Jak ograniczyć do minimum szał świątecznych przygotowań, a przy tym zachować klimat i urok Bożego Narodzenia wokół nas.
Dzisiejszy tekst powstał niejako „na zamówienie”. Fajnie tak, czasami oddać władzę :). Kilka dni temu przeprowadziłam małą ankietę na FB – byłam ciekawa, jakie tematy postów chętnie przeczytalibyście na blogu. Głosowaliście na ten jeden najciekawszy i oto właśnie wygrał temat: „Minimalistyczne przygotowania do Świąt”. Cieszę się, pomimo że nie planowałam wcześniej żadnego „świątecznego” tekstu na blogu. Wydawało mi się, że na wszystkich blogach mnóstwo jest tego typu tekstów, zdjęć, pomysłów i inspiracji, że naprawdę nie potrzeba już kolejnego. Niemniej jednak, może dobrze się stało, ten tekst to dla mnie okazja, żeby uporządkować sobie kilka spraw związanych ze Świętami Bożego Narodzenia.
Na samym początku lojalnie ostrzegam, że ten tekst może być delikatnie kontrowersyjny i może nawet nieco sprzeczny. Przede wszystkim, jak tak sięgnę pamięcią wstecz, to chyba tylko ze dwa, trzy razy spędzałam Święta Bożego Narodzenia poza moim rodzinnym domem. Nigdy też właściwie nie musiałam zupełnie samodzielnie przygotowywać „dużej” Wigilii, takiej na kilkanaście osób. Niewątpliwie, ma to pewnie wpływ na postrzeganie przeze mnie samych przygotowań do Świąt. Nigdy nie wpadałam w jakiś szczególny amok, ale też jeszcze kilka lat temu dużo bardziej ekscytowałam się na myśl o grudniu :).
Od 2-3 lat coraz bardziej irytuje mnie przedświąteczna gorączka. Odnoszę nieodparte wrażenie, że coraz mniej w tym czasie wartości i faktycznej tradycji, a więcej latania po sklepach z wywieszonym językiem, konkursu na prezenty czy najładniej ozdobiony dom. Dwa miesiące przed Świętami nie widać nic innego niż reklamy potencjalnych prezentów i reklamy banków, które Ci na te prezenty chętnie dadzą kredyt, na superanckich warunkach oczywiście. A o spłatę martw się po Nowym Roku, teraz jest tak pięknie, lampki świecą więc kupuj, kupuj, kupuj i nie oglądaj się za siebie.
No wiem, przecież nie wszędzie i zawsze tak jest. Przecież to ogromna przyjemność pojechać do rodzinnego domu i z rodziną usiąść do wigilijnej kolacji. To prawda, ale ja potrzebuję chyba w tym roku czegoś innego. Może potrzebuję wyjechać, żeby z powrotem móc docenić ten właśnie, prawdziwy urok Świąt Bożego Narodzenia. I tak też będzie. W tym roku nie będzie nas w Polsce na Święta. Właściwie to nawet tego nie planowaliśmy, początkowo mieliśmy wrócić na dwa dni przed Wigilią, ale ponieważ kupowaliśmy bilety w ostatniej chwili i takie właśnie były w rozsądnej cenie to stwierdziliśmy: czemu nie. Będzie w tym roku Wigilia na plaży :). I cieszę się na samą myśl, choć niewątpliwie pewnie trochę będę tęsknić.
Wracając jednak do tematu właściwego czyli samych przygotowań do Świąt. No cóż, w tym roku mnie w znacznej części ominą, ale chciałabym napisać kilka słów, jak to wyglądało w latach poprzednich. Siłą rzeczy, przygotowania do Świąt kojarzą się z kilkoma sprawami do ogarnięcia.
Po pierwsze: SPRZĄTANIE
Jak już pisałam wcześniej, sprzątanie to moja pięta achillesowa. Nie lubię sprzątać, ale lubię mieć posprzątane. Taki wewnętrzny paradoks. Razem z MM toczymy nieustanne boje o porządek. Może dlatego tak ukochałam sobie minimalizm, żeby mieć mniej rzeczy wokół do sprzątnięcia? ;) Wspólnie znaleźliśmy pewne kompromisowe wyjście. Wymagało to ode mnie pewnej zmiany myślenia, ale już od jakiegoś czasu korzystamy z pomocy przy sprzątaniu. Na początku ciężko było mi się pogodzić z myślą, że ktoś będzie sprzątał w moim domu, ale teraz mamy zaufaną osobę, z której pomocy korzystamy, choć bardzo nieregularnie. Czasami raz na dwa tygodnie, a czasami raz w miesiącu. Niemniej jednak, jest to dla mnie duża pomoc i wcale nie jest to tak bardzo kosztowna, jakby się mogło wydawać. A dużo nerwów, a przede wszystkim czasu mam zaoszczędzone. Nigdy też nie planuję przed Świętami takich dużych porządków, np. „w tym roku na Święta uporządkuję tą dużą szafę, w której bałagan tworzą chyba siły nieczyste” :). Nie róbcie tego, naprawdę lepiej zostawić trudne porządki na inny czas, mniej zagoniony, a bardziej spokojny. Po co dorzucać sobie jeszcze obowiązków?
Po drugie: PREZENTY
No jasne. Największa zmora Świąt Bożego Narodzenia. Tradycja, która ma cieszyć, powoduje tylko niepotrzebne stresy i frustracje, prawda? Przyznaję, miło jest dostać prezent, a jeszcze milej jest go dać. I wiem, że pewne prezenty są trudniejsze niż inne (mój odwieczny kłopot – co podarować dziadkowi????). Nie potrafię dać uniwersalnej recepty na prezentowe dylematy, mogę jedynie powiedzieć, jak to u mnie wygląda. Jak tak sobie myślę, to u mnie sprawdzają się 3 metody, choć nazwałam je dopiero na potrzeby tego tekstu:
- Przygotuj prezenty wcześniej. Wiem, truizm, ale to działa. Do tego, to mega fajne uczucie, gdy wszyscy w grudniu biegają w gorączce, a ja mam już prezenty. Albo mam pomysły na prezenty i pozostaje tylko je zrealizować.
- Podaruj alternatywny prezent (kliknij). Naprawdę mocno do tego zachęcam i osobiście uważam, że to cudowny pomysł, choć zdaję sobie sprawę, że kontrowersyjny. Dodatkowo, mam dla Was pełną listę propozycji prezentowych, innych niż zwykle. Korzystam z niej regularnie, nie tylko przy okazji Świąt Bożego Narodzenia.
- Poproś o pomoc. To nic zdrożnego pomóc sobie nawzajem w przygotowaniu prezentów. Można się przecież złożyć, zapytać rodziców, czego brakuje dziecku itp.
Na koniec. Dla mnie opakowanie jest równie ważne jak sam prezent, a czasami nawet ważniejsze. Mam fioła na punkcie pięknych opakowań, chociaż uważam, że nie należy wydawać na nie dużych pieniędzy. Polecam gorąco ten tutorial: jak zrobić pudełko na prezenty. Pudełka wychodzą piękne i tanie w przygotowaniu.
Po trzecie: DEKORACJE
Kochani, Święta to przecież nie konkurs na najpiękniejszą choinkę czy stroik świąteczny. Każdy z nas ma przecież inne gusta, inne pomysły i inne potrzeby. Jedni wolą złoto i na bogato, a inni drewno i skandynawski styl. Jestem przeciwko traktowaniu domu jako jednej wielkiej bombki. Świeczki tu, świeczki tam, bombki na każdym kroku, aż ciężko się ruszyć, żeby czegoś nie zbić. Koniecznie nowe obrusy, nowe ozdoby, nowe wszystko, bo przecież nie może być to samo, co w zeszłym roku bo wstyd i głupio. A w piwnicy wielkie kartony pełne starych ozdób świątecznych. Wyrzucić szkoda, ale wyjąć też nie. Paradoks.
A może tak postawić na kilka, pięknych ozdób? Może zrobionych własnoręcznie z szyszek zebranych z dzieckiem? Wiem, że nie każdy ma zdolności manualne, ale czy nie pięknie wyglądają pierniki własnoręcznie polukrowane (lub nie) i zawieszone na choince? W moim mieszkaniu drzewko z reguły jest małe, delikatnie ozdobione, bo zwyczajnie nie mam tyle miejsca, żeby stawiać duże drzewko. A właśnie, choinka. Co roku, w Warszawie organizowane są akcje np. typu drzewko w zamian za elektro-śmieci. Zawsze korzystamy. Mamy darmowe drzewko i kłopot ze śmieciami z głowy :). Pomysłów jest mnóstwo, choćby te alternatywne pomysły na choinkę. Grunt, to na coś się zdecydować i nie robić z mieszkania jednego, wielkiego, lukrowanego na wiele kolorów pierniczka.
Po czwarte i ostatnie: KLIMAT
Dla mnie świąteczny klimat w domu budują: dźwięk, smak i zapach. I trzeba do tego wielkich pieniędzy, pracy i nakładów czasu. Wystarczą drobne rzeczy, takie jak: świąteczna lista przebojów, maślane ciasteczka i zapach mandarynek. To mój sposób. Wasz może być zupełnie inny, tylko nie fiksujcie się na tym, żeby zrobić wszystko, bo koleżanka czy sąsiadka zrobiła, albo widzieliście gdzieś na blogu.
Miejcie takie Święta, na jakie macie ochotę, a nie takie jak ktoś chce. Tyle i tylko tyle.