Darmowe
planery, e-booki...

Podziel się:

Darmowe
planery, e-booki...

Praca za darmo? Nie, dziękuję.

Praca za darmo

Po tak ciepłym przyjęciu ostatniego tekstu o zawodowych błędach, siadłam do pisania kolejnej części. W międzyczasie napisała do mnie Monika (Tekstualna) z pytaniem, czy nie chciałabym dołączyć do blogowej akcji pod roboczym tytułem kasa za pracę, żeby napisać  „o tym, by cenić swoją pracę, z radami jak poradzić sobie w sytuacji, gdy ktoś oczekuje usługi, ale nie chcę zapłacić; jak odpowiadać na takie prośby; jak reagować, gdy ktoś proponuje czekoladę za coś, co kosztuje nas dwie godziny pracy.” ALEŻ Z PRZYJEMNOŚCIĄ!

 

Myśląc o tym tekście doszłam też do bardzo przyjemnej wewnętrznie konstatacji, że tak nie robię. Nie pracuję za czekoladę. Nie pozwalam się wykorzystywać. Rzetelnie wyceniam swoją pracę. I jestem z siebie z tego powodu bardzo dumna. Nie zawsze tak było, ale nie napiszę Wam historii z cyklu od pucybuta do milionera czyli od momentu, gdy dawałam się wykorzystywać do chwili, gdy tego nie robię. W tym przypadku to nie jest moja opowieść.

 

Od kiedy pamiętam, potrafiłam dość rzetelnie ocenić wartość swojej pracy. Nie oznacza to jednak, że nigdy nie pracowałam za darmo. Oczywiście, że na studiach odbywałam darmowe praktyki (choć znaczącą większość płatnych), ale tylko tam, gdzie faktycznie mogłam się czegoś nauczyć. Nie postrzegałam tego jako pracę za darmo – moją walutą było wtedy doświadczenie i wiedza. W trakcie mojej zawodowej drogi zdarzyło mi się być opłacaną nieadekwatnie do wykonywanych obowiązków – z takiej pracy szybko rezygnowałam i bez zbędnego biadolenia po prostu szukałam innej. Uprzedzając komentarze – nie byłam wtedy na czyimś utrzymaniu, nie mogłam pozwolić sobie na nadmierne kapryszenie, potrzebowałam pieniędzy, żeby zapłacić za mieszkanie i kupić jedzenie. Jednak od zawsze była we mnie niezgoda na bycie wykorzystywaną. Bo brak zapłaty lub zbyt małe wynagrodzenie to w moim mniemaniu właśnie bycie wykorzystywaną.

 

Taka sytuacja może mieć różne oblicza:

  • praca za darmo, gdy inni otrzymują za to samo wynagrodzenie
  • oferowanie przysług znajomym, które wykorzystują Twoją wiedzę i czas
  • bezpłatne nadgodziny
  • praca za prestiż
  • wykonywanie pracy za innych
  • wpisz dowolne, bo jestem pewna, że znasz dobry przykład

 

To, że potrafię wyceniać swoją pracę i nie pozwalam się w tym zakresie wykorzystywać nie oznacza jednak, że mi się to nie przydarza! Zamiast biadolić, chcę Wam napisać, z jakimi sytuacjami miałam ostatnio do czynienia i w jaki sposób sobie z tym radzę.

 

Praca „za czekoladę”

 

Z racji mojego zawodu (jestem prawnikiem) często zdarza się, że ktoś znajomy prosi mnie o pomoc lub radę. To naturalne i zupełnie mnie to nie oburza. Do tego mam chyba naprawdę fajnych znajomych, bo zupełnie nie mogę sobie przypomnieć sytuacji, w której ktoś chciałby mnie na taką pomoc naciągnąć. Owszem, zdarza się, że ktoś mnie poprosi np. o sprawdzenie umowy i wiem, że nie zdaje sobie sprawy, że kosztowałoby to godzinę lub dwie mojej pracy. Wtedy mu po prostu o tym otwarcie mówię. Staram się dać poradę, która nie kosztuje mnie aż tak wiele czasu i dodać, że bardziej szczegółowa analiza zajęłaby tyle czasu oraz kosztowała tyle. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek ktoś powiedział mi w związku z tym coś niemiłego lub niefajnie się zachował. 

 

Naturalnie, odkręcenie schematu zachowania, gdy np. przyzwyczailiście ludzi do korzystania z Was jako darmowej siły roboczej, nie będzie łatwe, ale nie jest niemożliwe. Na ogół przydaje się stara dobra technika zdartej płyty:

  • Pomożesz mi dziś z tą sprawą?
  • Przykro mi, ale dziś nie mogę.
  • Jak to nie możesz?
  • Niestety, dziś Ci nie pomogę.
  • Zawsze mi pomagałaś!
  • Masz rację, ale dziś tego nie zrobię.
  • No jasne, wszystko jest ważniejsze od pomocy innym.
  • Z przyjemnością pomagam innym, dziś jednak mam inne zajęcie.
  • Jesteś okropna i wyrachowana!
  • Przykro mi, że tak myślisz, ale dziś nie mogę Tobie pomóc.
  • Ale dlaczego? Co jest niby takie ważne?
  • Rozumiem Twoje zaniepokojenie, ale dziś mam inne sprawy, którymi chcę się zająć.

Tak naprawdę można w nieskończoność. :) Ważne są dwie rzeczy: niepoddawanie się emocjom oraz nieszukanie zbędnych wymówek. Nie musisz się tłumaczyć dlaczego nie chcesz czegoś zrobić. Po prostu wybrałaś, że coś innego (nie jest ważne co) dziś jest dla Ciebie priorytetem. Masz prawo wyboru tego, co chcesz robić. Twój czas jest cenny i nawet, jeśli tą ważną czynnością, której chcesz się oddać jest siedzenie i patrzenie w ścianę, to masz do tego prawo i nie musisz się tłumaczyć. Wiem, łatwo napisać, trudniej wdrożyć. Mnie też nie zawsze się udaje, ale wychodzę z założenia, że praktyka czyni mistrza. Twój czas to niekoniecznie Twoje pieniądze, ale to Twój najcenniejszy zasób i to Ty decydujesz, w jaki sposób nim dysponować.

 

Brak zapłaty za pracę

 

Przeterminowane płatności to rak polskiego biznesu. Małego, średniego i wielkiego. Na czas nie płacą i jednoosobowi przedsiębiorcy, i wielkie korporacji – często z innych powodów, ale efekt jest ten sam. Brak pieniędzy na koncie, niezależnie od tego, czy jest to zaległa faktura czy wynagrodzenie za pracę. Wyobraźcie sobie, że jeszcze miesiąc temu miałam sytuację, w której moi Klienci zalegali mi z płatnościami na 30 000 złotych. Nie jest to bagatelna suma, prawda? Co z tym zrobić? Nie znam rad uniwersalnych, napiszę Wam jedynie, w jaki sposób ja sobie z tym radzę. 

