Darmowe
planery, e-booki...

Podziel się:

Darmowe
planery, e-booki...

Jak radzić sobie z krytyką?

Krytyka wpisana jest w życie. Ludzie oceniają się nawzajem. To pomaga budować społeczne relacje, pomaga przetrwać, jest niezbędne w naszym życiu. Tam, gdzie ocena, tam i krytyka. W domu, w pracy, w biznesie. Jak radzić sobie z krytyką?

 

Nie da się uniknąć krytyki. Genialnie, jeśli jest to krytyka tworząca, budująca, pozwalająca uczyć się na popełnionych błędach. Myślę, że jednak większość z nas doświadczyła również tej toksycznej, nieuzasadnionej, krzywdzącej. Tej, po której łzy płyną bezwiednie. Praca blogera jest w tym względzie wyjątkowo specyficzna. Po pierwsze, to twórcze zajęcie. Zajęcie, w którym informację zwrotną na temat swojej pracy dostajesz błyskawicznie. Wydaje się, że podobnie jest w każdym twórczym zawodzie, ale jednak nie. A mam porównanie. Książkę pisałam 7 miesięcy, potem czekałam kolejne 5, aż ją wydadzą i trafi do księgarni. Dopiero potem z niecierpliwością wypatrywałam pierwszych recenzji – opinii na temat mojej pracy. W blogosferze jest inaczej, czy łatwiej czy trudniej to kwestia dyskusyjna. Na blogu piszę tekst na 1000 słów, publikuję i informację zwrotną mam natychmiast. Od razu pojawiają się komentarze. Bang i wiadomo – dobre, złe, mierne, kontrowersyjne. Zbieram informacje i piszę dalej, bogatsza o doświadczenia. Po drugie, na blogu piszę najczęściej w oparciu o swoje doświadczenia, odsłaniam się. To przyciąga różne osoby. Większość przychodzi po inspirację, poradę, rozrywkę, pociechę. Ale nie wszyscy. Są tacy, dla których odsłoniecie się jest niemym zaproszeniem do ciosu. W imię wolności wypowiedzi, oczywiście. W blogosferze jest inaczej również dlatego, że zwyczajnie łatwiej dostać po tyłku krytyką.

 

Mam to szczęście, że hejterskie komentarze czytam raczej… u innych blogerów. Tak, wiem, że nie każda krytyka to hejt. Z drugiej strony, nie każda krytyka, która nie jest hejtem, jest krytyką konstruktywną. W każdym razie, na palcach u stopy mogę policzyć liczbę prawdziwie hejterskich komentarzy, z którymi sama musiałam się zmierzyć. Ktoś napisze, że mam tyłek jak facet. Ktoś inny, że wyglądam ja stara baba, która o siebie nie dba i mąż ją na pewno niedługo rzuci. Plus regularnie pojawia się kilka inwektyw na temat mojej pracy. Pikuś w sumie, w porównaniu z życzeniami śmierci dla blogerki lub jej rodziny. Nie zmyślam, to z życia wzięte, niestety.

 

Jednak, nadal muszę mierzyć się z krytyką. Z krytyką, która nie zawsze jest konstruktywna, nie zawsze miła, nie zawsze podana w kulturalny sposób. Po kilku latach blogowania tyłek od tego twardnieje lepiej niż od ćwiczeń z Chodakowską. Za każdym razem, gdy robię coś nowego (albo starego, tylko ktoś jest nowy) odpieram krytykę i chyba w sumie całkiem nie najgorzej sobie z nią radzę. Opowiem Wam jak, a w zamian mam ogromną nadzieję, że podzielicie się swoimi sposobami. Jak radzić sobie z krytyką? Jak ja sobie z nią radzę?

 

Pozwalam sobie czuć się źle (przez chwilę).

 

Nie jest ważne, czy krytyka, którą słyszę ma ręce i nogi. Czy jest uzasadniona choćby w minimalnym stopniu. Każda krytyczna uwaga mnie trochę boli. Bo jestem wrażliwa. Bo mi zależy. Dopiero po chwili mój świadomy mózg filtruje informacje. Kiedyś ganiłam się za te chwile słabości, od razu przystępowałam do ataku mózgiem, żeby serce nie cierpiało. Teraz pozwalam sobie poczuć się źle. Bo krytyka boli. To normalne. Boli nawet ta skrajnie głupia, z której 15 minut później mogę się pośmiać. Tylko wiesz, to że pozwalam sobie poczuć się źle nie oznacza, że rozdrapuję w myślach głupią uwagę 3 tygodnie, jak to miałam w zwyczaju w czasach liceum. Po prostu otaczam czułością moje wrażliwe serce, idę się przytulić, daję sobie czas. A potem wkracza żelazna logika, której jestem wierna.

 

Nie przejmuję się jednostkowymi opiniami.

 

Po pierwsze, negatywne opinie zawsze wybrzmiewają mocniej. Po drugie, jakoś tak ludziom łatwiej napisać coś krytycznego, niż wspierającego. Nie burzę się, tak już jest. I tak też już jest, że 2 negatywne opinie potrafią wbić się w pamięć na dużo dłużej, niż 15 pozytywnych. Też tak mam. Życie. :) Jestem tego świadoma i staram się o tym przypominać samej sobie. Dlatego nigdy nie oceniam swoich projektów, swoich działań przez pryzmat jednostkowych opinii!

 

Zawsze, ale to ZAWSZE znajdzie się ktoś, komu moje zachowanie, działanie, tekst, towar, usługa nie przypadnie do gustu. Czasami taka krytyka jest niesprawiedliwa (bo ktoś czegoś nie doczytał, podjął pochopnie decyzję – czy tylko ja mam wrażenie, że ostatnio jest globalny kłopot z czytaniem ze zrozumieniem? Albo chociaż z czytaniem do końca?), a czasami po prostu ktoś ma inne zdanie na dany temat. Nic w tym złego, prawda? Chodzi tylko o to, żeby zebrać wystarczająco dużo danych, zanim się przyjmie jakąś opinię za własną. Gdybym po wydaniu książki skupiła się tylko i wyłącznie na negatywnych recenzjach (hoho, były takie – „mierna pozycja”, „nudna i bez wyrazu”, „od razu widać, że prawnik pisał, fuuuj”) to nie zrobiłabym nawet mini kroku dalej! Rzuciłabym pisanie i blogowanie, zamknęła w mysiej dziurze i pogrążyła w depresyjnych myślach. Gdybym to zrobiła, nie zauważyłabym tej miażdżacej liczby osób, które po przeczytaniu książki napisały do mnie o fantastycznych zmianach w swoim życiu. O inspiracji, o oczyszczeniu, o budzącej się świadomości, o radości. Jak mogłabym się na to zamknąć??

 

Bo gdy kilka osób krytykuje, a kilka chwali pobaw się w statystyka. I policz procentowy udział opinii, dbając o odpowiednio dużą grupę badawczą. ;) Zanim pomyślisz, że jesteś beznadziejna, bo ktoś Ci coś tak powiedział – sprawdź u kilku innych osób. Tak na wszelki wypadek. A nuż mają inne zdanie? ;)

 

Wyciągam wnioski i idę dalej.

 

Zdarza się, że popełniam błąd i krytyka jest uzasadniona. Nie lubię przyznawać się do popełnionych błędów. Zdecydowanie NIE jest to przyjemne doświadczenie. Jednak stanowi część życia. Nie popełnia błędów, kto nic nie robi – jedna z nielicznych ludowych mądrości, która naprawdę ma sens. A ja robię sporo, rozwijam się, próbuję, sprawdzam, doświadczam. Pamiętasz może tekst o tym, jak odpuszczanie sobie jest trudne? Jeśli nie, przeczytaj koniecznie. Napisałam tam ważne słowa – o wybaczaniu sobie popełnionych błędów. O niebiczowaniu się za przewinienia. Ludzie z natury popełniają błędy. Wszyscy. Wybaczenie nie oznacza, że to coś się nie stało. Wybaczenie nie oznacza, że nie muszę spróbować zadośćuczynić. Wybaczenie nie oznacza, że teraz hulaj dusza, zrobię to świadomie po raz kolejny. Wyciągam wnioski i idę dalej.

 

Jak radzić sobie z krytyką? Dodatkowe wskazówki

 

Czasami nawet z chamskiej i krzywdzącej krytyki można wyciągnąć coś dla siebie. Zostałaś skrytykowana?

  • Spróbuj zachować dystans i EMPATIĘ. Może osoba, która Cię krytykuje ma akurat bardzo, ale to bardzo zły dzień? Może ugina się właśnie pod ciężarem problemów i normalnie by się tak nie zachowała? Oczywiście, kłopoty własne nie są wymówką, ale może czasami warto spojrzeć ze zrozumieniem?
  • Sprawdź, czy nie zrozumiałaś kogoś źle. Na blogu to się często zdarza. W świecie realnym widzimy przed sobą drugiego człowieka, patrzymy mu w oczy, czytamy mowę ciała. To sprawia, że dużo łatwiej poczuć czyjeś intencje i właściwie na nie zareagować. W internecie bywa różnie. Oczywiście, czasami komunikat jest klarowny, np. „jesteś głupia” ;), ale czasami możemy nie do końca odczytać emocje. Emotikony pomagają, ale nie zawsze. Dlatego, jeśli mam wątpliwości do czyjegoś komentarza, staram się DOPYTAĆ. Wielokrotnie zdarzyło mi się, że się nie zrozumiałam z komentującym, a nikt nikogo nie chciał urazić.
  • Ignoruj hejt. Gdy ktoś życzy Ci śmierci lub ciężkiej choroby, wdawanie się w dyskusję nie ma żadnego sensu. 

 

A Ty, jak radzisz sobie z krytyką?

 

edit: po rozmowie z Wami w komentarzach przyszło mi do głowy pewne ćwiczenie. Oto kilka różnych wersji tej samej opinii.

1. Źle wyglądasz w tej sukience.
2. Źle wyglądasz w tej sukience, widać Twoje krzywe nogi.
3. Źle wyglądasz w tej sukience, w życiu bym się tak nie ubrała.
4. Fatalna ta sukienka, naprawdę tego nie widzisz?
5. Od razu widać te krzywulce, oczu nie masz?
6. Wyglądasz w tej sukience jak zdzira z krzywymi nogami.

Czy wszystkie są wyrażeniem własnego zdania? A może któryś nazwałybyście krytykanctwem, albo może nawet hejtem?Ogromnie jestem ciekawa Waszej opinii.

Sprawdź Także

0 0 votes
Article Rating
Powiadomienia
Powiadom o
guest
64 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Julia

Pierwsza? Naprawdę??? :) Zazdroszczę zdrowego podejścia, spróbuję choć część wdrożyć. Ja niestety bardzo przejmuję się krytyką, choć zupełnie tego po sobie nie pokazuję – kiepskie połączenie: ludzie myślą, że się nie przejmuję, więc nie przebierają w słowach… pozdrawiam :) P.S. Tworzysz świetne treści :)

Krytyka przeważnie nie jest miła. Próbuję odsiać tę konstruktywą, gdzie ktoś bardziej chce mi pomóc a nie dokuczyć. Na złośliwców staram się nie patrzeć, ignorować ale czasem jest tak trudno? W pracy mam takie prześmiewczo – wykpiwcze osoby, straszne trole, ale mam nadzieję niedługo zmienić pracę wiec tym razem może trafię na sympatyczne, fajne osoby. Raz zapytałam się jednej osoby czy naprawdę jest tak zakompleksiona że musi mnie atakować i uwierzcie nie wiedziała co powiedzieć. W każdym razie nie przeprosiła. To przykre że niektóre osoby muszą zrobić komuś przykrość żeby podnieść swoje ego.

Swoją drogą zawsze staram się grzecznie odpowiadać na zaczepki (wymagało to odemnie dużo czasu i pokory) ale wydaje się mi że tak nie podgrzewam dodatkowej agresji a poza tym to o mnie świadczy jak się zachowuję.

Joanna

Elu,
krytyka nas dotyka, gdyż rani właśnie nasze EGO. Gdybyśmy odrzucili ten element – ego- a proste to nie jest, to bardzo mało treści pozostałoby z komentarzy, ale za to istotne- czyli czyjeś poglady- moze też ciekawe?, oraz czyjeś uwagi, które mozemy przyjąć lub nie. Większośc komentarzy – i tych mile łechcących nasze ego i tych raniących je boleśnie- to zwykły bełkot, nie wnoszący niczego do naszej misji, wartości, talentu. czy warto się tym zajmować?

iwona

A mnie się wydaje, że świat stał się totalnie nieodporny na słowa krytyki, na słowa negujące,na nie-pochlebstwa. Nie można już mieć własnego zdania, bo hejt, bo zazdroszczę, bo mam kompleksy albo zły dzień. Albo nie mam faceta. Może mi się coś nie podobać, może to być niekonstruktywne i nie ma się co na to obrażać. Osoba krytykowana nie jest obiektywna, zawsze będzie jej przykro i zawsze będzie sobie tłumaczyć czyimś złym dniem niepochlebne opinie na swój temat.
Nie mówię oczywiście o takim chamstwie jak życzenie komuś śmierci, choroby itp.

iwona

Tak, masz Kasiu rację, jednak w większości jest tak, ze nawet na komentarz “Źle wyglądasz w tej sukience” ludzie reagują tak, jak napisałam. A co do wypowiedzi Gosi niżej – proszę, by blogerzy usunęli możliwość komentowania, wtedy uwag nie będzie, tak jak na ulicy w twoim przykładzie. Jeśli jest przyzwolenie na pozostawienie komentarza, czyli własnego zdania, to nie można się obrażać na negatywy. Oczywiście wciąż mam na myśli zdanie negatywne, wyrażone kulturalnie.

Gosia

Tak myślałam, że ktoś odpisze coś o możliwości komentowania. Ale gdyby ludzie rzeczywiście podchodzili do innych na ulicy i mówili takie rzeczy, jak „źle się ubrałaś/eś” (aleśmy się uczepiły tej sukienki, ale niech będzie :D), to czy lepiej by było uczyć wszystkich, że lepiej nie wychodzić z domu aby się nie narażać, czy może jednak uświadomić komentującym, że czasem lepiej nie sprawiać niepotrzebnej przykrości?

Może mój problem wynika z tego, że trudno mi założyć dobrą intencję kogoś, kto powie/napisze mi coś bezinteresownie negatywnego, z czego nie będę mogła wyciągnąć wniosków na przyszłość – w takim razie, po co to pisze, jeśli nie po to, żeby poprawić sobie humor kosztem mojego? Wyrażanie własnego zdania to świetna sprawa, ale to, że mamy takie prawo, nie znaczy, że możemy tego nadużywać, nawet jeśli do więzienia nas za to nie wsadzą. ;)

Gosia

Myślę, że to w dużej mierze kwestia powszechnego dostępu do internetu – kiedyś, nawet jeśli dotarły do człowieka negatywne komentarze na jego temat, było ich kilka, kilkanaście (więcej w przypadku szeroko rozumianych „osób publicznych”), dzisiaj ta liczba może się różnić o kilka rzędów wielkości. Po drugie, z jakiegoś powodu anonimowość internetu dodaje wielu ludziom odwagi i piszą w komentarzach rzeczy, których nie powiedzieliby nikomu w twarz. Nie mówię tylko o hejcie – raczej nie podejdziesz do obcej osoby na ulicy (a bloger/ka może pisać o swoim życiu, ale nie należy do twoich znajomych) i nie powiesz jej „hej, myślę, że źle wyglądasz w tej czerwonej sukience”. W sieci użytkownicy mają mniej skrupułów.

Można by dyskutować o tym, że jeśli ktoś zamieszcza swoje zdjęcie/tekst/film/etc. w internecie, to wystawia się automatycznie na krytykę, ale… Sądzę, że zanim napiszemy komentarz, warto się zastanowić, czy posłuży on czemuś jeszcze oprócz wyrażenia mojej opinii „bo takie jest moje prawo”. Wydaje mi się, że Kasia gdzieś już o tym pisała na tym blogu, ale teraz nie znajdę. :) Mnie – powiem szczerze – wstyd jest za większość moich negatywnych komentarzy, bo rzadko były konstruktywne i raczej nie służyły niczemu dobremu. Teraz, jeśli nie chcę dać komuś wskazówki, co mógłby poprawić, po prostu odpuszczam, bo mnie to nie poprawi humoru, a komuś może zepsuć.

Wydaje mi się, że pisałaś o historii spotkania Sokratesa z plotkarzem na Instagramie. Historia o trzech sitach :)

pimposhka

Iwona, zgadzam się z Tobą. Jak tylko napiszesz coś krytycznego to od razu jesteś 'zazdrosnym i zfrustrowanym trollem’. Z drugiej strony zgadzam się też z Kasią, że komentarz nawet kulturalny 'źle wyglądasz w tej sukience’ nic nie wnosi i nie jest konstruktywny.

Beata

A ja miałam kiedyś z tematem krytyki problem. Bo zawsze sobie powtarzałam, że jeśli nie mam komuś nic miłego do powiedzenia, to lepiej może nie odzywać się wcale? I tak doszłam do momentu, w którym przestałam się odzywać. Nie, że tylko w sieci, ale w ogóle – wśród znajomych. Nie dlatego, że wszystkich chciałam dookoła krytykować, ale dlatego, że brak wyrażania własnego zdania poskutkował również brakiem tych pozytywnych opinii. Po prostu zamknęłam się w sobie, bo w jakiś sposób bardzo skrajnie wyszłam z założenia, że jak ktoś mnie nie prosi o opinię, to ja swojego zdania nie wyrażam. Dziś już tak nie mam, odzywam się. Bo tamten stan zdecydowanie nie był dobry. Był skrajny, a ja z każdą próbą powiedzenia tego, co myślę, czułam się jak intruz. Dziś się nie boję, ale jednak: takie podejście, żeby mówić dobrze, albo wcale, gdzieś tam jeszcze we mnie pokutuje. I zawsze dwa razy się zastanowię, zanim coś napiszę/powiem. Chyba nie byłabym dobrym hejterem :D

Mnie krytyka boli mocno, ale od kiedy dopuściłam do siebie myśl, że mam prawo popełniać błędy, mam prawo być nieidealna i nie wszyscy muszą mnie lubić, jest mi lżej. Tak ogólnie, życiowo :) jeśli ktoś mnie krytykuje konstruktywnie, to wchodzę w dyskusję, by poznać argumenty drugiej strony i wyciągnąć z tego wnioski dla siebie. Ale umiem też postawić jasne granice. Jeśli czyjaś krytyka, nawet konkutruktywna, jest niezgodna z moimi zasadami/wartościami, to mówię wprost, że szanuję twoje zdanie, ale zostanę przy swoim. O dziwo – to dopiero jest dla wielu osób bardzo trudne do zniesienia.

Marta

Pewna pani psycholog powiedziała mi kiedyś, że najtrudniejszą pracą będzie często pozwolenie sobie na odczuwanie emocji. Ktoś nas skrytykował, jest nam przykro, trzeba tą emocję w sobie zlokalizować, nazwać i pozwolić odczuwać. Nie spychać na bok jak to zwykle robimy. Tylko się z nią pogodzić. Było to dla mnie odkrywcze, ale faktycznie jest to ciężką pracą. Staram się to realizować przy wszystkich emocjach :) Kiedyś też widziałam na FB profil „Nie jestem zupa pomidorowa, żeby mnie wszyscy lubili”. Tak mnie to rozbawiło, że często wspominam w życiu codziennym. Niestety nie będziemy lubiani przez wszystkich. Krytyków nie ma tylko ten, kto nic nie robi (a czy tak się w ogóle da? oddychać też można za głośno ;) ).
Kolejną kwestią jest to, że nie umiemy moim zdaniem w ogóle dyskutować i kulturalnie wyrażać naszego zdania. Może to wina szkoły? O lekturach szkolnych przecież się na lekcji nie dyskutuje, a jedyną słuszną drogą jest zawsze to znamienne „Słowacki wielkim poetą był”. Można mieć swoje zdanie, oczywiście. Ale połową sukcesu jest odpowiednie ubranie go w słowa. Pamiętam Twój Kasiu post o wypożyczaniu sukienek i święte oburzenie części komentujących, że przecież kwota X to za dużo za taką usługę. Choć część postów nie była obraźliwa to jednak przybierała taki bardzo „negatywny” wydźwięk. A przecież zamiast pisać peany o tym jaką jest przesadą wypożyczanie ubrań za daną cenę można napisać „Pomysł fajny, ale jak na moje warunki finansowe cena jest wygórowana.”
Wszystkie osoby tworzące w internecie podziwiam szczerze, to chyba największa ekspozycja na niekonstruktywną krytykę i hejt. Choć na tym blogu faktycznie jest dość kulturalnie w komentarzach ;)

Asia

Myślę, że warto odróżnić krytykę od krytykanctwa ;-) Dla mnie krytyka z założenia jest konstruktywna i przez to cenna. Natomiast nie znoszę krytykanctwa, które nie wnosi nic do sprawy. Zauważyłam też, że w internecie króluje ta druga odmiana. Jasne, każdy ma prawo do własnej opinii, ale warto chyba zapanować nad formą jej wyrażania. Jakoś ostatnio odnoszę wrażenie, że wiele osób rozzuchwalonych anonimowością w sieci zapomina o zwykłych zasadach dobrego zachowania i wyraża się po prostu strasznie nietaktownie. Jest duża różnica między komentarzem typu „beznadziejna ta sukienka, fuj” a np. „nie bardzo mi się podoba ta sukienka” – obydwie opcje wyrażają w sumie tę samą treść, ale odbiór będzie na pewno inny. Podsumowując: sądzę, że odrobina taktu na codzień na pewno nikomu nie zaszkodzi, a może świat stanie się trochę milszy. :-)
Ps. Bardzo lubię Twojego bloga, zaglądam tu regularnie i uważam, że wykonujesz kawał dobrej roboty. Pozdrawiam ze słonecznego dziś Śląska ! :-)

Faalka

„Po prostu otaczam czułością moje wrażliwe serce, idę się przytulić, daję sobie czas. A potem wkracza żelazna logika, której jestem wierna.” Nic dodać, nic ująć <3

pachworked

Czytam, i teraz się zastanawiam, do którego koszyka krytykantów zwykle u Ciebie wpada(łe)m :P

Btw, skąd ten globalny odwrót od disqusa? Co zaglądam na jakiś często odwiedzany blog/portal to widzę, że disqus poszedł w odstawkę :( Szkoda, bo wygodny był ten system.

Ewa

Ja przeszłam przez przeróżne etapy reakcji na krytykę. Przez mój perfekcjonistyczny stosunek do życia sama sobie byłam okrutnym krytykiem, ale krytyka innych wobec to już była tragedia. Odbierałam to jak cios w moje też bardzo delikatne i wrażliwe serduszko. Jakoś tak pokrętnie próbowałam walczyć z krytykującym – na wszystkich frontach. Dyskutowałam z nim zaciekle, a jeśli nie było okazji, szukałam innych jego potknięć, by to wypunktować, obnażyć w stylu wet za wet. Dla perfekcjonisty krytyka to jak podstawienie nogi w czasie biegu. Latami tak to odbierałam…
Potrzebowałam lat i wielu doświadczeń życiowych, by dostrzec, że ta zła krytyka, ta niesłuszna i złośliwa nie wynika z tego, że ja jakaś jestem, może słaba, może niedouczona, ale raczej z tego, że ktoś zwyczajnie chciał mi dokopać.
Traktuję to z takim podejściem, że ten człowiek ma z tym problem. Może wyżywa się na mnie krytykując moje zachowanie, bo nie umie sobie inaczej z tym poradzić. Nie chodzi o to, że to akceptuję, ale że czasami po prostu rozumiem. Ktoś nie umiał inaczej i mnie zaatakował tą niesłuszną krytyką. Ja wiem, co wiem, co umiem i jak nad tym pracuję. Komunikuję krótko jakie jest moje stanowisko i poglądy i nie wchodzę w polemikę. Jeśli uznam, że to niesłuszna krytyka, już nie walczę z autorem. Szkoda mojego zdrowia…
Słuszną krytykę nie dostrzegam jako krytykę, ale jako radę. Dla perfekcjonisty to nie było zawsze takie oczywiste, ale dzisiaj sprawdzam w głowie: – ma rację, czy nie ma racji. Jak ma rację – OK pomyślę o tym, może poprawię, wezmę pod uwagę. Jak nie ma racji odpuszczam, człowiek się pogubił. Nie będę go naprawiać, ani z nim walczyć – w trosce o mnie. Może to trochę pobłażliwe i trąci zaniechaniem, ale tak wolę.
Ewa

iwona

właśnie mi uświadomiłaś, dlaczego jest taka trudność w odróżnieniu krytyki konstruktywnej od niekonstruktywnej. Bo opieramy się na własnym przekonaniu czy ktoś ma rację wyrażając swoja opinię, czy nie. A czasem trzeba sporo czasu i przemyśleń, by przyznać, że samemu się myliło; choć w pierwszej chwili uznajemy, że to krytykanctwo i czepianie się. Ilu z nas po latach przyznało rodzicom rację, pomimo wcześniejszej buty i przekonaniu o własnej słuszności ?

Gosia

Podpisuję się pod słowami Iwony- świat stał się kompletnie nieodporny na krytykę, bo pozytywnie sankcjonuje się wszystko i wszystkich – „nieszkodliwe manie”, „urocze dziwactwa”, „oryginalny styl” i już każdemu jest lepiej. Rzeczy nie nazywa się imieniu ( i nie chodzi tu o obrażanie kogoś), zaś wyrażenie własnego zdania od razu nazwane jest „hejtem”..
Usprawiedliwianie krytyki, epatowanie uwielbieniem siebie jest jakimś rozwiązaniem, ale w moim odczuciu na krótką metę.

Gosia

Odnosiłam się do słów Iwony, która pisała o tym, że świat stał się nieodporny na KRYTYKĘ. Nie chodziło mi obrażanie czy popularny „hejt”. Czym innym obrażenie kogoś poprzez powiedzenie mu, że paskudnie wygląda, a czymś zupełnie innym uwaga, że sukienka niekoniecznie pasuje do figury/okazji/człowieka- już jeśli koniecznie trzymamy się przykładu sukienki. Wydaje mi się po prostu, ze czasami dobrze jest usłyszeć krytykę, bo to pozwala spojrzeć na siebie oczami innej osoby i zastanowić się czy faktycznie jesteśmy tak świetni jak nam się wydaje, czy może są obszary nad którymi można popracować. bo ludzie dookoła nie odbierają nas tak doskonale jak nam się wydaje. Można wyrazić słowa krytyki w sposób, który nie obraża, a motywuje i zachęca do zmiany. Ale trzeba umieć tę krytykę przyjmować. Jeśli jest mądra, wyważona i przede wszystkim wnosi coś po za obrażaniem nas warto jej posłuchać. Obrażanie to nie krytyka i to też trzeba podkreślać.

Gosia

Jednocześnie myślę sobie, że powiedzenie komuś „źle wyglądasz” już samo w sobie jest krytyką i niezależnie jak to osłodzimy i nie wnosi nic – bo odbieramy z reguły tylko pierwsze „źle wyglądasz….” a to co dalej już nie ma takiego znaczenia. I jakby tego nie osłodzić nie będzie to ani konstruktywne ani wnoszące cokolwiek. Można komuś powiedzieć „jesteś głupi bo to i to zadanie wykonałeś źle” a można powiedzieć „tu i tu są błędy, które należy tak i tak poprawić”. Sens ten sam, ale w moim odczuciu wskazanie co należy poprawić i w jaki sposób motywuje do działania. Ale osładzanie na siłę, wyszukiwanie pozytywów, gdy coś jest źle i ubieranie tego na siłę (!!!) w miłe słowa wnosi tyle samo co obrażanie- czyli nic. Wszystko można sprowadzić też do stwierdzenia, że każdy ma prawo do subiektywnego zdania i całkowicie olać każdy, nawet dobry, rodzaj krytyki. I myślę sobie, że właśnie w tym kierunku po woli zmierzamy. A to już nie jest fajne.

Gocha

Mam znajomą, która krytykuje przede wszystkim kraj, w którym przyszło Jej żyć czyli Polskę. Każdy przykład, że Ktoś, Komuś, coś, w naszym kraju, kończy się stwierdzeniem: „i to jest właśnie nasz kraj, jak można żyć w tym kraju, itp, itd…. Chodzi o wszystkie sfery, zaczynając od pogody, poprzez służbę zdrowia, edukację, kończąc na polityce. Wiem, że sporo rzeczy jest do zrobienia, co do tego nie mam żadnych wątpliwości, ale powiem szczerze, że słysząc codziennie te narzekania, odechciewa mi się żyć.

Monika

Dziękuję za ten tekst .
Ja niestety mam problem z radzeniem sobie z krytyką , wszystkim się przejmuję i „rozkminiam” bardzo długo ?

Hania

Zgadzam się, że tzw. hejt należy tępić i że jest to jedno z gorszych przekleństw naszego wieku. Jednak kompletnie nie rozumiem tego jak blogerka/vlogerka KAŻDY niepomyślny dla siebie komentarz komentuje z przytykiem. Czy naprawdę nie możemy zaakceptować, że ktoś ma prawo myśleć inaczej? Czasem z ciekawości przeglądam blogi modowe. Komentarze typu „jesteś piękna”, „ale schudłaś”, „wow, pięknie” są oczywiście odbierane pozytywnie. Ale gdy ktoś odważy się napisać „uważam, że buty nie pasują do bluzki” zostaje zaraz skrytykowany, bo przecież nikogo nie obchodzi jego zdanie. Fakt, może i nie obchodzi – ale przecież po to się publikuje pewne treści w internecie, aby ich odbiorcy mogli się jakoś do nich odnieść.
A może się mylę?

Kamila

Myślę, że obecnie granice pojęć: własne zdanie, krytyka i hejt, bardzo się zacierają. Własne zdanie niemal od razu nazywane jest hejtem, bez rozróżnienia na to jak zostało wypowiedziane. Co gorsze, osoba, która je wyraziła, niemal automatycznie sama staje się przedmiotem nieuzasadnionego i nieadekwatnego ataku. Odmienne zdanie często traktowane jest jak krytyka, a te pojęcia też należy rozróżnić. Denerwuje mnie fakt, że aktualnie ciężko jest mieć własne zdanie, bo od razu jest się zjedzonym.
Tylko dlaczego mam być zmuszana do zachwytu nad czymś co wcale mnie nie zachwyca?! Czy tylko po to by nie odstawać od innych, bo przecież jak będzie wyglądało moje odosobnione „nie”, przy setkach komentarzy na „tak”?! Dlaczego mam wstrzymywać się przed wyrażeniem swojego zdania i milczeć, bo nie wypada jest mówić negatywnie, a już nie daj boże skrytykować?! Możemy się otaczać ludźmi, którzy myślą tak samo jak my ale odrębności nie unikniemy.
Szkoda tylko, że jest wiele profili, na których stwierdzając – źle Ci w tej sukience – od razu otrzymamy odpowiedzi typu: skoro Ci się nie podoba to idź stąd, nie czepiaj się, zajmij się sobą, zazdrościsz itd., co czasem mnie zastanawia – kto tak naprawdę krytykuje? Ludzie obecnie są przewrażliwieni i chcieliby być tylko głaskani po głowie, obrażając się za każde złe spojrzenie i przypisując mu znaczenie, którego nie ma. Wiadomo, że krytyka boli ale należy zarówno umieć ją wyrazić, jak również umieć jej wysłuchać.
1- własne zdanie,
2- krytyka niekonstruktywna,
3 – własne zdanie,
4 – krytyka niekonstruktywna,
5,6 – hejt.
Czy stwierdzenie odnośnie Twojej książki – od razu widać, że pisał ją prawnik – traktujesz jak własne zdanie, krytykę czy hejt?

Anna

Myślę że zapominamy o podstawie. Czytam i czytam komentarze i widzę tylko dwa typy „lepiej przemilczeć niż robić komuś przykrość” oraz „mam prawo mówić co chcę o ile nikogo nie obrażam wprost”. Ja tymczasem myślę, że kluczowe jest po co piszę/wypowiadam komentarz. Osobiście komentuję rzadko. I jeśli to robię staram się jednak coś wnieść. Uzupełnić informacje podane przez autora, wejść z nim w dyskusje, podzielić się swoim doświadczeniem, zasugerować coś wartego moim zdaniem zauważenia/ przemyślenia. Względnie po prostu sprawić mu przyjemność.

Generalnie wszystkie podane w artykule przykłady krytyki są dla mnie … Nie do przyjęcia, bo nic nie wnoszą. Hejtem bym żadnego nie nazwała. (No chyba że padło pytanie wprost np. „Sama nie wiem, dobrze wyglądam w tej sukience czy nie?”) W mniejszym lub większym stopniu są po prostu niegrzeczne. Żaden nie jest też konstruktywny, bo do tego potrzeba argumentów. A można przecież tak:
„Uważam, że nie wyglądasz w tej sukience dobrze przez te marszczenia materiału na brzuchu, dodają ci kilogramów, a przecież masz ładną figurę.”

Aleksandra

Między innymi z powodu podejścia do krytyki lubię pracować dla swojej szefowej. Nawet, kiedy coś się stanie z mojej winy, to nie zajmujemy się wytykaniem wzajemnych błędów i niedopatrzeń, a działamy w kierunku „Pojawił się problem, więc skupmy się na jego rozwiązaniu”.
Jeśli chodzi o tę sukienkę z zadania w poście, to według mnie żadna z wersji nie jest konstruktywna. Gdybym miała ją ocenić w ten sposób, to tylko w przymierzalni, żeby uchronić przyjaciółkę przed niekorzystnym rozporządzeniem majątkiem xD I tylko w formie „spróbuj innej długości” albo „może lepiej wyglądałabyś w takim a takim kolorze?”
Gdybym kogoś spotkała w owej sukience, to po prostu w ogóle nie podjęłabym tematu.

Beata

Czasem mam wrażenie, że wielu z nas nie potrafi, ani skrytykować ani wyrazić własnej opinii bez unieszczania siebie w centrum wszystkiego. Wyrażanie własnej opini może przecież bazować na pewnej dozie obiektywizmu, a zamiast tego często czytamy w komentarzach „ładnie urządzone mieszkanie, ale ja bym nie mogła tak mieszkać” „fajna szafa kapsułkowa, ale ja bym tak nie wytrzymała”, „super wakacje, ale ja bym ..”. Oczywiście nie zabraniam nikomu wyrażania własnej opini, zastanawiam się czemu nie można spojrzeć na daną rzecz, dać wyraz uznaniu lub nie, i oderwać się od umieszczania siebie w danym kontekście, który często nas nie dotyczy, a mimo wszystko wydać przy tym opinię. Mam wrażenie, że ten egocentryzm daje poczucie możliwości krytykowania wszystkiego dookoła. Bo skoro ktoś umieszcza siebie jako punkt odniesienia, swoisty wyznacznik, czuje, że jego krytyka jest coś warta, nawet jeżeli miałaby stwierdzić „brzydkie, słabe lub złe”.

Z próbą uzyskania konsrtuktywnych wniosków, właśnie od tego rodzaju krytykantów mierzę się często w pracy. Mam twardy tyłek i otwarcie proszę o krytykę mojej pracy, żebym wiedziała nad czym mam popracować i co poprawić. Konstruktywna krytyka stanowi dla mnie świetną podstawę do samodoskonalenia i poprawy jakości i użyteczności mojej pracy, jednak uzyskanie wskazówek graniczy niestety z cudem ;)

Aleksandra

Nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam, o czym piszesz.
Opinia sama w sobie jest subiektywna. Nawet bez tego „Ja bym…” nadal wyraża myśl wypowiadającego, bo w kwestiach gustu i przekonań nie ma jednej obiektywnej prawdy. Poza tym, swego czasu dużo czytałam na temat właśnie asertywnego wyrażania opinii i najczęściej przewija się motyw, żeby wyrażać swoje zdanie właśnie odnosząc się do siebie, bo rozmówcy dajesz w ten sposób pole do wyrażenia swojego odmiennego zdania, nie narzucając mu jedynego, właściwego rozwiązania. Nie wyrażasz prawdy absolutnej, której nie wolno zaprzeczyć, tylko opisujesz swój punkt widzenia. Czyli „Moim zdaniem należałoby postąpić tak, a tak…”, albo „Chciałabym, żebyś zrobiła to w ten sposób” zamiast „Wszyscy robią tak, a tak…” Bo kim są ci wszyscy? Jeżeli Ty robisz inaczej, Twoja przyjaciółka robi inaczej, to przecież już nie „wszyscy”. W taki sposób zamiast rozmowy na poziomie partnerstwa, otrzymujemy „dobre rady”, z którymi nie wiadomo co zrobić.
Zastanawiam się, jak opinia miałaby wyglądać bez tego, o czym napisałaś. Może podałabyś jakiś przykład?

Beata

Zgadza się, opinia sama w sobie jest subiektywna, miałam na myśli wypowiadając „ładne mieszkanie, ale ja bym nie mogła w nim mieszkać” jest subiektywna w sensie bezpośredniego powiązania z samym wypowiadajacym, akcentuje wypowiadajacego. Mówiąc „ładne mieszkanie, ładnie dobrałaś dodatki”, idzie w kierunku obiektywizmu, ponieważ akcentuje ogólny stan rzeczy. Jednak po przeczytaniu tego co napisałam, stwierdzam, że te dwa określenia nie do końca poprawnie wyrażają to, co miałam na myśli i przede wszystkim chyba nie powinny być tak użyte, bo mają trochę inne znaczenie:)

Ogólnie i w skrócie, miałam na myśli, to że wyrażając opinię pozytywną lub krytykę powinniśmy skupić się na tym co oceniamy, a nie na sobie.

I jednocześnie oczywiście całkowicie zgadzam się z tym, o czym piszesz, żeby odnosić się do swojego zdania i z podanymi przykładami :)

Ola

Jako zawodowy krytyk czuję, że powinnam coś napisać. Przez kilka lat wykonywałam zawód krytyka teatralnego, już dawno przeszłam na praktyczną stronę mocy, ale pamiętam swój moralny kodeks krytyka będący połączeniem tego czego uczono nas na studiach z moimi własnymi przemyśleniami. Przede wszystkim jest różnica między krytyką wyrażaną osobiście a taką odbywającą się na forum publicznym. W przypadku osobistej krytyki muszę przede wszystkim wiedzieć do czego dana osoba chce dążyć w sferze, którą chcę skrytykować, żeby nie próbować narzucać wszystkim swojego jedynego słusznego zdania. Może nie będę używała tu przykładów teatralnych, bo mogą być enigmatyczne, ale weźmy sztandarowy modowy przykład skracającego nogi połączenia spódnicy i butów. Jeśli mam przyjaciółkę, która popełni takie połączenie, a wiem że jest osobą, której zależy na ogólnej atrakcyjności i harmonijnych proporcjach sylwetki mogę jej delikatnie zasugerować, że to chyba nie jest najlepszy pomysł, ale jeśli mam drugą przyjaciółkę, która raczej chowa się w ciuchach i woli nie epatować swoją urodą taka uwaga nie ma najmniejszego sensu, więc jej nie powiem. Uważam, więc że na płaszczyźnie indywidualnej jedynym powodem dla wyrażenia krytyki jest moment, kiedy wiemy do czego dana osoba dąży i widzimy, coś co mogłaby poprawić w drodze do tego celu czego sama nie widzi. Jeśli chodzi o płaszczyznę publiczną, to jest to ten rodzaj krytyki, który ma być przydatny bardziej innym osobom niż samej osobie krytykowanej. Jeśli bowiem jest skierowany tylko do tej drugiej nie ma sensu wygłaszać tego publicznie. Chodzi mi tu głównie o formy typu recenzje czy polecenia danej osoby czy jej pracy. Uważam, że przede wszystkim nie wyrażamy takiej opinii nie mając twardego akademickiego wykształcenia w danym kierunku. Nie stawiamy domorosłych diagnoz lekarskich nie będąc lekarzami, nie piszemy publicznych opinii na temat niepoprawności czyjejś diety nie będąc dietetykami i nie piszemy recenzji teatralnych nie będąc teatrologami, ani artykułów o polityce nie będąc politologami. Bo nie mamy kompetencji na nasza opinia nie jest publicznie istotna. Kiedy już mamy kompetencje to pozwalają nam one na pewien- zupełnie bez nich niemożliwy- poziom obiektywności. To znaczy możemy w danej rzeczy skrytykować te elementy, które są obiektywnie wedle prawideł danej sztuki czy naukowych faktów złe lub niepoprawne i o nich powiedzieć. Jednak nasza opinia, gust czy osobiste animozje są tu absolutnie nieistotne i poddawanie się im świadczy o braku profesjonalizmu. Często zdarzało mi się napisać bardzo pozytywną recenzję, ze spektaklu, który cały był walką ze sobą czy jednak natychmiast z niego nie wyjść, bo zaraz oszaleję. Z drugiej strony jeśli jesteśmy już osobą z jakiegoś powodu wyznaczoną do wyrażenia takiej publicznej opinii i mamy do tego narzędzia to w takiej sytuacji niewyrażanie krytyki dla czegoś co jest obiektywnie złe, jest moim zdaniem również niemoralne, ponieważ prowadzi do powielania błędów i oddawania przestrzeni czy zasobów ludziom, którzy nie powinni ich zagarniać i generalnie blokuje rozwój. Jeśli chodzi o przyjmowanie krytyki to jest to coś czego doświadczam właściwie codziennie- taka praca. I radzę z nią sobie właśnie przez określenie celu osoby krytykującej. Jeśli wiem, że ta osoba po prostu lubi wyrażać swoje zdanie o wszystkim i uważa, że jest najważniejsze na świecie, albo zwyczajnie ma ochotę rozładować emocje mam do tego bardzo duży dystans- uważam to za nieprofesjonalne zachowanie i traktuję lekko pobłażliwie. Jeśli wiem jednak, że ktoś chce wyrazić konstruktywną krytykę to zastanawiam się przede wszystkim czy rozumie mój cel, czy raczej chce nawrócić mnie na własny, jeśli to drugie to zazwyczaj miło ignoruję, a jeśli pierwsze to po prostu przyjmuję taką krytykę i to zmieniam. Tak po prostu, mówię masz rację i robię tak jak ta osoba powiedziała. Zdarza mi się to często, bo uważam, że nie jestem nieomylna, i że wielu rzeczy w sobie i w tym co robimy nie widzimy z własnej perspektywy, ale dopiero z zewnątrz.

Ala

Może faktycznie ludzie są nieco przewrażliwieni na swoim punkcie i często odmienna opinia juz uznawana jest za hejt, ale z drugiej strony najbardziej denerwuje mnie to, że niektorym się wydaje, że swobodnie mogą zawsze i wszedzie wyrażać swoje zdanie. Otoz nie. Kulturalni ludzie wyrazają własne zdanie gdy sa o nie poproszeni albo gdy kontekst na to pozwala. A nie przy kazdej okazji. Np. jestem na grupie gdzie ludzie wrzucają zdjęcia wegańskich produktow dostepnych na różnych promocjach itp. Ma to stricte informacyjny charakter co nie przeszkadza niektórym wypisywać śmieci w stylu „o fuj, kto je taki syf”, „ale to ma straszny skład” „weganie nie powinni jeść takich przetworzonych produktów”. Jak sie im zwroci uwagę ze to nie miejsce na takie komentarze to wielkie oburzenie ze oni maja prawo do wyrażania wlasnego zdania i że wszyscy jch hejtują.
Mozna powidziec kolezance, że źle wyglada w sukience w przymierzalni, a nie gdy juz ja kupila i wystroiła się na wieczòr. No chyba ze bardzo chcemy popsuc jej imprezę :P Jak ktos mnie prosi o zdanie to raczej staram sie opisowo zwrocic uwage na pozytywne cechy innych strojów zeby nakierowac na dobra droge a nie rzucic bezsensowne „wygladasz beznadziejnie”.

pimposhka

Bardzo ciekawy post i ciekawy temat. Ja już dawno przyjęłam zasadę, że albo piszę dobrze albo wcale bo w jakiś 'magiczny’ sposób cokolwiek krytycznego jest odbierane w Interencie trzy razy bardziej negatywnie. Osobiście lubię komentarze, które coś wnoszą i sama nie za bardzo lubię komentarze w stylu 'Oh cudownie, jestes wspaniała, uwielbiam Cię czytać’. W związku z tym pozostawia mi to niewielkie pole manewru i w sumie komentuję bardzo rzadko. Owszem, jak pewnie wiesz, czasem odstępuję od tej zasady (dziwnym trafem jakoś u Ciebie na blogu najczęściej) ale to jest wtedy, kiedy temat bardzo mnie dotyczy, albo mowa o czymś na czym bardzo dobrze się znam albo widzę jakiegoś ewidentnego 'baboka’, które nie sposób nie skomentować. Osobiście uwielbiam konstruktywną krytykę i sama staram się taką uprawiać. Dziwi mnie natomiast ile jest osób z Internecie, które z nieanonimową, konstruktywną krytyką nie potrafią sobie radzić. I podam Ci tutaj znany przykład tej bąbelkowej koperty i książki o zero waste. Tak, wypunktowałam autorkę, że wydawnictwo wysłało taką książkę w babelkowej kopercie i jak to się ma do ducha zero waste? Poprawna (wg. mnie) odpowiedź na taką krytykę to coś w stylu 'Ojej, nie miałam pojęcia, że coś takiego miało miejsce. Już rozmawiałam z osobami odpowiedzialnymi, za wysyłkę, faktycznie część książek została wysłana w ten sposób. To był błąd i juz zadbałam o to, żeby to się więcej nie powtórzyło. Dziękuję za zwrócenie uwagi’. Zamiast tego, dostałam odpowiedź, że koperta bąbelkowa jest jak najbardziej w duchu zero waste bo przecież można ja ponownie wykorzystać. Taka odpowiedź sprawiła, że już nigdy potem nie zajrzałam na jej bloga ani do książki. A przecież te wszystkie posty i zdjęcia na Instagramie miały słuzyć reklamie i pozyskaniu nowych czytelników.
I poprawna odpowiedź na komentarz, który raczej nie był konstruktywny. Niedawno inna blogerka, którą lubię pokazała wyniki ankiety, którą zawiesiła na blogu. Post miał kilka błędów merytorycznych, które zauważyłam bo to mój zawód. A ponieważ blogerka zapytała co sądzicie o wynikach no to jej odpowiedziałam, że pominę to milczeniem. Poprosiła mnie o komentarz i podzielenie sie wiedzą. Napisałam jej więc długiego emaila, gdzie wypunkotwałam niedociągnięcia. Może wyrzuci go do kosza a może wyciągnie wnioski i kolejny tego typu post będzie już poprawny merytorycznie. Nie wiem, ale podobało mi się to, jak otwarta była na krytykę i nie uznała, że jestem jakimś zfrustrowanym i zazdrosnym trollem. I jeszcze przykład komentarza, który coś wnosi a nie jest opinią. Kiedyś byłam wielką fanką bloga kulinarnego Polityki autorstwa Piotra Adamczewskiego (już ŚP). I kiedyś napisał post o zastawie stołowej firmy Wedgwood (bardzo znanej Brytyjskiej manufaktury). Postać Josiah Wedgwooda jest mi dobrze znana, bo studiując na Brytyjskiej uczelni pisałam o nim zaliczenie. Więc dodałam od siebie, że jego córka wyszła za mąż za niejakiego pana Darwina i urodził im się synek Karol ;). I Pan Piotr mi odpisał :).

