Przez ostatnie 2 miesiące przeczytałam 17 książek, obejrzałam 4 wystawy i zachwyciłam się jednym czasopismem. Z przyjemnością dzielę się z Wami swoimi odkryciami i fascynacjami.
Kulturalnie polecam: KSIĄŻKI
Urlop od blogowania w dużej mierze poświęciłam na czytanie. Czytanie jest jedną z tych czynności, która zawsze cudownie mnie relaksuje. Tym bardziej, że postanowiłam odstawić wszystkie te coraz bardziej wątpliwej jakości poradniki i przestawić się na dobrą fabułę.
Przeczytałam mnóstwo książek, ale nie kupiłam żadnej z nich. Kilka książek dostałam dzięki uprzejmości wydawnictw, ale większość to magia pożyczania. :) Po raz kolejny wymieniliśmy się ze znajomymi zasobami naszych czytników i wszyscy zyskali nowe lektury. Przypominam, że przy każdej z opisywanych książek dodaję informację, skąd ją mam.
Tym razem postanowiłam Wam zarekomendować nie tylko te pozycje, które mi się podobały, ale i te, które radziłabym ominąć naprawdę szerokim łukiem.
Małe eksperymenty ze szczęściem. Sekretny dziennik Hendrika Groena, lat 83 i 1/4
Dopóki życie trwa. Sekretny dziennik Hendrika Groena, lat 85
(ebooki od koleżanki)
Boje się starości. Boję się braku kontroli nad własnym ciałem i umysłem. Boję się pozbawiającej godności zależności od drugiego człowieka. Hendrik też, tylko że on już tego doświadczył. I opisuje bez lukru, cukru i tabu. Chcę się tak zestarzeć. Chcę móc po 80-tce założyć z moimi leciwymi przyjaciółmi klub StaŻy (Stary, ale Jeszcze Żywy) i jeździć na mini-wycieczki. Albo utworzyć Strefę Wolną od Narzekania przy jednym ze stolików na świetlicy w domu starców. Taka perspektywa jest całkiem przyjemna, nawet gdy musisz zabierać pieluchy dla dorosłych na wycieczki, a przyjaciele z klubu umierają wcale nie nieoczekiwanie.
Zakochałam się w tych książkach. To napisane anonimowo dzienniki pensjonariusza holenderskiego domu spokojnej starości. Jeśli można napisać o książce, że jest słodko-gorzka to te dzienniki są właśnie takie. Płakałam mocno i śmiałam się na głos. Dawno nikt mnie tak nie zauroczył, jak ten 85-latek. Bystrością umysłu, żywą spostrzegawczością i błyskotliwym piórem (ale mogę być też nieobiektywna, bo naprawdę mi się podobały).
Całe życie Robert Seethaler (otrzymana od wydawnictwa)
Kojarzycie może cudowny film Paolo Sorrentino Młodość? Jeden z moich ulubionych. Autor Całego życia grał tam wspinacza. I to był pierwszy powód, dla którego sięgnęłam po tę książkę. Drugim był fakt, że została nominowana do nagrody Bookera. Po trzecie i ostatnie, wydawnictwo reklamuje ją jako minimalistyczną powieść. Musiałam przeczytać, chyba rozumiecie. ;)
Czy można w 177 stronach przepięknie zamknąć zapis czyjegoś całego życia? Jeden z recenzentów na LubimyCzytać napisał, że Całe życie to „spacer po życiu człowieka” i jest to doskonałe podsumowanie. Powiedziałabym, że to spacer po trudnym, górzystym terenie, z momentami zachwytu, gdy widzisz na sobą szczyty gór i oddychasz krystalicznie czystym powietrzem, ale i chwilami grozy, gdy wisisz na linie nad przepaścią. Analogia do gór również przypadkowa nie jest.
„Od człowieka można kupić godziny, można mu ukraść dni albo zrabować całe życie. Ale nikt nie może odebrać człowiekowi choćby jednej jedynej chwili” – to jeden z dwóch cytatów, które sobie wynotowałam. Pomyślicie mindfulness, ale dla mnie jedynym słowem, które opisuje ten tekst najdoskonalej jest akceptacja. Przeczytajcie, warto.