 

Zapewniam sobie finansową poduszkę

 

W biznesie po prostu liczę się z tym, że ktoś może mi nie zapłacić w terminie (lub nie zapłacić wcale). Nie oznacza to godzenia się z sytuacją, ale z oczywistych względów nie chcę stresować się bardziej, niż to konieczne. Dlatego buduję swoje zaplecze finansowe tak, żeby w każdej chwili móc sięgnąć do zaoszczędzonych pieniędzy i nie martwić się, że skoro nie wpłynął przelew to nie mam jak zapłacić podatków, ZUS-u czy za co zrobić zakupy w Biedronce. O swoich sposobach na oszczędzania i budowaniu poduszki finansowej pisałam wcześniej w tym tekście.

 

Dbam o swoje prawa (i pieniądze)

 

Oznacza to tyle i tylko, że wystawiam i egzekwuję płatność not odsetkowych za opóźnienie, a jeśli płatność nie wpływa i widzę, że nie ma na to realnych szans – wtedy wszczynam formalne postępowanie sądowe. Wiem, że jest mi dużo łatwiej z racji mojego zawodu, ale postępowania nakazowe czy uproszczone naprawdę są proste, gdy się już raz przez to przejdzie. To wszystko trwa, to prawda, ale wychodzę z założenia, że czas i tak upłynie, a jeśli mam odzyskać swoje pieniądze to zwyczajnie warto. Co ważne, nie jestem pieniaczem. Wiem, że opóźnienie czasami po prostu może się zdarzyć. Ktoś coś zapomni, ominie, spóźni się. Nie jest tak, że dzień po upływie terminu płatności pozew sądowy jest przeze mnie wysyłany automatycznie. :) Zdarzyło mi się poczekać na płatność miesiąc czy półtora. Oczywiście, to NIE jest w porządku z strony płacącego, ale staram się znaleźć rozsądny kompromis w działaniu.

 

Dywersyfikuję dochody

 

Gdy pracowałam na etacie i było to jedyne źródło mojego utrzymania, każda rozmowa o pieniądzach była dla mnie dość trudna. Czułam, że prośba o podwyżkę może nie być dobrze odebrana, co sprawi, że stracę pozycję, a co za tym idzie może nawet pracę. Niezwykle katastrofalna wizja, ale teoretycznie możliwa. :) Nie wstrzymywała mnie przed podjęciem rozmowy, ale pamiętam stres i niezbyt przyjemne, związane z tym emocje. W chwili obecnej, gdy klient proponuje mi zdecydowanie zaniżoną stawkę – zwyczajnie odmawiam. Omawiam spokojnie, ponieważ mam ten luksus, że jeśli nie zarobię tu, zarobię gdzie indziej. Dzieje się tak, ponieważ poprzez zdywersyfikowane zajęcia mam również zdywersyfikowane źródła dochodów. Pracowałam na tym wiele lat i między innymi w takich momentach widzę, jak było to ważne. Możliwość mówienia NIE to prawdziwy luksus.

 

Praca „za prestiż”

 

Zmora blogera i temat rzeka. Podam Wam tylko 2 ostatnie przykłady, a których mam na pęczki. Praca blogera (czy jak to się teraz mówi – influencera) jest taką dziwną pracą, prawda? Trudno ją czasami zrozumieć, bo co taka blogerka robi… Fotkę lub dwie, skrobnie parę słów na bloga i ot, wielka mi praca. Trochę koloryzuję oczywiście, ale wiem, że tak bywa to odbierane. Lubię porównywać pracę na blogu do wydawania czasopisma, ponieważ to bardzo podobne zajęcie. Tylko w Twoim Stylu nad każdym wydaniem pracuje kilkadziesiąt osób, a bloger z reguły jest jeden. Niezależnie od tego model jest bardzo podobny, w niezwykle uproszczonej wersji wartością są treści, a dochodem zyski z reklam. Praca? Ano praca.

 

Skoro już ustaliliśmy, czym jest praca blogera, to jak ocenilibyście propozycję regularnego pisania tekstów do czasopisma za dokładnie 0 zł? Brać? Takie propozycje dostaję tak często, że przestało mnie to ekscytować. Nawet już mnie to nie mierzi. Po prostu odmawiam bez wdawania się w zbędną polemikę. Tak samo odmawiam, gdy sklep z sukienkami chce u mnie wpis sponsorowany na blogu za 70 zł brutto lub w zamian za produkt. Tak samo odmawiam, gdy zwraca się do mnie duży dom mediowy z propozycją wystąpienia na konferencji promującej ich komercyjną akcję za darmo. I wiecie co? Moja odmowa jest często przyjmowana z oburzeniem. Naprawdę. Przecież to prestiż i darmowa reklama! Wszystko super, tylko za reklamę nie kupię chleba. I w mojej odmowie nie ma NIC złego. Nawet, gdyby taka promocja mi się obiektywnie opłacała (z innych względów) to nadal mam prawo odmówić! Wydawać by się mogło, że to przykład oderwany z życia, bo ile osób jest influencerem, ale przecież w innych zawodach to też się przydarza. Przykładowo, gdy szef przyjdzie z propozycją poprowadzenia nowego projektu, który będzie wymagał zostawania po godzinach, ale to przecież inwestycja w karierę lub prestiż pracy przy ważnym kliencie…

 

W takiej sytuacji nie ma prostych rad. Myślę, że każdy musi sobie sposób radzenia sobie z taką sytuacją wypracować sam. Wiem, że nie zawsze sprawdzi się mój sposób żelaznej odmowy, ale proszę Was, próbujcie walczyć o swoje. Z konkretnymi argumentami, silną merytoryką. A gdy to zawiedzie, nie wahajcie się odmówić. Naprawdę chcecie budować swoją karierę na byciu wykorzystywaną? Poza tym wiecie, jak mówią… co zdarzy się raz, może nie zdarzyć się nigdy; co zdarzy się dwa razy, będzie się zdarzać zawsze.

 

***

A gdy już będziecie się słusznie domagać zapłaty lub należnego wynagrodzenia, nie dajcie się proszę zbić z pantałyku wpędzaniem w poczucie winy. Bo to nieładnie tak stawiać sprawę. Bo brakuje Wam dystansu. Bo inni się zgadzają poczekać. Bo jesteście takie heterowate, wymagające, nieelastyczne. Bo ewidentnie TYLKO na pieniądzach Wam zależy. A co to za kobieta, której zależy tylko na kasie. I tak dalej, i dalej, i dalej…  To bywa brudna gra. Nie musicie w nią wchodzić, ale znajcie zasady. I nie wahajcie się zdecydowanie stawiać sprawy: za pracę należy się hajs. Nie zawsze da się wygrać, ale warto próbować zawalczyć o swoje. 

 

W życiu jest wiele bardzo ważnych spraw. Ważniejszych, niż pieniądze. To, w jaki sposób ustawisz swoją hierarchię ważności jest Twoją i tylko Twoją decyzją. Niezależnie od tego pamiętaj proszę, że pieniądze też są lub bywają ważne. I nie pozwól sobie wmówić, że jest inaczej. #niepracujezadarmo, a Ty?

