Darmowe
planery, e-booki...

Podziel się:

Darmowe
planery, e-booki...

Uważny ruch i sportowe marzenie, które spełniam

Dlaczego nie ćwiczę?

W mojej rodzinie krąży anegdota, że jako kilkulatka, na spacerze z mamą w parku, wprost nienawidziłam chodzić. Moja ulubiona aktywność to było stanie w spacerówce – tak trochę wolności, ale wygodnie. ;) Nie powiem, to uwielbienie wygody mi zostało.

Pomijając wybryki w spacerówce, nigdy nie byłam „sportowym” typem. Nie uciekałam z lekcji wf-u, ale i nie kochałam ich szczególnie. Pod koniec podstawówki i w liceum miałam kilkuletnią, bardzo intensywną przygodę z jazdą konną – to pierwszy sport, który wybrałam i był moją wielką miłością.

Na studiach miałam obowiązkowe zajęcia w postaci callanetics-u (ktoś pamięta??) z panią, która estetyką do złudzenia przypominała młodą Jane Fonda w pełnym mundurku – body z lycry, getry i opaska na głowę. Jeszcze później, wyłączając króciutki romans z jogą i kilka nieudolnych prób, moja stopa nie stanęła na żadnych regularnych, zorganizowanych zajęciach sportowych czy innych siłowniach.

Przez długi czas robiłam sobie (wcześniej nieuświadomione, potem już świadome) wyrzuty, że mało mam w życiu ruchu.
Że nie ćwiczę.
Że nie biegam na zajęcia trzy razy w tygodniu.
Że pewnie jestem skinny fat (nie jestem).
Im więcej samowyrzutów, tym mniej ruchu.

Świadomy ruch i medytacja w ruchu

Wszystko zmieniło się, gdy zaczęłam medytować. Po pierwsze, stałam się dużo bardziej świadoma tego, co mówię sama do siebie, a po drugie, im więcej było we mnie życzliwości i akceptacji dla samej siebie, tym łatwiej mobilizowałam się do ruchu!

Przede wszystkim, uświadomiłam sobie, że tego ruszania się wcale nie mam tak strasznie mało. Regularne spacery z psami, wykoszenie trawy na działce czy tańczenie w kuchni przy robieniu naleśników w niedzielę to też formy ruchu! Innego, może mniej sankcjonowanego i uznanego społecznie, ale przecież ruchu.

Wydawać by się mogło, że tylko poganiając się bacikiem można się zmobilizować do ćwiczeń, mój przykład pokazał coś dokładnie odwrotnego! Dopiero, gdy sobie odpuściłam, pojawiła się prawdziwa zmiana. Zmiana i motywacja płynąca z wewnątrz mnie, z pozycji życzliwości do mojego ciała i jego możliwości, a nie chęci, by sprostało jakimś odgórnym wymaganiom.

Piszę o tym dziś nieprzypadkowo, bo i nie przez przypadek postanowiłam poświęcić kolejną edycję Wiosennej Grupy Medytacyjnej medytacji w ruchu. Jeśli czujesz, że to coś dla Ciebie, dołącz od razu, bo jutro zaczynamy!

Nie musisz mieć żadnego doświadczenia z medytacją, żeby spróbować! Wystarczy mata i trochę miejsca na jej rozłożenie. Korzystając z ruchu jak ze swoistego narzędzia, będziemy uczyć się lepiej rozumieć siebie, nasze ciała, nasze emocje.

Zapraszam Cię pięknie, jeśli chcesz:

  • nawiązać lub rozwinąć przyjacielską relację z własnym ciałem,
  • wyjść z głowy pełnej myśli,
  • popracować nad wyznaczaniem granic,
  • popraktykować bycie dla siebie dobrą/dobrym,
  • delektować się życiem,
  • nauczyć się medytować.

Ostatni moment, żeby dołączyć!

Jeśli chcesz spróbować medytacji, której efekty są potwierdzone w licznych badaniach klinicznych, ale nie wiesz od czego zacząć lub o co w tym chodzi, pięknie zapraszam Cię do grupy medytacyjnej online, o której Uczestnicy mówią, że jest jak cotygodniowe „kąpiele w życzliwości”.

