Lumpeksy, ciuchlandy, second handy, ciuchy, a nawet szperaczki czy szperanta! Zakupy ubrań z drugiej ręki zawsze były domeną kreatywnych, oszczędnych i cierpliwych, a ostatnio stały się prawdziwie modne! Dzisiaj moje Czytelniczki, prawdziwie doświadczone królowe zakupów z drugiej ręki, zdradzają swoje patenty i opowiadają swoje historie.
Doskonale pamiętam wyprawy do ciuchlandów z mamą, gdzie wyszukiwałyśmy perełki, a czasami.. cóż, nieco mniej wartościowe perełki. ;) Lumpeksy w Malborku nie były jakoś szczególnie zaopatrzone, ale dało się znaleźć coś ciekawego przy mniejszych funduszach. Teraz zdarza mi się zajrzeć do warszawskich second handów, ale przyznaję, że nie mam tyle cierpliwości i czasu, żeby długo szukać dokładnie tego, co akurat chciałabym kupić. Szybciej przeszukuję oferty dostępne online (na Vinted czy na Olx). Mam mało ubrań i prawie nie chodzę na ubraniowe kompromisy, co sprawia, że szybciej uszyję ubranie na miarę u krawcowej, niż trafię coś w ciuchlandzie.
Dlatego poprosiłam moje Czytelniczki – dwie fantastyczne kobiety, które opowiedziały o swoich doświadczeniach. Dla mnie są mega inspirujące! Aż zaplanowałam sobie wyprawę do lumpeksu na przyszły tydzień. :))
Infinifable (pseudonim): Kupuję wtedy, gdy czegoś mi potrzeba. Praktyczniej jest zakupić jakąś rzecz w atrakcyjnej cenie ze świadomością, że jest to społeczne i ekologiczne rozwiązanie.

Jak długo kupujesz w second handach?
Pierwsze zakupy z drugiej ręki rozpoczęłam kilka lat temu, zakładając konto na vinted, i to dzięki tej platformie zawdzięczam początek takiej przygody. Z perspektywy czasu widzę, że był to świetny wybór, a ja nadal korzystam z tej formy zakupów i wiem, że nieprędko się to zmieni. Sięgam po ubrania dla siebie, a w szczególności po góry, tj. koszulki, bluzki, swetry – te rzeczy najprościej kupić, uprzednio nie widząc ich na żywo – wystarczy zmierzyć swoje ubrania i porównać z wymiarami przedmiotów, które mamy na oku.
Gdzie, co i jak kupujesz?
Zakupów dokonuję w głównej mierze poprzez internet, zazwyczaj wtedy, gdy czegoś mi potrzeba, także brak tutaj regularności. Po zapoznaniu się z ideą minimalizmu i procesie uprzątnięcia i organizacji szafy, nadal posiadam niezbędne mi rzeczy. Dopiero gdy dany przedmiot się zużyje, wtedy zaczynam szukać tego brakującego ogniwa. W większości przypadków są to rzeczy, które zwizualizowałam sobie w głowie, zatem mam pogląd na to, czego szukam. Oceniam także, czy będą pasowały do innych, które posiadam. Są to więc skonkretyzowane plany: rodzaj, kolor, fason i ewentualne ozdoby.
Czas jaki zajmuje mi kupowanie online jest różny, w zależności od tego czy dana rzecz zostanie wysłana, czy też będę umawiać się z danym sprzedającym w swoim mieście na przymiarkę lub natychmiastowe kupno. Sam przegląd przedmiotów w wersji elektronicznej nie trwa długo, o ile posiadam sprecyzowany typ danej rzeczy i mogę filtrować preferencje na stronie internetowej. To także zależy od sprzedawcy – jeśli oferuje szybki kontakt i udziela rzetelnych odpowiedzi na zadane pytania, to transakcji można dokonać w dość krótkim czasie. Kiedyś kupiłam na sprzedażowej grupie torbę od użytkowniczki mieszkającej w tym samym mieście. Spotkałyśmy się w celu sfinalizowania transakcji i… trudno było nam się rozstać, bo okazało się, że nadajemy na tych samych falach. ;) Od tamtego spotkania mija prawie rok, a my wciąż utrzymujemy stały kontakt i widujemy się na wspólną kawę i rozmowę.
Dlaczego kupujesz w second handach?
Preferuję zakupy online na portalach z odzieżą używaną z trzech głównych powodów:
- Po pierwsze, zyskujemy więcej czasu dla siebie, nie wychodząc z domu i nie szukając danego przedmiotu w zazwyczaj dużej przestrzeni sklepu. Poprzez internet możemy wybrać ustawienia dotyczącej opisu rzeczy jakiej szukamy, zatem otrzymujemy tylko propozycje, które sobie ustalimy. To zawęża nasz wybór i dzięki temu możemy podjąć szybciej decyzję zakupową.
- Drugi powodem jest najzwyczajniejszy w świecie spokój, ponieważ możemy dokonywać wyboru w zaciszu własnego domu, z herbatą w dłoni, bez względu na porę. No i… bez dużej liczby osób obok nas.
- A po trzecie, nie sposób nie wspomnieć o kwestii finansowej. Płacimy po prostu mniej od prywatnej osoby za rodzaj rzeczy, który w sklepie wyniósłby minimum dwukrotnie wyższą wartość.

Rzadko który rodzaj zakupów sprawia mi frajdę – no chyba, że polowanie na ciekawe tytuły książkowe – jeśli SH by się zaopatrywał w takowe to z pewnością zaglądałabym dużo częściej. ;) Nie jestem uzależniona od zakupów w sh, w tym przypadku przemawia przeze mnie racjonalność i umiarkowanie, co według mnie jest przydatną zaletą. Ale całe szczęście, że mamy możliwość wyboru miejsca zakupów. I dla mnie samej na pewno praktyczniej jest zakupić jakąś rzecz w atrakcyjnej cenie ze świadomością, że jest to społeczne rozwiązanie i ekologiczne. W ten sposób mam poczucie, że dbam o środowisko, bo używam tego, co już istnieje i zmniejszam dzięki temu produkcję ubrań na wielką skalę. Pewnie, że sama nie zdziałam tyle, co moglibyśmy zrobić my wszyscy, ale jak to mówią: ziarnko do ziarnka… No i po prostu lepiej się z tym czuję.
Anna Mazurek: Dla mnie wizyta w SH to fantastyczna zabawa. Szukam rzeczy naprawdę wysokiej jakości, oryginalnych i niepowtarzalnych.

Jak długo kupujesz w second handach?
