŚ
W szukaniu pasji ważne jest:
a) posiadanie pewnych doświadczeń życiowych
b) odmitologizowanie słowa „pasja” lub zastąpienie go innym słowem
W ramach szukania „pasji” mam dla Ciebie propozycję takiego ćwiczenia:
1) Wypisz wszystkie rzeczy, które lubisz robić
(pomocne może być zadanie sobie pytań czy też eksperymenty myślowe w rodzaju:
– za co biorę się spontanicznie, sama z siebie gdy mam wolny czas,
– co daje mi przyjemność
– jak spędzam wolny czas
– jeśli nie musiałabym zarabiać pieniędzy to jakbym sobie zorganizowała dzień, tydzień, życie
2) Przeczytaj te wszystkie rzeczy i zastanów się jakim wspólnym mianownikiem byś je określiła. Jeśli uznasz, że słowo „pasja” jest ok to fajnie. Jeśli jednak nie będzie Ci ono pasowało, to wyrzuć je ze słownika i zastąp innym słowem, które najbardziej pasuje.
3) Ułóż te rzeczy w hierarchii od najbardziej przyjemnej, angażującej, cieszącej Cię, wciągającej, pasjonującej do najmniej.
Napisz co Ci z tego wyszło :)
Zgadzam się z Tobą w 100% Też od jakiegoś czasu obserwuje to zjawisko, ale trochę spłynęło to po mnie, kiedy zrozumiałam, że poszukiwanie TEJ pasji jest strasznie męczące.
Ok, ale co jeśli ja „robić coś z pasją” nie łączę z tym, że „to nie będzie praca”? Mi nawet przez myśl to nie przeszło. Pasję traktuję jako coś, co wykonuję dobrze i cieszę się jednak, że robię to, a nie coś, co mnie wprawia w stałe zdenerwowanie, które nasila się z każdym kolejnym dniem, powodując bardzo zły stan psychiczny. Nie wiem, skąd wzięło się to powiedzenie, że „jeśli robisz to co kochasz, już nigdy nie będziesz musiał pracować” – naprawdę w to ktoś wierzy? Fajnie, że o tym piszesz, ale (i nie odbierz tego za przytyk jakikolwiek), naprawdę ktoś w to wierzy ? (pytanie do wszechświata). Ja chcę pracować z pasją, ale wiem też, że zanim może uda mi się osiągnąć, to, co sobie planuję, droga będzie długa i wyboista i niekoniecznie bogata w same (idealnie pasujące do CV) doświadczenia.
Nie dajmy się zwariować :)
Patsy, nie wiem czy ktoś w to szczerze wierzy, to indywidualna kwestia i nie mnie oceniać. Natomiast, jak słusznie napisała Justyna, ostatnio panuje „moda na idealne życie z pasją” i jest to założenie/wyobrażenie, z którym się po prostu nie zgadzam.
Zdecydowanie jestem ofiarą tego zjawiska – w ostatnich miesiącach były momenty, że nie potrafiłam myśleć o niczym innym tylko „muszę coś robić, muszę znaleźć pasję, muszę wymyślić jakiś biznes, moi znajomi osiągają sukcesy a ja nie marnuję życie, bo nie mam pasji”. dobrze, że poruszyłaś ten temat, może pomożesz ludziom którzy są zafiksowani na szukaniu pasji.
Myślę, że w powszechnej świadomości dochodzi do pewnego pomieszania pojęć, wynikające chyba z niezrozumienia pojęcia pasji.
Nie wiem, skąd wzięło się przekonanie, że każdy musi mieć pasję. Mam wrażenie, że nadużywa się tego słowa, często jako zamiennika „poważnego zainteresowania”. Moim zdaniem prawdziwa pasja nie zdarza się zbyt często. I nie zawsze jest błogosławieństwem, jak sama piszesz. Pasja podporządkowuje sobie wszystko, wymaga poświęceń i czasem potrafi zniszczyć.
Ja akurat mam to szczęście, że moja praca – tłumaczenie – jest prawdziwą przyjemnością. Nie wiem, czy nazwałabym ją pasją, ale czymś, co daje mi olbrzymią satysfakcję i nie sprawia przykrości nawet wtedy, gdy pracuję bardzo dużo i ciężko. Tłumacząc, nie czuję się „w pracy”. Nie myślę wtedy o tym, że chciałabym znaleźć się gdzieś indziej. Więc to jest „najlepsza praca na świecie”, dla mnie.
Nie wierzę jednak w to, że każdy jest w stanie znaleźć sobie takie zajęcie, nie każdy ma na tyle szczęścia i nie każdemu pozwalają na to warunki życiowe. Mnie wszystkie okoliczności prowadziły do takiego właśnie zajęcia, pomógł mi w tym los, ludzie, których spotykałam na swojej drodze, zdolności, rodzina i wiele innych czynników. Myślę, że warto szukać swojej drogi, wierzyć w to, że marzenia się spełniają, ale jeśli to się nie udaje (bo może się nie udać), też świat się nie kończy. Myślę, że wystarczy, by praca dawała poczucie przydatności, zadowolenie i przynosiła godziwy, uczciwy zarobek. By człowiek widział jej sens, dostrzegał, że dzięki niej świat staje się lepszy, ludziom łatwiej się żyje. Nie musi być pasją, ale nie może dawać poczucia bezsensowności. Nie powinna frustrować ani odbierać chęci do życia.
Słownikowe znaczenie słowa „pasja” to „zamiłowanie do czegoś” i myślę, że tak właśnie warto by je odczytywać i interpretować. Wtedy zyskujemy spokój, a takie zamiłowania mogą się przecież zmieniać w ciągu naszego życia i to bardzo naturalne.
Moim zdanie to, o czym piszesz, to poczucie sensu pracy, jej przydatności dla innych jest dużo ważniejsze niż „pasja”. Polecam też gorąco najnowszy wywiad z prof. Blikle. Jak zwykle w punkt. Jest dla mnie ogromną inspiracją w biznesie. http://wyborcza.pl/duzyformat/1,145319,18037101,Przepis_Bliklego__Pol_pensji_prezesa_dla_pracownika.html
Super, że w końcu ktoś, kogo czytają tłumy obala to powiedzenie (głupie zresztą), że jak się coś kocha to się nigdy nie jest w pracy. Po pierwsze – wtedy jesteś zawsze, jak to pięknie ujęłaś, a po drugie – każda praca staje się w pewnym sensie rutyną, więc przestaniesz to kochać tylko trochę później i tyle. :) Nie ma pracy idealnej, nie ma życia idealnego i nie ma idealnych ludzi. Warto robić to, co się kocha, bo po prostu wtedy jest łatwiej. :)
„Rób to, co kochasz, a wtedy już zawsze będziesz w pracy.” – ten punkt jest mi najbliższy. Już jakiś czas temu dotarł do mnie bezsens frazesu, może akurat wtedy, kiedy 8-mą godzinę ślęczałam na brzydkim ślubie pary, która miłością do siebie nie pałała, obiad był zimny, a kwiaty powiędłe. Fajnie jest zarabiać na tym, co lubi się robić, ale tak jak piszesz, w pewnym momencie granice się zacierają, a Ty znowu lądujesz… w pracy. Ja już tego doświadczyłam, nie planuję powielać schematu, łatwo się wtedy wypalić i znienawidzić ukochane zajęcie.
Jestem przekonana, że na to ryzyko są wystawione szczególnie osoby, które tak jak Ty wykonują zawód twórczy, kreatywny. Tam najłatwiej o zatarcie granic i wypalenie. Ale grunt to świadomość.
Ufff…nareszcie ktoś to powiedział, nazwał!!! Dziekuje Ci za ten tekst, jest taki prawdziwy i wnosi dużo optymizmu :-)
zgadzam się z Tobą – wielokrotnie widzę jak ludzie dają się wpędzać w jakiś schemat i chociaż już przecież mieli być szczęśliwi to nie wychodzi. I nadchodzi frustracja. Ale fajnie, że do tego doszłaś i o tym napisałaś, bo jeszcze jakiś czas temu miałam wrażenie, że jednak promujesz „porzucenie złej korpo”, bo to dopiero da szczęście, pomoże w odnalezieniu siebie i ułatwi przejście na niekonsumpcyjny tryb życia. Przynajmniej tak można było to odebrać, ale piszę o moich subiektywnych odczuciach jako czytelnika twojego bloga, więc proszę się nie obrażać :)
Ja mam swój sposób na pracę – po prostu to co robię, robię z zaangażowaniem. Każdego dnia doceniam moją sytuację, moje doświadczenie i to co wypracowałam i na co pracuję każdego dnia. Mam już 10 lat doświadczenia zawodowego, w różnych miejscach i wiem jak może być. Wiele zależy od naszego podejścia – w każdej pracy, w każdej firmie znajdziemy dobre i złe strony. Pytanie, które z nich chcemy widzieć i pielęgnować w naszej głowie. Jeśli codziennie rano powiemy sobie: „o nie, znowu trzeba wstać i iść do tej głupiej pracy” to po miesiącu najlepsza praca nam obrzydnie. Ja mam sposób, wstaję rano, cieszę się ze słonecznej aury, bo jest jasno, cieszę się z deszczu, bo jest potrzebny przyrodzie, cieszę się z ciemności za oknem, bo można wypić spokojnie kawę albo z wczesnego świtu, bo dzień jest długi i mówię sobie: „nowy dzień, nowe wyzwania” – mam siłę i o to chodzi. Oczywiście nie zawsze jest różowo, nie zawsze jest łatwo, ale wszystko zależy od tego jak reagujemy na nasze otoczenie a nie od świata, który nas otacza:)
Mogłaś mieć wrażenie, że promuję „porzucenie złej korpo” ponieważ uważam, że odejście z korpo w moim przypadku było bardzo dobrą decyzją i z perspektywy 2 lat bardzo się cieszę, że się na nią odważyłam. Niemniej jednak, nigdy bym nie napisała, że korpo jest „zła”. Uważam, że na pewnym etapie życia był to doskonały dla mnie wybór, zebrałam tam mnóstwo doświadczeń biznesowych, który procentują mocno do dziś. Dodatkowo, miałam przyjemność pracować z naprawdę wspaniałymi ludźmi.
Tak, każda praca ma swoje dobre i złe strony, ale jeśli pracujemy z poczuciem sensu, praca daje nam zadowolenie i odpowiedni zarobek to na dłuższą metę jest to lepsze niż ta mityczna pasja. Niezależnie od tego, gdzie pracujemy.
Zgadzam się z Tobą. Poza usilnym poszukiwaniem pracy zgodnej z pasją zauważyłam również, że dziś ważne jest to żeby się rozwijać, podróżować, robić tysiąc rzeczy na raz, pracować na sukces i być szczęśliwym. Najlepiej wszystko na raz. Z każdej strony jesteśmy atakowani hasłami nie tylko o pasji ale o tym jak odnieść sukces i poczuć się szczęśliwym. Dla mnie każdy rozumie pasję i szczęście inaczej. Myślę, że praca i pasja to nie zawsze dobre połączenie. Z czasem możemy zatracić granicę między przeznaczeniem czasu na pracę i życie osobiste. Nie wiem, czy w takim momencie pasja będzie cieszyć. Myślę, że dobrze jest znaleźć pracę zgodną z naszymi zainteresowaniami tak by się w niej spełniać. Bo praca której nie lubimy z czasem będzie irytować i przytłaczać.