 

Sprawdź Także

0 0 votes
Article Rating
Powiadomienia
Powiadom o
guest
88 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Beata

Bardzo ważny temat. A temat rzeka. Po studiach wiadomo,że nie możemy wyśrubować naszych oczekiwań finansowych, ale chleb kupić za coś trzeba. Zdobywamy doświadczenie itd. Ale to co przeżyłam przez moje pierwsze lata pracy to horror wynagrodzeń w Polsce. Nie utrzymałabym się sama. Przez kilka lat płaciłam opiekuńce córki więcej niż sama zarabiałam. Godziłam się na to wszystko bo mąż dobrze zarabiał, a ja robiłam specjalizację i opiekowałam się dziećmi. W pracy słyszałam że po 5 latach będę miała dodatek stażowy,że za kilka lat będzie podwyżka.I TAK TRWAŁAM. Po kilku kolejnych latach zauważyłam że młodsi pracownicy przychodzą do pracy z konkretnymi oczekiwaniami i…pracodawca je spełnia. Zmieniłam pracę i od 7 lat zarabiam naprawdę dobrze i nie godzę się na darmowe dyżury w sobotę jak kiedyś. Teraz to rozumiem Kasiu. Ale moja droga do dobrych zarobków jako lekarz w Polsce była bardzo długa, za długa.

Magda

W naszym zawodzie praca za tzw. prestiż jest powszechna. Na akademii pracuje się dla prestiżu, a zarabia się w miejscach prywatnych „po pracy”. A rodzina? W nocy – chyba, że ma się dyżur ;)

Benita

Znam to dobrze, kończę właśnie specjalizację…

Asia

Nie tylko się zgadzam, ale wręcz protestuję przeciwko psuciu rynku, wykonywaniu pracy za stawki głodowe, doprowadzaniu do tego, ze potem ktoś, kto proponuje 5 zł za tekst/grafikę/jakąkolwiek inną usługę (autentyk!) czuje się oburzony sprzeciwem. Zawsze, kiedy o tym mówię, słyszę w odpowiedzi, że niektórych sytuacja zmusza do tego, aby pracować za takie stawki. Nie zgadzam się z tym. Wydaje mi się, że takie gadanie doprowadza do zamkniętego koła, w którym pracujemy jak nienormalni, a dalej nie mamy kasy i w efekcie kończy nam się czas na kolejne zadania, a dalej ledwie wiążemy koniec z końcem… Potrzebna jest chyba jakaś zmowa twórców i usługodawców. A może akcja uświadamiająca? Kolejnym problemem jest bowiem praca studentów za grosze… Umówmy się, nigdy nie będzie ona takiej samej jakości, jak ta wykonana przez kogoś z doświadczeniem, no ale z pewnością będzie tańsza…

Uff, temat rzeka. Ale dzięki za ten wpis!

Karo

Rewelacyjny tekst! Bardzo cieszę się, że coraz więcej mówi się o uczciwym wycenianiu swojej pracy i nie pozwalaniu na wykorzystywanie – siebie i swoich umiejętności. Sama mam problem z odmawianiem – szczególnie kiedy po prostu nie chcę się czymś zajmować, ale nie mam nic innego. Piszesz, że można nawet patrzeć w ścianę i nie trzeba się z tego tłumaczyć – nad tym muszę jeszcze popracować :) Ale to okrutne, że inni wzbudzają w nas poczucie winy. bo jak to? Ciotce/kuzynce/koleżance nie pomożesz? Wstydź się! :D

iwona

Napiszę w oderwaniu od przesłania tekstu, z którym się w 100% zgadzam; że denerwuje mnie argument „tylko za reklamę nie kupię chleba”. Ponieważ w innym przypadku za reklamę trzeba by zapłacić, a barter to forma zapłaty bezgotówkowej. Pomijam oczywiście wyważenie tego barteru itp. Po prostu samo to zdanie jest takie…nieprecyzyjne.

iwona

ja wiem, że nie o to w tekście chodzi, chciałam tylko zwrócić uwagę, że jeśli ja od Ciebie kupię tekst na bloga, albo wystąpienie na konferencji na przysłowiowe 100 zł, a Ty ode mnie za miesiąc jakąś formę reklamy za 100 zł, to równie dobrze możemy rozliczyć się bezgotówkowo, i ja Ci wtedy nie wypomnę, że Twoim wystąpieniem się nie najem, prawda?
Sama pracuję za mniej niż uważam, że powinnam, więc doskonale rozumiem problem.

SIMPLICITE Katarzyna Kędzierska

Oczywiście, że nie, ale nadal za barter nie kupię chleba. ;)

iwona

dobra, żeby zakończyć ten temat: zarobiłaś w miesiącu 100 zł, w gotówce. wydałaś na reklamę 100 zł, gotówką. Czy masz za co kupić chleb?
Zakładam oczywiście, że obydwie prace są wycenione uczciwie.

Aleksandra

Oj jak ja to doskonale znam. Pracując w szpitalu bezpłatne nadgodziny czy wykonywanie obowiązków innych to niestety norma. W pracy lekarza ciężko jest też odmówić znajomym wypisania recepty, udzielenia porady medycznej, przeanalizowania wyników badań. „Przecież to tylko chwilka, co to za problem powiedzieć co mi dolega i jaki lek kupić na X…” A już najciężej jest gdy słyszy się, że „przecież to praca z powołania!” Z powołania dzieci nie wyżywię :(

Hanna

Podobnie jest w nauce. Robisz coś dla wyższego celu.

Anne

O tak, tylko w nauce bywa jeszcze absurdalniej: moja szefowa wymagała np. żebym płaciła za udział w konferencjach naukowych, szkoleniach ze swojej kieszeni – więc nie tylko praca za darmo, ale jeszcze dopłacanie. I tak to generalnie wygląda w polskiej edukacji – od przedszkola po uniwersytety.

iwona

Żeby pracodawca płacił za dokształcanie się czy podnoszenie kwalifikacji pracownika zazwyczaj wymaga podpisania umowy, że x czasu się później u niego przepracuje. Wyobraź sobie, że płacisz za swojego podwładnego 5 tys. a on po miesiącu się zwalnia. Zdobytej wiedzy w pozostawianym miejscu pracy nie zostawi.

basia

prawnicy nie kiwną palcem za min. 100 zł za 5 min,, to najbardziej pazerna profesja, dodatkowo zainteresowana, żeby sprawy komplikować i przedłużać, bo wtedy więcej zarobią

Magda

Kasiu, przeczytałam z zapartym tchem. Borykam się z tym problemem. Jestem lekarzem i ludzie bardzo często zaczepiają mnie, nawet w sklepie kiedy jestem ze swoim dzieckiem: „ Pani doktor dzień dobry, a tak przy okazji….” przestałam wychodzić z dziećmi na plac zabaw. Ludzie nie szanują mojej prywatności. Lekarz jej nie ma. W końcu służba zdrowia. Uczę się asertywności ale to trudne. Praca jest moja pasją i kiedy odmawiam z jednej strony szanuję siebie, a z drugiej mam wyrzuty sumienia.

