Nie świętuję rocznic. Nie pamiętam o ważnych datach. Nie rozklejam się nad fotografiami. Nie wspominam dawnych, dobrych lat. Nie zbieram muszelek z plaży. Nie trzymam zasuszonych kwiatów z pierwszej randki. Długo myślałam o sobie, że jestem dziwolągiem. Tymczasem, po prostu nie jestem sentymentalna.
To nie będzie długi tekst, ale bardzo chciałam go opublikować właśnie teraz, przed Świętami Bożego Narodzenia. W momencie, gdy sentyment, a w zasadzie zachowania oparte na sentymencie, są bardzo pożądane.
Sentyment wobec rzeczy
Gdy pisałam książkę, wiedziałam, że chcę sentymentowi poświęcić cały rozdział, ponieważ właśnie to uczucie najczęściej blokuje nas w pozbywaniu się nadmiaru. Był to również rozdział, nad którym pracowałam zdecydowanie najdłużej. Najpierw sama, potem razem z redaktorką i korektorką. Nie rozumiałam, dlaczego idzie mi tak topornie. Dziś rozumiem. Po prostu usiłowałam opisać zjawisko, które zwyczajnie jest mi obce. Pisałam o sobie: choć nie należę do szczególnie sentymentalnych osób… Wtedy nie miałam odwagi postawić sprawy aż tak jasno i prosto, jak teraz. Głównie dlatego, że za brak sentymentu łatwo wpędzić w poczucie winy.
W procesie oczyszczania swojej przestrzeni wielokrotnie odnajdywałam nagromadzone przez lata przedmioty, które budziły we mnie ambiwalentne uczucia. Były to zwłaszcza rzeczy, które dostałam z rąk bliskich osób: maskotki, listy czy biżuteria, kiedyś piękna, teraz zupełnie do mnie niepasująca. Z jednej strony wiedziałam, że te przedmioty już zupełnie nie są mi potrzebne, nie będę ich używać i w pewnym sensie po prostu nie chcę ich już trzymać. Z drugiej strony, pozostał mi do nich sentyment. Zrozumienie, że coś, co brałam za sentyment, wcale nim nie jest, zajęło mi wiele czasu. Emocja, która wstrzymywała mnie skutecznie przed pozbyciem się zbędnych przedmiotów, okazała się czymś zupełnie innym – najczęściej targały mną zwyczajne wyrzuty sumienia. Jakbym poprzez pozbycie się jakiejś rzeczy miała sprawić przykrość temu, od kogo ją dostałam. I nie miało znaczenia, czy w ogóle z tą osobą coś mnie jeszcze łączy.
Wielu z nas myli sentyment z innymi uczuciami, z innymi emocjami. I te emocje przeszkadzają w pozbyciu się zbędnych przedmiotów. Jednak, ja czuję coś jeszcze – poczucie winy, że pozbycie się tych rzeczy przychodzi mi, w gruncie rzeczy, tak łatwo. Powiedziałam MM: bardzo chcę napisać ten tekst, ale nie wiem, jak ugryźć temat. A on na to: żebyś nie wyszła na ostatnią zołzę? ;) No, w punkt. No dobra, słowo, którego użył to wcale nie była zołza…
Sentyment wobec osób
Ach, brak sentymentu w stosunku do przedmiotów (i związane z tym poczucie winy) jest niczym wobec braku sentymentów w relacjach z innymi. To brzmi przecież tak strasznie. To, że nie czuję sentymentu nie oznacza, że nie zależy mi drugim człowieku, na najbliższych. Nie oznacza też, że ich nie kocham. Ale bardzo łatwo mogłoby przyjść (i pewnie przychodzi) innym mnie tak ocenić. Tymczasem, jestem bardzo uczuciową i wrażliwą (pewnie nawet nadwrażliwą osobą), ale rozumiem, że w życiu ludzie przychodzą i odchodzą.
Gdy byłam w liceum, było mi przykro na myśl, że po pójściu na studia rozejdą się drogi moje i moich przyjaciół. Wtedy mama wytłumaczyła mi, że tak już jest. Ludzie przychodzą i odchodzą, nawet Ci najbliżsi przyjaciele. Ludzie podejmują różne decyzje, wybierają różne ścieżki i nie zawsze musi być nam po drodze. Jestem ogromnie wdzięczna za wszystkie osoby, które spotkałam na swojej drodze. Wszystkie były dla mnie ważne. Od nich się uczyłam, to one sprawiły, że jestem dziś taka, jaka jestem. Ale jedni odchodzą, inni przychodzą. To naturalny bieg rzeczy. Nie należę do osób, które z rozrzewnieniem wspominałyby czasy przedszkola/liceum/studiów itp. Cieszę się wspomnieniami, ale żyję teraz.
