Zaczęło się tak samo, jak zawsze. Obrazkiem, na którym szczęśliwy człowiek w klapkach siedzi na plaży z laptopem na kolanach. W tle błękit oceanu, może kilka palm kołyszących się na wietrze. Bajka.
Szczerze mówiąc, zupełnie nie pamiętam, kiedy dokładnie ziarno zostało zasiane. Na pewno jeszcze ponad 9 lat temu. W momencie, gdy robiłam aplikację rzecznikowską, miałam za sobą 7 lat kształcenia się w zawodzie prawnika i świetną pracę w dużej korporacji. Już wtedy nosiłam w sobie potrzebę spróbowania innego stylu życia. Innego, niż prowadzi większość mojej rodziny, znajomych i przyjaciół. Nie wiedziałam, w jaki sposób dokładnie to życie miałoby wyglądać, ale ogólnie praktykowany model mnie nie interesował. Nie chciałam wspinania się po pionowej drabinie kompetencji, domu z ogrodem i samochodu zmienianego co roku (bo nie wypada starym jeździć przecież). Chciałam wolności.
Dlatego zaczęłam szukać.
Ach, nie. Najpierw zaczęłam oszczędzać.
Oszczędzałam z rozsądku. Nie tak dużo jak pewnie bym mogła, ale gdy przyszedł nam (z MM) do głowy pomysł naszego pierwszego, wspólnego przedsięwzięcia, miałam z czego sfinansować swój wkład w inwestycję. Pomógł mi minimalizm. Potem pojawiła się myśl o założeniu bloga, odeszłam z korporacji zakładając własną kancelarię i wszystko potoczyło się lawinowo. Dzięki blogowaniu zaczęłam realizować swój plan zarabiania pasywnego, napisałam książkę. Stałam się ukośnikiem.
Kim jest ukośnik?
Wiesz być może, że jestem w gronie ekspertów Akademii Marki z Klasą, która prowadzi półroczne kursy budowania marki dla przedsiębiorców. Każdy, kto świadomie buduje swoją markę osobistą, prędzej czy później mierzy się z koniecznością sformułowania tzw. nagłówka – krótkiego biogramu, który potem jest wykorzystywany przy prezentacji danej osoby w najróżniejszych sytuacjach – na spotkaniu, na konferencji, w pracy czy też w notce na blogu.
Napisanie dobrego nagłówka nie jest łatwe. Niby wystarczy określić czym się w życiu zajmujesz, a tak naprawdę umiejętnie trzeba zarówno zaprezentować najważniejsze kwestie, jak i zbudować pewną spójną opowieść. Nagłówek to nie życiorys, wymaga chwili zastanowienia. W trakcie szkoleń poznałam setkę kobiet, z których każda miała kłopot ze zbudowaniem nagłówka, ja również. Moim problemem była mnogość. Gdy zajmujesz się w zawodowym życiu jednym tematem, spójność przekazu jest łatwiejsza. Co jednak, gdy tak, jak ja, robisz wiele różnych rzeczy i wszystkie z nich są równorzędne?
Długo szukałam sposobu na połączenie. Co ze mnie za minimalistka, co tak dużo robi? ;) W końcu, przypadkiem znalazłam pojęcie slashes (z angielskiego ukośnicy). A razem z nim ludzi podobnych do siebie. To zabawne pojęcie wzięło się od często spotykanych ukośników w zawodowym opisie takiej osoby, np. blogerka/prawnik/przedsiębiorca. To osoby, które łączą kilka, pozornie zupełnie odrębnych, profesji. Ciekawych odsyłam do bloga Jacka, u którego jest to świetnie wytłumaczone. Wtedy zrozumiałam, że to jest moja droga i lepiej zrozumiałam siebie. Jestem ukośnikiem.
Zostać cyfrowym nomadą…
Kolejny krok to zostać cyfrowym nomadą. To mój plan, moje marzenie. W dużym skrócie cyfrowy nomada to ktoś, kto może pracować niezależnie od lokalizacji. Ktoś, kto zmienia miejsce zamieszkania w zależności od upodobań i aktualnych potrzeb. Nie dlatego, żeby pracować na plaży pod palmą (próbowałam, strasznie niewygodnie, piasek włazi wszędzie i słońce świeci tak, że nie widać monitora), ale ponieważ może. Jest wolny.
Dlatego od dawna pracuję nad uniezależnieniem moich wszystkich działań zawodowych od lokalizacji:
- Po pierwsze i najważniejsze uporządkowałam większość zobowiązań zawodowych. Postanowiłam, w które projekty chcę się nadal angażować, a które oddalają mnie od mojego celu. To etap, który jest bardzo trudny i wymaga niezwykłej szczerości wobec samego siebie i ogromnej dozy asertywności. Trudno jest czasami uniknąć pułapki konsekwencji, prawda?
- Po drugie, zwiększyliśmy zatrudnienie w firmie tak, żeby móc delegować więcej obowiązków pracownikom i uniezależnić się (przynajmniej w pewnym zakresie) od osobistej obecności w firmie na co dzień.
- Po trzecie, postanowiłam skupić się na projektach, które docelowo mogą zapewnić mi dochód pasywny. O kilku planowanych jeszcze nie chcę teraz pisać, ale przede wszystkim z tą myślą kupiliśmy mieszkanie w celach inwestycyjnych, przeznaczone na wynajem, o którym opowiadałam ostatnio.
- Na koniec, choć to również ważne, wymieniłam sprzęt na niezawodny. Wiecie, że jestem gorącą orędowniczka naprawiania zamiast wyrzucania i dlatego przez wiele miesięcy w zasadzie reanimowałam swój stary laptop Asus. Z pomocą mojego osobistego inżyniera informatyka, oczywiście. ;) Niestety, nie udało się i musiałam poszukać nowego sprzętu. Uprzedzając pytania – nowy komputer widoczny na zdjęciach to Asus ZenBook Flip UX360CA. Wybrałam go, ponieważ jest ultra lekki (tylko 1,3 kg) i mobilny. Energooszczędny procesor w połączeniu z niezwykle wydajną baterią gwarantuje mi długą pracę w podróży, np. w pociągu. Poprzez obrotowy, dotykowy ekran 3600 umożliwia pracę w różnych trybach (też jako zamiennik tabletu – można do całkowicie złożyć i czytać na nim książki bez konieczności zabierania czytnika).
Próbkę nowego stylu życia miałam ostatnio. Ponad 2 miesiące spędziłam właściwie w podróży, gdzie starałam się dla Was złapać kilka kadrów i od zaplecza pokazać miejsca, w których pracuję i prowadzę bloga.




Do tego:
- prowadziłam szkolenie na Śląsku,
- zaliczyłam małe workation (work + vacation) na lubelskiej wsi
- i króciutki wypad nad morze,
- pojechałam w Beskidy na nagrania do nowego projektu i
- wypoczynkowo na termy do Łodzi.
Wszystko to trzymając rękę na zawodowym pulsie. Nie dlatego, że nie chcę robić przerwy na odpoczynek (to zupełnie inna sprawa), ale dlatego, że w taki sposób chcę pracować. Bez uzależnienia od jednej lokalizacji. Nie zawsze jest to łatwe, bywają momenty, gdy chce się codziennej rutyny, ale w tym momencie życia tak chcę. Świadomość możliwości jest uwalniająca. Pracowałam na nią 9 lat.
To moje zawodowe marzenie. A jakie jest Twoje?
Partnerem dzisiejszego tekstu jest marka Asus, która technologicznie towarzyszy mi od lat i po raz kolejny wspiera również w działaniach blogowych.
Niestety, w dzisiejszej rzeczywistości wymaga się od nas wielozadaniowości i wszechstronności, obserwując szablony można dojść do wniosku, że teraz każdy robi wszystko – od gotowania, przez fotografię, sporty ekstremalne, po bycie managerem w korporacji. Mnie długo zajęło oswojenie się z samą myślą, że trzeba z czegoś rezygnować – teraz uczę się praktyki, bo przecież bez tego nie da się osiągnąć stanu, o którym piszesz. A do tego jeszcze dochodzi fakt, że ciągle jesteśmy z siebie niezadowoleni!
