Wstyd się przyznać, ale w moim ponad 30-letnim życiu w zeszłym tygodniu byłam w Berlinie po raz pierwszy. Co się odwlecze to nie uciecze. Poniższy, weekendowy przewodnik po Berlinie mógłby właściwie nosić tytuł Berlin artystycznie. Zastrzegam, obejrzycie więcej graffiti niż Bramy Brandenburskiej :).
Jakoś nigdy mnie tam nie ciągnęło, ale jak pojawiła się okazja to stwierdziliśmy z MM: czemu nie? Jedziemy. Ponieważ wyjechaliśmy większą grupą to wyjazd ten zakwalifikowałabym raczej jako wypad towarzyski niż zwiedzaniowy. Niemniej jednak, trochę udało nam się zobaczyć. W tym sporą część z listy atrakcji, które nam polecaliście na FB. Zawsze można na Was liczyć, kochani :). Dzięki wielkie raz jeszcze!
Od razu zastrzegam, że w na miejscu spędziliśmy tylko 2 dni, z czego przez jeden padało niemiłosiernie i zimno było straszliwie. Dlatego też aparat wyciągałam bardzo rzadko, a i wielu miejsc nie udało nam się zobaczyć.
Tradycyjnie, zaczynamy od garści informacji praktycznych:
Dojazd
Część grupy (w tym ja i MM) jechaliśmy do Berlina z Warszawy samochodem. Czas przejazdu ok. 6 godzin. Przy kilku osobach jest to wersja całkiem ekonomiczna, choć do kwoty przeznaczonej na paliwo trzeba też doliczyć gotówkę na polskie autostrady. A to znaczny koszt! Alternatywnie, część grupy jechała z Poznania pociągiem wybierając opcję do granicy-przesiadka-do Berlina. Wychodzi duużo taniej niż bezpośrednie połączenie pociągiem Euro City.
Zestawienie kwot podaję pod koniec postu.
Transport lokalny
U-Bahn i S-Bahn (o ile tak właśnie powinno się to pisać) czyli metro i szybka kolejka nadziemna. Zupełnie wystarczy, da się dojechać chyba w każdy zakątek Berlina, choć czasami trzeba się kilka razy przesiąść. Najtańszy bilet (120 minutowy) koszuje 2,6 EUR więc przy częstym przemieszczaniu się warto zakupić bilet jednodniowy za 6,7 EUR. Przy czym, jeśli dobrze doczytaliśmy to nie jest to wcale bilet 24h (do czego jesteśmy raczej przyzwyczajeni), a bilet, który obowiązuje w dniu zakupienia do 3:00 w nocy tego dnia. Dziwnie.
Nocleg
Tym razem przyjaciele wybawili mnie od konieczności rezerwowania noclegu. Finalnie wybrali 3-pokojowy apartament, całkiem wyględny, blisko centrum. Czysto, ekspres do kawy i WiFi. Wystarczy :). Wystrój wnętrza raczej by Ikea, ale kilka ciekawych zabiegów dekoracyjnych sprawiło, że mieszkało się bardzo przyjemnie. Minus za dziwne progi w przejściach pomiędzy pokojami. Nie zliczę, ile razy rozlegał się w mieszkaniu przeciągły okrzyk bólu, za każdym razem jak ktoś przywalił stopą w próg. Raz byłam przekonana, że złamałam już chyba palec. Kolejny minus za bidne 2 rolki papieru toaletowego. Przy 6 osobach w mieszkaniu szybko się skończył. Większy smutek nastał jedynie jak skończyła się kawa ;).
Cześć salonowa w naszym pokoju :)
Zestawienie kwot podaję pod koniec postu.
Jedzenie
Przetestowaliśmy oczywiście słynne wursty, w najstarszej i najbardziej znanej miejscówce w Berlinie. Był tam Anthony Burdain, pojechaliśmy i my. Było… znośne. O ile ktoś lubi kiełbaski w panierce. Poza tym, przetestowaliśmy restaurację Sakura II. Zabrała nas tam znajoma, a jak się okazało na trip advisorze też niezłe opinie. Restauracja jest w wersji „all you can eat” czyli za ryczałt 8 EUR na osobę jemy ile wlezie. A jest z czego wybierać! Sushi, pieczone mięsa, ryba i owoce morza plus dania wegetariańskie. Jestem raczej mięsożercą, ale urzekły mnie przepyszne wegetariańskie spring rollsy. Dodatkowo desery w cenie, ale za napoje płaci się oddzielnie. Panowie próbowali jeszcze wybrać się na kebab do kultowego ponoć Mustafas Gemuse Kebab, ale gigantyczna kolejna sprawiła, że głodni zrezygnowali więc nie wiemy czy warto :).
Wielbicielom jeszcze bardziej wyrafinowanych smaków polecam najniższe piętro w Galeries Lafayette (filii słynnego paryskiego domu handlowego). Cały poziom pyszności, francuskich, ale nie tylko.
Czy tylko dla mnie wursty wyglądają niezbyt apetycznie?
A teraz przechodzimy do części właściwej przewodnika czyli odpowiadam w pigułce na kluczowe pytanie: Co warto zobaczyć? Moim osobistym zdaniem, oczywiście.
