Gdyby ktoś nagle zaproponował Ci wzięcie szczepionki na odporność psychiczną, co byś zrobiła/zrobił? Ja bym zdecydowanie odmówiła, nie tylko dlatego, że szczepionki to ostatnio drażliwy temat. ;) Odmówiłabym, bo choć budowanie odporności ciała poprzez szczepionki ma ogromny sens i znaczenie, to z budowaniem odporności psychicznej sprawa się nieco komplikuje.
Jeśli masz ochotę posłuchać dzisiejszego tekstu w formie podcastu, możesz to zrobić:
- tutaj, na blogu – wystarczy kliknąć ten przycisk play poniżej,
- poprzez konto na SoundCloud,
- na moim kanale na Youtube,
- na Spotify,
- na Apple Podcasts.
Natomiast, jeśli masz ochotę poczytać, zapraszam poniżej. :)
Wakacyjne medytowanie!
Jeśli chcesz spróbować medytacji, której efekty są potwierdzone w licznych badaniach klinicznych, ale nie wiesz od czego zacząć lub o co w tym chodzi, pięknie zapraszam Cię na kurs redukcji stresu, o którym Uczestnicy mówią, że jest jak „jedną z lepszych inwestycji w siebie” lub do grupy medytacyjnej, gdzie będziemy pielęgnować świadomy odpoczynek i uczyć się technik relaksacji
- 8 spotkań, raz w tygodniu
- Start 3 lipca 2023
- Codzienna medytacja
- Naukowo udowodnione efekty!
- 8 spotkań, raz w tygodniu
- Start 3 lipca 2023
- Naucz się świadomie odpoczywać
- Medytacje i techniki relaksacji
Rezyliencja a odporność psychiczna
Odporność to twarde słowo, które mnie kojarzy się z murem, czymś nie do przebycia, czymś, co trzeba sztucznie postawić, żeby coś innego się nie przedostało. A jak z budowaniem i obalaniem murów jest, wiemy doskonale z Gry o Tron. ;) Nasze umysły, nasza psychika jest podstępna. Winter is always coming. Zawsze znajdzie się jakiś koń trojański w postaci stresującej myśli, która się prześliźnie po tym murem odporności, albo wręcz hordy zlodowaciałych zombie. Poza tym, jak poznać czy to, co się pojawia na horyzoncie, to nocny król czy może przyjazny dziki człowiek zza muru? Mur odcina często też to, co dobre, bo nie pozwala zauważyć różnicy. A przecież wiemy, że nie każdy stres jest zły! A jeśli nie znasz różnicy, daj znać w komentarzu, to ogarnę ten temat w kolejnych odcinkach.
Dlatego właśnie już dawno odłożyliśmy odporność psychiczną do lamusa. To, co jest ważne i to, co warto w sobie budować, to tzw. elastyczność psychologiczna, zwana inaczej rezyliencją. Rezyliencja to zdolność do adaptowania się do zmieniających się okoliczności i odpowiedniego reagowania na przeciwności losu. Różnie można ją opisywać. Osobiście lubię metaforę drzewa targanego wiatrem. Im bardziej drzewo jest elastyczne, giętkie, sprężyste, tym lepiej radzi sobie z starciu z wiatrem. Nie walczy z nim, nie opiera się, nie buduje muru, ale jest właśnie elastyczne, w aktywny, nie pasywny sposób. Dokładnie tak samo działa umiejętność rezyliencji u ludzi.
Rezyliencja – co daje?
Co Ci to da:
- Będziesz lepiej reagować na trudności życiowe różnego rodzaju (strata pracy, partnera, choroba, problemy finansowe, poczucie zagrożenia czy bezsilności).
- Będziesz spokojniej reagować w stresujących sytuacjach i szybciej dochodzić do siebie po nich.
- Podniesiesz sprawność umysłową i efektywność działania w różnych obszarach życia.
- Pomoże Ci przeciwdziałać chorobom takimi jak depresja, zaburzenia lękowe czy PTSD lub innym, powiązanym ze stresem oraz ich nawrotom.