Mnie tak samo śmieszy mówienie o kreatywnej pracy, o parciu wszystkich kreatywnych osob na kreatywne zajęcia i liczenie na to, że gwarantuje to kreatywność w pracy non stop- guzik prawda :) często kreatywne momenty poprzedzone są niekończącymi się nudnymi spotkaniami, rozgadanym szefem, rozlazłymi projektami, a gdy już z dumą i uśmiechem (albo wykończeni i na ostatnich nogach) wręczamy projekt to znowu mnóstwo poprawek i marudzenie klienta/szefa. Piszę tak po prawie 2 latach pracy przy projektowaniu ciuchów, sesjach zdjęciowych itp i po słuchaniu męża i jego znajomych- copywriterów i art directorów z agencji reklamowych. Nie wiem czy tak jest tylko w Turcji, odważyłabym się zaryzykować i powiedzieć, że pewnie nie.. dlatego kreatywność zostawiamy sobie na razie na „po godzinach”. na własne projekty, zajęcia, rozwijanie tej właśnie pasji :)
Dawno nie przeczytałam nigdzie tak mądrego i wartościowego tekstu. Ostatnimi czasy nie potrafię się odnaleźć w tym wszystkim co mnie otacza, wszystkim jest ciągle źle, mało, ciągle trzeba robić coś nowego, gonić za nie wiadomo czym. Ja jako osoba, która pracuje na etacie od 8-16, lubi spacer po lesie zamiast modnej knajpy lub klubu, nie śledząca najnowszych trendów modowych a nawet nie mająca FB, czuję się czasami wyobcowana we współczesnym świecie ;)
Dziękuję za ten tekst. Też jestem prawnikiem, lubię moja pracę, ale jest to dla mnie „praca”. Czasami się zastanawiałam, pomimo że ją lubię, a nie mogę nazwać jej pasją, czy wybrałam dobrze, czy się nie wypalę, czy to o to chodzi w życiu. Te cytaty o pasji mnie demotywują i „mieszają mi” w głowie. Bardzo się cieszę, że napisałaś ten tekst. Ludzie teraz zapominają, że nie wszystko w życiu jest przyjemnością, a to się przekłada nie tylko na pracę, ale na wszystkie aspekty życia. Promować powinno się inne cytaty: „Bez pracy nie ma kołaczy”. Pozdrawiam!
O tak! Prawnikom jakoś wyjątkowo się zawsze obrywa przy tym temacie. Ciągle gdzieś można przeczytać, że ktoś był prawnikiem ale rzucił tę nudną i dołującą pracę i żyje teraz pełnią życia dzięki swojej pasji, czyli lepieniu domków z modeliny, tresowaniu delfinów, artystycznemu strzyżeniu owiec czy czemuś równie niszowemu, artystycznemu i bliskiemu naturze ;) Siłą rzeczy jak coś takiego widzę to zaczynam się zastanawiać, czy coś jest ze mną nie tak, że lubię swoją pracę (ale nie powiedziałabym, że się pasjonuję prawem) i nie marzę o jej zmianie.
Wydaje mi się, że praca z pasją ma jeszcze jedną pułapkę – i tak nie da się robić wyłącznie tego, co lubimy i co nam się podoba. Wcześniej czy później trzeba się chociaż trochę dostosować do rynku, do oczekiwań klienta. Dajmy na to ktoś jest muzykiem i kompozytorem, i chce utrzymywać się ze swojej twórczości, i „żyć na swoich zasadach, robiąc to, co kocha”. Tylko że nadejdzie taki moment, gdy stanie przed wyborem: tworzyć muzykę, której ludzie chcą słuchać (i kupować), czy taką, jaka „w duszy gra”, ale nie bardzo się innym podoba. Na ile należy się nagiąć do oczekiwań słuchacza? Na ile dostosować do mody, oczekiwań rynku? Czy jeszcze mówimy w takim przypadku o pasji?
Jest taki utwór Kazika „Jak bardzo zmienisz się by sprzedać swą muzykę” i dobrze podsumowuje, jak może się skończyć „praca z pasją”.
A czy to nie jest tak, że obracamy się w świecie blogerskim (nie chodzi konkretnie o spotkania, tylko o czytanie blogów) i nam się wydaje, że wszyscy trąbią o pracy z pasją? Faktycznie, ciągle ktoś o tym mówi, ale są to blogerzy. Obserwuję, że reszta społeczeństwa, czyli większość nie jest jeszcze przesycona tym zagadnieniem, spojrzeniem. Widzę po sobie, że żyjąc w dużym mieście, wydaje mi się, że wszyscy w PL mają iPhony. A to złudne. Po prostu w tym mieście, grupa ludzi ma takie telefony.
Powiedziałabym, że wręcz przeciwnie. Blog to jest tylko jedno z sfer mojej działalności zawodowej, na którym to zjawisko chyba najrzadziej występuje, choć występuje.
Całkowicie się zgadzam z Twoim stwierdzeniem: „Mam nieodparte wrażenie, że w obecnych czasach ludzie żyją w jakimś takim stanie permanentnego nienasycenia.”. Bo teraz taka moda aby być aktywnym, mieć pasje, talenty i się realizować itp. Tylko jak ze wszystkim można po prostu przedobrzyć. I zacząć żyć w nadmiarze i chaosie! Mało komu się podoba, że nie da się mieć wszystkiego, że z pewnych rzeczy trzeba rezygnować.
To mnie właśnie ostatnio mocno zastanawia. Często słyszę „minimum rzeczy, maksimum przeżyć”. Czy świadoma rezygnacja z pewnych przeżyć czy doświadczeń to porażka?
Według mnie nie porażka a dojrzałość emocjonalna i asertywność.
Świetny tekst! Tak naprawdę to trzeba na to uważać. Ja z pasji stworzyłam biznes, kiedy byłam jeszcze młoda i nieświadoma i ten biznes mnie przerósł. Zdołowana nie radziłam sobie z finansami i mogę powiedzieć, że większość mojej pasji w sobie zabiłam. Teraz szukam i znalazłam nowe zajęcie. A praca zawsze czy z większą czy mniejszą motywacją/pasją i tak ma swoje mniej fajne strony. Nie ma rzeczy idealnych i należy o tym pamiętać.