Karolina

U nas horrorem były imprezy rodzinnne, ciotki ustawiające sie w kolejkach po diagnoze i recepty. Skończyło się dosyć szybko przez nadużywanie dobrej woli. Przecież recepte można zawsze donieść do apteki, lekarz „rodzinny” wypisze, a każdy nauczyciel czy kucharka wiedzą lepiej co im dolega. Milion telefonów z prśbami by coś komuś załatwić bo musi się odwdzięczyć za przysługe córce sąsiadki itp..

Joanna

Slyszalam o lekarzu, ktory nagabywany o postawienie diagnozy np na imprezach mowil ze smiertelnie powazna mina: „Prosze sie rozebrac to przebadam” podobno dzialalo.

A tak ogolnie, jezeli sytuacje sie powtarzaja to warto sobie wypracowac jakas formulke i powtarzac do znudzenia. Ja czesto mowie np ze „na dzis skonczylam prace”, albo”teraz jestem na wakacjach”. Ale potwierdzam, moze byc trudno.

Magda

Tak, ostatnio mówiłam jestem : na urlopie- macierzyńskim ;)

Karolina

U nas prawo sie zmienilo i nie pozwala na wypisywanie recept na prawo i lewo;)

Karolina

U okulisty trudno sie rozebrac;) tak, tez mamy to magiczne zdanie odstraszajace, dziala.

Paulina

Ja mówie: nie wróżę z fusów. Teraz nie o podatkach, bo piwo w kuflu skiśnie 😉. Księgowa w Niemczech.
Zdarzało mi się za darmo rozliczyć firmę sprzątającą „przyjaciółki” złożyć wniosek o Kindergeld… A potem sama jechałam moje okna i nie miałam za co zapłacić za licencję do księgowania. Dobre, nie?

kasia

Skad ja to znam

Psiara

Fajny tekst. Co sadzisz o zapraszaniu znajomych do swojego mieszkania nad morzem za darmo? Czy wypada pobierac drobną opłatę za pobyt od znajomej kolezanki lub znajomej córki? Jak podzielić sie kosztami wyżywienia? Ostatnio ten temat mnie nurtuje.

Kasia

Według mnie jeśli Ty zapraszasz do siebie to dziwne byłoby pobierać za to opłatę – to w końcu zaproszenie z Twojej strony. Jeśli natomiast ktoś sam z siebie „Psiara, w weekend ma być piękna pogoda – mogłabym wpaść do Ciebie?” to już nie widzę nic w tym dziwnego, że weźmiesz jakąś opłatę za użytkowanie.

Ruda

Cześć Psiara,
mam podobną sytuację, tzn. mieszkanie w Krakowie. W wakacje informuję rodzinę czy przyjaciół, że mogą przyjechać. I wychodzę z założenia, że skoro ja zapraszam, to nie biorę za to pieniędzy. Z drugiej strony – goście zawsze zostawiają jakiś prezent – w podziękowaniu. Myślę, że inaczej by było, gdyby to ktoś mnie zapytał, czy może przyjechać osoba z którą nie mam takich bliskich relacji? Wtedy nie miałabym problemu z powiedzeniem, żeby zapłaciła za media.
Jest jeszcze inna sytuacja: moja przyjaciółka od ponad 15 lat zaprasza nas (ok. 8-10 osób) na weekend na działkę. Zaczęło się to, gdy byliśmy na studiach, więc rozliczaliśmy się per capita. I tak zostało. Ale to jest dla wszystkich jasne i jeśli ktoś teraz zaprasza do siebie na kilka dni, to też rozliczamy się (oczywiście nie dotyczy to zaproszeń na urodziny, imprezy, tylko specyficznych kilkudniowych imprez plenerowych. Chodzi o to, żeby nie traktować gospodarza jak służącego). Pozdrawiam

Sylwka

Moja najlepsza przyjaciółka mieszka w Gdańsku i nigdy nie chce wziąć pieniędzy za gościnę, nawet kiedy zwalimy się „nieproszeni”;) Ale mi by było po prostu głupio nie zapłacić za pobyt, więc chowam pieniądze w jakimś miejscu w mieszkaniu (ostatnio w kaktusie:) a już z domu dzwonię, że pieniądze ma w danym miejscu.

Radownisia

Wielkie gratki za objaśnienie powagi sytuacji, która jest jedną z najczęstszych problemów w biznesie.

Szyciownik

Cześć,
Niestety teraz nikt nie chce płacić za uczciwą prace :(
Pozdrawiam
Kasia

Chodziło mi o to, że ludzie uczciwie wyceniają swoją pracę, ale nikt nie chce im za nią płacić, uważając, że jest za drogo. To bardzo smutne :(
Pozdrawiam,
Kasia

SIMPLICITE Katarzyna Kędzierska

W sensie mówisz na bazie swoich doświadczeń czy tak ogólnie?

Ogólnie. Dookoła widać masę świetnych biznesów, które znikają z braku klientów, mimo że oferowały świetne produkty za rozsądną cenę. Ale taki widać jest rynek.
Pozdrawiam,
Kasia

Sowa z Wieruszowa

Pieniądze są ważne.. echh i co ja- nauczyciel mam na to odpowiedzieć ;P

EWA

Świetnie, że podejmujesz ten temat. Jestem nauczycielem-magistrem filologii polskiej, magistrem pedagogiki i terapii pedagogicznej, logopedą i oligofrenoedagogiem. Dodatkowo szkolę się z metody krakowskiej. Koszt pojedynczych szkoleń, tych wartościowych, to nie mniej jak 350 zl za dzień. Nigdy nie policzyłam, ile do tej pory zainwestowałam w siebie, by dawać usługę najwyższej jakości. Myślę, że dokonam takiego finansowego podsumowania. I czy po 17 latach pracy zwróciło mi się? Nie o tym chciałam pisać. Teza, która stawiam (po opiniach ludzi czytanych w internecie oitd.) – nauczyciel to jedyny chyba na świecie zawod, w którym niewłaściwe jest dorabianie i prowadzenie płatnych korepetycji. Może być też tak, że odważnie wyceniam swoje umiejętności, głucha na otoczenie, pomagam dzieciom i ich rodzicom, zrabiajac przy tym na sprawy ważne i te mniej, ale całkiem przyjemne. Pozdrawiam

Aneta

bzdura, za korepetycję płacę z hiszpańskiego płacę 80 za godzinę, z matematyki 60. Korepetycje dziecka kosztują 800 złotych miesięcznie, bo nauczyciele na etacie w szkole są nieskuteczni.

jamaska

Nie zrozum tego jako złośliwości, ale może przenieś dziecko do prywatnej szkoły? Koszty podobne, a może nie będizesz musiała wysyłać na korepetycje? Mnóstwo czasu wolnego zyskacie

Klaudia

Nauczyciele niech nic nie mówią, najlepiej

Marcin

Nauczyciele nie mówią. Nauczyciele jęczą nieustanie. Jest tyle różnych zawodów.
Nauczyciele mają prostą sytuację, jeśli są skuteczni mają chętnych na korepetycje. Rodzice nie dyskutują tylko inwestują. Na imieninach nikt nie pyta o „II wojnę światową” i notatek nie robi.
Popieram wypowiadajacych sie lekarzy, prawników, blogerów
Dodatkowo, nauczyciele często mają płacone za naukę dzieci, a są w tym czasie w kinie, na wycieczce i inne takie. Tak też jest z wolnym. Z 60 dni urlopu płatnego minimum

SIMPLICITE Katarzyna Kędzierska

Marcinie, Klaudio, każdy może się wypowiedzieć, bo każdy ma swoją, indywidualną perspektywę.