- Podniesiesz poczucie szczęścia. Według Sonji Lyubomirsky, 50% poczucia szczęścia dziedziczymy po przodkach, 10% to okoliczności zewnętrzne (dochody, miejsce zamieszkania, wiek, stan zdrowia itd.), na pozostałe 40% składają się celowe działania, czyli to, co myślimy i robimy.
Mamy trudne czasy No mamy. Naprawdę niełatwe. Pandemia przeszła płynnie w wojnę, a wojna w inflację i wakacje. Martwimy się, co będzie dalej, jak bardzo zdrożeje absolutnie wszystko, czy będzie nas stać na podstawowe rzeczy. Stan psychiczny polskiego społeczeństwa pogarsza się niemal w oczach! 40% badanych Polaków przyznaje, że podczas pandemii pogorszyło się ich zdrowie psychiczne, a ostatnie badania wskazują, że 2 na 3 osoby widzą u siebie objawy kliniczne depresji, utrzymujące się ponad dwa tygodnie. Nie ma dnia, żebym nie słyszała o kimś ze znajomych, kto ma nowo zdiagnozowaną depresję czy ataki paniki. Wzrasta fala samobójstw, również u dzieci i nastolatków. Niepewność zawsze była (i będzie) częścią życia, ale faktycznie, ostatnio daje nam w kość wyjątkowo solidnie. Myślę, że naprawdę zdrowym jest założenie i ułożenie się z myślą, że tak po prostu może nadal być. Może długo, może krótko. Moja babcia mówiła, jak nie urok, to sraczka, wiadomo. ;) Daleka jestem od zakładania samego złego, ale też nie chcę strawić swojego życia na czekanie, aż będzie lepiej, aż trawa urośnie. Moje życie, Twoje życie, dzieje się teraz!
Jak zwiększyć poziom rezyliencji?
- Naucz się rozpoznawać własne schematy stresowe – każdego z nas odpala co innego, każdy z nas inaczej reaguje na stres, ma tez inne wzorce radzenia sobie ze stresem. I te sposoby radzenia sobie mogą być zdrowe lub nie. Żeby móc je zmienić lub wzmocnić, trzeba się przede wszystkim dowiedzieć, jakie są.
- Naucz się pracować z własnymi myślami, ponieważ to Twoje myśli kreują Twoją wewnętrzną rzeczywistość. I mogą to robić na różne sposoby. Zdrowe i pożyteczne dla Ciebie lub nie. Naprawdę można się tego nauczyć! Jeśli masz ochotę, zapraszam Cię na jednodniowe warsztaty online dokładnie na ten temat!
- Naucz się radzić sobie z silnymi emocjami. Naucz się dostrzegać, przeżywać i wyrażać emocje w sposób, który będzie zdrowy dla Ciebie i Twojego otoczenia. Tego też się można nauczyć!
W ogromnym uproszczeniu alternatywą dla szczepionek jest konsekwentne budowanie odporności. Alternatywną dla szczepionki na odporność psychiczną jest budowanie elastyczności psychologicznej. Umiejętność rozpoznania własnych schematów stresowych, pracy z własnymi myślami i emocjami to ogromne tematy. Będę je brała na tapet w kolejnych odcinkach, obiecuję.
Skąd się wzięła rezyliencja?
Na koniec ciekawostka. Pojęcie rezyliencji rozpropagował Rick Hanson w książce „Jak ukształtować fundament spokoju, siły i szczęścia?”, ale psychologia znała to pojęcie już od dawien dawna. W 1955 roku psychologowie, dr Emmy Werner i dr Ruth Smith, rozpoczęły badanie w ramach którego obserwowały wszystkie dzieci urodzone w tym roku na Kauai od urodzenia do dorosłości. Prawie jedna trzecia tych dzieci żyła w zubożałych lub stresujących warunkach, np. w rodzinach z chorobami psychicznymi lub alkoholizmem. Wiele dzieci rozwinęło problemy ze zdrowiem psychicznym lub zachowaniem w dzieciństwie, ale około jedna trzecia wydawała się rozwijać pomimo tych niepowodzeń. Nie wykazywały one żadnych oznak problemów z zachowaniem lub nauką i wyrosły na kompetentnych, dobrze przystosowanych dorosłych. W badaniu Kauai intrygujące było jednak nie to, że jedna trzecia dzieci rozwijała się mimo przeciwności losu. Chodziło o to, że wśród dwóch trzecich zagrożonych dzieci, które wykazywały oznaki problematycznego zachowania w dzieciństwie i okresie dojrzewania, większość zmieniła sytuację do 40 roku życia. To, co łączyło badane osoby, to kompetencja, którą nazwano rezyliencją właśnie. Nie ma formuły, która skazuje lub błogosławi dziecko na sukces, ale jest kompetencja, której rozwijanie może zmienić wszystko.