Wzgórze psów Jakub Żulczyk (ebook od kolegi)
Halo, są tu wielbiciele Żulczyka? Sama czytałam jedynie Ślepnąc od świateł, które podobało mi się ogromnie. Żulczyk jest chyba jedynym autorem, u którego wulgaryzmy są immanentną częścią tekstu (a czytałam podobne pozycje, które brzmiały jak banalna podróbka Żulczyka). Kto lubi styl Żulczyka Wzgórzem psów się nie rozczaruje. Ostrzegam jedynie, że jest to prawdziwa cegła- prawie 900 stron! Zupełne przeciwieństwo Całego życia. :)
Historia bardzo sprawnie poprowadzona, intryga w klimacie Twin Peaks (podobno na HBO Go można obejrzeć całość – zabieram się!) i sprawne zakończenie, chociaż dla mnie zbyt przewidywalne. Świetny język, kilka naprawdę genialnych scen, ale osobiście wycięłabym na etapie redakcji 200-300 stron. Myślę, że z dużą korzyścią dla fabuły. Podsumowując, żeby nie było niejasności, polecam oczywiście.
Ikigai Hector Garcia Francesc Miralles (otrzymana od wydawnictwa)
O rany, co Wam mogę napisać o tej pozycji. Może po prostu… nie kupujcie. Lepiej najeść się bezy z truskawkami za 35 złotych. Stwierdziłam, że w tym cyklu tekstów chcę nie tylko polecać Wam dobre pozycje, ale również ostrzegać przed gorszymi. I ta niestety należy do drugiej kategorii.
Jak wiecie, o Ikigai pisałam na blogu lata temu, zafascynowana po lekturze książki Niebieskie strefy Dan’a Buettnera i nadal uważam, że jest to bardzo wartościowe pojęcie, godne opisania, ale na litość boską, nie w taki sposób! Podobno autorzy spędzili na Okinawie długie miesiące, rozmawiając z japońskimi stulatkami, analizując ich zachowania i styl życia. Tymczasem w książce mamy chaotyczny zlepek informacji rodem z Wikipedii, np. co to jest joga i tai-chi (łącznie z opisami poszczególnych pozycji i stylów), co to jest psychoterapia, a czym różni się wielozadaniowość od koncentracji na jednym zadaniu. Plus kilka życiorysów stulatków, które zupełnie nic nie mówią i nie są w żaden sposób osadzone w całości tekstu oraz kilkadziesiąt wyrwanych z kontekstu cytatów (niepodpisanych nazwiskami autorów). Szkoda pieniędzy, a czasu nade wszystko.
Magia olewania Sarah Knight (otrzymana od wydawnictwa)
Ostatnia pozycja, której również nie polecam. Po pierwsze, forma żerująca na popularności książek Marie Kondo w stylu: „najpierw się pośmiejemy, wykorzystamy popularność, a potem przyznamy, że jednak lubimy” bardzo mi się nie podoba. Jakkolwiek tematyka jest ważna i zasadniczo zgadzam się z autorką, że powinniśmy bardziej priorytetyzować obowiązki i powinności, to jednak forma komunikacji, która przebija się z tekstu oraz rady i narzędzia zupełnie do mnie nie przemawiają. Są bardzo jednostronne, egotyczne, a chwilami zwyczajnie chamskie i nie mają nic wspólnego z efektywną asertywnością (której uważam, że powinno się uczyć od przedszkola).
Podam Wam jeden przykład – fragment o tym, kiedy czasem można zranić czyjeś uczucia: Kiedy ktoś tak rozkłada swoje siedzenie w samolocie, że wbija Ci się w kolana. Nie obchodzi mnie Twoja przestrzeń osobista, jeśli ty nie dostrzegasz mojej, kolego. Może i nie zranię twoich uczuć, ale będę Cię kopać w plecy, aż załapiesz, o co chodzi. Zaiste, komunikacja niewerbalna na poziomie 3-latka, który rzuca się na podłogę w sklepie, żeby dostać lizaka. Od kogoś, kto udziela takich rad ja uczyć się nie chcę.
Nie wszystkie przeczytane przeze mnie książki „lądują” na blogu. Większość z nich na bieżąco pokazuję na Instagramie, w filmach Instagram Stories. Jeśli macie ochotę mnie pooglądać i popodglądać :), to zapraszam tutaj, @simpliciteblog.