EWA

A wie Pan, że gdyby nie te wyjścia do teatrow, to średnio piętnaścioro uczniów z klasy nigdy by w tym teatrze, miejscu odwiedzanym na wycieczkach nie było i nie będzie? Są takie środowiska, że gdyby nie wigilijka urządzania w szkole, to dziecko nie zobaczyłoby, że można żyć inaczej. Niektóre dzieci borykają się z takimi kłopotami, że się włos na głowie jezy. I te inne takie zmieniają sposób patrzenia na świat… Eeech. Niestety, ale cóż. Nie będę uogolniac. Wypowiem się że swojej perspektywy. Uczę języka polskiego, a co najmniej dwa razy w tygodniu, spotykam się z pedagogiem w sprawach dzieci, dwa razy w miesiącu dzielnicowy, a kilkakrotnie w semestrze z kuratora i rodzinnymi. Uczniowie przychodzą do mnie z różnymi problemami, panie Marcinie, okazuje się, że te inne takie, to zostają w sercach dzieci. Pani Klaudio, pani Aneto, panie Marcinie! Nie mniej jednak post jest o tym, że „praca za darmo, nie, dziękuję!”. Pozdrawiam

EWA

Mój post zawiera mnóstwo literówek,błędów fleksyjnych, ale to z powodu emocji po przeczytaniu komentarzy i pośpiechu.

Była nauczycielka

Kino i wycieczka to nie jest rozrywka dla nauczycieli, bo w tym czasie odpowiadają za bezpieczeństwo cudzych dzieci. Taka praca !!!!!

Kasia

Z racji swego zawodu jestem często „wykorzystywana” przez znajomych. Ale zastanawiam się nad jednym, pracodawcy też do bólu wykorzystują sytuację, przekazują za dużo obciążających obowiązków. Staram się do tego podchodzić normalnie, ale dzisiaj od mojego przełożonego usłyszałam, że muszę wziąć służbowego laptopa na urlop, ponieważ musi mnie mieć stale pod ręką. I zamarłam. Całe życie wydawało mi się, że na urlopie się wypoczywa. To jest praca za darmo.

Ula

skąd ja to znam. „przecież to tylko jedna strona, przecież nie jedziesz nigdzie na urlop tylko będziesz w domu to co za różnica”….

Angelika

Ula, to też jest elementem brudnej gry, o której pisze Kasia – jeśli ktoś wykorzystuje informacje które ma na twój temat w złej wierze. Ja usłyszałam od szefa że koleżanka nie rzuci papierami bo „ma przecież kredyt na mieszkanie i dziecko ” i od tej pory niezwykle ostrożnie dawkuje informacje na swój temat w miejscu pracy:(

Ula

Angelika, właśnie zauważyłam to w pewnym momencie, zwłaszcza, że ja jako niezamężna i bezdzietna zawsze jestem tą „która może” bo nie czekają na mnie dzieci ani mąż, więc mogę zawsze na wyjazd służbowy, zawsze mogę zostać po godzinach, zawsze mogę przyjść w sobotę… oczywiście bronię się przed tym, ale takie jest myślenie. I to jest bardzo nie fair. I totalnie unikam zdradzania swojego stanu finansowego, nawet jak pytają czy jestem zadowolona z premii staram się nie wywnętrzać, nie mówię, czy nowy samochód to za gotówkę czy na kredyt itd. bo wiem, że mieliby mnie w garści. Z czasem doszłam nawet do bronienia się przed wykonywaniem obowiązków za kogoś typu: idź mi to skseruj. Niby głupota, ale skoro ja mam swoją robotę to czemu mam się odrywać i robić to za kogoś, kto również pobiera swoje wynagrodzenie? trzeba być mega asertywnym, mało kto potrafi to od początku, ale należy próbować. Kiedyś wiecznie woziłam ze sobą laptop, teraz mówię, że lecę samolotem i nie mam miejsca na laptopa.

Angelika

Dyskusja skupiła się wokół tematów zawodowych, dla mnie zas osobiscie trudniejszy temat to ta praca „za czekoladę ” – zwykle dotyczy to ludzi z którymi jesteśmy w jakichś tam relacjach: przyjacielskich, rodzinnych. Moj mąż pada często ofiarą tego procederu – No bo jak odmówić zainstalowania antywirusa sasiadce rodziców? Przecież to 5 minut;) trudno ludziom zrozumieć że to nie jest kwestia złośliwości, nieuprzejmosci czy egocentryzmu tylko tego czasu często brakuje żeby pobyć z własnym dzieckiem:(

Namysłowska 3

Mogę tylko napisać BRAWO!

Nowa

been there ;-( bardzo ważny temat. niestety jako radca prawny doświadczam wszystkiego co jest opisane i więcej. najbardziej denerwują mnie hasła „przejrzyj umowę” , „rzuć okiem czy jest ok pozew”, „powiedz mi jak to jest w takiej a takiej sytuacji ( wpisać dowolne)”. W pracy nie ma szansy na odmowę przyjęcia zlecenia bo szefostwo spojrzy krzywo, a wakacje z telefonem to norma ( czy nawet odwołanie lub przesunięcie wakacji z uwagi na sprawę lub klienta). Z pewnym podziwem czytałam Twoje metody radzenia sobie z tym i powiem szczerze, że chciałabym umieć tak reagować bo miałam i mam do czynienia z każdym z tych przykładów (także artykuły w prasie czy prowadzenie konferencji za możliwość zaprezentowania się) i słabo na tym wychodzę.

Agnieszka

Jestem na początku drogi do „kariery”, właśnie skończyłam studia prawnicze, uczę się do egzaminu wstępnego. Chodziłam na praktyki (bezpłatne – wiadomo). Teraz pracuję, zarabiam mało i głupio mi porozmawiać o podwyżce. Pracuję 6 miesięcy, ale ciągle nie jestem pewna swoich możliwości, wydaje mi się że wszystko robię źle, nie tak. Robię literówki, głupie błędy, po których się „kajam” i obwiniam, przez co czasami uważam, że nawet nie zasługuje na to co dostaję. Takie błędne koło…….

