Jak radzić sobie z krytyką? Ten temat chodzi mi po głowie już od bardzo dawna. Nosiłam go w sobie, pielęgnowałam, oddychałam z nim w trakcie mojej codziennej medytacji. Przez lata dostawałam mnóstwo informacji zwrotnych na ten temat od Was, Czytelników bloga. Wiele osób chwaliło mnie za spokojne podejście do – często nieuzasadnionej i niekonstruktywnej – krytyki, duuuużo rzadziej, wręcz incydentalnie, ktoś obrażał się, bo np. jego komentarz został z bloga usunięty w trakcie moderacji. Jeśli jesteście ciekawi, poniżej dzielę się swoimi sposobami reagowania na krytykę (głównie tę niekonstruktywną).
Wskazówka – działają również w odniesieniu do krytyki płynącej z wewnątrz!
Tytułem wstępu – myślę, że wiele blogerek, instagramerek czy youtuberek mogłoby napisać na temat krytyki całkiem niezły doktorat. Sama jestem w szczęśliwej sytuacji, bo mam cudownych odbiorców i materiału w postaci niekonstruktywnej czy przemocowej krytyki jest relatywnie mało na blogu i na moich kanałach społecznościowych. Co najwyżej mogłabym się pokusić o poszerzony licencjat. ;) Czasami w monitoringu mediów natrafię na jakieś zewnętrzne fora czy facebookowe dyskusje na mój temat – bywa, że zabawne, incydentalnie obrzydliwe, a zdarza się, że prawdziwie zaskakujące! Te ostatnie często kończą jako anegdoty. ;)
Niemniej jednak, przez długie lata blogowania, często musiałam mierzyć się z krytyką w najróżniejszej postaci. Najczęściej krytyce poddawane są trzy sfery:
- mój wygląd,
- moja praca, w tym blogowanie jako takie,
- ja stricte, mam tu na myśli personalne ataki.
Poniżej przedstawiam swoje trzy sposoby radzenia sobie z krytyką, ale krytyce związanej z wyglądem chciałabym poświęcić też osobny tekst. Zarys mojej opinii na temat krytykowania czy generalnie ocen cudzego wyglądu możecie znaleźć w tym tekście: Co myślisz na temat mojego wyglądu?
Jak radzić sobie z krytyką?
Jeśli możesz, załóż dobre intencje
Jeśli jesteś w stanie, załóż z góry, że osoba, która krytykuje, ma w istocie dobre intencje. Chce wspomóc kogoś, naprawić coś, ulżyć sobie, tylko nie potrafi tego zrobić w sposób, który by nie krzywdził, bo chociażby nikt jej tego nie nauczył. Często widzę komentarze, w których wybrzmiewa echo naprawdę dobrych intencji, ale z uwagi na niedostatki komunikacji bywa to komentarz pełen przemocy. Możesz też spróbować w krytycznym komentarzu oddzielić spostrzeżenia od ocen. Wspaniale pisze o tym Marshall Rosenberg w swojej książce „Porozumienie bez przemocy”. Spostrzeżenia powinny odnosić się do konkretnej chwili i konkretnego kontekstu. Przykładowo, porównaj te dwie wypowiedzi:
- Kasia jest kiepską blogerką i nie umie pisać.
- Kasia w ostatnim tekście zrobiła trzy literówki.
Jeśli jest to możliwe, wyciągnij z krytyki spostrzeżenie (zdanie nr 2), a zignoruj ocenę (zdanie nr 1). Możesz także zastosować nieśmiertelny i wciąż zabójczo skuteczny sposób w postaci dopytania się: „Czy dobrze zrozumiałam, że…?”, Czy masz na myśli, że…?”. W najlepszym wypadku okaże się, że niekonstruktywna krytyka wcale nie jest krytyką, bo nie zrozumiałaś się z rozmówcą, w najgorszym – dostaniesz zdrową informację zwrotną.
Jak radzić sobie z krytyką?
Uciesz się, że poprawiłaś komuś humor
To bardzo kontrowersyjny sposób, ostrzegam, a zaczerpnęłam go z wykładów buddyjskiego mnicha Ajahna Brahma (hula na YouTube!). Jest to pewnego rodzaju zabawa myślowa. Gdy dostaję po tyłku wyjątkowo zjadliwym i złośliwym komentarzem, świadomie odpieram w myślach bardzo pierwotną skłonność do wyjaśniania lub atakowania i tłumaczę sobie, że może ta osoba miała naprawdę trudny dzień. Może jest w krytycznej sytuacji życiowej lub boryka się z ogromnymi problemami, a wylanie części tej złości czy lęku na mnie choć na moment, choć w znikomym stopniu poprawi jej nastrój i samopoczucie. W takiej sytuacji mogę się poczuć nawet całkiem dobrze! A niech świat dostanie trochę radości moim kosztem, co mi tam! ;)
Żartuję trochę, naturalnie, ale zdarzyło mi się wielokrotnie dostawać wiadomości o treści: „Kiedyś Cię krytykowałam, bo było mi trudno i byłam zazdrosna, a teraz mi głupio i przepraszam”. Za każdym razem, gdy czytam taką wiadomość, jestem szczęśliwa, wdzięczna i dumna z tak niezwykłej odwagi. Ile trzeba jej mieć w sobie, żeby przyznać się do zazdrości, lęku, złośliwości czy mściwości. A są to uczucia, które nosi w sobie każdy. Uciesz się, że poprawiłaś komuś humor, to nieortodoksyjna metoda, ale spróbuj choć raz. A nuż okaże się rewolucyjna… :)
Jak radzić sobie z krytyką?
To Twoja opinia. Ja myślę o sobie inaczej.
Ten sposób to złoto w najczystszej postaci. To najłatwiejsza i najbardziej efektywna metoda radzenia sobie z krytyką, którą znam! Sprawdza się w każdym przypadku. Gdy działasz w przestrzeni publicznej (w jakikolwiek sposób), wiele osób uzurpuje sobie prawo do wyrażania opinii na Twój temat, nawet gdy o nią nie prosisz. I jest pewien rodzaj chamskich i złośliwych komentarzy, w których przypadku nie mam najmniejszej ochoty w żaden sposób wdawać się w dyskusję z komentującym. Taka rozmowa nie ma sensu, bo nie ma tu możliwości wymieniania się opiniami, a każda reakcja jest tylko wodą na młyn. Są to komentarze, które nie wnoszą absolutnie niczego poza ewidentną chęcią „pojazdu” i wyżycia się na mnie.
Opinia zawarta w takim komentarzu mnie nie dotyka, ale długo nie wiedziałam, co z takimi kwiatkami robić. Zostawiać, usuwać, odpisywać, olewać? Teraz po prostu zostawiam je z krótkim komentarzem: „To Twoja opinia. Ja myślę o sobie inaczej”. Koniec. Żadnego tłumaczenia się, żadnych rozmów, żadnych ataków. Nie mam takiej potrzeby. Ktoś musiał się uzewnętrznić – OK. Nie mam wpływu na cudze zdanie o mnie, ale mam wpływ na swoje zdanie o sobie. A ono jest dobre. Myślę o sobie dobrze. :) Nad swoją samooceną i akceptacją pracowałam wiele lat i nie mają na nią wpływu ani negatywne, ani pozytywne opinie, które o sobie czytam. Niezależnie od tego, na jakim jesteś etapie w pracy nad swoim poczuciem własnej wartości, gorąco polecam Ci ten sposób. Następnym razem, gdy ktoś Cię skrytykuje, powiedz po prostu: „To Twoje zdanie, ja mam inne”. I zobacz, co się stanie. :)
Czy masz do czynienia z krytyką? Ze strony wewnętrznego krytyka czy z zewnątrz? Jak sobie z nią radzisz?