Mój brak sentymentu w relacjach objawia się również całkowitą obojętnością wobec rocznic, urodzin, imienin i innych okazji. Nie pamiętam o różnych datach nie ze złośliwości, tylko zwyczajnie dlatego, że nie jest to dla mnie ważne. Na szczęście, mężczyzna u mojego boku ma podobne podejście. Nie obchodzimy żadnych rocznic, ba, nie pamiętamy nawet daty, którą mielibyśmy świętować. :) Zupełnie nie robi mi też różnicy, czy ktoś pamięta o moich urodzinach czy imieninach, ja również zapominam o tym notorycznie (pomimo przypomnień zapisanych w kalendarzu). Po prostu nie są to dla mnie rzeczy ważne, choć staram się pamiętać, że dla niektórych osób jest to wyznacznik miłości i zainteresowania. Nie zgadzam się z tym, ale akceptuję.
Sentyment wobec miejsc
Podczas niedawnej przeprowadzki, gdy zostawiliśmy na pół roku nasze pierwsze, własne mieszkanie, zaskoczył mnie własny brak sentymentu. Ani razu nie obejrzałam się za siebie. Ani razu nie wspominałam starych śmieci. Ani razu nie brakowało mi zostawionych tam rzeczy (z małymi, zabawnymi wyjątkami). Zaadaptowaliśmy się w nowej przestrzeni tak szybko, że aż nas samych to zaskoczyło. Przez chwilę przemknęłam mi przez głowę myśl, że może coś jest ze mną nie tak. :) Na szczęście, szybko się rozpierzchła.
Pomyślicie, po co się tak uzewnętrzniam. Ano dlatego, że być może wśród Was są osoby, które mają podobnie, jak ja. I podobnie jak mnie, jest im z tym (lub było) bardzo ciężko. I być może, tak jak kiedyś ja, oceniają siebie zbyt ostro. Otóż nie jesteście ani socjopatami, ani dziwolągami, ani pozbawionymi serca i uczuć zołzami. Po prostu nie jesteście sentymentalni. I pozdrawiam Was, w tym sentymentami nasiąkniętym grudniu, bardzo sedecznie :)
Fragment tekstu pochodzi z mojej książki Chcieć Mniej. Minimalizm w praktyce, z rozdziału Sentyment.
Ja mam dokładnie tak samo! Żadnych sentymentów ani do rzeczy, ani do ludzi. Życie jest wtedy o wiele łatwiejsze i przyjemniejsze :)
PS Kasiu, „zaadaptować”, nie „zaadoptować” :)
Cieszę się, że nie tylko ja. :) Literówka poprawiona!
Proponuje usunąć jeszcze jeden błąd: „nawet Ci najbliżsi przyjaciele”.
Ci (od „tamci”) to nie jest zaimek osobowy, więc należy go pisać małą literą.
Ileż bym dała, żeby wyzbyć się wszelkich sentymentów…
Dlaczego?
Nie jestem sentymentalna w stosunku do ludzi i rzeczy, ale jest jedno miejsce, które kocham i nie chciałabym go stracić- mój dom i miejsce, w którym mieszkamy. Owszem mogłabym się wyprowadzić na kilka lat gdzieś indziej nawet za granicę, ale potrzebna jest mi świadomość, że mam dom do którego mogę wrócić, to jest taki mój punkt zaczepienia, baza z której startuje i do której wracam.
Mam trochę inne podejście (świętuję urodziny i rocznice, choć to oczywiście nie jedyny moment w roku, w którym daję znać bliskim, że o nich myślę i pamiętam). Zauważyłam jednak, że sporo ludzi ogranicza się do napisania komuś na Facebooku „sto lat” i myślą, że to załatwia sprawę. Według mnie to niezwykle spłyca relacje – jeśli już chcemy komuś pokazać, że o nim pamiętamy, to wysilmy się choć odrobinę.. Zadzwońmy, umówmy się na kawę, wpadnijmy z wizytą. Ale to raczej przemyślenia na nieco inny temat ;) Tak czy inaczej, mimo mojego odmiennego podejścia do sentymentu, szanuję Twoje podejście i odwagę na napisanie tego niełatwego tekstu. Pozdrawiam Cię Kasiu i życzę spokojnej końcówki roku :)
Dziękuję i nawzajem. :))
Ja dlatego wyłączyłam na fb powiadomienia o moich urodzinach. Tj facebook nikomu o nich nie przypomina. Tym samym o moich urodzinach pamiętają tylko Ci którzy faktycznie pamiętają, a ja bez wyrzutów sumienia nie składam życzeń na fb :)
Mam takie samo podejście, które umocniło się jeszcze bardziej przy poznawaniu buddyzmu… Cieszę się, że jest nas więcej, zwłaszcza, że to postawa, którą ciężko innym zrozumieć. Biorą mnie za osobę zupełnie pozbawioną uczuć. A przecież tak nie jest…. ?
Ja także nie mam muszelek z plaży i zasuszonych liści, ale nie dlatego, że nie jestem sentymentalna, ale dlatego, że jestem minimalistką i nie zbieram niepotrzebnych rzeczy :)
Nie pamiętam ważnych dat, bo mam za dużo na głowie. Ale jestem sentymentalna. Z sentymentem wspominam lata dzieciństwa, wspaniałe przyjaźnie, przygody, wakacje, żniwa i wujka i wiele sytuacji które zapadły mi w pamięć. Zdarza się, że potrzebuję wrócić na stare smiecie i powspominać. Parkuję wtedy na moim starym osiedlu i patrzę w swoje stare okna, w okna sąsiadów i przypominam sobie jak to było. Jest mi to co jakiś czas potrzebne. Wiem, że to niedobre, że trzeba iśc do przodu, ale… cóż, jestem sentymentalna.
Aj, przejrzałam przed publikacją, a puściłam z literówką.
Nie „i wujka” tylko „u wujka”.
Rozumiem o czym piszesz w 100%, nie wspominam ze wzruszeniem starych lat, nie przywiązuje wagi do pamiątkowych przedmiotów, nie przywiązuje się do przelotnych znajomości. Im jestem starsza coraz bardziej zaczynam rozumieć to że po prostu nie jestem sentymentalna. Nie wiem czy to źle czy dobrze jeszcze do tego nie doszłam. Uważam że jest mi przez to łatwiej bo nie zaprzatam sobie głowy nie potrzebnymi rzeczami i problemami. Nie żyje przeszłością, ważne jest dla mnie to co dzieję się w chwili obecnej, staram się nie wybiegać też za bardzo w przyszłość. Aczkolwiek jeśli ktoś jest bardzo sentymentalny nie przeszkadza mi to, to wybór każdego z osobna. Jedyne co lubię wspominać to podróże, piękne miejsca, inne tradycje, różne narody to jest godne zapamiętania. Pozdrawiam
Dziękuję i pozdrawiam serdecznie! :)
Ja o sobie powiem tak: nie jest całkowicie tego pozbawiona, ale niesłychanie MAŁO sentymentalna jak najbardziej. I zaryzykuję stwierdzenie, że w relacjach z ludźmi efekt daje to taki sam jak totalny brak w tym temacie, bo i tak wychodzi się na zołzę z porażającą częstotliwością ;)
Moja mama jest moim przeciwieństwem w tej materii i z tego powodu długo zagracałam swoją przestrzeń (najpierw w moim pokoju w domu rodzinnym, potem wszelkie stancje itd.) szpargałami, których nie wyrzucałam, bo są pamiątkowe. I dopiero parę lat temu dotarło do mnie, że to nie ich pamiątkowość powstrzymuje mnie przed wyrzucaniem, a po prostu nawyk – i to cudzy nawyk, narzucony mi przez rodzicielkę ;) Obecnie jestem wielką fanką metody opisanej m. in. w Twojej książce, to jest fotografowania tych wszystkich pamiątek i następnie pozbywania się ich.
PS. Dziękuję za miłą pogawędkę na Blogowigilii! Mam nadzieję, że moje poczucie humoru nie było zbyt opresyjne! Potem w domu pomyślałam sobie, że nawet w żartach wywieranie presji (w Twoim przypadku chodziło o świąteczną piosenkę) jest nie w porządku i zrobiło mi się jakoś tak głupio :C
W Twoim poczuciu humoru nie ma nic opresyjnego. ;) Pożyczyłam właśnie mikrofon. Co prawda, z myślą o podcastach, ale kto wie… ;)))
Cudownie! Przy okazji pozdrawiam z Gdyni, strasznie się uśmiałam słuchając na Stories o kolorystyce hotelu, bo też to zauważyłam :D
Ten sentymentalizm przychodzi z wiekiem. Może kiedy własne dzieci wyfruną z gniazda a rodzice odejdą. Wtedy może być szkoda, że wszystkie pamiątki zostały zdigitalizowane- i malutkie, pierwsze buciki dziecka i pierwsza laurka itp.
Zdjęcia to tylko zdjęcia. A te w postaci cyfrowej mają to do siebie że łatwo je niechcący skasować. Może tez się okazać, ze nagrane na jakiś nośnik za 20, 30, 40 lat nie dadzą się odczytać.
Wyobraźcie sobie siebie jako 90 letnie babuleńki próbujące odczytać coś z płyty, która ma z 60 lat.
Witam w klubie ;) Podczas studiów przeprowadzałam się kilka razy i za każdym razem dosłownie po 3 dniach czułam się w nowym miejscu jakbym mieszkała tam od zawsze. Również kończąc pewne znajomości zazwyczaj bardzo szybko przestawiam się na nowe życie i bardzo rzadko wracam wspomnieniami do dawnych chwil, chociaż są wyjątki. Były chwile które wywarły na mnie wyjątkowo mocne wrażenie i pogodzenie się z ich końcem było bardziej bolesne niż zwykle. Mimo wszystko wydaje mi się, że godzę się z takimi rzeczami znacznie łatwiej i szybciej niż wiekszość ludzi których znam
U mnie to nie tyle sentyment mi przeszkadza, co jakieś takie głupie poczucie winy związane z wyrzucaniem niepotrzebnych rzeczy otrzymanych od innych, marnowaniem czasu z ludźmi z którymi nic nie mam wspólnego. Takie dziwne odczucia wpoili mi rodzice bo niby obdarowującej osobie może być przykro lub zwyczajnie nie szanuje się tej osoby. Trochę to głupie no ale cóż, pewne nawyki przejmuje się z domu. Dzięki twojemu blogowi wiele się zmienia i nie mam już takich oporów wyrzucać brzydkich i niepoetrzebnych prezentów.
