To pytanie, w wielu różnych odsłonach, pojawiało się na liście pytań, które zostawialiście w formularzu przed naszymi spotkaniami na żywo na Facebooku za KAŻDYM razem. Ponieważ ostatnio zaliczyłam spory dołek, może to dobra okazja, żeby o tym opowiedzieć.
Prywatne teksty na blogu nie przychodzą mi łatwo. Nie dlatego, że zgrywam jakąś niedostępną gwiazdę, która boi się uchylić choćby rąbka swojej prywatności, ale ponieważ zdecydowanie bardziej wolę mówić o rozwiązaniach, niż o problemach, a odsłonięcie „miękkiego” podbrzusza przed potencjalnie całym światem nie jest łatwe. Zresztą, o prywatności w świecie blogowania też chcę niedługo napisać, bo noszę wiele refleksji w sobie już od długiego czasu.
W życiu KAŻDEGO człowieka są górki i dołki. Bardzo chcę uniknąć mentorskiego tonu, ale jedno muszę podkreślić – nie wolno nam uwierzyć choćby na chwilę, że ktoś (czytaj: koleżanka z pracy, sąsiadka, lubiana blogerka) żyje w świecie nieustannej radości. Jeśli widzicie TYLKO radosne momenty oznacza to tyle i tylko, że ta osoba po prostu nie dzieli się publicznie gorszymi chwilami. I takie jest jej prawo. Moje i Twoje również.
Zdaję sobie sprawę, że część z Was postrzega mnie jako „osobę, której się wszystko udaje”. To cytat z Waszych wypowiedzi. Nie umiem być obiektywna wobec samej siebie, ale doskonale wiem, co macie na myśli. Też irytuje mnie, gdy czytam o czyichś nieustających sukcesach. Pamiętam taki wywiad z Martyną Wojciechowską, w którym padło podobne pytanie/zarzut – jak to jest, że Tobie się wszystko udaje? A ona powiedziała: „wiesz, porażki są mało seksowne”. I coś w tym jest. Czytelnicy, Widzowie nie chcą widzieć, jak upadasz. Chcą widzieć, jak się podnosisz.
Upadłam w ciągu ostatnich miesięcy wiele razy. Straciłam wiarę w to, co robię. Głównie mam na myśli blogowanie, ale nie tylko. Cały zeszły rok był dla mnie bardzo dobrym czasem. Wewnętrznie dobrym. Nie wszystko było idealne, ale leciałam na skrzydłach. Miałam bezcenne poczucie, że jestem w dobrym miejscu, w dobrym czasie. Widziałam sens we wszystkim, co robiłam. A teraz… teraz to poczucie sensu straciłam i jest mi z tego powodu bardzo smutno.
Nie zrozumcie mnie źle. Nadal dostaję od najbliższych i od Was ogromne wsparcie. Każdy mail, każdy komentarz, każda wiadomość o tym, jak niesamowicie zmieniacie swoje otoczenia, swoje życia pod wpływem tego, co napisałam czy zrobiłam są absolutnie bezcenne. Tylko, że czasami łzy płyną bez powodu. Znasz to uczucie? Wszystko jest w porządku, a jednocześnie tak bardzo w porządku nie jest.
Szukałam rozwiązania długo. W książkach, w rozmowach, w rozmyślaniach. Myślałam, że to chwilowe przemęczenie, ale w środku wiedziałam, że nie tylko. Największy kłopot miałam z blogowaniem i był taki moment, gdy poważnie myślałam, żeby zupełnie przestać. Pisanie bloga to specyficzne zajęcie. Bardzo twórcze, wyjątkowo eksploatujące zasoby wewnętrznej energii. Między innymi z tego powodu postanowiłam zrobić sobie przerwę.
W pewnej chwili, gdy było mi bardzo, bardzo źle, rozwiązanie przyszło samo. Mogłam działać tylko w tej sferze, gdzie miałam realny wpływ. Zapytałam więc sama siebie: jak się czujesz? Nie tak generalnie. Nie zastanawiałam się, czy jestem szczęśliwa, nieszczęśliwa, zadowolona, smutna, zmęczona itp. Chodziło mi o fizyczność. Zaczęłam od ciała. Czy jest mi wygodnie czy niewygodnie? Zimno czy ciepło? Czy i gdzie czuję napięcie? Moje ciało było bardzo zmęczone. Zmęczone walką. Zmęczone szukaniem odpowiedzi na pytania, które sama sobie stawiałam. Wtedy postanowiłam zrobić dosłownie kilka najzwyklejszych ćwiczeń rozciągających. I odpuścić. Pomogło.
