Od ponad 3 lat piszę na blogu o szczęściu. To tyle, ile w ogóle prowadzę bloga. Naturalnie, samo to nie daje mi absolutnie żadnej legitymacji, żeby móc odpowiedzieć na tytułowe pytanie: jak być szczęśliwym człowiekiem?, ale jako laik zgłębiam zagadnienia dobrobytu i psychologii pozytywnej od lat. Dlatego też, chcę w jednym miejscu podsumować wyniki moich poszukiwań.
Czym jest dla mnie szczęście?
Gdy zapytasz dowolnego przechodnia na ulicy, koleżankę z pracy, ciotkę o to, czego by sobie życzyła najmocniej, najpewniej powie, że chciałaby być szczęśliwa. Wszyscy szukamy szczęścia, bo nie umiemy w „pełniejszy” sposób określić swoich marzeń i pragnień. Chcemy być szczęśliwi, czyli zapewne chcemy, żeby tak zwyczajnie wszystko było dobrze.
Po latach bliższego zapoznania się z psychologią pozytywną doszłam do wniosku, że nie szukam w życiu szczęścia. Wiem już, że ja jestem szczęśliwa. Teraz. Ciągle. Na stałe. Wtedy, kiedy płaczę całą noc też. Wtedy, kiedy się wściekam, krzyczę i rzucam marchewkami również. Nie potrzebuję uczyć się szczęścia, ale szukam w sobie świadomego optymizmu. Ponieważ, z oczywistych względów, nie da się być szczęśliwym (czytaj: wściekle radosnym) non stop. Bo choć odnajdujemy szczęście w drobiazgach codzienności, to jednak bywają chwile, gdy trudno znaleźć nawet te drobnostki. I dlatego chcę się uczyć optymizmu.
Gdy zapytałam ostatnio na Instagramie, co Was najczęściej mierzi w tekstach o szczęściu, Agata napisała: „chyba to, że smutek prezentowany jest w nich jako coś, za co należy się winić.” Nie mogłabym tego lepiej ująć. Pisanie o szczęściu (również o tym słynnym ostatnio hygge) jest płaskie, jednowymiarowe, sprowadzane do kilku miłych chwil przed kominkiem. Tymczasem, bycie szczęśliwym człowiekiem to wielowymiarowe, bardzo złożone zagadnienie. Im bardziej zgłębiam ten temat, tym mocniej czuję, że nic nie wiem. Ale uczę się. Patrzę na reakcje swoje i bliskich mi osób i testuję, co działa, a co jest trudne.
Radość i smutek muszą iść ze sobą w parze. Dokładnie tak, jak napisałam wcześniej – nie da się być wściekle radosnym cały czas. Na tym właśnie polega harmonia życia. Szczęśliwe życie to nie jest życie bez smutku. To umiejętność odczuwania radości, pomimo smutku. Tylko wtedy jest pełnia. Im jestem starsza, tym lepiej to rozumiem. Gdy ta równowaga zostaje zaburzona (w obie strony!), mamy sytuację potencjalnie chorobową. A wiem, jak wygląda życie z prawdziwą depresją. Jedna z najbliższych mi osób choruje od wielu lat. Być może dlatego właśnie kiedyś zaczęłam szukać odpowiedzi na pytania o naturę szczęścia.
Skąd się bierze szczęście?
„Z życiem pozytywnym jest tak, że niektórzy „dostają” taką umiejętność od rodziców (bo zostali w odpowiedni sposób wychowani i nauczeni świetnego sposobu „wyjaśniania” sobie różnych życiowych wydarzeń). Inni – i do tych należę ja – uczą się życia pozytywnego jak już są dorośli, bo nagle stwierdzają, że ciągłe marudzenie, narzekanie, powątpiewanie i widzenie szklanki do połowy pustej jest zwyczajnie męczące i frustrujące. I zaczynają chcieć czegoś innego, innego spojrzenia. Ja zacząłem i od tej pory uczę się świadomie życia pozytywnego. Bo na szczęście można się tego nauczyć trochę tak jak nowego języka obcego” – tak powiedział mi mój wieloletni przyjaciel, psycholog Tomasz Juńczyk (Ci, którzy czytali moją książkę wiedzą też, że Tomek wspierał mnie od strony merytorycznej w jej pisaniu).
Ja również należę do grona osób, które nie umieją być z natury szczęśliwe, dlatego świadomie uczę się optymizmu. Nie zawsze jest mi łatwo, bywam nadwrażliwa i mam usposobienie osoby, która raczej dostrzega potencjalne przeszkody i komplikacje. Nauczyłam się, że jedno drugiemu nie musi koniecznie przeszkadzać, a moje „czarnowidzenie” bywa cenną umiejętnością. To jednak element bardzo długiego procesu. Nie da się takich zmian w postrzeganiu świata wprowadzić w jeden wieczór, czy choćby magiczne 21 dni. Owszem, jest to nawyk i jako taki podlega świadomemu kształtowaniu, ale przekonania, które mamy na temat świata i swój własny są najczęściej niezwykle silne. Jednak, okazuje się, że można ćwiczyć „nowy sposób myślenia” dokładnie tak samo, jak trenujemy sport czy uczymy się gry na instrumencie. Poprzez praktykę.