Myślę, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, że na siłę przekształcając swoją pasję w pracę mogą łatwo tą pasję w sobie zabić. Niestety biznes nie koniecznie jest lekki i przyjemny i nie polega tylko na robnieniu tego co się lubi, a cała ta otoczka może skutecznie do tej pasji zniechęcić.
Z drugiej strony, jeśli ma się zamiłowanie do tego, co się robi to trudności łatwiej przezwyciężyć :).
Przeczytałam Minimalizm… Praca z pasją… i myślę sobie pewnie zaraz się zdoluje… no bo przecież ja nie mam takiej pracy… nie mam nawet pomysłu na siebie w sensie ze co mogło by być moją pasją na której można by jeszcze zarobić i godnie żyć. Jak juz jedna czytelniczka zauważyła styl Pracy z pasją jest bardzo promowany przez blogerów… różnych coachow, psychologów, freelalancerow.
Nowe blogi pojawiają się w sieci jak grzyby po deszczu… sama taki założyłam… głównym celem było praca nad angielskim… żeby łączyć przyjemne tzn. pisać z pożytecznym tzn. szlifować angielski… zarobek na tym to było tylko ciche marzenie…
Szybko się przekonałam ze to nie takie łatwe… bo oprócz pisania i tłumaczenia są inne aspekty… jak fotografia, oprawa graficzna, edycja… jednym słowem wszystko bardzo czasochłonne… bardziej niż mi się wydawało.
Jako mama dwójki małych dzieci marzyłam o minimalizmie w pracy:)… o flexi godzinach, i o czasie dla rodziny kiedy tylko dzieci zapragna.
No niestety nie każdemu jest to pisane… a najbardziej idealizuja temat pracy z pasją Coach-e i psychologowie… właśnie noszę się z zamiarem pożegnania jednego bloga… gdzie pani psycholog bardzo idealizuje swoje życie… i zaczęło mi to przeszkadzać. Nie mam ochoty na wyzwania które tak usilnie promuje, Facebook i Instagram tez mnie nie interesuje.
Na tez czas mam prace o sztywnych ramach czasowych… są lepsze i gorsze dni… pracuje od poniedziałku do piątku… a praca ta jest źródłem dochodu który pomaga mi w realizacji większego celu.
Dziękuję za ten mądry i szczery tekst, który nic nie narzuca i nic nie każe.
Z chęcią kupiłbym Twoja książkę mądra kobieto. Przebijasz mądrością niejednego psychologa czy coacha.
Jak psycholog i coach chciałem przeprosić za moje środowisko jeśli rzeczywiście stało się tak, że nakładło Pani do głowy idei, które zrobiły więcej szkody i pożytku.
Nie powinno tak być i jest mi przykro z tego powodu.
Nie można stale uwielbiać tego, co się robi, tak jak nie można być stale zakochanym. Każde zajęcia ma swoje cienie i blaski, każde czasem wprawia w euforię, a czasem we frustrację (no chyba że tylko we frustrację, ale wtedy dobrze coś z tym zrobić). Praca nie jest ani sensem, ani centrum życia (a przynajmniej nie powinna). Pasje, zamiłowania i rozrywki można spokojnie realizować poza nią i nadal być szczęśliwym czlowiekiem.
Przeczytałam Wasze komentarze i zaczełam się zastanawiać czym wobec tego jest bycie mamą na cały etat: pracą czy pasją? Jest i jednym i drugim. Robię to co kocham i jestem cały czas (albo nigdy) w pracy. No właśnie – cały czas czy nigdy? Oto jest pytanie. Czasem myślę, że jestem non stop w pracy i błagam o urlop :-) Znów kiedy indziej zachwycam sie tym, że jestem z dziećmi i „nie pracuję”. W sumie chyba jest tak, że jak się ma emocjonalnie pozytywny stosunek do pracy (a matki zazwyczaj kochają swoje dzieci), to nie ma znaczenia jak to zwał – praca czy pasja.
Ważne jest natomiast, aby odpoczywać – zarówno po robieniu tego co kochamy jak i tego co mniej kochamy. Chyba tu jest pies pogrzebany – potrzebujemy odmiany, zmiany, odpoczynku – nawet od pasji. Nie mówiąc o tym, że w każdej, nawet najbardziej fascynującej nas pracy czy pasji są momenty/elementy, które mniej lubimy – raju na ziemi przecież nie ma, ha! Będzie potem, jak sobie na niego zasłużymy!
Kornelio, myślę, że bycie mamą to po prostu bycie mamą :). Może czasami przypominać pracę, a czasami pasję, ale ja osobiście bym tego nie łączyła zupełnie.
Teoretycznie masz Kasiu rację, ale… bycie mamą nie przypomina pracy – bycie mamą jest pracą :-) no ale pasją oczywiście też :-) czyli wyglądałoby na to że znalazłam ideał – praca i pasja razem?
Jestem podwójna mama pracującą na pełny etat zawodowo wiec mogę się wypowiedzieć jak ja to widzę…
Macierzyństwo to w pewnym stopniu zaspokojenie instynktu przetrwania, zaspokojenie chęci posiadania rodziny.
Czy jest to praca? Tak ale tylko pojeciu jako wysiłek fizyczny który trzeba włożyć w wychowanie dzieci i w utrzymanie porządku w domu. Czy można do tego podejść z pasją?… Oczywiście. Wszystko zależy od naszego nastawienia. Nie mniej jednak wiem po sobie ze czasem po ciężkim dniu w pracy moje pasjonujące macierzyństwo jest tylko zwykłym obowiązkiem.