Każdego dnia staram się odpuścić sama sobie. Moja koleżanka powiedziała ostatnio publicznie, że ma dość pokazywania i wtłaczania kobiet w schemat „walczący”. I ja się z tym głęboko zgadzam. Czasami trzeba zmyć maskę, ściągnąć koronę z głowy i dla odmiany potraktować się z czułością. Mam prawo nie wiedzieć. Mam prawo się pomylić. Mam prawo nie stawiać sobie celów. Mam prawo nie spełniać oczekiwań. Odpowiedzi przyjdą same (albo i nie). I tak własnie staram się teraz robić, codziennie. Swoisty minimalizm w emocjach.
Skłamałabym, gdybym napisała, że jest to łatwe.
W GRUPIE ŁATWIEJ ZACZĄĆ MEDYTOWAĆ!
Jeśli chcesz spróbować medytacji, której efekty są potwierdzone w licznych badaniach klinicznych, ale nie wiesz od czego zacząć lub o co w tym chodzi, pięknie zapraszam Cię do grupy medytacyjnej online, o której Uczestnicy mówią, że jest jak cotygodniowe „kąpiele w życzliwości, cos wspaniałego„.

- 8 spotkań, raz w tygodniu.
- Start 3 kwietnia 2023.
- Będziemy uczyć się pracować z ciałem, myślami i emocjami poprzez medytacje w ruchu.
96 zł
Dziękuję – to pierwsze co mi przychodzi na myśl czytając ten post. Zaglądam do Ciebie po inspiracje i kopa na następny dzień. I tak też jest tym razem bowiem siedzę na tarasie w wymarzonym domu, w otoczeniu pięknej zieleni i słońca a łzy płyną nie wiedząc czemu.
Trzymaj się cieplutko ???
to tak bardzo prawdziwe…
sciskam Cie mocno z Londynu i zycze duzo usmiechu ;)
Fajny tekst. Pozdrawiam ?
Dlatego bardzo podziwiam wszystkich blogerów. Generalnie Pani blog był pierwszym z dwóch, na który trafiłam. Wręcz zaczytywałam się Pani wpisami,a trafiłam calkiem przypadkiem. Czytałam, kiedy córcia ? spała, czytałam w pracy kiedy nie miałam zajęć. I tak dwa tygodnie Simplicite. Nagle, poczułam wypalenie. Bum, musiałam odpoczać. To jeśli ja sie zmeczyłam czytając to mogę sobie wyobrazić jak męczy się osoba tworząca te wszystkie bardzo ciekawe wpisy. Podziwiam i chyle czoła?. Też byłoby mi smutno gdyby blog został zamknięty, ale zrozumiałabym. Sama prowadzę stronę językową na fb, ale tam posty są krótkie, shared, albo w ogóle ich nie ma. Po 5 latach juz nie spinam sie, aby codziennie cos bylo. Istny luz-blus?. Summing up, podziwiam i cóż, miłej niedzieli, tygodnia etc.?
Dziękuję, nawzajem!
W świecie blogowania i youtubowania jest teraz tak dużo treści przyrastającej z szybkością geometryczną, że sama się coraz częściej zastanawiam – czy na pewno mam do dodania coś ważnego? Po co dodawać do tej rzeczywistości jeszcze więcej powtarzalnych treści (a mam poczucie, że moje są powtarzalne)?
Mnie akurat przygnębia coś takiego. Z jednej strony miłość do blogów czytanych przez większość życia, jakieś próby pisania własnego, ale z drugiej – przytłoczenie i chęć ucieczki ze świata wirtualnego. Czasami to się dzieje dla mnie za szybko, jestem zmęczona za nadążaniem za tym, co się dzieje. Myślałam, że pisanie bloga to będzie spełniające zajęcie, ale teraz widzę w tym coraz mniej sensu.
To jest dziwne, kiedy przestaje się widzieć sens w czymś, co do tej pory ten sens miało.
Ale pomijając moje refleksje, to akurat Twój blog nie jest powtarzalny i wnosi do blogosfery jakość. Tak tylko mówię – może sama nie potrafisz na to spojrzeć obiektywnie, ale akurat ten blog to jest wartościowe miejsce :) Których wcale nie jest w sieci tak dużo.