W sh kupuję odkąd pojawiły się w Polsce. W latach 90-tych szukaliśmy w nich z bratem spodni sztruksowych, których nie można było kupić w innych sklepach. Mam stamtąd ubrania i dodatki – dla siebie, męża i moich synów. Kupuję też z drugiej ręki przedmioty do domu: miedziane, porcelanowe i szklane naczynia, szkatułki i skrzynki, ozdobne poszewki na poduszki, zasłony, wełniane koce oraz… gry! Naszą ulubioną jest Kulbank – gra kompletnie w Polsce nieznana. Kupiliśmy ją w ciemno, płacąc symboliczną złotówkę. Dopiero w internecie znaleźliśmy opis i zasady rozgrywki. Przy okazji okazało się, że w sklepie została druga część, którą sprzedawca podarował nam już za darmo, bo nie miał pojęcia do czego służy. Gdyby w ofercie pobliskich SH były meble – też bym je kupowała. Nie kupuję z drugiej ręki bielizny, zaś buty – tylko, gdy trafią się nowe.
Gdzie, co i jak kupujesz?
Kupuję niemal wyłącznie w stacjonarnych SH. Szukam rzeczy naprawdę wysokiej jakości, dlatego muszę wszystkiego dotknąć i zbadać: w jakim jest stanie. Dla mnie wizyta w SH to fantastyczna zabawa, dlatego staram się zaglądać do nich raz na tydzień lub dwa. Jeśli mogę, przeznaczam na to godzinę lub dwie, żeby sobie spokojnie „poszperać“. Zdarzają mi się też tzw. „łowy błyskawiczne”, gdy wpadam tuż przed zamknięciem, bo syn przypomniał sobie kwadrans wcześniej, że potrzebuje na następny dzień strój legionisty rzymskiego i muszę go z czegoś zrobić…
Mają mój ulubiony odcień granatu: wpadający w błękit pruski. Bardzo rzadko zdarzają się ubrania w tym kolorze, dlatego cieszę, gdy uda mi się na takie trafić. Spodnie są bardzo lekkie, miękkie i wygodne. Mają duże kieszenie, w których mieści mi się telefon. Boję się co będzie: gdy się zużyją, bo zastępstwa na horyzoncie na razie nie widać.
Polowanie w sh nie przypomina zakupów w „regularnych” sklepach, bo tu rzadko zdarzają się te same rzeczy w kilku rozmiarach. Asortyment też nie zawsze współgra z aktualną porą roku. Kolejną pułapką jest poczucie, że w sh jest dużo taniej, więc można zaszaleć, wydać dosłownie kilka złotych i wyjść z wielką torbą ciuchów. Dobrze jest mieć ustalone jakieś wytyczne i mocno się ich trzymać. (Idealnie jeśli ma się pomysł na całoroczną szafę w głowie.) Ja np. szukam rzeczy z kaszmiru i jedwabiu, dobrej jakości wełen, egipskiej bawełny i lnu. Muszą być w idealnym stanie lub dać się doprowadzić do takiego stanu. Jeśli wezmę pod uwagę jeszcze kolory i styl które lubię – większość rzeczy nie przechodzi selekcji. Nie zrażam się jednak, gdy wychodzę z pustymi rękami. Czasami przerabiam i dopasowuję do siebie rzeczy z sh z pomocą krawca.
Dlaczego kupujesz w second handach?
Wiem, że dzięki zakupom w sh udaje mi się zaoszczędzić. Nie mam zbyt dużej garderoby i nie ukrywam, że niemal cała pochodzi z drugiej ręki. Jeśli kupuję coś w zwykłym sklepie, to zawsze jest to mocno przemyślany zakup (buty, upatrzona torebka, doskonałej jakości płaszcz). Oprócz niezwykłych znalezisk – jedwabnej bluzki Balenciagi za 1,37 pln, wełnianej marynarki Balmain za 25 zł czy torebki Salvatore Ferragamo z zamszu w kolorze czerwonego wina za 30 zł, w czasie łowów zdarzają się też inne niespodzianki! Kumpel znalazł w dżinsach bilet na koncert The Eagles w Exhibition Stadium z 6 sierpnia 1978 roku, ja znalazłam klocki Lego Duplo z lat 70-tych, kilka listów i banknotów. Takie znaleziska przypominają mi zawsze, że rzeczy miały już wcześniej innych właścicieli i mogą kryć się za nimi ciekawe historie.

Moje ulubione granatowe spodnie szwedzkiej marki Sisters (1 zł) i wełniany sweter no name (12 zł). Miedziane snickersy AnOther A kosztowały 35 zł.
Wybieram zakupy w sh bo szukam rzeczy dobrej jakości, a tam można je kupić znacznie taniej. Uważam też, że produkuje się stanowczo za dużo ubrań. Są coraz gorszej jakości i jest ich coraz więcej, więc coraz większego ich procenta nie udaje się sprzedać – ani w regularnym trybie, ani nawet na wyprzedażach. Efekt jest taki, że trafiają na śmietnik. O ekologicznej i etycznej stronie taniej i szybkiej mody nie wspominam, bo napisano i powiedziano już na ten temat naprawdę dużo.
Czy kupowanie w lumpeksach to powód do wstydu?
Zapytałam też dziewczyny o jedną, trochę trudniejszą kwestię. O to, jaki jest odbiór bliskich, osób z pracy itp. w odpowiedzi na ich zakupy w ciuchlandach. Czy o tym wiedzą? Czy również kupują w sh? Czy myślą, że jest to bardzo odpowiedzialne społecznie, ekologiczne i oszczędne zachowanie czy może uważają, że kupowanie używanych rzeczy jest niefajne, jest powodem do wstydu, synonimem biedy?
Ania Mazurek: Zawsze podkreślam, że kupuję w SH ze względu na poglądy a nie z potrzeby – i że będę to robić. Zdarza mi się też wymieniać podczas swapów, w których biorę udział albo które sama organizuję. Niemal całą wyprawkę dla moich dzieci skompletowałam dzięki życzliwości innych, którzy podarowali nam m.in. używane już wcześniej łóżeczko, krzesełko do karmienia, bujaczek, jeździk, ubranka, etc. Gdy moi synowie wyrośli z tych rzeczy – przekazałam je dalej. Nadal oddaję ich ubrania kolejnym dzieciom i sama też dostaję czasem jeszcze garderobę dla nich po starszakach. Znam rodzinę, która nie tylko ubiera się w sh, ale całe 3-pokojowe mieszkanie umeblowała tą drogą.
Wokół mnie jest mnóstwo ludzi (członków rodziny, przyjaciół i znajomych) – dla których nabywanie rzeczy z drugiej ręki nie jest żadnym obciachem ani ujmą na honorze. To raczej przejaw zaradności. Bardzo się cieszę widząc osoby, dla których wcześniej taki sposób nabywania był nie do pomyślenia – zmieniające zdanie w tej kwestii.
Infinifable: Jeśli chodzi o odbiór bliskich mi osób odnośnie zakupów w sh, to nigdy jak dotąd, nie spotkałam się z negatywną opinią. Odbieram ich postawę za neutralną i taka mi wystarczy – w końcu to ja decyduję o tym co noszę i skąd. A że nie przepadam za zakupami stacjonarnymi, zwłaszcza w sieciówkach, za często wygórowaną kwotę, którą wolę przeznaczyć na doświadczenia, aniżeli na przedmioty… No i nie sposób nie wspomnieć o kwestii ekologii, którą wspieramy takimi działaniami. Osobiście znam również kilka osób, które dokonują zakupów w sh, jedynie z chęci zaoszczędzenia pieniędzy. I mimo, że kupują odzież tylko z tego powodu, to mimochodem wspierają przy tym ekologię i uważam, że to też jest nadal wystarczająco dobre.
Sądzę, że obecnie zaciera się stereotyp, mówiący o tym, że zakupy w sh czynią tylko osoby biedne. Moim zdaniem, w dzisiejszych czasach z takich miejsc korzystają przede wszystkim osoby świadome, ze zdroworozsądkowym podejściem do kupowania.
A jakie jest Wasze zdanie i doświadczenia z lumpeksami?
Gdy byłam w podstawówce i gimnazjum chodziłam po lumpeksach z mamą i strasznie tego nie lubiłam. W domu się nie przelewało, a ja się czułam gorsza od koleżanek, które miały rzeczy nowe (może nie ze sklepów, ale z rynku na przykład :D) W technikum odkryłam lumpiki na nowo, już sama i bez przymusu. Na domiar złego po drodze ze szkoły do domu miałam jeden duży, z bardzo tanimi ubraniami, więc w ciągu kilku miesięcy uzbierałam jakieś 30 oversizowych swetrów :) Teraz też czasem chodzę, ale potrzebuję mieć na to nastrój, i też przeważnie szukam konkretnych rzeczy – swetrów, torebek, raz upolowałam polar znanej marki za grosze. Ale i tak najlepszą zdobyczą jaka mi się trafiła w całym życiu są prawie nowe, czarne 7,5-centymetrowe szpilki od L. K. Bennett (markę tą nosi księżna Kate!) za 5 zł. Za nowe trzeba zapłacić kilkaset funtów, są w całości zrobione z włoskiej skóry, rozmiarowo idealne na moją stopę. Zdobycz wszech czasów <3
Lumpeksowe szaleństwo przeżyłam w liceum, kiedy z koleżankami wybierałyśmy się na łowy do ciuchlandów w okolicach naszej szkoły. Wtedy, każdej z nas najbardziej zależało na byciu wyjątkową, niepowtarzalną i ciuchy to odzwierciedlały. To, że były unikalne dodawało im wartości. Z czasem przestałam chodzić do second handów. Aby z mieszaniny ciuchów wygrzebać coś ciekawego trzeba sobie zarezerwować sporo czasu i uzbroić się w cierpliwość.
Zmieniły się też moje potrzeby zakupowe, szukam konkretnych rzeczy, a nie poprostu czegoś. Zakupy ciuchowe robię z rzadka i raczej wybieram outlety. Są tam rzeczy, które nie sprzedały się w sezonie, mają druga szansę zabłysnąć na wystawie outletu. Nie jest to może drugie zycie na poziomie lumpeks, ale bardziej do mnie przemawia niż najnowsze krzyki mody za wielkie pieniądze kupowane w galerii handlowej.
Kurczę, jak czytam zdania typu „Zawsze podkreślam, że kupuję w SH ze względu na poglądy a nie z potrzeby” albo „Sądzę, że obecnie zaciera się stereotyp, mówiący o tym, że zakupy w sh czynią tylko osoby biedne” to jakoś mnie to uwiera :( Odnoszę wrażenie, że obciachem jest bycie biednym. A już na pewno wstydem wydaje się być robienie zakupów w SH z potrzeby, a nie z własnej woli.
Może to niefortunne sformułowanie, może to ja jestem przeczulona, ale jakoś wydźwięk tego wywiadu wywołuje we mnie mieszane uczucia…
Nie znam nikogo kto byłby dumny z tego że jest biedny. Ludzie po prostu się wstydzą tego. A co do zakupów w SH to różne są powody. Mój to chęć zaoszczędzenia i nie przepłacania, miłości do mody i poszukiwania oryginalności
Oh, tak ! Niestety, też tak to odebrałam. Czy bycie biednym oznacza bycie gorszym?
Takie same mam odczucia. Kupowanie z powodu posiadanych poglądów jest ok, a kupowanie z potrzeby już wstyd i obciach. W innym przypadku po co byłoby to podkreślenie w rozmowie z drugą osobą. Nie przemawiają do mnie te testy niestety.
Kasiu, myślę, że dziewczyny nie miały nic złego na myśli. Naszym celem było przekonanie Czytelników, że kupowanie w sh jest super, tak po prostu, niezależnie od powodów.
Hej Aniu, mnie się wydaje, że czy się z tym zgadzamy czy nie, istnieje stereotyp, który mówi właśnie, że w lumpeksach ubierają się osoby biedne. Ten właśnie stereotyp sprawia, że dzieci w przedszkolach czy szkołach noszące ubrania po starszym rodzeństwie czy z sh są stygmatyzowane. Myślę, że jedną z dróg poprawy sytuacji jest właśnie głośne mówienie, że kupowanie i noszenie ubrań z lumpeksów to super fajny, ekologiczny i mądry wybór. Jeśli takie podejście się upowszechni – skorzystają wszyscy i to niezależnie od powodu, dla którego wybierają się na zakupy do lumpeksu – z potrzeby, wyboru czy może obu.
Dzieci w przedszkolu raczej nie znają się na markach i nie pytają skąd pochodzą ciuchy kolegów/koleżanek. A jak przynoszę synkowi bluzkę z ulubionym Flashem, to on nie pyta czy to jest z sh czy nowe. Skacze z radości po prostu. To w nas dorosłych tkwi problem. Ja przestałam zwracać uwagę na metkę, a zaczytuję się raczej w składzie ubrań. I dlatego często lumpeks jest dla mnie rozwiązaniem, gdy nie jestem przekonana, czy to normalne brać 200 zł za dziecięce dresy, bo szyte w Polsce.
Ja mam bardzo dobre second handy u siebie ;-) Dzisiaj w mojej szafie wylądowały nowe spodenki Lee z ciemnego jeansu, bluzka pomarańczowa z jedwabiu i spodniczka miętowa z żakardowej tkaniny Mohito. Całość 15 zł :D Kupuję zazwyczaj kiedy jest najtaniej
(2zł)j. I do mojej szafy trafiają jedwabne bluzki, kaszmirowe swetry, markowe ubrania np Karla Lagerfelda. Mam wrażenie że te rzeczy zostają ze wzgledu na to ze większośc klientek nie patrzy na skład ubrań ani na markę tylko na wygląd ;-). I tak kiedy ja cieszę się z markowych ubrań to ktoś obok mnie cieszy się z sieciówkowych :D
Uwielbiam chodzić do second handów, robię to, żeby odszukać perełki i przy okazji nie wydawać miliona monet na ubrania w centrach handlowych :D Nie czuję, by były warte swojej ceny! Teraz, w nowym mieście, mam problem z lokalizacją dobrych lumpów :D Więc jeżeli ktoś jest z Torunia i chciałby mi pomóc to zapraszam!