Natomiast nie podpinalabym macierzyństwa pod temat Pracy z pasją o wymiarze ekonomicznym bo na tym się nie da zarobić… w to się jedynie inwestuje:) … czas, uczucie i pieniądze
No właśnie, inwestuje! Ludzie myślą, że inwestować można tylko w biznes czy nieruchomości. A przecież wychowanie człowieka to „wyprodukowanie” najważniejszego towaru na świecie! Tworzymy kapitał ludzki :-) W ogóle wymiar ekonomiczny bycia matką to temat na osobny artykuł :-)
Nie myślałam o tym w ten sposób, że pasja kiedy stanie się pracą powoduje to, że wolny czas też spędzamy na pracy. Ostatni akapit twojego tekstu też dał mi mocno do myślenia.
Ja w swoim życiu dążę do tego, żeby łączyć, to co mnie interesuje z moją praca zawodową. Wykonywałam już pracę, która mnie kompletnie nie interesowała i wiem jaka to męka. Dlatego bardzo cenię sobie swoja obecną sytuację. Jednak prawda jest taka, że chociaż nie wiem jak fajne zajęcie by się wykonywało, to nie zawsze jest kolorowo. Jest natłok pracy, terminy które stresują, trzeba się odpowiednio przygotować, czasem pracować dłużej niż by się chciało i trzeba dawać sobie radę z niektórymi ludźmi. Wiadomo, czasem jest ciężko, ale przez to, że się swoja prace lubi, to łatwiej jest pokonać te trudne momenty i iść dalej. Bardzo podoba mi się Twój dzisiejszy tekst:). Jeśli masz ochotę, to zapasam Cię na moje dzisiejsze Linkowe Party u Lifestylerki:). Miłego dnia.
Pogoń nie pozwala docenić tego co tu i teraz. Pokręcone to wszystko teraz.
Dla mnie ten tekst jest nr 1 wśród Twoich wpisów, przeczytałam go kilka razy, co chwilę powtarzając sobie w myślach „Kurczę, jakie to prawdziwe!”. Dzięki za tak wartościowy wpis i dzielenie się mądrymi przemyśleniami :)
To ja dziękuję za tak miły komentarz :).
Kasiu ale slicznie to napisalas, wlasciwie nic nie mam do dodania, za to duzo do przemyslenia. Dziekuje i pozdrawiam serdecznie Beata
Pasja pasją, a praca to praca. Jakoś nie mam potrzeby łączenia tych 2 sfer mojego życia. Mam pracę, która sprawia mi przyjemność i daje możliwość realizacji pasji właśnie. Uparcie staram się doceniać to, co mam teraz i coraz lepiej mi to idzie. X lat straciłam na podejście ”kiedyś będzie lepiej”. Czemu kiedyś, a nie teraz? :)
Trochę pod prąd wszystkim motywacyjnym twierdzeniom i blogom, ale w gruncie rzeczy słusznie. Może pasja powinna być naszą odskocznią od codzienności… bo kiedy codzienność staje się odskocznią od pasji, to ta pasja chyba traci swoje pierwotne znaczenie. Robię to co lubię i potrafię, ale to nie jest moją pasją, tylko najlepszym wykorzystaniem tych talentów, które mam.
Myślę, że to jest właśnie bardzo ważne i nie doceniane – pracować z jak najlepszym wykorzystaniem posiadanych talentów.
Bardzo dobry tekst. Najważniejsze by żyć swoim życiem w swoim rytmie.
Trafilas w sedno. Przynajmniej raz w tygodniu zastanawiam sie jak przestac marnowac czas w bezowocnej pracy nie przynoszacej satysfakcji, tylko oddac sie pasji i polaczyc przyjemne z pozytecznym. Niestety jeszcze tej pasji nie odkrylam…
Jak idzie Ci szukanie odpowiedzi na to pytanie?
Bezowocnie poki co :-/
Nie chcę się tutaj bawić w forumowy coaching, więc jak coś to palnij mnie w łeb ;)
Ciekaw jestem natomiast na jakie pytania szukasz odpowiedzi. Zrozumiałem, że na:
– jak przestać marnować czas w pracy, która nie daje Ci satysfakcji
– jak połączyć swoją pasję z pracą
Czy jeszcze jakieś?
Zakładam też, że wiesz, co jest Twoją pasją.
Czy tak jest?
Dziękuję Ci za ten artykuł. Mnóstwo razy się zastanawiam nad tym i codziennie rano wstając jak idę do pracy to myślę sobie, kurcze jak ja bym chciała pracować z pasją, czymś co mi da sastysfakcję, może powinnam zacząć pomagać chorym, bo wtedy przynajmniej bym czuła, że coś dobrego robię, a nie tabelki w korpo. Jest tak jak dokładnie piszesz, że czujemy ciągłe nienasycenie…dlatego uwielbiam minimalizm i tak bardzo chciałabym mniej potrzebować, czerpać z życia szczęście z chwil, doceniać to co mam i niekoniecznie czekać na 'pracę marzeń’, która i tak może okazać się nie do końca uszczęśliwiającą. Tak trudno jednak jest nie ulegać wpływom świata zewnętrznego…z jednej strony chcemy dobrze zarabiać i pracować w dobrych warunkach, a z drugiej strony szukamy czegoś więcej, co spełni nas wewnętrznie… codziennie mam ten problem i chciałabym uporać się z tym na zawsze…dziękuję Ci bardzo za codzienne reflekcje, myślę, że wielu z nas je ma i zgadzam się z Tobą w 100% w tym poście.
Ogólnie rzecz biorąc to mam wrażenie że wraz z modą na slow, samorozwój itp. wiele osób nie zauważa wad takiego postrzegania życia, przecież nie wszystko w życiu musi być super żeby być szczęśliwym, dla mnie bardziej porażki i trudne sytuacje uczą doceniania, nie można ciągle być zadowolonym, zresztą nie lubię idei list, dla mnie najważniejsze jest działanie a nie wieczne planowanie i spisywane wszystkiego.