Pomyśl o tym tak – jeśli ktoś daje Ci nieprzemyślany, brzydki, niepotrzebny prezent to świadczy o nim.
Ja doszłam do wprawy i zazwyczaj prezenty lądują w koszu 5 minut po tym, jak ktoś zniknie z pola widzenia.
Jeśli ja daję prezent, to albo pytam się o to, co ktoś potrzebuje, albo kupuję bezpieczną opcję (wino, eko przetwory etc).
Prezenty które wymyślam sama są w 95% dla mojego męża, bo jego znam jak nikogo innego. Podobno trafione;)
Zainteresowało mnie sformułowanie ,, ludzie przychodzą i odchodzą”, tak mocno dla mnie aktualne dzisiaj, chciałabym pogodzić się z odejściem osoby, której ufałam i z którą wiązałam przyszłość, ale sentyment (?) na to nie pozwala. Może Ty, jako osoba bardziej świadoma siebie i mechanizmów rządzących życiem masz na to jakąś radę? Może Twoje rozsądne czytelniczki coś podpowiedzą. Jak rozpocząć życie od nowa i pogodzić się ze stratą? może nie traktując jej jako straty? Jak wyciszyć uczucia?
Pogodzić się ze stratą można tylko wtedy, gdy się ją przeżyje i pozwoli sobie na przeżywanie całego spektrum uczuć i emocji, jakie się z nią wiążą. Nie wyciszaj uczuć. Pozwól sobie czuć smutek, rozczarowanie, wątpliwości. Nazwij te emocje i odpowiedz sobie na pytania, jaki odczuwasz w związku ze stratą brak. Płacz jeśli masz potrzebę. Przyjmij też wsparcie od bliskich osób, jeśli Ci je oferują – to naprawdę pomaga. I przede wszystkim powiedz sobie, że masz prawo czuć się tak, jak się czujesz. Z dnia na dzień nie rozpoczniesz życia od nowa, ale bądź dla siebie życzliwa i daj sobie czas. Powodzenia :)
Pogodzenie się ze stratą to proces – nie wstrzymuj go, nie wygłuszaj. Każdy razi sobie ze stratą trochę inaczej, każdy potrzebuje inną ilość czasu. Dbaj o siebie i daj sobie czas. Poczytaj o fazach żałoby – czasami wiedza o tym, co się z nami dzieje pomaga. I koniecznie przeczytaj komentarz Beaty poniżej, bo bardzo mądrze pisze. :)
w sumie to zazdroszczę.. bo ja niestety jestem :/
Im jestem starsza, tym do mniejszej ilości rzeczy przywiązuję wagę. Ciągnie mnie do ludzi, ale pozwalam im iść własną drogą.
Jedyny objaw sentymentalizmu, to albumy ze zdjęciami: uwielbiam je przeglądać z rodziną :-)
Dat nie pamiętam, pamiątek nie mam. Z niepotrzebnymi rzeczami rozstaję się bez skrupułów… Ale fakt, chciałam się tego nauczyć i robię to z dziką przyjemnością.
I jestem „dziwolągiem” :-)
„Ciągnie mnie do ludzi, ale pozwalam im iść własną drogą” – genialnie napisane! :)
Jak miło, że jest nas więcej ;D Pozbyłam się niepotrzebnych rzeczy, a idąc dalej- również sentymentów. Właściwie nigdy nie byłam sentymentalna, z dnia na dzień wyprowadziłam się z domu rodzinnego, w którym mieszkałam od zawsze, nie mam potrzeby utrzymywania kontaktu ze wszystkimi dawnymi znajomymi; zmieniłam się i moje podejście do ludzi też się zmieniło. Wybieram osoby, przy których mogę być sobą, inspirują mnie, wpływają na mój rozwój i każda ze stron daje od siebie, nie tylko bierze. To chyba trochę radykalne podejście, ale nie widzę sensu w utrzymywaniu ,,bylejakich” znajomości. Nie chcę mi się robić nic na siłę.
Nie jesteś sama. Też nie świętuję, nie pamiętam dat, wyrzuciłam wiele rzeczy ze swoich wczesnych lat. I do kompletu nie jestem ani trochę rodzinna, więc święta to dla mnie dość trudny czas. Spotykam się z dużym niezrozumieniem, że nie przykładam wagi do tych spraw, ale nauczyłam się nie tłumaczyć i robić po swojemu. Nie będę się na siłę dostosowywać, bo „tak wypada”.
A tak w środku? Nie jest Ci czasami z tym ciężko? To duża odwaga w naszym kraju, powiedzieć na głos, że nie jest się rodzinną osobą. Podziwiam i pozdrawiam!
Tak w środku to kiedyś mi było smutno, że moja rodzina mnie albo nie kocha albo kocha w jakiś dziwny sposób, który objawia się tym, że pragną abym chciała być taka jak wszyscy i nie wydziwiała. A ja po prostu nie potrafię kochać kogoś kto mnie mocno zranił i twierdzi, że od tego powinno mi być lepiej. Gdy zamiast wsparcia przez lata otrzymywałam jedynie niezadowolenie i życzenia bym zmieniła się w sposób, w który oni chcą, gdzieś moje ciepłe uczucia, które może kiedyś były – nie pamiętam – stopniowo zupełnie wygasły. Dużo lepiej czuję się wśród znajomych którzy jednak akceptują to jaka jestem. Jesteśmy tacy jak ludzie, którzy nas otaczają – nie chcę być wiecznie niezadowolona. Brzmi to zimno, ale taka jest prawda i nie powinnam jej w żaden sposób lukrować. Nawet w święta.
Edit – PS: Ostatnio kilka osób powiedziało mi, że mnie podziwia za to kim jestem i co robię. Jest to niezwykle miłe i bardzo pomaga mi iść do przodu. Dziękuję Kasiu!
Ja sama nie jestem sentymentalna w stosunku do rzeczy czy miejsc. Mogę się przeprowadzić w każdej chwili (i nie raz to w życiu robiłam).
Za to do ludzi i sytuacji / zdarzeń sentyment mam ogromny. O ile godzę się, że niektóre znajomości się kończą, że wielu z nich nie utrzymam na odległość, to jeśli w tym momencie są mi bliscy staram się pamiętać o tym że ktoś ma urodziny, imieniny itd. Żeby w te dni mieć dla nich czas czy prezent. Ze względu, że jestem, albo chociaż staram się być minimalistką, kupuje bardzo przemyślane prezenty i często robię je sama – kosmetyki, torby, ozdoby. Najczęściej robię tort dla solenizanta – prezent według mnie idealny.
Odnosze wrazenie ze takie podejscie wynika to po prostu z bycia tu i teraz. Z koncentrowania sie na realnych relacjach i ludziach a nie na przeszlosci z nimi zwiazanej :)
Wszystko zależy od tego co to jest sentyment i jak definiujemy to pojęcie. Ja definiuję je dwojako: jako uczucie (na ogół ciepłe) wiążące się ze wspomnieniem, do którego przywiązuję szczególną wagę, a także jako efekt przywiązania. Jeśli chodzi o kwestie uczuć, to jestem uczuciowa. Lubię czuć się w gronie bliskich ludzi dobrze, cenię ich i wówczas mój sentymentalizm sięga zenitu. Natomiast nie przywiązuję się do rzeczy. Cieszę się z nich, jestem praktyczna, ale nie pozbawiona uczuć. Nie zimna. Ty definiujesz sentyment bardziej jako przywiązanie do czegoś. Każdy z nas jest sentymentalny.Każdy z nas ma bardziej lub mniej ciepłe uczucia do drugiej osoby. Nie można tego definiować przez pryzmat pamięci do dat lub nie przywiązywania się do rocznic. Postawa zimna i obojętna, to aleksytymik.
Słownikowo sentyment to „uczucie sympatii i przywiązania do kogoś lub czegoś”. Można być uczuciowym, ale nie odczuwać tego konkretnego, którym jest sentyment.
Ja jestem kompletnym przeciwieństwem. Jestem bardzo sentymentalna, często wracam wspomnieniami do dawnych chwil, zwłaszcza do osób, których już nie ma w moim życiu – mamy i dziadka. Oglądam stare fotografie, wspominam wspólnie spędzony czas, powracam do filmów czy seriali, które moja mama lubiła tak samo jak ja. Dlatego też są w moim domu rzeczy, których nie pozbędę się za skarby świata, jak na przykład bombka malowana własnoręcznie przez moją mamę. Nie mam problemu z wyrzuceniem rzeczy, którą dostałam, ale która nie ma dla mnie wartości sentymentalnej, a jedynie zagraca przestrzeń, natomiast są rzeczy, które wiążą się ze wspomnieniami i na które zawsze w moim domu musi się znaleźć miejsce.
Myślę, że we wszystkim musi być umiar i wyważenie. Tak jak nie da się wszystkiego wspominać i o wszystkich pamiętać, tak chyba nie da się wszystkich i wszystkiego wyrzucić z pamięci. O ile pozbywanie się rzeczy jest dla mnie jak najbardziej na tak, to stwierdzenie, że ludzie przychodzą i odchodzą, traktowane z taką łatwością nie jest dla mnie w porządku. I nie ma to nic wspólnego z byciem lub nie sentymentalnym. Jeżeli odchodzi ktoś bardzo bliski i jest to ostateczne, to nie ma opcji, żeby takiej osoby nie wspominać. Jeżeli natomiast można każdego wyrzucić z pamięci to myślę, że faktycznie nie jest to fajna cecha. Pozwoliłam sobie na taki komentarz bo najbardziej nie lubię stwierdzeń ostatecznych i kategorycznych. A swoja drogą dat też nie pamiętam :) i nie przywiązuję do nich wagi :))
Myślę że Kasi nie chodziło o ostateczne odejście w tym sensie, w jakim piszesz. Podejrzewam, że chodzi zwyczajnie o to, że to, że ktoś jest dziś twoim przyjacielem nie znaczy, że będzie nim na zawsze. I niekoniecznie trzeba się na to złościć czy temu zaprzeczać, po prostu ludzie się zmieniają i z czasem może okazać się, że niewiele was już łączy i znajomość naturalnie się kończy. Nie znaczy to, że mamy myśleć o tej osobie niemiło czy wyrzucać ją z pamięci. Wystarczy po prostu przyjąć, że tak czasem jest. Nie odcinać się na siłę, ale też nie reanimować relacyjnego trupa na siłę :) po prostu żyć dalej.
W punkt. Dziękuję. ?
Odcięcie się od ludzi, z którymi drogi się rozeszły jest dla mnie zupełnie naturalne. Ich obecność w naszym życiu jest coraz mniejsza, ale po nich rzadko zostaje pustka. To miejsce zastępują inni ludzie.
Ja mam jakąś łatwość odcinania się od takich ludzi i nawiązywania nowych relacji z ludźmi, którzy w danym momencie są tu gdzie ja i dużo nas wówczas łączy. Gorzej wychodzi mi odcinanie się od rzeczy. Taki paradoks.
Oczywiście zrozumiałam :) chciałam tylko podkreślić wielowymiarowość takich relacji. Oczywiście jeżeli sprowadzimy sentyment do pozycji licealistki to się zgadzam w pełni, natomiast, moim zdaniem, sentyment wiąże się właśnie z relacjami, które znaczyły dla nas znacznie więcej i nie myślę tu o wyciąganiu przysłowiowego trupa z szafy, ale o fajnych, budujących wspomnieniach, które, moim zdaniem też nas kształtują i mają wpływ na nasze postrzeganie świata, w sensie pozytywnym. Nie chcę komplikować ale też trudno mi się zgodzić na aż takie uproszczenia.
Kasiu, napisalas ze pewnie jestes „nadwrazliwa”. A moze po prostu wysoce wrazliwa..? Istnieje w psychologii termin HSP, highly sensitive personality. Myslenie o sobie w katerogriach „nadwrazliwosci” i „przewrazliwienia” to bardzo krzywdzaca metka kulturowa. Bardzo polecam Ci zajrzenie do ksiazki „Wysoce Wrazliwi” Elaine N. Aron. Nie wiem czy styl pisania przypadnie Ci do gustu, ale tresc uczy przychylnego spojrzenia na temat wrazliwosci.
I dziekuje za wartosciowy, szczery i jak sie domyslam trudny tekst.
Pozdrawiam jak Warmianka Warmianke :)
Kasiu, napisalas ze pewnie jestes „nadwrazliwa”. A moze po prostu wysoce wrazliwa..? Istnieje w psychologii termin HSP, highly sensitive personality. Myslenie o sobie w katerogriach „nadwrazliwosci” i „przewrazliwienia” to bardzo krzywdzaca metka kulturowa. Bardzo polecam Ci zajrzenie do ksiazki „Wysoce Wrazliwi” Elaine N. Aron. Nie wiem czy styl pisania przypadnie Ci do gustu, ale tresc uczy przychylnego spojrzenia na temat wrazliwosci.
I dziekuje za wartosciowy, szczery i jak sie domyslam trudny tekst.
Pozdrawiam jak Warmianka Warmianke :)
Mam pamięć do dat, rocznic itp. i lubię je świętować, bo sprawienie komuś przyjemności w jego urodziny jest przyjemne również dla mnie. Bywam sentymentalna, lubię czasem odwiedzać miejsca, w których dorastałam, czy mieszkałam. Lubię to robić, bo upewnia mnie to, że jestem dokładnie w tym miejscu, w którym chcę być. Wiem, że podjęłam dobre decyzje w związku z przeprowadzką czy nawiązaniem relacji. I takie wspomnienia są dla mnie całkiem istotne, co nie znaczy, że żyję w przeszłości. Myślę, że można tu rozróżnić dwa stany: wspomnienia i tęsknota. Wspomnienia mam miłe i czasem do nich wracam. Ale nie tęsknię za tym, co było. Natomiast nie mam żadnych sentymentów wobec rzeczy. Nie przechowuję pamiątek, nie mam wyrzutów sumienia przy pozbywaniu się rzeczy, które dostałam w prezencie, jeśli się zużyły/przestały pełnić swoją rolę/nie podobały mi się.