Tak! Mam dokładnie takie same odczucia. Męczy mnie tabloidyzacja treści, ale przede wszystkim ich homogeniczność. Wszędzie jest to samo! Jeśli nie treść, to forma jest szybko powielana, a pomysły kopiowane. W pewnym momencie sama zaczęłam się zastanawiać, czy moje treści też nie są powtarzalne….
To naturalne, zyjemy w tak zglobalizowanym a jednoczesnie tak polaczonym swiecie, ze trudno, aby te idee sie nie przenikaly,miksowaly i powtarzaly.Ale to ja, jako czytelniczka, wybieram blogi, ktore lubie i chce czytac, bo jednak kazda z blogerek ma swoj styl, charakter i niepowtarzalnosc.
.Nigdy nie mysle jednak, ze moje ulubione blogerki sa mi cos winne, np. czeste i regularne posty. To Twoj blog, masz prawo pisac lub nie, masz prawo miec dosyc na pewien czas, a nawet zamknac bloga.Z mojego punktu widzenia bylaby to duza strata, bo lubie tu zagladac :) jednak wybor nalezy tylko do Ciebie.Zdaje sobie sprawe, ze po drugiej stronie ekranu siedzi czlowiek,nie robot ;).A jesli nawet zdecydujesz sie na rezygnacje z blogowania, to i tak juz wykonalas kawal dobrej roboty, ziarno zostalo posiane, iskra poszla w swiat i zmienilas na lepsze zycie paru osob ;). A gorsze dni mijaja, jak wszystko.Pozdrawiam z Paryza! Tez Kasia :)
Miałam podobne uczucia, kiedy pracowałam w dzienniku ogólnopolskim na etacie. Tylko, że tam trzeba było newsy mieć codziennie, codziennie mieć o czym pisać, codziennie zmagać się z dedlinem. Była to szkoła życia dla mnie i bardzo dużo się nauczyła. Wypalenie jest jednak nieuniknienie. Dlatego rozumiem, że w blogowaniu można się wypalić, zmęczyć generowaniem tematów. Szkoda jednak byłoby gdyby Simplicite zniknęła…
Zastanawiałam się, jakbym się czuła, gdybym zupełnie zrezygnowała z blogowania i jednak by mi tego brakowało. Dlatego rezygnować nie chcę, ale próbuję wypracować sobie inne warunki.
Wow. Super wpis i dokładnie w punkt, w to, o czym myślę ostatnimi czasu o moim blogowaniu. Dzięki za ten tekst. Trzymaj się.
Dobry tekst. Ja w takich momentach, gdy czuje, że przegrywam ze wszystkim tlumacze sobie, że to chwilowe. Że za dzień dwa znów pojawi się moment, że zauroczy mnie widok, miejsce, pora i poczuje radość z istnienia.
Tak, czas pomaga. Chciałam tylko podkreślić, że ja nie czuję, że przegrywam. Raczej brakowało mi głębszego sensu działania. Pozdrawiam!
Dzięki!
Dzięki Kasiu! To na pewno nie był łatwy tekst, tym bardziej dziękuję za zgodę na odsłonięcie się :)
„Mam prawo nie stawiać sobie celów. Mam prawo nie spełniać oczekiwań. ” Piękne! Czasem sobie mówię podobne rzeczy.
Moim zdaniem bierzesz na siebie bardzo dużo i jeśli nawet coś sobie odpuścisz to nadal będzie ambitnie, bo każdy jeden Twój projekt taki jest. Trzymaj się!
To pewnie kwestia bardzo subiektywna, ale staram się. :)
Kasiu, jezeli dołki, będą wracać koniecznie sprawdź tarczycę. – A wiem co mówię, bo też zdażały mi sie egzystencjonalne „rozkminy”, które przeciagały się całymi dniami. z tym, że ja nigdy nie nalezałam do smutasów, ani osób, które biorą swoje życie na tyle poważnie, żeby dołować się z pierwszej lepszej porażki. Wręcz przeciwnie:) Po pewnym czasie okazało się, że ma to związek z zaburzeniami tarczycy, a dokładniej z Hashimoto. Jezeli tylko któraś z was zauwazy, że „nie czuje sie sobą?” lub „nigdy taka nie byłam” – polecam badania profilaktyczne:)
Sprawdzona! Wiem, inne objawy też wskazywały na tarczycę, ale odpukać, wyniki mam wzorowe.