PS Zdjęcie tytułowe to wczesny zachód słońca nad Morzem Karaibskim w Meksyku. Czułam wtedy wyjątkowy spokój.
Jestem przerażona tym co dzieje się zarówno w sferze wirtualnej, jak i realnej. Mam wrażenie, że sztuka wyrażania konstruktywnej krytyki zanika, a hejt i agresja przybiera na sile.
To bardzo ważny temat, zwłaszcza w obecnym czasie, gdy aż namacalnie czuć w ludziach tą gotującą się u nich agresję. Podobno jak się pandemia skończy, terapeuci i psychiatrzy jeszcze długo będą nas leczyć.
Już dawno nie spotkałam się, aby ktoś z zewnątrz udzielił mi konstruktywnej krytyki (nie licząc szefa, który co roku wystawia mi ocenę i omawia moją pracę i zachowanie). Taką krytykę zawsze przyjmuję, bo jest wartościowa i pozwala dostrzec coś, co samej mi trudno dostrzec.
Co do pozostałych komentarzy i opinii zawierających niekonstruktywną krytykę to moja strategia jest to ta trzecia. Wiem, że moja opinia jest inna, a krytykę krytykującego jednak olewam.
Mam wśród przyjaciół i znajomych wielu psychoterapeutów. Już od dawna nie wiedzą, w co ręce włożyć… :/
Dziękuję za ten tekst. Ostatnio ze spotkań z Tobą robię notatki, z tekstów na blogu też zacznę.
Trzecia metoda, którą opisujesz pozwala mi odbudowywać poczucie własnej wartości. Kiedyś zbudowane ono było spełnianiem oczekiwań innych i chyba nie muszę pisać, że było kruche jak cienki lód na rwącej rzece. Obecnie przez to, że potrafię odpowiedzieć innym (ale przede wszystkim sobie <3) czuję, że jestem jaka jestem i nie muszę (ani nie chcę <3) być taka, jak życzyliby sobie inni.
Dziękuję, to w 100% dla mnie :)
„To twoje zdanie ja mam inne”. Zapamiętam i będę używać. Cudowne. Dziękuję za to.
Bardzo ciekawy tekst. Do wydrukowania i powieszenia na scianie do częstego czytania. Moim kluczem do radzenia sobie z krytyką jest przypominanie sobie że nie muszę byc przez wszystkich lubina czy podziwiana. Szanuję innych i tego równiez oczekuję. Jesli ktos jest wyjątkowo niegrzeczny wyobrazam sobie że otacza nie niewidzialna ochronna sfera- złota kula od której odbijaja sie ewentualne inwektywy i trafiają z powrotem do autora wypowiedzi.
PS. Pozdrawiam medytacyjna grupę zimową. Super dwa spotkania już sie odbyły i tyle mam refleksji, notatek.
Dziękuję pięknie i do zobaczenia dziś na praktyce! :)
Bardzo pouczający tekst. Będę używać w razie konieczności. Dziękuję za Pani wpisy, które pomagają mi dotrzeć inną stronę życia.
Dziękuję, ogromnie mi miło. :)
Bardzo fajny tekst :) trafny, ja też wiele lat uczę się jak sobie radzić z krytyką (najgorsza jest dla mnie ta wewnętrzna), ale też od drugiej strony – czasami w syutacjach prywatnych lub zawodowych taką krytykę trzeba przekazać. Jak w domu już się nauczyliśmy rozmawiać ze sobą i znamy się wiele lat, to w pracy zawsze to dla mnie ogromny stres i wymaga dużego przygotowania żeby przedstawić mój punkt widzenia, ale w obiektywnym świetle. Często taka dobra, konstruktywna krytyka może być zaczątkiem rozwoju, tym bardziej jest to dla mnie mega odpowiedzialność (np. jak skłonić kogoś do rozwoju jakiejś miękkiej umiejętności, która w sytuacjach zawodowych może mu bardzo pomóc nie urażając tej osoby a odnosząc się do jej sposobu komunikacji? To jest możliwe, aczkolwiek nigdy bez przygotowania w moim przypadku bym się tego nie podjęła). Ja zawsze podkreślam, że warto rozmawiać i nie bać się mówić swojej opinii, ważne, żeby nie przekraczać granic i szanować innych ludzi :)
Dzięki, bardzo cenne rady
Z przyjemnością.