Proste i wygodne, ciut egoistyczne. Z tekstu, komentarzy zdaje się wynikać, że sentymentalizm jest czymś niefajnym, przestarzałym, złym. Ma tu jakieś pejoratywne zabarwienie. Akceptacji dla poglądów innych, mimo częstych deklaracji, widzę coraz mniej. Nie jesteś sentymentalna – w porządku ale dorabianie ideologii i „głębi” już porządku być nie musi. Nie musisz się usprawiedliwiać, ważne że Tobie i Twoim bliskim (bo nie żyjemy, o dziwo tylko dla siebie) to odpowiada.
Z tekstu i komentarzy wynika dokładnie coś odwrotnego. :)
Z komentarzy i teksu wynika raczej, że każdy ma prawo żyć tak, jak chce ;)
„Bo nie żyjemy, o dziwo tylko dla siebie” – nie? Ja żyję, mów za siebie ;)
Przeczytałam z zaciekawieniem. Nie miałam pojęcia, że istnieją niesentymentalni ludzie :-) Ale też lekko mnie to przeraża.
Czy matka „niesentymentalna” może nie pamiętać o urodzinach swojego dziecka? Pytam z ciekawości…
Moim zdaniem nie zapomina się. Ja np. mylę. Moja siostra urodziła się 19 stycznia, a syn 18 – albo odwrotnie :). Muszę w myślach odtworzyć jego PESEL, żeby zaskoczyć, które z nich ma pierwsze urodziny.
Mam dokładnie tak samo jak Ty :)
Kasiu, sentymenty wrócą ,kiedy przyjdzie ci wyrzucać rzeczy po wyrośniętym już niemowlaczku.Wtedy już nie będziesz taka do bólu racjonalna. Widziałam cię na filmiku i też wydałaś mi się taka ”zimna”, wiec to co piszesz i jak wyglądasz jest spójne.
Znam niesentymentalne mamy. Ubrania, z których maluchy wyrosły oddają bez mrugnięcia okiem. Rozumieją, że to ludzi się kocha, a rzeczy używa. Są cudowne, mądre, kochające i wrażliwe. Dlatego czasem popłaczą wieczorem w poduszkę, bo ktoś nieżyczliwy znowu im wytknął, że są zimne. Bo ludzie nie rozumieją, boją się i nie umieją zaakceptować i uszanować inności.
Ja raczej jestem sentymentalna, może nie we wszystkich kwestiach, ale w pewnych jestem, lecz ubranka, z których wyrasta moje dziecko oddawałam i oddaję. Ale nigdy nie rozważałam tego w kwestii sentymentów, tylko raczej kierowałam się tym, że komuś mogą się one przydać. Wolę kolekcjonować zdjęcia, które utrwalają pewne wydarzenia, czasem zupełnie błahe. Te robię, wywołuję i oglądam, kiedy mi przyjdzie ochota.
Ja mam trzecie dziecko i wydaje i rzeczy i buty i zabawki dalej. Bo szkoda na to miejsca a jeszcze duzo innych dzieci z tego skorzysta. Wydaje i nawet powiem ze ich nie sprzedaje. Chce aby ktos potrzebujacy uzywal to i z radoscia przyjmuje te „dary” nie jedna mama. Bo po dzieciak a szczegolnie niemowlakach rzeczy sa przeciez prawie nie uzywane. Kocham swoje dzieci nad zycie ale nie mysle o ciuchach dzieci jak o czyms wazniejszym niz zasuszone kwiaty od meza z pierwszej randki. Kasiu, nie mysl ze jestes dziwolagiem!!! ;)
Ja ubranka oddaję i to z uczuciem ulgi, że mi nie zalegają, a komuś się przydadzą ?