A robiłaś anty tg, anty tpo?
Nie mam przy sobie dokumentów, ale wydaje mi się, że tak.
poziom wit D do kompletu warto tez przy okazji. Ja wykrylam u siebie niedobór-objawy podobne do niedoczynnosci i depresji. Ale mimo suplementacji, wyregulowania tarczycy takie stany obniżenia nastroju czesto mi sie zdarzaja, choć jest duzo lepiej od kiedy dzieci przesypiaja noce.;) Czasem nie ma co na sile doszukiwac sie przyczyn zdrowotnych czy psychologicznych-jak z dzieckiem: może chodzic o banały typu jesc, pic, spac, siusiu a nie brak naszego zaangazowania i milosci:)
Ja mam niedoczynność tarczycy, ale pod kontrolą. Też uważam, że warto mieć ten ważny organ pod kontrolą!
Kasia, popłakałam się. Rany jak dobrze wiem o czym piszesz… jak często tak jest że gdy zakłada się tę maskę „wszystko jest ok, poradzę sobie choćby nie wiem co” to wszyscy w nią wierzą i nikt nawet nie spyta czy rzeczywiście jest ok. A przecież czasem wystarczy spojrzeć, czytać między wierszami. Bardzo Ci dziękuję za ten tekst. Z dwóch powodów – bo czytam Cię i cenię od bardzo dawna i ten tekst był tutaj potrzebny, bo jesteś Kobietą, bo wolno Ci mieć gorszy czas, bo czytają Cię Kobiety, bo chcą być jak Ty, a teraz wiele z nich da sobie prawo do chwilowego choćby odpuszczenia bycia „supermenką”. A po drugie, bo wywołałaś łzy u mnie, które są z gatunku tych oczyszczających. Dziękuję.
Paulina ???
Ktoś kiedyś powiedział mi, że ze smutkiem nie trzeba sobie radzić. Trzeba nauczyć się go akceptować, bo jest czymś zupełnie naturalnym. Niemożliwe jest nieodczuwanie smutku. Jest czas na radość i jest czas na smutek. Po prostu. Od kiedy to zrozumiałam, żyję szczęśliwie i świadomie. Kiedy jestem radosna – to się cieszę, a kiedy smutna – to się smucę. Wszystko ma swój czas. A my się często spinamy, robimy sobie wyrzuty, chcemy inaczej, chcemy nie czuć tego czy owego. Tak się nie da. To prowadzi do frustracji. Jak to powiedziała pani Kasia Miller, kiedy mu jest smutno, to się smucę w swoim domu, pod swoim kocem, z ulubioną herbatą w ulubionym kubku i cieszę się, że mogę się smucić w taki sposób. A poza tym – smutek jest rozwojowy ??? pozdrawiam ?
Jasne, zgadzam się w pełni z całością. :)
Smutno trochę to czytać, bo bardzo chętnie do Ciebie zaglądam. Ale wiem też, że każdy ma prawdo do gorszego dnia, gorszego okresu. A czasami po prostu zmieniają się priorytety, a przede wszystkim chęci i ochota, nawet jeśli coś wcześniej uwielbialiśmy. Odpocznij, zrelaksuj się, odpuść. Ale jeśli wróci Ci radość pisania, to ja będę czekać :)
Bardzo się cieszę, dziękuję!
Chyba wiele osób jest w takim momencie życia, niezależnie od jego stanu czy wieku, zdrowia czy pracy. Ja z tego powodu postanowiłam się zawziąć i nie odpuszczać w zdrowym jedzeniu. Zaczynam od tej strony oraz od wrzucania na luz. Nie da się ciągle tylko wymagać. W pewnym momencie dochodzimy do takiego etapu, że nic nie jesteśmy w stanie zrobić i żadna rzecz nie cieszy. Należy o to dbać i faktycznie, czas po prostu nie stawić sobie celów. Wszystkiego dobrego życzę!
Dziękuję. :)
Jak Dobrze, że wróciłaś Kasiu! Brakowało Ciebie. Dziękuję za ten wpis, bardzo dziękuję, że się otworzyłas. Myślę, że to pomoże wielu Twoim czytelniczkom. Tak bardzo wiem o czym piszesz. „Mam prawo nie stawiać sobie oczekiwań. Mam prawo nie wiedzieć.. .” – to słowa, które jakiś czas temu zakolataly w mojej głowie, poczulam sie zagubiona w wyidealizowanym swiecie i to jest chyba normalne, że po prostu nie wiem wszystkiego, że czuje obawy, że czuje się taka delikatna. Chce w takich momentach uciekać do natury, chodzić na spacery, cieszyć się zielenią, aktywnością fizyczną. Nie chce udawac, że jest idealnie. W dużym stopniu Ty mnie zainspirowałas do tego, żeby szukać ukojenia w kontakcie z przyroda, pojechałam nad Bałtyk na kilka dni, żeby odpocząć od tego ciągłego pędu, natłoku informacji. Będę czesto wracać do tego wpisu. Kasiu, życzę Ci wszystkiego co najlepsze!
Ogromnie się cieszę, dziękuję! Zależało mi też, żeby tym tekstem pokazać Czytelnikom, że nie zawsze jest różowo, że różnie w życiu bywa. Bo wkurza mnie wybielone życie rodem z instagrama…
Dużo mnie kosztowało budowanie pewności, akceptacji własnych wad. Ostatnio bez powodu mam nawroty sprzed całej tej walki o siebie. Takie po prostu smutno i wredne uwagi odnośnie własnego ciała. Chyba zbyt wiele próbowałam udźwignąć – pora odpuścić i zacząć od nowa.
Mam wrażenie, że z autonienawiścią jest trochę tak jak z alkoholizmem. Co z tego, że jest się trzeźwym? Że było się trzeźwym? Alkoholikiem jest się do końca życia.
Wszyscy musimy walczyć ze swoimi demonami. Mam nadzieję, że obie jakoś sobie poradzimy ;)
Powodzenia! Trzymam kciuki. :)
Czasem warto odpuścić i poczekać- odpowiedzi często przychodzą same. Niekiedy potrzebna jest pomoc kogoś z zewnątrz. Wszystko zależy od sytuacji
Ja szukałam bardzo długo- kilka lat depresji, ale się udało i wszystko zaczyna się układać. Z doświadczenia już wiem, że emocje przychodzą i odchodzą, tak jak myśli- można je obserwować i nazwać, wtedy człowiek się z nimi oswaja, przestają być takie straszne i obce :)
Polecam też książkę Viktora E. Frankla „Człowiek w poszukiwaniu sensu”. Dzięki niej można spojrzeć trochę inaczej na świat.
Naturalnie, to nie jest sytuacja, gdy mamy prawdziwie depresyjne sytuacji – wtedy pomocy u lekarza trzeba szukać bezwzględnie. Dzięki za polecenie!
Przepięknie napisane! :*
Trzymaj się Kasiu! Każdy ma lepsze i gorsze dni oraz poczucie beznadzie i bezsilności. Warto wtedy się skupić na sobie i wsłuchać w siebie zostawiajaąc świat na chwilę z boku.
Dziękuję za ten tekst. Czasami nie potrzeba wielu słów, aby trafić w sedno….Pozdrawiam
Świetny i jakże osobisty tekst. Parę miesięcy temu byłam w podobnym stanie ducha jednakże wraz z wiosną ( a może latem) wróciłam na właściwy tor. Teraz wiem ,iż od czasu do czasu dotyka to każdego z nas, nawet tych,których życie wydaje nam się wręcz idealne. Dziękuję!
Kasiu, ja też tak robię. Sam organizm mi podpowiada, żeby zwolnić tempo, wyciszyć się, odpuścić, odpocząć, zrobić coś dla siebie. Taki restart, pustynia.Oczyszczenie.
Pani Kasiu, bardzo potrzebny tekst. Myślę, że każda kobieta czasem ma takie gorsze chwile,dni czy tygodnie. To trudne. Czytając Pani tekst mam wrażenie, że za tym smutkiem kryje się coś konkretnego,ale Pani o tym nie mówi. Oczywiście jeśli tak jest trzeba to uszanować. Sama miałam niedawno gorszy czas, kiedy wydawało mi się, że wszystkim układa się lepiej, a mnie jakoś szczęście opuściło. Teraz powoli zaczyna się układać i wierzę, że będzie dobrze! Czasem jest ciężko,ale zawsze trzeba wierzyć, że przyjdą w końcu dobre, radosne chwile, bo życie jest tylko jedno i szkoda go na smutki :-) Trzymam kciuki za Panią, życzę dużo zdrowia, energii i uśmiechu!!!!