Kurczę, gdy studiowałam w Toruniu to chodziłyśmy tam po sh, ale to było 15 lat temu… :)
Marta, z tego co pamiętam, to na Bydgoskim jest dużo fajnych sh :)
Na Mickiewicza jest bardzo dużo SH, również jest duży SH na starówce, Bumar na ul. Lelewela. Podobno też są w rejonach ul. Grudziądzkiej czy Kościuszki, ale ja jeszcze tam nie szukałam więc nie wiem dokładnie.
Moja ostatnia zdobycz w SH to bluza Calvina Kleina, która nadal jest dostępna w regularnej sprzedaży i w promocji kosztuje 300 zł :D
Lubię ten dreszczyk emocji, ale nie spodziewam się, że kupię tam cokolwiek z przygotowanej listy. Najczęściej są to przypadkowe zdobycze, zgodnie z planem kupuję tylko sukienki koktajlowe/wizytowe, bo wtedy patrzę tylko na wygląd i cenę, a nie na skład. Jak dla mnie idealne źródło sukienek „na jeden raz”, bo o ile na co dzień noszę niewiele ubrań, to na wyjścia lubię wyglądać inaczej, a kupując nową sukienkę w sklepie przyłożyłabym rękę do nadprodukcji ubrań.
Ja tez lubię sh. Mam ulubione i chociaż mieszkam w Warszawie, to szperaczki na „mojej wsi” oraz w miejscowości rodzinnej rządzą:) kaszmirowo-wełniane swetry i płaszcze, a nawet T-shirty, spodnie – chętnie zaglądam właśnie po te produkty. Kiedyś pościel kupioną na wagę, ale niestety już nie jest dostępna. Żałuję, bo nigdy już, nawet w regularnej sprzedaży, nie zdobywała tak pięknego prześcieradła.
Kupuje, bo czasami mam ochotę poszperać, nie lubię przepłacać A zdobycze cieszą. Ostatnio też wzmacnia się we mnie myśl, że takie rzeczy z odzysku dają radość, bo nie są z sieciówki i nie wspieram konsupcjonizmu ubraniowego.
Z sh miałam do czynienia chyba przez większość swojego życia. Najpierw trochę z przymusu, rodzice prowadzili mały ciucholand w rodzinnej wsi. Właściwie całą rodziną ubieraliśmy się tam od stóp do głów ? W którymś momencie zaczęło mi to uwierać, bo na wsi, wiadomo, jak jest. A przy okazji chyba zaczęłam koleżankom zazdrościć tych nowiutkich (choć bylejakiej jakości) ubrań że sklepów. Na studiach wróciłam do zakupów w lumpeksach chyba głównie ze względu na fundusze. Jak już miałam możliwości, zrezygnowałam z tej formy zakupów, brakowało mi po prostu czasu. Teraz, gdy próbuję się pozbyć części swojej garderoby (zgodnie z ideą minimalizmu), stwierdzam, że to właśnie te ubrania, kupione jakieś 10 lat temu w sh, najlepiej się trzymają. Swetry są wręcz niezniszczalne, mimo ciągłej eksploatacji. Nie mam w pobliżu porządnego lumpeksu, ale chyba zacznę przeglądać aukcje internetowe. Myślę, że mogą być naprawdę dobrą alternatywą. A i moja świadomość jest już większa, raczej nie ma ryzyka zapchania szafy tylko dlatego, że jest tanio ? Dzięki za tekst, jest motywacja…
Hmm, a mnie niezmiennie kołacze się po głowie zdanie dotyczące zarówno wyglądania stylowo, jak i zakupów w sh – trzeba mieć bardzo szczupłą figurę, żeby było widać, że mamy styl (nawet jeśli to minimalizm), i trzeba nosić bardzo mały rozmiar, żeby w sh upolować coś fajnego. Tyle z mojego doświadczenia :) braku figury i nieudanych łowów w sh ;)
O nie, zupełnie się nie zgadzam. :)
Mnie SH uratowały 20 kg temu, gdy z powodu choroby bardzo utyłam. Okropnie się z tym czułam i bardzo zależało mi na tym, żeby się przynajmniej dobrze ubrać. Oferta XL w zwykłych sklepach była beznadziejna, więc zaczęłam szperać po SH. Oczywiście wymagało to cierpliwości, ale opłaciło się stokrotnie, bo stylówkę miałam świetną, choć w dużym (naprawdę dużym!) rozmiarze. Kiedy wyzdrowiałam, schudłam i musiałam znowu zmienić całą garderobę, z niektórymi nieaktualnymi już dużymi ciuchami z SH żegnałam się prawie z żalem ;)
Teraz, choć mój rozmiar wrócił do normy, wciąż cieszy mnie kupowanie w SH.
Tak więc – nie zniechęcaj się! Powodzenia!
Rozumiem, że piszesz z doświadczenia, ale bardzo mnie dziwi stwierdzenie, że trzeba być szczupłym, żeby było widać, że ma się styl. No bo, jak to ? Co rozumiesz przez styl w takim razie?
Kupuję. Z premedytacją ;) Ale tylko w dwóch wybranych, w rodzinnych stronach. Nie szukam perełek – stawiam na jakość. Wełna, kaszmir, jedwab. Najczęściej swetry, koszule i…żydowskie świeczniki, bo jeden z moich szmateksów, ma w „ofercie” również starocie w kuszących cenach.
Ciuch z sh to gwarancja niepowtarzalności (jeszcze nie spotkałam na ulicy nikogo, kto miałaby identyczne z moimi ubrania), a także ekologia i świadomość, że ubranie skoro już było w obiegu i nie zmieniło formy, to raczej się już nie zdefasonuje :)
Lubię zaglądać do sh. Niestety nie mam tak jak dziewczyny, że kupię tam coś co akurat potrzebuje. Nigdy mi się to nie zdarzyło. Jak potrzebuje czegoś konkretnego, to akurat nie trafiam na to. Jak przeglądam tam rzeczy to patrzę na skład i pod tym względem szukam perełek :) ryzyko kupowania w sh to szybki przyrost rzeczy w szafie, chociaż z większą łatwością przychodzi pozbywania się takich rzeczy (tanich i wysłużonych). Może zbudujemy bazy sh wartych odwiedzenia w różnych miastach? U mnie w Łodzi niestety do wielu aż strach wejsc.
Od lat ubieram się głównie w sh. Lubię nosić jedwab i kaszmir, wełniane sukienki i marynarki, lubię mieć małą czarną Chanel ( największe trofeum) czy skórzane mokasyny Gucci – nie byłoby mnie na to stać, gdybym nie upolowała tego w sh. Kilka miesięcy temu rozbawiła mnie i zaskoczyła zarazem reakcja dwóch koleżanek z pracy. Jedna z nich podeszła do mnie, zaczęła dotykać mój szary kaszmirowy sweter i stwierdziła, że jest fantastyczny. Druga dodała, że wszystkie moje swetry są wspaniałe. Odparłam, że owszem, wszak są z kaszmiru. I że kosztują na szczęście niewiele, mniej niż ich swetry z sieciowek, bo pochodzą z sh. Koleżanki odskoczyły ode mnie jak oparzone.