Elastyczność psychologiczna. Jak myślisz, warto ją zdobyć?
Wow, świetny wpis – naprawdę przeczytałam z zainteresowaniem. Temat elastyczności mocno ze mną rezonuje i chętnie będę czytać kolejne artykuły na ten temat. Dobra robota :)
Dziękuję, bardzo mi miło! :)
Witaj Kasiu 😊 bardzo mądry i na czasie temat, czekałam na niego. To prawda, czasy mamy niepewne, niesprzyjające. Do tego większość z nas ma jakieś codzienne problemy, na które to wszystko się nałożyło. Ogólnie jestem spokojną osobą, myślę, że posiadam elastyczność psychiczną, o której piszesz. A mimo to, zdarzają się momenty, gdy zwyczajnie brakuje mi siły lub denerwuję się czymś, na co i tak nie mam wpływu. Z niecierpliwością czekam na dalsze wpisy. Pozdrawiam serdecznie 💚
a mnie zaczyna drażnić to wszechobecne jojczenie na współczesne czasy. Nie wiem dlaczego, ale społeczeństwo, ludzie stali sie bardzo mało odporni, chwiejni, „miętcy”, zdziecinniali. Żyjemy i tak w najlepszych możliwych latach, nigdy nie było ani takiego dobrobytu ani takiego spokoju. Ja już nie mówię o wojnach czy innych zaborach, ale nie tak dawno temu była komuna, stan wojenny i taka bieda, że każdy kto ja przeżył – nie zapomni. Ale tylko teraz wszyscy mają depresję i sobie nie radzą.
Dzień dobry. Obserwacje i doświadczenia pozwalają mi na wniosek, że przewidywalność w życiu nie istnieje, podobnie jak pewność, jak „zawsze” i ” nigdy”. Są tylko założenia. Niepewność jest wpisana w życie. Dlatego sięgamy po formy wsparcia i rozwoju w kierunku oswajania się z nią. Pozdrawiam. Czytelniczka – Dorota.
Dziękuję Ci pięknie za komentarz, Doroto. :)
Myślę, że gloryfikowanie stanu psychicznego „kiedyś, gdy było naprawdę trudno” może wynikać z tego, że wtedy zwyczajnie nie było wiedzy na ten temat. Nie było tak rozbudowanych mediów, nie mówiąc o jakichkolwiek badaniach opinii społecznej w tej kwestii. Po drugie, choroby psychiczne „wtedy” były czymś wstydliwym, czymś, co się zamykało w zaciszu czterech ścian. Ludzie cierpieli i umierali w milczeniu. Żaden to powód do dumy. Dziś jest zwyczajnie i nareszcie przyzwolenie społeczne (choć ubolewam, że nadal nie wszędzie), żeby mówić o tym, że się choruje na depresję dokładnie tak samo, jak można mówić, że się choruje na zapalenie płuc.
Zgadzam się w pełni z Twoją opinią Katarzyno. Dobrze, że w końcu nastały czasy, w których można bez wstydu mówić o depresji i korzystaniu z pomocy psychologa czy psychiatry. I coraz mniej osób dzięki poruszaniu tych tematów i ich nagłaśnianiu przestaje się wstydzić i myśleć, że coś jest z nimi nie tak i szuka pomocy. To bezcenne.