„To, czemu się opierasz, napiera” (ang. What you resist, persists). Jest Ci wesoło i radośnie – super, jest Ci smutno- też ok, pobądź w tym smutku, dopuść go i po prostu bądź. Nie drąż, nie analizuj, nie pytaj dlaczego. Za bardzo uwierzyliśmy w DOBRE i ZŁE emocje. Może po prostu są emocje- różnorodne? Smutek, zmęczenie, złość, radość i wiele innych. Nie starajmy się uciekać od samych siebie, nie próbujmy wszystkiego nazywać, szufladkować, kategoryzować. ETYKIETOWAĆ. Po prostu żyjmy, bądźmy blisko siebie ZAWSZE. Wszystko mija. Będąc w euforii, możesz być pewien, że ten stan nie będzie trwał wiecznie. To samo ze smutkiem. Wszystkie te głupie rady z kolorowych gazetek typu: weź ciepłą kąpiel, obejrzyj komedię, zjedz lody czekoladowe- wyrzucić do śmieci! To tylko zagłuszanie emocji i próba ucieczki od siebie, a…..patrz zdanie pierwsze. Natura jest mądra i jeśli tylko wsłuchamy się w siebie spokojnie, zaufamy naszej intuicji- ona sama nas pokieruje. Pozdrawiam i mnóstwo pozytywnej energii życzę z deszczowych Kielc.
tak właśnie! obejrzyj komedię, kiedy Ci smutno – takie rady… a ja nie chcę! chcę taplać się w tym smutku. puszczam muzykę z treścią, która mi dowala. i płaczę, i ryczę czasem jak dziecko, bo taki ból istnienia. bo czasem trzeba go dopuścić do głosu. żeby go nie tłumić, bo jak za bardzo się skumuluje, to może rozwalić głowę. a potem przychodzi nowy dzień i… jest lepiej. tak po prostu.
Piękny, ważny tekst. Zwłaszcza że ostatnio sama odkryłam zbawienną moc „odpuszczania” i, jak to ładnie nazwałaś, traktowania się z czułością. Teraz, kiedy nie wiem co robić i kiedy wewnętrznie miotam się i walczę z samą sobą – zaczynam uważnie oddychać. Po prostu oddycham :)
A ja właśnie najbardziej uwielbiam na Twoim blogu tw osobiste perełki, które nam czasem podarujesz:) dzięki. Często doświadczam stanu, o którym piszesz… Zaakceptowalam, ze tak jest. Wszystko mija, i dobre i złe, wiem, że smutek z radością będą się tak ciągle bawić w ciuciubabke:) a jestem melancholiczka, wiele spraw dotyka mnie mocniej, niż kogos o(d)porniejszego na emocje…
Sama ma ciągle gorsze dni. Moje starsze dziecko studiuje i mnie obarcza swoimi problemami, młodsze choruje na przewlekłą chorobę. Moje ciało i psyche zaczęły się buntować. Szukałam pocieszenia w relacji z mężem. Nie bardzo pomogło. No cóż. Wszystko jest w nas i sami musimy rozwiązać problemy. Dla niektórych będzie to medytacja, dla innych modlitwa. Wszystko siedzi w głowie. Lecz zauważyła, że smutek jest też konstruktywny. Może spowodować nasze działanie. Gdyby człowiek działał cały czas na pełnych obrotach…Trzeba sobie odpuścić.
Piękny tekst! minimalizm na poziomie mentalnym też ważna rzecz ;-) Osobiście stosuję tzw „odwrócony harmonogram” i planuję, że w ciągu dnia mam pełną godzinę na zabawę, taniec, sport (rozrywkę po prostu) i jeden dzien w tygodniu całkowicie bez planów i bez poczucia winy, że nic kompletnie nie robię (nawet gdyby miało to oznaczać wpatrywanie się w youtuba chocby…. :-P ) ..jest to faktycznie dosc trudna sztuka usiłować nic szczegolnego nie robic ;-P … w tym wolnym dniu też czynię wyjątek w kwestiach zdrowego odżywiania i potrafię delektować się smacznym, soczystym hamburgerem z Burger Kinga albo smażonymi na głębokim oleju frytkami! :-D :-)
Pozdrawiam! :-)