Darmowe
planery, e-booki...

Podziel się:

Darmowe
planery, e-booki...

Tak Cię widzą w pracy, jak mówisz. 3 zawodowe błędy, których już nie popełniam

zawodowe błędy

Półtora roku temu poświęciłam jedno ze spotkań na żywo na Facebooku książkom – tym, które z różnych względów były ważne w moim życiu. I wtedy odkryłam, że nadal mam w domu jedną pozycję, którą trzymam odrobineczkę z sentymentu, ponieważ uważam, że wiele mnie nauczyła – Grzeczne dziewczynki nie awansują Lois P. Frankel. Konstrukcja książki zakłada, że najpierw odpowiada się na pytania, a potem z kwestionariusza wynika, nad jakimi zachowaniami trzeba pracować. Ponieważ zachowały się w książce moje zapiski sprzed 15 lat (!), postanowiłam szczerze odnieść się do kilku błędów, które wtedy popełniałam i nad którymi chyba całkiem nieźle udało mi się zapanować.

 

Pierwsze 3 błędy opisałam w tekście Zawodowe błędy, które 14 lat temu skutecznie przeszkadzały mi w pracy (i jak ich nie popełniać). Bardzo ciepło go odebraliście, dlatego postanowiłam kontynuować tematykę. Różnorakich błędów, które popełniałam w ciągu swojej 15-letniej, dotychczasowej kariery zawodowej jest mnóstwo, co sprawia, że mogę je nawet pogrupować! :) Dzisiaj postanowiłam skupić się na tym, jak i co mówiłam.

 

 

Używanie samego imienia

 

Nienawidzę, gdy ktoś w pracy mówi do mnie pani Kasiu. :) No dobra, teraz to już mi wisi, ale gdy miałam 25 lat był to dla mnie duży problem. „Pani Kasiu” kojarzyło mi się bardzo pejoratywnie. „Pani Kasiu, dwie kawy do pokoju, proszę!” – wiem, że skojarzenie jest płytkie i stereotypowe, ale takie miałam. Wkurzało mnie „paniokasiowanie” do momentu, gdy uświadomiłam sobie, że przecież ja to sobie głównie robię sama. Sama! Nie lubiłam swojego pełnego imienia. Katarzyna kojarzyło mi się strasznie sztywno i wyniośle. Przedstawiałam się imieniem i nazwiskiem, a i owszem, ale jako Kasia Kędzierska, nie Katarzyna. Nic dziwnego, że stawałam się z rozbiegu Panią Kasią.

 

W korporacji, gdzie pracowałam przez wiele lat, standardem było mówienie sobie „na Ty”, ale zawsze byłam Kasią. Do teraz jest to dla mnie fenomenem, że Monika nie staje się Monisią, Ewa Ewcią, Dorota Dorotką itp. a Katarzyna, Joanna, Barbara zawsze kończą jako Kasia, Asia i Basia. Nie wspominając już o tym, że do pana Roberta nikt o zdrowych zmysłach nie powie panie Roberciku… Do tej pory szczególnie widzę to w korespondencji mailowej, gdzie nawet obce mi osoby „paniokasiują” na wstępie. Kilka razy zupełnie świadomie zdecydowałam się na eksperyment. Gdy dostawałam maile zaczynające się od „Pani Kasiu”, a kończące „pozdrawiam Joanna, Zbigniew czy Robert” odpisywałam zwrotnie „Pani Asiu, Zbyszku czy Roberciku”. Efekt piorunujący. W kolejnych wiadomościach od razu awansowałam na Panią Katarzynę czy Panią Mecenas (z uwagi na zawód), a pan Robert przysłał mi epopeję z przeprosinami. True story!

 

Teraz świadomie przedstawiam się pełnym imieniem, bardzo je polubiłam, choć zajęło mi trochę czasu, żeby się przyzwyczaić. Używałam pełnego imienia na wizytówkach (teraz już nie używam – wizytówek, nie imienia :)), w adresach mailowych, na drzwiach gabinetu, w korespondencji mailowej. Zdarzyło mi się kilka razy miło poprawić mojego rozmówcę, gdy po przedstawieniu się użył mojego zdrobnionego imienia. Działa bardzo skutecznie. Zawsze przedstawiam się też pełnym imieniem i nazwiskiem niezależnie od tego czy rozmawiam z kimś bezpośrednio czy np. przez telefon. Zauważyłam, że nawet na spotkaniach biznesowych wiele kobiet (bardzo rzadko mężczyźni) przedstawiając się używają jedynie imienia. Może to wynikać z wielu kwestii, np. gdy ktoś nie lubi swojego nazwiska, jak ja nie lubiłam swojego pełnego imienia. Czy to nam się podoba czy nie, zdrobnienia i unikanie nazwiska brzmią nieprofesjonalnie i podważają nasz autorytet w pracy.