Temat arcyważny i arcytrudny. O ile hejt można szybko wyłapać – o tyle mam wielkie wątpliwości co do krytyki konstruktywnej i niekonstruktywnej. A najwięcej wątpliwości mam do odcinania się od świata sformułowaniem: to twoje zdanie, moje jest inne. I bynajmniej nie chodzi mi o to by brać sobie do serca wszystko co ludzie powiedzą, tłumaczyć się wszystkim w koło albo nie daj Boże żyć pod dyktando innych. Ale jednak dyskusje i komentowanie to wymiana myśli, swoisty dialog – tu jednak zakładałabym dobre intencje i chciałabym się dowiedzieć co myślą i jakie argumenty mają inni – zwłaszcza w ocenie tego co sama robię. Jeśli nie ma argumentów – nie ma dialogu – wiemy że ktoś wali nam między oczy. Ale gdy są argumenty – nad nimi bym się jednak pochyliła i je przemyślała. I myślę, że jesteśmy na tyle pewni siebie i inteligentni, że będziemy umieli odróżnić szpile od dobrych rad i wskazówek. Jak to mawiał klasyk: prawdziwa cnota krytyk się nie boi. Boję się, że zbytnią pewnością siebie i niesłuchaniem innych trochę odcinamy się od świata i podążamy drogą samozadowolenia, która niestety niektórych prowadzi do błędnego przekonania o swojej doskonałości, podczas gdy prawda bywa kompletnie inna. Obserwuję to w pracy i w kontaktach ze znajomymi. Na tym też polega w szerszym wymiarze patologia władzy. A argumentem za słuchaniem są rady przyjaciół – jeżeli takich prawdziwych i od serca mamy. Ja mam przyjaciółkę, która dając mi rady beszta mnie nieraz okrutnie – ale zawsze robiła to w moim dobrze pojętym interesie. I ilekroć nie skorzystałam z jej dobrych rad – tylekroć miałam o to do siebie pretensje, że tego należycie nie przemyślałam i nie wdrożyłam w praktyce. Ot takie skomplikowane życie!
Iwono, ale ja nigdzie w tekście nie definiuję krytyki konstruktywnej i niekonstruktywnej. Co do trzeciego sposobu to mam poczucie, że dość jasno określiłam, w jakich sytuacjach z tego sposobu korzystam. I masz dużo racji, ja również inaczej podchodzę do krytyki w zależności od tego, z jakiego źródła pochodzi. Inaczej reaguję i rozmawiam, gdy mówi do mnie serdeczna przyjaciółka, a inaczej gdy jakiś anonim z internetu mówi mi, że mam krzywe nogi. :)
Również chciałam na to zwrócić uwagę, bo zauważyłam, że to zdanie jest nadużywane, pełni rolę takiego odgradzania się od innych. Chcesz z kimś podyskutować, przedstawić swoją opinię, a tu napotykasz na mur w postaci „to twoje zdanie, ja mam inne” I koniec rozmowy. To nie jest fajne, dlatego uważam, że trzeba z tym uważać, a nie używać w każdej rozmowie. Poza tym istnieje też druga strona medalu: oczywiście internet jest pełen hejtu, agresji i niechcianej krytyki, ale z drugiej strony teraz wszelką krytyka, nawet ta konstruktywna, a nawet polemika, jest traktowana jak hejt i spotyka się w odpowiedzi z agresją. To też jest problem. Nie chcemy już po prostu słuchać innych, bo tak bardzo jesteśmy skupieni na sobie.
Wiesz Gabrielo, nie każdy musi chcieć z Tobą dyskutować, to też jest ważne, żeby to uszanować. Nie musi być to wcale wyraz skupienia na sobie, a jeśli nawet, to też nie ma nic złego w tym, że akurat w tej chwili ktoś chce się skupić na sobie. Uważna komunikacja nie jest wcale łatwa, ale przypinanie łatek też jej nie ułatwia.
Po kilku dniach właśnie wróciłam do tego komentarza, widząc ożywioną dyskusję pod instagramowym wpisem graficzki, której posty uważałam dotąd za ironicznie zabawne i lubiłam oglądać. Dotyczył Świątecznych dyskusji z członkami rodziny o odmiennych przekonaniach i nie wszystkim komentującym przypadł do gustu. Kilkoro osób zwróciło autorce uwagę, że nie trzeba mieć przecież identycznego zdania, żeby spędzić razem czas. Większość zrobila to w sposób kulturalny i rzeczowy, ale gdzieś w odpowiedziach autorki mimo to mignęło mi ,,nie zesraj się”. Co ciekawe, ta niezbyt chlubna odpowiedź doczekała się masy polubień. Chyba rzeczywiście coś poszło nie tak, skoro kontrargumenty są uważane za hejt i spora część społeczeństwa ma problem z dystansem do swoich słów i woli nie tyle być wiernymi swoim przekonaniom, co nie chcieć nawet słyszeć o tym, że można uważać inaczej.
Gdzieś wyczytałam – może to był Dale Carnegie, „Jak przestać się martwić i zacząć żyć” – że nie kopie się martwego psa. Skoro kogoś denerwujesz, to znaczy, że w czymś „odstajesz” – i to często na plus. Zamiast samemu włożyć pracę, konsekwencję, dorosnąć do takiego punktu (np. figury, sukcesów finansowych, związkowych, czystego domu), krytykantowi łatwiej znaleźć jakiś źle ułożony włos na czyimś zdjęciu, i mu pojechać.
Ale i tak to, co się dzieje z nami odnośnie komentarzy, krytyki – to jest nowe dla ludzkości i mocne. Trudne.
„Skoro kogoś denerwujesz, to znaczy, że w czymś „odstajesz” – i to często na plus.” No nie sposób się z tym zgodzić. jestem księgową, nie ma w Nowym Ładzie nic (poza kwotą wolną) wartego pochwały. Nie ma w obecnym rządzie nic godnego przychylności. Czy to, ze mnie to wszystko denerwuje oznacza, że władza odstaje ode mnie na plus? To absurd, i samozadowolenie w chorym, bardzo szkodliwym kształcie.
W tekście mowa jest o krytykowaniu osób. Ocena działań wielkich instytucji to chyba jednak inny temat.
Tak dotyczy osób ale to był przykład (bardzo jaskrawy ale jednak). Chyba rozumiem co Iwona tu i we wcześniejszym wpisie próbuje powiedzieć. Ten akapit #„To twoje zdanie ja mam inne” opacznie interpretowany może prowadzić do samozadowolenia i zamknięcia się na czasem cenne uwagi/spostrzeżenia i w efekcie na rozwój. Przykład: u nas w pracy był taki chłopak – bardzo miły ale kompletnie nie przyjmował żadnych rad dotyczących pracy, nie chciał się uczyć, był zadowolony z siebie i przekonany o tym jak super jest osobą… Już z nami nie pracuje ale chyba do końca nie zrozumiał dlaczego mu podziękowaliśmy.
Paulino, ciekawy przykład, dzięki. Ja chyba jednak patrzę na to inaczej. Może ten chłopak nie pasował do kultury obowiązującej w Twojej firmie, a w innej pracy dużo lepiej by się odnalazł. Nie znam szczegółów, naturalnie, ale czasami podziękowanie komuś nie musi być wcale czymś złym, dla żadnej ze stron.
