Bardzo często dostaję od Was prośby o polecenia „ubraniowo-butowe”. O najlepszą koszulkę, skarpetki, tenisówki itp. Z reguły wzbraniam się przed poleceniem konkretnych marek z równie konkretnych powodów, o których szerzej piszę poniżej, ale pomyślałam, że tekst z moimi najlepszymi i najgorszymi zakupami ubraniowymi ostatnich lat będzie zacnym pomysłem.
Dlaczego nie polecam konkretnych marek?
„Kasia, gdzie kupić wytrzymały, prosty, biały T-shirt?” To pytanie mnie prześladuje, bo choć OGROMNIE chciałabym móc Was odesłać w jedno, konkretne, godne polecenia miejsce, to zwyczajnie nie jestem w stanie! Oto dlaczego.
Po pierwsze, JAKOŚĆ W OBRĘBIE JEDNEJ MARKI BYWA MOCNO NIERÓWNA. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę każdy, kto kiedyś kupił w sieciówce różne pary skarpet lub koszulek. Przykładem mniej oczywistym niż sieciówka jest dla mnie np. marka Risk made in Warsaw – jedna z pierwszych polskich marek chwalących się etyczną produkcją (dziś już jest w tym względzie dużo niejasności). Szarą bluzę, jeden z ich flagowych produktów, kupiłam niemal na samym początku działalności marki, wiele lat temu, i mam do dziś. Nieco już sfatygowana, ale tkaninie, odszyciu i konstrukcji nie mogę niczego zarzucić – sami możecie zobaczyć poniżej. Kilka lat później, kierowana doświadczeniem, kupiłam u nich piękną sukienkę. Szwy wypruły się jeszcze przed pierwszym praniem, a ja zniechęciłam się do poleceń marek, bo czuję ogromną odpowiedzialność za słowo, a Ciebie nie chciałabym narazić na nietrafione zakupy i stratę pieniędzy.
Po drugie, JAKOŚĆ RZECZY ZMIENIA SIĘ W CZASIE. Niby ten sam model, ale jakość nie ta. Tutaj przykładem są dla mnie tenisówki Lacoste. Te kupione wiele lat temu były idealne! Niesamowicie wygodne, trwałe do granic. Gdy mi się zniszczyły, kupiłam ten sam model (w zasadzie następcę tego modelu, z drobnymi modyfikacjami). Noszę, ale do ideału to im bardzo daleko. Jestem rozczarowana spadkiem jakości.
Czuję dużą odpowiedzialność za słowo i polecenie, dlatego nie chcę polecać Wam marek i rzeczy, których nie byłam w stanie osobiście przetestować. Zdaję sobie sprawę, że zawsze może coś pójść nie tak. Nawet w ramach tego samego modelu w tym samym czasie zdarzają się różne partie produktów i jedne mogą być lepsze, a drugie gorsze. Niezależnie od tego, ostatnie, czego bym chciała, to narazić Was na niepotrzebne wydatki z mojego polecenia. Mogę zaś napisać Wam o swoich najgorszych i najlepszych zakupach ubraniowych.
Ale najpierw…
Planer zakupowy do pobrania
Ten planer powstał na bazie mojego wieloletniego doświadczenia i z myślą o osobach, które mimo robienia porządków w szafie, przeczytania mnóstwa książek i wdrożenia dziesiątek porad wciąż NIE MAJĄ SIĘ W CO UBRAĆ. Też tam byłam i dziś wiem, dlaczego to wszystko nie działa i nie ma prawa działać. Bo to nie są KONKRETY! „Przemyśl, co chcesz kupić…” „Rób świadome zakupy…” „Przygotuj listę zakupową…” „Ustal budżet” itp. Śliczne, okrąglutkie zdania, ale gdy przyjdzie co do czego, takimi radami możemy co najwyżej wypchać sobie za duże buty. ;) Ładne slogany i zero treści.