 

Jeśli już przyzwyczaicie się do używania pełnego imienia, wtedy możecie świadomie… go nie używać. Stosowanie zdrobnienia pozwala na zmniejszenie dystansu za cenę autorytetu, ale bywa przydatne w wielu biznesowych sytuacjach.

 

Niezadawanie pytań z obawy przed śmiesznością

 

Ręka do góry kto chociaż raz w życiu był na spotkaniu/rozmowie, gdzie coś wydawało się niejasne, ale skoro reszta grupy kiwała głową, to nie odważył się zadać pytania, żeby nie wyjść na nic nie rozumiejącego głupka. Mnie się to zdarzyło. Co prawda niezbyt często, ale zawsze. Co więcej, za każdym razem gdy tak zrobiłam, to potem okazywało się, że to coś faktycznie nie było zrozumiałe, ale nikt się nie odważył zapytać. Zawsze bardzo szanowałam osoby, które pytają niezależnie od okoliczności. Oto kilka konkretnych porad, które pomogły mi stać się taką osobą:

 

  • Przyjęcie zasady: jeśli nie rozumiem, to pytam. Tak po prostu. Najczęściej, gdy coś wydaje mi się niejasne, to jest niejasne.
  • Zastanawiam się czy odpowiedź może pomóc też innym. Gdy widzę po minach innych osób, że może też są zagubione lub niepewne, wtedy nie waham się powiedzieć czegoś w stylu: „Przepraszam, widzę po minach, że chyba coś nie jest jasne. Byłoby super, gdyś mógł wyjaśnić to na innym przykładzie” itp. Brzmi sztywno na pierwszy rzut oka, ale da się to wpasować do mniej formalnego sposobu wypowiedzi.
  • Zastanawiam się czy odpowiedź może pomóc też innym. Jeśli nie to odkładam pytanie na po spotkaniu. Podobnie, jeśli zadałam już sporo pytań i nie chcę przedłużać spotkania, chyba że pytanie jest dla mnie kluczowe dla sprawy.

 

Mówienie całej prawdy i tylko prawdy

 

Jak się tłumaczysz, gdy popełnisz błąd? Wprost i obiektywnie czy raczej samo-obwiniając? Zabrzmi to może cynicznie, ale nie zawsze mówienie całej prawdy i tylko prawdy jest dobre (nawet w sądzie ;)). Co więcej, to nie jest dobre nie tylko dla Ciebie, bo być może będziesz musiała ponieść odpowiedzialność za swój błąd, ale i dla osoby, której do błędu się przyznajesz. Twój szef czy szefowa wcale nie chce wiedzieć, że Ci tak straszliwie, straszliwie przykro i źle, i że przepraszasz z całego serca, i że się to nie powtórzy itd. Chce wiedzieć, co teraz zrobisz, żeby błąd naprawić. Mówię to z perspektywy zarówno pracownika, który kiedyś spytał o to swojego szefa, jak i wieloletniego szefa dla swoich pracowników.

 

Popełniłaś błąd? Zdarza się. Wszystkim. Nie pogarszaj sytuacji rozwodząc się nad tym. Odkręć to. Nie mam tu na myśli okłamywania siebie czy innych. Przyznaj się do błędu, a potem idź dalej. Do każdej negatywnej informacji dołącz pozytywną. Bardzo podoba mi się ten przykład. Zamiast słów Żałuję, że przed podjęciem ostatecznej decyzji w kwestii kandydata nie zebrałam więcej informacji powiedz Choć pracownik nie sprawdził się na tym stanowisku, przynajmniej dowiedzieliśmy się, czego naprawdę chcemy.

 

Jeśli jednak masz szefa, który lubi dowalić (obserwowałam takich, ale na szczęście to nie byli moi przełożeni) to koniecznie ćwicz zdanie Rozumiem, co do mnie mówisz, i będę o tym pamiętać na przyszłość. To bardzo wspierające zdanie, ponieważ nie przyznajesz racji swojemu rozmówcy (np. gdy Cię urazi), nie wyrażasz też sprzeciwu (bo w tym wszystkim w końcu popełniłaś ten błąd) – po prostu potwierdzasz, że zrozumiałaś.

 

Znowu wyszedł mi tekst dużo dłuższy, niż zamierzałam. :) Widzisz w moich błędach siebie? A może są jakieś inne zawodowe błędy, z którymi się borykasz?

 

PS Na zdjęciu tytułowym widać moje biurko z chwili, gdy piszę ten tekst. Autentyczne, nie sprzątane. ;)

Sprawdź Także

5 1 vote
Article Rating
Powiadomienia
Powiadom o
guest
51 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments