Sądząc po odwiedzanych blogach, większość poczuła już powiew ciepłego wiatru i z zapałem zabrała do remontów/upiększeń/zmian na wiosnę. I ja też :). Tym razem jednak nie rewolucja, a ewolucja zagości w moich 4 ścianach. Jednakże, problem jest taki, że jako wewnętrzny minimalista, utrzymuję swoją przestrzeń raczej w wersji ascetycznej, a każda ozdobna „pierdółka” wydaje mi się zbędna i zaburzająca harmonię. Dlatego też, za każdym razem straszliwie długo zastanawiam się czy dana rzecz jest mi potrzebna, czy rzeczywiście będzie użyteczna, czy tylko zagraci przestrzeń. Zasłon szukałam przez prawie pół roku i wreszcie uszyłam sama. Kominek do olejków zapachowych był na liście zakupów przez kolejne kilka miesięcy, aż znalazłam ten, który mnie zachwycił. Tak, element zachwytu jest absolutnie niezbędny, żeby jakaś rzecz trafiła do mojego mieszkania.
Trochę inaczej jest z projektami DIY. Tutaj, poza ewidentnym elementem dekoracyjnym, fakt, że zrobiłam coś sama sprawia, że inaczej patrzę na dany przedmiot. Lubię też to miłe ukłucie, że oto dokonuje się recykling, a właściwie upcykling (nie rozróżniam tych pojęć) :).
Wiosenny dekor mieszkania to właściwie nie moja bajka. Doszłam do tego wniosku po wielu nieudanych próbach. Mieszkanko mamy urządzone w odcieniach bieli, czerni, szarości i beżu z dodatkiem naturalnych materiałów: drewna, szkła, lnu. Dodawanie tu wiosennych żółci, błękitów i zieleni po prostu mi się nie podoba, ale przez dłuższy czas oszukiwałam się, że jest inaczej. Stąd nietrafiony zakup turkusowej kapy i stołka :). Dlatego też, zamiast wiosennej odnowy, właściwie będzie już letnia. Jako inspiracja służyły mi poniższe wnętrza:
Od początku wiedziałam jednak, że rozgwiazdy, granatowo-białe pasy i marynarskie elementy to nie do końca trafione detale. Co innego sznury. Sznury podobały mi się od zawsze. Za każdym razem, będąc w Obi czy innym markecie, wchodziłam do alejki ze sznurami zastanawiając się, co by tu z nich wykombinować. I wczoraj mnie olśniło. Będzie wazon na kwiaty.
Do rzeczy więc. Potrzebne nam będą:
1. Okrągły wazon o dowolnych rozmiarach. Mój ma średnicę 15 cm i jest dość niski (9 cm). Im bardziej nieskomplikowany kształt, tym prościej będzie.
Koszt: a nie masz takiego w domu? Trochę większy znajdziesz np. w Leroy Merlin i kosztuje 19 zł.
2. Lina (sznurek) jutowy o długości wystarczającej do owinięcia wazonu. Moja lina ma dokładnie 3 metry. Im grubsza, tym bardziej elegancko będzie wyglądać. Do wyboru macie też np. liny żeglarskie w wielu kolorach, ale ja wolę tą najprostszą, z naturalnego materiału.
Koszt: 5 zł. za metr (kupowałam w Castoramie).
3. Klej polimerowy. W moim przypadku okazał się niepotrzebny, lina trzyma się wokół wazonu bez klejenia. Ma to swoją zaletę – zawsze możesz po prostu ją zdjąć, nie niszcząc samego wazonu. Zapewne im wyższy wazon tym potrzeba klejenia będzie większa.
Koszt: 4 zł.
Krok 1
Przymierzamy i przycinamy linę na wymaganą długość. Ja zakupiłam 3 metry liny i zadziwiająco akurat 3 były potrzebne. Nie musiałam nic docinać. Hurra, problem z głowy. Przy docinaniu warto zastosować metodę Pana z marketu – najpierw owijamy miejsce przecięcia taśmą klejącą, a potem tniemy. Wtedy nic się nie postrzępi.
Krok 2
Owijamy linę wokół wazonu, układając jej kolejne warstwy, aż do końca. Przy wyższych wazonach zapewne końcówkę trzeba będzie przykleić do poprzedniej warstwy. Im grubsza lina, tym łatwiej, bo się trzyma bez klejenia i nie rozwija się. Można wazon przenosić bez problemu. A nosiłam go sporo, szukając najlepszego światła do zdjęć w mieszkaniu :). Aha, i wbrew temu, co widzicie na zdjęciach, lepiej owijać bez kwiatów w wazonie, będzie łatwiej :).
Krok 3
Dodajemy kwiaty. Ja zawsze białe, inny kolor mógłby dla mnie nie istnieć. Ważne, żeby było ich sporo, na tyle, żeby zasłoniły górną krawędź wazonu.
I GOTOWE!
Bardzo podoba mi się efekt, jest nieprzekombinowany, a efektowny. Wiem, że to nie jest najbardziej skomplikowane DYI na świecie i wiele było już przykładów z zastosowaniem sznurka, ale takiego właśnie nie udało mi się nigdzie wyguglać. Ponieważ miałam już wazon, a klej okazał się być niepotrzebny, to finalny koszt wyniósł mnie 15 zł! Ciekawa jestem Waszej opinii. Fajne, niefajne?