Agne, i jak zareagowałaś na to ich odskoczenie? To tylko utwierdza mnie w mniemaniu, że kupowanie w sh to jest jeszcze temat tabu. W pewnych środowiskach się to zmienia, ale generalnie problem jest.
Powiedziałam im, że nie stać mnie na nowe swetry z kaszmiru, a ponieważ cenię sobie jakość, takie swetry ( i nie tylko) kupuję wyłącznie używane. One patrzyły na mnie zaciekawione, ale nie pociągnęły tematu. Od tej pory już mnie nie komplementują ? a tak serio to nie mam z tym problemu. To pierwszy taki przypadek w pracy, dziewczyny regularnie chwalą się zdobyczami z sh. Poza tym nauczyłam koleżanki wymieniania się ciuchami; przynoszę od czasu do czasu kilka sztuk i mówię, że są do wzięcia. Na początku było zaskoczenie, teraz jest nas więcej. Doszłam do wniosku, że wolę oddać ciuchy za darmo, byle by były noszone, niż trzymać je w worku i czekać miesiącami, aż ktoś być może kupi.
Dlatego, idąc za radą mojego taty, najczęściej pomijam miejsce zakupu. Jedwabne koszule za 80 gr to mój mały sekret ;) A tak serio-serio nie spotkałam się z taką reakcją. Nawet moja babcia, której brzydziły się SH, została przeze mnie przekonana, ze można tam kupić nie tylko cuchnące „szmaty”, ale właśnie jedwab, kaszmir czy ubrania sygnowane przez znanych projektantów. Wystarczy poszukać ;)
Kiedyś do sh wpadałam sporadycznie, ale muszę przyznać, że to stamtąd pochodzą moje ulubione ubrania. To tam udało mi się upolować szmaragdową wełnianą sukienkę w idealnym stanie, którą mam już od ponad dwóch lat i nadal wygląda idealnie. Od jakiegoś czasu chodzę do sh częściej. Mam dość kiepskiej jakości ubrań z sieciówek bardzo często za wygórowaną cenę. Dzięki zakupom w sh jest ekologicznie, ekonomicznie i do tego mam pewność, że przypadkiem nie trafię na inną kobietę ubraną dokładnie jak ja.
Ps. Bardzo fajny tekst.
Dziękuję w imieniu swoim i bohaterek tekstu. :)
Pamiętam mój ulubiony sweter tunika marki Benetton w różne odcienie granatu i fioletu w kwadraty, to był mój ulubiony sweter w latach liceum, nie mogło zabraknąć tzw.dzwonów sztruksowych, no i kultowa ażurowa sukienka którą do dziś moi koledzy wspominają z rozrzewnieniem?sh to super sprawa, szkoda że jak wyjechałam w 2004 r do Włoch to małpiego rozumu dostałam no i rzadko bywając w Polsce nie miałam już dostępu do sh…
A ja mam pytanie zupełnie z innej strony. Jak pozbywacie się tego charakterystycznego zapachu (to chyba jakiś środek dezynfekujący) z ubrań z sh? Ja od czasu do czasu lubię sobie pogrzebać ale mam problem z noszeniem ubrań z sh ze względu na zapach. Kiedyś kupiłam świetny sweter i nawet po 3 praniach i wietrzeniu czułam ten zapach. Zdarza się,że ktoś stoi kolo mnie w sklepie i ja już wtedy wiem,że ma na sobie ciuszki z lumpa właśnie po zapachu. Zawsze miałam bardzo wyczulony węch ale akurat na ten środek jestem wyjątkowo uwrażliwiona. Stąd wolę kupić coś na olx od osoby prywatnej niż bezpośrednio w ciucholandzie.
Hej Kasiu, może ktoś inny Ci pomoże. Ja po jednym praniu nie czuję już tego zapachu, ale też po zapaleniu zatok nie jestem zbyt wrażliwa na zapachy. :)
akurat szukałam komentarzy na ten temat,bo tez mam z tym problem. Kiedyś kupiłam 3 rzeczy jednego dnia i wszystkie miały po praniu nadal”ten zapach”, moczyłam w occie,w płynach zapachowych i nic,wyrzuciłam bo nie dałam rady z tym zapachem. Ostatnio kupiłam sukienkę, było dokładnie to samo,ale jakoś dałam sobie spokój, uprałam po raz kolejny i okropnie się wymięła, przeprasowałam i cud- nie ma zapachu :)
Ja wkładam w torebkę foliową i do zamrazarki na dobę, jak zapomnę, to dłuzej. Tak ostatnio pozbyłam się zapachu z torebki skórzanej i wypranych juz ubrań.
Dwa tygodnie wietrzenia w pełnym słońcu, oczywiście po wywróceniu na lewą stronę. Gdy nie ma słońca – przesypanie sodą, zamknięcie w worku foliowym i wymiana sody co kilka dni. I tak dwa do czterech tygodni, w zależności od uporczywości smrodku. Sprawdzone na sobie ;)
Pozdrawiam
Kurczę a ja nie umiem kupować w sh i zawsze zazdroszcze tym, którzy potrafią :) nie umiem grzebać, nie mam cierpliwości, od razu mam wrazenie, że łażą po mnie pchły :) No tragedia :) nawet w TKmax nigdy nic nie kupiłam bo przerasta mnie ten ogrom wieszaków i asortyment od mydła do powidła :)
Mam tak samo, a TKMaxx nie znoszę;).
Ja również kompletnie się w SH czy TKMaxx nie odnajduję. I bardzo tego żałuję – raz, że naprawdę chciałabym nie musieć zawsze kupować nowych ubrań, a dwa, słysząc o perełkach jakie da się znaleźć to tym bardziej szkoda, że nie mam takiego daru.
O wiele bardziej wolę formę zakupów na vinted. Tutaj jednak jest ryzyko, że wybiorę coś, co nie będzie na mnie pasowało i nie będę mogła zwrócić, a obecnie krąży tyle niepotrzebnych ubrań do odsprzedaży, że rzadko kiedy udaje się coś puścić dalej.
Robienie zakupów mnie męczy, a do SH trzeba mieć cierpliwość.
Moje najlepsze spodnie od wielu lat to właśnie te z lumpeksu. I dzięki nim odkryłam swetry z kaszmiru i wełny. Trafiały mi się nowe buty. Nie zawsze chodziłam po coś konkretnego- dużo nietrafionych zakupów, bo tanio, albo „przerobię” i leżały albo wciąż czekają, i zalegają. A, zimą polowałam na płaszcz z puchu, po trzech miesiącach znalazłam :) za 5 zł. U mnie się ostatnio sprawdza nie chodzenie (już) na kompromisy i wiedza w czym się dobrze czuję.