Ola

kiedyś sama byłam w tej samej sytuacji, a teraz zarządzam ludźmi i współpracuję z młodymi prawnikami i radzę – poproś o rozmowę z przełożonym, po prostu. Błędne koło może wynikać z faktu, że w Twojej głowie literówki czy błędy urastają do rangi niewybaczalnych uchybień. Oczywiście – może być też tak, że Twoja praca nie jest do końca prawidłowa, ale wciąż rozmowa i prośba o feedback jest najlepszym sposobem na wyprostowanie sytuacji. Nie możesz przegrać bo cokolwiek usłyszysz albo Cię uspokoi, albo zmotywuje do dalszej pracy z konkretnym planem działania i planem rozwoju zawodowego (również w obszarze wynagrodzenia) albo… zmotywuje do zmiany pracy :) Oczywiście przygotuj się do rozmowy i spisz co chcesz uzgodnić (np. w jaki sposób, w jakim czasie i pod jakimi warunkami Twoje wynagrodzenie będzie podwyższone – konkrety). Jeżeli taka prośba wywoła popłoch albo zbywanie u przełożonego, to może być znak, że warto szukać innej pracy. Powodzenia! :)

Agnieszka

Dziękuję za komentarz! Myślałam że ze mną jest coś nie tak…;) masz rację, to w mojej głowie te błędy są niewybaczalne, moja Pani Mecenas jest dla mnie bardzo wyrozumiała, dostaję feedback, więc wiem, że to co robię jest dobre, w moich pismach brakuje jeszcze „szlifu” – w takim sensie, że nie mam wypracowanego swojego stylu, brakuje mi „myśli spinających”. Dostaję swoje pisma w trybie śledzenia zmian i widzę, że cały mój „szkielet” pozostał, a doszły 2 -3 zdania „wprowadzające”.

Ola

szlif przychodzi co naturalne – z doświadczeniem. Jeżeli masz bieżący feedback, to super. Taki track changes o którym piszesz brzmi naprawdę nieźle, ja dodatkowo często wskazuję współpracownikom, że czasami coś zmieniam nie dlatego, że jest źle napisane tylko dlatego że ja chcę to napisać inaczej (skoro podpisuję się pod pismem). Niezależnie i tak polecam rozmowę jako overview, 6 miesięcy to już coś o czym można dyskutować. A co do wynagrodzenia – warto samemu opracować plan, być może teraz stwierdzisz że doświadczenie da Ci więcej niż wyższe wynagrodzenie w innym miejscu, ale żebyś tak 3 lat aplikacji nie spędziła :)

Agnieszka

Olu, z uwagi na to że pracujesz z młodymi prawnikami i zarządzasz ludźmi, powiedz, czy „wsparcie merytoryczne” już nie funkcjonuje? Czy ja oczekuje zbyt wiele? To jest jedyna rzecz, której mi brakuje w pracy

Ola

Nie wiem czy dobrze zrozumiałam – wsparcie merytoryczne udzielane przez przełożonego, tak? Ciężki temat, powiem uczciwie, mam wrażenie, że to zanika. Na pewno nie lubię odpowiadać na pytania, kiedy odpowiedź znajduje się wprost w kodeksie albo w pierwszym komentarzu do artykułu. Chętnie natomiast rozmawiam merytorycznie i dzielę się własny know-how kiedy widzę, że mój współpracownik przeczytał przepis + komentarz, ale gdzieś utknął albo się waha bo nie ma doświadczenia – ale rozumie temat, ma własny pomysł, zapoznał się z dokumentami itp.

Agnieszka

Chodzi mi o drugą opisaną przez Ciebie sytuację, ja zostałam wrzucona na głęboką wodę. To jest super, bo wszystkiego tak naprawdę się uczę sama, raz tylko „nie wbiłam się” w zamysł szefowej:), ale czasami myślę, że to za wcześnie, że tak mało wiem

Marta

Na pocieszenie dodam, że na początku pracy literówki to niemalże norma ;) Z czasem łapie się wprawę i szybciej dostrzega takie rzeczy. Na praktykach też trzaskałam literówki aż miło, a aplikację skończyłam z wyróżnieniem ;)
Pomyłki łatwiej wyłapać na wydrukowanym piśmie. Ostatnie sprawdzanie tekstu robię właśnie „na papierze”

Agnieszka

Dziękuję dziewczyny za taki odzew! Mam nadzieję, że będzie lepiej, bo póki co literówki czy „czeskie błędy” to dla mnie koniec świata i powód do wstydu. A co do komentarza Oli – porozmawiam po egzaminie (o ile się na aplikację dostanę:)), bo na razie i tak mam „urlop” na naukę :)

Agnieszka

Nie przejmuj się, każdy robi literówki! U mnie w kancelarii (żeby było jasne – nie mojej, jestem tylko pracownikiem) panuje zasada „dwóch par oczu” – co prawda nigdy jeszcze nie zdarzyło się, by ktoś wychwycił jakiś kardynalny błąd, ale jestem o wiele spokojniejsza, gdy kolega / szef przeczytają moje wypociny i chociażby poprawią tę literówkę.

Z tego co piszesz wyczuwam, że w pracy nie za bardzo jest klimat do „nieprzejmowania się”. Jasne, że każdy z nas powinien być rzetelny i uważny, ale szczerze mówiąc, ja się tego nauczyłam dopiero w obecnej pracy (czwarta z kolei) – właśnie dzięki atmosferze stworzonej przez szefów. Atmosfera jest pod hasłem „wszystko da się odkręcić”, choć wiadomo, że błędów lepiej unikać.

Czytałam też Twoją wymianę komentarzy z Olą i jako prawnik 2 lata po obronie mogę odpowiedzieć, że tak – mentoring merytoryczny zanika. W 90% kancelarii szukają osoby, której nie trzeba szkolić w żadnym kierunku (no bo przecież „wszystko było na studiach”, w razie potrzeby masz Leksa, a obsługa klienta to prościzna, prawda?). Ewentualnie przyjmują, że sama się wdrożysz i nie trzeba tłumaczyć, dlaczego pisma wyglądają tak, a nie inaczej lub dlaczego przyjmujemy określoną strategię.

Podsumowując: nie bój się rozmowy o podwyżce, jesteś na samym początku drogi – jak nie ta praca, to inna! Jeśli zamierzasz pójść na aplikację, to wiedz, że mało który aplikant kurczowo trzyma się jednego miejsca, przepływ jest bardzo duży (i warto, z uwagi na zbieranie doświadczenia, rotować pomiędzy kancelariami lub spółkami).

Zzz

A co zrobić, jeśli w branży powszechne jest, że np. za przygotowanie oferty dla klienta (monitoring), co trwa niekiedy kilka godzin, nie bierze się pieniędzy? A potem klient z tak przygotowaną ofertą sam kupuje kamery i oszczędza na robociźnie albo idzie z przez nas przygotowaną ofertą do innego fachowca?

Anne

Ostatnio w salonie mebli kuchennych spotkałam się z kaucją: za pomiar, projekt, wycenę biorą 100 zł kaucji, którą oddają, gdy podpisujesz umowę.