Aha, przeczytałam też sporo Remigiusza Mroza. Trylogię o komisarzu Forście (Ekspozycja, Przewieszenie i Trawers) polecam dużo bardziej, niż serię o Chyłce. Kasację czytałam z uśmiechem i dużym sentymentem, bo nie jest mi obca rzeczywistość pracy w dużej amerykańskiej kancelarii prawnej w Warszawie, a u Prof. Filara na ustnym egzaminie z karnego przeżyłam chyba śmierć kliniczną ze stresu. Literacko nie są to szczególnie wybitne powieści (do Miłoszewskiego się nie umywają), ale wciągają (tzn. Forst wciąga, bo Chyłka już tak średnio).
Kulturalnie polecam: SZTUKA
Warszawiakom gorąco polecam obecne wystawy w Narodowej Galerii Sztuki Zachęta. Miałam przyjemność odwiedzić galerię przy okazji spotkania prasowego i zachwyciłam się dwiema wystawami: Zawrót głowy Jarosława Kozakiewicza i Aparat to moja broń Gordona Parksa.
Jarosław Kozakiewicz artystycznie skupia się na ludzkim ciele. Traktuje ciało człowieka jak mikro i makrokosmos jednocześnie, odwołując się do reguł matematycznych i proporcji – swoistej geometrii organizacji ludzkich zmysłów. Jednak najbardziej podobały mi się odwołania do koncepcji postrzegania wszechświata – cykle rysunków kosmologicznych.
Druga z obejrzanych wystaw to fotografie Gordona Parksa, pierwszego czarnoskórego fotografa, który pracował dla amerykańskiego Vogue’a. Całe życie z zaciętością i konsekwencją walczył o równość społeczną. Fotografował brutalną rzeczywistość Harlemu, ale i gwiazdy pokroju Muhammada Aliego czy Ingrid Bergman. Niektóre z fotografii są niewiarygodnie wręcz aktualne. Poraża fakt, że chociaż cykl zrealizowany w fawelach Rio de Janeiro powstał w 1961 roku, to od tego czasu prawie nic się nie zmieniło.
Kulturalnie polecam: PRZEKRÓJ
Wiecie, że jestem na stałej diecie informacyjnej i od wielu miesięcy nie kupiłam żadnej gazety. Nawet te, które kupowałam dotychczas zaczęły wydawać mi się miałkie, a treści stale powtarzające się. Po nowy/stary kwartalnik Przekrój sięgnęłam bez szczególnego przekonania przed wyjazdem do Hiszpanii. I zachwyciłam się!
Szczególnie polecam:
- Niewidzialne Planety – świetne opowiadanie chińskiej pisarki Hao Jingfang o obcych, a tak bliskich alternatywnych kosmicznych bytach,
- stary i znany, ale nadal aktualny tekst Pochwała lenistwa Bertranda Russela,
- genialny tekst Rozgadana przyroda doktora nauk przyrodniczych i polarnika Mikołaja Golachowskiego (np. wiedzieliście, że kury wcale nie gdaczą odruchowo? Potrafią wstrzymać się z podniesieniem gdaczącego alarmu na widok drapieżnika wtedy, gdy na zewnątrz kurnika znajduje się nielubiana kurza koleżanka!)
- Budowniczowie Wieży Googel o historii prac nad Google Brain – sztuczną inteligencją, która została właśnie zaadaptowana do jednego z najbardziej znanych guglowych narzędzi – tłumacza online.
Tradycyjnie, czekam z niecierpliwością na Wasze polecenia książek (tych dobrych i tych, o których powinno się trzymać z daleka również), gazet, wystaw, filmów, seriali i wszelkich innych wartościowych treści.
Świetnie, że polecasz książki i wystawy (zwłaszcza o tych drugich pisze niewielu blogerów)! Wszystkie te pozycje kojarzę, ale na razie czytałam tylko „Całe życie” i jest naprawdę dobre, chociaż nie uważam, żeby to był poziom Bookera. A Żulczyk jest u mnie w kolejce. Na pewno przeczytam! :)
Pisząc ten tekst (początkowo o samych książkach) właśnie dotarło do mnie, że nie pisałam nigdy o obejrzanych wystawach, a bywam relatywnie często. Obiecuję nadrobić.
Też nie jestem przekonana czy to poziom Bookera, ale na pewno jakiś powiew świeżości, chociażby w kontekście formy.
