O byciu offline, o przepięknym miejscu nad rzeką pod Warszawą i o książkach, które mnie zainspirowały ostatnio. Plus dużo zdjęć mokrego i przeszczęśliwego psa ;).
Jednym z zadań, które wpisałam na listę w ramach Wyzwania Minimalistki był Jeden Dzień Offline. Zupełnie offline. Spodziewałam się, że będzie to trudne, ale nie sądziłam, że aż tak. Internet na dobre wsiąkł do mojego życia, stał się nieodzowny, co dobitnie pokazały mi próby spędzenia dnia bez dostępu do sieci. I nawet nie mam tu na myśli mediów społecznościowych czy dostępu do poczty elektronicznej. Tutaj dałam radę się powstrzymać, choć nie było to zupełnie proste, zwłaszcza na początku. Chodzi mi bardziej o swoiste uzależnienie od łatwości dostępu do informacji, jaką daje połączenie z siecią.
Nie wiem, jak dojechać nad rzekę? Włączam Google Maps. Nie wiem, czy ulubiona knajpka jest otwarta? Sprawdzam w internecie. I tak dalej, i tak dalej… Zauważyłam, że w trakcie zaplanowanego dnia offline, właśnie takie dylematy mnie dopadały. A gdy już włączyłam internet, tak na chwilę, sprawdzić tylko jedną rzecz, nagle bezwiednie i niezauważalnie odnajdowałam się na Facebooku. Dlaczego? Niespodziewanie, odpowiedź znalazłam w jednej z książek, które czytam, ale o tym za chwilę…
Wakacje w mieście czyli nad rzeką Świder koło Warszawy
Na mój dzień offline wyznaczyłam sobotę. W ciągu tygodnia byłoby mi ciężko zupełnie oderwać się od sieci z uwagi na prowadzone firmy, czy bloga. Podobnie w niedzielę, kiedy publikuję zestawienie Szafy Minimalistki. Aby ułatwić sobie zadanie, staramy się w soboty wybrać gdzieś, jak to się ładnie mówi „na łono przyrody”. Kłopot w tym, że większość warszawiaków ma dokładnie takie same plany. A my mamy też psa, który niezbyt dobrze znosi towarzystwo innych psów, a już zupełnie nie toleruje małych, zwłaszcza tych krzyczących i biegających dzieci, których się zwyczajnie bardzo boi. Szukamy więc miejsc nawet bardziej oddalonych od Warszawy, ale za to niezbyt obleganych.
Namiary na rzekę Świder znalazłam na blogu Pies w Warszawie. Znajduje się ok. 30 km za Warszawą, więc wyjazd tam to malutka wyprawa, z koszykiem piknikowo i książkami. Uwielbiamy jeździć nad wodę, ale Nela należy do tych psów, które nie pływają. Jak była mała, raz wskoczyła za kaczką do wody i na tym się skończyły jej wodne przygody. Za to brodzić w płytkiej wodzie uwielbia, a jej życiowym celem jest wyciągnięcie wszystkich patyków na brzeg. Z tego też względu rzeka Świder jest idealna. Jest bardzo płytka prawie wszędzie, dno jest piaszczyste i można wchodzić bez obaw. Wzdłuż brzegu można znaleźć zarówno małe, piaszczyste plaże, jak i bardziej strome, trawiaste zejścia do wody. Należy jednak pamiętać, że jest to rezerwat przyrody.
Chociaż w tej rzece raczej trudno się klasycznie kąpać, to pół godziny biegania z psem po wodze daje w kość. Ponieważ jak wszyscy doskonale wiemy, „woda wyciąga” to zabieramy ze sobą mini koszyk piknikowy. Tym razem zabraliśmy ciastka belVita w wersji z jogurtem i truskawkami.
Jak już kiedyś pisałam, te ciastka, w połączeniu z owocami, jogurtem lub twarogiem oraz herbatą lub kawą stanowią dobre, zbilansowane śniadanie. Tą opcję możemy wykorzystywać na pyszne śniadanka w plenerze, ewentualnie w domu, gdy zależy nam na szybkim śniadaniu, a nie mamy zbytnio czasu o poranku, przed pracą. Tutaj przykład takiego śniadania, które kiedyś przygotował nam MM.
Z biblioteczki Simplicite czyli recenzje ostatnio przeczytanych książek
Jednocześnie, wyprawa nad wodę z absorbującym uwagę psem niestety wyklucza dłuższy czas na poczytanie, ale czasami MM zabiera Nelę na dłuższy spacer wzdłuż rzeki, wtedy mam chwilę na wyciągnięcie Kindle.
Pochwała powolności prof. Karol Sauerland
Ten tekst to nie książka, to 28-stronicowy zapis wykładu wygłoszonego przez Autora w 2013 roku w Warszawie. Dlaczego tak nam zależy na czasie? W jaki sposób nasze nastawienie do życia zmieniło się na przestrzeni wieków? Ile chcemy ogarnąć w życiu? Lekko filozofująca analiza stawiająca więcej pytań, niż oferująca odpowiedzi, połączona z ciekawymi odnośnikami do literatury pięknej. Czyta się szybko, w myślach zostaje na długo. Polecam gorąco.
Siła woli Kelly McGonigal
Autorka książki jest psychologiem, wykładowcą na Stanford University, a sama książka powstała jako efekt wieloletnich badań i doświadczeń. Był to argument, dla którego sięgnęłam po tą pozycję. Jestem po lekturze kilku rozdziałów i jeszcze nie czuję się na siłach, żeby jednoznacznie stwierdzić, że wskazane tam ćwiczenia działają, ale wygląda to bardzo, ale to bardzo obiecująco.
Przede wszystkim, to pierwsza tego typu pozycja, która pozwoliła mi zrozumieć, w jaki sposób działa ludzki mózg w kontekście siły woli, prokrastynacji, konsekwencji itp. Już tylko poznanie uwarunkowań biologicznych w zaskakujący sposób pozwoliło mi zupełnie inaczej spojrzeć na własne działania i reakcje. Po raz kolejny samoświadomość jest kluczem do zmiany. Wiem już, dlaczego w toku pracy nagle odnajduję samą siebie, grzebiącą po raz kolejny w czeluściach Facebooka :). Z pewnością jeszcze wrócę do tej pozycji w którymś z blogowych tekstów. Bo warto.
Social media to ściema B.J. Mendelson
Książka została napisana w 2011 roku w Stanach. Wydanie polskie jest z 2014 roku i widzę po recenzjach, że ogromne kontrowersje wzbudziła właśnie w zeszłym roku, zwłaszcza wśród osób zawodowo zajmujących się tematyką mediów społecznościowych. Przeczytałam i oceniam ją jako laik w tym względzie, choć oczywiście z social media korzystam w dość dużym stopniu, prywatnie, ale też jako bloger i przedsiębiorca.
Generalnie Autor książki twierdzi, że akcje marketingowe prowadzone w mediach społecznościowych są niewiele warte, jeśli nie dysponujemy ogromnymi budżetami i zasięgami. Większość informacji w książce to argumenty i przykłady mające ukazać, że marketing w social media jest całkowicie zdominowany przez wielkie korporacje i agencje zajmujące się obsługą akcji, które napędzają bezużyteczne działania.
Osobiście, po części zgadzam się z Autorem. Media społecznościowe co do zasady nie sprzedają. Dobrze prowadzone są kanałem dystrybucji treści i wpływają w duży sposób na wizerunek i postrzeganie firmy. Bezpośrednie przełożenie działań społecznościowych na sprzedaż usług czy towarów bardzo rzadko ma miejsce, chociaż tak bywa i moja firma jest tego dobrym przykładem, choć raczej na początku działalności, a nie w chwili obecnej. Z kolei w kontekście bloga działania w tzw. socialu wydają się być must-have (ponownie dystrybucja + wizerunek, rzadko sprzedaż), chociaż jestem przekonana, że dobre, jakościowe treści zaistnieją i bez dodatkowego wsparcia. Ciekawa jestem, jak by wyglądała odwiedzalność bloga, gdybym zupełnie nie istniała w mediach społecznościowych? To mógłby być ciekawy eksperyment :).