Zzz

Tak, w salonie mebli tak, ale w branży, którą się zajmuję za taką kaucję nikt nie chce zapłacić i idą do innych fachowców, którzy narzekają na darmowe przygotowywanie ofert, a mimo to dalej to robią.

Karolina

Wpis i rozmowy skupiają się na pracy zawodowej, dlatego pomyślałam, że napiszę o nieco innej sytuacji, ale dotyczącej dokładnie tej kwestii. Ja nie pracuję zawodowo ale…. mam maszynę do szycia i potrafię szyć… Podwiniesz mi spodnie? Skrócisz spódniczkę? Zszyjesz bo się rozpruło…. Nauczyłam się odmawiać i nie tłumaczyć! Długo to trwało, ale udało mi się odmawiać bez poczucia winy. Nie mam działalności, nie chcę brać pieniędzy za usługi, ale nie chcę też ich wykonywać. Na początku tłumaczyłam się, miałam argumenty, ale tak naprawdę to tylko wpędzało mnie w poczucie winy. Tak, odbywałam rozmowy, ale co Ci zależy, to tylko chwila dla Ciebie, że właściwie to maszyny nie muszę nawet wyjmować…. A ja na to, że małe dzieci, tu lekarz tam coś…. Kiedyś nie wytrzymałam po prostu i odpowiedziałam, skoro tak to zrób to sama…. I wtedy właśnie dotarło do mnie, że nie muszę się tłumaczyć. Nie znoszę robienia poprawek i nie będę ich robiła! Za czekoladę, kawę, 10zł…. Nie i koniec. I okazało się, że odkąd odmawiam z przekonaniem i bez poczucia winy inni przyjmuję to zupełnie normalnie i nikt mnie nie naciąga….

Małgosik

Hej, miałam tak samo. Jestem technologiem odzieży i ciągle ktoś przynosi jakieś rzeczy do przerobienia lub naprawienia z lumpeksu. Nie docierało, że pracuje i zwyczajnie nie mam czasu. O zapłacie nie wspomnę, kawę lub czekoladę kupi później, te później nigdy nie miało miejsca ale przyniesienie ubrania do naprawy owszem. Zaproponowałam, że w tym czasie kiedy ja poświęcam czas na cudze sprawy, ma mi ugotować obiad, lub coś wyprasować, bo się nie wyrobię ze swoimi obowiązkami. Skończyło się jak nożem uciął. Albo mówię wprost, że za taką usługę krawiecką ma mi kupić to lub tamto. Ja wyznaczam wtedy cenę mojej usługi. Oczywiście widziałam, że znajomi robią oczy jak złotówki, bo byli przyzwyczajeni do mojej naiwności heheheheh.

eeee?

Serio?? Nie pracujesz, to z czego żyjesz??

AgnieszkaM

Kasiu, rozumiem, że to działa w dwie strony. Tzn. Ty sama nie prosisz nikogo o darmowe przysługi.
Tak sama nie wiem, co o tym tekście myśleć. Z jednej strony zgoda, za pracę – płaca, bo trzeba z czegoś żyć. Ale coś mi tu nie leży. Jakaś solidarność ludzka, pomoc sąsiedzka.

Ola

dla mnie to się nie wyklucza – ale pomagam czy udzielam porad prawnych pytanie na własnych zasadach – co również oznacza, że przez lata nauczyłam się odmawiać koleżance, która prosi o szybką poradę na Facebooku po tym jak ostatni raz widziałyśmy się 7 lat temu, ale również bliskiemu koledze któremu pomogłam ostatnio (nieodpłatnie), ale teraz nie pomogę bo mam mnóstwo innych zajęć. Prywatnie proszę moich przyjaciół o pomoc np. czy możesz popilnować mojego psa przez weekend, ale nie proszę ich o wykonanie ich pracy zawodowej za darmo (ej, zaprojektuj mi logo bo się przyjaźnimy). Niezłym rozwiązaniem jest również barter i uzgodnienie wzajemnej pomocy zawodowej.

Anne

Ale co to za różnica? Pilnowanie psa przez weekend może być o wiele bardziej absorbujące i wiąże się również z pewną odpowiedzialnością jak wykonanie pracy zawodowej. No i przecież są też osoby/firmy , które świadczą usługi opieki nad psami. Też mam mocno mieszane uczucia wobec tego tekstu, bo właśnie brakuje mi w tym wszystkim jakiejś ludzkiej twarzy. Sama jestem dość często „wykorzystywana” zawodowo przez znajomych i rodzinę i jasne, że są sytuacje, gdy nie daję rady pomóc i muszę odmówić, ale generalnie jak mogę, to pomagam za dziękuję.

SIMPLICITE Katarzyna Kędzierska

Myślę, że Ola doskonale podsumowała i opisała też to, co ja mam na myśli. Oczywistym jest, że pomagam przyjaciołom i znajomym, a oni pomagają mnie, również w zawodowych kwestiach, ale wtedy, gdy mamy zasoby, żeby pomagać. Tekst dotyczy sytuacji, gdy zasobów brak.

Joanna

Był bardzo ciekawy tekst Wojciecha Orlińskiego kiedyś w Dużym Formacie, który zastanawiał się nad tym, dlaczego usługi niematerialne w Polsce są tak nisko wycenianie, że dochodzimy do absurdu wykonania szkolenia za nocleg i kolację (a przecież bez szkolenia nie byłoby mnie w tym miejscu i nie musiałabym korzystać z noclegu), opublikowania pracy naukowej za opłatą (powszechne w wydawnictwach) lub pracy na rzecz klienta za 5 zł. Startuję w przetargach i zastanawiałam się jak moi koledzy po fachu (prawnicy, specjalistyczna branża) mogą dawać stawkę 40 zł brutto za godzinę. I już wiem. Po wygraniu szuka się absolwenta, który za darmo wykonuje usługi (tj. za zdobycie doświadczenia, prestiż, itd). Czyli na końcu mamy współczesnego niewolnika, który pracuje za darmo. To jest bez sensu. Wszyscy tracą – absolwent w sposób oczywisty, bo nie ma co włożyć do garnka, klient, bo dostaje słabą usługę i jego chęć do zamawiania takichże maleje (bo po co skoro w zasadzie sam jest w stanie to zrobić), no i ci co potrafią i chcieliby, ale nie za takie pieniądze.
Orliński podniósł tezę, że to wynika z braku solidarności społecznej. Jeżeli prawnik lokalny działa w stowarzyszeniu branżowym, dodatkowo śpiewa w lokalnym chórze i samorządzie rodziców w szkole, to zna swoich kolegów i wytwarza się coś w rodzaju solidarności zawodowej (napędzanej więzią w innych obszarach) i nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Ma pewność że inni też tego nie zrobią.
Czekam na taki obrót sprawy i u nas. Może powinno się zacząć od dołu tzn. absolwenci powinni odmawiać pracy za darmo? To jest zaklęty krąg – bo co z tego, że już będziesz miał doświadczenie, jak klient i tak jest przyzwyczajony do tego, że płaci bardzo mało i nigdy w ten sposób nie doczekasz swojej kolejki?

Agnieszka

Dlaczego usługa wykonana przez absolwenta jest słaba? Przecież to nie absolwent się pod nia podpisuje, a jeżeli jest słaba, to omawia się i poprawia. Tak to wynika z mojego doświadczenia. Sama jestem świeżym absolwentem i staram się jak mogę, aby to co robię było jak najlepsze. Nie zawsze się da, więcej nie wiem niż wiem, ale przyjmuję rady i pracuję nad jak najwyższym poziomem moich usług, ponieważ mam świadomość, że to nie ja się pod tym podpisuje, a moja niekompetencja nie może wpływać na pozycję mojego pracodawcy. A że zarobki na początku „kariery” są marne, szczególnie w małych miastach, to inna bajka..

Joanna

Praca absolwenta nie musi być słaba, ale i też nie są to najczęściej fajerwerki. To nie jest tekst przeciwko absolwentom – każdy kiedyś zaczynał i nawet jak się bardzo starał, to pewne rzeczy jednak przychodzą z doświadczeniem (i jakoś inaczej być nie chce). Jak zaczynasz to spędzasz np. nad daną umową/opinią 12 godzin (bo sprawdzasz, analizujesz itd), a nad kolejną podobną już mniej. Po 10 latach masz w głowie przemyślanych setki pomysłów i schematów i skutecznie je wykorzystujesz, miksujesz i po prostu znasz rozwiązanie problemu znacznie szybciej i lepsze do danego stanu faktycznego, bo już zetknąłeś się z czymś podobnym i miałeś czas to przemyśleć. Także nie dyskredytuję pracy absolwentów, bo się nie starają, tylko po prostu krócej żyją i z tego powodu mniej czasu spędzili w pracy. Agnieszko za 20 lat zobaczysz, że będziesz pracować inaczej – nie mniej, nie „lepiej” w samej pracy, ale z lepszym efektem dla klienta bez wątpienia.
Ja tylko chciałam powiedzieć, że nie można oszukiwać jednocześnie absolwenta mamiąc go pracą za prestiż i doświadczenie, i klienta, któremu sprzedaje się usługę doświadczonego specjalisty wykonywaną przez osobę na stażu. To krótka droga do wykończenia rynku. W takim otoczeniu absolwent, nawet po kilku latach pracy i przeobrażeniu się w niezłego specjalistę nie ma szans na dobre zarobki, no chyba że zacznie żerować na kolejnych absolwentach. Czyli utrwalamy system niewolniczy i mamy przeciętnie słabą jakość

Agnieszka

Teraz rozumiem i zgadzam się w pełni. Niestety, mam wrażenie, że od absolwentów wymaga się „10 letniego doświadczenia”. Na pewnej grupie na fb, Pani Mecenas zadała pytanie, w stylu „co musiałby umieć student, którego mogłybyście zatrudnić” odpowiedzi mnie zszokowały i zdołowały, w zasadzie wszystko, bo ja umiałam to to i to… no cóż, ja jestem „świeżakiem”, w czerwcy skończyłam studia i więcej nie wiem niż wiem. Wszystko robię metodą prób i błędów, coś co mojej szefowej zajmuje godzinę, mi zajmuje dzień – dwa. Mam wrażenie, że w pewnym momencie zapomina się o tym, że każdy był na początku. Chyba że ktoś się rodzi geniuszem i od razu potrafi wszystko napisać. Ja niestety często dostaje sprawy, w których na początku potrafię napisać tylko datę…;))

Ruda

Czasem, gdy słyszę, jakie ludzie mają problemy z ściąganiem należności, to chcę niebiosom dziękować, że mam takich rzetelnych klientów (podobnie jak Ty, mam kancelarię). Uważam, że to jest zmora rynku i niejeden biznes upadł przez takie działania.
Co do próśb znajomych o sprawdzenie umowy, przesłanie czegoś (efektu mojej pracy) – po kilku latach udało mi się oddzielić takich znajomych, którzy przypominają sobie mój numer telefonu, gdy czegoś chcą, od takich, dla których z przyjemnością sprawdzę jakąś rzecz, coś doradzę, bo aż tyle czasu mi to nie zajmuje, a bez wzajemnego wyliczania wiem, że na nich też mogę liczyć. Oczywiście, jeśli coś wymaga więcej czasu niż 2-3 godziny, to informuję o tym uczciwie i moi znajomi potrafią się zorientować, że to zbyt dużo pracy.

Asia

Super ważny tekst!
Też jestem prawniczką (i to na początku drogi zawodowej) i wydaje mi się, że to jest zawód, w którym praca za prestiż zdarza się nadspodziewanie często. Bo dobra kancelaria, bo super wygląda w CV – a w ramach obowiązków służbowych jest kserowanie i parzenie kawy, zero nauki czy przekazywania doświadczenia. Możesz sobie ewentualnie poczytać akta po godzinach albo odebrać telefon od klienta o 23.00.
Nie, dziękuję.

Kasia Antosiewicz

Też kiedyś popelnilam podobnu tekst na blogu i miałam najwięcej wejść z fb :) trzeba się cenic. Zawsze. Łatwiej jest jak już ma się ten komfort, że można pozwolić sobie by odmówić gdy ktoś nie chce nam zapłacić.

Witaj, Kasiu!

Dziękuję Ci za ten, tak bardzo ważny, wpis!
Ważny, bo niestety zbyt wiele osób daje się wykorzystywać za tzw. „wpis do CV”. Również miałam swoją szkołę życia. Teraz potrafię odmawiać i odpowiednio wyceniać swoją pracę. Niestety wielu jeszcze się nie nauczyło, że za jakość trzeba płacić. Straciłam przez to mnóstwo zleceń, ale gorzej bym się czuła, gdybym je przyjęła :)
Swoją drogą to niesamowite, jak wielu twórców ma wyrzuty sumienia, kiedy mówi się im, że powinni wycenić swoją pracę robiąc coś dla znajomego (no jak to, przecież to znajomy, nie wypada brać pieniędzy, obrazi się…).

Edukacja jest potrzebna. Świetny wpis!

Pozdrawiam,
Marta

Dorota

ja dostaję oferty typu: proszę napisać tekst to tym i o tym a my zamieścimy w naszym czasopiśmie. Zapłaci nam Pani x tysięcy a w zamian umieścimy w tekście nazwę Pani firmy, proszę zrobić projekt (za darmo), a my sobie wybierzemy bo z innymi firmami też rozmawialiśmy, proszę nam wstawić materiały (fizyczne przedmioty o konkretnej wartości) do zdjęć/event itd a w zamian dostanie Pani zniżkę na reklamę.

Yamaga

Bardzo dobra filozofia. Ja pracuję w szkole jako nayczycielka, praca za darmo to tutaj norma :(

Finansowa poduszka to dobre narzędzie. Pozwala przetrwać właśnie w takich okolicznościach. Bardzo dobry tekst!