Ja polecam niezmiennie Sekretne Życie Drzew:)
Właśni kupiłam ebooka. :)
Na pewno Ci się spodoba! :)
Przeglądałam ostatnio w księgarni, odkładam na wersję ze zdjęciami – coś pięknego <3 Podobnie Sekretne życie zwierząt – niesamowite fotografie.
Ja czytałam na Kindle, ale wciąga!
Magia olewania – męczyłam dwa miesiące – co za koszmarna książka, zgadzam się z każdym Twoim słowem na jej temat:)
Uff, cieszę się. Patrzyłam na zachwyty nad tą książką w gazetach i internecie zastanawiając się czy może jestem jakaś dziwna. :)
To przeżywałaś to co ja. Już myślałam, że brak mi poczucia humoru, wyczucia sarkazmu i nie rozumiem jakiegoś oczywistego przesłania. Mało tego tłumacze twierdzą, że w tłumaczeniu tej książki są błędy, ale tego to już nie jestem w stanie wyłapać.
Jak dla mnie książka nie do przeczytania, a jedynie do przekartkowania co zrobiłam dość skrupulatnie w księgarni i wystarczy ;)
Dzięki Twojemu poleceniu, chyba na facebooku, kupiłam Przekrój i rzeczywiście jestem pozytywnie zaskoczona. Mam nadzieję gdzieś dorwać poprzedni numer. Dzięki :)
Czytałam też ostatnio Girl’s Room podpatrzony u Ryfki i też polecam, oby więcej takiej prasy!
A ja właśnie szukam poprzedniego! Pytałam w bibliotece, ale u mnie nie ma czytelni z gazetami.
Właśnie kupiłam na allegro :) Widziałam, że jeszcze zostało kilka sztuk. Chętnie też oddam mój egzemplarz jak przeczytam :)
O, w sumie nie pomyślałam o Allegro w tym przypadku. Dzięki!
Hmm, widzę, że mój poprzedni komentarz się nie pokazał. Może to przez link zewnętrzny? To powtórzę, że archiwalne numery można kupić na stronie magazynu.
Jakby co, wszystkie (czyli póki co dwa) archiwalne numery są do kupienia u nich na stronie: http://www.girlsroom.pl/grls/sklep-online Ponoć właśnie drukuje się trzeci i już nie mogę się doczekać :)
Lubię takie wpisy, bo korzystam z nich bardzo dużo. Z reguły jak mi książka w oko wpadnie to nie ma uproś, pomimo krytycznych recenzji muszę sama zweryfikować czy rzeczywiście jest tak jak ktoś pisze. Mam bardzo duży problem z masowymi poleceniami na IG, kiedy widzę jak dana książka zalewa dosłownie większość obserwowanych przeze mnie profili i przyznam się szczerze, że po takiej masówce rzadko kiedy mam ochotę sięgnąć po takową. Zwłaszcza kiedy miód leje się z recenzji strumieniami :) Kilka razy się zawiodłam i już nie próbuję, a jeśli coś mnie zainteresuje to zanim kupię czy to wersję papierową, e-booka czy audiobooka to idę do empiku i przeglądam czy rzeczywiście jest to książka dla mnie. Dlatego zdecydowanie wolę takie subiektywne wpisy jak Twój, w których ktoś pisze szczerze i mimo tego że otrzymał książkę od wydawnictwa, które niewątpliwie liczy na pozytywną recenzję, nadal pisze szczerze i w zgodzie ze swoimi przekonaniami. Za to bardzo Ci dziękuję.
Ale wracając do konkretnych książek – również otrzymałam od wydawnictwa książkę „całe życie”. Myślę, że sama bym jej nie kupiła, bo nie przypuszczałam nawet jaka może być jej zawartość tak do końca. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Koniec końców – ogromnie się cieszę, że miałam możliwość jej przeczytania, te niecałe 200 stron pisane tak prosto i surowo jest zdecydowanie warte każdego słowa. Choć uważam, że nie każdy wyciągnie z niej te same wnioski, nie każdemu ona się spodoba.