Ale ja nie mówię o tym żeby wypierać swoją depresję czy jej się wstydzić. Mówię o tym, że spadła odporność i teraz wszystkim się wszyscy załamują i każdy najmniejszy problem urasta do rangi tragedii. Nie ma już gradacji problemów czy sytuacji trudnych. Już nie ma trudności do pokonania, są tylko wszechogarniajace kryzysy. Staliśmy się jako ludzkość bardzo słabi i bardzo nadwrazliwi.
Rozumiem, że takie jest Twoje osobiste wrażenie czy doświadczenie. Osobiście nie uważam, żebyśmy się stali jako ludzkość jakoś słabsi czy wrażliwsi, badania tego akurat nie pokazują, albo nie znam takich badań. Niewątpliwie natomiast spada nasza kondycja psychiczna, co jest naturalną konsekwencją wypaczonego środowiska i warunków życia.
W depresji naprawdę trudnością mogą być najprostsze codzienne czynności. Myślę, że ktoś, kto cierpi, ma np. zdiagnozowaną depresję i przeczyta, że jego „najmniejszy problem urasta do rangi tragedii” i że jest „słaby i nadwrażliwy”, to jest to deprecjonowanie choroby.
Ciekawe spostrzeżenie. Ja też poniekąd mam takie odczucia, kiedy obserwuję siebie i innych.
Myślę, że kiedyś życie mogło być prostsze, mieliśmy mniej możliwości i skupialiśmy się na podstawowych potrzebach. Nie było miejsca na dywagacje o rozwoju osobistym, komforcie psychicznym, czy tzw. dogadzanie sobie na wielu płaszczyznach.
Teraz ogrom możliwości, świat na wyciągniecie ręki rozpieszcza nas, a ta rozproszona uwaga powoduje, że za bardzo nie wiadomo, co jest ważne, a co nie. I każdy problemik lub bariera jest traktowany jako zagrożenie dla naszego dobrostanu. Z drugiej strony mamy też wiele obowiązków, pełnimy różne role i chęć sprostania im wszystkim może wykańczać.
Nie sadze, zeby odpornosc ogolna (grupowa?) jakos faktycznie spadla. Mysle, ze jest po prostu wiecej przestrzeni i tolerancji dla rozmow o problemach i pokazywania swojego 'miekkiego podbrzusza’ zamiast cierpienia w milczeniu. Jednych to bedzie draznic, inni (np. ja) beda to uwazac za dobre zjawisko.
Elastyczność psychiczna, hmm… Zacznijmy od tego że nie zgadzam się z Sonją Lyubomirsky, albo inaczej: właściwie to się zgadzam co do tego, że dziedziczymy dołujące przekonania rodziców – o to tak, jak najbardziej, ale nad tym też można popracować i to zmienić, a warto! A ten temat niepewności właściwie całkiem dobrze łączy się z minimalizmem :) ponieważ niepokoje ludzi zawsze dotyczą nadmiernego przywiązania (obawiamy się o naszą egzystencję – bo jesteśmy zbyt przywiązani do rzeczy materialnych, obawiamy się o ludzi, np. bliskich – bo jesteśmy zbyt do nich przywiązani itd.). Gdyby wyzbyć się przywiązania, nie mielibyśmy żadnych obaw. „Wezwanie do miłości” Anthony’ego de Mello bardzo, idealnie mi tu pasuje :)
Czy więc elastyczność psychologiczna jest warta tego żeby ją zdobyć? To mi się wydaje jakieś takie rozmyte pojęcie ;) i powiedziałbym z przekory: nie, wystarczy pozytywny stosunek do świata i zwyczajnie dostrzegać to, co jest dobre i nas otacza, ale… właściwie to właśnie można pod elastyczność psychologiczna podciągnąć :P więc: tak, warto.
Z tego, co czytałam, to nie tylko chodzi o jakieś przekonania, które bierzemy od rodziców, oczywiście, ale też o generalną konstrukcję systemu nerwowego i hormonalnego naszego organizmu. W tym względzie wiara może kolidować z nauką, nie pierwszy raz. ;))
Myślę, że wyzbycie się przywiązania, które też jest bardzo buddyjskie, jest ważnym elementem budowania elastyczności psychologicznej. Umieć się cieszyć tym, co się ma i ze spokojem przyjąć, jeśli się to traci – ot tajemnica sukcesu. ;)
Dokładnie o tym traktuje warta polecenia książka Judith Viorst o znamiennym tytule ” To, co musimy utracić” . To długa lista zdarzeń dotykających nas w życiu.