P.S. Czy w tym komputerze nie luzują się zawiasy od takiego kręcenia w jedną i drugą stronę? :) też mam problem z ustawicznym reanimowaniem mojego laptopa (przecież ma DOPIERO 5 lat) i chyba nadszedł jego czas.
Wszechstronność bywa pożądaną ceną, ale wielozadaniowość może być zabójcza. :) Gdy do tego dołożymy toksyczną ambicję i nieustanne niezadowolenie to powstaje okrutna mieszanka.
Nie, zawiasy w tym modelu są zupełnie inne, niż w „normalnym” laptopie. Metalowe, specjalnie testowane.
Jesteś perfekcjonistka czy po prostu nie lubisz tego co robisz i stąd niezadowolenie?
A kto mówi, że jestem niezadowolona? Chyba nie przeczytałaś komentarza dokładnie ;) piszę, że próbując robić wszystko, zawsze będziemy niezadowoleni – bo nigdy nie uda nam się osiągnąć wszystkich celów.
Genialne podejście! Tak właśnie chcę! Jak najszybciej :)
Super! Ja podjelam podobna decyzje, moim celem w zyciu jest rowniez zostanie „cyfrowa nomadka”. Przeanalizowalam, ze najlepiej czuje sie pracujac z domu, nie w firmie bo stresuja mnie dojazdy, korki i tego typu problemy. Twoj blog jest od jakiegos czasu ogromna inspiracja dla mnie i ciesze sie, ze bede mogla sledzic Twoja droge.
Cieszę się ogromnie, dziękuję i trzymam kciuki. :)
Ale cudnie pozytywny i inspirujący tekst. U mnie podobnie, robię to, co kocham i mam mnóstwo momentów, w których jestem bezgranicznie szczęśliwa. Najważniejsze to poukładać głowę, bo tylko wtedy rzeczy zadzieją się same zgodnie z prawem rezonansu☺
???
Mam bardzo podobne zawodowe marzenie i też jestem ukośnikiem, właściwie od początku mojej ścieżki zawodowej, z czym jest mi bardzo dobrze. Komfort jaki daje taka możliwość decydowania o samym sobie jest nie do przecenienia. :)
Jaki to hotel w Sobieszewie? I czy polecasz?
Byliśmy w pensjonacie Stara Wędzarnia http://www.booking.com/hotel/pl/pensjonatstarawedzarniagdansk.html?aid=1321734&no_rooms=1&group_adults=1.
Tak, polecam. Bardzo przyjemnie plus super obsługa. :)
Ten cel jest mi bardzo bliski, też marzę o uniezależnieniu się od lokalizacji miejsca pracy. Nie jest to łatwe, ale mam nadzieję, że wreszcie się uda. U nas jest trochę trudniej, bo musimy się unizależnić całą rodziną, ale nie ma rzeczy niemożliwych :)
Widać, że minimalizm masz chyba po mamie :D
O, jednak raczej odwrotnie. :) Jestem z mamy dumna, po przeprowadzce pozbyła się wielu rzeczy. :)
Uwielbiam minimalizm, daje tyle możliwości! Większość ludzi jednak myśli odwrotnie, myślą, że im więcej gratów mają tym lepiej.
A ja pracuję w korporacji (nie zamierzam się z nią wiązać na stałe, to moja pierwsza praca) i całkiem lubię tę robotę i zastanawiam się: czy to już wstyd czy niemodne przyznać że lubię pracę na etacie, w określonych godzinach i dostawać wypłatę nie martwiąc się o formalności? Teraz króluje frilans i każdy mówi tylko o tym jak dobrze jest być sobie szefem i mam wrażenie że właśnie to zwykłe etatowe życie jest teraz odskocznią od normy.
A przecież nie każdy może robić to co mu się marzy. Gdyby tak było, nie miałby nam kto wynosić śmieci czy kasować produkty w dyskoncie.