Co do Żulczyka… Zakochana w Jego cytatach, zachwycona scenariuszem do serialu Belfer na HBO sięgnęłam dosłownie kilka dni temu po audiobooka „ślepnąc od świateł” i wyrzuciłam go z telefonu po pół godzinie słuchania… Nie dałam rady z tymi przekleństwami Kasiu, myślę też że lektor nie jest tu bez winy. Po Twoich słowach zachęty jestem gotowa teraz spróbować jeszcze raz, ale z książką lub e-bookiem. Chcę mu dać szansę :)
Na „magię olewania” długo miałam ochotę żeby sprawdzić te wszystkie cudowne polecenia, ale kiedy ostatnio przeczytałam wywiad z autorką bodajże w WO to siedziałam dłuższą chwilę zdumiona, ze w ogóle przyszło mi to do głowy. Dodam tylko, że poradników Kondo nie miałam nawet w rękach i nawet nie chcę ich czytać, uważam że nie jest mi to potrzebne. Z kolei z „ikigai”, na które nabrałam ochoty jak zobaczyłam, że się ukazało i dodatkowo po tym jak poznałam znaczenie tego słowa dzięki Tobie i Twojej książce. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę przeglądając ją w empiku. Uważam, że bardziej spłycić i zepsuć się tego nie dało. Cieszę się z zaoszczędzonych pieniędzy na tej książce :)
Ja osobiście chciałabym przestrzec przed „wielką magią” Elizabeth Gilbert. Wysłuchałam audiobooka „jedz, módl się, kochaj”, który czytała rewelacyjnie Anna Dereszowska i może nie byłam zachwycona, ale zauroczona, bo lekko i dobrze się słuchało. Potem przyszło mi do głowy obejrzenie filmu. O Boże! Ta ekranizacja masakruje książkę, pomija wiele kwestii, dodaje mnóstwo nieistotnych, bleee. Bardzo żałuję, że obejrzałam ten film. Ale wracając – EG to raczej autorka jednego bestsellera i jej poradnik „pisarski” o tym jak żyć kreatywnie to jest jakiś koszmar. Dawno tak się nie męczyłam przy książce.
Jest jeszcze jedna książka, o której chciałabym wspomnieć – Endo Shusaku „milczenie”. Po jej przeczytaniu nawet nie chcę obejrzeć filmu i tego nie zrobię, bo jestem pewna że zrobiłabym błąd, ale sama książka jest dla mnie po raz pierwszy tak naprawdę czymś do czego nie umiem się do końca odnieść. Cieszę się, że ją przeczytałam, nie porusza ona lekkiego tematu, ale mam bardzo mieszane uczucia. Dlatego jeśli Ty lub ktoś z Twoich czytelników ją czytał to chętnie przeczytam Wasze spostrzeżenia.
Spróbuj koniecznie Żulczyka w wersji „pisanej”. Naturalnie, nie każdemu się spodoba, ale mi u niego przekleństwa zupełnie nie przeszkadzają, wręcz są elementem języka. Co do negatywnej recenzji – skoro wydawnictwa przesyłają mi książki „do recenzji” to wychodzę z założenia, że zdają sobie sprawę, że może być ona pozytywna lub nie, w zależności od waloru książki, a moja ocena zawsze będzie subiektywna. Endo Shusaku nie czytałam, ale teraz mam ochotę. :)
A ja o „Wielkiej magii” mam zupełnie inne zdanie. Rzadko tak robię, ale po przeczytaniu egzemplarza z biblioteki od razu kupiłam swój. Wcześniej nie czytałam nic tej autorki i raczej nie zamierzam, bo poza kilkoma autorami bardzo rzadko sięgam po zupełnie współczesną literaturę. Dla mnie ten poradnik jest idealny dla osób, które zmagają się z perfekcjonizmem, strachem przed wyśmianiem czy przekonaniem, że to co robimy, musi być oryginalne. Być może to nic nowego, ale u mnie książka okazała się inspirująca i wciąż do niej zaglądam.
A co jako prawniczka sądzisz o pożyczaniu ebooków? Można, skoro to usługa?
Wiem, że z podatkowego punktu widzenia ebook jest traktowany jak usługa (i objęty 23% vatem), ale moim zdaniem, w kwestii pożyczania powinniśmy go traktować jak każdy inny utwór w rozumieniu prawa autorskiego. I na podstawie tych przepisów korzystam z dozwolonego użytku osobistego udostępniając ebooka w bliskim kręgu rodziny i przyjaciół, tak samo jak w przypadku książek.