Podrzućcie proszę trochę dobrych tytułów. Teraz chętnie sięgnę po coś lekkiego, dobrego na wakacyjny czas. Może ktoś z Was jest z Warszawy lub okolic i podpowie jakąś fajną psiolubną miejscówkę? Wszystkie propozycje bardziej niż mile widziane :).
* tekst powstał we współpracy z marką belVita
Ja od jutra będę mieć trzydniowe wakacje, zupełnie offline, bo w Bieszczadach. Takie dni są nam bardzo potrzebne w dzisiejszych czasach :)
Wiesz, że jeszcze nigdy nie byłam w Bieszczadach? Jakoś się nie złożyło? Masz może fajną miejscówkę do polecenia?
Jutro, bladym świtem ruszam do Komańczy- to są „łagodne” Bieszczady, ale liczę na brak zasięgu i solidny relaks ;-) więcej będę w stanie powiedzieć jak wrócę :-)
Dzięki!
Wróciłam i na dobre zakochałam się w Bieszczadach :) Komańczę i okolice (mieszkałam dokładnie w miejscowości Wola Michowa) polecam tym,którzy szukają ciszy, spokoju, harmonii i kompletnego chillu. Wszystko przez to, że tam po prostu NIE MA NIC, poza paroma domami i kompletną głuszą. Zasięg o dziwo był. Najbliższy sklep za 20 km :) Do plusów dochodzi jeszcze: 40 km do Wetliny, gdzie jest już swojego rodzaju cywilizacja i bardzo dobre jedzenie plus szlaki Bieszczadzkiego Parku Narodowego.
Można naprawdę solidnie odpocząć i odetchnąć od zabieganego świata, w którym żyjemy, w przeciwieństwie do mieszkańców tamtych terenów :)
Jeśli chodzi o dzień offline, to kiedyś było ciężko, ale teraz już na szczęście nie mam z tym problemu. Od czasu do czasu nawet go bardzo potrzebuję :) szczególnie w weekendy, które spędzam z rodziną (i gdy jeszcze jest ładna pogoda!) zupełnie mnie nie korci, żeby włączyć laptopa. Piękne miejsce nad rzeką znaleźliście :)
Hmm, jak raz poczujesz czym jest dzień offline, to potem się do niego tęskni :).
ostatnio wyjechałam na weekend – 2 pełne dni bez internetu, poniedziałek do 22 – giej :) A bez komórki od zawsze.
Ah jak popatrzylam na te zdjecia, to pomyslalam, ze sie inspirowalas styledigger, i tez pies! Swietnie miejsce ;)
Hmm, biorąc pod uwagę, że obie mieszkamy w Warszawie, obie mamy psa i byłyśmy nad Świdrem to trudno uniknąć porównań ;).
Miszę sprobować jeden dzień offline. Pamietam z domu rodzinnego, ze jak po wichurze nie było prądu przez 2dni, to całą rodziną siedzieliśmy w kuchni i opowiadalismy sobie historie … Taki dzien offline teraz, musi być bardzo podobny do tego uczucia „wolności”, „pustki”, nic nie muszę.
Ja właśnie zaczynam książkę Edyty Zając „30 dni do zmian”. Jestem jej bardzo ciekawa. Pod ręką mam też „Lekcje Madame Chic”, książkę, którą kupiłam tak z ciekawości i z myślą o lekkiej lekturze. Czytałaś?
Tak, czytałam Madame Chic, chyba nawet na blogu popełniłam gdzieś recenzję :).
Swider przypomina mi Liwiec, tez niedaleko Warszawy. Jezdze tam od 20 lat.
Ja ostatnio czytalam Nowoczesne zasady odzywiania Colina Campbella, ktore wywrocily moj swiatopoglad o jedzeniu i medycynie do gory nogami. Serdecznie polecam!
Świder to całe moje dzieciństwo :) Tam uczyłam się pływać jako dziecko. Bardzo miło wspominam.
Ja jakiś czas temu miałam 2 dni bez telefonu, bo się zepsuł! To dopiero trudne, bo i internet i dzwonienie i smsy i nawet godziny nie mogłam sprawdzić, bo nie noszę zegarka :D Mam jedno pytanie dotyczące stylu. Lubię spodnie garniturowe i spodnie cygaretki, ale nie wiem jak nosić je zimą – z jakimi butami. W Twoich stylizacjach zawsze masz do nich szpilki albo baleriny. W pracy mogę przebrać buty, ale dojeżdżam komunikacją miejską i chciałabym jakoś w drodze wyglądać i jednocześnie nie zamarznąć. Myślisz, że jakieś botki by pasowały do takich spodni? A może ktoś inny jest w stanie coś doradzić?
Maya, trochę trudno mi doradzać, gdy nie widzę tych spodni, ale myślę, że wszystkie gładkie botki na obcasie, najlepiej ze zwężającym się noskiem powinny wyglądać dobrze.
Polecam jesienią buty typu mokasyny, lub takie jak do gry w golfa-sznurowane, wzorowane na meskich półbutach . Przy lekkiej zimie bez śniegu też zdadzą egzamin. A zimą sniegową-ja osobiscie zakladam proste, skorzane buty z do kostki -na solidnej podeszwie i stabilnym, szerokim obcasie, takim klockowatym. To wydłuża nogę i nogawki takich spodni nadal trzymają fason. :)
Jeżeli chodzi o lekkie książki to polecam zabawną Nie taki diabeł Marii Krzak, Magiczne lato Aleksandry Tyl, Uroczysko Magdaleny Kordel, świetny Rosół z kury domowej Nataszy Sochy (literatura kobieca) czy trylogię Anny Ficner Ogonowskiej. Z tematyki wojennej bardzo dobre książki napisał Grzegorz Kozera Berlin, późne lato oraz Króliki Pana Boga. Szczerze polecam też książki Piotra Adamczyka Pożądanie mieszka w szafie i Dom tęsknot. Pozdrawiam ;)
Super! Dzięki wielkie za wszystkie polecenia :).
No tak. Internet to kopalnia informacji i faktycznie tu jest dylemat jak traktować „chwilowy” wyskok z postanowienia. Świetne propozycje książek. Z chęcią przeczytam ten zapis wykładu „Pochwała powolności”. A czytałaś książkę o tym samym tytule Carl Honore? Polecam! Recenzję znajdziesz u mnie na blogu.
Tak, czytałam Honore, ale już tak dawno temu, że chyba mam ochotę sobie powtórzyć :).
Ja czytałam stosunkowo niedawno. Kilka miesięcy temu i jestem przekonana, że jeszcze po nią sięgnę! :)
Ja zaczynam czytać „100 pomysłów jak być dla siebie dobrą” Patrycji Załug. A co do dnia offline to na razie nie jestem w stanie go sobie wyobrazić. Aczkolwiek brak wszelkich portali społecznościowych i skrzynki mailowej jak najbardziej bym przeżyła, tak znalezienie różnych informacji bez netu już nie. Chyba jestem uzależniona . :-)
Ha, Patrycja robiła kiedyś w moim biurze swoje szkolenia :). Daj proszę znać, jak wrażenia po lekturze.
Polecam „Prostotę” Billa Hybelsa
Tak, to dobra ksiazka, wlasnie czytam. Spojrzenie na prostote pod innym katem, obejmujace inne sfery zycia poza porzadkowaniem szafy.
Jak dla mnie ważniejsza niż te wszystkie poradniki, w których stawia się „ja” ponad wszystko. Poza tym bardzo się cieszę, że w świecie świeckim wraca się do prostoty i minimalizmu. Tak pięknie o tym stanie piszą od setek lat mnisi :)
Właśnie sobie zamówiłam :).
To zdjęcie w wodzie jest przepiękne…wyglądasz tak cudnie! Pewnie nie powinnam, ale uwielbiam te ciastka:) Zawsze mam wrażenie, że to nie do końca są słodycze, ale coś bardziej zdrowszego;) Brawo ja;)
Dziękuję. Brawo my :).
Czytam już od dawna Twój blog i bardzo spodobał mi się dzisiejszy wpis. To jest właśnie to co chcę zrobić, ale wciąż coś każe mi być online – np. praca. Może kiedyś wreszcie się uda ;) Pozdrawiam
Kasiu jak zawsze inspirująco! :)
U mnie czasami zdarzają się dni offline, szczególnie wtedy kiedy jedziemy odwiedzić naszych rodziców.