Ćwiczenia na szczęście
Optymizm to określona perspektywa poznawcza. Wyobraźmy sobie dwie osoby. Jedna, sprzątając po imprezie będzie mówiła: Masakra, ile roboty. Nigdy więcej. Druga powie: Super, ludzie się świetnie bawili. Ważne, że mam kogo zapraszać. Tu z kolei przykład bardziej skrajny: Jedna osoba powie: co za złodziejskie Państwo, takie podatki muszę płacić. Druga powie: jak to dobrze, że płacę podatki, bo to znaczy ze zarabiam. Ta sama sytuacja a różne perspektywy – powiedział Tomek.
Jedno z najbardziej spektakularnych ćwiczeń stworzonych w ramach psychologii pozytywnej dotyczy wdzięczności. Jest niezwykle proste i nazywa się Wizyta z podziękowaniem. Drugie z ćwiczeń uczy świadomego optymizmu.
Ćwiczenie nr 1 „Wizyta z podziękowaniem”
Krok 1
Najpierw zdaj sobie sprawę jak się teraz czujesz, czy jest Ci dobrze czy źle, czy jesteś spokojna czy raczej poddenerwowana.
Krok 2
Gdy już będziesz tego świadoma przypomnij sobie osobę, która kiedyś w życiu zrobiła dla Ciebie coś bardzo ważnego i dobrego jednocześnie, a za co nigdy nie miałaś okazji jej podziękować. Ważne, aby była to osoba żyjąca.
Krok 3
Wiesz już? Jeśli już wiesz to napisz do niej list w którym dziękujesz za to co zrobiła, w którym piszesz słowa podziękowania i wszystko czego wcześniej nie miałaś okazji wyrazić.
Krok 4
Wyobraź sobie, że idziesz z tym listem do tej osoby i czytasz jej to wszystko, co napisałaś.
Jak teraz się czujesz?
Ćwiczenie nr 2 „Uczę się optymizmu”
Krok 1
Usiądź raz dziennie/raz w tygodniu i spisz wszystkie dobre rzeczy, które Cię spotkały. Przypomnij sobie gdzie byłaś, co robiłaś, z kim itp. Przypomnij sobie jak najwięcej szczegółów.
Krok 2
Potem refleksyjnie odpowiedz sobie na pytanie: Jak Ty sama przyczyniłaś się do tego, że było tak fajnie.
Jak się teraz czujesz?
Wdzięczność warunkuje szczęście?
Badania pokazały, że zaskakująco to właśnie WDZIĘCZNOŚĆ jest najsilniejszą emocją, nakierowuje nasz umysł na myślenie o dobrych rzeczach, a praktyka w takim właśnie myśleniu jest najważniejsza. Wdzięczność pojawia się bowiem w dwojakiego rodzaju sytuacjach.
Po pierwsze, WDZIĘCZNOŚĆ pojawia się wówczas, gdy ktoś nam pomógł, czyli – gdyby trochę odwrócić sytuację – wtedy kiedy tej pomocy potrzebowaliśmy, gdy nie byliśmy samowystarczalni. W dzieciństwie nie uczą nas, niestety, czerpania radości z otrzymywania pomocy, uczą nas raczej żeby być silnymi. A tu się nagle okazuje, że czuć wdzięczność jest super, że cudownie jest mieć poczucie, że ktoś kiedyś chciał nam pomóc, że byliśmy dla kogoś na tyle ważni. I dlatego dla mnie ćwiczenie nr 1 jest bardzo trudne. Życie nauczyło mnie, że muszę być silna, samowystarczalna i że nie warto prosić o pomoc. Próbuję świadomie złamać ten schemat, nauczyć się innego myślenia. To moje wyzwanie. Wiele osób boryka się z wdzięcznością od drugiej strony.
Po drugie, WDZIĘCZNOŚĆ pojawia się wówczas, gdy nauczymy się widzieć szklankę do połowy pełną, nie pustą. Większość z nas postrzega zdarzenia, które się nam przytrafiają jako jednoznacznie dobre lub złe. Tomek nauczył mnie patrzenia wielowymiarowego. Bo wbrew temu czego nas często uczą (np. w szkole) niewiele jest w życiu wydarzeń jednoznacznie złych albo jednoznacznie dobrych. Większość to właśnie wydarzenie wielowymiarowe, a psychologia pozytywna uczy nas patrzenia na wymiar weselszy. I tego uczy ćwiczenie nr 2.