Dzięki Kasiu za tę informacje, bo był to do tej pory dla mnie minus e-booków, że nie można ich pożyczać. A tutaj takie zaskoczenie :)
Bardzo proszę. Chciałabym tylko podkreślić, że jest to jedynie moja osobista opinia. :)
Ebooki maja znaki wodne, czyli jak rozumiem da się sprawdzić kto i kiedy go kupił. Czy przy takim pożyczaniu nie ma ryzyka, że ktoś komu pożyczyliśmy ebooka puści go dalej, i dalej i np. w którymś momencie ebook wyląduje na chomiku? Teoretycznie do najbliższych znajomych i rodziny możemy mieć zaufanie, że czegoś takiego nie zrobią, ale zawsze jest ryzyko, że ktoś pośle naszego ebooka dalej (może bezmyślnie, a może też w pełnym zaufanie do osoby, która jednak okaże się tego zaufanie niegodna).
Jakie, z punktu widzenia prawa, mogą nas spotkać konsekwencje jeśli nasz ebook wyląduje na chomiku?
Tak, jest takie ryzyko. W takiej sytuacji mogą nas spotkać konsekwencje grożące przy naruszeniu prawa autorskiego. Przede wszystkim właściciel praw może żądać przestania naruszania jego praw (usunięcia tekstu z chomikuj) i zapłacenia ewentualnego odszkodowania.
Pożyczanie ebooków uznałabym za dość konrowersyjne w kontekście praw autorskich. Bo co -po przeczytaniu odsyłasz plik koleżance? Czy pozyczasz od niej ebook razem z czytnikiem? Czy może przesyła Ci plik, który zostaje u Ciebie? Mnie to nie przeszkadza, jednak gdy czytam takie treści publicznie, zwłaszcza na blogu charakteryzującym się, moim zdaniem, swego rodzaju etyką postępowania, potrzebowałabym wyczerpującego wyjaśnienia.
Oczywiście, pożyczanie ebooków jest kontrowersyjne (w kontekście prawa autorskiego) i nadal trwa na ten temat dyskusja w doktrynie, ale uważam, że blog lifestylowy nie jest miejscem na tego typu dywagacje prawne. W komentarzu wyraziłam swoją osobistą opinię, a nie poradę prawną, co wyraźnie podkreśliłam.
Nie oczekiwałam dywagacji prawnych ile nienazywania wzięcia ebooka pożyczaniem -no chyba, że go oddałaś po przeczytaniu, he, he.
Nie musisz odpisywać -ja się czepiam, a w Twoim komentarzu już wyczuwam „typowego focha blogerki”. Nie musimy dywagować na ten temat na 30 komentarzy.
Nie foch blogerki, ale dylemat blogerki będącej prawnikiem (i dodatkowo specjalizującej się w tej materii). Na blogu wyrażam swoje opinie jako ja, nie są to porady prawne. Pilnuję tego ogromnie i zawsze podkreślam. Dlatego też nie chcę wchodzić w jakiekolwiek dywagacje prawne, bo na poziomie blogowym zawsze będzie to zbyt powierzchowne potraktowanie tematu. A co, jeśli nie „oddasz”, a wykasujesz? A co, jeśli pożyczający wykasuje u siebie, czy mamy wtedy do czynienia z przeniesieniem prawa? itd. itp.
Ja serdecznie polecam warszawiakom wystawę Inside Poland, która jest w Domu Spotkań z Historią do 18 czerwca. Piękne fotografie Mariana Schmidta przedstawiające życie w Polsce w czasach PRLu. Bardzo to ciekawe, wstęp wolny.
Ciekawa też jestem Kasiu jak z Twojej perspektywy wygląda wymienianie się ebookami? Chodzi mi o kwestie prawne. Wydaje mi się, że to jest nie do końca określone w polskim prawie?
Beato, dziękuję bardzo za polecenie! Odnośnie pożyczania ebooków przeczytaj proszę mój komentarz poniżej.