Dlatego oferuję coś innego. Daję konkretną, 10-punktową listę, która zrewolucjonizuje Wasze podejście do kupowania ubrań. Wyjdziecie z zaklętego kręgu męczących i nietrafionych zakupów. Odzyskacie kontrolę, obiecuję. Paner możecie ściągnąć nieodpłatnie, w zamian za zapis na newsletter. Opisałam w nim 10 rzeczy, które musicie wiedzieć, zanim pójdziecie na zakupy ubraniowe, i dwa arkusze planerów, które tego przypilnują. :)
Moje najgorsze zakupy ubraniowe
Jeansy | Mud Jeans
Moja największa wtopa zakupowa ostatnich lat. Nawet nie wiem, od czego zacząć, więc chyba zacznę od początku. Późnym latem zeszłego roku dobiłam poprzednie jeansy i wiedziałam, że potrzebuję kupić nowe. Wiedziałam też doskonale, jakie mają być – z wysokim stanem, dopasowane, rurki, z jasnego błękitnego jeansu, wygodne i dość miękkie. Stwierdziłam też, że skoro jeansy kupuję relatywnie rzadko, to chętnie wyłożę większą kwotę na spodnie wyprodukowane etycznie. Zrobiłam ankietę wśród Czytelniczek, wyselekcjonowałam kilka marek i wybrałam holenderską – Mud Jeans. Etyczności produkcji niczego nie mogę zarzucić, a model jeansów, który wybrałam, idealnie pasował do moich wymagań. Mniej pasowała mi cena, bo kosztowały 119 euro. Chyba udało mi się znaleźć wtedy jakiś kupon rabatowy, więc zapłaciłam trochę mniej, ale z wysyłką było to ok. 600 zł. Niemało, ale miałam na to budżet.
Pierwsze wrażenie było fantastyczne! Idealnie dobrany rozmiar, kolor jeszcze ładniejszy niż na zdjęciach, perfekcyjnie dopasowane i wygodne. No ideał. Zachwycałam się nimi na blogu i teraz wiem, że zdecydowanie zbytnio pospieszyłam się z zachwytami. :/ Pewnego pięknego dnia zalałam jeansy kawą w biurze. Nic niezwykłego, zdarza się. Po powrocie do domu wyprałam je delikatnie w rękach i odwiesiłam do wyschnięcia. Następnego dnia ściągnęłam, włożyłam i nie mogłam uwierzyć swoim oczom. Tkanina dosłownie pękła na pośladkach. Nie puścił szew, o nie, materiał się zwyczajnie rozlazł. Nie było to też przecięcie, bo elastanowa siateczka była nienaruszona, rozeszły się tylko bawełniane włókna. Byłam naprawdę zła.
Zrobiłam zdjęcia i napisałam do marki. Skracając historię: dałam się namówić na oddanie spodni do krawca na ich koszt. Uznałam, że może faktycznie wysyłka i zwrot do Holandii to duże obciążenie dla środowiska, bo tak argumentowała marka Mud Jeans. Poza tym naprawdę lubię te spodnie. Znowu skracając historię: takie naprawy były już dwie (krawiec od razu nałożył cery też w rogach kieszeni, bo już prawie było tam pęknięcie), w międzyczasie zahaczyłam kozakiem o kolano i jakimś cudem rozerwałam tkaninę na kolanie. Pęknięcie rozeszło się natychmiast. Ostatnio (prawie rok po zakupie) pojawiło się kolejne rozejście. Marka odmówiła przyjęcia spodni, twierdząc, że to normalne zużycie – odrzucili reklamację. Gdyby była to polska marka, walczyłabym bez wahania, ale przyznaję bez bicia, że zwyczajnie mi się nie chce, choć jak o tym teraz piszę, to znowu zaczynam się złościć.
