Pojawił się 3 miesiące temu. Znienacka. Któregoś dnia MM zauważył obcego psa na podwórku przy domu. Wtedy wokół działki stało robocze, prowizoryczne ogrodzenie. Nelę trzymało na terenie, ale mały, chudy piesek prześlizgnął się przez oczko siatki bez większego problemu. Przywitał się z Nelą i uciekł. Na początku myślałam, że to czyjś pies. Wioskowy, takie tutaj często chodzą własnymi ścieżkami.
Potem spotkaliśmy go w okolicy ze 2 razy. Nie pozwalał się zbliżyć. Był tak kudłaty, że nie było widać czy ma obrożę. Nie byłam też w stanie rozpoznać czy to pies czy suczka. Próbowałam podejść – uciekał od razu. To był czas majowych burzy. Przez kilka kolejnych dni nie mogłam znieść myśli, że to małe stworzonko kryje się gdzieś przed piorunami w lesie. Szukaliśmy go w deszczu. Chodziliśmy po leśnych ścieżkach. Jeździliśmy rowerem i samochodem po okolicy. W kieszeni i w aucie trzymałam psie chrupki na wszelki wypadek. Znaleźliśmy jego kryjówkę w pustostanie w budowie. Ktoś postawił mu miskę z wodą i jedzeniem.
Rzucałam mu jedzenie próbując się do niego zbliżyć. Robiłam mu ścieżkę z chrupków. Głód przeważył nad strachem. Gdy podszedł blisko zobaczyłam, że jest tak skołtuniony i brudny, że prawie nic nie widział. Nie miał obroży, nie miał adresówki. Pozwolił się delikatnie dotknąć. Szczerze mówiąc, nawet mi nie przyszło do głowy, żeby mógł mnie ugryźć. Wreszcie wóz, albo przewóz. Wzięłam obrożę Neli, zmniejszyłam jak się tylko dało i po prostu zapięłam mu na szyi. Nie protestował wcale. Poszedł ze mną grzecznie na smyczy. Był wieczór, nie mogliśmy go od razu zawieźć do weterynarza. Nie chcieliśmy go też zabierać do domu, bo mógł być przecież chory. Zrobiliśmy mu na noc legowisko w przyczepie kempingowej, która stoi obok domu. Nożyczkami przycięłam mu trochę sierści nad oczami, żeby mógł widzieć cokolwiek. Nazwaliśmy go roboczo Chewbacca. Alternatywnie mógł się nazywać tylko Bob Marley, bo sierść miał całą w grubych, brudnych dredach. Ciągle chodziliśmy sprawdzać czy wszystko ok.
Następnego dnia zrobiłam mu zdjęcia i zabraliśmy go do weterynarza we wsi obok. Na terenie gminy działa stowarzyszenie na rzecz bezdomnych psów, które wzięło go pod opiekę. Na drugą noc został u weterynarza. Okazało się, że to bardzo młody psiak. Ma rok lub dwa. Zbadali go, odrobaczyli, wyjęli kilkadziesiąt kleszczy, wbiły mu się wszędzie, też przy oczach. Chipa też nie miał, rzecz jasna. W międzyczasie wrzuciłam zdjęcia do mediów społecznościowych, na lokalne grupy itp. Mogło się przecież okazać, że ktoś go szuka. Nic szukał. Zaskakujące, że przy takim zakleszczeniu badania krwi wyszły zupełnie czyste. Nie mogliśmy przestać się śmiać, gdy Chewie wrócił taki częściowo ogolony. Nie było wyjścia, sierść miał w fatalnym stanie. Umówiliśmy się z weterynarzem, że weźmiemy go do siebie na tymczas.