Mnie najbliższa jest 2 i 3 firma radzenia sobie z krytyką. Stosuje je raczej w realu, bo już dawno zrezygnowałam z wdawania się z ludźmi w dyskusje w sieci. Mam ten komfort, że nie muszę tego robić. :)
Niestety traci też na tym dialog. Wydaje mi się, że teraz w sieci jest trudno o nieszablonowe rozmowy, nie ma już tego uroku, który był jeszcze gdzieś około 2010 roku. Teraz jest albo hejt (jawny lub ukryty), albo skrajna poprawność polityczna. Miłe finezyjne dyskusję zdarzają się rzadko. Ciągle mam gdzieś w głowie, że ludzie totalnie schamieli i to chamstwo z sieci wypływa do zwykłego życia. Inni – tak jak ja – wolą milczeć.
Coś w tym jest. Dlatego staram się zakładać dobre intencje osoby będącej z drugiej strony ekranu, choć przyznaję, że czasami nie jest to łatwe…
Niestety chyba tak jest, tez mam takie spostrzeżenia. Czasem w sieci probuje porozmawiać, wyrazić swoje zdanie, nawet w neutralny sposób, a w odpowiedzi spotykam się z atakiem. W myśl zasady, że „najlepszą obroną jest atak”. Więc sie odechciewa…
Chyba ten trzeci sposób jest na dziś mi najbliższy, choć czasem sięgam i po ten drugi. Ale ja generalnie jestem z tych niezbyt przejmujących się opiniami innych, bo byłam od dziecka obiektem dokuczania rówieśników i chyba wtedy nauczyłam się nie przejmować. Dziś jestem już daleko przed nimi.
To co mnie zdziwiło w internecie to fakt ,że jeśli wyrażam swoją opinię na jakiś temat ,czy tego co ktoś pisze, czy co robi , to nawet jak nie mam złych intencji to w dziwny sposób odbierane jest to jako krytyka. Ja z krytyki biorę to co najlepsze czyli pracuje nad sobą. A każdy z nas instynktownie wie kiedy ktoś chce sobie poprawić naszym kosztem humor czy poczucie wartości czy wypowiada się żeby druga strona się zastanowiła nad innym pkt widzenia. Podchodzę też tak że jeśli ktoś pisze, to fajnie jak zderzy się z innym podejściem, sposobem myślenia itd.Czasem jak czytam komentarze pozytywne to są tak sztuczne i nacukrowame, że mam wrażenie że w nich jest więcej czasem fałszu niż prawdy. Problem z krytyka w internecie jest taki, że nie znamy osób, które to robią(jaki.maja system wartości, sytuacj3 zyciowa itd pamiętajmy że pkt widzenia zależy od pkt siedzenia ). Sprawdzając parę takich osób zrozumiałam, że najczęściej sa to osoby z inną hierarchią wartości albo nie mające żadnych wartości albo reprezentujące niski poziom kultury osobistej itd…I takimi osobami nie należy się przejmować ani nawet poświęcać odrobiny czasu …
Krytyka nie jest miła dla nikogo, ale my jesteśmy narodem który uwielbia krytykować nie widząc siebie z dystansu i nie potrafiąc ocenić swoich działań.
Podsumowując często jest tak że krytykują osoby które nie znają się na tym co krytykują albo są zazdrosne albo mają niskim poczucie wartości.
Jak zwykle przydatny materiał. Dziękuję i Pozdrawiam
Strach przed jakąkolwiek krytyką to choroba naszych czasów i efekt przerośniętego ego, które każe nam myśleć, że jesteśmy nieomylni i doskonali. Po drugie, odróżniajmy krytykanctwo od krytyki. Ktoś, kto ciągle się do nas dowala, szuka dziury w całym to jednak coś innego niż pojedyncza uwaga o „3 literówkach” – bo np. w pracy w wydawnictwie te literówki w książce do druku to jednak ważna rzecz.
No i „prawdziwa cnota krytyk się nie boi” – rzekł Krasicki.