To ćwiczenie na początku wydaje nam się sztuczne, ale jest niczym innym jak nakierowywaniem energii naszego mózgu (naszej uwagi) na to, co dobre, a nie to co złe. Nie wolno poddać się złudzeniu, że nic dobrego się nie wydarzyło! To często pierwsza myśl. Szczęście to nie jest wygrana w totolotka, tylko to, że uśmiechnęła się sąsiadka, że wypiłem kawę w pięknej filiżance, że obejrzałem dobry film. Po drugie, nie poddawajmy się złudzeniu, że to zabawa dla dzieci. Takie ćwiczenie stosuje się w walce z depresją – skutecznie! Po trzecie, ważne, żeby szukać swojego udziału w takim „optymistycznym” wydarzeniu. Dlaczego obejrzałem dobry film? Bo potrafię dobrze wybierać, bo chciało mi się na niego iść mimo zmęczenia, bo się znam na kinie, bo zbieram informację (przeczytałem recenzję) zanim podejmę decyzję. Zobacz z iloma Twoimi zaletami wiąże się zwykłe pójście do kina! – zauważa Tomek.
5 elementów szczęśliwego życia
Według Martina Seligmana – najważniejszego badacza szczęścia i dobrobytu – prekursora psychologii pozytywnej, istnieje 5 elementów składających się na szczęśliwe życie:
- szukanie pozytywnych emocji,
- umiejętność szukania sensu,
- budowanie dobrych relacji z innymi,
- zaangażowanie w jakaś działalność,
- dążenie do osiągnięć.
Proste? Proste. Tylko to nie jest takie łatwe do wprowadzenia w życie. Bo choć dysponujemy wiedzą i ćwiczeniami, to jednak zmiana przekonań nie jest zadaniem na jeden wieczór. Wymaga wysiłku i zmierzenia się z najtrudniejszymi kwestiami. Wiem, bo mam tę pracę częściowo za sobą. Piszę częściowo, bo uważam, że jest to w zasadzie zadanie na większość życia. Jednak, na tyle dużo udało mi się dotychczas zdziałać, że czuję prawo do opisania tej części.
Rozmawiałam ostatnio z koleżanką, która nosi w sobie wspaniałe plany i marzenia, ale obawa przed byciem ocenioną sprawia, że marzenia zostają wciąż w fazie planowania. Po krótkiej rozmowie okazało się, że najprawdopodobniej jej obawy płyną z silnego poczucia bycia nieakceptowaną przez najbliższą rodzinę w młodości. Bo zawsze była trochę inna. Już samo uświadomienie sobie tej relacji ma ogromną, oczyszczającą moc. Oczywiście, to tylko trochę naiwna domorosła psychoanaliza, ale dobrze ilustruje siłę przekonań, które w sobie nosimy. Nie wystarczy przeczytać pięć punktów w artykule, żeby z dnia na dzień zaistniała zmiana.
***
Ale można to nastawienie zmieniać powoli. Codziennie. Po kawałeczku. Trochę. Odrobinę. Zmiana nie musi być spektakularna, żeby była ważna. W dzisiejszych czasach, w co drugiej gazecie i blogu znajdziemy receptę na szczęście opatrzoną wykrzyknikiem, ciepłymi kapciami i kuponem do spa. W tych gorszych tekstach jest ona powiązana w wyglądem zewnętrznym i kupowaniem, w tych lepszych z uważnością i wdzięcznością. Tylko, że nie ma jednej, prostej recepty na szczęśliwe życie.
Gdy patrzę na siebie sprzed kilku lat, gdy czytam swoje teksty z tamtego czasu, choć niewiele dzieli mnie teraz od tamtej mnie, wiem, że zmieniłam się. Nie jakoś spektakularnie, ale trochę każdego dnia. Im jestem starsza, tym mniej szukam szczęścia, a zwracam się bardziej ku radosnym momentom, docenianiu tego, co mam, upraszczaniu rzeczywistości, odpuszczaniu sobie i innym, próbie wybaczenia. To wystarczy.
Czym jest dla Ciebie szczęśliwe życie? Jesteś szczęśliwym człowiekiem?
W GRUPIE ŁATWIEJ ZACZĄĆ MEDYTOWAĆ!
Jeśli chcesz spróbować medytacji, której efekty są potwierdzone w licznych badaniach klinicznych, ale nie wiesz od czego zacząć lub o co w tym chodzi, pięknie zapraszam Cię do grupy medytacyjnej online, o której Uczestnicy mówią, że jest jak cotygodniowe „kąpiele w życzliwości, cos wspaniałego„.

- 8 spotkań, raz w tygodniu.
- Start 3 kwietnia 2023.
- Będziemy uczyć się pracować z ciałem, myślami i emocjami poprzez medytacje w ruchu.