Brama Brandenburska, siedziba Reichstagu, Checkpoint Charlie, Aleksanderplatz to główne atrakcje Berlina i oczywiście nie można ich pominąć, choć na mnie nie zrobiły większego wrażenia. Może to zblazowanie, a może innej atmosfery spodziewałam się w takim historycznym miejscu jak Checkpoint Charlie chociażby. Tymczasem zobaczyliśmy cepeliadę, której ukoronowaniem była możliwość zrobienia sobie zdjęcia w sowieckich czapach czy też w niemieckich mundurach. No comments.
Wieża Telewizyjna to chyba najbardziej charakterystyczny element berlińskiego krajobrazu. MM próbował wjechać na górę, podczas gdy ja eksplorowałam Muzeum Fotografii, ale gigantyczna kolejka, taka na mniej więcej 2 godziny czekania, skutecznie zniechęciła.
Muzeum Fotografii, w którym znajduje się siedziba Fundacji Helmuta Newtona. Gdyby nie wizyta tutaj, pewnie nie uznałabym wyjazdu za super udany. O tym, jak ważna była to dla mnie wizyta pisałam Wam już obszernie, ale niezależnie od tego, to wspaniałe miejsce na artystyczną randkę (o tym Wam z pewnością jeszcze napiszę – to moje kolejne fantastyczne odkrycie).
Jest to jedyne zdjęcie, które zrobiłam partyzancko telefonem. Potem przemiła Pani stanowczym niemieckim głosem zwróciła mi uwagę, że zdjęć tu robić nie wolno. Nie odważyłam się sprzeciwić :)
Galeries Lafayette. Najbardziej luksusowy dom towarowy w Berlinie. Ciekawy zarówno z uwagi na część Lafayette Gourmet czyli część kulinarną z restauracją i ogromnym wyborem kulinariów, ale też z uwagi na kilka galerii sztuki, tamże się znajdujących. Kilka dzieł sztuki szczególnie przyciągnęło moją uwagę, w tym obrazy Guntera Ueckera. Niestety, nie udało mi się uzyskać żadnych dodatkowych danych na temat tego artysty od personelu galerii. Trochę to żenujące szczerze mówiąc, że nie potrafili nawet zapisać mi na karteczce nazwiska artysty bez zaglądania do książki :).
Cóż, sztuka nowoczesna rządzi się swoimi prawami :)
Wspomniane obrazy Guntera Ueckera, które tak bardzo mi się spodobały. Hmm, zdjęcie nie oddaje ich uroku..
A przy kawie przeglądałam namiętnie katalogi aukcyjne. Muszę jeszcze trochę poczekać zanim będzie mnie stać na inwestowanie w sztukę na tym poziomie :)
East Side Gallery to był ostatni punkt na mojej liście, który bardzo chciałam zobaczyć. Największa na świecie galeria na świeżym powietrzu, namalowana na pozostałościach muru berlińskiego. Ponad 1,5 km fascynujących graffiti, z czego co najmniej kilka zyskało już miano kultowych. Ponieważ było zimno i lało to pojechaliśmy tam tylko na chwilę i głównie podziwialiśmy z samochodu, jadąc wolniutko ulicą wzdłuż muru :). Niestety, bez wsparcia finansowego, galeria lekko niszczeje, a duża część padła ofiarą wandalizmu.
Na koniec Soda Club Berlin czyli nasza imprezowa miejscówka. Wybrana na chybił-trafił, okazał się być bardzo przyjemnym miejscem, choć Ci nie tańczący się raczej nie wybawili :). W pierwszomajowy wieczór trafiliśmy na salsa&mambo party. Barman okazał się być Szkotem z polskim rodowodem, mówiącym odrobinę po Polsku, w związku z czym lał nam niewyobrażalne ilości wódki na koszt firmy. No jak w domu prawie ;).
Koszt weekendowego wyjazdu do Berlina
Dojazd: samochodem z Warszawy to koszt ok. 400 zł na paliwo (gaz) + 84 zł na winiety (w obie strony) co daje koszt ok. 162 zł na osobę w obie strony (jechaliśmy w trójkę samochodem). Pociągiem z Poznania oczywiście trochę taniej. Trasa Poznań-Kostrzyn to 30 zł od osoby, Kostrzyn-Berlin 5-6 EUR (bilety kupujemy już w pociągu z Poznania od przemiłych Pań/koników :)).
Nocleg: przy wynajmie 3-pokojowego apartamentu dla 6 osób na 3 noce cena za osobę wyniosła 312 zł
Jedzenie: w sumie wyszło nam ok. 100 zł na osobę
Pozostałe: bilety na metro, bilety wstępu itp. to koszt ok. 75 zł na osobę
Finalny koszt wyszedł nam ok. 650 zł na osobę.
Czy ktoś z Was był w Berlinie? Coś nas jeszcze ominęło? Wracać? Bo moje odczucie jest jednak takie, że nie warto… Wiele jest miejsc, które mnie dużo bardziej zachwyciły.
Zadbaj o bezpieczeństwo. Zanim wyjedziesz na wakacje, pamiętaj o ubezpieczeniu.