Trochę baliśmy się jak zareaguje Nela. Robiliśmy już jedno podejście do drugiego psa. Rozważaliśmy wzięcie Bingo – psa, którego poznaliśmy w trakcie spacerów w Azylu pod Psim Aniołem. Mimo, że wtedy zrobiliśmy wszystko jak należało, psy nie przypadły sobie do gustu, zaatakowały się od razu. Baliśmy się jak będzie z Chewiem. Był 3 razy mniejszy od Neli, mogła go pogryźć bez problemu. Na szczęście, Chewie okazał się tak uroczy, że urabiał sobie Nelę z dnia na dzień. Zdarzyło się między nimi kilka incydentów, ale absolutnie nic poważnego. Przede wszystkim musieliśmy zwracać dużą uwagę na nie faworyzowanie nowego. Nela jest dużo mnie przytulasta, więc nie było łatwo, ale staraliśmy się obdzielać uwagą psy po równo, z przewagą dla Neli. Nie nazwałabym ich przyjaciółmi, mają zupełnie inne usposobienie, ale dogadują się bez problemu i uczą wzajemnie różnych rzeczy, nie zawsze tych godnych nauki. ;)
Od początku było klarownie widać, że Chewie… nienawidzi samochodów. Jego życiową misją jest obecnie bieganie pod ogrodzeniem i ganianie KAŻDEGO samochodu, który przejeżdża obok. Na szczęście, nie jeździ ich tu zbyt wiele. Zgadnijcie, kto się od niego nauczył szczekania na auta? A kto nauczył Chewiego szczekania na każdego psa i rowerzystę? Ano, tak to właśnie wygląda. :)
Po szczepieniach zabraliśmy Chewiego do psiego fryzjera, skąd wyszedł… zupełnie inny pies! Fryzjerka powiedziała mi kilka ciekawych rzeczy. Przede wszystkim Chewie to 2/3 sznaucera i 1/3 terieropodobna. Bardzo prawdopodobne, że jako szczeniak wygladał jak york, co by mogło tłumaczyć jego historię. Bardzo możliwe, że ktoś kupił yorka z pseudohodowli, który nagle urósł i cóż, trzeba było coś z nim zrobić. Pomimo, że jego wygląd na to nie wskazywał, to wydaje nam się, że Chewie nie błąkał się samopas dłużej, niż kilka dni. Wcale nie jest taki strasznie lękliwy – boi się podniesionej ręki, ale tylko wtedy, gdy coś w tej ręce trzymam. Nie lubi też głośnych dźwięków i bardzo boi się burzy. Jedną z burzliwych nocy spędziłam z nim na schodach, bo tam czuł się najbezpieczniej.
Jest to pies, który mieszkał w domu, bo jest nauczony czystości w domu i bardzo grzeczny. Boi się tylko jeździć samochodem, próbuję go przyzwyczajać. Przez jakiś czas mieliśmy kłopot, bo regularnie uciekał poszwędać się po wsi. Sąsiedzi musieli mieć mnie serdecznie dość, gdy codziennie biegałam w piżamie drąc się niemożebnie „Cheeewieee, Chewieeeeeeeeeee”. ;) Gdy założyliśmy docelowe ogrodzenie podkopał się pod furtką i nadal wychodził o poranku na obchód. W końcu założyliśmy mu adresówkę (jest oczywiście zachipowany) przestaliśmy za nim łazić, bo zawsze po godzince wracał. W końcu przestało mu się chcieć chodzić. Możliwe, że suczkom skończyła się cieczka. ;)
Wiem, że nie pisałam o tym ani na blogu, ani w mediach społecznościowych, ale dla nas było właściwie klarowne od samego początku, że jeśli nie znajdzie się właściciel to Chewie zostaje z nami. Umowę adopcyjną podpisałam już ponad miesiąc temu. ?
Dane Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Polsce wskazują, że w czasie wakacji i w okresie powakacyjnym liczba czworonogów w schroniskach wzrasta o 30% Psiaki najczęściej są porzucane, ponieważ ich opiekunowie nie wiedzą, co z nimi zrobić podczas urlopu.
Wiem, że nie każdy ma możliwość przygarnięcia błąkającego się psa (sama pewnie skończę kiedyś jak Violetta Villas ;)), ale wierzcie mi, że najgorsza jest bezczynność i obojętność. Nie łudźcie się, że jeśli Wy się nie zainteresujecie, to pewnie ktoś to zrobi. Może tak, ale najczęściej nie. Mnóstwo wskazówek, co zrobić, gdy zauważysz porzuconego psa, znajdziecie TUTAJ.
Oto historia Chewiego. ? Jeśli masz swoją do opowiedzenia, napisz proszę. Jeśli masz pytania o psią adopcję, postaram się odpowiedzieć.
<3 <3 <3
Wspaniale, że trafił do dobrych ludzi i ma kochający dom ❤❤ psy na wsiach mają parszywy los. A takich podrzutkow zapewne jest rok w rok po prostu mnóstwo, bo w okresie wakacji pies staje się niewygodnym problemem. Pamiętam wolontariat w schronisku – głupota, okrucieństwo, brak wyobraźni i odpowiedzialność, z którą stykałam się dzień w dzień była po prostu bezkresna. Niby XXI wiek, niby Europa, niby cywilizacja, tyle ludzi wykształconych a wiedza i podejście do zwierząt – po prostu ciemnogród. Wersalki wyrzucane na śmietnik mają lepszy los niż większość zwierząt oddawanych do schroniska. W ocenie niektórych różnica pomiędzy meblem a zwierzęciem nie istnieje.
Często jest i tak,że to ludzie z miasta porzucają swoje psy właśnie na terenie jakiejś wsi… więc moim zdaniem nie w tym tkwi różnica czy to miasto,czy wieś. Problem tkwi w braku wrażliwości człowieka
To prawda. Niestety wiele psów na wiejskich drogach i polach ląduje, bo miastowym szkoda na opłatę schroniskowa :(
To prawda, ale faktem jest też, że na wsi jest dużo mniej empatii wobec psów. Wiele z nich jest ciągle na łańcuchu lub są pozostawione kompletnie bez opieki.
Pani Kasiu mega szacunek za wielkie serce ! Oby wiecej takich ludzi jak Pani i jak najmniej porzucanych zwierzat.Bo nie mam niestety zludzen ze sie to zupelnie skonczy.
I znow nasuwa sie to powiedzenie , ze im bardziej poznaje sie ludzi tym bardziej kocha psy … I ludzi ktorzy psy kochaja…
„Bo nie mam niestety zludzen ze sie to zupelnie skonczy.” – możliwe, że nie :(
Ale kiedyś przeczytałam bardzo fajne zdanie. Jeśli zaopiekujesz się takim psem to nie zmienisz całego świata, ale zmienisz cały świat dla tego jednego pieska :)
Pięknie zdanie!
Piękna i wzruszająca historia :)
Część,
Ale on jest piękny! Bardzo fajnie, że go przyjęliście. Cudowna psina, na pewno będzie mega wdzięczna o przywiązana :)
Pozdrawiam
Kasia
Kochana jesteś Kasiu i jak to dobrze, że na świecie są ludzie tacy jak Ty.
A Chewbacca nie mógł lepiej trafić.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Pozdrawiam również!
Cześć :)
Ja w grudniu musiałam uśpić moją ponad osiemnastoletnią kochaną suczkę. Musiałam się z tym pogodzić, ochłonąć i wreszcie przyszedł czas na kolejnego psa… Oczywiście pierwsza myśl to adopcja. I tak przez kilka miesięcy siedziałam na różnych stronach fundacji przeglądając kolejne wpisy dotyczące psiaków. Nie miałam ciśnienia, stwierdziliśmy, że musimy podjąć decyzję na spokojnie. Musimy trafić na psa, do którego poczujemy to coś :) Wreszcie całe, wspólne życie przed nami – fajnie będzie się ze sobą dobrze czuć ;)
I rzeczywiście trafiłam na kilka psiaków, które na ich szczęście (że znalazły dom!)ktoś adoptował ostatecznie przed nami…
Po kilku tygodniach, różnych próbach udało się umówić spotkanie na zapoznanie 1,5 rocznej suczki, przebywającej w Warszawie, w domu tymczasowym. W między czasie osoba nią się zajmująca podesłała mi zdjęcie szczeniaka w typie teriera (a mam do nich wielką słabość). W piątek byliśmy więc z wizytą u Dobrosi, a w sobotę pojechaliśmy do Nasielska poznać szczeniaka Hesię :) Traf chciał, że w boksie oprócz Hesi, była jeszcze Cesia – jej siostra :) Spędziliśmy sporo czasu z dziewczynami i nie mogliśmy podjąć decyzji, którą z nich zabierzemy (naturalne stało się to, że musimy zdecydować się na szczeniaka, który przebywa w klatce!).
Jak to się skończyło? A no tak, że od 6 lipca w naszym mieszkaniu mamy dwie, rozbrykane, szczekające, ganiające i psujące wszystko suczki – Hesię i Cesię przemianowane na Nangę i Parbę ;)
Czy cofnęłabym decyzję, wiedząc jak wygląda życie z dwoma szczeniakami będącymi w jednym wieku, pod jednym dachem? Nie ukrywam, że jest ciężko :) Ale nie, decyzji nie zmieniłabym już nigdy :) Świadomość, że te dwie psoty mogłyby być dalej w boksie łamie mi serce.
Żeby to nasze stadko ogarnąć musieliśmy się zdecydować na indywidualną współpracę z behawiorystą. Pierwszy etap mamy za sobą. Pracujemy z dziewczynami codziennie. Mam nadzieję, że za rok wyrosną z nich fajne i mądre psiaki :) które w głowach mają znacznie więcej niż to, żeby zjeść w całości szafę (tak – to fakt z naszego życia – szafa w przedpokoju jest prawie zjedzona ;)
A Tobie Kasiu gratuluję nowego członka rodziny :)
Pozdrawiam i powodzenia!
PK
To chyba zależy od człowieka, ale ja po 5 latach od śmierci mojej 17 letniej suczki nadal nie jestem gotowa na kolejnego psa. Robiłam kilka podejść – oglądałam fundacje, przytuliska, stony schronisk i nie mogę się przemóc, w głowie mam poprzednie ukochane psisko. Za to przerzucilam się na koty – w ciągu 5 lat zamieszkały u mnie 4 koty po przejściach, mimo że kotów nigdy nie lubiłam jakoś wybitnie. Aktualnie jestem całym sercem kociarą z kocim przybytkiem w każdym wypadku uratowanym przed śmiercią lub z ulicy. Niestety do nowego pieska w żaden sposób nie potrafię się przekonać. Tak już chyba pozostanie. Był ten jedyny i wystarczy.
Rozumiem bardzo dobrze… Majka w moim sercu też zajmuje wyjątkowe miejsce… i nic na siłę :)
Dzięki temu – kotełki znalazły ukochany dom :)
Piękna historia, dziękuję, że się nią podzieliłaś. :) Głaski dla dziewczyn, a szafa rzecz nabyta. ;)))
Gratulacje! Wspaniały nowy członek rodziny! My podobnie – najpierw jeden kot z telawiwskiego domu tymczasowego, potem z dnia na dzień dostaliśmy malutką dziewczynkę, którą mieliśmy się tylko poopiekować, ale oczywiście została z nami. A dziś przygotowujemy dom na kolejnego bezdomnego kociaka z Ber Szewy, który będzie z nami już za dwa tygodnie.
Cała nasza rodzina życzy szczęścia!
Wzajemnie!
Piękna historia ❤️
Brawo Wy!!!!! Świat byłby piękniejszy gdyby było więcej ludzi o tak wspaniałym sercu!!!!
Dużo jest dobrych ludzi – sama mam 4 koty – zgarnięte z ulicy i ze schroniska w stanie niemal śmiertelnym, odratowane i zadbane, jednak stale spotykam prześmiewcze komentarze – 4 koty???? Musi Wam śmierdzieć w domu okrutnie! Absolutnie, wszystko wykastrowane. Ile te koty kosztują! Tyle pieniędzy! Mogłabyś mieć za pieniądze wydane na koty to, to i jeszcze to! – pieniądze wydawane na koty są najczęstszym powodem krytyki na moim blogu. A niby każdy wydaje na to, na co chce wydawać, jednak do krytyki ludzie zawsze są chętni, bo przecież samapublikuje swoje wydatki, więc aż się proszę ;-)
Nie przejmuj się złośliwymi komentarzami. Ludzie bywają zawistni i lubią szydzić z innych. Osobiście uważam, że lepiej wydać pieniądze na utrzymanie zwierzaka niż na kolejny ciuch w szafie
Dziękuje :) ♥️
My mamy 2 psy. Pierwszy Maksio, cudowny, wspaniały, mądry i zrównoważony golden retriever był moim wymarzonym psem z prawdziwej hodowli. Jest z nami od 4 lat, a my wciąż w dobrym kontakcie z hodowcami. Maksio jest kluczowy w tej historii ;)
W grudniu 2018 roku postanowiliśmy zostać domem tymczasowym – chcieliśmy pomóc innemu goldenowi retrieverowi. Zaliczyliśmy fundacyjne testy i 23 grudnia przyjechała do nas ponad 300 km Klara, sunia. Początki niezapomniane. Ja w ulewną noc, próbuję wyciągnąć z transportera małą, lękliwą sunię która atakuje, próbuje ugryźć i za nic nie chce wyjść. Musieliśmy zdemontować cały transporter aby małą wynieść. Po kilku tygodniach wiedzieliśmy, że … jej nie oddamy :) Wniosła do naszego domu radość, mnóstwo śmiechu. Jest uparta, lekko dominująca, ona musi pierwsza ;) Maks pomógł jej nas pokochać, był jej kompanem na spacerach – przedstawiał na osiedlu, uczył spania z nami w łóżku i pozwalał jej spać przy sobie przez wiele tygodni.
Dziś kochamy oboje – oboje róźni, wnoszą mnóstwo radości do naszego domu.
Goldeny są niesamowite. Pozdrowienia dla obojga!
Zrobiliście bardzo dobry uczynek. Psisko urocze, na pewno jest Wam ogromnie wdzięczne. Poruszyłaś, Kasiu, ważny temat. Dziękuję za odnośnik do artykułu o znalezieniu porzuconego psa.
W swojej rodzince posiadam 2 suczki, psa i kotkę. Każde ze zwierząt ma własną historię. Suczka Punia została porzucona przez poprzednich właścicieli, z nami jest już ponad 14 lat zdrowa i zadowolona z życia, Sonia typowy kundelek przyszła za nami ze sklepu i tak już została (również porzucona ), w mojej rodzince jest już około 5 lat, za to Rudek jedyny dżentelmen w tym gronie jest synem psa wziętego ze schroniska, który spędził z nami 15 lat. Kotka Mira zaś została znaleziona jako ostatnia z miotu zostawiona na pastwę losu na starym worku na strychu opuszczonego domu (teraz ma już prawie 11 lat- jest to moje ukochane maleństwo ). Kocham te zwierzęta i nie wyobrażam sobie bez nich życia, a to co one potrafią mi dać jest nie do opisania. Miłość, wdzięczność, wiele radości i śmiechu szczególnie gdy zaczną dokazywać :) Dodają otuchy w chwilach smutku, pocieszają . Dla mnie są pełnoprawnymi członkami rodziny i nie rozumiem jak można porzucić jakiekolwiek zwierzę. Uwielbiam takie historie z happy endem i mam nadzieję,że będzie ich dużo więcej. Pozdrawiam serdecznie Panią i całą psią rodzinkę <3
P.S Świetny blog :)
Pozdrawiamy serdecznie również! :)
Piękna historia, fajni z Was ludzie :)
Pieknie, uwielbiam Cię/was za to jeszcze bardziej :)
Znam to, mieszkam od 30 km od 3 dużych miast i wiosną oraz na początku wakacji jest bardzo dużo psów. W efekcie wszystkie psy, które mieliśmy i mamy, to właśnie takie porzucone. Najlepsze jest to, że wszystkie są naprawdę urocze, żaden nie miał jakichkolwiek ataków agresji czy czegokolwiek. W tej chwili mam dwa psy (w tym jeden nie widzi), ogródek z dziurami i bardzo trwałe ogrodzenie :)
Piątka za ogródek z dziurami ;)
Wspaniała historia ? dająca wiarę w ludzką dobroć. Psinka jest pewnie ofiarą wakacyjnych wyjazdów… brak słów… My kiedyś znaleźliśmy w lesie porzuconą kotkę, również musiała mieszkać w domu,bo gdy zamieszkała z nami niczego nie trzeba było jej uczyć,wszystko wiedziała jak się zachować. Była cudowna ?
ogromny szacunek Kasiu :) i tak jak napisałaś „najgorsza jest bezczynność i obojętność”!
zawsze można coś zrobić. we wsi pod Wrocławiem zauważyliśmy zagłodzoną suczkę, której kości było widać na kilometr. obok były jeszcze dwa schowane szczeniaki, a jeden dodatkowy leżał martwy. nie widzieliśmy co zrobić, czy zabrać, gdzie będą spać, gdzie zawieźć do weterynarza, ale było pewno, że COŚ musimy zrobić. wypadło to w święto i nie wiedzieliśmy nawet czy jakiś weterynarz jest otwarty tego dnia. zadzwoniliśmy do stowarzyszenia, które nam poradziło, aby zabrać wszystkie psy i przywieść do nich. od razu udzielili psom pomocy. czasami tylko poinformowanie kogoś daje szansę tym zwierząt. gdybyśmy ich nie przywieźli tego dnia to szczeniaki by nie przetrwały dodatkowych dni. nie wspominając o suczce, która była w tragicznym stanie. Ekostraż we Wrocławiu najlepsza <3 szczeniaki się rozeszły do adopcji szybko, a ostatecznie suczka jest u nas i mija 8 miesiąc :) (a mamy już jednego psa w domu). dziewczyny dogadują się świetnie (na szczęście) i też mamy problem, aby nowej nie faworyzować, bo też to jest ta bardziej zabawowa i przytulasta :)
Fantastyczna historia! Jak niewiele potrzeba, prawda?
To jest historia jak u mnie – byliśmy na wakacjach z naszym jamnikiem i do naszego domku przybłąkał się teriero-sznaucer i już z nami został, chociaż i tak z rana szedł na obchód wsi w której byliśmy na wakacjach. Od 6 lat jest już mieszkańcem wielkiego miasta i doskonale sobie w nim radzi :)
Piękna historia z happy endem! Ja od małego przygarniam błąkające się zwierzęta, nie potrafię przejść obojętnie. Fantastycznie, że Chewie ma teraz nowy kochający dom.
Cudowna historia. Dziękuję za Twoją i wszystkie, które przeczytałam pod postem.
Cudo. Brawo. Kocham takie postawy ! Ja sama zupełnie nie planując tego wziełam drugiego psa. Ze schroniska. Też csłkuem inny temperament ale dajemy radę.
Miliony ludzi na calym swiecie przygarnia psy z ulicy ale malo kto robi sobie PR ich kosztem.
Mam nadzieję, że kolejne miliony będą przygarniać i robić sobie tyle PR-u, ile wlezie. Wysyłam Ci dużo pozytywnej energii. :)
Piękna historia:) takie dobre uczynki zwracają z nawiązką :) nic nie zastąpi radości psa kiedy wita się z nami, przychodzi przytulić czy pozaczepiac, tej wdzięczności za miskę z jedzonkiem :) pies to wielka radość ❤️?
Piękna historia! Jesteście wspaniali! <3
Moją Sądzę przeprowadziłam do domu w środku srogiej zimy. Ktoś wyrzucił ją i pozostawił na pastwę losu na mrozie. Od mieszkańców wsi dowiedziałam się że błąkała się od kilku dni. Spała zwinięta w kłębek na gołej ziemi, nie jadła ani nie piła. Chetnie poszla za mną do domu bez smyczy, grzecznie obok nogi. Przespala kilka godzin, zjadła, przeszła się po domu i tak jest z nami od 3 lat. Jest najgrzeczniejszym psem na świecie, czasami wydaje mi się że rozumie każde słowo a nawet myśl. Jest szalenie wierna i kochana. ❤
Pani Kasiu,
Super historia- dzięki Pani zrozumiałam, że łatka szalonej Warszawianki mi nie przeszkadza. Ale do brzegu – jestem psiara i aktualnie posiadam psa w typie Pekińczyka oraz dumna posiadaczka 4 uli (dlatego każdy weekend spędzam na działce). Niestety spotkałam sie z duzo chyba gorsza sytuacja, ze ktos “adoptuje” psa na okres wakacji a potem go zostawia na opuszczonym siedlisku.
Proszę sobie wyobrazić psia rozpacz w takiej sytuacji – dwa razy udało mi się pomoc, ale czy nie zrobią tego więcej, nie wiem. Pozdrawiam, Agnieszka
Jejku jaką Ty mi sprawiłaś radość tych wpisem!!! Bardzo się cieszę z Waszego nowego członka rodziny. Marzy mi się, aby każdy tak pięknie postępował i traktował wszystkie zwierzęta. Jak tylko czytam takie artykuły, to od razu napełnia mnie nadzieja, że może jeszcze los taki zwierząt się odmieni? Dlatego nie wiem jak Wy, ale ja myślę, że ktoś kto nie lubi czy to psów, czy kotów i przechodzi obojętnie obok ich cierpienia, to tak naprawdę musi też nie lubić siebie i innych ludzi. Sama nie wyobrażam sobie życia bez psa i traktuje go jak członka rodziny ( chociaż z Nami to ma lepiej, jak w Ameryce :D ). ps. Piesek kompletnie nie do poznania po metamorfozie. Aż chce się go mocno przytulić!