96 zł
Ta potrzeba szukania w sobie siły i samowystarczalności to coś, co doskonale pamiętam z czasów mieszkania z rodziną. Długo nie mogłam przyzwyczaić się do tego by przyjmować prezenty, podziękowania czy pomoc. Nadal są to rzeczy, które potrafią wywołać u mnie dyskomfort. Chcę być silna i zaradna a poleganie na kimś momentami powoduje u mnie strach, że skoro ktoś coś umie zrobić to przestanę może być potrzebna. Przekonania z najmłodszych lat są trudne do usuwania, ale niektóre wręcz trzeba. Obecnie np. czuję że mocno rezonuje we mnie strach przed nieposiadaniem pieniędzy w momencie, gdy próbuję planować urlop (bo przecież zawsze byłam „biedna”, więc teraz to się nie zmieniło za bardzo i nie powinnam sobie pozwalać na wyjazdy jakbym była bardzo bogata) czy dyskomfort w kontaktach z niektórymi mężczyznami (bo przecież jak się ma swojego partnera to nikt inny się podobać nie może). Szczęśliwie jestem już w momencie, w którym tylko sobie te myśli obserwuję i robię co trzeba lub co chcę ale…nie, będę się cieszyć, że już jest ten moment :)
Właśnie zrobiłam sobie listę tego co dobrego spotkało mnie juz w tym tygodniu – i jest zadziwiająco bardzo długa i różnorodna. Bardzo dobre ćwiczenie, pozwala zastanowić się chwilę nad tym co daje nam zadowolenie i pomaga docenić to co mamy :)
Jestem z natury optymistką i uświadomienie sobie tego bardzo mi pomaga, kiedy zaczynam się smucić. Myślę jednak, że każdy po prostu ma dni zwątpienia, kiedy uważa że jest nieszczęśliwy. Ale są tylko chwile, bo czuję że jestem szczęśliwa. I oczywiście, że zawsze może być lepiej, ale o to chodzi żeby się rozwijać i sam proces możliwości rozwoju to już szczęście.
Moja recepta na szczęście to przestanie go szukać i docenienie tego co się ma. Mam wrażenie, że ostatnimi czasy powstał wręcz biznes oparty na wmawianiu ludziom, że są nieszczęśliwi i podsuwający im styl życia, który niby uszczęśliwi ich. Kiedyś nawet na to „leciałam”, do czasu aż zrozumiałam, że te wszystkie rzeczy (typu siedzenie w grubych skarpetkach w łóżku z ciepłą czekoladą i „ulubioną” książką w ręku, w tle za oknem piękna przyroda albo stare kamienice) po pierwsze nie sprawiają, że jestem szczęśliwsza, po drugie – są dla mnie sztuczne, bo nie mam w zwyczaju spędzać tak czasu i po trzecie – najważniejsze dla mnie – to styl, który narzucany jest z każdej strony (od aranżowania mieszkań, książek o hygge i stylu skandynawskim, po blogi o spędzaniu czasu, a ostatnio miałam w ręku kalendarz, gdzie w każdy dzień trzeba było wypisać „rytuały szczęścia”), i na którym wiele osób i podmiotów całkiem nieźle zarabia :) To oczywiście tylko moja opinia :)
Prawda ;-) .”Bo człowiek głupi –wszystko kupi”. Ludzie chcą wszystkiego dużo i na już a na dodatek wszystko instant, więc ktoś to wykorzystuje i sprzedaje im „ szablony szczęśliwego życia” jak zupę ogórkową w kartonie.
Natalia, to nie wrażenie, tak jest! Np. w Wielkiej Brytanii tak się zafiksowali na hygge, że powstały nawet biznesy subskrypcyjne – możesz zamówić sobie abonament na pudełko hygge i raz w miesiącu dostaniesz zestaw niezbędników do szczęśliwego życia: świeczkę, skarpetki itp. Szczęście w pudełku, w abonamencie. Nic, tylko brać! :)
Na prawdę? Nie mogę! :D Widzę, że rzeczywistość zdecydowanie prześciga moje wrażenia…
Jestem tu od niedawna, ale dziękuję że jestem.Kilka dni temu minęły 2 miesiące od operacji na dysku L4-L5, uczęszczam na fizioterapię i chodząc tam zdałam sobie sprawę jakie to szczęście że chodzę ( być może nie pobiegnę już maratonu) ale ja Chodzę!
Monika, trzymam mocno kciuki za Twoją rehabilitację! :))
Wartościowy tekst, dający do myślenia…
Dziękuję. :)
Jestem z natury pesymistką i optymistycznego spojrzenia na świat też musiałam się nauczyć, i w sumie udało mi się to dopiero niedawno. Zdałam sobie sprawę, jak bardzo ułatwia to życie, a jak ciągłe narzekanie i szukanie we wszystkim problemów – utrudnia. Nauczyłam się odsuwać od siebie negatywne myśli: podobnie jak mogę wybrać w sklepie, co chcę kupić, tak samo mogę wybierać, o czym myślę. Jest jeszcze coś, czego moim zdaniem powinniśmy się uczyć i co warunkuje szczęście i optymizm – zaufanie. Ja wiem, że ludzie są różni i że można się naciąć na wiele sposobów, i że to boli, ale moim zdaniem nie jest dobrym podejściem do życia permanentny brak zaufania do bliźnich, zakładanie z góry, że ktoś nas chce oszukać, okraść, zrobić nam krzywdę. W społeczeństwach, w których poziom zaufania jest stosunkowo duży, żyje się o wiele lepiej – Polska niestety do takich krajów nie należy.
Dwa razy TAK! Po pierwsze, absolutnie się zgadzam, że możemy sobie wybrać, o czym będziemy myśleć. Po drugie, poruszyłaś bardzo, bardzo ważną rzecz w kontekście zaufania.
Szczęśliwe chwile to są te, kiedy wyłączam ego, kiedy nie siedzę w przeszłości ani przyszłości. Kiedy nie skupiam się na analizowaniu różnych błędów, pomyłek czy gaf. Kiedy nie martwię się na zapas o to, że jutro mogę zaspać i nie zdążyć na pociąg. Ćwiczenie uważności bardzo mi pomaga. Kiedy robię coś na 100% jestem szczęśliwa, a może to być nawet zwykłe mycie garów albo praca papierkowa. Staram się też nie oceniać surowo siebie ani innych, być otwarta, wybaczać. Polecam książkę „Uważność. Trening pokonywania codziennych trudności”, która tu na blogu chyba też była już kiedyś opisywana.
Polecam książkę „Projekt szczęście” G. Rubin, gdzie autorka opisuje swój roczny projekt, w trakcie którego w każdym miesiącu próbowała poprawić swoje szczęście w jednej dziedzinie życia (praca, rodzina itd). Książka niedostępna już w sprzedaży, ale warto poszukać w bibliotekach.
Co to jest szczęście? Dla każdego będzie ono czymś innym. Dla jednych spełnieniem zawodowym, dla drugich szczęście to rodzina, dzieci. Myślę, że nasze dzieciństwo i relacje z rodzicami mają ogromny wpływ na to jak postrzegamy nasze życie i czy uważamy je za szczęśliwe. Rodzice mnie kochali, ale jakoś nigdy nie potrafili wspierać, dopingować do działania, mówić „uda ci się” i niestety widzę teraz tego efekty. Po prostu nie zawsze wierzę w siebie i swoje szczęście. Jednak staram się być szczęśliwa, cieszyć drobnostkami, tym, że jestem zdrowa, mam co jeść, że wstaję rano i mogę wypić zieloną herbatę w rozgrzebanym łóżku.
Jestem szczęśliwa, bo mam przy boku Mężczyznę mojego życia i wiem, że to jest taka miłość, o której wielu może tylko śnić. Poza tym jestem katoliczką i codziennie podczas wieczornej modlitwy robię rachunek sumienia: dziękuję za to, co dobrego mnie dziś spotkało (np. codziennie dziękuję za to co zjadłam – niektórzy nie mają co jeść), przepraszam za to co zrobiłam źle i proszę o to, by moi bliscy byli zdrowi i szczęśliwi. Niby nic, a jednak jak wiele.
Piękne. Życzę Wam Wszystkim takiego Szczęścia.
heh nie zgodzę się w jednym. pochodzę z rodziny prawdziwych pesymistów seri serio, malkontentów i bo wszyscy sa winni…itp ale jednego czego nie mozna mi zarzucić to brak optymizmu. albo sie go ma, albo trzeba się go nauczyć i pochodzenie nie ma znaczenia..
Mojej definicji szczęścia jeszcze szukam… I choć widzę przed sobą jeszcze długą drogę, to już dziś ciesze się że w ogóle na nią weszłam.
Kiedy pisałaś o smutku i radości przypomniał mi się film „w głowie się nie mieści”. Nie wiem czy widziałaś, ale tam właśnie bardzo fajnie jest pokazane to że wszystkie emocje są nam potrzebne i są ważne. A rzecz która szczególnie zwróciła moja uwagę w tekście to szukanie swojego udziału w tym za co jesteśmy wdzięczni – jakoś nigdy wcześniej nie zwróciłam uwagi na ten element, a myślę że to przenosi naszą wdzięczność na głębszy poziom i uczy też widzenia własnej wartości.
Dzięki za ten tekst!
Nie, nie widziałam! To ten animowany?
Tak, oryginalny tytuł „Inside Out”. W takiej prostej formie, dla dzieci, pokazuje, co się dzieje w naszym mózgu – super rzecz :) Ale nie tylko dla dzieci – bo myślę że i dla rodziców i dla każdego dorosłego to taka fajna, mądrze edukująca opowieść. Polecam :)
Nie jestem pesymistką z natury, przeciwnie, ale optymizmu się uczę. Zgadzam się, że na optymistyczną postawę mają wpływ wychowanie, jak i sytuacja rodzinna. Tak było w moim przypadku i nie chodzi jedynie o malkontenctwo. Fajny wpis, dla mnie osobiście ważny dlatego, że zawiera pewne wskazówki, a przede wszystkim, że ktoś odrobinę podzielił się swoim doświadczeniem. Dziękuję
Kasiu jak zwykle w punkt! New Age nam powiedział, że mamy SZUKAĆ szczęścia. Rzucić pracę, pojechać do Indii, szukać faceta ze snów, schudnąć tryliard kilo, dążyć do idealu…Filmy o kobietach, które te „prawdę objawiona” odkrywają i zmieniaja swoje życie- też dołożyły swoją cegiełke. A prawda jest taka, że poczucie szczęścia zależy od…tego, co za szczęście uznamy. Jeśli dla mnie to będzie właśnie kawa wypita w spokoju bez dzieci – to moje UZNANIE tej kawy za szczęście już mi szczęście da:)
A teraz coś z własnego podwórka. Kiedyś, wiele lat temu, byłam niezłą marudą. Pogoda zła, „masakra”, praca nie taka, tu mi coś przeszkadzało, tam też…A bylam mloda, po pracy mialam mnostwo czasu, pieniadze i zdrowie byly. Dzisiaj moje życie wyglada tak, że wstaje o 6:30, biegnę do pracy. O 16:00 wybiegam i lecę po dzieci do przedszkola zanim je zamkną. Potem idziemy do tramwaju, po drodze robimy zakupy, potem kolacja, kąpiel, coś tam sprzątam, nastawiam pranie, załatwiam rzeczy…Wieczorem padam. Ale wiesz co? Ja jestem szczęśliwa. Idę z dzieciakami do tramwaju i mamy czas by pogadać zanim domowe obowiązki mnie pochłoną. Moja Mała cieszy się, że będzie jechała tramwajem jakbym jej powiedziała co najmniej, że wygrała w Totka..i ja staram się widzieć te chwile. A to że jestem zmęczona pod koniec dnia? To nie ma znaczenia. Wszystko zależy od naszego nastawienia. Ja sobie mówię, że mam niezłego farta, że urodziłam się w miejscu na Ziemi, gdzie jest pokój, demokracja, gdzie kobiety mogą pracować i głosować..Staram się być za to wdzięczna. Zwłaszcza jak pomyślę o tych ludziach, którzy urodzili się np w takiej Syrii i nigdy nie dostali takiej szansy jak ja…
Ahhh, pięknie napisane! Oby więcej takich tekstów było bo motywują i inspirują! :
Dziękuję ślicznie :)
Pani Kasiu, czy zna Pani Jacka Walkiewicza? Właśnie czytam trzecią jego książkę i uderzyło mnie ogromne podobieństwo między waszymi poglądami, i sposobem podejścia do tematu szczęścia wdzięczności itd. Z przyjemnością czytałam Pani tekst, bo w pogoni za „niewiadomo czym”, nagle człowiek doznaje olśnienia i widzi że ma kolo siebie wszystko czego mu do szczęścia potrzeba. A takich „przypominajek” nigdy dość!
Widziałam to znane wystąpienie i czytałam pierwszą książkę, ale tam chyba nie było zbyt wiele na ten temat. Moje podejście nie jest wyjątkowe, uczyłam się od najlepszych, wspomnianego Martina Seligmana czy Sonji Loubomirsky – to uznane autorytety w dziedzinie psychologii pozytywnej i wszyscy czerpią garściami z ich badań i książek.
Bardzo dobry tekst! Dziękuję!
Też uważam, że wdzięczność to podstawa dobrego życia i należy się jej uczyć. Tego jak ją okazywać innym, ale również jak po prostu ją czuć na codzień. Doceniać drobne gesty i wsparcie. Łatwo zapominać o wdzięczności w momencie, gdy wszyscy wmawiają nam, że musimy być samowystarczalni i super zorganizowani na każdym kroku. Ja osobiście uważam, że mam szczęście, bo „wyniosłam” bycie wdzięczną z domu – tak jak o tym wspomniałaś. Co nie zmienia faktu, że i tak ciągle muszę pracować nad byciem uważną. Chociaż na pewno mi łatwiej z takimi dobrymi podstawami :)
Pozdrawiam!
O! To ja dziękuję za tak piękne słowa. :)
Intuicyjnie sama zaczęłam stosować jedno z proponowanych przez Ciebie ćwiczeń – zapisywania rzeczy dobrych :) Zdałam sobie sprawę, że jakoś tak jesteśmy skonstruowani (a przynajmniej ja jestem) że sukcesy nie cieszą nas nawet w połowie tak mocno jak porażki bolą. Po drugie zauważyłam też, że umyka nam bardzo wiele małych powodów do szczęścia. A przecież piękna słoneczna pogoda w styczniowy, sobotni poranek do dobry powód do uśmiechu (jak naiwnie by to nie zabrzmiało).
Wielu ludzi szuka szczęścia na siłę lub kreuje obraz szczęśliwego życia za pomocą publikowanych na fb, czy instagramie zdjęć swoich ubrań, potraw, które jedzą, miejsc, w których bywają i tak dalej. Mnie na szczęście Rodzice nauczyli, że nie to jest w życiu ważne. Lecz mimo, że zostałam wyposażona przez nich w silny kręgosłup moralny, miłość do świata i drugiego człowieka oraz umiejętność doceniania każdej postaci dobra – nie powiem, że byłam szczęśliwa w każdym momencie swojego życia. Bo do tego trzeba dojść. Myślę, że uczucie bycia szczęśliwym w życiu wiąże się z nabyciem odpowiedniej dojrzałości, jaką człowiek zdobywa z biegiem lat. Z czasem zaczynamy dostrzegać i doceniać rzeczy, które wcześniej nie były dla nas tak istotne. Myślę, że szczęście to z jednej strony niezależność oraz pewność i świadomość samego siebie, z drugiej życie w zgodzie ze światem, bliskość z drugim człowiekiem oraz bycie spokojnym o jutro.