Bardzo dziękuję za ten tekst – bardzo trafne spostrzeżenia, zwłaszcza to, że jeśli uczynisz z pasji swoją pracę, to zawsze będziesz pracować. taka prawda. Ja mam to szczęście, że to, co zawodowo kocham, mogę robić na etacie i to w publicznej korporacji ;) To sprawia, że jestem otwarta, zaangażowana, może zbyt idealistycznie czasem podchodzę do sprawy i zbyt emocjonalnie, ale dzięki temu naprawdę chce mi się przychodzić do biura. Nie zniechęca mnie kultura organizacyjna ani ludzie, którzy ze mną pracują. Robię swoje i naprawdę „jara mnie to”. A na dodatek mam za to pensję co miesiąc. dzięki temu mogę zupełnie za darmo w wolnym czasie odpoczywać i cieszyć się swoim hobby – prowadzić bloga, robić szkolenia, dekupażować – taki układ zapewnia satysfakcję i spokój ducha.
Zarówno sam tekst jak i komentarze pod nim są tak wartościowe i wyczerpujące, że w zasadzie nie ma co dodać. Przyszła mi jednak do głowy jedna rzecz, którą dorzucę (i jestem dumny, że ją znalazłem).
Wydaje mi się, że takie nawoływanie do tego, że praca powinna być także naszą pasją wiąże się z jakimś niewypowiedzianym przekonanie, że praca, to nie jest nic wartościowego, fajnego, więc żeby naprawę praca była czymś, o czym warto mówić, to musi być pasją, bo inaczej jest szara, nudna, i „nie-cool”.
Nie wiem skąd to się bierze, ale jakoś tak wydaje mi się, że pracowanie nie jest trendy. Trendy jest realizacja pasji.
Może jakby przywrócić wykonywaniu pracy wartość to wtedy nie nie byłoby tak dużo silnych głosów za poszukiwaniem pasji.
Po raz kolejny chciałbym podziękować za świetny, celny, prosty, inspirujący oraz wartościowy wpis. Wiem, że pochwał odnośnie tego bloga jest tyle, że jedna w tą, jedna w tamtą nie robi pewnie wielkiej różnicy, ale jednak.
Na całe szczęście większość tematów na tym blogu nie leży w orbicie moich zainteresowań. Dzięki temu mogę z czystym sumieniem przeczytać tylko co 10 artykuł i powiedzieć sobie, że skorzystałem, a jednocześnie bloga mam przeczytanego ;)
To tak żartem.
A bardziej poważnie, to chcę powiedzieć, że od wielu lat siedzę w świecie tzw. „rozwoju osobistego”. Tematy motywacji, szukania sensu, dążenia do szczęścia, rozwoju zawodowego, czyli generalnie dobrego życia są mi dobrze znane.
Natomiast naprawdę ciężko znaleźć wartościowe wpisy na ten temat, które nie powielają (często nieprawdziwych i fałszywych kalek).
Twoje wpisy na te tematy niosą bardzo dużą wartość i tym bardziej chylę czoła (choć tak naprawdę mnie to nie dziwi), że teoretycznie „nie siedzisz” w tych tematach.
Dziękuję i gratuluję!
Michale, dziękuję bardzo za miłe słowa. Cieszy mnie każdy wyraz uznania ze strony Czytelnika.
Potrzebowałam takiego tekstu… Już od dłuższego czasu jestem bez pracy, bo ciągle coś mi nie odpowiada, chciałabym być ucieleśnieniem tych pustych haseł… Dzięki Tobie wiem, że nie o to chodzi.
Bardzo proszę! :)
Nic dodać, nic ująć. Na prawdę świetnie napisany tekst. Osobiście przestałam poszukiwać pracy idealnej, bo taka nie istnieje. Za to zaakceptowałam się w miejscu, w którym jestem teraz, nauczyłam się cieszyć tym, co robię i nie wstaje już co rano z myślą: „o nie, znowu muszę tam wracać”. Praca, choć zajmuje sporą część naszego życia, jest jednak tylko pracą. Fajnie, jak nie jest katorgą, super, jak sprawia nam przyjemnośą, ale myślę, że w każdej pracy można znaleźć pozytywy, a często najwiekszym problemem naszego zajęcia jest nasze negatywne nastawienie. Często wystarczy po prostu zmienić pukt widzenia, aby wszystko zmieniło się na lepsze :) Mam teraz inne cele w życiu, i szukanie nowej, wcale niekonieczne lepszej pracy nie powinno mi zawracać głowy :)
„To nie musi być idealne, rodem z lifestylowego bloga.”
No pewnie, że nie musi. Wiele osób nie wie lub zapomina o tym, ile czasu i energii zajmuje przygotowanie wszystkiego tak, by na blogu było „idealnie”. Fotki, teksty, kontakt z czytelnikami itd. I tak jak piszesz, to jest praca całodobowa. I jak każda, potrafi zmęczyć.