Witam. Fajny tekst :)
Ja do ciuchlandów chodzę chyba od początku lat 90-tych. gdziekolwiek nie mieszkałam, to były pierwsze sklepy, które wpadały mi w oko ;) Mam z nich 90% swojej szafy. Zazwyczaj są to rzeczy dobrej jakości, chociaż jak coś mi się spodoba, to i poliester kupię. Od czasu kiedy zainteresowałam się minimalizmem myślę nad każdym zakupem. Często zaopatruję w sh rodzinę, ostatnio kupiłam 5 par balerinek i mokasynów ze skóry, w stanie idealnym. Wszystkie były po 17 zł. Wszystkie dobrych, renomowanych firm.
Co więcej dodać…po prostu uwielbiam ciucholandy :)
A może któraś z Was jest z Krakowa lub Poznania i ma cenne wskazówki, gdzie warto zaglądać? Wypróbowałam już kilka komisów i sh – niestety nie udało mi się znaleźć rzeczy dobrej jakości i w dobrym stanie, a do tego w przystępnej cenie, dlatego trochę się zraziłam do tej formy zakupów…
Dolanczam do grupy tych, ktorzy calkowicie stracili serce do sklepow sieciowych na rzecz sh. Zakupy w sh sa latwiejsze, jesli postawimy na klasyki dlatego nie szukam tam aktualnych trendow. Czasem przerabiam i dopasowuje.
Dla mnie zaleta sh jest tez mozliwosc eksperymentowania z roznymi stylami za nie wysoka cene. A jesli chodzi o zapach to ja zazwyczaj po praniu juz go nie czuje. Mam wrazenie, ze materialy naturalne szybciej sie go pozbywaja niz sztuczne wiec tych drugich unikam. W przypadku wełnianych ubran np. marynarek swietnie spisuje sie tzw. wietrzenie cieplem w suszarce. Potrafie nawet okreslic po asortymencie z jakiego kraju pochodza ciuchy w danym sh. Moim ulubionym sa skandynawskie, gdzie mozna kupic najlepsza odziez sportowa i termiczna, dobrej jakosci welny i kaszmiry. Mniej niestety jedwabiu, nie ten klimat :) Przepraszam za brak pl czcionek tych ktorzy tego nie lubia :( tel. z ang. slownikiem nie chce wspolpracowac :(
Mieszkam w Krakowie od kilku lat i z przykrością muszę stwierdzić, że nie znalazłam jeszcze ciuchlandzie w którym byłyby fajne ciuszki… Ale zatoki w moich rodzinnych stronach, które czasami odwiedzam ciuchy są naprawdę dobre. Można znaleźć niesamowite sztuki a jakość ubrań niektórych ubrań jest porywająca!
SH w Krk nie powalają. Mieszkam tu od 25 lat i widzę ogromną róznicę w tym co było kiedyś a co jest dzisiaj. HS to dla mnie coś w rodzaju rozrywki, frajdy, bo na codzień ubieram się gółwnie w marki premium. Wciąż jednak mam w swojej szafie obłedne spodenki (niestety pozbawione metki) które kupiłam jakieś 13 lat temu. Klienci doskonale znają sie na markach wiec perełki znikają od ręki o ile w ogóle trafią na wieszaki. Znacząca część klientów to osby które kupują w celu dalszej odsprzedaży. Ustawiają się w kolejce przed otwarciem sklepu i wrzucają do koszy co popadnie. Potem dopiero dokonują selekcji ;) Ceny też nie należą do niskich a kilkanaście PLN za rozciągnięty t-shirt to norma.
Moją przygodę z sh zaczęłam jeszcze w latach 90-tych. Na bazarki przyjeżdżały panie z kościelnych organizacji charytatywnych i sprzedawały dary przysłane ze Stanów albo Zachodniej Europy swoją drogą nieosiągalne u nas albo niesamowicie drogie jak na polskie warunki. Moja pierwsza bluza adidasa była właśnie stamtąd kupiona za przysłowiowe datki. Potem na studiach sh odwiedzałam ze względów ekonomicznych i dalej kupowałam ciekawe, oryginalne ubrania dobrych marek, ale wtedy odwiedzanie sklepów z używaną odzieżą do najbardziej ekskluzywnych nie należało. Teraz często odwiedzam lumpeksy bo je zwyczajnie lubię ale kupuję tylko to co bardzo mi się spodobne, jest bardzo dobrej jakości i jest mi przede wsztystkim potrzebne. Dbam o to żeby znowu nie przesadzić z ilością posiadanych rzeczy, co niestety już mi się zdzrzylo i co z wielkim trudem opanowałam w miarę do racjonalnych rozmiarów.
Cześć, mam pytanie niezwiązane z tematem, ale twój blog był pierwszym miejscem, które przyszło mi do głowy, żeby je zadać. Być może odpowiedź gdzieś już się pojawiła, ale mi umknęła. Przyszło mi uporządkować mieszkanie po mojej babci i tym samym pozbyć się wielu rzeczy, co chciałabym zrobić nieco bardziej odpowiedzialnie niż tylko wyrzucić na śmietnik. O ile oddanie ubrań czy makulatury nie powinno stanowić problemu, nie wiem, co mogłabym zrobić, a konkretniej gdzie mogłabym oddać używane akcesoria kuchenne czy tekstylia typu pościel, ręczniki, kołdry – z pewnością część z nich mogłaby posłużyć jeszcze innym. Zaznaczam, że ewentualnie wystawianie przedmiotów na różnych grupach internetowych raczej nie wchodzi w grę – mieszkanie muszę uporządkować w miarę szybko by oddać klucze. Szukam najlepiej dwóch-trzech miejsc/instytucji, gdzie mogłabym pozostałe przedmioty zawieźć i przysłużyć się innym. Jestem z okolic Cieszyna (woj. Śląskie).
Używanymi ręcznikami, pościelą czy kołdrami mogą być zainteresowane schroniska dla zwierząt :) Pamiętam, że podczas studiów studenci robili takie zbiórki i właśnie takiego typu rzeczy do wyścielenia kojców były najbardziej potrzebne zaraz obok jedzenia.
Pościel, ręczniki, kołdry – do schroniska dla zwierząt.
Mozna zapytać w …. Caritasie na pewno gdzieś sa osoby potrzebujące ktore ucieszą sie z tych rzeczy.
Noclegownie?
Caritas potrzebuje każdej ilości ręczników do łaźni dla bezdomnych.
cudownie! :) chce wiecej tego dzialu.
Sama jestem totalną lumpiarą. Kiedyś wyniosłam workami, często kiepskie składy i zniszczone rzeczy albo takie co mi sie podobaly ale nie nosiłam. Dzisiaj też kupuję za dużo jak na osobę chcącą minimalizmu, ale wszystko jest w użytku, wszystko ma dobre składy i nic sie nie marnuje. I nie przekracza ceny 20zł! :) mam nawet o tym dział na blogu.
A jakie SH polecacie w Warszawie?
Uwielbiam SH i mam z nich niemal wszystko, co mam w szafie ;-) niemniej jednak mam zasadę ze nie kupuję w SH rzeczy droższych niż 30 zł, bo nie. Zwykle 1 rzecz nie przekracza nawet 10 zl. Z rzadka 20 zł, ale to wtedy gdy faktycznie czegoś potrzebuje.