I na koniec jeszcze jedna rzecz. Piszesz, że sama rzadko czytasz typowy hejt pod swoim adresem. I coś w tym jest. Są blogi i grupy na fejsbuku, gdzie jakoś 'nie wypada’ hejtować i tyle. Nie wiem skąd to się bierze, ale myślę, że ma to coś wspólnego z osobowością autorki/autora bloga oraz tematem postów. Dużo rzadziej hejtowi ulegają dobrze napisane, merytoryczne, przemyślane posty. No a takich tutaj u Ciebie nie brakuje :). Przepraszam za długi wywód, temat mnie 'grzeje’ bo nade wszystko cenię sobie dobrą dyskusję a często mimo naprawdę szczerych chęci jakoś w Internecie jest ona niemożliwa.

I jeśli dzisiaj pogoda w Londynie jest choć trochę taka jak w Oxfordzie to…. I am truly sorry! Na deszcz polecam V&A museum, British Museum, Science Museum i Natural History museum. Ewentualnie jakiś musical na West Endzie, bilety najlepiej kupić w budce na Leicetser Square. No i wizyta w Liberty of London albo Fortnum&Mason (ten na Piccadilly ma się rozumieć). Aha i w żadnym razie nie kupujcie ryby z frytkami w centralnym Londynie bo z 'prawdziwymi’ nie ma to nic wspólnego. Ciekawa jestem Waszych wrażen z Londynu!

pimposhka

Oczywiście masz rację, ten komentarz był niefortunny i napisałam, że nie był zbyt konstruktywny. W całości brzmiał nieco inaczej a poza tym autorka tego bloga już mnie trochę zna. Ale masz rację, wyszło trochę niefajnie. Co do ankiety to napisałam do Ciebie na Insta.

Annia

Polecam wierszyk przczytany dawno temu w jakiejś książce o rozwoju osobistym: „Pałki i kamienie mogą zadać mi cierpienie,ale od słowa nie zaboli głowa.”
Ale przychodzi mi też do głowy taka myśl, że czasem sami się nakręcamy „czytając” między słowami – doszukujemy się co tak naprawdę autor uwagi miał na myśli… A czasem zwyczajnie brak nam jest dystansu do siebie…

kaja

Na studiach miałam zajęcia z psychologii społecznej. Dowiedziałam się tam, że w trakcie dyskusji głosy się polaryzują, tzn ktoś kto ma umiarkowane poglądy w trakcie dyskusji stają się skrajne. I tak chyba trochę jest w Internecie, zwłaszcza że anonimowość wyłącza hamulce. Łatwiej zauważyć -czy skomentować- wady niż zalety. Negatywne opinie (o firmie, produkcie) rozprzestrzeniają się szybciej niż pozytywne – to dowiedziony fakt.

kaja

A ze swojej strony jeszcze powiem, że mi samej też się zdarzyło napisać nieprzyjemna opinię, owszem miałam wtedy gorszy dzień, czasami korci. Zdarzyło mi się też usunąć własny komentarz. Teraz jeżeli coś mi się nie podoba to raczej nic nie piszę, jeżeli ktoś zaprojektował swoją wymarzoną łazienkę, i pyta jak się podoba, a wg mnie jest to szczyt bezguścia, to co zrobić? ;) odpowiedzieć szczerze, skłamać, nic nie powiedzieć?

kaja

I nie mówię tu o twoim blogu, nie czytałam go jeszcze prawie, to co widziałam mi się podoba, ale mówię o jakichś forach nt architektury wnętrz które lubię czytać.

Katarzyna

To zależy za co się krytykuje. Krytyka potrafi być konstruktywna i potrafi krzywdząca. Niestety tych drugich w obiegu jest więcej. Poza tym będąc w sieci, zapominamy często o kulturze. Tak jakby nam było wszystko wolno. Nie dodam oczywiście, że prawie wszyscy wszystko mogą krytykować bezkarnie. Naprawdę trzeba mieć do tego dystans i czasem ograniczyć swój udział w komentarzach.

Krytyka może często nas boleć, ale z drugiej strony może się okazać bardzo pomocna. To dzięki niej wiemy, jak odbieramy nas inni :)

ola

Wedlug mnie wszystkie formy zdan z sukienka sa krzywdzace. Konstruktywna krytyka byloby ”zle wygladasz w tej sukience, BO czerwony nie pasuje do koloru twoich wlosow/ sukienka WIZUALNIE cie pogrubia”. Zeby krytyka cos budowala, musisz wyjasnic CZEMU np. ktos zle wyglada, by mogl to poprawic.

Katarzyna

Bardzo dziękuję za ten wpis, zdecydowanie go potrzebowałam. Mój blog raczkuje i wraz z pierwszymi bardziej zasięgowymi wpisami pojawia się – coraz częśćiej – krytyka. Łatwo nie jest, chociaż i tak cieszy, że w ogóle odważyłam się na to wystawić – jeszcze parę lat temu było to dla mnie za trudne. Tak czy owak, naprawdę świetnie mi się czytało Twój tekst i chcę więcej!