Spodobał mi się fragment o tym, że współcześnie ludzie są w stanie ciągłego nienasycenia. Myślę, że dużo w tym prawdy – chyba nigdy nie mieliśmy tylu możliwości, co teraz. Tyle opcji jest na wyciągnięcie ręki, a spece od marketingu kreują nowe potrzeby – nie tylko te typowo zakupowe. Myślę, że zapanowała również pewna moda na konsumowanie przeżyć. Sama czasami czuję taki mały wewnętrzny przymus pojechania gdzieś, zrobienia czegoś „wow”, bo przecież jestem młoda i trzeba wyciskać z życia 100% ;) Na szczęście, nabrałam do tego pewnego dystansu i czasami jednak wolę zostać w domu, poczytać książkę, jeśli to akurat sprawi mi więcej radości. Ostatnio pisałam na swoim blogu o tym kiedy warto odpuścić, a kiedy nie: http://lukke.pl/zawsze-dawaj-z-siebie-100/
Ostatnio miałam refleksję na temat aktualnego trendu na rzucanie znienawidzonej pracy w korporacji i totalnej zmiany życia. Ludzie wyjeżdżają na wieś, kupują pole albo jadą w daleką podróż. Pewnie słuchając takich historii wiele osób sobie myśli, że też tak by chcieli i że to ich na pewno uszczęśliwi. Zastanawia mnie jednak dlaczego nikt (bądź rawie nikt) nie pisze o psychologicznych kosztach takiej zmiany. Jeśli oczywiście nie mamy patologicznej sytuacji w pracy, zazwyczaj bywa ona dla nas nagradzająca – możemy się poczuć ważni, czasami docenieni (a czasami nie), nasze życie jest bardziej zorganizowane, mamy stałe kontakty społeczne. Wiem, że nie jest tak zawsze, ale jednak zazwyczaj. Myślę, że gdybym ja zmieniła swoją pracę w korporacji na pasję – na pewno przez dłuższy czas nie mogłabym się odnaleźć i byłabym strasznie rozlazła. Lubię to, że praca wprowadza pewien rytm w moim życiu.
Myślę, że warto obejrzeć poniższe wystąpienie z konferencji 99u, dlaczego „podążaj za swoją pasją” nie jest najlepszą radą:
http://99u.com/videos/22339/cal-newport-follow-your-passion-is-bad-advice
Niestety, chyba tylko po angielsku.
Nigdy nie wiedziałam, co dokładnie chce robić. Gdzieś z tyłu głowy wiedziałam tylko, że najlepsza będzie cicha, spokojna praca za biurkiem, „od – do”. Byłam nawet na praktykach w jakimś urzędzie (ale bez kontaktu z klientem, bardziej dokładna papierologia przy kompie) – było mi dobrze. Później miałam sporo pracy biurkowej, ale z dużym kontaktem z klientem. Tu często starałam się być dyplomatyczna, ale w myslach leciały przekleństwa. Po pracy musiałam „odreagować” samotnym rowerem.
Jakiś czas tematu zainteresowałam się podróżami. Zauważyłam, że sprawia i to dużą przyjemność. Nie bez znaczenia była obecna moda na podróże – w sumie z każdej strony krzyczą do nas blogi, że to najprzyjemniejsza część w życiu. Żeby rzucić wszystko i wyjechać w świat. To do mnie przemawiało. Zaczęłam od bliskich destynacji. Lubiłam podziwianie architektury, czytanie o historii danych miejsc, potem poczułam „to coś” w kontakcie z piękną naturą. W końcu udało mi na zobaczyć kilka dalszych „miejsc jak z pocztówki” I rzeczywiście chcę więcej, lista rośnie…. Nienasycenie jest ogromne. Podróże zaczęły przejmować moją głowę i wędrowną duszę. Podróże naprawdę są moją pasją. Piękno natury w róznych zakątkach świata jest po prostu niesamowite…Bardzo chcę je zobaczyć. Przejść piękne, górskie szlaki czy zapatrzyć się w krystaliczną wodę na mało uczęszczanej plaży
Ale portfel nie chce nadążyc, więc zamarzyło mi się połączenie pracy z pasją. Takie przyjemne z pożytecznym. Pomyślałam o byciu pilotką, przewodniczką, rezydentką. W końcu sama z wielką ciekawością odkrywam nowe miejsce, interesuje mnie historia w każdym aspekcie czy życie codzienne danego miejsca, więc w czym problem „zarażać” innych tą pasją poznawania, odkrywania świata. Ano jest problem. Otóż…. niestety ja jestem klasycznym melancholikiem introwertykiem. Jako klasyczny melancholik idealnie odpoczywam kontemplując piękną naturę, czytając książkę (analizowanie „kto zabil”), zastanawiając się dużo nad wszystkim. Ludzie na dłuższą metę mnie męczą. W swoim prawie 30-letnim życiu niestety nie stworzyłam zbyt wielu przyjaźni – ani w czasach edukacji, ani w miejscach pracy. Nie potrafię zaprzyjaźniać się z ludźmi, podtrzymywać kontaktów, rozmawiać o niczym…Nie czuję potrzeby posiadania miliona znajomości. Raczej trzymam się na uboczu, więcej słucham co do mnie mówią – a tego nikt nie kupuje ;) Nie lubię być w centrum zainteresowania, nie jestem „władcą dusz”, który pociągnie za sobą resztę. Na pierwszy rzut oka mogę sprawiać wrażenie otwartej osoby – śmieję się „kiedy trzeba”, staram się być życzliwa, w kontaktach 1 na 2 potrafię się nawet rozgadać (jeśli jest mój temat) a na rozmowach o pracę „sprzedać się” jako otwarta, komunikatywna osoba. Ale tak naprawdę mam 5 przyjaciół + partnera, to wszystko (bo nie umiem nazwać „przyjacielem” kogoś, kogo widzę 3 raz w życiu). W przypadku bycia pilotem czy przewodnikiem miałabym ogromną pasję do tematu, ale nie miałabym pasji do ludzi. Do pracy z nimi / ich probemów. I do tego, aby być na świeczniku. Aby mnie chcieli słuchać i jechać ze mną na koniec świata. Jestem raczej mało spontaniczną osobą (cholernie długo podejmuję decyzje, muszę mieć plan), skupioną bardziej na swoim życiu wewnętrznym. Doszłam też do wniosku, że uwielbiam samotny kontakt z naturą lub podróże we dwoje z mim partnerem – bardzo rzadko wybieram się z tłumem. Czy mam „na siłę” stać się ekstrawertycznym sangwinikiem, żeby połączyć zarabianie z głodem kontaktu z piękną naturą na świecie / odkrywaniem historii danych miejsc będąc w nich? :) Bo melo introwertyk, który stroni od ludzi, nie zwojuje świata z grupą :) Co więcej: wiem, że w pracy pilota przeżywałabym ogromny stres ze względu na dużą odpowiedzialność czy sytuacje nagłe (wypadek turysty, szpital, śmierć…zagubienie bagażu, odwołany lot….tu trzeba mieć twardą psychikę i szybko reagować). Bardzo dużo by mnie to kosztowało emocjonalnie.