Nie, to nie jest biadolenie, bo ja jestem zadowolona z mojej pracy. Po prostu sobie rozmyślam.
Też o tym myślałam, ale wydaje mi się, że to królowanie frilansu jest bardzo pozorne. Tak trochę wygląda świat w internecie, bo większość blogerów pracuje lub chce pracować na swoim i o tym pisze. Jednak to tylko niewielki wycinek rzeczywistości. Większość mojej rodziny, przyjaciół i znajomych ma jednak „tradycyjne” kariery i pracuje na etacie. Część jest zadowolona, część nie. Myślę, że najważniejsze to znaleźć model, który nam odpowiada w danej chwili. Nie ma nic wstydliwego czy niemodnego chcieć pracować na etacie. Nie każdy może robić to, co mu się zamarzy – to prawda, w życiu natrafiamy na różne ograniczenia. Z drugiej strony, nie każdy też musi marzyć o frilansie, wręcz przeciwnie.
Uważam też, że korporacja jest doskonałą szkołą kompetencji i biznesu. Pracowałam w korpo ponad 7 lat i był to fantastyczny czas.
Myślę, że w ogóle niepopularne jest zadowolenie z pracy ;) Jesteśmy narodem narzekającym i z reguły jak spotykasz znajomego i pytasz „co słychać?” Słyszysz w odpowiedzi jak jest beznadziejnie. Rzadko kto przyzna, że mu jego praca pasuje. Ja należę do tych, którzy pracę zmieniają kiedy ta przestaje sprawiać radość, choć nie ukrywam, że własny biznes mi się marzy, ale… jak wspomniałam powyżej, czy nie rzucę go w cholerę jak mi się cokolwiek odwidzi? :/
To go rzucisz. :) Sprzedasz, oddasz, albo po prostu zamkniesz. :) To nie jest łatwe, ale nie niemożliwe. Coraz częściej myślę o tym, że zawodowo żyjemy w pułapce konsekwencji. Tak, jakby jedna decyzja miała warunkować całe przyszłe życie na kilkadziesiąt lat. Nie mówię o skakaniu z kwiatka na kwiatek bez świadomości konsekwencji, ale jednocześnie raz skończone studia nie muszą wymagać pracy „w zawodzie” przez całe życie bez możliwości odstępstwa.
Zawsze chciałam pisać książki, chociaż jestem inżynierką i najchętniej wypunktowałabym całą fabułę :-) Ale marzenie pozostało. Póki co pracuję w korpo już ponad 11 lat, ale mam pracę projektową, która czasami daje satysfakcję. Często jednak czuję, ze się wypaliłam i potrzebuję zmiany, tylko że za każdym razem kiedy chcę poczynić jakieś kroki pojawia się w pracy zadanie lub projekt, który stanowi dla mnie wyzwanie, a mnie szkoda wtedy odpuścić. Ja po prostu lubię jak coś się dzieje. Niby marzę o pracy zdalnej, niezależności, ale nie wiem czy to dla mnie, bo nawet nie potrafię chyba dobrze skorzystać z urlopu, chociaż nie jestem pracoholiczką.
Zobacz, jaka byłaby to genialna nowa forma! Powieść w punktach! :)
Kuchnia Mamy jest cudownie minimalistyczna ?
To samo zauwazylam :)
Super pomysł! Choć pewnie jestnie łatwo go zrealizować. Ale da sie i z rodzina to zrobić. Ja ze swoją przeniosłam sie z Warszawy do Pragi aby pożyć w innym mieście. Da sie!
Genialnie! I jak Wam tam, na czeskiej ziemi? ;)
Kasiu, na pewno wyjazd za granicę uczy życia i obycia. Praga jest lepszym miejscem do życia niż Warszawa bo jest mniej ludzi, nie ma ścisku. Czesi są wyluzowani. Jest też parę minusów np. baardzo drogie nieruchomości. Czy to do kupna czy do wynajęcia. No i ja tęsknię za przyjaciółmi i rodziną. Dlatego ten wyjazd może być dla nas tylko tymczasowy. Ale ja to jestem ja. Komuś innemu takie życie na obczyźnie może się spodobać.
Dzięki Ci Kasiu za ten tekst- uświadomiłaś mi nie tylko, że również jestem ukośnikiem, ale i że bycie ukośnikiem to nic złego : ) Kiedy zaczynałam pisać bloga, słyszałam od wielu znajomych, że powinnam się określić – albo piszę o prawie, albo o Toruniu, albo o modzie – tymczasem ja stwierdziłam, że skoro to moje miejsce w globalnej wiosce, będę pisać o czym tylko dusza zapragnie!
A abstrahując od konkretnej sytuacji – myślę, że ogólnie, dla człowieka, który ciągle chce się rozwijać, bardzo ciężkie jest określenie siebie i swoich szerokich zainteresowań. Nie jest to niemożliwe, tylko po co? :) Niech żyją ukośniki :D
Cała przyjemność po mojej stronie! Niech żyją ukośniki, współcześni ludzie renesansu. ;) A co do bloga, nie daj się zamknąć. Wiem, że wszyscy teraz mówią „określ się, zdefiniuj swoją markę” itp., ale można tworzyć świetne treści bez ograniczania się.
Ja z kolei, zapytana jakiś czas temu na rozmowie o pracę o to, czy nie myślałam o czymś swoim odpowiadam zgodnie z prawdą, że uwielbiam pracę na etacie – płatny urlop, różne benefity, kontakt z ludźmi:)
Mam sporo znajomych, który po prostu lubią swoją pracę na etacie. I to jest super!
Bardzo fajny tekst i no i przede wszystkim ciekawą drogę przeszłaś, żeby znaleźć się teraz tam, gdzie jesteś!
A minimalizm to widać rodzinne ;)
:))
Ciekawy i pozytywny tekst :). Powodzenia w realizacji tego marzenia.
Ja mam z kolei taki problem, że jakoś nie potrafię wyczuć, jaki rodzaj pracy mi pasuje. I w sumie ukierunkowałam się na taką typowo biurową pracę (co oczywiście może będę miała jeszcze czas zmienić, mam 27 lat). Mam dni, kiedy jestem z tego zadowolona, ale tylko wtedy, kiedy rzeczywiście mam tyle obowiązków, że te 8 godzin siedzę i pracuję tylko z małymi przerwami. A jak zaczynają się tzw. „dupogodziny”, to mnie coś trafia. Po prostu nie jestem w stanie tego znieść, że nie mam co robić, a muszę siedzieć w tym konkretnym miejscu. Do tego ranne wstawanie nie jest moją mocną stroną. No i nie sprawia mi najmniejszej przyjemności praca w grupie. Coraz częściej myślę o tym, że wolałabym pracować z domu, zadaniowo. Mam wrażenie, że może mi się tego nie udać nigdy osiągnąć, ale coraz częściej to do mnie powraca.
Dziękuję! Doskonale rozumiem ból „dupogodzin”, naprawdę. Masz 27 lat, doskonały moment, żeby się przygotować na zmiany!
Sprawdź możliwości home-office w firmie. Nawet kodeks pracy już to formalnie reguluje.
Zastanawiam się jaka jesteś. Bo od Twoich postów bije taki wewnętrzny spokój- mam wrażenie, że jesteś w odpowiednim dla siebie miejscu! To jest super :)
W poście też pokazujesz, że droga do momentu, w którym jesteś, to była droooga. Czasochłonna. Bo jak często słyszymy, że ktoś chce być cyfrowym nomadem 'już’, a przecież Tobie zajęło to kilka lat. DO tego potrzeba cierpliwości.
Tak, czuję, że jestem w dobrym miejscu, chociaż czasami jest nerwowo, jak u każdego. :) Cieszę się, że zauważyłaś, że jest to droga. W ogóle wielu osobom się wydaje, że droga to pikuś, bo z reguły widzą początek i koniec metamorfozy.
Też jestem ukośnikiem.. Zrobiłam doktorat z literatury, pracuję w marketingu, trochę w infobrokeringu… Kocham pracować zdalnie, ale zdecydowanie nie jestem typem nomady :) Lubię pracę w samotności, na kanapie z moimi zwierzakami. Wydaje mi się, że jestem minimalistką, jeśli chodzi o rzeczy materialne, ale.. mam jednocześnie nieustanną potrzebę szkoleń, kursów, nauki (np. języków, szkoleń zawodowych, warsztatów). Jeśli tego nie ma w moim życiu, popadam w apatię. W tzw. „wolnym czasie” siedzę na duolingo i rozkminiam język turecki.. Tylko czy to jest jeszcze minimalizm?
To jest pytanie! ;) Myślę, że dopóki jest to prawdziwa potrzeba rozwoju to wszystko jest w jak najlepszym porządku. :) Znam jednak sporo osób, które w pewien sposób „ćpają wiedzę” – ciągle są na etapie dokształcania się, czytania, szukania, ale nie wprowadzają wiedzy w życie. To już kłopot. :/
Widze po sobie, ze do prowadzenia zycia takiego, o jakim marzymy musi zazwyczaj uplynac wiecej czasu. Samo przygotowanie siebie i ’ zaprogramowanie glowy’ tak, zeby nie zajmowaly jej zadne rozpraszacze i dazyla do celu stopniowo i miarodajnie jest procesem.
Osobiscie ciesze sie, ze sama juz rowniez zdefiniowalam co jest dla mnie wazne i do czego daze (osrodek edukacyjno-agroturystyczny w poludniowych Indiach), wiec latwiej okreslac nawet male kroki do osiagniecia tego celu.
Trzymam kciuki za konsekwencje i szczesliwe zycie nomady/ukosnika, czy kimkolwiek pisranoeisz byc. Nawet jesli za jakis czas priorytety w Twoim zyciu Kasiu sie zmienia ?
Ja ostatnio coraz częściej łapię się jak na razie na myśleniu o kursie fotograficznym bądź studiach podyplomowych, co do laptopa, to już notuję sobie tą cenną informację, od roku jestem bez sprzętu, padł mi Lenovo po 7 latach użytkowania … a teraz sępię o lapka po rodzinie :D
Dziękuję Ci za uświadomienie mi, że też jestem ukośnikiem ;-) Nie słyszałam wcześniej tego określenia, ale świetnie do mnie pasuje!
I dziękuję Ci za podzielenie się swoją wizją pracy, stylu życia, przyszłości. Mnie też od dawna uwierało tradycyjne myślenie o swojej drodze zawodowej, nie wyobrażam sobie już pracy na etacie u kogoś. Na szczęście mąż ma podobne poglądy i mnie wspiera w moich marzeniach ;-)
Będzie subiektywnie, nie krytykancko.
Już w 1 zdaniu widzę sprzeczność – klapki, plaża i laptop?? to odpoczynek czy praca? nienawidzę uzależnienia od lapciów, smartków itp. Chcę mieć czas na pobycie 'samej ze sobą’.Może być pod palmą, byle nie za gorąco. Piasek szkodzi elektronice bardzo.
Każdy z nas jest ukośnikiem, wielozadaniowość powoduje rozszerzanie kompetencji, a nie specjalizację.Ciekawe podejście – ale wolałabym myślnik, bo profesje się łączą i przenikają, a nie wykluczają, tworząc wartość dodaną jaką jesteś ty sam.
Warto popracować nad zdefiniowaniem swoich kompetencji – wielu potencjalnie ważnych pracowników nie przechodzi sita z powodu kretyńsko napisanych cv i lm. Bo jeżeli nie potrafisz jasno przedstawić swojej oferty jako pracownika to tak samo niekonkretnie będziesz pisać notatki, raporty, oferty.To nie hipoteza- to smętne doświadczenie.
Każdy chce być sam sobie szefem , ale nie każdy potrafi. Sami wiecie, jaką zmorą są niesprawni szefowie. Kierować, ba zarządzać trzeba umieć ale i mieć do tego dryg. A niektórzy świetnie się czują jako wykonawcy poleceń, natomiast są antytalentem organizacji pracy zespołowej. Niestety, w naszej mentalności jedyny awans to pionowy, na szefa. Praca w firmie na szeregowym stanowisku to nie wstyd, to podstawa bytu firmy. Przeczytajcie co J.Walch pisał o orłach i myszach.
A tak na marginesie – na ile miesięcy dobrego życia wystarcza promocja wybranej marki na blogu? Czy to prawda, że od 1 m odsłon stawka wynosi 100k +?
Cześć Ewa, przyznaję, że nie bardzo rozumiem, do czego się odnosi większość Twoich uwag. :) Po pierwsze, laptop jest moim narzędziem pracy, choć niekoniecznie na plaży, gdzie zgadzam się, beznadziejnie się pracuje. ;) Nie zgadzam się natomiast z tym, że profesje się łączą i przenikają – raczej to kompetencje danej osoby, zakres jej umiejętności wpływają na wartość dodaną. O definiowaniu swoich kompetencji w kontekście budowania swojej oferty jako pracownika się nie wypowiem, bo od blisko 8 lat jestem szefem, nie tylko swoim i chyba całkiem sprawnym. ;) Faktycznie jednak, awans poziomy jest mocno niedoceniany przez wielu pracowników.
Nie wiem, niestety, ile wynoszą stawki przy milionie odsłon, ale myślę, że nie są to tak duże kwoty, jak piszesz. Szybciej na Youtube, gdzie stawki są dużo wyższe, niż na blogach.
Dlaczego autorzy blogów odnoszą komentarze wyłącznie do siebie? w całości dyskusji, którą uważnie przeczytałam były refleksje inspirujące do wypowiedzi. Określenia siebie jako ukośnika w różnych płaszczyznach zawodowych i życiowych.
O definiowaniu ( a raczej niedefiniowaniu) swojego ukośnika jako pracownika po 35 latach szefowania wiem bardzo dużo.
Więc nie rozumiem, czego nie rozumiesz.I nie uwag tylko subiektywnych spostrzeżeń.A może nawet rad… Oczywiście, że profesje się przenikają – prawnik pracujący jako bankowiec zastosuje swój paragrafowy styl podejścia zawodowego w pracy, inżynier rozpracuje odruchowo każdy wzór matematyczny.
Rzecz w przenikaniu – i budowaniu w ten sposób nowej wartości . I o tym myślę, że warto pogadać.
Ano dlatego, że komentujesz na moim blogu, mój tekst, w którym piszę o swoich doświadczeniach. :) Jeśli odnosisz się do całości dyskusji, warto to podkreślić, bo w internecie nie widać zamiarów i chęci. ;) Myślę też, że w świadomości i szefów i pracowników przez te 35 lat (przynajmniej w Polsce) zmieniło się WSZYSTKO.
A z tym, że profesje się przenikają nadal się nie zgadzam, w podanym przykładzie właśnie wyraźnie pokazujesz, że to kompetencje i umiejętności się przenikają. Choć być może to tylko kwestia semantyki. Oczywiście, że w ten sposób tworzy się nowa jakość, nowa wartość. Niełatwo ją jednak zauważyć, dlatego też napisałam ten tekst.
Wiesz co się zmieniło?
Wszystkowiedzmizm. Pokolenie XYZ.
Szefujesz 8 lat i uważasz, że wiesz wszystko. Jak wszyscy młodzi ludzie w pracy dziś. Chciałaś mnie obrazić czy zniechęcić? A dlaczego nie zapytasz czy JA uważam , że i co się zmieniło?
pewność siebie na pograniczu arogancji ( ( np. Wszystko),
brak szacunku dla mentora, jego wiedzy i doświadczenia,
brak chęci skorzystania z doświadczenia innych, jeśli mają 40+ a zwłaszcza jeśli nie żyją na f-bujku i smarciku
brak szacunku do pracy, pracodawcy i faktu, że – Masz pracę.
brak szacunku do siebie, gdyż jeśli pracujesz- rób to najlepiej jak potrafisz, albo idż gdzie indziej.
A poza tym – nic się nie zmieniło.
Nie komentuję Twojego tekstu ani wyborów bo to Twoja sprawa. Po 6 latach życia jak nomad, dokładnie tak jak piszesz powiedziałam sobie – never ever , zdefiniowałam ukośniki i – zaczęłam od nowa. Oczywiście, że odniosłam sukces. Jak? o to nie pytasz. A gdybyś nie prowadziła ze mną semantycznej wymiany zdań to zauważyłabyś, że część Twoich komentatorek pilnie potrzebuje ukośnika, żeby od nowa określić siebie i swoją drogę do szczęścia.
Stare przysłowie mówi – nie mów nigdy zawsze i wszystko.
Żegnam. zaczęło się ciekawie a wyszło jak zawsze.
Ach, Ewo. Pisząc, że WSZYSTKO się zmieniło myślałam też o tym, że miałaś unikalną możliwość te zmiany obserwować. Przepraszam, jeśli zbyt niejasno się wyraziłam. Widzisz, w sieci nie widać intencji, nie widać mowy ciała, nie widać uśmiechu. Dlatego rozmawiając poprzez komentarze zawsze zakładam dobrą wolę drugiej strony, ale nie muszę się zgadzać z opiniami. Ty postąpiłaś dokładnie odwrotnie i przypisałaś ogrom bardzo niefajnych intencji, które w całości są po prostu nieprawdą. Mówisz też o braku szacunku do siebie jako mentora. Nie jesteś moim mentorem, ale szanuję Cię jako mojego Czytelnika. Szanuję też Twoje wybory, o których piszesz, ale nie muszę z nich czerpać.
I masz rację, na tym poziomie nie chcę rozmawiać. Szacunek musi być obustronny.
Ewo, to bardzo sprytne wyedytować i usunąć bez słowa swoje wcześniejsze, niezbyt przyjemne wypowiedzi. Ciekawe podejście do dyskusji. ;)
Fajny tekst. Im dłużej pracuję, tym trudniej mi określić, kim właściwie jestem zawodowo, przez pewien czas frustrowało mnie wręcz, że nie mogę tego o sobie po prostu powiedzieć, jak mechanik czy księgowa. Teraz widzę w tym swój atut, mimo, że nieraz budzi zdziwienie, co mgr geografii ma do roboty w tartaku; skądinąd jest to dobry punkt wyjścia do rozmowy, a kiedy tłumaczę komuś moją zawodową ścieżkę, staje się oczywiste, że każdy kolejny etap wynika z poprzedniego i wszystkie łączy jeden wspólny mianownik. Tym bardziej, że zawodowo jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa. A cyfrowym nomadą jestem od jakichś trzech lat :) pozdrawiam
Ciągła pogoń za sukcesem kosztuje nas trochę, ale w wielu przypadkach myślę, że warto – zwłaszcza wtedy kiedy uzyskujemy w końcu wymarzony sukces ;) Trzeba się nie poddawać, działać i podążać przed siebie :)
Nareszcie dowiedziałam się jak się nazywa to jak żyję – jestem ukośnikiem, a doprecyzowyjąc ukośniczką! ;) Tłumaczka/ przedsiębiorca/ działaczka na rzecz zwierząt/ studentka Stosowanej Psychologii Zwierząt/ psia matka dwóch adopciaków/ … parę rzeczy jeszcze by się znalazło :)
Od prawie 3 lat pracuję na własny rachunek z dowolnego miejsca, choć zazwyczaj jest to pracownia w domu lub salon, ale sama świadomość, że mam wybór jest odświeżająca. Po 17 latach pracy na etacie, w kancelarii prawniczej, korzystam z potencjału wykonywania wolnego zawodu. Choć zdarza się siedzenie po nocach (w biurze też się zdarzało i to często) to możliwość pójścia z psami na spacer do lasu w ciągu dnia, kiedy większość ludzi siedzi zamknięta w biurach, jest po prostu bezcenna! Pozdrawiam wszystkie ukośniczki i ukośników!