Bardzo ciekawy tekst, przeczytałam jednym tchem i muszę przyznać, że również… blogowanie potrafi wiele uświadomić. Chociażby ćwiczenie 2 o którym piszesz- w szerszej perspektywie, to przecież te wszystkie podsumowania roku, które są przeważnie pełne optymizmu (pewnie też ze względu na modę, ale skoro to pozytywny trend, to czemu nie?). Sama takie zrobiłam i byłam zaskoczona, że tyle fajnych rzeczy się wydarzyło. A jeszcze bardziej zaskoczyło mnie to, że… byłam zaskoczona:) Tak to jest, że w tym pędzie cieszymy się czymś przez chwilę, a później o tym zapominamy…
Ja na pytanie, czego najbardziej bym chciała, odpowiedziałabym, że chciałabym być zdrowa. Zawsze, albo ile się da jak najdłużej. Ja i moi bliscy. Jak człowiek jest zdrowy, to ze wszystkim sobie poradzi. Czy jestem szczęśliwa? Tak. Chyba dlatego, że się nad tym nie zastanawiam. Trzeba żyć, po prostu trzeba żyć a nie myśleć jak żyć trzeba, można, można by…
Jestem szczęśliwa. Po trudnym dzieciństwie, obciążającym i naznaczonym tragedią rodzinną okresie dorastania i związku pełnym przemocy od prawie czterech lat jestem w szczęśliwym związku, rok temu poszłam na terapię którą powoli kończę. Dzięki temu jak było kiedyś teraz doceniam każdy drobiazg, budzę się szczęśliwa, bezpieczna, pewna, że wszystko będzie dobrze i że ze wszystkim dam radę. Doceniam nawet to paskudne dzieciństwo bo wiem, że już nigdy nie będzie gorzej :) mam 27 lat a psychicznie jestem już na emeryturze, największe burze za mną, wszystko mogę po swojemu i jak chcę, teraz już wszystko z górki i jest już pięknie :)
A co ma powiedzieć osoba żyjąca na wsi, którą nie stać na ciuchy z zary, wakacje ani na rower. Jest samotna mimo przekroczenia czterdziestki, nie ma znajomych ani perspektyw. Minimalistyczny jest z konieczności a nie wyboru. Pani Kasiu, łatwo być szczęśliwym gdy ma się wszystko.
Ojej, chyba nie jest aż tak źle! Ma Pani na co dzień to dobro, którego my „miastowi” nie mamy, a mianowicie przestrzeń i czyste powietrze. To już wielki pozytyw, prawda? Ciepło pzdr Ela
Wy naprawdę nie wiecie jak wygląda życie na wsi. To nie tylko przestrzeń i świeże powietrze i brak smogu. Nie tylko.
Aga, a życie w mieście to nie tylko ciuchy z Zary, fajne wakacje, rower i znajomi. Tak już jest, że życie ma różne barwy. I to w mieście, i to na wsi, ale od nas samych zależy, czy szklanka będzie do połowy pusta lub pełna.
To pojedźcie czasem te „szklanki” zobaczyć. Tylko nie 5 km od granic miasta. Zjeździłam większą część Polski i wiem, że są miejsca o których dosłownie każdy zapomniał a niektórzy nawet nie wiedzą, że istnieją. Nie każdy ma możliwości a może i siłę zmienić swoje życie, nawet jakby bardzo chciał i są inne czynniki, które o tym decydują, nie tylko sama chęć zmian. I wiem też, że nie zmieniłabym życia w mieście na życie na wsi,nawet najbardziej sielankowej i pięknej. I cieszę się, że ten wybór mam. Inni nie mają.
Czy wie Pani, ile bym oddała, żeby teraz pomieszkać na wsi, gdzie nie ma smogu, samochodów i wiecznego remontu u sąsiadów? :) Czy Pani w to wierzy, czy nie, ale wszystko jest kwestią świadomego budowania swojego własnego nastawienia. Można być głęboko nieszczęśliwym z rowerem, ciuchami z Zary i wiecznymi wakacjami. Wiem, bo znam takie osoby, wiecznie narzekające na swój ciężki los. Bo przecież wakacje mogłyby by dłuższe i w lepszym miejscu, a ciuchy Prady, a nie Zary.