Do podróży bardzo pasuje mi pisanie. Od zawsze byłam w tym dobra, chwalona. I choć pisanie zajmuje mi dużo energii („uroki” perfekcjonizmu), to wychodzą z tego całkiem dobre teksty. Uwielbiam pisać o podróżach. Myślałam o podróżniczym pisaniu do jakiegoś magazynu, ale to raczej nie jest zajęcie, z którego można opłacić rachunki. Czytałam też dużo o blogowaniu podróżniczym – o plusach i minusach. Pytanie gdzie leży granica między pisaniem z serca, dla przyjemności, a mało etycznym zarabianiu na klikach i reklamach. Żeby wyżyć z bloga nie wystarczy przecież pasja do przelewania tematów podróżniczych na papier. Jeśli robimy to również dla korzyści materialnej, to jest to raczej ekstrawertyczne zabieganie o lajki i zaangażowaną społeczność (dla mnie, która nie potrafię jej zbudować w życiu rzeczywistym). Co więcej – do lamusa odchodzi dłuższy tekst pisany, a bardziej cenne są vlogi i filmy video. Dla osób z moją temperamentem gadanie do kamery wydaje się abstrakcją :)
Próbowałam też pracy w marketingu czy copywritingu, ale odrzuciło mnie masowe generowanie mało znaczących słów kluczowych – tylko po to, żeby nakręcić klientów do zakupu danego produktu (kiedy w środku zupełnie się z tym nie zgadzałam). Żeby z tego wyżyć, trzeba ogromnej mocy przerobowej do „pisania na akord” – najlepiej artykułów specjalistycznych. Pisząc np artykuł informatyczny (zupełnie nie moja bajka) czułabym, że kogoś okłamuję.
W samym marketingu odrzucił mnie sposób pracy – więcej, głośniej! Im więcej bodźców komunikacyjnych, tym lepiej (pytanie „czemu się nie odzywam”, podczas gdy ja chciałam w ciszy skupić się nad zadaniem), parcie na bycie głośnym i własnie to mało etyczne pisanie – „wciskanie ludziom kitu”, że szampon X to cud na rynku.
Jako klasyczny introwertyk melancholik cenię sobie samodzielną pracę w ciszy i skupieniu (dostaję zadanie / wytyczne i mam to wykonać / wydedukować rozwiązanie). Dużo analizuję, praktycznie wszystko. Lubię coś organizować, (np. podczas podróży: co zobaczyć, jak dojechac, jak tanio spać, jak logistycznie ogarnąć tak, żeby dzień był wypełniony od A do Z). Bardzo dbam o szczegóły. Nie znoszę pracy pod presją, w stresie. Zmieniania co 5 minut wytycznych. „Rozmytego” planu do wykonania i braku jasnych wskazówek. To wskazuje, że powinnam pracować w finansach, księgowości czy IT (ostatnie daje nawet możliwość pracy zdalnej przy dobrym zarobku, co jest idealne do podróżowania). Tylko, że ja od zawsze byłam humanistką i żadnej z tych ścisłych tematów nie pasjonuje mnie tak bardzo jak podróże / odkrywanie / historia :)
Więc co lepsze: łudzić się, że na siłę stanę się ekstrawertykiem, bo świat pasjonuje mnie tak bardzo? (podróżować więcej, ale w tłumie, stresie i z wielką odpowiedzialnością za grupę). Czy przyuczyć się do zawodów, które same z siebie mnie nie pasjonują, ale podobno mam do nich predyspozycje? Wiem, że to o podróżach / geografii / historii chcę czytać. Nie pasjonuje mnie poszerzanie wiedzy z języków programowania, rachunkowości, finansów. Ale może spokojniejsze, analityczne miejsce pracy (z dobrym zarobkiem, gwarantującym podróżowanie w ramach hobby lub spełnieniem życiowego marzenia – kilkumiesięcznej, nieprzerwanej podróży z połączeniem pracy zdalnej) przekonałoby mnie do tego…
Miśka, trudno mi bardzo cokolwiek Tobie doradzić. Z Twojej wiadomości wybrzmiewa duża świadomość siebie i swoich potrzeb, co jest bardzo cenne. Ze swojej strony chciałabym tylko dodać, że w każdej pracy może pojawić się element, którego „nie lubimy”. Obawiam się nawet, że jest to nie do uniknięcia. :(
Ja tylko krotko teraz napisze, zeby zostawic swoj slad. Przejrze Pani tworczosc w pozniejszym czasie, teraz przeczytalem ten artykul i wygooglowalem Pani wystapienie na ted. Wyglada mi, jakby Pani wciaz miala swoja wyuczona profesje ( prawnik ). Nie kazdy chce zostac w korpo, nie kazdy nie chce podrozowac po swiecie. Mozna robic co sie kocha. Jest 9:30 u mnie. Gdybym mial prace w korpo, nie siedzialbym teraz ze spokojem z kawa w lozku, czytajac ten artykul. Wlasciwie troche trudno mi zrozumiec, jaki ma Pani dokladnie cel w tym przedwsiewzieciu. Nauczanie? To niech Pani zupelnie porzuci profesje prawnika, bo mam wrazenie, ze nadal to Pania irytuje. Mozna wyjsc calkowicie z wyscigu szczurow. Ah juz wiem. Splaca Pani kredyt! Nie, z kredytem nie bedzie minimalizmu ani pasji? Bardzo bym chcial Pania poznac, ma Pani ladna figure. Pozdrawiam!?
Widać, że ma Pan wyrobione zdanie na mój temat. Pozdrawiam i życzę przyjemnej lektury innych tekstów, jeśli będzie miał Pan ochotę.