Po tak ciepłym przyjęciu ostatniego tekstu o zawodowych błędach, siadłam do pisania kolejnej części. W międzyczasie napisała do mnie Monika (Tekstualna) z pytaniem, czy nie chciałabym dołączyć do blogowej akcji pod roboczym tytułem kasa za pracę, żeby napisać „o tym, by cenić swoją pracę, z radami jak poradzić sobie w sytuacji, gdy ktoś oczekuje usługi, ale nie chcę zapłacić; jak odpowiadać na takie prośby; jak reagować, gdy ktoś proponuje czekoladę za coś, co kosztuje nas dwie godziny pracy.” ALEŻ Z PRZYJEMNOŚCIĄ!
Myśląc o tym tekście doszłam też do bardzo przyjemnej wewnętrznie konstatacji, że tak nie robię. Nie pracuję za czekoladę. Nie pozwalam się wykorzystywać. Rzetelnie wyceniam swoją pracę. I jestem z siebie z tego powodu bardzo dumna. Nie zawsze tak było, ale nie napiszę Wam historii z cyklu od pucybuta do milionera czyli od momentu, gdy dawałam się wykorzystywać do chwili, gdy tego nie robię. W tym przypadku to nie jest moja opowieść.
Od kiedy pamiętam, potrafiłam dość rzetelnie ocenić wartość swojej pracy. Nie oznacza to jednak, że nigdy nie pracowałam za darmo. Oczywiście, że na studiach odbywałam darmowe praktyki (choć znaczącą większość płatnych), ale tylko tam, gdzie faktycznie mogłam się czegoś nauczyć. Nie postrzegałam tego jako pracę za darmo – moją walutą było wtedy doświadczenie i wiedza. W trakcie mojej zawodowej drogi zdarzyło mi się być opłacaną nieadekwatnie do wykonywanych obowiązków – z takiej pracy szybko rezygnowałam i bez zbędnego biadolenia po prostu szukałam innej. Uprzedzając komentarze – nie byłam wtedy na czyimś utrzymaniu, nie mogłam pozwolić sobie na nadmierne kapryszenie, potrzebowałam pieniędzy, żeby zapłacić za mieszkanie i kupić jedzenie. Jednak od zawsze była we mnie niezgoda na bycie wykorzystywaną. Bo brak zapłaty lub zbyt małe wynagrodzenie to w moim mniemaniu właśnie bycie wykorzystywaną.
Taka sytuacja może mieć różne oblicza:
- praca za darmo, gdy inni otrzymują za to samo wynagrodzenie
- oferowanie przysług znajomym, które wykorzystują Twoją wiedzę i czas
- bezpłatne nadgodziny
- praca za prestiż
- wykonywanie pracy za innych
- wpisz dowolne, bo jestem pewna, że znasz dobry przykład
To, że potrafię wyceniać swoją pracę i nie pozwalam się w tym zakresie wykorzystywać nie oznacza jednak, że mi się to nie przydarza! Zamiast biadolić, chcę Wam napisać, z jakimi sytuacjami miałam ostatnio do czynienia i w jaki sposób sobie z tym radzę.
Praca „za czekoladę”
Z racji mojego zawodu (jestem prawnikiem) często zdarza się, że ktoś znajomy prosi mnie o pomoc lub radę. To naturalne i zupełnie mnie to nie oburza. Do tego mam chyba naprawdę fajnych znajomych, bo zupełnie nie mogę sobie przypomnieć sytuacji, w której ktoś chciałby mnie na taką pomoc naciągnąć. Owszem, zdarza się, że ktoś mnie poprosi np. o sprawdzenie umowy i wiem, że nie zdaje sobie sprawy, że kosztowałoby to godzinę lub dwie mojej pracy. Wtedy mu po prostu o tym otwarcie mówię. Staram się dać poradę, która nie kosztuje mnie aż tak wiele czasu i dodać, że bardziej szczegółowa analiza zajęłaby tyle czasu oraz kosztowała tyle. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek ktoś powiedział mi w związku z tym coś niemiłego lub niefajnie się zachował.
Naturalnie, odkręcenie schematu zachowania, gdy np. przyzwyczailiście ludzi do korzystania z Was jako darmowej siły roboczej, nie będzie łatwe, ale nie jest niemożliwe. Na ogół przydaje się stara dobra technika zdartej płyty:
- Pomożesz mi dziś z tą sprawą?
- Przykro mi, ale dziś nie mogę.
- Jak to nie możesz?
- Niestety, dziś Ci nie pomogę.
- Zawsze mi pomagałaś!
- Masz rację, ale dziś tego nie zrobię.
- No jasne, wszystko jest ważniejsze od pomocy innym.
- Z przyjemnością pomagam innym, dziś jednak mam inne zajęcie.
- Jesteś okropna i wyrachowana!
- Przykro mi, że tak myślisz, ale dziś nie mogę Tobie pomóc.
- Ale dlaczego? Co jest niby takie ważne?
- Rozumiem Twoje zaniepokojenie, ale dziś mam inne sprawy, którymi chcę się zająć.
Tak naprawdę można w nieskończoność. :) Ważne są dwie rzeczy: niepoddawanie się emocjom oraz nieszukanie zbędnych wymówek. Nie musisz się tłumaczyć dlaczego nie chcesz czegoś zrobić. Po prostu wybrałaś, że coś innego (nie jest ważne co) dziś jest dla Ciebie priorytetem. Masz prawo wyboru tego, co chcesz robić. Twój czas jest cenny i nawet, jeśli tą ważną czynnością, której chcesz się oddać jest siedzenie i patrzenie w ścianę, to masz do tego prawo i nie musisz się tłumaczyć. Wiem, łatwo napisać, trudniej wdrożyć. Mnie też nie zawsze się udaje, ale wychodzę z założenia, że praktyka czyni mistrza. Twój czas to niekoniecznie Twoje pieniądze, ale to Twój najcenniejszy zasób i to Ty decydujesz, w jaki sposób nim dysponować.
Brak zapłaty za pracę
Przeterminowane płatności to rak polskiego biznesu. Małego, średniego i wielkiego. Na czas nie płacą i jednoosobowi przedsiębiorcy, i wielkie korporacji – często z innych powodów, ale efekt jest ten sam. Brak pieniędzy na koncie, niezależnie od tego, czy jest to zaległa faktura czy wynagrodzenie za pracę. Wyobraźcie sobie, że jeszcze miesiąc temu miałam sytuację, w której moi Klienci zalegali mi z płatnościami na 30 000 złotych. Nie jest to bagatelna suma, prawda? Co z tym zrobić? Nie znam rad uniwersalnych, napiszę Wam jedynie, w jaki sposób ja sobie z tym radzę.
Zapewniam sobie finansową poduszkę
W biznesie po prostu liczę się z tym, że ktoś może mi nie zapłacić w terminie (lub nie zapłacić wcale). Nie oznacza to godzenia się z sytuacją, ale z oczywistych względów nie chcę stresować się bardziej, niż to konieczne. Dlatego buduję swoje zaplecze finansowe tak, żeby w każdej chwili móc sięgnąć do zaoszczędzonych pieniędzy i nie martwić się, że skoro nie wpłynął przelew to nie mam jak zapłacić podatków, ZUS-u czy za co zrobić zakupy w Biedronce. O swoich sposobach na oszczędzania i budowaniu poduszki finansowej pisałam wcześniej w tym tekście.
Dbam o swoje prawa (i pieniądze)
Oznacza to tyle i tylko, że wystawiam i egzekwuję płatność not odsetkowych za opóźnienie, a jeśli płatność nie wpływa i widzę, że nie ma na to realnych szans – wtedy wszczynam formalne postępowanie sądowe. Wiem, że jest mi dużo łatwiej z racji mojego zawodu, ale postępowania nakazowe czy uproszczone naprawdę są proste, gdy się już raz przez to przejdzie. To wszystko trwa, to prawda, ale wychodzę z założenia, że czas i tak upłynie, a jeśli mam odzyskać swoje pieniądze to zwyczajnie warto. Co ważne, nie jestem pieniaczem. Wiem, że opóźnienie czasami po prostu może się zdarzyć. Ktoś coś zapomni, ominie, spóźni się. Nie jest tak, że dzień po upływie terminu płatności pozew sądowy jest przeze mnie wysyłany automatycznie. :) Zdarzyło mi się poczekać na płatność miesiąc czy półtora. Oczywiście, to NIE jest w porządku z strony płacącego, ale staram się znaleźć rozsądny kompromis w działaniu.
Dywersyfikuję dochody
Gdy pracowałam na etacie i było to jedyne źródło mojego utrzymania, każda rozmowa o pieniądzach była dla mnie dość trudna. Czułam, że prośba o podwyżkę może nie być dobrze odebrana, co sprawi, że stracę pozycję, a co za tym idzie może nawet pracę. Niezwykle katastrofalna wizja, ale teoretycznie możliwa. :) Nie wstrzymywała mnie przed podjęciem rozmowy, ale pamiętam stres i niezbyt przyjemne, związane z tym emocje. W chwili obecnej, gdy klient proponuje mi zdecydowanie zaniżoną stawkę – zwyczajnie odmawiam. Omawiam spokojnie, ponieważ mam ten luksus, że jeśli nie zarobię tu, zarobię gdzie indziej. Dzieje się tak, ponieważ poprzez zdywersyfikowane zajęcia mam również zdywersyfikowane źródła dochodów. Pracowałam na tym wiele lat i między innymi w takich momentach widzę, jak było to ważne. Możliwość mówienia NIE to prawdziwy luksus.
Praca „za prestiż”
Zmora blogera i temat rzeka. Podam Wam tylko 2 ostatnie przykłady, a których mam na pęczki. Praca blogera (czy jak to się teraz mówi – influencera) jest taką dziwną pracą, prawda? Trudno ją czasami zrozumieć, bo co taka blogerka robi… Fotkę lub dwie, skrobnie parę słów na bloga i ot, wielka mi praca. Trochę koloryzuję oczywiście, ale wiem, że tak bywa to odbierane. Lubię porównywać pracę na blogu do wydawania czasopisma, ponieważ to bardzo podobne zajęcie. Tylko w Twoim Stylu nad każdym wydaniem pracuje kilkadziesiąt osób, a bloger z reguły jest jeden. Niezależnie od tego model jest bardzo podobny, w niezwykle uproszczonej wersji wartością są treści, a dochodem zyski z reklam. Praca? Ano praca.
Skoro już ustaliliśmy, czym jest praca blogera, to jak ocenilibyście propozycję regularnego pisania tekstów do czasopisma za dokładnie 0 zł? Brać? Takie propozycje dostaję tak często, że przestało mnie to ekscytować. Nawet już mnie to nie mierzi. Po prostu odmawiam bez wdawania się w zbędną polemikę. Tak samo odmawiam, gdy sklep z sukienkami chce u mnie wpis sponsorowany na blogu za 70 zł brutto lub w zamian za produkt. Tak samo odmawiam, gdy zwraca się do mnie duży dom mediowy z propozycją wystąpienia na konferencji promującej ich komercyjną akcję za darmo. I wiecie co? Moja odmowa jest często przyjmowana z oburzeniem. Naprawdę. Przecież to prestiż i darmowa reklama! Wszystko super, tylko za reklamę nie kupię chleba. I w mojej odmowie nie ma NIC złego. Nawet, gdyby taka promocja mi się obiektywnie opłacała (z innych względów) to nadal mam prawo odmówić! Wydawać by się mogło, że to przykład oderwany z życia, bo ile osób jest influencerem, ale przecież w innych zawodach to też się przydarza. Przykładowo, gdy szef przyjdzie z propozycją poprowadzenia nowego projektu, który będzie wymagał zostawania po godzinach, ale to przecież inwestycja w karierę lub prestiż pracy przy ważnym kliencie…
W takiej sytuacji nie ma prostych rad. Myślę, że każdy musi sobie sposób radzenia sobie z taką sytuacją wypracować sam. Wiem, że nie zawsze sprawdzi się mój sposób żelaznej odmowy, ale proszę Was, próbujcie walczyć o swoje. Z konkretnymi argumentami, silną merytoryką. A gdy to zawiedzie, nie wahajcie się odmówić. Naprawdę chcecie budować swoją karierę na byciu wykorzystywaną? Poza tym wiecie, jak mówią… co zdarzy się raz, może nie zdarzyć się nigdy; co zdarzy się dwa razy, będzie się zdarzać zawsze.
***
A gdy już będziecie się słusznie domagać zapłaty lub należnego wynagrodzenia, nie dajcie się proszę zbić z pantałyku wpędzaniem w poczucie winy. Bo to nieładnie tak stawiać sprawę. Bo brakuje Wam dystansu. Bo inni się zgadzają poczekać. Bo jesteście takie heterowate, wymagające, nieelastyczne. Bo ewidentnie TYLKO na pieniądzach Wam zależy. A co to za kobieta, której zależy tylko na kasie. I tak dalej, i dalej, i dalej… To bywa brudna gra. Nie musicie w nią wchodzić, ale znajcie zasady. I nie wahajcie się zdecydowanie stawiać sprawy: za pracę należy się hajs. Nie zawsze da się wygrać, ale warto próbować zawalczyć o swoje.
W życiu jest wiele bardzo ważnych spraw. Ważniejszych, niż pieniądze. To, w jaki sposób ustawisz swoją hierarchię ważności jest Twoją i tylko Twoją decyzją. Niezależnie od tego pamiętaj proszę, że pieniądze też są lub bywają ważne. I nie pozwól sobie wmówić, że jest inaczej. #niepracujezadarmo, a Ty?