Kasiu, wczoraj byłam w kinie na „Uciekaj!” i z całego serca polecam ten film. Nie wiem kiedy ostatni raz widziałam coś, co zrobiłoby na mnie takie wrażenie – pięć lat temu? Może bliżej dziesięciu? To thriller, który od pierwszej minuty idealnie trąca te struny, które sprawiają, że siedzę na brzegu fotela i obgryzam paznokcie. Mało jump-scare’ów, za to z dozą humoru, widać wpływy niesamowitych obrazów takich jak „Dziecko Rosemary”, a tematy rasowe podane moim zdaniem z klasą i bez wciskania komukolwiek poglądów. Jejku jej, jestem tak urzeczona…
A nadaje się dla kogoś, kto jako nastolatek chował się pod kurtką w kinie na Parku Jurajskim? :)
Powiem tak: to tylko thriller, nie ma w nim potworów, duchów i tak dalej (dinozaurów też nie :D). Potworna jest tutaj przesycona grozą atmosfera. Jeśli na takie rzeczy też jesteś wrażliwa to wtedy pewnie lepiej zostać w domu, a w przyszłości może obejrzeć na jakimś VOD, bo jednak we własnym mieszkaniu aura strachu jest zawsze bardziej strawna niż w ciemnej sali kinowej :)
Hmm, w takim razie chyba tak zrobię, poczekam na wersję „domową”. :)
Nadaje się, ja z Parku Jurajskiego uciekłam z kina. Ten film raczej jest z serii „tak straszny, że aż głupi”. Formuła horroru, czy thrillera została raczej wykorzystana jako narzędzie do pokazania nieoczywistej strony rasizmu w USA…
Ekstraaaa! Podziwiam. Bardzo mnie zainteresowalaś i mam nadzieję ze niedługo mi się uda znaleźć więcej czasu na czytanie! Może na hamaku…..? Ahhh
A oprócz przekroju co jeszcze możesz polecić
Hmm, wcześniej często zaglądałam do Wysokich Obcasów. Zdarzało mi się też kupować Urodę Życia, ale obraziłam się na nich po bardzo niefajnej akcji w związku z promocją mojej książki. :(
A oprócz przekroju co jeszcze możesz polecić
A ja polecam koncert Sinfonii Varsovii w najbliższą środę na Uniwersytecie Muzycznym na Okólniku. II Symfonia Rachmaninowa to kwintesencja ciepłych, spokojnych wieczorów ♡
Dziękuję bardzo!
Widziałam na facebookowej grupie Simplicite, że jakiś czas temu szukałaś „Szczygła” Donny Tart. Jeśli jeszcze nie trafił w Twoje ręce to serdecznie polecam, najlepsza książka jaką w ostatnim czasie przeczytałam.
Ja po lekturze „Magii olewania” (która jest w dodatku źle przetłumaczona i zawiera błędy, np. w diagramach), a wcześniej „Hygge” (Wikinga) postanowiłam, że już NIGDY nie skuszę się na książki, które co jakiś czas hurtowo hulają na pięknych „flatlayach” na Instagramie (w otoczeniu kawusi, świeczek zapachowych i rozsypanych kwiatów). Dwa razy zrobiłam ten błąd i wystarczy.
Ja też ostatnio zraziłam się do „instagramowych” książek, na temat których zachwyty widzę na co drugim blogu i Instagramie. Czarę goryczy przelały „Skin Coach” i „Eat Pretty” – obie przepięknie wydane, ale albo pełne błędów, albo napisane w nieznośny sposób („produkty uskrzydlające urodę” i „wrogowie wdzięku czający się w spiżarni” w tej drugiej dobiły mnie). W tym samych czasie trafiłam na dwie inne książki na podobne tematy (których praktycznie w ogóle nie widziałam w internecie), dla odmiany fajne i rzetelne. Dlatego „Food Pharmacy” i „Rzecz o ptakach” wypożyczę z biblioteki (podejrzanie za często je widzę na Instagramie).
Wrogowie wdzięku czające się w spiżarni! Mega! :)))
„Food Pharmacy” bardzo polecam :) książka oczarowała mnie najpierw wizualnie, a później merytorycznie – bo o wielu błędach żywieniowych nie zdawałam sobie sprawy albo upychałam w zakamarki błogiej nieświadomości, bo tak było wygodniej… a tutaj wszystko ładnie wyjaśnione. Warto przeczytać :)
Mam ją już zamówioną w bibliotece, więc przynajmniej zajrzę. Ciekawa jestem, zwłaszcza że po świetnych „Utraconych mikrobach”, „Zdrowie zaczyna się w brzuchu” i trochę gorszych, ale też ciekawych książkach „Jelita. Historia wewnętrzna” i „Zadbaj o równowagę mikroflory jelitowej” poprzeczka zawieszona jest wysoko:) Nie wiem, czy dowiem się czegokolwiek nowego, ale temat mnie bardzo interesuje, więc dam jej szansę.