Cóż, nie jest to dla mnie żadna nauczka, bo takie sytuacje się po prostu zdarzają, niemniej jednak sprawia to, że robię się coraz bardziej nieufna w stosunku do szumnych deklaracji jakości. Etyczna produkcja jest ważna, ale co z tego, skoro po niespełna roku można wywalić spodnie do śmieci? :/ Dobra, rozpisałam się ponad miarę, kolejne rzeczy opiszę już zdecydowanie zwięźlej. :)
Sukienka | Risk made in Warsaw
W przeciwieństwie do Mud Jeans to była szybka akcja – reklamacja przyjęta od ręki, a pieniądze zwrócone od razu. Kupiłam sukienkę online, był to model z wiskozy, nie pamiętam jego nazwy. Piękny kolor, odpowiadający mi krój i szwy, które rozlazły się jeszcze przed pierwszym praniem. Pamiętam, że wtedy nie chciałam czekać, aż coś jeszcze „pójdzie” i oddałam sukienkę od razu. Nie musi być to reguła, rzecz jasna, ale skutecznie mnie to hamuje przed kolejnymi zakupami w sklepie tej marki, mimo że sporo modeli mi się bardzo podoba. Niemniej jednak za tę cenę oczekiwałabym dużo wyższej jakości.
Espadryle | Toms
W sumie nie wiem, czy espadryle to odpowiednia nazwa dla tego modelu butów, ale roboczo przyjmijmy, że jest OK. :) Kupiłam tomsy po wielu poleceniach różnych osób, z myślą, że chcę mieć bardzo wygodne letnie buty, które nie będą odkryte. Niestety, ich legendarna wygoda w moim przypadku skończyła się krwawymi otarciami pod kostkami. Poza tym model z jasnej tkaniny brudził się niemiłosiernie. Lubię jasne rzeczy i jestem przyzwyczajona do zwiększonej częstotliwość prania, ale ten model musiałabym wrzucać do pralki chyba po każdym włożeniu. Fakt, że można je bez szkody wyprać w pralce jest tu akurat sporym atutem, ale w moim przypadku tomsy okazały się dużą wpadką zakupową.
Moje najlepsze zakupy ubraniowe
Bluza | Risk made in Warsaw
Bluza Risk made in Warsaw to jeden z lepszych zakupów na przestrzeni lat, a kupiłam ją chyba w 2012 roku. Nie będę się tutaj zbytnio rozpisywać, ponieważ napisałam już bardzo szeroką i dość drobiazgową recenzję, znajdziecie ją tutaj (klik). To fajnie pokazuje właśnie, że dwie rzeczy jednej marki mogą się dramatycznie różnić jakością. W moim przypadku są to też zakupy, które dzieli kilka ładnych lat. Bluzę kupiłam tuż po tym, jak marka zadebiutowała na rynku, i jej jakości niczego nie mogę zarzucić.
Kalosze | Decathlon
Szukaj w dziale buty jeździeckie. Nosiłam je jeszcze, zanim to było modne. ;) Kupiłam je w 2017 roku, dziś wyglądają niemal jak w dniu zakupu. Niezniszczalne, idealne, z wąską cholewką. Biją na głowę drogie huntery. Wiem, bo miałam – rozpadły się po dwóch sezonach. Pełna nazwa to kalosze jeździeckie FOUGANZA 100 Schooling. Polecam w ciemno.
Kurtka puchowa | Uniqlo
Uwielbiam tę kurtkę, serio. Kupiłam ją w 2019 roku. [Ach, ten blog, można wszystko sprawdzić! :)]. Biała oznacza pranie, wiadomo, ale i tak ją uwielbiam. Jest maksymalnie uniwersalna, cieplutka, wodoodporna i mieści się nawet do mikrotorby. Kupiłam ją z drugiej ręki. Pełna nazwa to WOMEN ULTRA LIGHT DOWN HOODED JACKET. Gdy w końcu mi się zniszczy, od razu kupię ten sam model.
Jakie są Twoje najlepsze i najgorsze zakupy ubraniowe?