Kasiu, widziałam Twoją garderobę na IG. I info że szukasz koszulek na lato. Nie myślałaś o tym, żeby dla odmiany i wyzwania kupić je w SH? Chętnie poczytałam o tym jak radzisz sobie w takiej sytuacji i jak reagujesz na taką formę wyjścia ze strefy komfortu.
Hej, sh to nie jest wyjście z mojej strefy komfortu :), mam w swojej szafie bluzkę z sh. Po prostu szkoda mi czasu na spędzanie godzin na szukaniu odpowiedniej rzeczy. Koszulek też szukałam w kilku wybranych sh i nie znalazłam takiej, jak chciałam, a na ubraniowe kompromisy nie chodzę od dawna. Nie chciałam dłużej szukać i kupiłam w sklepie dokładnie taki model, jakiego szukałam.
Uwielbiam lumpeksy, moja przygoda z nimi zaczęła się na początku studiów. I tak mam w swojej szafie kaszmirowe i wełniane swetry w idealnym stanie dobrych marek, dwa piękne zimowe płaszcze wełna- kaszmir, jeden bordowy a drugi beż. Ostatnio upolowałam świetny lniany top na cienkich ramiączkach z guzikami firmy French Connection z metką :) Kupuję rzeczy w idealnym stanie, bardzo dokładnie oglądam je w sklepie, no i jestem wybredna ;)
Hehehe jakbym czytała swój wpis:) chętnie zagarnęłabym Twoje łupy. Gratuluję:))))
Moja historia z SH przypomina trochę sinusoidę. Jeszcze na studiach miałam fioła na ich punkcie, ale kupowałam nierozważnie i praktycznie nic z tamtych łupów dzisiaj nie zostało. Później (właśnie ze względu na zmarnowany czas i pieniądze) porzuciłam je na kilka lat. Mieszkam w Krakowie i niestety nie mogę znaleźć żadnego ciekawego SH. Za to kiedy odwiedzam rodzinne strony, czasami z mamą jedziemy do jednego SH (akurat w sobotę mają wyprzedaż) i szukamy co nam w oko wpadnie. Mama jest świetną krawcową, więc już dawno nauczyła mnie jak rozpoznawać dobrą jakość tkanin. A jeśli któraś z rzeczy wymaga drobnej przeróbki, to już na miejscu mam konsultację czy da się to zrobić ;) Od nastoletnich czasów zmieniło się jednak moje podejście i kupuję tylko te rzeczy, za które zapłaciłabym regularną cenę. Drugim warunkiem jest zadanie sobie pytania czy osoba, którą podziwiam za styl (w moim wypadku szefowa ;) ) założyłaby coś takiego. Jeśli obie odpowiedzi są na tak – biorę! Oczywiście z poprzednią przymiarką. Ta sama metoda sprawdza mi się na wyprzedażach. Przymierzając daną rzecz muszę się czuć jak milion dolców. Tu raczej nie ma kompromisów i przekonywania się na siłę. W SH kupuję zawsze „góry”. W „normalnych” sklepach kupuję bieliznę i buty (względy higieniczne) oraz spodnie (jako posiadaczka wąskiej talii i szerszych bioder ciężko mi dopasować krój) . Próbowałam kiedyś zakupów na olx: 50% rzeczy przyszło zniszczonych, nienadających się do użycia :( Dlatego jeśli coś kupuję to tylko na aukcjach, gdzie mogę odebrać osobiście albo są świetnej jakości zdjęcia. Mimo niskich kwot szkoda mi pieniędzy na rzecz, którą i tak muszę wyrzucić :/
Kiedy zaczynałam z lumpeksami (jakieś 10 lat temu) to był trochę wstyd – nie należało się chwalić tym, że coś jest z lumpeksu. Z czasem znalazłam koleżanki, z którymi mogłam „na lumpy” chodzić i szukać perełek (zawsze szukałam indyjskiego saree – kupiłam niestety tylko trzy). Teraz chodzę do lumpeksów, bo LUBIĘ, bo znajduję tam mnóstwo rzeczy lepszych jakościowo i o ciekawszych krojach niż w sieciówkach za wielokrotnie mniej. Kiedy idę na zakupy do centrum handlowego, wiem, że mogę sobie pozwolić na zakupy rzeczy droższych, ale widzę jak słabo są wykonane (niestety, obecnie jakość nie zawsze idzie w parze z ceną) to już wolę wydać moje pieniądze w lumpeksie. A reakcja otoczenia? Mama chodzi ze mną – uwielbia szukać ubranek dla wnucząt, mąż też zwykle napomknie „zajrzyj mi tam za spodniami”, a znajomi dziwią się, że takie rzeczy można upolować w lumpeksach :)
Korzystam z SH z kilku powodów: gdybym miała kupować ubrania nowe, mogłabym sobie na to pozwolić może tylko kilka razy do roku. Moje ciało jest zmienne i potrzebuję czasem rzeczy o rozmiar większych lub mniejszych. Ponadto jestem niską osobą i na taki niestandardowy wzrost najłatwiej jest coś znaleźć w SH. I wreszcie – najpiękniejsze sukienki na przeróżne okazje znalazłam właśnie w SH. Uwielbiam ubierać się w sukienki, zaskakiwać swojego męża i znajomych nową stylizacją. Stąd SH jest idealnym rozwiązaniem na rozwianie nudy w szafie :)
Ja jestem wielką fanką lumpeksów od kilku lat, choć brakuje mi już takiego zapału, jaki miałam wcześniej, kiedy z kilkoma torbami wychodziłam z second -handu. Teraz stawiam na minimalizm, jakość wykonania, krój, prostotę, zarażam tymi zakupami moją córkę i chyba powoli się udaje :)
Uwielbiam kupowac w second handach (w zartach śmieję się, że jestem samozwancza lumpex queen!) Niestety podczas takich zakupów łatwo wpaść w pułapkę: takie tanie, to kupię cały wór, z ktorych połowy nigdy nie ubiorę :) wiem z własnego doświadczenia. A poza tym super!
Uwielbiam zakupy w SH. To nie jest kwestia biedy, bo moja sytuacja finansowa pozwala mi na zakup naprawdę drogich ubrań, ale ja po prostu to lubię. To uczucie satysfakcji, że wśród sterty staroci znajduję rzeczy ekskluzywne – kaszmir, jedwab, len i kupuję je za przysłowiowe grosze, a przynajmniej ułamek ceny. Że już nie wspomnę o antykach ze świata mody – mam oryginalną torbę Dior z lat 70-tych i torebkę wieczorową od amerykańskiego projektanta z lat 50- tych. Na pewno nie spotkam na ulicy nikogo z takimi samymi. Mieszam rzeczy nowe z tymi z SH i cieszę się z kilku powodów. Po pierwsze, że mam rzeczy niepowtarzalne, bo nigdy nie kupuję w lumpeksach ciuchów z sieciówek. Po drugie – daję tym rzeczom nowe życie, razem piszemy kolejne historie. Żałuję, że nie ma opcji wymiany opowieści z poprzednim właścicielem i dowiedzenia się, że ktoś n.p. przeżył coś wyjątkowego i niezapomnianego w tym konkretnym ubraniu, jak n.p. pewna torebka z Włoch, wewnątrz której znalazłam kolczyki z perłami i kartkę z męskim imieniem. Gdyby tak poznać całą opowieść… No i przede wszystkim – ekologia. Wkurza mnie fast-fashion i to, że ciuchy marnej jakości są wciąż produkowane szybciej i w większej ilości niż sprzedawane. Podaż przewyższa popyt. Kiedyś ubrania były porządnie skrojone, lepiej uszyte i z lepszej jakości tkanin. Po prostu dłużej służyły właścicielom. Co było w tym złego z punktu widzenia konsumenta ?