„Naucz się rozpoznawać własne schematy stresowe, Naucz się pracować z własnymi myślami, Naucz się radzić sobie z silnymi emocjami” – łatwo powiedzieć, to są 3 najtrudniejsze rzeczy… gdyby tak można byłoby się tego nauczyć samemu, cały sztab psychologów i psychiatrów poszedłby na zieloną trawkę. Druga sprawa – ludzie którzy wyrośli w ekstremalnie trudnych warunkach, mają lepsze zdolności adaptacyjne, dlatego wychodzą „na ludzi”. To są zupełnie inne okoliczności, żeby porównać badania tych dzieci do naszych czasów. W trudnych okolicznościach, włącza się system przetrwania z dnia na dzień, a nie myślenie jak wyglądam, jak wypadłam, jak mnie ludzie oceniają i czy stać mnie będzie na wycieczkę zagraniczną, czy lepszy wózek. W takich warunkach głodu czy przemocy, człowiek zmniejsza swoje potrzeby materialne i emocjonalne do minimum i na tym buduje swój dobrostan. Czasy zawsze są ciężkie, wojny, epidemie, komuna, czy teraz akurat jest jakiś ciężej, bo? Przyzwyczailiśmy się, że przez kilkadziesiąt lat był spokój, zapytajmy dziadków czy rodziców jakie oni mieli trudne okoliczności życia.
Tak, Aneto, masz rację. To są trudne rzeczy, bo ważne rzeczy są trudne. Nigdzie nie napisałam, że należy się tego nauczyć samemu, ale że warto się tego w ogóle uczyć.
W odniesieniu do badania, kompetencja, jaką jest rezyliencja, została zauważona właśnie nie tylko u osób z trudnych środowiska, ale była tym uniwersalnym elementem, który łączył osoby z różnych środowisk i o różnych życiowych doświadczeniach.
Nie wiem, jak wyglądałoby to badanie przeprowadzone teraz, ale jak sama napisałaś „czasy zawsze są ciężkie”…
Mnie odporność nie kojarzy się ze sztucznym murem. To jest zwyczajna funkcja organizmu, konieczna dla przeżycia. Mam na myśli i odporność na bakterie, wirusy itp., jak i na wytrzymałość psychiki na trudności zewnętrzne. Jeśli już mur, to naturalny, który – jeśli jest naruszony – warto naprawić.
Wpis potrzebny i pomocny, przeczytalam z zainteresowaniem i bardzo za niego dziekuje. Ale, w slowniku jezyka polskiego nie ma slowa „rezyliencja” za to jest „odpornosc”, mozna doprecyzowac ze chodzi o „odpornosc psychiczna”. Dbajmy o nasz jezyk. Albo, w duchu minimalizmu, nie tworzmy nieudolnych kalek z innych jezykow, zwlaszcza kiedy nie ma takiej potrzeby. Pozdrawiam.
Rezyliencja to termin fachowy z dziedziny psychologii i jako taki został przeze mnie użyty w tekście. Słowo „odporność”, jak też pisałam, moim zdaniem nie odzwierciedla sensu tego terminu. Pozdrawiam!
Tak, rzeczywiscie, sprawdzilam i slowo robi niesamowita kariere w „kregach okolopsychologicznych”. Przepraszam za moja wczesniejsza uwage. Co nie znaczy ze zmienilam zdanie:) Coraz czesciej ludzie czytaja po angielsku i nie chce im sie szukac polskiego odpowiednika, nawet jesli on istnieje. A potem mamy te projekty i balansy w codziennym jezyku :D
Joanno, rozumiem i szanuję, że masz takie zdanie. Sama mam inne. Uważam, że język jest bardzo plastyczny i słowa, które w nim mamy, też są przecież jakoś zapożyczone, pochodzą z innych języków. Myślę, że to naturalny proces.