o! z chęcią i ja zerknę na te książki. dzięki! :)
Sama właśnie pisałam na blogu o tej książce Wikinga, bo zaciekawił mnie rozdział o hygge w Kopenhadze – cieszę się, że nie wpadłam na pomysł kupienia jej, tylko przejrzałam dzięki uprzejmości znajomej osoby. A już prawie byłam z nią przy kasie, na szczęście się opamiętałam. Ale tak to jest, jak się ocenia książkę po okładce, bo na Instagramie faktycznie świetnie wygląda :D
Popieram razy 10 :) Strasznie to są śmieciowe pozycje, zapychanie papieru treścią bez znaczenia. Po co to komu ;). Lepiej przeczytać prawdziwą książkę!
Wreszcie znalazłam kogos, kto woli Forsta od Chylki jak ja! ;) „Magia olewania” – podobnie myślałam po lekturze. Z założeniami się zgadzam, ale czemu to jest przedstawione w taki sposób? A „Całe życie” to naprawdę piękna opowieść.
Kasia, a myślisz że dzienniki Groena spodobają się starszej osobie? Starszej = starszej niż sam autor, konkretnie mojej babci – typ raczej elegancko-powściągliwy?
Asia, nie wiem. Książki poruszają też temat alzheimera i myślałam, żeby dać je do przeczytania mojej babci, która ma podobne doświadczenia, ale w końcu stwierdziłam z mamą, że może nie, żeby mnie źle nie zrozumiała. To chyba kwestia posiadania bardzo swoistego poczucia humoru. Mojemu dziadkowi dałabym bez chwili zastanowienia. :)
bardzo polecam Małe Życie, szczególnie w kontekście Twojego ostatniego posta.
Skutecznie zniechęciłaś mnie do „Magii olewania” wklejając cytat. Porównanie do 3-latka idealnie to podsumowuje więc nie mam już nic do dodania.
Czemu Cię nie posłuchałam?? „Magia olewania” to jakaś tragedia… Jest to druga w moim życiu książka, do której końca nie dobrnęłam, i mam do niej dokładnie te same uwagi :)
Uwielbiam Twoje wpisy! Ten jest wyjątkowy. Jesteś prawdziwa dama – mądra, przepiękna, niezależna i w dodatku interesująca się kultura, a nie nowymi hitami w makijażu na instagramie. Pewnie jak każdy masz druga stronę medalu, ale to co sobą reprezentujesz jest godne podziwu i naśladowania :) oby więcej takich ludzi. Jestem Tobą oczarowana, motywujesz mnie :)
Dzięki za opinię o Forście, myślałam, że po Kasacji nie dam drugiej szansy Mrozowi. A jednak dam:)
A „widziałaś” już Niewidzialną wystawę” w Warszawie?
[Maja]
Nie. Wybieram się już tak długo, że aż wstyd się przyznać. :(
Gorąco namawiam! Jestem z Wrocławia więc pewnie łatwiej mi było zaplanować wyjście na wystawę w innym mieście – w swoim mam większe zaległości. „Niewidzialna wystawa” powinna Ci się podobać:)
[Maja]
Po przeczytaniu „Kasacji” stwierdziłam, że R. Mróz jest chyba najbardziej przereklamowanym polskim pisarzem i obiecałam sobie, że nie tknę już żadnego z jego wyprodukowanych „dzieł” ;) Niedawno czytałam natomiast „Króla” Twardocha i tę książkę mogę z ręką na sercu polecić. Autor tak niesamowicie opisuje klimat międzywojennej Warszawy, że podczas czytania czułam się jakbym oglądała naprawdę świetnie nakręcony film, wszystko miałam żywo przed oczami. Natomiast, jeśli lubisz książki lekkie, proste i dostarczające dużej dozy rozrywki to polecam pisarskie alter ego Joanne Rowling – Roberta Galbraitha. Ja z pewnością skuszę się na dwie pierwsze polecane przez Ciebie tytuły, już dodałam na półkę „do przeczytania” na lubimyczytac.pl :)
nowy żulczyk – bardzo jestem ciekawa <3