Kasiu,
Jestem Twoją czytelniczką, ale taką raczej „z doskoku”. Raz na jakiś czas wpadam i czytam kilka tekstów, które w tym czasie napisałaś (ale czytam wszystko:), nawet porady dla rodziców ;)). Po ostatniej przerwie pojawiły się u Ciebie bardzo fajne teksty. Zazwyczaj rzadko komentuję, ale chciałam Ci napisać, jak ogromną zmianę odczuwam przypominając sobie Twoje dawne teksty. Nie znaczy to, ze były gorsze. Po prostu ostatnio chyba „jesteś na fali” i czuć, że to co piszesz jest bardzo dobre. Chciałam Ci podziękować, bo widać, jak ogromną pracę nad sobą i dla czytelników wkładasz w to, co robisz.
Jestem z natury optymistką, więc naprawdę nie jest to ćwiczenie wdzięczności ;) Po prostu nie często zostawiam komentarze, a zasługujesz na to, żeby od czasu do czasu dać Ci znać, że robisz świetną robotę. Ściskam mocno!
O rany, jak mi miło! Taki komentarz sprawia, że od razu bardziej się „chce”. :) Bardzo dziękuję!
Dziewczyny, fajne jest też prowadzenie dziennika/pamiętnika, w którym opiszemy różne rzeczy, które nas spotkały, wątpliwości, pomysły itd. a później możemy o tym wszystkim poczytać z perspektywy czasu, zobaczyć jak zmieniło się nasze nastawienie, zdać sobie sprawę, że tragedia sprzed pół roku jakoś tak popadła w niepamięć i gdyby nie pamiętnik, to nie byłoby po niej śladu. Polecam!
Na co dzień jestem szczęśliwa – nawet bardzo szczęśliwa. Jestem wdzięczna i ciesze się z każdej chwili. Problem się pojawia jak idę do pracy, wtedy niestety w głowie mam same negatywne myśli… Nikt mnie tam nie katuje, mam wspaniałego szefa i cudownych współpracowników. Zarobki są wystarczające – choć wiadomo zawsze może być lepiej ;). Widze problem jakby w samej konieczności chodzenia do pracy, choć nie lubię nudy i od zawsze jestem człowiekiem, który lubi coś robić. Ciągle mam w głowie schemat, że praca jest koniecznością, chciałabym móc pracować i być z tego szczęśliwą.
Pięknie to opisałaś :) Czuję właściwie podobnie, a zdanie „Im jestem starsza, tym mniej szukam szczęścia, a zwracam się bardziej ku radosnym momentom, docenianiu tego, co mam, upraszczaniu rzeczywistości, odpuszczaniu sobie i innym, próbie wybaczenia. To wystarczy.” idealnie obrazuje moje podejście do tematu szczęścia :) A wszystkie te zmiany dzieją się m.in. dzięki Twoim wpisom <3 Czytam Twoje artykuły od samego początku i widzę patrząc wstecz jak bardzo przyczyniasz się do mojej zmiany, każdego dnia :) Dziękuję!
Przeczytałem Twój autorski tekst pierwszy raz, trafiłem tutaj całkowicie przypadkowo. Do rzeczy.
Kilka dni temu skończyłem 23 lata, czuję się jakby mój umysł miał o sto więcej, przez co moje zachowania, myśli i reakcje są bardzo niekonwencjonalne. Bardzo proszę odpowiedz mi na jedno pytanie, które codziennie sobie zadaję przed lustrem.
Czy jeśli stwierdzisz, że jesteś już szczęśliwy/a, to następnego i jeszcze następnego dnia będziesz pragnął/pragnęła więcej tego szczęścia i Twój aktualny stan umysłowy (nazywany tym szczęściem), wróci do pierwotnego stanu i będzie wszystko zaczynał od nowa, ponieważ oceni, że szczęście, które pierwotne było nazywane przez Ciebie szczęściem, nim nie jest?
Ktoś mądry kiedyś powiedział, że szczęśliwym się nie jest, a bywa. I że szczęście to taki mały zwierzaczek, którego się stale goni.
Bardzo ładne podsumowanie. Rzeczywiście z własnego doświadczenia wiem, jak ważne jest praktykowanie wdzięczności. Na półce nad biurkiem mam 'słoiczek wdzięczności’ (właśnie na niego patrzę:), do którego codziennie wrzucam jedną kartkę, na której napisałem za co jestem wdzięczny. Gdy się zapełni czytam wszystkie karteczki i aż zalewa mnie fala szczęścia i wdzięczności za to, co mam. Pozdrawiam, Gustavo Woltmann
To prawda, że szczęście pojawia się tam, gdzie jest miejsce na wdzięczność za to, co już od życia otrzymaliśmy i za to, co mamy na co dzień. Zamiast narzekać i szukać na siłę tego, czego nie mamy i nie możemy dostać. Bardzo mądry wpis. :)
Dla mnie szczęście to przede wszystkim samorealizacja, brak większych problemow, brak toksycznych ludzi ktorymi czasami się otaczami. Zdrowie, docenianie tego co mamy to wszystko wystarczy :)
Mój przepis na szczęście to urodzić się szczęściarzem . Ja niestety urodziłem się z drogiej strony barykady i wiem o czym pisze. Żeby być szczęśliwym trzeba mieć trochę szczęścia.