Dzięki ciuchom z SH mam ogrom ekskluzywnych ubrań kupionych w przedziale cenowym 3-30 zł, wciąż słyszę, że mam ładne czy fajne coś na sobie , a ja się cieszę, że to upolowałam. Jestem oszczędna, zaradna i do tego mam niepowtarzalny styl dzięki unikatowym ciuchom. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze przeznaczam na wakacje albo inne rzeczy. Dzięki temu zwyczajnie więcej funduszy zostaje mi w kieszeni. Łatwiej też rozstać się z ubraniami, kiedy nie wydało się na nie pół wypłaty. No i ostatni aspekt – farbowane byle czym tkaniny z tanich sieciówek drażnią skórę i są toksyczne dla nas i środowiska. Ciuchy z SH są wyprane już wiele razy, szkodliwe barwniki są już z nich wypłukane.
Świetne historie i doskonałe ukazanie zalet takich zakupów.
Oczywiście spora część kupujących w sh musi podkreślać grubą krechą, że stać ich na drogie ubrania, ale mimo to chodzą na lumpy. Serio, obcym ludziom to zwisa i powiewa, czy stać was czy nie. Jak rozumiem jeśli ktoś zarabia mało i tam kupuje to już obciach?xd
Mnie się podoba, że sh są coraz bardziej mode. Przynajmniej mniej ubrań się marnuje.
Bardzo dobry artykuł, opisujący problematykę zakupów w SH. Mega duża część osób utożsamia sobie tego typu sklepy z czymś wręcz nieludzkim i ohydnym, a w gruncie rzeczy może tam wybrać całkiem ładne ubrania!!
Kupuje z sh, choć już teraz bardzo ciężko znaleźć coś z dobrego naturalnego materiału w dobrej cenie, częściej kupuje nowe lub używane, rzeczy na vinted i OLX. Sama również sprzedaje-ubrania, buty, kosmetyki i wszystko co zbędne w domu. Ostatnio mam przesyt rzeczy i sprzedaje za bezcen- bo szkoda wyrzucić.
Znalazłam w tym jakaś frajdę, po pierwsze się odgracam, po drugie fajnie, że będzie ta rzecz miała drugie życie ;)
Niestety już nie kupuję z drugiej ręki. Kiedyś byłam fanką Vinted, ale mi przeszło z następujących powodów:
1. Za wysoka cena. Dziewczyny wystawiają ubrania za 10 zł mniej niż cena nowej rzeczy. Do tego dochodzi prowizja 5% + 2.90 zł oraz min. 7.90 zł kosztu wysyłki. Choć zdarzają się też niskie ceny
2. Brak informacji. Pytam, z jakiego materiału jest dana rzecz, jakie są wymiary itp. I dostaję odpowiedź, że kupując coś za 10, 15 czy 20 zł nie mam zawracać głowy, bo najwyżej mi nie będzie pasować i komuś oddam.
3. Brak wysyłki. Naprawdę plaga – sprzedające nie wysyłają towaru w wyznaczonym terminie, po czym transakcja jest anulowana, pieniądze wracają na konto ok. 2 tygodni. Mogę oczywiście kupić drugi raz i liczyć na to, że sprzedająca w końcu ruszy tyłek i zaniesie paczkę do paczkomatu.
4. Jakość. To jest niestety najwiekszy minus. W ofercie jest napisany inny rodzaj materiału niż w rzeczywistości, o innych wymiarach, w innym kolorze, albo otrzymuję poplamioną czy dziurawą rzecz. Nie da się rozstrzygnąć sporu. Kupiłam rzecz używaną, a nie nową, więc nie mogę nic wymagać. Vinted umywa ręce. Albo wysyła maile po angielsku, albo pisze, że mam się sama dogadać ze sprzedającą.
5. Brak dostępności. Dziewczyny sprzedają rzeczy na wielu portalach i często nie aktualizują oferty, gdy sprzedadzą coś np.przez OLX. Pewna pani napisała mi też kiedyś, że wyśle sukienkę za 1.5 tygodnia, bo jeszcze chce w niej iść w najbliższą sobotę na imprezę.
Przeanalizowałam, ile kupiłam rzeczy, za ile i z ilu byłam tak naprawdę zadowolona. Mniej więcej połowa trafiła do domu dziecka lub na szmatki, bo nie była zgodna z opisem lub jakością. Plus jest taki, że kupiłam kilka fajnych, niedrogich i dobrych jakościowo rzeczyi teraz szukam nowych ubrań tychże marek, bo są przeze mnie sprawdzone.
Ale podsumowując zakupy na Vinted – szkoda czasu, nerwów i pieniędzy na bawienie się w loterię.
Szkoda, bo wolałabym kupować odzież z drugiej ręki.
Od wielu lat korzystam z SH szczególnie jeśli chodzi o garderobę dzieci, które jak wiadomo wyrastają z ubrań w tempie ekspresowym i pomimo tego, że stać mnie finansowo, to po prostu uważam, że byłaby to zwyczajna niegospodarność płacić 30 zł za t-shirt lub 25 zł za legginsy dla dziecka, kiedy w SH za tę samą kwotę 55 zł kupię kilka t-shirt’ów i kilka par legginsów renomowanych firm super jakości, które później przekażę dalej w rodzinie lub znajomym.
Sobie kupuję w SH bardziej odlotowe rzeczy, takie które zakładam rzadko, typu cekinowa bluzka na Sylwestra, letnie sukienki (upoowane Sisley, Dior) na wakacje w ciepłych krajach, czy przykładowo dobrej jakości apaszki (lniane, jedwabne).
Na takich zakupach czuję się, jak myśliwy, który wypatruje perełki, a potem chwalę się wszystkim, jakie zdobyłam łupy, dzięki czemu mam wrażenie, że „odczarowuję” wstyd kupowania używanych ubrań.
Podobnie jak Ty Kasiu, robię takie zakupy cały rok. Często kupuję ubrania dla dzieci, które nałożą dopiero za rok, kiedy podrosną, więc jak dla mnie jest to po prostu „zakupowa filozofia”.
Gratulacje świetnego blogu !
Dziękuję pięknie. :)