Wobec przedmiotów opanowałam. Gorzej z ludźmi i miejscami :)))
A ja powiem coś odwrotnego: chciałabym być taka niesentymentalna, jak Ty :) Chciałabym łatwo pozbywać się pamiątek, łatwo zmieniać miejsce zamieszkania, nie przypłacając tego kilkoma nocami pełnymi koszmarów. Nie sądzę, żeby sentymentalizm do czegokolwiek mi się w życiu przydał, co najwyżej nakłada na mnie ograniczenia. Jestem strasznie uczuciowa, nie zawsze wylewna, chociaż łzy potrafią płynąć hektolitrami na myśl o możliwej stracie. Dla mnie to, co opisałaś jest synonimem równowagi psychicznej i takiego „pozbierania” życiowego. Ale pracuję nad tym :)
A tak odbiegając od tematu, nawet nie wiecie, ile radości sprawił mi ostatnio mój partner :D Rok temu dostaliśmy od jego mamy pod choinkę paskudną durnostojkę, w dodatku niepasującą do NICZEGO w naszym mieszkaniu. Tyle że jemu się prezent spodobał i nie pozwolił go wyrzucić. No więc ustawiłam to coś w ciemnym kącie, żeby straszyło tylko trochę. A tu BUM!, kilka dni temu sam stwierdził, że w sumie nie jest to nam już potrzebne i dał koledze, który lubi przyjmować takie „dary losu”. Od razu zrobiło mi się lepiej :)
Nie wiem, czy jestem sentymentalna, czy nie. Nie pozbywam się wszystkiego, co nie ma wartości użytkowej, ale też nie kumuluję gratów i od czasu do czasu robię porządki w szafach. W tym tygodniu odkryłam w kartonie z dokumentami chyba pierwszą kartę z życzeniami, którą dostałam od mojego M. (to było ponad 10 lat temu). I mimo że nie pamiętałam, że ją mam, to to naprawdę było bardzo sentymentalno-sympatyczne znalezisko. I kartka została ze mną;). Ale takich rzeczy też nie mam dużo, więc nie przytłaczają, a przypadkowe natknięcie się na nie daje dużo radości.
Problem mam raczej z takim zjawiskiem, jak „nie wypada”. Bo czy „wypada” sprzedać złoty łańcuszek z pierwszej komunii? W ogóle nie noszę takiej biżuterii i, nawet patrząc na kwestię niematerialną, to też mi już nie po drodze z tym, co ten łańcuszek symbolizuje. Ale jednak przez długi czas miałam duży wewnętrzny opór przed pozbyciem się takiej biżuterii. To „nie wypada” to chyba też bardziej głos mojej mamy w mojej podświadomości i wychowanie.
Mam trochę tak jak Ty – powoli pozbywam się przedmiotów, które tylko zalegają, nałogowo zapominam o urodzinach itp., raczej jestem typem samotnika, święta wolę spędzić z mężem (rzadko się widujemy ze względu na jego pracę)
Kiedyś byłam romantyczna i sentymentalna. Dojrzałam, życie to zweryfikowało. I jest mi z tym dobrze. Wprawdzie obchodzę rocznice i inne okazje, ale skromnie, refleksyjnie, bez przyjęć. Np. od paru lat nie robimy z mężem sobie prezentów pod choinkę, ponieważ uznaliśmy, że mamy to, czego nam potrzeba, a mnożenie bytów ponad przeciętność mija się z celem. Jeśli jest coś potrzebne, kupujemy na bieżąco.
Nie jestem sentymentalna. Ani przywiązana do historii przedmiotów. Ani ludzi. Mam wyrzuty sumienia. Wobec rodziców, sióstr. Oczywiście zachowuję normy i pozory czyli widuję się w święta z nimi. Co do rzeczy nie zachowyję norm. Jedyną rzeczą, którą ratowałabym z płonącego domu byłby pierścionek, który ojciec kupił matce za moje urodzenie, jest dla mnie symbolem mojego początku. I nic więcej. Czy to sentymentalne? Nie przechowuję listów, muszelek, ciuchów.
Mi największy problem sprawia nie sentymantalizm „pełną gębą”, tylko taki sztuczny i wymuszony. Denerwuje mnie, że czas spędzany z rodziną – czy moją, czy mojego partnera – jest strasznie jałowy. Źle się czuję, mówiąc, że w moim poczuciu na przykład zmarnowaliśmy cały weekend, siedząc u teściów i gapiąc się w telewizor. Wolałabym pojechać do nich na kawę i ciasto, ale spędzić ten czas na rozmowie. Podobnie mam z moimi rodzicami, którzy narzekają, że rzadko ich odwiedzam – zawsze odpowiadam, że chętnie bym wpadła, gdybyśmy robili coś wartościowego. Taki rodzaj sentymentalizmu z obowiązku mnie drażni.
Nic nie jest wieczne. Czasami chodzi o samo przebywanie z rodziną :) Po prostu być w jednym pomieszczeniu. W końcu nadchodzi taki czas, kiedy brakuje tej możliwości. Oczywiście są osoby, które potrafią doskonale radzić sobie ze stratą bliskich, nie rozpamiętują (nie mylić z pamięcią o odeszłych), nie żałują utraconych chwil, cieszą się z tych wykorzystanych choć mogłoby być ich więcej. Jednak nie oszukujmy się, takich ludzi jest mniej. Nie odnoszę sie w całości do Twojej wypowiedzi, ponieważ chyba piszesz o całych weekendach i nie wiem co oznacza u Was „rzadko”. Każdy czy co drugi przesiedziany weekend jest męczący i nie dziwi mnie niechęć do takich spotkań z obowiązku. Zamienienie telewizora na planszówkę lub gry typu Rummikub jest fajnym rozwiązaniem, może da się przekonać do tego rodziny, a jak nie, to cóż, mniej powodów do wyrzutów sumienia czy pretensji od rodzin