  • 8 spotkań, raz w tygodniu.
  • Start 3 kwietnia 2023.
  • Będziemy uczyć się pracować z ciałem, myślami i emocjami poprzez medytacje w ruchu.

Marzenie, które spełniam

Pisałam już o nim w newsletterze więc być może już wiesz, o co chodzi. :) A jeśli nie, to wiedz, że obwiniam o to Martynę Wojciechowską.

Chociaż pewna nie jestem, kiedy dokładnie ta myśl pojawiła się w mojej głowie. W końcu, jestem dziewczyną bardziej znad morza (z Malborka blisko), niż z gór. W górach po raz pierwszy byłam jako nastolatka, świadomie i nie na narty – już jako dorosła.

Dlatego nie wiem, jak to się stało, że jednym z moich marzeń stało się wejście na Kilimandżaro, Dach Afryki, najwyższy szczyt na tym kontynencie, zaliczany do Korony Ziemi- siedmiu najwyższych szczytów świata.

Chyba naprawdę to „wina” Martyny Wojciechowskiej. Pamiętam jej wejście na Mount Everest. Czytałam jej książkę Przesunąć horyzont, jedną z nielicznych, którą nadal mam w domu i myślałam, że wspinaczka to mnie nie kręci, ale Kilimandżaro… to jest w zasięgu i ciekawe, jak to jest zmierzyć się z takim wyzwaniem. Myśl kiełkowała i kiełkowała przez wiele lat, ale jakoś marzenie nie miało daty.

Kilka lat temu temat wrócił. Też nie pamiętam czy był to jakiś konkretny moment, może gdy byłyśmy na letnim wyjeździe w Tatrach, a może jeszcze dużo wcześniej… W każdym razie Kilimandżaro pojawiło się w naszych dziewczyńskich rozmowach z przyjaciółkami. Magda kocha i jeździ w góry od lat. Marta jest doświadczoną pilotką wypraw wszelakich.

Gadane i gadane, ale w końcu się stało.
Jedziemy w góry, do Afryki.
Jedziemy wejść na Kili.

Plan jest taki, że w sierpniu, z grupą przyjaciół i bardzo doświadczoną pilotką i przewodnikami jedziemy spróbować wejść na Kilimandżaro. Świadomie piszę „spróbować”, bo tyle rzeczy może się po drodze wydarzyć…

  1. Po pierwsze, to prawie sześć tysięcy metrów i nie wiem, jak mój organizm zareaguje na taką wysokość, chociaż jakiś tam przedsmak już miałam.
  2. Po drugie, to ogromny wysiłek finansowy i organizacyjny. Tak duży, że byłyśmy już krok od zrezygnowania i wciąż wszystko się może zdarzyć.
  3. Po trzecie, zamierzam wykorzystać to jako zewnętrzną motywację do częstszych treningów. Nie dlatego, że chcę być jakąś fit laską, tylko chcę spełnić swoje marzenie. A to zupełnie zmienia zasady gry!

W tej chwili, w ramach przygotowań do wyprawy, ćwiczę trzy razy w tygodniu. Raz na zajęciach kardio w pobliskim domu kultury (tak miło i bez tej całej siłowniowej otoczki!) i dwa razy w zaciszu domowym, na stepperze. Kto by pomyślał? Kiedyś byłaby to dla mnie katorga. :)

Czasami mi się nie chce, to oczywiste, czasami mam mniej siły, ale połączenie intencjonalnej wewnętrznej motywacji, życzliwości wobec siebie i mojego ciała, działa cuda. Nigdy w życiu się tyle nie ruszałam, nie pamiętam też, kiedy ostatnio tak dobrze i swobodnie czułam się w swoim, każdego dnia silniejszym, ciele.

Jak wygląda ruch w Twoim życiu?
Jest to dla Ciebie coś ważnego czy raczej pomijanego i niezbyt istotnego?

Dosłownie ZAWSZE, gdy rozłożę matę.;)

Sprawdź Także

Powiadomienia
Powiadom o
guest
20 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments